PROBLEMY SZKÓŁ WALDORFSKICH

MÓJ EMAIL DO NAUCZYCIELI W PEWNEJ SZKOLE WALDORFSKIEJ W POLSCE.

Moje propozycje, frustracje. Pozostały bez echa…


Do M
Mam potrzebę napisania tego maila, bo jest we mnie sporo rzeczy do wypowiedzenia, a nie do końca mam poczucie, że powinnam je mówić : oficjalnie na kolegium
Nie chcę też Ciebie niepotrzebnie obciążać, ale może też będzie to jakoś pomocne, więc piszę
————————————————————————————
Nie ukrywam, że mam sporą frustrację tutaj przy uczeniu tej klasy, domyślałam się jej, ale chcę ją wypowiedzieć, bo jestem pewna, że to czuli inni nauczyciele, i tak może? będzie i za rok i później. Oczywiście to może wynikać też z mojego zmęczenia i wypalenia, bo ja przerwałam pracę ze względu na to, i dlatego też sprzedałam mieszkanie, wyprowadziłam się do moich rodziców, a za rok chcę radykalnie zmienić swoje życie, do czego sie teraz powoli przygotowuję profesjonalnie i psychicznie.
Dodatkowo piszę też, dmuchając na zimne. Ja po prostu wiem, że będę potrzebować wsparcia szczególnie do marca, bo wchodzę w 7 okres roczny ( 7 rocznych okresów, ostatni tuż przed urodzinami, 52 dni, najtrudniejszy. koncepcja którą Steiner chyba znał, generalnie  Stara Wiedza)
Poza tym, wydaje mi się, że przepływ informacji i, otwarcie na siebie, zaufanie i wsparcie wzajemne to jest coś nad czym szkoła powinna pracować.
Podjęłam się uczenia, żeby zaradzić problemom tylko tej klasy, żeby ich doprowadzić do czerwca i zmniejszyć chaos. Bo nie mogłam słuchać tych opowieści o angielskim, zmianach itd. Dodatkowo, nie ukrywam, chciałam poznać szkołę waldorfską trochę od środka, bo interesuje mnie każda alternatywna edukacja.
Tak naprawdę chciałabym tę klasę w przyszłym roku już nieco naprawioną pod kątem angielskiego, przekazać komuś, może tej Pani Joasi drugiej. Mam tylko takie poczucie, że jeśli chcemy, by została, to trzeba sporo zmienić.
Pewnie dostałaś tego maila mojego do rodziców, więc tylko napiszę, co zrobiłam do tej pory i co planuję, w czym potrzebna pomoc
Udało się to (i pomaga to w uspokojeniu klasy)
– Jedna stała sala. Ustalenie grafiku. Podzielenie na grupy – z T i F opracowaliśmy podziały.
– Wstawiłam tablicę na kółkach, którą Filip mi pokazał
– Usprawnienie wychodzenia, informacja o piórniku i zeszycie. – udało się to zrealizować już dziś z Filipem.
– Wszyscy mieli zeszyty. Pomógł pewnie mój email do rodziców, oraz przypominanie Filipa.
– wysłałam email z podstawowym informacjami do rodziców, i poprosiłam ich o wspólpracę.
– zaproponowałam 2 dodatkowe lekcje dla Mikołaja Ch, i oddzielnie dla dziewcząt Poli, Gabrysi, Jagody, w piątki
– ogarnęlam wyjściowy niemożebny chaos i brak dyscypliny. Ale też nie jestem ósmym cudem świata, i wiem, że bywam zbyt chaotyczna i spolegliwa albo nerwowa, gdy mam chaos wokół siebie, a jest go mnóstwo 🙁 na dobrą sprawę mało co/kto wspiera tu nauczyciela angielskiego poza Tobą, Alicją Malinowską i Filipem. Nie wspiera mnie to, że ktoś powie, że moje literki nie są okrągłe, albo że piszę skróty w liście do rodziców, albo jak dostaję jakąś książkę do oglądania w sumie nieadekwatną do 5 klasy.
I powiem otwarcie – dużo chaosu jest niezawinionego przez nikogo, tak rozwój szkoły, ale dużo jest…zawinionego. Którego można uniknąć.
Chciałabym:
– mieć te 40 min na lekcje, czyli usprawnić wychodzenie, przychodzenie, pomimo tego, że Podstawówka ma tam wcześniej wf, w piątki jest tam (w lustrzance) obiad i jedna grupa musi chwilę poczekać w sali obok, nie mam jak przygotować pomocy, a czasem jak zapisać coś wcześniej na tablicy, co by usprawniło lekcję.
