Chcesz otrzymać prezent?

Up for a gift?

Zapisz się do newslettera!
Subscribe!

    * Sprawdź na co się zgadzasz (Privacy policy)

    Joanna Chołuj

    Nie Każda Miała Szczęście Pokochać Toksyka

    Od toksycznego do dojrzałego związku

    Wstęp do cyklu książek

    6 KROKÓW DO WOLNOŚCI

    Niniejsza książka stanowi pierwszą część cyklu sześciu książek. Cykl ten nazwałam :

    6 KROKÓW DO WOLNOŚCI.

    Pytanie Dlaczego? Otóż chcę opowiedzieć w tym cyklu o tym, jak ważne jest uzyskanie świadomej wolności, na swój własny sposób, w nie jednej, nie dwu, ale sześciu sferach życia. Piszę oczywiście ze swojej perspektywy, perspektywy kobiety i matki, która oczywiście nie musi się pokrywać z perspektywą kobiety bezdzietnej lub mężczyzny. Uważam jednak, że wyjście od własnych doświadczeń i opisanie ich, jest cennym i poszukiwanym podejściem w literaturze. Natomiast jeśli chodzi o uogólnienia, na pewno jest możliwe spojrzenie uniwersalne na proponowane przeze mnie historie i wartości.

    Pozwólcie teraz teraz, że zaproszę Was do oczekiwania / przeczytania (zależnie od tego w jakim okresie natknęliście się na tę książkę) wszystkich pozycji cyklu: 6 Kroków do Wolności:

    • 1/6 Od toksyczności do dojrzałego związku

    • 2/6 Od trudnego do pokojowego rodzicielstwa

    • 3/6 Od przymusu do entuzjazmu w nauce

    • 4/6 Od depresji do życia z pasją

    • 5/6 Od choroby do dobrostanu

    • 6/6 Od nieświadomości do dojrzałości duchowej

    ZAPRASZAM SERDECZNIE 🙂

    Spis treści:

    Intro o tytule

    Przedsłowie 1 – po co piszę?

    Przedsłowie 2 dlaczego piszę?

    Rozdział 1. Co to jest współuzależnienie definicje , teoria

    Rozdział I Co to jest współuzależnienie – praktyka, fakty, historie

    Rozdział 2 . Cechy współuzależnionej, zachowania, szablony

    Rozdział II Cechy współuzależnionej – praktyka fakty historie

    Rozdział 3. cechy uzależnionego – elementy choroby, szablony

    Rozdział III cechy uzależnionego – praktyka, fakty, historie

    Rozdział 4. dodatkowe komplikacje – uzależnienia, zaburzenia, choroby u współuzależnionej

    Rozdział IV dodatkowe komplikacje – praktyka, fakty, historie

    Rozdział 5. jak wyjść ze współuzależnienia / symptomy wchodzenia / terapie / praca własna/rady

    Rozdział V jak wyść ze współuzależnienia – praktyka, fakty, historie

    Rozdział 6 Źródło i wzmacniacze współuzależnienia – dzieciństwo/charakter/ toksyczne otoczenie

    mieszkanie, rzeczy / toksyczne osoby / przekonania/podświadomość /rodzinne kody schematy

    Rozdział VI źródła, wzmacniacze współuzależnienia – praktyka historie

    Rozdział 7 Przeszkadzajki / cofki / co zapewni nas o braku powtórki

    Rozdział VII przeszkadzajki – historie praktyka

    Rozdział 8 Dzieci /schematy u dzieci/ praca z /

    Rozdział VIII dzieci – historie

    Posłowie 1 grzebiąc głębiej – dojrzała osobowość, jak to zrobić

    Posłowie 2 kim naprawdę jesteś i co komu jesteś winna/prawdziwie dobre relacje/związki

    – Wyznanie i lista inspiracji wspomagających pracę nad współuzależnieniem

    – Uczucia/listy/ tabele

    – Tematy do pracy własnej/ tematy z mojej terapii/

    – Jak prowadzić EFT

    – Metoda radykalnego wybaczania

    – Metoda 6 filarów poczucia własnej wartości

    Tytuł :

    Nie Każda Miała Szczęście Pokochać Alkoholika

    Intro :

    czyli wytłumaczenie tytułu

    W kilku słowach chciałabym tu powiedzieć o tym, dlaczego wybrałam taki tytuł tej książki.

    Po pierwsze – troszeczkę ze skłonności do ironii i groteski. Tak lubię. Tak mam. To sprawia, że życie jest ciekawsze i łatwiej różne życiowe sprawy zobaczyć w innej perspektywie.

    Po drugie – dlatego, że taki tytuł wydał mi się chwytliwy. Zwyczajnie. Podejście marketingowe, ale podejście marketingowe nie jest niczym złym. Wręcz przeciwnie. Zapewnia, że więcej osób po tę książkę, książkę internetową zapewne, sięgnie. Więcej osób, nawet nie bezpośrednio dotkniętych problemem alkoholizmu, zechce do niej zajrzeć, ściągnąć, przeczytać, a może O Tak! Zadziałać na jej podstawie w swoim otoczeniu. I o to chodzi. O szerzenie świadomości.

