Chcesz otrzymać prezent?

Up for a gift?

Zapisz się do newslettera!
Subscribe!

    * Sprawdź na co się zgadzasz (Privacy policy)

    an(g)ielski głos Tracy Chapman drży
    ktoś prosił bym napisała piosenkę
    piosenkę.. to proste i słów potrzeba niewiele
    ktoś prosił… lecz jak obdarzyć je dźwiękiem
    to słowo, które gdzieś w moim ukryło się ciele
    bezradnie spojrzałam… ta szorstkość papieru
    jego biel obojętna i pusta odrażająca się zdała
    słuchałam głosu Tracy, słuchałam nut i plików transferu
    na ekranie peceta pasjanse tarot wirtualna kabała
    studiowałam wiedzę tajemną, może ona odkryje
    mojej egzystencji cel i istotę, może muzyka ukoi
    smutki, co gnieżdżą się we mnie może oswoi niczyje
    wyrozumie i wytłumaczy sens egzystencji mojej
    a może uda się zamknąć je, przysypać makiem druku
    wysłowić co niektóre, wykrztusić nad a cztery powierzchnią
    a wtedy błogi spokój w dalekim duszy zaułku
    na całą długość płyty – zamieszkałby na wieczność
    [for myself][2000]
    [mój pierwszy wiersz]
    2
    leśna orgia
    kiedy milczenie osiada
    cienką warstwą na powierzchni strachu
    pokrywa ciszę i smutek
    dotknięcia są lekkie i zimne
    kopulują aby ocucić
    resztki ciepła osowiałe i w powietrzu nieme
    bo nawet skrzypienia podłoża
    nie słychać tylko kukanie gdzieś wyżej
    i dzięcioła dotknięcia
    obsesyjne szybkie bolesne
    2000? 2001?
    3
    koncert
    to było środowego popołudnia
    biegłam na spotkanie Bacha
    praca praca siedemnasta uciekam
    autobus pociąg autobus kościół tłum bilety są
    oczekiwanie
    zimna cisza drewnianych ławek
    zagnieżdżają się w nich powoli różnej maści melomani
    jest
    nuta otwarcia
    jest
    robi wrażenie
    Bach
    pasja świętego jana
    [nic bardziej w chrześcijańskiej teologii nie oddaje napięcia pomiędzy duchem i ciałem]
    pasja
    cierpienie
    duch z niego uleciał
    duch czy Duch
    Chrystus cierpiący
    Chrystus cielesny
    Chrystus człowiek z ciała i duszy
    lecz człowiek nie Bóg
    umarł bo człowiek
    ?zmartwychwstał
    cóż pociąg wyszłam przed końcem ostatnia nuta stracona
    nie dowiem się może nigdy
    nie było mnie tam gdy on zmartwychwstawał
    pobiegłabym do grobu
    włożyłabym palec w ciało
    uwierzyłabym
    w prawdopodobienstwo
    [2000]
    4
    ***
    dziękuję
    za-bycie
    za-obecność tuż-obecność niekonieczną
    za-słowo
    tak..
    chętnie..
    za-dane
    tak
    chętnie
    za-pytanie
    za-dotknięcie intymne
    za-spojrzenie rozbrajające
    za-wahanie i za-troskanie
    za-myśl i za-uczucie
    za wszystko co niezauważalnie przepłynęło pomiędzy moim i twoim naskórkiem
    [for P.D.][2000]
    5
    ***
    tęsknię za tobą
    i odchodzę
    tęsknię za tobą
    i wciąż nie ma mnie tam
    tęsknię za tobą
    i pragnę i milczę i tłumię i łaknę
    lecz tęsknię naj-dalej
    z oddali
    tęsknię za tobą
    i kto inny mnie dotyka
    tęsknię
    i innemu mówię
    tak
    jeszcze…
    tęsknię za tobą
    i nie wracam
    niepewna
    czy
    tęsknię za tobą
    czy tylko tęsknię za tobą
    dalekim
    [forR.A.][2000]
    6
    ***
    popadam
    popadam
    popadam
    w grafomanię
    chory objaw
    zły skutek humanistycznego wykształcenia
    jak nimfomanka pożądam nowych wrażeń
    bez zaspokojenia
    bez końca
    bez spełnienia
    narkotyk nie niósłby większej radości
    narkotyk mój
    słowo moje
    wnika
    wchodzi
    syci
    wszystkie moje uzależnienia
    których efekt –
    słowo
    ja kobieta
    ja człowiek
    rodzę
    wydalam
    [formyself][2000]
    7
    ***
    przyśniłeś mi się na jawie
    i zapomniałam kim jestem
    przyszedłeś do mnie
    we śnie
    i utraciłam wizję świata
    nie żal mi
    świata i siebie
    tylko powiedz mi proszę
    kiedy
    już nie
    już nic
    już nikt nikogo
    kiedy zeskrobać warstewkę amnezji
    odgrzebać ocucić wskrzesić
    samotność
    [becauseofR.A.][2000]
    8
    zielonek
    konik polny głuptas
    nie powiem idiota bo w wierszu tak nie nada
    nie wypada
    ale głuptas konik
    zielone stworzenie długie nogi
    och gdyby był blondynką
    ale nie jest
    zielonek potuptał na daszek mojego peceta
    już jest na górze
    włazi skacze
    zniknął
    co robisz głuptasie?
    nie trawa tu
    znajdę cię
    wypatrzę
    zielonek
    zadomowił się u mnie
    bezczelnie zadreptał ścianę pokoju
    pionową
    (powiedzmy)
    białą
    tapetą krytą
    zadomowił się za granicą
    świata własnego
    okna mojego
    i został
    przypuszczam
    bo nie wiem
    chcę wierzyć że został
    chcę wierzyć że zostać można z dala od
    i żyć
    chciałam wierzyć nie wiedzieć
    wierzyć
    więc zgasiłam komputer lampkę światło drzwi
    zamknęłam
    spać poszłam
    za granicą drugiego pokoju
    [becauseofmyself][2000]
    9
    Madredeus
    teresa śpiewa
    docierają do mnie dźwięki
    harmonia wikła rytm popycha przyspiesza
    w-koło w-koło kołowrotkiem nut
    jeszcze raz
    śpiesznie
    zwolniła
    i teraz znów ona ten głos
    chcę rozumieć i nie potrafię
    czuję tylko jak wzrasta
    groteskowa trywialność nastroju
    obce słowa
    nie rozumiem
    dlaczego dotyka mnie i porusza to czego nie rozumiem
    doprowadza moje łzy do stanu wrzenia świadomość
    że jestem sentymentalna
    2000
    10
    ***
    gdybym teraz odeszła
    nie pozostałoby po mnie nic
    nikt nie zapamiętałby pustki przestrzeni wąskiej
    dwudziestu siedmiu lat nicości niekonsekwencji bezradności
    nikt nie zauważyłby odejścia kilku procent zwietrzałej samotności
    kto miałby zauważyć
    tylko miś pluszowy osowiały w kącie pokoju
    nie miałby siły bronić się przed kurzem
    tęskniłby za pieszczotą dłoni
    11
    ***
    ?jak to było
    te słowa z pamięci mi wyfrunęły
    ?jak to było nie pamiętam
    uroczo przenośna metafora przeniosła się nagle w
    niebyt nie pamiętam i nie wiem
    do którego zaułku pamięci sięgnąć powinnam
    niewątpliwie zagnieździły się tam
    dwie komórki zaułkowe dobra i zła
    w pierwszej wszystkie moje nie-wiersze myśli przeczucia
    które odeszły niechciane nie zapisane
    jak szkoda mi ich dziś
    może gdzieś tkwią na dnie pierwszej komórki
    zaułkowej
    lecz blask ich ledwie ledwie gdy spoglądam do wewnątrz
    siebie
    widzę tylko ciemność
    i boję się wyciągnąć dłoń
    w przeszłość
    a w drugiej komórce zaułkowej
    ugrzęzło to co niechciane nie zapisane
    co boli
    jego słowo odchodzę
    twoje słowo nie pragnę
    i zdanie listu długie bolesne “pani teksty nie warte nic porzucić proszę innym zostawić zapomnieć”
    słowa jegomościa pewnego profesora na stanowisku
    poważnym
    wiedzą i lat doświadczeniem uśmiechniętego
    złośliwie
    może nie warte nic
    wsiąknięte w tkankę umysłu
    moje słowa lecz nie warte nic
    wdeptane w podłogę świata moje życie
    bez wsiąkających w tkankę umysłu
    moich słów
    12
    pani pozna pana czyli Syndrom Alicji w Krainie Czarów
    wymagany jest pewien poziom wrażliwości
    niezbędny
    by uczucie w sferę moją odczuwania
    przeniknęło
    wymagany jest pewien sposób postrzegania
    nieodzowny
    by współrzędne naszych oczu przecięcie punkt wspólny
    znalazło
    wymagany jest istotny dar słuchania
    konieczny
    by ulotne słowa-myśli z kręgu zaklętego naszych jaźni nie
    umknęły
    wymagany jest wysoki wskaźnik poczucia humoru w sytuacjach zaułkowych
    upragniony
    by obawę kobiecą uśpić ciiiicho i pocałunkiem i słowem
    ukoić
    wymagany jest śmiertelnie niebezpieczny pruderyjnie zakazany poziom stężenia temperamentu seksualnego w krwi
    potrzebny
    by dnia biel szarówki szarość nocy cień zamieszać wstrząsnąć filtr nałożyć i grayscale w true color permanentny
    zamienić
    wymagany jest pewien współczynnik mądrości pod ciśnieniem zmiennej
    objętością gazu i barwą kameleona pod dotknięciem papierka lakmusowego
    jak płomień czystej jak powietrze lekkiej jak przeciwieństwo próżni nie-próżnej
    całkowicie niezastąpionej
    by pasma dni cierpienia
    związać
    dwa końce i pasmo mych włosów mych uczuć mych chander
    roz-dzielić roz-zumieć roz-plątać
    wymagana jest nieograniczona dawka bezcennej końskiej konika odporności morskiego
    użytecznej
    by przypływy odpływy księżyca wpływy na naturę kobiecą rybią sprzeczną wedle cykli miesiąca
    poznać
    wymagane jest ..
    to już wszystko
    proszę o złożenie w terminie jak naj
    późniejszym
    swojego cv w językach polskim peruwiańskim chińskim francuskim
    w formie wirtualnej trzy d ulotnej jak email w przestrzeni kosmicznego bagna
    internetu serwerów protokołu tcpip
    swojego aktu urodzenia na dowód że się urodził urodził znaczy istnieje więcej niż wirtualnie
    dyplomów świadectw świadectw dyplomów dowodów
    ukończenia podjęcia osiągnięcia zajęcia pozycji opuszczenia dopuszczenia misji dymisji
    badań medycznych
    psychiatrycznych testów analiz psychofizjologicznych
    zaświadczenia o niekaralności płodności społecznej akceptowalności
    zaswiadczenia o
    zaświadczenia na
    zaswiadczenia za i przeciw ..