– poznać lepiej te dzieci. I znaleźć z nimi nić porozumienia. Chciałam mieć te 10 minut na koniec na rozmowę czy opowieść, ale to ciągle nie wychodzi, bo jest za mało czasu.
– na tę chwilę wiem, że muszę znaleźć kontakt i zrozumieć problem: Joli, Łucji, Leona, Mikołaja Ch. (dla mnie jedyny najszybszy sposób to rozmowy z Tobą i rodzicami, poza dziećmi, bo nie mam czasu ani możliwości na wyjazdy, obozy, czy wyjścia).
– znaleźć sposób, i wypadkową pomiędzy sprawnym prowadzeniem lekcji, a niepospieszaniem ich. Uwagą dla każdego i pomocą, a nie denerwowaniem się i nie rozpraszaniem tysiącem rzeczy (Jola wychodząca lub chodząca po klasie, Leon, który nic nie pisze i jest w chmurach, dziewczęta narzekające na zapach po wfie i otwierające okna, których potem nie można zamknąć, przez powieszone girlandy, pani ze stołówki wchodząca 10 min wcześniej przygotować obiad… itd tysiąc tego typu problemów non stop
Mam kilka myśli i ciekawa jestem co sądzisz :
– przepływ informacji – jestem nowa, czy jest ktoś, kto powinien mi różne rzeczy powiedzieć, pomóc? Mam takie uczucie jakbym była nieco „nie na miejscu”, albo jakbym się narzucała. Mam to uczucie od początku obecności po raz pierwszy zebraniu rodziców, na kolegium (to może być moje odczucie, a może być że jestem jakiś niechciany spiritus movens w danym miejscu, bo czasem bywałam). Mówię to wprost, bo mam niejasne zrozumienie kto jest kim, i kto jaki ma zakres obowiązków. A  teraz powiem kilka moich obserwacji, może się przydadzą. Proszę się nimi całkowicie ze wszystkimi nie dzielić. Tylko ewentualnie mnie wyprowadzić z błędu, albo pouczyć 🙂 może przydałoby się tylko powiedzieć je Darkowi. Zrób jak uważasz. Nie wiem.
Powiem też, że ja zbyt dużo, naprawdę zbyt dużo trudnych rzeczy w życiu przeszłam, mam za sobą nieziemsko trudne życie już, by z problemem czekać zbyt długo, poza tym miałam swoją szkołę językową , świetlicę i półkolonie,  czyli działalność gospodarczą, i trochę wiem o ludziach, biznesie i problemach.
I nie mówię tego, żeby coś wytykać, wiesz na pewno, tylko dlatego, że się martwię i chcę pomóc.
Timea – i lubię i nie lubię. Nie wiem czy to ja zachowuję dystans. Być może. Ja jestem introwertykiem i podobno wydaję się zarozumiała i zdystansowana na pierwszy rzut oka (doświadczenia i wrażenia ludzi z całego mojego życia, nie stąd). Poza tym weszłam w jej zakres obowiazków. Ale naprawdę bez jakichkolwiek pretensji, czy aspiracji. Timea jest miła i ja staram się być miła. Czy ona miała mi pomóc? Mam poczucie, że dzieci jej nie słuchają i budziło się we mnie zdenerwowanie, gdy 10 minut traciliśmy na ustalanie, czyj zeszyt do kogo należy na pierwszej lekcji.
Ł w sekretariacie – nie mogę się dogadać. Od pierwszego spotkania. Mam poczucie jakby nie do końca ogarniała sprawy sekretariatu. To ona powinna być z zasady osobą, która ustali sale, sprawdzi czy wszystko jest — zegar? tablica? kreda? (pożyczyłam trochę kredy od Filipa, flamastry mam swoje, papier, kleje do pożyczania dzieciom, nożyczki, kserówki, wydruki, itd itp)
Wiem, że ludzie po prostu źle wybierają zawody, nie znając siebie. Ale czasem trzeba się szybciej ocknąć zanim życie to weryfikuje.
Pan D — na litość boską, nie można tak harować! To chyba sangwinik, ale jednak. Potrzebne mu bardzo dobre wsparcie bardzo dobrej sekretarki organizatorki. (?) Chyba Pani Łucja nie daje rady?
Yyy pieniądze? Biznes.
Ja wiem – idea, antropozofia. Ale wlaśnie materia to jest baza. Krew organizmu jak mówi moja fajna przyjaciółka antropozof.
Materialny budynek i materialne pieniądze baza dla umysłu i serca. Bez tego ani rusz. Musi być ktoś kto działa w materii. Nie tkwi w niej uwięziony jak flegmatyk. Flegmatyk stoi na straży struktury jak ona już jest. Jak jej nie ma to się gubi. Potrzebny sagnwinik i choleryk. flegmatyk powinien pilnować idei, statutu szkoły (jest?), programu, nauczania innych osób tych idei.
przykład z życia:
W zeszłym miesiącu miałam duże opóźnienie w płatności. Już zapłaciłam. Ale czekałam i czekałam, że przyjdzie powiadomienie że zaległość. Że ktoś wyśle sms. Byłam nastawiona na tłumaczenie. To normalne.
