Edukacja domowa – nie ma wakacji

Co to znaczy?
Otóż uważam, że tak naprawdę jeśli edukujemy dziecko w domu to przechodzimy na nieco inny tryb myślenia i postrzegania.
Wtedy każde wydarzenie, wyjście , spotkanie, zajęcia są okazją do nauki. Aczkolwiek, zwykle nikt nikogo nie zmusza do tej nauki. Postrzegam więc bycie w edukacji domowej jako continuum. Dzieje się samo też.
Nie ma podziału – poniedziałek – piątek szkoła , a potem laba, zabawa.
W ogóle staram sie nie mówić – praca = nauka. zabawa = przyjemność
Tego typu opozycje wprowadzają zamieszanie.
Nauka odbywa się non stop i powinna być przyjemna.

Oczywiście – z mojej strony jako rodzica jest inicjatywa. Ale nie zawsze bezpośrednio muszę powiedzieć – idziemy do kina bo ten film was czegoś NAUCZY. Idziemy na koncert albo słuchamy go w domu, bo on was UWRAŻLIWI.
Nie
Po prostu włączam coś. I słucham. A oni słuchają też.. Bo? Bo są przyzwyczajeni do różnorodności? Bo to naturalne?
Choć czasem jest protest. A jak jest protest to są i negocjacje.

Według naszej gry domowej weekendy to czas na muzykę i rosyjski. Polega to często po prostu na tym że wyjmujemy swoje instrumenty. Gram na gitarze. Albo po prostu włączam jakąś muzykę.
Dziś — w telewizji internetowej -= na dużym ekranie – koncerty na żywo. Klasyka. Bach, Vivaldi. Ale było widać intrumenty, ruch, przeżycia.
Potem coś średniowiecznego.

I oto co było.
Dzieci słuchały mimochodem. To dobrze. Tak się przyzwyczaja ucho do dobrej jakości muzyki.