    Po trzecie i ostatnie, i najważniejsze, chciałam zaznaczyć tu coś bardzo ważnego. Chodzi o moje podejście do tematu alkoholizmu w społeczeństwie, moje spojrzenie na temat baaaardzo szerokie. Otóż i owszem, czytałam książki o współuzależnieniu i alkoholizmie, które są pamiętnikami osobistymi. Książki na papierze i książki w postaci blogów. Czytałam także wiele książek terapeutycznych, których lista niewyczerpująca pewnie znajdzie się na końcu jako załącznik do tej książki. Będziecie mogli aktywnie uczestniczyć w powiększaniu tejże listy.

    NIE CZYTAŁAM jednak nigdy książki, która podjęłaby temat alkoholizmu i współuzależnienia szeroko, jako problem duchowy, związany z rozwojem osobistym, psychologiczno-psychoterapeutyczno-duchowy. To znaczy, gwoli jasności, czytałam takie książki, i słuchałam takich wypowiedzi, ale nie bezpośrednio w kontekście alkoholizmu, lecz raczej toksycznych relacji w społeczeństwie. Mówię o pracach filozofów i psychologów i działaczy duchowych takich jak: Krishamurti, Chrystus, Budda, Arystoteles, Carl Jung, Ayn Rand, Nathaniel Branden. Ale mówię też o polskich psychologach jak pani Katarzyna Miller i Jacek Santorski, Ewa Woydyłło, których bardzo cenię.

    Tylko, że ja chciałabym to połączyć. Nie da się? A może się da. Połączyć historie osobiste, konkretnie historie związane ze współuzależnieniem, głównie kobiecym; bo to mój przypadek, i nie podejmuję się pisać o przypadku współuzależnienia mężczyzny; połączyć z elementami wizji filozoficznej i psychologicznej .

    Ale do rzeczy — moim zdaniem, i zdaniem tych mentorów, których wymieniłam powyżej, nie ma czegoś takiego jak przypadek. Wszystko się dzieje po coś. Wcieliliśmy się tu na tym świecie, aby pewne rzeczy przeżyć, przejść. I pomyślne ich przejście sprawi że będziemy szczęśliwsi i wejdziemy na wyższy poziom świadomości. Co to znaczy? To znaczy, że trzeba dziękować naszym „wrogom”, naszym trudnościom i naszym alkoholikom. Jeśli spotkaliśmy się, to znaczy, że mieliśmy się spotkać. I nie chodzi o jakieś fatum, czy opatrzność, tylko o to, że gdzieś tam, kiedyś tam dane sprawy nie zostały załatwione w przeszłości. Może przez nas samych, może przez członków naszej rodziny. I problem się powiela. Schematy się powielają. Na przykład : z ojca na syna, z matki na córkę. Albo z matki na syna…

    Ja ze swojej strony powiem, że jestem wdzięczna tym kilkunastu mężczyznom, z którymi miałam toksyczne związki (tak tak, to nie pomyłka w liczbie), bo dzięki nim – dzięki tym związkom coś zaklikało we mnie, coś się ruszyło, i zdecydowałam, że chcę się uwolnić. Wejść na wyższy poziom świadomości. Nieważne jak górnolotnie może to brzmieć w Waszych uszach. A niech! O to chodzi. Żeby być BARDZIEJ SZCZĘŚLIWYM, A JEST SIĘ BARDZIEJ SZCZĘŚLIWYM, JAK JEST SIĘ BARDZIEJ WOLNYM I ODPOWIEDZIALNYM ZA SWOJE SZCZĘŚCIE I WOLNOŚĆ.

    W skrócie – chodzi o to , by osiągnąć wolność osobistą, wieść wolne życie, dojrzałe życie. I to nie tylko w dziedzinie związków.

    (co nie oznacza bycia feministką wyzwoloną, która nienawidzi mężczyzn! Nie o tym mowa)

    ……………………………………………………………………………………………

    A teraz czas na Was. Jak Wy rozumiecie ten tytuł?

    Przedsłowie Pierwsze :

    czyli: Dlaczego piszę ?

    W tej książce zdecydowałam, że będą dwa Przedsłowia czyli Wstępy. (Przed – Słowia, bo lubię neologizmy, odświeżają myślenie)

    Pierwsze Przedsłowie powie to Dlaczego piszę, drugie Przedsłowie powie Po co piszę?

    A nie są to takie same pytania.

    Dlaczego więc? Odpowiedzi jest wiele. Oto kilka z nich :

    Piszę, dlatego że już nie mogę dłużej NIE pisać. Łączy się to zapewne ogólnie z moją niemocą pisania w ogóle, ale ostatnio odkryłam, że było tak dlatego, że nie napisałam najpierw tego co w moim życiu najistotniejsze, czyli mojej traumy dzieciństwa, moich toksycznych związków. I owszem, pisałam dużo o dzieciństwie i o związkach. Ale były to, jak ja to nazywam, różowe opowiadania. Opowiadania, w których w lekkich różowych słowach opisywałam jaka to byłam szczęśliwa, spełniona, zakochana. Był też dziennik całkowicie czarny, cały w ciemnym zakątku nawet nie duszy tylko ciała, by nie powiedzieć dokładnie jakim zakątku…

    Ale to był dziennik tajemny, ukrywany przed rodziną i mężczyznami. Były też dwa blogi, przy czym jeden na hasło, odblokowywany i zablokowywany, o który były awantury z moim partnerem, jednym z… Ten czarny blog jest nadal w necie. Nazywa się Uparcie i skrycie.