Naprawdę normalne wysyłać powiadomienie, jeśli ktoś bardzo się opóźnia jak ja, prawie o miesiąc. Wtedy nie ma stresu. Może dzwonić sekretarka. A może być takie powiadomienie z programu ksiegowego emailem smsem. Byliśmy w edu domowej kilka lat i tam był taki program, co te powiadomienia wysyłał sam, jak tylko było 5 dni opóźnienia. A chodziło tylko? o 50zł miesięcznie. Bo jak nie, to ten stres niestety jest — na głowie Pana Darka.
a tu chodzi o 1000 zł od każdego rodzica minimum.
O co chodzi z lokum? Lokal to dom. Dom to grunt pod nogami. Grunt pod nogami to bezpieczeństwo. Tu, w szkole, jest wyczuwalny brak poczucia bezpieczeństwa, i takie jakby podskórne zdenerwowanie czy niepokój. Mówię intuicyjnie. Ale jestem praktycznie pewna, że dzieci to również odczuwają, bo dzieci czują wszystko, i to bardzo wewnętrznie dezintegruje. Mam za sobą jakieś 12 przeprowadzek. Życiowo. Mikołaj 5. Wiem o czym mówię, co to jest nie mieć gruntu pod nogami. Jak to jest szkoła waldorfska i dziecko jest tu do 15.tej, to szkoła jest również domem.
Gdy we wrześniu przyszłam na spotkanie, i usłyszałam o lokalu w nowej szkole, to moja intuicja mówiła mi, że tamten człowiek kłamie, kręci. I że nie trzeba mu wierzyć. Jak najszybciej się wycofać. Teraz zrozumiałam, że szkoła ma obiecane miejsce po szkole podstawowej. Ale, że są problemy, bo Pani dyrektor obiecuje, a nie do końca chce uwiarygodnić swoje obietnice. Moim zdaniem, jest podstawa, by zapytać prawnika, co w tej sytuacji zrobić. Tak samo przy podpisywaniu umowy o dolny lokal, bo ta Pani dyrektor LO jeszcze nigdy się nie uśmiechnęła jak ją widzę. To taki stłamszony ukiszony człowiek, który prawdopodobnie nie będzie nam chciał przychylić nieba. To znaczy, że trzeba sobie zagwarantować bezpieczeństwo prawne (wymóc umowę przedwstępną, twardo JASNO KONKRETNIE negocjować warunki) albo stąd iść zanim będzie gorzej.
Pytanie zostaje – dlaczego ta szkoła wciąż natrafia na takie sytuacje? Kto je PRZYCIĄGA? Gdzie jest wdruk? gdzie w bazie jest zapisana jakaś niemożność?
Jest takie coś jak choroba, albo problemy innej natury np długi, rozrzutność finansowa, uzależnienia, depresje,  wszystko tak naprawdę zaczyna się w głowie. Choroba się lęgnie w ciele, materii, jak umysł sobie nie daje rady oraz serce, emocje (tradycyjna medycyna chińska i recall healing no i oczywiście Stara Wiedza). Problem typu – nie ogarniam pieniędzy, administracji, spraw materialnych – to też problem umysłu i serca, które to potem spycha w materię, realizuje w materii.
Ja ogólnie uważam, że to problem Polaków, oraz wszelkich grup ideowych, typu alternatywne szkoły, fundacje itd. szczególnie u Słowian. Ale to jest trauma. Może być też trauma pokoleniowa, inkarnacyjna, nie wiem. Ale to mnóstwo rzeczy do przedyskutowania jest Z BAZOWYCH RZECZY. Nie wolno tego ignorować. To tylko znaki. Grymasy pani dyrektor też są znakiem.
Materia to materia. Zeszliśmy na ziemię po to by działać w materii. Bujać w obłokach będziemy za 300 inkarnacji 🙂
Może być też tak, że to jest jakaś nierównowaga w bazie — np jeśli szkoła powstała, to kto ją tworzył? Jakie osoby? Jakie były ich cele, potrzeby, temperamenty? Czy tam była równowaga? Czy były proporcje – umysł ciało serce – myślenie czucie działanie?
jeśli czegoś było za dużo , np flegmatyka, to wtedy za mało jest choleryka czyli działania realnego w materii. Osobiście nie zgadzam się z wieloma opisami temperamentów w różnej literaturze, ale, upraszczając – sangwinik to powietrze, umysł mówienie – to np pan Darek, nie wiem co ma w domieszce.