    to wszystko
    zapewnia się całkowitą dyskrecję
    13
    modlitwa bluźniercza
    czy dziewictwo może być cnotą?
    pustka która uzdrawia chroni jałowa otacza
    wydętym gotycko płaszczem opieki madonna niby
    z godzinek wołania i różańca seplenionych paciorków
    poczęta w pełni jawnie pustka z której przelewam w próżne dzbany weselne
    błogosławiona ta która zamknięta nietknięta
    rozkoszą przenikania do wnętrza
    która zasklepiona w sobie czysta
    tajemnicę poczęła samorodnie
    bez dotyku bez potu orgazmu spermy bez krzyku
    płodność niezapłodniona błogosławiona
    anty
    bezpłodność
    począć była w stanie
    i to
    zapłodnione myślą zaistniało
    czy bezpłodność może być cnotą?
    zawsze myślałam
    że jest mi przeznaczone wyjałowienie wnętrza
    niemoc mikroskopia szczegółu
    zasklepiła się ta myśl w mojej głowie
    wczepiła wessała z krwi czerpie życie
    zapłodniłam ją sama o bezpłodności refleksją
    i wierzę
    jestem bezpłodna
    więc nie lękam się przenikania wejścia spełnienia
    jak anty-madonna
    otwarta rozwarta bezpłodna
    i wszystko mi wolno i duszo hulaj bo piekła
    nie
    ma-
    donno
    otwarta zawsze na prośby
    niepokalanie poczęta
    nie pozwól

    14
    wyznanie nihilizmu
    sytuacja
    gdy to się jeszcze nie zaczęło
    a tamto jeszcze trwa
    nigdy nic do końca
    zawsze tuż przed i jeszcze nie
    pomiędzy
    zawsze kłamstwo fałszywe spojrzenie
    nic rzeczywistego nic co trwać by zechciało
    nic na czym stanąć by można
    bez obawy że wciągnie
    bagno grząskie zarwie się lodem
    nic niczego nikomu nigdy
    w postaci czystej
    przeziębiony chłodem
    bezczelny smutny wstydliwy
    mój osobisty
    nihilizm
    15
    ***
    wiersz
    to trochę inny rodzaj myślenia
    delikatniejszy w spojrzeniu
    to ostrzejsze zbliżenie na obiekt
    precyzyjniejsze dopracowanie rzutu okiem
    doskonalsze wygładzenie uczucia
    pełniejsze nasycenie barwą
    w porównaniu do myślenia naturalnego
    do niemyślenia
    ale może się mylę
    przecież niezupełnie wiem czym jest wiersz
    niewiersze skrobię po cichu
    więc nic nie wiem o wierszy pisaniu
    a niewiersz
    to trochę inny rodzaj myślenia
    delikatniejszy
    w spojrzeniu…
    intencję zawiera
    egoistyczną potrzebę
    zapisania
    ale może się mylę
    co o poezji wiedzieć może niewierszy grafopis
    tylko tak mało
    że myślenia wciąż tyle
    że przepełnia i dławi więc dzielić się trzeba
    i niedobre oddzielić
    od dobrego
    jedno w sercu zachować
    drugie wystukać wydrukować przeczytać
    oddać innym
    zapomnieć
    16
    dylematy
    to niby takie proste
    wyjechać opuścić połączyć odnaleźć i być
    niby takie proste
    być zostać zrozumieć wytrwać i kochać
    takie proste
    kochać oddać wszystko zrezygnować i żyć
    proste
    żyć nie posiadać nic nigdy do końca ciebie nie mieć na zawsze lecz
    kochać
    gdy na pytanie masz kogoś mówię nie nie mam nigdy miała nie będę
    dylemat posiadania rozterka przynależności
    nie nie mam ciebie
    bo nie ma ciebie
    dla mnie
    mówisz jestem dla ciebie zawsze zawsze i ty jesteś dla mnie
    zawsze
    ale rozterka podwójności
    istnieje
    jak można należeć i nie należeć być i nie być
    jak można
    można
    i tak jest
    więc nie nie mam
    ciebie
    bo nie ma
    ciebie
    dla mnie
    na zawsze będziesz cały
    zaborczo
    niemój
    [becauseofR.A.][2000]
    17
    żart w złym guście
    miłość od pierwszego wejrzenia
    tak
    to się nazywa miłość
    ale od pierwszego wejrzenia
    jest pomyłką już po chwili
    uwiera
    i jest
    jak buty które kupiłem od pierwszego wejrzenia
    przyciągnęło mój wzrok to coś
    czego nie miały inne
    krótko-trwała jednak ekstaza
    po chwili była już odciskiem na delikatnym naskórku
    mojej lewej połówki serca
    [?][2000]
    18
    miłość z rozsądku
    miłość z-myśli-ona
    niespontaniczna krytyczna nieswoja
    cudza we mnie zalęga się zlega
    miłość z rozsądku pomyślałam
    odnaleźć trzeba by
    serce chore zasklepiło się skrzepło
    pod lodowatą skorupą śluzówki poniżej dna
    rozsądku
    a nie wie nic niech nie wie ten który mnie pokochał którego ja pokochałam na nowo
    z rozsądku
    po co szukać daleko znam swoją duszną trudność
    kochać miłością prawdziwą po co
    wszystko topnieje
    zostaje popiołu garść cynowo-cynicznego w kolorze
    rozsądku
    więc zdam się na los na wszystko
    zgodzę się na tę drugą
    usnę w pustym samotnym łóżku
    wezmę na kolana jego syna jej syna
    przeklnę pocałuję czarne loki córeczki
    nocą w pracowni poświatą monitora zalanej
    zapomnę wybaczę zrozumiem
    ucichnę spowszednieję wysnuję
    prostą refleksję kobiety z rozsądku w miłości oddanej
    że nie czas już
    nie czas obecny miniony spóźniony
    na łzy pragnienia sumienia wyrzuty
    na dzieci rodzenie
    z miłości rozsądek wykluję zklonuję i tą myślą zapłodnię na zawsze
    więc zrozum dlatego ta miłość z rozsądku
    by ciszą otoczyć ostudzić moją dla ciebie
    miłość z serca i duszy wszechwładną zaborczą zazdrosną
    ostudzić rozsądkiem by ciało trzydzieści sześć i sześć miało nie więcej
    gdy przy niej dotkniesz mnie dłonią
    ostudzić rozsądkiem by zmarło mi serce i zimnem trupiarni taiło podskórną gorączkę
    gdy przy niej dotkniesz mnie myślą
    i jeszcze dlatego że nadmiar jest we mnie
    miłości dla ciebie
    i rozsądniej przy tobie dla ciebie mieć miłość z rozsądku
    niż usychać z serdecznej miłości do ciebie
    samotnie
    [for myself][2000]
    19
    słowa
    znów pada
    to męczące
    obserwować upadłe nagie
    przytuliły się do ziemi
    wszystko im jedno
    czy ktoś je podniesie
    odklei od mokrej powierzchni
    wszystko im zimno
    czy ktoś je ogrzeje
    ochucha osuszy
    dojrzy
    znów pada
    to męczące
    przygarniać wciąż drżące zziębnięte
    rozpuszczą się w deszczu
    spłyną do ścieku
    wsiąkną w trawę
    trudno
    wtedy już tylko
    przyłożyć ucho i słuchać
    [4 myself][2000]
    20
    dekadent milenijny
    żyć
    rzyć
    rzygać
    brzydkie
    brzydka
    brzydko
    słowa w słowie słowem
    słowo rzygać brzy..
    dzę się..
    bie samej
    rzyć..archaizm..rzyć nabrzmiała
    żyć obrzydło
    co mam zrobić by ocucić porzucone i obrzydłe już marzenia
    nic
    porzucić żal i wyrzut
    zrzec się
    żądzy marzeń
    żądzy życia
    umrzeć
    [2000]
    21
    ***
    to prawda
    nie jestem w najlepszym humorze mój drogi
    to prawda ochoty na humor dziś nie mam
    to prawda to prawda zanudzę cię prawdą
    masz rację nie robię tu nic
    nic nie wiem niczego już nie chcę
    zapadam się w nudę
    cieplutko
    zanurzam się w nudzie
    przyjemnie
    nie myślę o niczym
    to kłamstwo
    to kłamstwo co mówię
    bo prawdą jest to że już nie wiem co prawdą jest żywą
    bo kłamstwo od wewnątrz pochłania otoczką
    pół prawdy
    pół kłamstwa
    gdzieś wewnątrz mnie
    na dnie jest
    [for P.D. ][2001]
    22
    ***
    nic nikogo
    winić
    nic nikomu
    winna nie chcę
    być niczyją nie należeć do nikogo
    nie przemawiać nic ni słowem czułym nie
    chcę obiecywać nic nikomu by nikomu obietnicy
    i nadziei nie odbierać
    i – nie – na nic mówię
    zranić za nic umiem
    przecież
    za nic na nic mówię i przysięgam
    gorzko nocą niecnotliwie za nic nicość która mnie opadła
    oddam
    [forR.A.][2000]
    23
    ***
    jeśli jest się
    jakby poetą
    niecałkiem pisarzem
    obłudnie kobietą
    pół-złudzeń malarzem
    technikiem niejako
    a w duszy nijaką
    to kim w istocie się jest?