    Jest też drugi blog i trzeci o tytule Współuzależnienie. Wszystkie aktualnie porzucone. Bo to nie tak. Opisanie tej historii nie polega jednak ani na zwisaniu z tej lewej mańki i użalaniu się nad sobą, ani z tej prawej i w górnolotnych tekstach radzenie innym jak to zrobić by się odciąć uwolnić wyjść. Musi być jakiś złoty środek. I myślę, że ta książka, po tylu już latach od mojej terapii i tamtych blogów jest takich złotym środkiem. Ani zbyt terapeutycznie, ani zbyt intymnie.

    Piszę też, dlatego że film nie pomieści wszystkiego, a pisać jest to całkiem inna dynamika niż robić film. A co do filmów, to zrobiłam ich już całkiem sporo, marnej i niezłej jakości, ale jednak je zrobiłam i cieszą się sporą popularnością na moim youtube. To mi właśnie powiedziało, że jest potrzeba mówienia więcej i więcej i bardziej otwarcie o współuzależnieniu. Może jakoś inaczej, może jaśniej, może w szerszym kontekście. Jakoś inaczej niż się mówiło do tej pory. Albo po prostu może każde pięć , dziesięć lat potrzebuje nowej książki. I tyle.

    Swoje filmy w necie zrobiłam także dlatego, że coś się we mnie przelało już. Przelała się szklanka, przebrała się miarka. Mój wkurw.. powiem wprost, zadziałał – na to, jak wygląda społeczeństwo, jak bardzo wykoślawia się pojęcia „kobieta” „mężczyzna”. Jak bardzo kobiety nie wiedzą o co w ogóle chodzi w tych związkach. Nie, że ja pozjadałam wszystkie rozumy, ale wiem (i Wy zapewne tez) trochę więcej niż aktualne 15latki, 20latki nieraz! Wiem, bo jestem nauczycielem i rozmawiam z nastolatkami, mam „dostęp” do ich myśli. Wiem, że nie wiedzą często nic w wielu dziedzinach życia, od własnej tożsamości, przez talenty, do wartości i związków.

    Tyle.

    Dlatego też piszę, że teraz już POTRAFIĘ to zrobić. Moje poczucie wartości, moja samoocena, pewność siebie, nad którym pracowałam pozwalają mi na to. Nie jest lekko, nie. Ale już mogę.

    Acha! I ostatnie, piszę dlatego, że nie podoba mi się, świadoma czy nieświadoma indoktrynacja kulturowa, czy też powielanie dawnych mitów na temat współuzależnienia a nawet alkoholizmu poprzez kulturę. Co jakiś czas powstaje film o alkoholiku. I zazwyczaj dobry. Ale coś tam zawsze jest nie tak. Z kobietą zwykle. Coś , co nie dotyka prawdy. A także dlatego piszę, że filmów /książek stricte o KOBIETACH WSPÓŁUZALEŻNIONYCH fabularnych filmów, zwyczajnie nie znam.. bo.. może ich nie ma. Najlepszym jaki znam jest Czekolada, ale nie jest to wprost o tym. A jeśli znacie takie filmy, to napiszcie o nich poniżej.

    ………………………………………………………………………………………………..

    A teraz czas na WAS:

    DLACZEGO chcecie pisać ze mną TĘ KSIĄŻKĘ Nie Każda Miała Szczeście Pokochać Alkoholika ?

    Przedsłowie Drugie:

    czyli: Po co piszę tę książkę?

    Odpowiedzi znów może być kilka. I na pewno wymyślicie ich dużo poniżej. Ja mam kilka takich oto:

    Piszę po to by było lepiej na świecie 🙂 🙂

    Albo aby było po prostu Dobrze – bo często lepsze jest wrogiem Dobrego 🙂

    piszę po to by pokazać drogę wyjścia ze współuzależnienia, z toksycznego związku, aby pokazać nie jakoś zarozumiale, tylko po prostu pisząc o sobie. O wszystkich swoich porażkach, które nauczyły mnie, że to są tak naprawdę kierunkowskazy. Po prostu skręciłam nie tam, gdzie trzeba, bo nie posłuchałam się intuicji czyli duszy.

    Pisze po to, żeby więcej było takich drogowskazów w świecie, na razie polskim. Wierzę w masę krytyczną. Uważam, że w Polsce nie ma jeszcze masy krytycznej jeśli chodzi o wiedzę o uzależnieniach i współuzależnieniach, a na przykład w Stanach Zjednoczonych jest. I hej! Nie chodzi o to, żebyśmy się czuli gorsi! U nas jest jak w Anglii na przykład. Tam problem picia i współuzależnienia jest też wielki. A w USA mniejszy problem wynika z ich prohibicjonistycznej religii protestanckiej. Coś za coś. Są mniej gościnni więc, bardziej powierzchownie mili 🙂 Choć nie będę się tu podpierać statystykami i odnośnikami, TO NIE JEST TRAKTAT NAUKOWY.