Ale powietrze potrzebuje pewnych struktur, ono doskonale roznosi, rozprzestrzenia, łączy się, dogaduje, ale strukturę raczej da Choleryk – który tupnie nogą wyznaczy cele i pewne rzeczy ograniczy albo przekieruje. Też jest ruchliwy. Więc mieszanka z sangwinika z cholerykiem (ogień) to niezły działacz.

Być moze właśnie też dokładnie pan Darek taki jest. Ale taki człowiek wypala się. Jak to powietrze z ogniem. Dalej melancholik to juz bardziej nieruchliwa energia, introwertyczna, żeńska.

Ja jestem np melancholikiem plus cholerykiem. Najwięcej. Trochę spokoju, trochę ruchu. PAn Adam jest zdecydowanie flegmatykiem, z domieszką nie wiem czego? melancholika?
To bardzo zadumana nieruchliwa ortodoksyjna energia.
Ale co z tego wynika? Kto z kim może, a kto nie umie współpracować. Zasadniczo w układzie powinna być zawsze harmonia elementów. I wydaje mi się, że gdy będą opozycyjne tylko, to nic dobrego z tego nie wyniknie. No czysty sangwinizm i czysty flegmatyzm to rozpacz. Sagnwinik musi mieć choleryka do osiągania celów, i wsparcie. Sangwinik zaś bardzo mocno kłoci się z flegmatykiem. Flegmatyk właściwie prowokuje wybuch sangwinika. I odwrotnie. Jeden maksymalnie skupiony, drugi maksymalnie rozproszony. Uważam, że działają na siebie zapalnie. Flegmatyk chce max skupienia i struktury, a sangwinik maksymalne rozszerzanie i ruch. Oczywiście upraszczam, tylko tak myślę, ze dobra spółka musi mieć myślicieli i działaczy. Kiedyś Jordan Peterson dobrze o tym mówił, ale to inna historia.
W każdej korporacji są starterzy – sangwinicy, tacy co burzą, wymyślają na nowo, myślą poza schematem, oni odnawiają firmy, wymyślają rozwiązania gdy całośc idzie trochę na dno. Są na etacie. Ale fruwają, patrzą co jest w której części firmy w całym kraju na przykład. NAtomiast zarządzający dyrektorzy to ci, którzy na co dzień wdrażają strukturę. I zwykle nie widzą, gdy brną w problemy. Są w pudełku, in the box.
Tylko sangwinik i trochę choleryk są outside the box. Flegmatyk i melancholik i choleryk trochę firmę na co dzień i pilnują codzienności.
Moim zdaniem w ogóle współpraca idzie albo we czwórkach czyli muszą być wszystkie 4 temperamenty, albo na krzyż, czyli np lepiej się dogada sangwinik z melancholikiem i flegmatyk z cholerykiem. Oczywiście są osoby, które nie mają żadnego elementu tak dominującego. Ale osoby dojrzałe zwykle mają.
My wszyscy i tak jesteśmy ze starych inkarnacji i znamy się z innych żyć. Pytanie po co się spotkaliśmy… znowu.
Ogólnie współpraca z nauczycielami – szanuję Panią ogromnie, i doceniam Filipa, który poza tym, że młody i niedoświadczony, jest człowiekiem wielkiego serca. Dojrzała dusza.
Poza tym – lubię Pana Adama, i lubię z nim rozmawiać o Steinerze i Słowianach, znałam go też już wcześniej z opowieści, ze wykładu, bo mam znajomych z innych szkół waldorfskich. Jest flegmatykiem 🙂 To specyficzna osobowość.
Poza tym nikogo nie znam, de facto, a chciałabym. Nie mam jeszcze umowy i czuję się nieco „nieprzystawalna”. Czy jest ktoś, kto mi powie, czy mam przyjść na kolegium czy też mam nie przychodzić?
Chciałabym przyjść i zrobić tak jak na zebraniu (nie było Pani wtedy chyba). Najpierw sprowokowałam Filipa do spisania programu zajęć najbliższego semestru na kartce, i chyba sprowokowałam pana Adama do wykładu o pedagogice, potem powiedziałam, że jestem nowa, nikogo nie znam, i chciałabym wiedzieć kto jest rodzicem jakiego dziecka i dlaczego wybrał tę szkołę. I się zadziało.
Mam ochotę zrobić to samo na kolegium. Byłam raz. Mówiłam o sobie przez 15 min. Potem Pana Adam mnie zapytał czy mam wszystkie papiery (ma chyba tendencje do wyłączania się w trakcie słuchania heh 🙂 i wszyscy komentowali, że mój plan działania jest dobry i że dostanę materiały.
i powiedziano mi, że dostanę odpowiedź. I wyszłam. Na odpowiedź czekałam tak długo, że myślałam, że zrezygnowaliście.
