Styczen to taki miesiąc że niektórzy robią plany, postanowienia, albo cieszą się sukcesami zeszłego roku..
Podobno przeszłe życie miałam bardzo sympatyczne. Dobra niezależna praca, wygodny dom, luksusy, może i miłość. Ogólnie Venus sprzyjała. Bajka. Nawet zaczęłam pisać po koniec życia. I robiłam całe zycie w edukacji. Widać czegoś nie skończyłam..
Niezależna praca w międzynarodowej organizacji edukacyjnej…
W przeszłym życiu? To musiał być Steiner i jego szkoły. W tamtych czasach. Bo nadal niepozamykane sprawy.
Ale sukcesy.. Żadnych sukcesów w tym życiu. W klasycznym sensie. Żadnych szczęść. Czy szczęścia. Przyjemność – nikła. Wtedy gdy robota daje przyjemność. A tak mam że mi daje.
A potem mnie wykańcza.
Żadnego domu, żadnych pieniędzy, żadnych osiągnięć, żadnych zakończonych projektów.. No nic.. Haha.. Nędza.
Tak bywa.
I podobno ma BYĆ POTEM.
TAKIE WIECIE – WYIMAGINOWANE POTEM
POWIEDZAŁ PAN BÓG.
Albo źle go zrozumiałam.
Też mogło tak być…
To życie ma inne zadania. I wyzwania. Jestem na pó łmetku i po raz kolejny mam nieziemsko dosyć. No co ja do cholery myślałam planując to życie z Bogiem za piecem. Co ja kurr do cholery myślałam haha…
No że dam radę. A potem przyjdzie taki co pomoże…
MA SA KRA…
Mam spore sukcesy szczególnego typu:
Nadal żyję.
No a przecież nie muszę. Wielu uznało że nie musi. Bo za ciężko
Wyszłam z piekła.
Kilka razy.
Nie znalazłam się w szpitalu psychiatrycznym. A dwie znajome z podobnym życiorysem – nawet mniej drastycznym – tak.
Nie mam raka.
Nie wylądowałam w szpitalu … z depresją nerwicą załamaniem nerwowym.. czymkolwiek
Jakoś sama to ogarniam. Nie lubię szpitali
I lekarzy.
W końcu mam ascendent w pannie. sam sobie lekarzem sterem…
No i dziecko mi nie umarło. A mogło..
I co jeszcze?
Aha.. nikt mnie nie zabił gdzieś tam w świecie w różnych dziwnych miejscach.
Nadal mam siłę zaczynać od nowa/. Wszystko.
Prace. Projekty. Związki. Domy.
No nie wiem ile jeszcze.
Pewnie tyle na ile starczy nadziei.
Albo może po prostu mam krótką pamięć albo całkiem demencję i w związku z tym jest mi całkiem wszystko jedno…
No nie.
Demencja wyklucza depresję.
Tak więc po prostu jestem nieuleczalnie naiwna pełna nadziei
I nauczyłam się uśmiechać.
Bo wiecie tak?
Że jak się uśmiechnięcie na siłę do lustra to coś w środku tez się do was uśmiechnie.
I potem można głębiej odetchnąć.
I uśmiechnąć się NAPRAWDĘ.