    I na koniec, piszę , bo bardzo silnie chcę powiedzieć, że ja naprawdę miałam cholernie ciężko w życiu (będę używać czasami przekleństw, choć wy nie musicie 🙂 I teraz też nie jest mi lekko. Ale uważam, że to nikogo nie usprawiedliwia. Wyszłam na prostą! Znam takich, którzy z bardzo trudnego dzieciństwa podnieśli się jeszcze wyżej. I brawo dla nich. W każdym razie piszę po to, by pokazać, że się da, niezależnie od głębokości dna, oraz ze robi się to nie siedząc i narzekając, i tkwiąc ze swoimi chceniami i marzeniami w martwym punkcie, ale robi się to spoglądając na innych bez zazdrości jak na drogowskazy, i idąc za nimi. Słowem, ROBIĄC COŚ, A NIE TYLKO MYŚLĄC O TYM.

    Pójście na terapię lub przeczytanie książki to już jest akcja, działanie. Jak zrobicie jeden krok to za nim pójdą kolejne. Trochę wprzód trochę w tył. Jak w tańcu. Ale ruch musi być! Jak w tangu. Bo działamy zwykle w relacjach. Jak w sieci, w matni, w tangu. Wszystko jedno jaka metafora. Nie działamy w próżni. Dlatego jest i tak bardzo trudno i tak … bardzo łatwo. Drugi człowiek to lustro. Akcja reakcja. Nie ma że tylko jego wina… i jego działanie jest ważne. Tak samo, jak alkoholik, uzależniony, tak i współuzależniona może/musi podjąć inicjatywę zmiany. I na pewno się da. Ja przeszłam z punktu A do B, potem cofnęłam się do A (kilka razy), potem znów do B, i teraz jestem przy C. Ale i to nie jest koniec. Ja uważam, że życie to może być i kroczenie do końca alfabetu. Pomyślcie ile dziedzin, zadań, ról macie w życiu! Pozytywne i miłe jest to, że jak się „odwali” te trudniejsze początki alfabetu, to potem całość niemiłosiernie przyspiesza. Dla mnie sztuką jest teraz nie skoczyć do Z tylko iść przez wszystkie etapy jak Pan Bóg przykazał.

    Acha, i „odwali” nie w sensie negatywnym, tylko tak jak się odwala tony skał czy drewna, czy ziemi, która tarasuje nam przejście. Ja widzę tu kopalnię, setki metrów pod ziemią.. Powoli wychodzimy na powierzchnię. Powoli…

    film video na YB Po co mówić o współuzależnieniu Joanna Chołuj OkiemMatki playlista Związki toksyczne

    https://youtu.be/rbFQXj1lDQ8

    Film Po co mówić o wspóluzależnieniu

    …………………………………………………………………………………

    W teraz Wy:

    Po co chcecie pisać ze mną tę książkę Nie Każda Miała Szczęście Pokochać Alkoholika?

    Rozdział 1.

    Co to jest współuzależnienie?

    teoria, definicje

    Moja definicja :

    Współuzależnienie to taki zespół zachowań osoby WSPÓŁUZALEŻNIONEJ, które sprawiają że JEST ONA W STANIE funkcjonować w związku, relacji, układzie pracowniczym gdzie po drugiej stronie jest OSOBA UZALEŻNIONA lub inna osoba zaburzona, w jakiś sposób toksyczna.

    Współuzależnienie – uzależnienie to taki układ. Takie sine qua non. Taki taniec, do którego trzeba dwojga. Nie ma tak, że uzależniony jest sobie samotną planetą w kosmosie i na nikogo jego zachowanie nie oddziałuje. Oddziałuje. I owszem. Na wszystkich. Kwestia tylko jak długo osoba uzależniona, alkoholik, jest w pobliżu tej drugiej osoby na którą oddziałuje. Im dłuższe, trwalsze relacje, tym większe wzajemne oddziaływanie.

    Weźmy taką ilustrację :

    Alkoholik idzie do pracy. Przebywa tam kilka godzin. Jedne osoby postrzegają go jako miłego człowieka, inne uważają że jest lekko dziwny. Może toksyczny. Jeszcze inne czują, że coś przyciąga je do niego jak magnes. „To taki uroczy człowiek, trudno mu nie wyświadczyć przysługi, dusza człowiek”. I pani sekretarka będzie spełniać każde życzenie takiego pana dyrektora alkoholika, brać nadgodziny, kłamać za niego i ukrywać jego „dziwne” niezręczności i zapominalstwo. Zacznie się zachowywać jak współuzależniona. Ale cóż, to tylko kilka godzin w pracy. W domu ma swoje inne życie. Być może całkiem podobne z natury, z innym uzależnionym, lub inaczej toksycznym mężem. Na przykład.

    Albo owa pani sekretarka będzie czuła się źle przy takim dyrektorze i szybko zmieni pracę… jeśli ma dojrzałą osobowość. Jeśli nie czuje potrzeby wchodzenia w taki układ, bo.. nic jej on nie da. Nie będzie puzzlem, który idealnie pasuje, wg określenia z książki „Alkoholik instrukcja obsługi”.

    Albo inna ilustracja.

    Alkoholik jest w domu. Nadszedł właśnie weekend. A jak co weekend, on kupuje sobie setkę wódki i powoli pije. Zwykle udaje mu się skończyć picie przed poniedziałkiem. Ale czasem „udaje mu się” tylko dzięki żonie, która mówi – Jutro musisz rano wstać do pracy. I tak jest od lat.