    [becauseofM.M.][2001]
    24
    ***
    jestem
    kim jestem
    jestem polonistką humanistką informatykiem technikiem specjalistą
    do spraw suportu sekretarką asystentką standardystką kłamczuchą profesjonalną z obowiązku
    i z potrzeby prywatnej
    nieufną zamkniętą w sobie wobec ludzi szczerą uśmiechniętą panienką
    przed komputerem pracy oddaną i aktywną z konieczności i poczucia obowiązku
    znudzoną nie w humorze zdemoralizowaną pracownicą uparcie i rozpaczliwie pragnącą wyrwać się z
    jestem
    pesymistką zawiedzioną tracącą wiarę w swe możliwości zdecydowanie dążącą do celu
    obojętną na czas przestrzeń i otoczenie pozbawioną złudzeń
    zapalonym twórcą stron internetowych pracoholikiem pozaprofesjonalnym
    nałogowcem sieci webowej fanem grafiki komputerowej o aspiracjach profesjonalnych
    perfekcjonistką i bałaganiarzem artystką o wrażliwej duszy poetką pisarką grafomanem
    uzależnioną od pióra i wyznań na papierze ekshibicjonistką prezentującą duszę i twórczość
    otwarcie online potrzebującą uznania i uwagi nie znoszącą wścibstwa i pytań kandydatką
    na fotel psychiatry ofiarą postepu techniki i elementem ludzkim przynależącym do e generacji
    kobietą jestem
    kobietą dwudziestosześcioletnią jak głosi metryka kobietą o dziecinnej buzi
    i naiwnym postrzeganiu świata dziewczynką lubiacą spać z misiem nimfomanką nastolatką
    niedojrzałą pod spojrzeniem mężczyzny o polskich rysach i charakterze kobietą młodą
    o wybujałym temperamencie seksualnym i nigdy niezaspokojonym pożadaniu
    kobietą kobietą kobietą jestem
    o podwyższonym poziomie hormonów męskich w organizmie więc chorą o zaburzonej równowadze
    czynników fizycznych i psychicznych zagrożoną w krótkim czasie uwidocznieniem
    i dominacją cech męskich a więc wypadaniem włosów chociażby i utratą delikatności i gładkości
    skóry pryszczatą nastolatką brzydulą kaczątkiem pięknością słodką lalką barbie o figurze
    a-idealnej i kształtach półobfitych i kim
    jestem nie wiem lecz jestem
    czterdziestostokilkuletnią zgorzkniałą starą panną samotną z wyboru i z przymusu oszalałą z tęsknoty za
    oszalałą w pogoni za niezaleznością i prawdą kobiecości wyzwolonej lecz kobietą uległą
    w miłości i miłości pragnącą wiernie tej jednej jedynej wielkiej miłości idealnej którą znaleźć tak trudno
    jestem
    zakochaną kobietą w tym jednym jedynym którego nie ma tu
    zakochaną nie tak i nie w porę i głupią naiwną pierwszą lepszą idiotką jestem zagubioną
    osobą o duszy nadczułej na nieszczęście cudze i obojętną i bierną niemą i aktywną pasjonatką
    i trzeźwo reagującą w potrzebie własnej i cudzej jestem wszystkim tym każdą z nich jestem
    bezustannie i wciąż taka jestem niezmiennie jestem tak zmienna kobietą przecież jestem
    co mnie nie usprawiedliwia zupełnie nie ja po prostu
    sobą jestem
    [becauseofmyself][2000]
    25
    **
    po prostu
    powiedz mi to czego nie chcesz powiedzieć
    powiedz mi to co chcesz ukryć
    zaufaj mi posłucham cię i nie będę płakać
    zaufaj mi pójdę za twoim maleńkim dalekim dzwoneczka głosem
    obiecuję ci że tak
    obiecuję ci że nie
    obiecuję ci że dotknę ciszy twojego oddechu
    obiecuję że nie przerwę szeptu twoich snów
    tylko
    powiedz mi czego naprawdę potrzebujesz
    teraz
    [tłumaczenie powyższego w. 2000]
    26
    czas
    czas coraz krótszy
    dni
    dni letnie wydłużyły się tak mówili
    nie
    nie zauważyłam
    dla mnie czas wciąż za krótki
    potrzebowałabym jeszcze ciut
    jeszcze kilka centymetrów czasoprzestrzeni
    minuty na miarę kupię
    godziny na łokcie niech kto mi odmierzy
    minut kilka zostało
    taka samotna reszta kilku minut
    gdyby nie one zaganiane wskazówką dłuższą w prawo w prawo
    aż do dwunastej
    byłaby już była wybiła piąta
    minut siedem sześć pięć..
    sekundowa chudzina sprinterka przegoniła leniwą minutówkę
    która zastygła bez ruchu bo na nią patrzę
    udaje nieżywe zwierzątko
    liczy że nie zauważę jej ruchu jej życia
    czas wciąż coraz krótszy
    przestrzeń czarna czasu między linearnością wskazówki i kropkowatością kropki dwunastej
    zmniejsza się
    zmniejsza
    jest minimalna…
    nie istnieje
    wybiła piąta
    [for myself][2000]
    27
    ***
    on prosi
    bezgłośnie
    wszystko jest naturalne i jasne
    bezgłośne
    przyjdź przyjedź zostaw opuść zmień
    adres mieszkania pracy rodziny myśli
    że prosto jest zmienić adres
    mieszkania pracy osobowości
    nie chcę zmieniać a jednak
    wyszłam wyjechałam opuściłam zmieniłam
    adres nazwisko imię przyzwyczajenia
    bezgłośnie
    2001
    28
    ***
    sekunda przed zaśnięciem
    moment w którym już cię nie ma
    zaćmiony blask pochmurnego nieba
    sekunda przed wejściem w nowe
    tam gdzie nigdy jeszcze nie
    otwierałam powiek
    które na sekundę przed zaśnięciem
    były tak ciężkie
    całkowita amnezja
    pamięć wyjęta spod kontroli
    rejestruje
    ciemność zamkniętą i blask liter
    -brak miejsc
    wracaj
    za wcześnie
    [becauseofmyaccident][II-2001]
    29
    ***
    zawsze jest coś
    czego nie jestem zdolna wypowiedzieć i pojąć
    rodzaj wewnętrznej blokady
    czekam abyś sprawił że ona zniknie
    czekam na próżno
    tak, wiem
    byłam kiedyś małym ptakiem
    odlatującym cicho
    w samą porę
    teraz jestem małą rybą
    zimną niemą niemiłą w dotyku
    ale dotknij mnie
    wciąż potrzebuję
    nawet teraz gdy wiem że coś na zawsze zasklepiło się pomiędzy nami
    płatki skrzeli płatki ust może
    nie mam racji bo jedyne co mam
    to zimny wiatr i odrobina światła w twoich oczach
    [forR.A.][2000]
    30
    ***
    nie wiem ile muszę jeszcze przejść
    aby dojść do ciebie na dnie
    dotyk budzi mnie i jestem
    dla ciebie
    cała
    ale wciąż nie ma mnie
    pragnę abyś obudził mnie z głębi wyciągnął co nieme
    i dotknął
    potrzebuję cię tak po prostu
    bez wiersza bez słów bez gestu
    potrzebuję byś dotknął mnie głęboko wyłowił rybę
    utopioną we własnym śluzie
    potrzebuję cię przyjdź przyjść musisz
    nie żyję
    do góry brzuchem śnięta rybka
    wyłów mnie zlituj się
    spełnię twoje trzy życzenia
    ty pocałujesz moją łuskę
    i obudzę się ze snu
    i długo i szczęśliwie
    [becauseofR.A.][2000]
    31
    ***
    una carta para ti
    eu escrivo
    porque as minhas palavras nao voam longe
    uma carta para ti
    eu nao sendo
    porque ja nao conheco teu lugar hoje
    mas
    uma carta para ti
    eu comeco
    por que eu queria te dizer

    uma carta
    nao termino
    por que eu queria nao estar enamorada de ti
    [becauseofR.A.][2000]
    ***
    list do ciebie rozpoczynam
    bo chciałabym byś wiedział
    list do ciebie piszę
    bo dźwięk moich słów nie dotrze tak daleko
    listu do ciebie nie wyślę
    bo nie znam twojego adresu
    listu do ciebie nie kończę
    tak pragnęłabym już nie być w tobie zakochana
    (fromthebadportugueseabove)
    32
    short message
    i skąd te cudze słowa
    dlaczego
    w cudzą chronisz się mowę
    dlaczego
    artysta
    niewolnik
    ujęty podwójnie
    ze stron dwu otoczony
    milimetrami tuszu
    elektrycznie za podświetloną szybką
    artysta za-chwycony pod łokcie wyciągnięty
    za uszy
    spinaczami apostrofów
    zawisł groteskowo
    pomiędzy propozycją spotkania
    a zapytania znakiem
    bielizna
    przyszpilona na sznurze
    wygląd ma radośniejszy
    więc mój artysto najdroższy
    uśmiechnij się dla mnie
    choć może nie do mnie
    i cudzych słów myśli
    w cudzołożnej stuacji zapożyczeń
    pozbądź się
    a wtedy
    na pytanie ?czy chcę się spotkać z „artystą”?
    z artystą być może kiedyś
    z „artystą” na pewno nigdy
    chcę z tobą się spotkać zaiste
    odpowiem
    [forM.M.][III-2001]
    33
    dialektyka
    historie moje wszystkie
    historią są jedną
    chcę wierzyć w spójnię
    lecz historie moje
    sprzecznością są
    dlaczego istnieją gdy wszystko zaczyna się
    a nie kończy nic
    oni przychodzą mówią żegnaj odchodzą wracają i są
    sprzeczności rybie
    w kierunkach przeciwstawnych zgodnie splatają się w okrąg
    moje yin i yan
    moje ja i anty-ja
    ona joanna i ja jan
    chaos zaklęty krąg antagonizmów
    trwa
    trwasz ty i on
    ten który przyszedł po mnie wczoraj na dworzec
    i ten który dziś z wilgoci się śmiał
    ten który jutro zapomnieć pozwoli
    i który rozmową oddali mój lęk
    nie znam dziś jutra wczorajszych dni nie znam
    wiem jedno
    w wielości istnieję tu teraz po bezczas
    historie moje wszystkie niech trwają
    podsycać je będę
    bo mi wielość potrzebna by żyć
    [becauseofM.M.][2001]
    34
    ***
    znów odwiedziła mnie
    najukochańsza przyjaciółka
    chandra
    z powagą spoglądam jej w oczy
    głos podkulił tchórzliwie język
    skomlą uporczywie boleśnie
    słowa już nie chcę
    rozpoczynać historii narodzin od nowa
    znów te same znudzeniem oklapłe
    za oknem obrazy stuliły uszy
    zszarzałe szarówka zagarnia niemo
    mi w ustach niemoje słowa mokro przylgnęły do mózgu
    niemową chciałabym stać się
    nie musieć nad myślą ślęczeć
    która wypowiedzieć nieskłonna
    ogrom mojej bezradności
    gdybym niemową była
    część mowy jawnej odebrana by mi była
    lecz pozostałaby mowa we mnie zamknięta
    zamilkły język wypowiedziałby co we mnie najgłębsze
    nie jestem niemową lecz doskonałym przejawem kalectwa
    ukarałeś mnie
    a może moja to wina przedwcześnie spełniona
    dziś dopełnia się ostatecznie
    i jestem niedokończonym posągiem
    który grek artysta niemo intymnie dotknął
    nie dotknął lecz musnął dotykiem
    by żył posąg i żyję
    kaleka doskonałością kobiety o talentach
    widocznych wyraźnie pod wartwą apatii
    brzęczących na dnie sakiewki dziurawej
    trwonionych skrupulatnie co do jednego
    zgodnie z rachunkiem prawdopodobieństwa
    z losu podszeptem
    dlaczego nie czytam nie myślę nie chodzę
    do! z! na! nie gromadzę pieczołowicie
    obrazów ciągów dźwięków szeregów
    po nitce po nitce do kłębka
    w labiryncie korytarzy Louvrów zaklęte rzędy płócien
    nawleczone na nić teoretycznych powiązań i myśli
    dlaczego nie jestem jednością ciągłą cieczą czystą obiektem
    pod próżniowym kloszem ze szkła
    pełni nie tworzę i jedności z sobą samą
    odwieczny chaos we mnie nie-spójnia logiczna
    dlaczego
    dlatego
    nigdy nigdzie nie dojdę w chaotycznym ruchu cząstek gazu
    może kiedyś
    poza obszarem mi znanym dostrzegę ciebie
    nieznaną kometę i zbliżysz się nie ominiesz
    lecz zbliżysz i dotkniesz i spłonę
    i jedność odzyskam i całość i myśli prostotę
    a sens będzie w jedności nas dwojga
    [becauseofmyself &forMM] [III-2001]
    35
    ***
    mam ochotę na dotyk
    gdzie jesteś
    twoje włosy jeżykowate
    twoje dłonie ciemne zmęczone
    twój kciuk dziwnie wygięty
    twoje długie rzęsy spuszczone
    które mówiłeś
    lubiły dotykać wszystkie twoje kobiety
    nie potrafię przypomnieć w pełni
    przywołuję jednak szczegóły
    gdzie jesteś
    nie potrafię przywołać całości
    rozpadłeś mi się w atomy
    gdzie jesteś
    umiłowane miejsce w nieoswojonej przestrzeni
    poza horyzontem dotyku
    gdzie jesteś
    czy nie chciałbyś znów być całością ze mną
    i wewnątrz
    [2001]
    36
    słowo
    Wiem, że to nigdy nie będzie wiersz,
    który godnie tutaj zwać mógłby się wierszem.