Z materiałami problem, ja sama wiem, są tylko dla klas 1-3. Program ogólny waldorfski mam dostać do obejrzenia od Pana Adama.
Ja mam poczucie, że w ogóle jest to jakaś koncepcja do wypracowania, bo zauważyłam, że ta holistyczność różnie wygląda w różnych szkołach waldorfskich. Niektórzy robią bloki całe językowe nawet. np cały semestr po kilka godzin ang, a potem kolejny semestr brak języka angielskiego i jest np inny język. To doskonale rozwiązuje wiele spraw. Ale nie trzeba aż tak, jednak mam poczucie, że dla np 6 klasy i starszych lepiej byloby zdecydowanie zrobić blok dwu 45 minut czyli 90 min zamiast dwu lekcji w tygodniu. Bo jeśli chcemy to zrobić spokojnie, po waldorfsku, z elementami śpiewno-rytmicznymi, i żeby był czas na rysowanie i żeby było ŁADNIE napisane i narysowane, to przykro mi, ale w 45 min tego się nie da zrobić.
Da się w klasach 1-3, bo one nie piszą, albo niewiele. Nie do końca, ale daje się robić w państwówce – bo jest większośc pracy przerzucana na pracę domową. Zresztą, być może byłoby to realizowalne, gdyby od 1 klasy ktoś świetnie prowadził języki, a tak nie było.
To taka sugestia.
Poza tym myślę, że są rzeczy ważne i ważniejsze –
wiem, że klasa 5 to okres piękna i ładności, Tylko, że „ładność ” to ład , a on zaczyna się od uładzenia rzeczywistości a nie od ładnego pisania mojego w notatce, bo zwyczajnie mogę o tym nie mieć pojęcia.
Nie można komuś wytykać problemu, jak Pani Beata mi, i to nie wprost tylko o mnie do kogoś, że napisałam skróty w liście do rodziców, oraz że moja notatka byla nie-walforfska, jeśli  tymczasem w szkole ładu nie ma u podstaw. Czyli dzieci mają chaos na lekcji z winy szkoły i nauczycieli.
Taki więc widzę dysonans. Nauczanie waldorfskie, moim zdaniem, nie polega tylko na znajomości Steinera, pedagogiki i antropozofii, ani tylko na znajomości filozofii i teorii nauczania, ale na bazowym podstawowym ogarnięciu materii szkoły.
Czy dzieci wiedzą po co tu są POZA LEKCJĄ GŁÓWNĄ? Lekcja GŁÓWNA JEST GENIALNA. Zwłaszcza u Ciebie. Mistrzostwo świata. Ale czy dzieci wiedzą, że dalej lekcje?  po co się uczą nie tylko na LG  ale i na innych przedmiotach? Czy dzieci wiedzą jak się mają zachować? Czy wiedzą, że zasady obowiązują te same nie tylko na LG, ale i na dalszych lekcjach? Czy wiedzą, gdzie są ich stałe miejsca? Czy mają stałe nawyki, rutynę, pomoce w tej klasie?
Nawet jeśli jest nieusuwalny chaos, bo miejsce jest tymczasowe, to trzeba ze wszech miar uładzić chaos takimi najprostszymi środkami jak kreda tablica wychodzenie na czas, kontakt z rodzicami, przypominanie zasad, stosowanie zasad, szacunek do siebe i nauczyciela.
I być może jakiś nadzór nad spójnością przedmiotów po LG.
Wszystkich tych, które może są w cudzej przestrzeni, a nie w klasie, która daje naturalne oparcie i bezpieczeństwo harmonię i rutynę?
Ja zrobię co w mojej mocy i uładzę angielski. I współpracuję ze Filipem, który robi ćwiczenia w lustrzance. Ale doprasza się tego niemiecki.
Nie wiem jak z wf. To pewnie oddzielna historia. To jednak ruch.
To tak to widzę – taką przepaść  między genialną LG a dalszymi lekcjami. Nie wiem jak to zrobić. PRzecież ani Ty ani Filip nie możecie być na wszystkich potem lekcjach. To niemożebne. Ale jakiś sposób być musi. No musi.
———————————————————————————————————————————————-
Pytania :
– multimedia – moim zdaniem jest duży problem i rozdźwięk. od Pana Adama dostałam odpowiedź – ograniczyć jak się da. To nie jest żadna odpowiedź, moim zdaniem, bo to nic nie znaczy.
Znam zdanie Steinera nt technologii, wpływu na dzieci, rozwoju dzieci itd.