    Ta żona jest współuzależniona. Ona towarzyszy swojemu alkoholikowi w jego uzależnieniu. Tańczy z nim ten taniec. Jest pasującym puzzlem. Odnaleźli się w tłumie. Toksyczne dwie osoby zawsze się odnajdują. To zawsze jest – ten idealny On i ta idealna Ona. Deja vu. Z dzieciństwa.

    Mój Film na YB OkiemMatki Joanna Chołuj

    Co to jest współuzależnienie

    Definicje z innych książek:

    O współuzależnieniu od Pauliny Młynarskiej : Odradnik na błędach s 104

    „jeśli Twój partner jest uzależniony – nieważne, od alkoholu, narkotyków, leków ,seksu, pornografii, gier komputerowych, hazardu czy też od wszystkich tych rzeczy jednocześnie , a Ty nie potrafisz uwolnić się z tego związku, koniecznie idź na terapię dla współuzależnionych. (…) To poważna, wyniszczająca choroba która może zniszczyć nie tylko Twoje życie, ale też życie Twoich dzieci. „

    Z książki Małżeństwo na lodzie Janet Woititz :

    s 11„Piszę tę książkę o tych z Was, które żyją z alkoholikiem i czują się samotne. Nie jesteś samotna. Miliony kobiet żyją z alkoholikami. To piekło jest prywatne, ale problem – społeczny. „

    s29 „nie możesz żyć z aktywnym alkoholikiem nie ulegając głębokim zmianom. Każda ludzka istota, którą poddawano by codziennie takiemu bombardowaniu jak Ciebie, byłaby godna podziwu ze względu na sam fakt przeżycia. Zasługujesz na medal. Wiem że to nie jest łatwe. Nie wiesz czego oczekiwać za dzień – a nawet za godzinę… (…) Jesteś chora. Rozwinęła się w Tobie choroba, którą nazywamy współuzależnieniem.

    I od Melody Beatie z nowego wydania „Współuzależnienie”. Oby można było powiedzieć i o Polsce, że tak kiedyś będzie…

    „Temat współuzależnienia i sposobów na powrót do zdrowia stał się uniwersalny. Zdefiniowanie tego bólu było jak odkrycie ognia. Ludzie wciąż na nowo dokonują tego odkrycia. Tysiące z nich zaczynają podróż, w którą wtedy wyruszyłam. „Jesteśmy częścią rozprzestrzeniającego się ruchu, którego czas właśnie nadszedł „– napisałam w Beyond Codependency (…) To były prorocze słowa. Pojęcia takie jak przyzwolenie, wytyczanie granic, troska o siebie weszły do głównego nurtu, przeniknęły do kultury. Te nieznane wcześniej pojęcia, o których mówiono wyłącznie w niewielkich grupach ludzi powracających do zdrowia, są teraz szeroko omawiane prawie wszędzie.”

    Z książki „Alkoholik instrukcja obsługi” J.Reisch-Klose, E.Głowacz s 10

    „Związek z osobą uzależnioną to transakcja wiązana – biorę ją/jego i picie jego w pakiecie. (…) Taki rodzaj relacji boli. Jest to miłość, która bywa cierpieniem. Kochać alkoholika to trudna miłość. Może się wydawać, że im bardziej się kocha, tym bardziej boli. Czasami im bardziej osoba współuzależniona stara się, tym bardziej nie wychodzi.”

    ………………………………………………………………………..

    A teraz Wy. Jaka jest Wasza Definicja Współuzależnienia?

    Rozdział I

    Co to jest współuzależnienie?

    Praktyka, fakty, historie

    Nazywam się Joanna Chołuj. Myślę, że mój pierwszy związek współuzależnieniowy to był po prostu mój pierwszy związek. Nawet ten całkiem platoniczny, gdy miałam lat 19. Było to 1993r. Mój pierwszy chłopak był bardzo miły, ale ja zawsze byłam ta milsza. On był bardzo grzeczny, ale ja byłam chorobliwie nieśmiała. Był całkiem prostym chłopakiem, z całkiem prostym zestawem ulubionych piosenek, zajęć i sportów. A ja byłam ambitna, perfekcjonistyczna, inteligentna szara myszka, która uważała już od początku, że ten mężczyzna, który się mną interesuje to jest zawsze „ten właściwy”. Bo to oni mają prawo wyboru, decyzji. Ja nie. Moje zadanie to dostosować się i być miłą. Wedle idei, którym hołdowano w mojej rodzinie, a które moja babcia, która mieszkała w naszym domu rodzinnym wyrażała wprost – mężowi nigdy nie wolno „przeciwkować się”.

    Mój pierwszy związek nie przetrwał długo. Myślę dziś, że mojemu chłopakowi było w nim trochę niewygodnie. Może nie miał on dużych ambicji ani wielkiej inteligencji. Ale był to z gruntu dobry i sympatyczny gość, który NIE BYŁ W ŻADEN SPOSÓB TOKSYCZNY. Nie pasowaliśmy do siebie i tyle. Ale on to wiedział. Ja tylko czułam. On podjął szybko decyzję o rozstaniu. Ja nie byłabym w stanie. Ani wtedy ani niemal… nigdy. Prawie wszystkie związki moje toksyczne, około dwudziestu ich było, przerywał mężczyzna. Jemu dawałam to prawo. Sobie go odmawiałam. Zawsze wydawało mi się, że coś można jeszcze zrobić. Że muszę coś poprawić. Że to moja wina.