    Wiem że poezja kryje się gdzie-ż
    ja śmiałabym o niej pojęcie mieć szersze.
    Także wiem, że wierszy klasycznych nie lubię,
    bo nim myśl mą schwytam i zamknę
    w słowie, bezpowrotnie się ona zagubi
    w spekulacjach nad rymem kształtem i taktem.
    I wiem, że dziś czuję się niby
    Jean Babtiste Racine na Court Royal przed wieki.
    Nic w darze nie miałby gdyby
    nie słowo, które nawet w stylu kalekim
    perłą być musi w łonie małży zamknietą
    bo z myśli mej szczerej – łzy piasku poczęte.
    [forM.K][2001]
    37
    życie
    życie jest uroczym urojeniem przeźroczy
    pstryk klatka w ciemności na ścianie
    i druga
    pstryk zdjęcie zabarwione iluzjami
    obłuda w negatywie
    w niej na opak
    żyję fałszywie
    nie potrafię już żyć inaczej
    w sztuce łgarstwa jestem coraz lepsza
    bez drgnienia powieki kłamstwo ciche jak wyplucie powietrza
    w wydechu
    wydalam
    delikatnie
    bez lęku
    tylko niezauważalnie drży i kurczy się na moim ręku linia życia
    gdy kontroler przyłapie bez biletu na przejazd
    przez ten maly kawałek kilku stacji
    jadę na gapę
    z rozdartym niechcący paszportem
    z dziesięcioletnią wizą do stanów
    jadę na gapę
    bezczelnie beztrosko bez planu
    może i Ty znajdziesz odrobinę braku czasu
    dla mnie
    jak kontroler biletów
    „tym razem się pani udało”
    i gdy stanę przed Tobą
    dostrzeżesz drżenie mych palców
    potrzesz czoło
    ręką machniesz na znak
    zakłopotania
    „jeszcze jedna bezczelna duszyczka
    z wilczym biletem ulgowym do nieba
    do spisania”
    [?13-03-2001]
    38
    pewna odmiana wierności
    środowisko mieszane
    nas czworo
    faithless
    melodia którą lubię
    jedyna
    ciasto
    ochłapy kolacji
    moje urodziny
    jego urodziny
    on pierwszy
    on drugi
    ona jego dziewczyną
    ja jego dziewczyną
    !nie nazywaj mnie
    nie jestem nie chcę
    przynależność niezrozumiała
    przynależność spóźniona
    ?dlaczego miałabym do niego należeć
    leżeć-przy
    leżeć-obok
    pod-legać
    uległa nie jestem
    dawno przynależności między nami już nie ma
    więc czemu ulegam
    więc czemu nalega
    z oddali pokorne śle listy
    i widzieć mnie chce
    i poddanka przebiegam kilometrów odległość
    i jestem nieopodal
    tuż obok
    wierna w rytm rave’u
    niewierna w rytm łkań
    [becauseofP.R.][11-13-III-2001 Budapeszt-Otwock]
    39
    ***
    i masz wrażenie że nie wszystko
    oddałam ci
    i gdzieś w tobie przeczucie że nie zupełnie szczerą
    ofiarowałam ci
    mojej myśli część
    czy nie-wiersze wierszami są pytasz
    że nie-wiersze nie-wierszami są wątpisz
    czymże jest ufność
    intruzem
    pomiędzy
    nami
    którzy nie znamy się nieomal
    zupełnie
    poczułeś wilgotne dotknięcie myśli mojej
    w nie-wierszu
    nie-całym
    skąd ten żal
    czy nie-myśli oddechu
    lecz serca
    oczekiwałeś
    [forM.M.][?31-03-2001]
    40
    ***
    kiedyś
    to było dawno
    miałam nadzieję
    i wiarę
    a miłości
    nie miałam
    ale nadzieję
    miałam i wiarę
    że ci którzy przychodzą
    nie przychodzą bez celu
    i cnoty
    pustkę
    więc moją zapełnią i brak
    miłości odrobinę
    zasypał
    oby tę
    pustkę
    a ja nie tylko
    wiarę i
    nadzieję miałabym
    [forM.M.][31-03-2001]
    41
    spotkanie z Venus Khoury-Ghata – „Wiosna Poetów” Warszawa 2001 – impresje
    wszystko przez jej twarz piękną
    (z oddali ostatniego rzędu krzeseł)
    o cerze nieoczekiwanie uwiędłej
    (z oddali dwudziestu centymetrów wydechu i perfum)
    wszystko przez tę której słowa
    lekkie pewne siebie okrągłofrancuskie gardłowoarabskie
    z zakłopotaniem wydukałam pytanie
    -czy?
    spojrzała
    skrzywienie ust kształtnych pełnych niezauważalne
    – nie nie!
    ale ja
    myślałam sądziłam
    niemądra
    nie chcę otwierać ust bo słowo odejdzie ode mnie ułomne
    nie chcę otwierać oczu bo światło przeniknie i odkryje
    nie chcę dotykać na palcach pył rzeczy błahych
    nie chcę myśleć powierzchnia świata śliska
    paradoksalnie bezczelnie wciąż jednak
    mówię patrzę dotykam myślę
    i szukam uśmiechu w zmarszczkach Venus
    [06-04-2001świder][leprintempsdespoetesfrancophones]
    42
    wykład z informatyki
    wykład był nudny
    flegmowata substancja blokowała przełyk
    podchodziło do gardła
    nie spływała na język ślina
    której zabrakło
    bo cała wilgoć szczypała rzęsy
    wykład był nudny
    uświadamiałam sobie własną nieobecność
    fałszywą przynależność do świata w którym się zawieruszyłam
    gdzie był mój lotnik narrator rysownik
    nie pomyślałam go jeszcze więc nie istniał
    jak moja książka
    informatyka technika samolot astrologia istniały
    i wszystko wokół
    tylko moje ja
    nie
    może kiedyś
    dziś Chrestomatia pendżabska i Mały Książę
    za plecami potajemnie
    wykład był nudny
    43
    ***
    jestem niewierna
    nikomu niczemu wiary nie dochowuję
    cokolwiek spływa do wnętrza
    wysącza się szczelinami obojętności
    wysycha i paruje i uwalniają się krople
    rzeczywistości obiekty wilgotne zostają bez cienia
    istoty nieistotne o skórze wysuszonej z szelestem
    jak pergamin na którym próbuję zapisać resztki siebie
    nie istnieję
    niechcący rozdarty fragment zapisu
    okruchy tabliczek glinianych
    to ja
    w rachunku nieobecna
    lecz nade wszystko niewierna
    otaczającemu
    niewierna sobie
    bo siebie nie mam
    bo mnie nie ma
    [2001,kwiecień]
    44
    ***
    na zewnątrz
    naskórek chodnika
    pachniał mięsem rozdeptanych dżdżownic
    gdy weszłam
    rozbolały oczy
    przez zakratowane żaluzjami okno
    nadwrażliwość zmysłów nie pozwalała skupić myśli
    monotonny dźwięk trąbki Ali Khana wypełniał szczelnie mój pokój
    doskwierał daleki brak
    pakistanu
    [forR.A.][11-04-2001]
    45
    portret pamięciowy w lustrze
    tak
    przyjrzałem się jej dobrze
    gdy przeglądała się po raz pierwszy
    rzuciłem okiem
    gdy i ona na mnie spojrzała
    nie mogłem oderwać wzroku
    pamiętam dobrze
    małą zgrabną głowę
    twarz kształtną
    włosy proste nijakie zmęczone blond
    czoło ani wysokie ani szerokie
    nos rasowy z arystokratycznym wygięciem
    wąskie usta zaciśnięte milcząco
    oczy
    oczu nie pamiętam
    może nie obejrzałem dość dokładnie
    portret pamięciowy – więc mówię
    nie dojrzałem
    były półprzymknięte
    gdyby otworzyła je wówczas byłyby niebieskie
    jestem pewne
    wtedy moje odbicie w jej oczach zobaczyłobym
    a potem
    aby spojrzeć po raz ostatni
    musiałem się nad nią pochylić
    horyzontalnie zawisłem
    ponad jej twarzą ustami arystokratycznym nosem
    aby ona mogła odetchnąć i skroplić
    aby mogła spojrzeć spod powieki
    która fałdowała się nienaturalnie uniesiona grubym paznokciem
    koronera
    lecz źrenica zaszła białkiem
    bezradna
    ukryta niebieskość pozostała ukryta
    46
    ***
    bolało mnie tam głęboko
    tam gdzie linie schodzą się ud
    tam gdzie zapada się czucie w wilgoci
    bolało po prawej stronie
    bardziej niż po lewej
    zakłuło i przestało
    i znów
    pochyliłam się nad swoim bólem
    ale nie mogłam dojrzeć jego barwy
    dotknięcie bolało jeszcze głębiej
    zostawiało czerwone ślady
    a wystarczyło pociągnąć za pokryty śluzem ogonek
    myszki z ligniny i włókien
    pazyfae – wydałam na świat zwierzęco ślepy
    kawałek martwego nie mojego nie ciała
    osobista aborcja
    osobista auto-dezynfekcja
    auto-deratyzacja
    Grass i Rabelais mają rację:
    moje ciało jest mi najbliższe
    boję się ostrego metalu i myszy
    47
    ***
    wiersze są lekkie
    ciążą na duszy tylko trochę
    tylko chwilę pozwalają się nosić
    pod sercem
    tylko przez moment przeglądają się w moim wzroku
    i już ich nie ma
    jakby nigdy nie było
    ale są
    pod ostatnią piwniczną płytą sutereny
    w komorze
    prawej lub lewej

    i tylko aby znów otworzyły oczy
    bardzo długo trzeba je prosić
    48
    ***
    wstyd
    podobieństwa
    u jednych większy
    u innych mniej
    widoczny
    choćby u mnie
    istniejący niemal
    wstyd
    identycznej sukienki
    zachowań gestów i spojrzeń
    nieoczekiwanie
    jednakowych w chwili tej samej
    wstyd
    i hańba
    o oryginalności zapomnieć
    pogrzebać ideę jedyną geniusza
    w tłumie szarym komórek
    szarych
    myśli
    wstyd
    słowem
    jednym
    a innym
    nie wstyd
    i nie hańba
    49
    ***
    a wiersze rodzą się jak niechciane dzieci
    kartka zapłodniona nieostrożnym słowem
    zabawa piórem
    bez intencji pisania
    co za niedojrzałość
    gdzie mi do wieszcza narodu roli
    niechcący coś zapisałam
    ogłoszenie telefon refleksję nad kształtem nosa przygnębionej staruszki
    spojrzałam za okno i stało się
    i dotknęło mnie boleśnie
    spotkanie dwu okoliczności jednego wydarzenia
    u zbiegu myśli
    na Wschodnim
    musiałam więc zapisać
    taki precedens
    piszę niewiersze niechciane
    które nie zasługują na miano
