Warstwy sztuki czyli o SENSIE ISTNIENIA SZTUKI/KREACJI

Intro :
Dzisiejsze senne myślenie – obudziło mnie i musiałam wstać i zapisać.
…………………………………………………………………………………………………….
Wczoraj.
Wrzuciłam do odtwarzacza REM. Słuchałam i szukałam piosenki, która by mnie jakoś poruszyła,
żebym mogła ją sobie zaśpiewać potem z gitarą.
Znalazłam „Everybody hurts” i „Nightswimmer”. Zdałam sobie jednak sprawę, że nie mogę zagrać tych piosenek i zaśpiewać… bo ich nie znam. 

WARSTWY SZTUKI
Z poezją jest tak, że ma minimum trzy bazowe warstwy. właściwie inaczej – z każdą sztuką tak jest.
Warstwa wierzchnia jest estetyczna – to zwykle każdy widzi. Efekt jest: z sensem. bez sensu. Ładne. Nieładne. Szokuje. Sprytne. Ładna metafora , ładna kreska i takie tam.
Można się ślizgać po powierzchni. Niektóre „sztuki wśród sztuki” – arts in art -mają wyjątkowo minimalną wierzchnią warstwę. Albo odstrasza. ALBO rozbudowaną tak że się ciężko przebić niżej.
A niżej mamy taką warstwę co rezonuje z nami jak rezonuje z nami. Czyli podoba nam się, rozumiemy to, „klika”, jeśli akurat jest zbieżne z jakimiś elementami naszego życia : uczucia, emocje, doświadczenia, przeżycia. Nie trzeba wiele wysiłku. Tak działa posiadanie „ulubionych” autorów i twórców.
Nie trzeba dużo myśleć. Siebie samych znamy jakoś tam intuicyjnie. Dlatego wolimy ciągle te same piosenki, które znamy od lat, i filmy, i żarty itd.
Wysiłek zawsze jest bolesny. Zawsze najłatwiej babrać się w sobie. I niegłęboko. Bo głębiej nawet w sobie boli i wymaga wysiłku.

I jest jeszcze głębsza warstwa. Rozumienie tego „co naprawdę poeta chciał powiedzieć albo wydawało mu się że chciał”. Zdecydowanie to jest. Oczywiście obśmiane. Napiszę o tym za chwilę więcej.
Żeby to zrozumieć, czyli poezję dla niej samej, dany tekst dla niego samego, a nie dla nas o nas, dane dzieło dla niego samego, to trzeba się wysilić.
Przede wszystkim na tym poziomie już nie da się oddzielić dzieła od twórcy. Niestety. Dobrze to czy źle.
Ale nadal to nie znaczy, żeby oceniać. Nie można oceniać, bo to utrudnia bycie na tym głębszym poziomie. Ocenianie to wpieprzanie samego siebie znowu w ten proces, który nas samych, jako odbiorców, za bardzo nie potrzebuje. Bo to taki poziom jak przyjaźń, że otwieramy się na drugą osobę. Ten etap, gdy on mówi a ja słucham.
No – to zajmuje czas.
I dlatego nigdy nie mówię co lubię, a  czego nie lubię, ani jakich mam ulubionych twórców.
Ja w ogóle mało czytam. Już.
Bo mi się nie chce czytać na pierwszych dwu poziomach tylko. Mam na to głęboko w poważaniu od dłuższego czasu.
Żeby więc być fajnie na tej głębszej warstwie to trzeba tego człowieka co coś do nas mówi, naprawdę dobrze poznać. Wiele jego tekstów, najlepiej wszystkie, na przykład, wszystkie piosenki z danej płyty, czyli etapu życia. Cały tomik. Całą biografię albo przynajmniej od A do B, czyli jakiś dany etap życia. Poglądy polityczne, społeczne, wypowiedzi, wywiady. Co mówi o innych ludziach. Jaka stylistyka języka, jaka metaforyka, jaki kontekst kulturowy. Jaki język sama w sobie, jak inny niż nasz, no to kolejna komplikacja.
I dalej – jaka rodzina, jakie traumatyczne przejścia, jak to odreagowywał, na co chorował, która laska go puściła w skarpetkach, i dlaczego…
Znać by wypadało więc inne teksty np. listy, artykuły, wspólne z innymi autorami poczynania,
a najlepiej go też zobaczyć w akcji na żywo. Czyli: wizerunek, fizjonomia, akcja na scenie, zachowanie przy pracy …
Jak ma jakąś parę, partnerkę i ta para jest artystyczna, weźmy Rodin i Camille, to chcąc nie chcąc, trzeba to zrobić razy dwa, czyli ją też „przemaglować”.
I wtedy wracamy do zadanego tekstu i dość bezwysiłkowo „kumamy” te metafory. Łączymy punkty. Wiemy, co ten człowiek do nas mówi. I nawet, pewnie, po co.