Moim zdaniem :
– rodzice powinni mieć wykład na ten temat, by zrozumieli o co chodzi , poprosiłam o to Pana Adama na zebranie 5 kl
– dzieci nie powinny mieć telefonów w szkole, albo tak żeby żaden nie dzwonił w czasie lekcji co podobno się zdarza, może nie powinny to być smartfony, sama nie wiem. Ale jak pytam Mikołaja mojego, to on nie do końca wie o co chodzi z tymi telefonami hehe
– czy nauczyciele nie mogą mieć telefonów? Kto o tym wie? Filip powiedział mi o tym, i ja się teraz zastanawiam jak mam sprawdzać godzinę w czasie lekcji wobec braku zegara i zegarka. ups..
– ale czy mutlimedia to też muzyka? próbowałam się dogadać z P Adamem i nie mogłam. Ja uważam, że zdecydowanie dzieci powinny słyszeć żywy angielski i chciałabym im nagrać płytę CD z piosenkami the Beatles i dodatkowymi piosenkami do domu, nawet tymi z książki podsuniętej przez pana Adama – bo to piosenki po prostu z tradycji angielskiej, żaden wynalazek. Mam je na licznych płytach w domu.
Piosenki the Beatles – Z rozsądkiem, żadnych nieadekwatnych tekstów, najprostsze słowa. Sztuk 8. Czterech będę uczyć, żeby śpiewali. Jedna już była na muzyce. Ja nie mam tyle czasu, by ich tych 4 piosenek dobrze nauczyć bez ich słuchania w domu, plus jednak uczę po angielsku, i chcę by rozumieli a nie tylko śpiewali. I WYMAWIALI POPRAWNIE. A to trzeba się osłuchać. Zwykle mam gitarę, dziś Jola chodząc po klasie mi ją trąciła i gitara upadła. 🙁 hmm..
Będzie faux pas jak dam im taką plytę? Problem taki, że funkcjonujemy w fikcji, i pogłębiamy tę fikcję. Mój syn ma telefon i komputer tylko w weekendy. Są zasady. Ale nadal – multimedia to jeszcze filmy i muzyka. Muzyki słuchamy. Lubimy ją wykonywać i słuchać jej. Miki ma ojca informatyka, a ja  pracuję non stop na komputerze. 5 klasa to 11 lat, to nie to samo co 1-3 kl. Jeśli angielski jest dobrze prowadzony od 1 klasy to dzieci mogą go nieźle znać bez multimediów. Ale ok 10 roku życia one powinny wejść. Dzieci powinny słuchać akcentu angielskiego, i umieć rozumieć ze słuchu. W domu słuchać. A jeśli nie – to co w zamian? Też myslałam i nie wiem 🙁 Polski nauczyciel to niestety nie to samo co native. Zapewne native by to rozwiązał. Ale dobry native. Tzn NAUCZYCIEL Z PRAWDZIWEGO ZDARZENIA, który jest jednocześnie native. A takiego ze świecą szukać. Prawdopodobnie w Niemczech on jest. Ale nas na to nie stać.
Kiedyś słyszałam też kilka anegdot na temat waldorfskich szkół. Okazuje się, że ani centrum dowodzenia Waldorf Niemcy nie jest tak ortodoksyjne jak nam się wydaje, ani też nie do końca ich idea jest zawsze dobrze rozumiana. Ja myslę, że np waldorfska szkoła to nie do końca wolna, demokratyczna, czy szkoła porozumienia bez przemocy (czyli czasami to oznacza brak jakichkolwiek zasad), a zapewniam Cię, że tak wiele rodziców myśli.
– jak stoimy z pomocami dla nauczycieli? Dotychczas robię swoje xero w domu, przynoszę swój papier, klej, kredę. I przyniosę chyba zegar ścienny bo jest w lustrzance mi niezbędny.
Bardzo długi email. Ale chyba wyczerpałam temat i więcej nie będę miała potrzeby pisać takich elaboratów. Nie każdy lubi pisać. Nie oczekuję odpowiedzi. Możemy porozmawiać.
Mam nadzieję, że nikomu za bardzo, a zwłaszcza Tobie 🙁 nie nacisnęłam na odcisk. Po 35 roku życia jednak zmieniłam podejście do życia, i zaczęłam unikać milczenia i niedomówień.
Dziękuję . Pozdrawiam 🙂
Joanna
————————————–
Drodzy Rodzice,
Mam taką dużą potrzebę więc kilka wyjaśnień.
Żeby wilk był syty i owca cała, po rozmowach z nauczycielami, zdecydowałam, że:
1. zadanie z piątku 20 marca – kto nie miał możliwości pozyskania filmu, proszę zrobić w wersji minimalnej. Skorzystać z załączników i instrukcji pisemnych.