    poezji czystej
    dotykalne z dusznej fizjologii poczęte
    kiedy narodzi się ze mnie erotyk
    nazwę go bękartem
    50
    erotyk
    równomiernie rozłożony
    na płaszczyźnie ciała
    dotyk
    równomiernie padające
    na stok wschodni piersi
    światło
    równomiernie spływająca
    po kotliny ściankach
    wilgoć sperma
    przytul mnie
    zimno
    a potem zróbmy znów trzęsienie ziemi i potop
    51
    ***
    esej o wyższości kobiety nad mężczyzną
    inteligencja emocjonalna
    wojna plemników
    wszystko wiruje wokół obsesyjnej relacji
    kobieta – mężczyzna
    jak bardzo się potłukę i rozsypię
    wypadając z wirującej karuzeli
    co ze mnie zostanie
    jeśli składam się cała
    z uczuć
    chcę być modliszką
    modlę się boże pozwól
    oddal ode mnie ten kielich
    jedno twoje słowo
    bo nie wiedzą co czynią
    chcę być modliszką
    [becauseofR.A.][25.04.2001]
    52
    ***
    dano mi w przedświatach
    wyłupiaste oczy muchy
    spojrzenie Klee wielodzielne
    patrzę więc
    na jego-mój Wybuch śmiechu ołówkiem
    pastelami czy tuszem
    na moje myśli rozsypane
    w drobny mak ziarno gołębiom
    na niemój labirynt dziurawy chodników
    na klatki okien
    rozpada mi się świat na cząstki
    nawet po zamknięciu
    powiek nie mają oczy musze
    podzielone ostrym konturem na wielokąty
    rozkładają się powoli
    obumarłe i zaślepione lepem
    sklejam fragmenty
    dostrzeżone podczas jazdy tramwajem
    lecz sklejony obraz rozpada mi się na głoski
    co będzie mi dane w za-światach
    ok 2005
    53
    ***
    chcę być w ciąży
    ciążową założyć sukienkę mogę i teraz
    podobać się sobie w obszernym wymiarze
    wyobrażeń
    nie
    dosyć
    chcę być w ciąży
    namacalnie doświadczyć
    uczynności mężczyzn w pociągu
    donikąd
    zaznać poniekąd
    błogosławieństwa płodności obłości
    podłości ociężałości ciała przez dziewięć okrągłych miesięcy
    chcę być macicą (mówiono kiedyś)
    macicę chcę mieć szeroką pełną i ciężką
    od wód i ciała-naczynia
    ze mną połączonego
    wąsko przepływa pokarm
    w kierunku potrzebującego
    każdy wspomoże
    w dziewiątym miesiącu
    chcę być w ciąży
    nie-matką
    54
    kobiety-mumii podróżna refleksja
    musze tam pojechać
    aby tutaj wrócić
    oderwać zdjąć płatki lniane z oczu łuski
    choćbym tkankę papieru miała naruszyć
    choćby rozedrzeć trzeba sklejoną warstwę skóry
    oddalić muszę stąd ciało
    odpaść od kości rdzeń
    kręgosłupa ideą innej kultury
    odnowić
    2002?2001?
    55
    ***
    wsiąkam
    w twoje wiersze, Emily
    zapominam
    jak skreślić krzyżyk koślawo
    pod idealnie równą drukarki kaligrafią
    zacieram
    i rozmazać próbuję kciukiem zleżałe
    prastare moje sprzed miesiąca wiersze
    nie potrafię
    piórem pisać, Emily
    gubię
    długopisy poetka niezależna od pióra
    nie wiem
    jak pachnie atrament , Emily
    słowa z drukarki wyplute
    wysuszone są na
    kartkę nawet pod długopisem
    a twoje i w druku mokre i świeże
    czy może dlatego że
    wsiąkam
    w twoje wiersze, Emily
    [pamięci Emily Dickinson]
    ?2001
    56
    ***
    oswoiłam mój komputer
    przestał nareszcie wierzgać
    mój bzik mój konik
    pod palcami
    rozluźnione mięśnie
    klik ostrogi mysiej dotyk
    napięcie
    działa
    w małym palcu miałam
    (teoretyczne)
    reguły gier
    komputerowych
    przyjaznych pojedynków
    i agresywnych flirtów
    oswoiłam mój komputer
    a może to on mnie oswoił
    2001?
    57
    plan trzyletni
    a teraz czas już coś zmienić
    chcę dokonać nowych odkryć
    własny kontynent
    być może kolejną amerykę
    chcę biegle władać portugalskim i urdu
    zawsze przecież chodzi o to by język giętki
    wieloznaczność i niezależność zachował
    chcę zdobyć tytuł doktorski
    a potem pisać i nie
    jakiś magazyn redakcja
    najlepiej na własność
    żadnych podporządkowań
    potem
    chcę jeszcze urodzić dziecko
    koniecznie córkę by feminizm obrysować konturem
    a mężczyznę wycieniować gdzieś w tle
    mam czas naprawdę mam czas na prawdy mówienie
    mam czas dojrzewa kobieta balzaca mam czas do trzydziestu lat dotrzeć powoli
    mam czas u schyłku utracony ułowić mam czasu trzy lata
    2001
    58
    ***
    Zimą
    odkłada się we mnie warstwami
    zeszłoroczna zieleń trawy
    brud peronów
    szarobura bryja zdarzeń
    anemiczne opadanie rzęs bezbronnych
    narkomanów dzieci w wózkach zwilgotniały oddech
    wąski tunel wukade i pośpiech
    czyjś krok nerwowy świst i odjazd
    kaczkowaty małych stópek ruch
    nagły dłoni dwu-dotyk zaborczy
    pocałunek i okrzyk
    odkłada się we mnie
    wierzchem dłoni ścieram
    [formyself][30-03-2001]
    59
    ***
    dawno dawno temu
    napisałam wiersz
    wierszy kilka
    są wciąż istnieją
    oderwanym istnieniem
    lecz są
    choć trochę nie-moje
    potem
    zapomniałam czym jest wiersz
    i wciąż nie wiem
    i wciąż pisać nie umiem
    taka pustka taki marazm i takich nie-wierszy garstka
    wszystko razem wysmarowane klejem na brzegach
    palce chaotycznie brudzą czysty papier
    collage
    kawałki mojego ciała papierowo rozmokły w kleju i farbie
    trudno oddzielić mnie
    od świata
    świata od
    prze-świtującej przed-świtem w-powietrzu kartki
    podnieś przewróć mi świat dnem do góry i dotknij
    tak by poczuć na wylot
    jego wilgoć
    i twoją
    61
    ***
    przed milczeniem zakłopotanym
    uchroń mnie Panie
    przed ciszą bezoddechu przestraszonego
    uchroń mnie Panie
    przed niejasnością myli niewypowiedzianych
    uchroń mnie Panie
    przed półsłowem nietakim
    uchroń mnie Panie
    uchroń mnie
    przed sobą
    przede mną
    i za mną
    się wstaw
    u niego
    piastuna milczenia
    władcy przestrzeni ciszy
    mojego serca
    Anioła Stróża
    [forB.L][2000]
    usa
    2001- 2003
    61
    ***
    uwięziona wciśnięta
    [pomiędzy mężczyznami]
    w fotel samolotu opadam metr w dół
    może więcej
    spada temperatura gorąco mi
    rośnie podniecenie
    [pomiędzy mężczyznami]
    spada ciśnienie poza
    samolotu szybą
    ulatuje nadzieja wraz
    z przylotem do miejsca docelowego
    zapowiadają opady
    nie spadł dziś żaden samolot
    [lipiec 2001]
    62
    „accused of improper behavior in a public place…”
    połóż tylko dłoń
    tuż ponad powierzchnią
    przesuń delikatnie
    żółta linia poprowadzi cię
    szosą ameryki on-line
    osiemdziesiąt mil za dużo
    by uciec przed spojrzeniem ciekawych oczu
    niebieskich oficerów
    w pościgu za nami aż tam
    gdzie dotknąć mogłeś mnie tylko ty
    gdzie dotknąłeś mnie tylko
    wtedy on
    zajrzał przez brudną szybę
    2001
    63
    ***
    nudna jest ameryka
    nie potrafię jej objąć
    wzrokiem za dużo i nie w porę
    do powiedzenia ma ameryka
    nie do objęcia
    pozycja potrzebuję może więcej czasu
    może wiatru więcej
    i ciebie wciąż
    tyle
    nie do objęcia
    a przecież jestem tuż obok
    w ameryce nie do
    objęcia
    nudna jest
    perspektywa
    ameryki nie do objęcia
    2001
    64
    ***
    gdyby nie marzenia
    wszystko byłoby prostsze
    nie-biała suknia nie-welon
    ten dzień i miodu miesiąc po dniu
    nie
    tylko
    ty
    2001
    65
    ***
    za oknem szaro
    dopóki nie nadejdzie burza
    szaro
    dopóki nie pojawi się tornado
    szarość
    powietrza przenika do wnętrza
    szaro
    mówiłam ci uchyl szerzej okno
    szarość
    z deszczem spadnie
    2001 atmore
    66
    ***
    czas przecieka mi przez słowa
    palcem dotknąć chciałabym
    namacalną obecność wyczuć
    wysuszonym naskórkiem dłoni w niedostatku kremu
    czas przepuszczam beztrosko
    na loterii słowami żongluję
    wybieram nic albo wszystko
    nie wszystko czas albo bezczas
    wyciągam los bingo
    wygrałam czasowy pobyt na ziemi
    z poczuciem czasu upływu
    z wyczuciem i taktem ostrożnie po cichu
    wyrzucam los do śmieci
    przykrywam kołderką
    czasu przepuszczać przez palce
    nie chcę
    2001 usa
    67
    ***
    gdzie jest ta mnogość
    we mnie
    umarła idea jedna i
    za nią druga i dalsze
    gdzie jest bogactwo
    wnętrza zapadły się
    ścianki schudły i wklęsły
    zasklepiła się dusza
    w klatce maleńkiej serce
    otwory zamknęło dopływu
    krwi wzbrania i tlenu
    brak
    duszę się bezradna i sama
    nie wiem
    gdzie jest ta mnogość energia
    i oddech pełen radości
    we mnie może
    otworzyć trzeba okno
    na zewnątrz mnie
    świata jest mnogość
    2001 usa
    68
    ***
    wszystko mam
    czego pragnęłam tak bardzo przed miesiącem jeszcze
    wszystko a jednak
    nieustannie brakuje mi niezidentyfikowanej części
    przestrzeni mojej i twojej
    jakaś ograniczona płaszczyzna ślisko wymyka się spod kontroli
    dostrzegam kątem oka jej nieobecność a przecież
    istnieć musiała tu kiedyś
    wszystko mam
    tylko nieokreślonego obiektu
    poza mną i tobą tu nie ma
    wszystko mam
    i ciebie i mnie
    i pustkę i gdzieś tu w powietrzu