    Nie będę opisywać wszystkich moich związków. Dwa z nich, pierwsze, zawarłam w Polsce, do 1996roku, a potem to było już czyste szaleństwo podróżowania po świecie, randkowania, łączenia się w pary, rozstawania. Nie potrafiłam być sama. Mężczyzna być musiał. Byłam kobieta na każde zawołanie, tą która spełniała każde życzenie i kontrolowała na maksa. Byłam tez kobietą bluszczem. Tą która zawsze kochała za bardzo, nawet jeśli w ogóle go nie kochała… Ale to on, ten mężczyzna, dawał mi sens istnienia. Nie potrafiłam istnieć poza związkiem. Tylko tak widziałam prawdę mojej egzystencji. Tylko przez pryzmat uzależnienia-współuzależnienia widziałam świat. Musiały być mocne wrażenia. Musiała być ta huśtawka uczuć, którą znałam z dzieciństwa. Inaczej nie wiedziałam co się dzieje. Czułam się źle, nienormalnie, chora.

    Szukałam towarzystwa mężczyzn, bo wydawało mi się, że od nich nauczę się tego czym jest prawdziwa miłość. Uczyłam się tylko czym jest cierpienie. Wydawało mi się, że oni pokażą mi czym jest pokochanie kogoś prawdziwie. Właściwie.. w większości związków nie kochałam. To nie była miłość. To było uzależnienie od bycia kochaną, zadbaną, zafiksowaną w układzie. To było współuzależnienie. Zgadzałam się na wszystko. Robiłam wszystko o co prosili. Dostosowywałam się do bólu do ich żądań i pragnień. Byłam kameleonem. Spajałam się z nimi całkowicie. Przyjmowałam ich poglądy, punkt widzenia, maniery, styl bycia, pasje zainteresowania, religie. Oczywiście dlatego, że moje zaburzenie to było współuzależnienie, które w niektórych związkach przechodziło w osobowość zależną. Oczywiście także dlatego, że nie miałam własnej tożsamości. Albo inaczej! Bo przecież każdy ma jakąś tożsamość. Rodzimy się z pewnym planem na życie, celem życiowym naszej duszy. Jesteśmy jednocześnie właściwie i białą kartą na której wychowawcy zapiszą swoje, i kartą zapisaną sympatycznym atramentem… A więc mogę powiedzieć o sobie, że mężczyźni tak ze mną postępowali, a ja zgadzałam się na to, bo miałam tę tożsamość totalnie zdeptaną i wypartą w najgłębszy kąt podświadomości. Od dzieciństwa. I miałam poczucie wartości na poziomie minus sto. Notorycznie.

    Moje pierwsze związki były to związki „delikatnie” współuzależnione. Zwykle efemeryczne. Mężczyźni zakochiwali się i rzucali mnie. Zapewne także dlatego, że ja wchodziłam już w związek z myślą albo raczej podświadomym nastawieniem że zostanę porzucona… To się nazywa poczucie odrzucenia, wbudowane. Syndrom odrzucenia który narodził się już jak byłam dzieckiem. Potem to tylko nieustannie powielałam. Nikt nie mógł mnie pokochać, bo ja nie dawałam się pokochać, a także dlatego, że nie kochałam samej siebie i nie kochałam właściwie nikogo naprawdę. Osoba współuzależniona, moim zdaniem , nie kocha naprawdę. Tylko zaspokaja swoje współuzależnieniowe potrzeby bezpieczeństwa i inne. Prawdziwie kocha się gdy się pozostawi za sobą szablony toksyczne i zacznie budować w sobie osobowość dojrzałą.

    Moje pierwsze związki były więc krótkie. Potem miałam związek z pierwszym partnerem seksualnym, który stał się takim bo… zgwałcił mnie, za moim przyzwoleniem. Tak to jest. Współuzależniona mówi tylko ciałem Nie. Ciałem które się spina. Jej usta zwykle mówią Tak. Albo nic nie mówią. To był gwałt. I zostawił na mnie głębokie piętno.

    Potem było już tylko gorzej, bo pozwalałam przekraczać nawet te granice do tej pory nie przekroczone – czyli intymne, cielesne, seksualne. Jeśli do tej pory miałam zdeptaną tożsamość, to potem było wrzynanie się aż do krwi w te resztki tożsamości, które miałam. Ale ja się na wszystko zgadzałam. Bolało. Bolało jak cholera. Ale cóż z tego, jeśli można było zyskać choć na jakiś czas poczucie bycia kochaną, potrzebną, oszukać się na parę chwil, że jest dobrze i tak jak powinno być.

    Podsumowując, związków współuzależnieniowych miałam kilkanaście – wszystkie. Związków w których funkcjonowałam jako osobowość zależna – może z pięć. Z nich najistotniejszym był związek z moim mężem muzułmaninem, Pakistańczykiem, o którym opowiem w rozdziale o poligamii czyli komplikacjach dodatkowych przy współuzależnieniu. Ta historia jednak łączy się z inną, czyli z uzależnieniem od seksu. Wspomniany maż muzułmanin, oraz jeszcze jeden mężczyzna, w którym byłam nieziemsko zakochana, byli seksoholikami.

    Miałam również dwa kilkuletnie związki współuzależnieniowo-uzależnieniowe z alkoholikami. Owocem obu związków są moi synowie. Jeden z moich partnerów wyszedł na prosta i zaczął się leczyć. Drugi – nie.