2. Nie będziemy korzystać z facebooka czy jakichkolwiek innych aplikacji. Poczekamy na platformę, która powinna być działająca od po-świąt, jak rozumiem.
3. Wilk syty i owca cała to dla mnie jednak — żeby dzieci były nieznudzone, i żebym ja nie miała frustracji, tak samo jak rodzice.
Nie jestem w stanie wysyłać po prostu gramatycznych ćwiczeń pisemnych do Wielkanocy. To jest niemożebne. I ja tego nie wytrzymam. Przykro mi, ale nie jestem tym typem człowieka. Musi to dla mnie miec sens, a nie ma być zdjęte z księżyca i powtarzalne. Kocham gramatykę, ale w monolicie staje się nudna i można ją tylko znienawidzić. Nawet w dwa tygodnie.
Język służy do mówienia.
Tak więc zastosuję metodę poleconą przez Panią Magdę Majewską – audio. I ewentualne załączniki niezbędne.
Rozumiem, że ta metoda jest zaakceptowana. Będę być może też wysyłać link do czegoś niezbędnego – np piosenki w internecie.
Osobiście uważam, że nauczanie języka obcego w oparciu jedynie o swoje wypowiedzi to błąd. Niezbędne jest słuchanie wypowiedzi native.
4. Będę wysyłać tylko zadania obowiązkowe. W wersji minimum. Dzieci są, z tego co wiem, przytłoczone koniecznością pracy samodzielnej w domu i zagubione. Jak my wszyscy.
Choć przyznam, i to mój błąd, za późno  o tym pomyślałam, bo po 5 latach edukacji domowej my w domu czujemy się jak ryby w wodzie z uczeniem się i wiele spraw mamy wypracowanych od lat z synem. Mogę się ewentualnie tym podzielić z chętnymi.
5. Jeśli ktoś chce coś więcej z angielskiego, proszę wyrazić chęć przez email.
6. Uważam, że nawet przez ten miesiąc dzieci stracą ochotę do angielskiego, jeśli nie będzie kontaktu indywidualnego w przypadku przynajmniej kilku osób. Zachęcam do kontaktu przez telefon chociaż — i teraz wyrażę swoją szczerą opinię — uważam, że rozmowa długa przez telefon jest o wiele wiele bardziej szkodliwa, zwłaszcza dla dziecka, niż jego rozmowa przez jakikolwiek messenger, czy skype, może być zoom żeby było tajnie i neutralnie, pod warunkiem, że jest to w obecności rodzica w domu i komputer jest na kablu.
7. Nie mam absolutnie żadnych preferencji co do opcji komputerowych.
Nie jestem przeciwko żadnej aplikacji. Używam linuxa. Ale jak trzeba to się przeloguję na Win(dę).
Ze względu na dużą ilość znajomych obcokrajowców mam różne aplikacje.
Z nich korzysta się zależnie od możliwości sprzętowych
Jest Facebook, FB messenger, Skype, Whatsup, Zoom, Twitter, Youtube i inne
Weszły teraz też różne platformy do tej pory płatne czy niedostępne. windows team czy google classroom, jakoś tak to się nazywa np. (korzysta z niego PJWSTK gdzie pracuje ojciec Mikołaja), jest też jakaś opcja dana przez ministerstwo edukacji.
Problemem są systemy.  I problemem jest mania „udoskonalania” tych aplikacji.
Problemem są braki sprzętowe. Problemem jest też obciążenie internetu w ogóle aktualnie. Na tę chwilę, mimo że mam dobry internet, nie jestem w stanie przesłać nic na dysk google, ani nie jestem w stanie udostępnić filmów prywatnych z konta youtube, (ani nie mam ochoty uczynić ich publicznymi,) za duże obciążenia, za dużo ostatnio weszło tam zmian. A ja mam za mało czasu.
To oznacza, że ilość opcji się zmniejsza. I nie należy też robić nic podwójnie. Bo jest Wasza frustracja, że coś jeszcze do zrobienia i moja, że za dużo zrobiłam po nic.
Zostajemy przy emailu, audio, i załącznikach pisemnych. I ja się modlę, żeby mój smarfton dyktafon współpracował z emailem.
8. Nigdzie nie napisałam, że z komputerowych aplikacji mogą dzieci korzystać same. PRzyjęłam Agatę Dobrowolną do grupy fb, rozumiem, że działo się to za zgoda rodziców, choć miałam mieszane uczucia.
Każdy film, link i załącznik można zapisać na komputerze. Wszystko można obejrzeć razem z dzieckiem.
Może się komuś wydawać, że jestem bardzo otwarta na technologię, ale tak nie do końca jest. Jestem za złotym środkiem. Technologia ma nam służyć. Nie można się jej bać. Równocześnie jednak, są w języku obcym pewne sine qua non, przykro mi.