    świadomość braku
    niczego
    2001/2002 usa
    69
    ***
    nie płakać
    nie otwierać oczu
    nie odmykać okien
    żyć
    dreptać bezsensownie w koło
    pozostawić za oknem
    krople
    szczypać
    istnieć
    po zamknięciu powiek
    70
    ***
    dlaczego zawsze jest
    odrobina mej przestrzeni niezajęta
    dlaczego zawsze ktoś
    w przestrzeni odrobinę wnosi
    hałas własnych
    myśli sobie znanych innym nie
    potrzebnych jest
    tych kilka myśli dla
    czego kogo zawsze jest
    za dużo w odrobinie tej przestrzeni
    czuję
    nie wiem
    2001
    71
    ***
    nie jest miłym
    gościem w moim
    sercu złość
    zmarszczoną dłoń
    podaję jej co
    dziennie co
    mam robić
    nie wiem witam
    gość
    nie
    miłym jest…
    ze złością memu
    sercu drzwi zamykam
    2001
    72
    ta druga jeszcze nie-przyjaciółka
    ona jest nieskończenie cicha
    nieobecnie delikatna
    nieobecność jej dotyka
    nieskończoność na w-pół zdania
    nie warkocz zaplata
    lecz luźnym opaść pozwala pasmom
    czerni nieskończenie długiej
    dotknąć chciałabym jej
    włosów dłoni i ciała
    nie-
    śmiałość przeszkadza
    czy ona jest równie
    skończenie
    nieśmiała
    [5dec2001]
    73
    ramadan
    roza- zaczyna się o świcie
    gdy świtanie jest jeszcze nocą
    gdy światło niczym jak błyskiem źrenicy spod przymknietych powiek
    o piątej piętnaście jeszcze okno zasłania mi szarobura zasłonka
    nie spojrzę w tę stronę przez godzinę
    na odgłos angielszczyzny koguta głowę podniosę
    szósta
    szarobura zasłonka rzadszym tkana ściegiem
    roza- zamykana zimowym zmierzchem
    gdy słońce i tak nie widoczne jeszcze bardziej chce stać się nieobecne
    nie teraz
    gdy zmierzch nadejdzie
    zmierzch opowiem
    [3dec2001Nyork]
    74
    ***
    coś kruchego przesuwa się we mnie
    ostrożnie rozprasza się zmienia miejsce
    tak abym zauważyć nie mogła
    uchodzi uwadze ale wyczuwam wiem
    że tak ostrożnie
    coś drobnego przesypuje się wewnątrz mnie
    jak piasek mówię jemu sobie jak piasek załaskotało i
    – ..dotknęło mnie to bardzo wiesz .. –
    zabolało i znów nie dostrzegam czuję jednak wyraźnie
    i wiem już coś kruchego
    przesunęło się znów we mnie trochę na zewnątrz
    do dołu szczeliną wąską z jednej szklanej bańki
    do drugiej myślałam nad ranem nie pamiętam
    jak nazywa się to naczynie ukrwione załzawione
    brudne we mnie tam przesypuje się i przesuwa
    coś kruchego piasek może zeskrobana
    może skruszona wiara nadzieja miłość
    [?październik 2001]
    75
    ***
    wiersze
    czasem w-gniewie po-wstają
    w-zburzeniem ruin ogniem pod-niecone
    chaotyczne niejasne
    same nie wiedzą co ważnego chciały cudzym
    ludziom przekazać
    czasem w złości macicy śluzie
    nienawiść je rodzi w bólach
    nie zawsze są smutne
    czasem cyniczne
    pokrywają się patyną
    z czasem
    2001?
    76
    ***
    odkurzanie historii
    której półki pełne
    bolesna archeologia zdrapywanie strupów
    trochę bólu
    dużo niespodziewanie przyjemnego masochizmu
    nieoczekiwanej satysfakcji
    a myślałaś że to poza tobą
    tobie niepotrzebne
    zbędne jak kurz który i tak
    rzadko spomiędzy kartek historii
    (bo nie lubiłaś wymiatać) wymiatałaś
    już nie jak maturzystka z apetytem na szóstkę
    jak ktoś inny
    kogo do tej pory skutecznie
    zalewałaś potokiem a-historycznej
    spreparowanej przemyślnie
    filozofii religii literatury
    (poniewierały się tylko gdzieś tam głębiej
    u podnóża zmysłów
    po dekapitacji głowa
    wydłubane oczy wyrwany język
    pani historii
    – pani od historii
    nigdy nie lubiłaś)
    udawało się utrzymać archaiczny system do
    dziś
    przejdę świadomie przez szereg
    pokojów lat wspomnień moich nie moich
    portretów wojen
    zimnych gorących
    niedomówienia domówię
    niedoczytania doczytam
    może dopiero wtedy
    na nowo
    nieśmiało
    ośmielę się znów prozą pisać
    ?2002?
    77
    ***
    nie czuję
    swojego zapachu
    swojsko brzmiących słów
    nie chcę mieszać się do tego
    z tłumem zmieszana
    nie potrafię być osobą na nowo
    myśleć gdzie jesteś mój świecie
    gdzie moi przyjaciele
    jesteście tu obco-
    krajowcami bez domu
    i ja bez kraju i..
    mam ciebie tylko
    wybacz mi
    niedojrzała
    chęć we mnie chce stad uciec
    lecz dojrzeje
    odejdę
    nie dojrzysz gdzie kiedy
    [wrzesień 2002]
    78
    ***
    nie potrafię powiedzieć czego chcę
    chcę powiedzieć to czego nie potrafię
    słyszę dziwne dźwięki
    słowa
    sprawiają że czuje się obco
    zwykłam myśleć w pożyczonym na chwilę
    języku
    to było łatwe
    ale teraz czuje coś innego
    nie znam tej cząstki
    siebie
    ?jak mogę nauczyć
    są we mnie słowa
    które muszą być wypowiedziane
    muszę nauczyć się nowego języka
    zagubionego
    zapomnianego przez lata
    martwego we mnie języka
    ciszy
    2001? [ poprawki 2004
    79
    ***
    z Ironią
    ty
    który jesteś obok
    patrzysz
    ja
    która nie rozumiem
    śmieję się
    nie wiem z czego
    wysnuwam nerwowy uśmiech
    wysuwam optymistyczne wnioski
    wystukuję odruchowo tanecznie
    stopą w rytm
    serca
    nie rozumiem
    ile potrzeba cierpliwości
    by zdzierżyć
    to co zdzierżyć ciężko
    potrzeba cierpliwości
    by wytrwać
    w tym co ciąży
    wytrzymać przyjdzie
    ile ile
    gdy patrzysz ty który jesteś obok z
    Ironią
    [?][2001]poprawki 2004
    80
    ***
    jest to coś
    zakopane głęboko pod sercem
    w kiszkę najwęższą zapadłe
    połknięte skonsumowane niedotrawione
    powoduje mdłości i zgagę
    nie chce opuścić twojego
    ciała progi ciepłe i miłe
    nie chce opuścić cię
    uczucie nadmiaru i niedosytu
    zarazem uczucie miłości
    nieomal spełnionej
    81
    ***
    myślałam że nienawiść
    rodzi się nienagle
    mówią że z miłości
    niezaspokojonej
    myślałam że nienawiść
    nie pojawi się nigdy
    ale nie!
    ona przemyślnie
    zasupłała mi się w sumienie
    przysnęła
    cicho
    wiem że jest
    pod progiem myśli wieczornej
    gdy zagęszcza się we mnie ze zmierzchem
    samotność szeroka na dwa pokoje
    i rozczarowanie na święty spokój
    82
    ***
    coś chciałam powiedzieć
    niechcianego jednak słowa
    w twoim wzroku przeraziło mnie
    odbicie
    i chciałam już
    nie powiedzieć nic
    zamilczeć powiedziane niesłowa
    zakląć
    zaklęcie oddziać
    po drugiej stronie
    alicji
    bazyliszka
    zostać
    [5dec2001]
    83
    ***
    uciążliwy zapach dziecięcego płaczu
    nie wykrzesa ze mnie odrobiny żalu
    współ-
    -nie-czuję
    nie poczuwam
    się do współ-
    czuję tylko
    mocny zapach dziecięcego płaczu
    [7dec2001]
    84
    islam – inicjacja
    pomieszane pamięci
    pomieszane pojęcia
    pomieszane
    nie-całkiem
    nie-znane
    skłaniam ciało i
    czoło
    przytulam do źdźbeł włókien dywanu
    pachnie
    nie mogę się skupić
    umykają nie-uchwycone nigdy w pełni
    modlitwy
    słowa
    [?dec 2001, pensacola]
    85
    ***
    dotknięcie ciepłej dłoni
    delikatnie miękka skóra
    nie zastąpi mi rozmowy
    chociaż..
    dotknięcie ciepłych warg
    gorycz-słodycz pod językiem
    nie zastąpi mi rozmowy
    chociaż..
    rozmowa w obcych słowach
    pół wartości bywa miewa
    chociaż..
    rozmowa pół i w pełni wartościowa
    nie zastąpi mi dotyku
    chociaż..
    dotyk i rozmowa niczym
    ciebie nie ma
    [14dec 2001,pensacola]
    86
    ***
    za ścianą ona
    upada co chwila
    metaliczny hałas
    potem cisza
    wiatrem pachnie i mięsem halal
    w sosie
    trywialnie szaroburym
    za ścianą wciąż ona
    nieskończona historia
    niegotowa kolacja
    daleko jeszcze do piątej
    za ścianą cicho
    wiem jednak
    że jest
    ta historia nieskończona i smutna
    bez dobrego rozwiązania
    przygnębiona
    w kuchni
    w ciąży
    jego żona
    [15dec2001. pensacola]
    87
    ***
    optymizm nie zawsze jest płaski
    nie zawsze ścieka szybko
    warstwą cieniutką jak przeźrocze
    przykleja się
    ostatnio na dłużej
    łaskawie
    do powierzchni stóp
    odwrotnej do kierunku rośnienia
    spodniej
    zmartwychwstają przygięte końce trawy
    lżej im
    a ja wierzę że dalej zadeptać mogę
    [16dec 2001 , pensacola]
    88
    ***
    nic-nie-rozumiem
    nic-nie-rozumienie przerasta na wylot
    i bolą
    końcówki spojrzeń
    89
    ***
    dopiero trzecia
    popołudnie rozwlekłe i nudne
    po modlitwach w meczecie nie dzieje się już nic
    kilka kłótni tylko
    dopiero trzecia
    dziesięć minut mniej do początku ciszy
    ona ujawnia się
    łaskawie
    gdy on zamyka oczy i usta
    połknąwszy słodkie słowa i czekoladowe lody
    cisza
    dopiero trzecia
    noc ją przyniosła
    więc nie płoszę
    czekam
    usa 2002
    90
    ***
    nic nowego się już nie rodzi
    pusto
    nie starcza miejsca dla wolnych myśli
    w domu
    gdzie dzieci małe nie moje i płacz wciąż
    o!