    Oto poniżej okruchy mojej historii zapisanej w dziennikach papierowych/internatowych, które pokazują myślę bardzo naocznie jaki mętlik ma w głowie współuzależniona osoba, podczas życia z uzależnionym. Jak bardzo wciąż pali jej się grunt pod nogami i jak bardzo takie życie przypomina szaloną huśtawkę, szaloną sinusoidę uczuciową. Przy czym wszyscy w układzie toksycznym przyzwyczajeni do tego żeby „się działo”. Mocne wrażenia.

    Pamiętam, że do tego było po terapii współuzależnienia najtrudniej się przystosować. Do normalności. Do tego że już nie jest AŻ TAK. Aż tak pięknie, aż tak różowo, aż tak niebo-wysoko. Ale zaakceptowałam to pewnego dnia z radością, bo zrozumiałam, że jednocześnie nie jest też Aż TAK DENNIE, ŹLE, CZARNO. Poza współuzależnieniem może być spokojnie i normalnie, stabilnie i z temperaturą 36,6.

    blog uparcieiskrycie http://uparcieiskrycie.blox.pl/html/1310721,262146,169.html?3

    bezdomna

    czuję się parszywie. czuję się parszywie bezdomna. po raz kolejny czuję się parszywie bezdomna. w wieku 35 lat gdy wydawało się że już udało mi się stworzyć rodzinę i dom, gdy wszystko szło niby dobrze — okazało się że tak naprawdę idzie źle. więc kolejne fiasko.
    jestem w domu rodzinnym. uciekłam – bo tak trzeba to nazwać – z domu mojego partnera – bezrobotna bez zasiłku. na garnuszku rodziców. z dzieckiem rocznym na utrzymaniu.
    w tym domu rodzinnym już dawno mnie nie ma. moje książki i stare meble przed wiekami znalazły przytułek na strychach. mój dawny pokój zaludniony jest eleganckimi i prostymi meblami z żurnala. stos książek w rogu na i wiklinowa szafka pasują tu jak pięść do nosa. ja takowoż.

    mieszkanie w którym żyłam jescze dwa lata temu jest wynajęte. marzę o powrocie tam, ale to mrzonka! potrzebuję tych pieniędzy z wynajmu, i potrzebuję być tu blisko rodziców którzy pobawią czasem dziecko nie zaś tam daleko hen z drugiej strony warszawy

    węzeł gordyjski

    dzisiaj byłam totalnie rozkojarzona, zła, poddenerwowana. jego smsy znów wprowadzały mnie w stan stresu, który od razu bezmyślnie wyładowałam na dziecku krzycząc na nie. Bogu ducha winny robaczek.. pohamowałam się zaraz, ale i tak czułam, że jest źle. nie potrafię się wyizolować, zdystansować do tych emocji i informacji. całkiem nie potrafię.

    obiecywałam sobie już nie raz, za namową terapeuty, że będę czytać smsy raz dziennie wieczorem. co jakiś czas bywa jednak taka cisza przed burzą, wydaje mi się że jest spokojnie i zaczynam zaglądać do telefonu częściej i piszę częściej – a potem masz! znowu wyrzuty i zarzuty. a we mnie znów rodzi się błyskawicznie poczucie winy bo porzucam ten znienawidzony telefon „aby się ładował” (abym go nie widziała i nie słyszała) i przez kilka godzin nie odpisuję. tak i dziś, On domagał się odpowiedzi na ważne pytanie. tak, zgadzam się, ważne jest to, że jesteśmy w sytuacji patowej, że trzeba znaleźć wyjście z sytuacji. ja miałam jednak wiele pomysłów jak sobie radzić i przekazywałam Mu je wielokrotnie, wcześniej – ostatni z moich pomysłów to – mediator. ktoś trzeci, ktoś obiektywny, obecny przy naszej rozmowie o przyszłości.

    ale On ten pomysł odrzuca… bo przecież wystarczyłoby podobno bym go zrozumiała, bym się zmieniła, bym była miła. poza tym dla Niego aby rozpocząć terapię (lub spotkanie z mediatorem) trzeba mieć motywację, a dla Niego sytuacja działa demotywująco…

    ot zagwostka 🙁

    czyli On zgodzi się na mediatora jeśli ja będę uśmiechnięta, miła, otwarta i znów zacznę poświęcać Mu tyle uwagi co dawniej,

    a ja – ja nie będę uśmiechnięta miła i otwarta i nie zamierzam mu poświęcać tyle uwagi co dawniej (tym bardziej, że na razie próbuję w bólach odnaleźć to co utraciłam, czyli siebie) , bo na to trzeba rozwiązania konfliktów i problemów a do tego niezbędny jest terapeuta lub mediator

    i kto przetnie ten węzeł gordyjski?