Artysta to taka dziwna kreatura.
Trochę jakby miał dwubiegunową albo rozdwojenie jaźni. Takie ma zadanie życiowie, misję, żeby się produkować na zewnątrz, wyrzygiwać, wypluwać, wyrzucać swoje twory z siebie do ludzi i znaczyć ślad.
Zapewne po to, żeby ten cholerny świat jakoś zmieniać, bo on cholernie trudny jest do zmiany.
A jak artysta – wizjoner no to na bank nie trafił w epokę i rzyga mocno na próżno przez dłuższy czas. Zapewne całe jego zachlapane życie. No ale tak sobie wybrał. Kontrakt z Bogiem. Potem wskoczy kilka etapów wyżej duchowo.
I takich ślimaków artystów musi być sporo.
Ostatnio mamy niedobór, bo „disco polo” (polski muzyczny fenomen), a także odcięcie od tradycji i abstrakcja (nurt abstrakcyjny) w muzyce, malarstwie… 
Taki ślimak – wychodzi z muszli, a jak tylko za bardzo nad nim dyszysz, żeby zobaczyć jak on ma tam osadzone te swoje oczy – to zaraz znika.
Pojawia się i znika.
Pojawia się i znika.
Tyle, że zawsze jak znika to ten rzyg, ta maź zostaje.
Zostaje ślad.
I rób sobie człowieku z tym co chcesz.
Najlepiej zastanów się, po co to jest.
W każdym razie, każdy artysta dla zdrowia psychicznego musi robić takie „coming-outy” i „in-y”.
Musi się okresowo chować, bo jego granice są zawsze mocno nieszczelne. To jest duży ekshibicjonizm, który, jak staje się nagle dla niego za duży, to się przeradza w bycie mnichem. Anglicy mówią – ghosting you. Staje się mnichem. ODchodzi. Znika. Odcina się od świata.
Czasem dosłownie staje się mnichem – na jakiś czas – spójrz na biografię Cohena.
Oczywiście muszla to też znieczulacze
Alkohol i dalsze.

A teraz o fenomenie polskiego nurtu muzycznego „disco polo”. Ten fenomen po prostu nie ma tej głębokiej warstwy. Tej trzeciej.  To jest mało użyteczne dla świata. Albo wcale nie jest. Nie żywi i nie zmienia.
Nie wymaga wysiłku.
Nie chodzi o linię melodyczną, choć też…
To (disco polo) wyrosło z folku, z folkloru. Takie teksty symboliczno pozornie proste z mocną kolorystyką seksualno-cielesno-symboliczną. Tyle, że folklor ma swoje archetypiczne odniesienie.
„czerwona jarzębina , korale” .. itd.
Ma konkretne umiejscowienie w konkretnej kulturze, no i konkretne osadzenie w micie, archetypie. Więc ma tę warstwę tak po prostu, immanentnie, w sobie, wspólną dla całych narodów, niezwiązaną z żadnym indywidualnym artystą.
A jak jakiś indywidualny artysta weźmie sobie kawałek takiego tekstu, wyjmie go z kontekstu i będzie jakoś tam sobie śpiewał – nie na skrzypkach, nie w stroju tradycyjnym, nie w kontekście tradycyjnego obrzędu czy święta – to się robi disco polo.
czyli
odbiorca muzyki disco – polo sobie pomyśli:
 – czuję, że rozumiem, bo to wspólnota ogólnoludzka, ale jednocześnie nie czuję więzi, i nie czuję, by to mnie zmieniało i przemieniało w danym rytuale.
(Bo rytuału i kontekstu brak.
Ktoś coś podmienił
Kurwa)
Ale co tam
Fajne
la laa lala bum bum
Aha .. jak to się ma do grupy REM, która była pretekstem dla tego artykułu?
Poznałam ich lata temu we Francji przez przyjaciela, albo więcej – petit ami.
Ale to nie był czas, żeby się wgłębiać w REM, więc nie zrozumiałam ich.  A teraz może zacznę rozumieć, jak zrobię ten proces, który opisywałam wyżej.  Jak będzie czas, bo obcowanie ze sztuką zajmuje od cholery czasu. 
A ja mam swój własny proces artystyczny w trakcie. No a te rzeczy też się nieco wykluczają.
Dlatego zwykle wtedy sięgam do tych autorów, których znam na wylot , bo „przerobiłam”wcześniej.
Cohen
Alanis Morisette
polska poezja śpiewana
i więcej

Mam setki, o ile nie tysiące książek na półkach. Mam setki płyt i setki kaset. Mam tony sztuki w domu,
ale większości nie znam.
Po prostu
Od jakiegoś czasu mówię, że nie znam.  Umiem to mówić, bo kiedyś się wstydziłam.
Bo nasza polityczna poprawność każe się wstydzić tego, że czegoś ktoś nie ogarnął,  bo oczekuje że to ogarnął na dwu pierwszych warstwach.
A to NIE TO. NIE TAK.
Stara szkoła doskonale wie, że to nie to. Dobrzy artyści nie czytają setek książek i nie oglądają setek filmów. Im starszym się jest, im więcej się robi SWOJE, tym mniej, zresztą, się odbiera innych.
Czasem to jest też współ-odbieranie, dlatego robią wspólne filmy, wspólne piosenki itd.
To też ubogaca. 
Coś trzeba jeść.
Zwłaszcza artysta musi dużo „żreć”.

Co mamy aktualnie ? Pandemię.
Czyli również kryzysy i polityczne zmiany w pewnym konkretnym kierunku.
Co najbardziej te sprawy i układy utrąciły ?
No cóż, jak uważam, że SZTUKĘ .
Tę przez duże S
………………………………………………………………………………………………………………………………………………….
copyright@joanna chołuj
link do filmu Nightswimmer REM
zdjęcie z Dreamtime