    coś nowego się rodzi
    a pusto
    w szczelinach mózgu
    i samotnie
    bezideowo
    rodzinnie
    [6 sept 2002]
    91
    fajr
    On budził mnie dziś
    Kilkakrotnie
    Dotykał niewidzialnie
    Czułam że pragnie bym otworzyła oczy
    Świadomie
    Stanęła przed Nim
    Pochyliła głowę oddała Mu pokłon
    Czterokrotnie
    Otwierałam oczy
    Nieświadomie zamykałam je szybko z powrotem
    W ciemności słyszałam w pół śnie
    Nawoływanie do modlitwy
    Czwarta trzydzieści
    Szósta Siódma Ósma
    On cierpliwie czekał do dziewiątej
    Prysznic
    Modlitwa w dwu rakatach
    Po śniadaniu dostrzegłam
    Spełnił moją prośbę
    Znów stałam się kobieta
    Tuż po porannej modlitwie
    Cierpliwy
    Czekał od wschodu słońca …
    Zrezygnowany
    kazał odpocząć
    2002 usa
    [fajr – czas porannek modlitwy
    [rakat – część modlitwy
    92
    ***
    zagłusza myśli samotne
    przejasne prześwietlone
    w dwu-ekranie odbite
    telewizji zapłakanej
    alfabetem zmiennych klatek
    światła
    ?porozumie się z laptopem
    szszaaaa jak nie wie nie potrafi
    zasnąć
    cicha
    noc
    93
    ***
    nienawiść?
    spojrzałam mu prosto w oczy
    taki spokój
    kpina może
    ironia i spokój..
    i odrobina zaciekawienia
    nienawiść?
    obce zupełnie wrażenie
    zimne
    ręce i palce u stop zdrętwiały
    gdy siedziałam nieporuszona
    wzrok zawieszony na jego rzęsach
    nienawiść.. nienawidzę.. nie zniosę dłużej już
    jego wzroku
    gdzie pojawiło się cos jeszcze obok kpiny ironii spokoju
    ach wiec tak wygląda nienawiść..
    2003
    94
    ***
    zagubił mi się język
    w obcej przestrzeni rozległej
    gdzieś aż po horyzont zamglone wzgórza meksyku
    como estas i wokół hiszpański ocean
    ciemne oczy i dłonie
    madonny dworcowej
    que hora es wskazuję zegarek
    z przepraszającym uśmiechem
    dłoń wyciągają wyraźnie i głośno ocho veinte
    pół godziny oczekiwania
    przestrzenny dworzec mexico ciudad
    niepoliczeni sprzątacze i taksówkarze w koszulkach z numerami
    niczym gracze baseballu
    i jeszcze ta amerykańska książka na moich kolanach
    zagubił mi się język
    polski w świadomości przycichł
    i usnął
    więc budzę szybko w panice
    tym wierszem
    2003 marzec, mexico ciudad
    polska
    2002- 200
    95
    w pustym nocnym pociągu – obsesja
    obawa przed nim
    tym który naprzeciwko usiadł przed chwilą
    niezaproszony nie przejął się niechętnym spojrzeniem tej
    która naprzeciwko
    obawa w nim nie powstała
    że zechce ona gryźć jęczeć krzyczeć skarżyć się
    uciec
    nie uciekła tak wiec
    siedzieli oboje naprzeciwko
    na ławkach czerwonych
    grzejniki słychać było tylko
    jego chrząknięcia nerwowe
    jej siąkanie nosem z którego stróżką kapał katar
    to normalne to gorąco to wstyd
    braku chusteczki
    nie mieli odwagi ogarnąć wzrokiem swych sylwetek
    naprzeciwko skierowanych ciał stóp i nóg
    głowy i wzrok prostopadle
    hipnotycznie
    nieruchomo
    w okno
    dostrzegły z westchnieniem ulgi stację docelową
    on wstał i wysiadł
    wstała wysiadła i ona
    2003 maj
    96
    autoironia
    podglądanie pająka ma w sobie cos z perwersji
    widzę go
    czarny maleńki korpus do którego w sposób
    niewiarygodny
    przylepione są
    czarnym klejem
    łapki
    haczyki
    perwersja w najwyższym stopniu
    spoglądanie jak przebiera wszystkimi sześcioma
    na raz
    bezradne maleństwo
    jedno z niewielu
    jakie potrafi wywołać we mnie głęboki odruch
    obrzydzenia i fascynacji
    jednocześnie
    oglądam w hipnozie wyobrażając okaz w powiększeniu
    dlaczego nigdy nie miałam okazji obejrzeć tarantuli czarnych wdów
    dlaczego nigdy nie miałam okazji stwierdzić
    jak bardzo poważna jest moja przypadłość
    perwersja podglądactwo
    osobników
    w najróżniejszych odcieniach czerni
    o wysokim procencie powierzchni ciała pokrytej włosem
    wedle ogólnie przyjętej normy estetycznej
    brzydkich
    maj 2003
    97
    ***
    na granicy
    grzechu nie umiem określić
    stąpam boso i nago
    niepotrzebnie pocą mi się opuszki palców i zagłębienia pomiędzy
    przyjaźni miłości już nie ma
    na granicy
    kochanka etap kolejny stopień niższy
    degradacja destrukcja destytucja
    (poliglotom ufam
    rozumieją destitution – ubóstwo pozbawienie bóstwa idei nadziei)
    upadek
    a przecież przyjaźń-przyjaciel
    szlachetna forma początkowa
    przyjaciółka wciąż szlachetna ?
    choć obnażona z
    obrażona za
    naga nijaka zredukowana wywłaszczona
    z zaufania zwierzeń spotkań sekretów kawy parzenia
    malowania wspólnego sufitów i opowieści o tych tam
    innych
    trochę niepotrzebna
    trochę jeszcze – tak spotkajmy się
    trochę już – nie nie mogę nie chcę
    interakcja damskomęska teraźniejsza
    przeszła podniecająco obco obnażając nijakość
    jejmości niktości
    na granicy uczuć
    17 dec 2003
    98
    ***
    uczyńmy
    nareszcie
    to co uczynić należy
    wstańmy powiedzmy wyznajmy
    odwagi zbierzmy
    zbutwiałe resztki po zeszłej
    pozostałe zimie
    kupmy świeże a la -kwiaty na centralnym
    w przejściu liście zeschłe wyrzućmy
    dotknijmy płatków splamionych mrozem i brudem
    minęła zima
    już wiosna
    deszczu nasiąka westchnieniem
    nareszcie
    choć jeden krok ku sobie uczyńmy
    skomleniu żądzy
    zadość
    w ciepłym pół zgięciu ciał
    spokój płatków
    stulenie
    noc
    uspokojenie
    ran
    ranek
    nareszcie
    18 dec 2003
    99
    ***
    kiedy możemy to zrobić
    kiedy
    nie wiem odpowiadam
    nie
    wiem wiedzieć nie chcę
    czyż nie mężczyzna to właśnie postawiony jest przed
    szafotem szubienicą szeregiem konieczności przymusów decyzyjnych
    posunięć
    potknięć potłuczeń
    czyż nie kobieta to właśnie uwolniona jest od
    szzzzzaa ! cunku wobec podjęcia szeregu
    nieomylnych nieodzownych tak zwanych
    decyzji
    tak
    nie
    nie wiem
    kiedy możemy to zrobić
    czy nie prościej nie myśleć więcej niż czuć
    nie czuć więcej niż przeczuwać
    tak
    zróbmy to dziś wreszcie kochanie
    18 dec 2003
    100
    ***
    odsłoniła delikatnie
    sukni
    czerwone
    winne flirtu
    faliste wykończenie
    obramowanie dłoni
    średniowiecze przywołując
    poniekąd
    delikatny ażur jasną odsłonił skórę
    nie dość długie palce nieśmiało
    wieczne nie pióro chwytały
    a długi przezroczysty długopis
    dla zapisania myśli
    czerwonych
    skwierczących namiętnością i pasją
    winne flirtu?