    miałam sen

    dziś nad ranem. zwracam ostatnio uwagę na sny. dlaczego? otóż w książce Toksyczne słowa jest napisana ciekawa rzecz, w którą uwierzyłam: jeśli trudno jest ci zaufać swoim uczuciom i to co On mówi im przeczy, posłuchaj podświadomości, tam nie ma miejsca na logikę, tam jest zapisane to jak naprawdę się czujesz, co się z tobą dzieje…

    a mój sen był taki:

    ulicami szła zwarta grupa ludzi, to było trochę w klimacie filmów Kusturicy. tak smutno-groteskowo. myślałam, że to pogrzeb, potem jednak uzmysłowiłam sobie, że wszyscy są jasno ubrani, a na przedzie idą państwo młodzi. panna młoda ubrana na biało. dochodzą wszyscy do rozwidlenia dróg czy do skrzyżowania. jest jakiś przewodnik, który biegnie i krzyczy – Nie rozdzielajcie się! Nie rozdzielajcie się! Jest jednak za późno i orszak rozdziela się. jedni idą tu drudzy tam… myślałam we śnie – ojej, ojej, gdzie jest Ona? gdzie jest On?

    potem się obudziłam

    nerwowy…

    Ktoś skomentował, że mój partner jest nerwowy… o tak! bardzo, prawdopodobnie jest wrażliwcem z natury, a przy założeniu, że jest uzależniony od alkoholu i ma problem z agresją, plus boryka się tak jak ja( albo tylko je przeżywa nie próbując nic rozwiązać) z wspólnymi naszymi problemami prawnymi, sądowymi, rodzinnymi, komunikacyjnymi,

    jego zachowanie jest powiedziałabym „normalne w tych okolicznościach” czyli a-normalne.

    i faktycznie chyba, drogi Komentatorze, „nie ma sensu”.

    ale kto powiedział, że odejść ze związku jest równie łatwo jak w związek wejśc? kto powiedział że odkochać się równie łatwo jak zakochać? 🙁

    nie ja, holender! ja jestem współuzależniona, póki co, ale wszelki Bóg, katolicki czy muzułmański, mi świadkiem, pracuję nad tym…

    miodowy miesiąc

    Partnera wzięło ostatnio na czułości, ma ostatnio dobry humor. ale najpierw zaczął mnie strofować , mówić o tym co mam zrobić by było dobrze. a potem powiedział, że sam się postara. może to znów zaczyna się kolejna faza , miodowy miesiąc. tak podobno jest w przypadku uzależnienia od alkoholu oraz agresji, tak jest że działa to w cyklach.

    miodowy miesiąc czyli jest dobrze, potem narastanie napięcia, a potem wybuch – rozładowanie napięcia.

    muszę pojechać do naszego niegdyś  wspólnego domu, umówiliśmy się wiec na spotkanie. jak będzie? prawdopodobnie oboje będziemy starali się zachować pozory „normalności”. to się może udać, jeśli unikniemy drażliwych kwestii i rozmów np o spotkaniu mediacyjnym które nas czeka.

    tak, naprawdę uważam, że lepiej nie rozmawiać już o tym co każde z nas będzie tam miało do powiedzenia. tak będzie lepiej

    On chyba chce się pogodzić. a w każdym razie wykazywał wolę porozumienia. pokłóciliśmy się kilkakrotnie podczas mojego pobytu dwudniowego w domu. o? o wiele sformułowań które moich zdaniem były agresywne a jego zdaniem – nie. ale ogólnie moje odczucie jest takie że mam mętlik w głowie. tak, bo nie wiem sama czego chcę. On był miły, tak , zaczął się miodowy miesiąc. on znów zaczął mnie uwodzić. ale czego ja chcę? boję się tego ewentualnego powrotu, choćby na próbę. on uważa, że mediator może zasugerować że nie da się rozwiązać konfliktów i problemów z komunikacją, jeśli nie spróbujemy znów zamieszkać razem… czy na pewno coś takiego zasugeruje?


    ja się po prostu boję. boję się tego powrotu. i chyba… nie chcę? najbłahsza przyczyna to chyba taka, że nie będę miała tyle czasu dla siebie ile mam obecnie. choćby dlatego, że dziecko przyzwyczajone jest odbywać drzemkę w wózku na podwórku. w domu mogę go zostawić samego ale przed blokiem nie. czyli? tracę dwie godziny łażąc bez sensu po mieście, zwłaszcza zimą gdy nie można nigdzie usiąść bo zimno.. ja nie chcę! te dwie godziny są dla mnie cholernie cenne, 2h w ciągu dnia wolności.

    Zaklinanie przyrzekanie czarowanie

    hmm, to co napisałam ostatnio brzmiało chyba… optymistycznie dosyć?

    a przecież dziś w naszym dawnym domu, po którejś już ostrej kłótni powiedziałam mu prosto w oczy – Przyrzekam na Boga, więcej tu nie przyjadę, a na pewno nie przyjadę z dzieckiem.(kłóciliśmy się przy małym)

    po czymś takim on wyszedł do łazienki. zapalił. potem wrócił i … objął mnie i powiedział – chyba tak nie myślisz, prawda?

    powiedziałam, że myślę, że nie mam ochoty rozmawiać z nim już kiedykolwiek, bez pośrednika, bez mediatora. i? i … właściwie kłóciliśmy się, albo dyskutowaliśmy bo stonowanym głosem, dalej…

    gdy wróciłam do rodziców, i babcia oraz mama zadały mi nieśmiertelne pytanie – co u Niego? nie byłam w stanie nic powiedzieć. nie wiem, ja nie wiem. miesiąc miodowy?

    nie mogę się doczekać mediacji. to musi być przełom.

    …………………………………………………………………………………………………………..

    A jakie są Wasze historie związane ze współuzależnieniem?

    Napiszcie. To nie musi być całkiem krótkie.