Jeśli ja nie jestem native speakerem, to powinnam zapewnić kontakt z takowym przez multimedia. To powinno być nawet na lekcjach w szkole stacjonarnie, i miałam to już dawniej poruszyć, ale nie chciałam się wtrącać. Jestem tu tylko na chwilę. W szkołach waldorfskich na zachodzie najczęściej po prostu zatrudnia się nativów pedagogów, (nas na to chyba nie stać, większość nativów, którzy biora mniej nie umie uczyć)
No i muszę to powiedzieć, że żyjemy (żyjecie) troszeczkę w bańce różowej. Ogólnie antropozofowie. A kali juga się kończy 🙂
Ale to dotyczy też szkół waldorfskich oczywiście. Jeśli nie wprowadzamy nauki dla rodzin czym jest waldorfskie życie, antropozofia i życie z minimum technologii,  czyli akceptujemy, że dzieci mogą mieć dostęp do komputerów i smartfonów codziennie w domu do celów rozrywkowych, to nie pozwolenie na skorzystanie np z odtwarzacza płyt do słuchania listeningów na języku obcym na lekcji jest mocnym brakiem integralności (dzieci to natychmiast czują jako dysonans i ja też tak to odczuwam) – dlatego, że to jest użyteczne i służy dobremu celowi, czego nie można do końca powiedzieć o używaniu komputera i telefonu przez dzieci w domu.
Można też zastosować opcję słuchania płyty z wypowiedziami ,  i piosenkami native w domu, a w szkole mówić i śpiewać samodzielnie (metoda Helen Doron). Tym bardziej w Polsce, gdzie problemy z nauczycielami języków obcych są i będą. Niekonsekwentne nauczanie od podstaw , od pierwszych klas są i będą także w szkole waldorfskiej, czyli dzieci nie mają szansy nauczyć się języka dobrze, bo podstawą jest wczesny początek, osłuchanie i brak blokad.
W wielu szkołach waldrofskich stosuje się też dluższe lub krótsze bloki. Raczej nie ma 45 minutówek. Możnaby zrobić np 2h w tygodniu ciągiem. Ale często stosują lekcje codzienne przez jeden semestr dla jednego języka, oraz lekcje codzienne przez drugi semestr dla drugiego języka. Nic się nie zapomina. Bo jest plan, konsekwencja, rutyna, duże wystawienie na język przez jakiś czas i poczucie bezpieczeństwa u dzieci (jeden nauczyciel, jeden program).
Szkoła wolna od technologii? No cóż, Bóg nasz kosmiczny bywa ironiczny dla tych, którzy nie cenią jego delikatnych uwag.
I teraz jest przymus technologii. Bo jej nie da się zignorować.
Nie mówiąc już o tym, że Steiner z tego co wiem nigdzie nie mówił o życiu metodą Amiszów.
Mówił tylko o zachowaniu duchowego człowieczeństwa. Ale Steiner to inna sprawa. Oraz pytania na ile kto z nas oddających dzieci do szkoły waldorfskiej Rudolfa Steinera zna jego wykłady, pedagogikę i stosunek do przyszłości.
Jeszcze media – Mój syn dostaje swój telefon tylko w weekendy. Może go „wymienić” na korzystanie z komputera. Ilośc godzin w weekend jest ograniczona. Nie mamy telewizji.
Gdy mieliśmy edukację domową korzystaliśmy tylko i wyłącznie z bardzo starych podręczników (czasem moich), zeszytów i wymyslonych zabaw i gier.
Teraz założyłam mu konto emailowe jednak, bo nie było wyjścia – ponieważ celem jest samodzielność i odpowiedzialność dziecka. Przesyłam mu email od Pana Filipa i Pani Magdy. On wstaje rano i spisuje z ekranu zadanie i robi je w zeszycie. Nie pisze całości. Do tego go nie zmuszę. Zawsze ograniczaliśmy ilość pracy. Ale nie mamy problemu z rozumieniem ani pisownią. Stosowałam globalne czytanie. Nie ma też problemu z komputerem. Tata jego jest informatykiem, a Mikołaj jest zdolny, i uczy się programować z ojcem. Ale nadal to nie powód, by miał multimedia codziennie. Właściwie im zdolniejsze w tematach ścisłych dziecko – tym mniej. Bo i tak się potem szybko nauczy.
To tyle gwoli mojego wytlumaczenia się. Ważne żeby nie było niedomówień. I żeby nie było frustracji większej niż już jest, oraz żeby nasze wartości były uszanowane.
Życzę miłego weekendu,
Pozdrawiam ciepło.
Joanna