NA PEWNO NA NIBY NA POTEM NA NIGDY NA ZAWSZE
Na pewno jestem w doborowym towarzystwie
desperatów aniołów bogiń femmes fatales
tych co myślą o idei – boże broń – prozie
wierzą wiarą niezłomną podsycaną szałem
na pewno jestem w doborowym towarzystwie
wzbudzam swoim urokiem entuzjazmu fale
tam gdzie niebo wydaje się jechać na wozie
i tam hen gdzie krzyż mały mierzy nieba skalę
na pewno moje dłonie kryją mnie codziennie
przed wzrokiem moim własnym kradzionym przez lustra
nie wiem jak chronić duszę gdzie znaleźć opiekę
myśl gubię przy studniach dusza jak wiadro pusta
myślę Brassens miał łatwiej lat dziesięć codziennie
czcił ciszę bibliotek ranił epoki gusta
zmysły dusza i wolność sens bycia człowiekiem
Jeanne czciła. i co dzień całowała go w usta
myślę Camille żyła w raju. u boku Rodin
mistrz uczył ją w nią wierzył. brał… tylko jej ciało
jej geniusz rósł wbrew niemu. chmurnych myśli burza
rzeźbić serce za wiele. rzeźbić zmysły – mało
myślę cóż mam czego taki nie dawał Rodin
matkę co brud w czyste czaruje dłoni parą
ojca co gdy zamyślę gna z dziećmi w podróże
ciszę i skrzyp hamaka pod brzozą niestarą
….
ciąg dalszy nastapi
albo nie
nie zawsze mam wenę na trzynastozgłoskowce z rymami
a do metryki śródwersowej w ogóle nie mam cierpliwości
może bym i miała gdybym wiedziała ze choćby po dziesięciu latach
coś by te wiersze przyniosły
satysfakcjonującego
ale nie
więc są tylko takie jak są
żeby trochę wyrzygac tych emocji
bo to oddala od miejsc
niebezpiecznych
dla życia