    niewinne poddane pod dyktando
    fantazji średnio
    wiecznych
    przemijających
    niezakazanych
    18 dec 2003
    101
    ballada romantyczna
    to była historia tymczasowa
    tym słodsza tym
    którym ciastek błyskawic z bitej śmietany
    i czekolady i kawy w kawiarniach
    nad wyraz nadmiar
    nadnieumiarkowanie
    u źródła u początku się nie rozpleniła
    lecz nagle
    nieoczekiwanie
    pomiędzy związkami moimi
    rozrosła i trwać zapragnęła
    jak płomień płocha
    strachliwa jak wiatr
    wiecznie wielokrotnie niestała
    a teraz ot tak
    zwietrzała
    i nie chce mnie już kochanek
    przelotny przewrotny
    historia on mówi mi jeszcze trwa lecz
    gdzie tam
    zwietrzała
    kochanie
    iskry i wdzięku już brak nam
    nie
    miłości nigdy nie dałeś
    odrobiny choćby na cień włosa
    więc ukryłam już dawno uderzenia serca zbyt mocne
    twoja czułość mnie zwiodła lecz
    nie chcę już
    historia zwietrzała
    niech rozproszy się z wschodem
    niech na policzku wody nie znajdę
    niech z wiatrem odpłynie
    niech od tak
    minie
    19 dec 2003
    102
    na szczęście
    na spacer chodzą ze mną drzewa
    stąpają o krok za
    skradają się
    próbuję uciec nie potrafię
    dotykają mnie ich macki długie i lepkie
    staram się stąpać ostrożnie
    pomiędzy cieniami liści
    stawiam stopy
    chodzą za mną myśli drzewa że to nie tak
    drzewią tajemnicę rozgryźć
    nie uciekać trzeba
    chodzić wokół cicho
    wiele razy krążyć miłosiernie i cierpliwie
    dotknąć szorstkiej kory dębu skóry brzozy
    wodzić palcem delikatnie w zagłębieniach starych sosen
    trzeba liście akacjowe bezboleśnie zrywać
    ostatni zachować w garści
    na szczęście
    na spacer chodzą ze mną drzewa
    tuż obok krok w krok dłoń dłoni dotyka
    milczący wierni mnisi mężczyźni
    szumem w uszach niespokojnie
    dotykają moich włosów
    są zawsze tuż obok
    na szczęście
    11 January 2004
    103
    ***
    tęsknię za tobą
    to zabawne jak
    pewna byłam powolnej śmierci
    jesieni nadejścia
    liści
    obumierania
    naszych uczuć powoli ruchem łagodnym falującym
    spadających z wysoka
    jak pewnie głosiłam w wierszu nie
    jednym lecz wielu
    do ucha szeptałam cichaczem
    spłoszona o przygasaniu płomienia
    uczuć naszych rozprawiałam bez końca
    o zakończeniu historii unhappy endzie tej
    która zamilknąć jednak nie raczy
    choć usta milczą
    szeptem szumią szeleszczą
    wszystkie ciała mojego komórki
    szare umysłu
    różowe myśli
    i nerwów wrażliwe zakończenia
    że zakończenia nie ma
    bo tęsknię za tobą
    [dla W. ] 19 stycznia 2004
    104
    ***
    czekać na ciebie
    w cierpliwości
    penelopę zrozumieć
    przeszłość i przyszłość teraźniejszości mijanie
    nie umrzeć uciec przed pokusą tego głosu
    czas zwodzić twoim szlakiem lat dziesięć
    błądzić aż tam gdzie krańce świata zbiegają się i łączą niebo
    z ziemią zespolić się i być tak blisko by oddech słyszeć
    podziemi wciągnąć swąd w nozdrza
    trawy zapach i gliny rozcieranej w palcach
    twardość i opór wyczuwać wyczekiwać
    wciąż wokół ciebie krążyć
    delikatniezauważalnie
    przyszyć cię nicią włosów
    przybliżyć się i oddalić znów gdy zechcesz
    niedaleko kłębek rozwinąć
    podążyć po śladach twoich
    i znów
    czekać cierpliwie
    na twój powrót do mojej itaki tej i takiej
    której
    -myślę czuję wierzę –
    nigdy opuścić nie chciałeś nigdy
    nie opuszczałeś
    23.1.2004
    105
    ***
    kiedy odchodzi obecność
    to zasklepia się w ciszy
    zasysa gdzieś wewnątrz i opada na dno
    i boli jeszcze zanim upadnie
    podnosić nie należy
    larum
    ani rąk do oczu
    lacrimosa powiedz sobie
    niech płynie słonosłodko pożegnanie
    niech tęsknota zapomni jak pachnie jego ciało
    niech wieczór nadejście następnego wieczora uprzedzi
    i stóp mokrych ślady pościera
    mrówki przemkną po zdrętwiałych dłoniach
    nie strząsaj ich bydląt bożych nie
    widocznych ran nie sprawią
    widocznych oznak nie ma
    w tę i z powrotem w tę i…
    podskórnym tunelem truchtem przed siebie
    bez opamiętania zbiegną zastraszone
    ciarki wspomnień
    wzdrygniesz się tylko
    tyle pozostanie
    kiedy odejdzie obecność
    30 may 2004
    106
    *** ***
    czasami jest zbyt dużo
    zbyt silnie przygniata to coś
    nadmiernie bolą skronie i pod niecierpliwymi palcami
    czuć dotyk zbyt szybko pulsującej krwi
    za bardzo wklęsło się to słowo
    zbyt długo niewymawiane
    i zapowietrzyło się gdzieś
    pomiędzy płucami tchawicą i strunami głosu
    zakleszczyło się zadławiło połknęło siebie samo i już w żołądku
    ot tkwi
    i ręka na podołku
    na nic
    nazbyt niekontrolowanie drgać zaczynają wargi dziecka
    układać będą się nad wyraz długo
    w podkówkę zbyt
    wygiętą kącikami nieszczęścia do dołu
    ogromnie szkliste i puste staną się oczy
    zbyt wielu osób nieobecność zaboli
    wprost nieproporcjonalnie do upływu chwili
    zbyt wiele osób nie pojawi się na czas
    przeogromnie pusty będzie znowu ten
    przesadnie przesamotny
    pokój
    30 may 2004
    107
    ***
    nikt mnie nigdy nie widzi
    gdy płaczę
    to samotność wędrowca
    to wyprawa w najdalsze rejony dziecięcej
    bezradności
    to potargane włosy i spuchnięte powieki
    to zamknięte drzwi na dwie zasuwki i cisza bezsłowia
    bez
    ruchu
    jednego gdy dzwonek
    gdy płaczę
    nic ponad moje bose stopy drżące z zimna
    ramiona i zaciśnięte w piąstki dziecka
    dłonie
    nic ponad bezmyślnie wpatrzone w dywan
    oczy
    i nikogo
    tu
    poza wpatrującymi się miłosiernie we mnie i słuchającymi uważnie
    sprzętami księżycową sonatą wczesnym popołudniem
    i wierszem
    nikt nigdy nie widzi
    gdy płaczę
    04-06-2004
    108
    format c
    po prostu o mnie
    zapomnij
    zamknij okienko messengera
    w tłumie wielu innych okienek
    niech zniknie
    na zawsze z twojego życia
    moje imion czułych tysiąc
    i nicków
    po prostu usuń jednym ruchem myszki
    wszystkie
    niepotrzebne ogonki wiadomości listów słów
    zablokuj zawieś zatrzymaj załóżmy że uda się
    więc
    zapomnij zamknij
    komputer
    komórkę pamięci w której chowa się ostatnia szara
    okruszyna wspomnienia
    o mnie
    zapomnij
    po prostu
    4 czerwca 2004
    109
    ***
    to boli
    jak igła pod paznokciem
    jak dorastanie jak gorycz
    boli codziennie co wieczór
    chcę by przestało i składam się w pół
    siadam tam na podłodze
    u stóp regału skulona
    mokre są policzki i oczy
    milczę
    – to boli
    z każdym dniem boli bardziej
    nie mniej
    z każdą godziną która śledzona zauważalnie
    mija
    i oddziela mnie nieodwracalnie
    od niego
    odwracalne po-wracające powtarzalne
    natrętne namiętne nudne są jednak
    jego słowa telefony i głos pełen tęsknoty
    wspomnienie pocałunków i jego twarz która nie znika
    spod powiek
    tragicznie jasno uświadamiają
    jak bardzo żałuję
    im bardziej jestem pewna słuszności decyzji
    tym bardziej
    tym dotkliwiej
    żałuję
    a to jeszcze bardziej boli
    08 june 2004, 2am
    110
    ***
    ?wiersz radosny
    nie nie nie
    ?dlaczego nie
    bo nie potrafię nie chcę
    ?czyż radość nie jest trywialna
    potoczna prozaiczna prostacka pusta
    przychodzi i znika
    nagle i bez przyczyny
    nie zostawiając odcisków stóp
    na piasku a przecież stopy ma nagie bose
    lekkie
    ?tak lekkie że nie odciska się nic
    na piasku
    latem na plaży pod językiem oceanu
    żadnego śladu
    myśli refleksji tworu
    wyobraźni
    żadnego
    ot radość
    tak lekka delikatna taktowna
    że niemal nie zauważam jej
    obecności
    ignoruję
    radość
    przeciwieństwo smutku
    na pozór
    11 june 2004 22hrs
    111
    spektakl Circo da madrugada
    czerwień i fiolet szarf
    marzenia ujawniły swoją realność
    poziomkowa delikatność odzienia
    i odcienie bieli
    dowodziły istnienia niebieskiego smaku
    łopot skrzydeł aniołów ucichł muzyka była
    wszechobecna
    niebo brazylijskie
    wciągnęłam w nozdrza zapach zmroku
    godzinę później
    gdy odeszli akrobaci anielscy stałam
    wdychając pot zmieszany z deszczem
    wcześniej spłoszony
    powracał księżyc po śladach wody
    aniołów zapragnęłam obecności
    gdy odeszły
    jeszcze długo oczekiwałam
    tańca na linach rytmu brazylijskiej samby tupotu stóp
    w białych sandałach
    9 lipca 2004
    112
    ***
    najpierw
    rozsiewam wersy wierszyki wiersze
    jak nasiona które tkwią
    bez zmian
    bez objawów wzrostu
    w miejscach różnorakich
    oddalonych o krok o kilometry o kawałek
    o kraj
    przez granice ciągną się
    kable fale radiowe sieć porozumienia
    pępowina
    łączę moje rozsypane w roztargnieniu
    wiersze
    ratuje mnie natura kukułki kokoszki roztargnionej kumoszki
    rozdaję rozsyłam podrzucam
    wiersze
    kiełkują na cudzych komputerach
    w cudzych skrzynkach emailowych
    potem
    zbieram je odzyskuję żądam zwrotu
    w panice
    po latach
    po katastrofie kolejnego komputera kosmicznej
    wszechogarniającej wszystkie kiedykolwiek wyprodukowane
    pliki wiersz-cz-e
    8 lipca 2004
    113
    ***
    tęsknotę pamiętam
    jak szum wiatru w powrotach fal
    szarości bezkres pokrzykiwań mew bezustanny chrobot
    milkły stłumione
    sól na wargach i dłoniach
    słone ślady na nogawkach dżinsów
    muszli zapiaszczonych zapach
    nocą
    na plaży w Clifton
    brutalny dotyk ostrych kamieni i piasku
    okrzyk i urwana rozmowa
    nas troje
    pamiętam
    jak dziś
    nawoływanie dzieci i czerwoną sukienkę Mominy
    8 july 2004
    Clifton, Karachi, Pakistan
    114
    Łowca snów
    chwyta się sen
    za wystający kawałek
    historii
    za nitkę wiążącą
    dwa życia twoje
    bezsenne i senne
    za wątek wątły
    bo narrator w połowie przedstawienia
    usnął
    w śnie niegłębokim ponagla się ciało
    nieme morfeuszowe
    – senne marzenie szybko szybko
    wij się snuj skończ waść opowieść
    !tuż
    przed otwarciem oczu
    chwyta się sen
    za pod poduszką notatnik
    za pod długopisem słowo
    4? lipca 2004
    115
    ***
    powoli
    otwiera się we mnie
    pudełko nie-Pandory nie-zła
    jedna mała klapka
    spada z oczu
    druga z ostatnią łzą
    uśmiechu
    odrobina wysącza się kącikiem
    ust
    zaciśniętych szeroko i jasno
    w grymasie radości
    zastawka uchyla się w sercu i
    krwi napływa
    nadmiar z brzegów
    występuje rumieniec
    policzków sięga i czoła
    wstyd mi
    uśmiechu radości ekstazy eh!
    to mija patrz! spływa
    ze wstydem wstydu rumieniec lecz
    uśmiech i radość
    trwają
    nareszcie
    długo czekałam
    jesteś
    15 july 2004
    116
    ***
    – taka jesteś głupia –
    pomiędzy palcami pośród stu westchnień
    przełazi prześliczna stonoga
    z łatwością stado mrówek czmycha
    z ulgą zastraszonych motyli przefruwa chmara
    pluszowych skrzydeł poszum
    umyka ode mnie czym dalej
    tabun koników polnych w susach
    – taka jesteś głupia –
    spotykam mijam kobiety o ruchach ważki
    których migotania
    z oka spuścić nie wolno
    nawet na chwilę
    spotykam mijam mężczyzn w melonikach manierach
    marzeniach umoczonych od stóp do głów
    deszcz mówią
    woda
    ale deszcz tak romantyczny ?nieprawda
    nieprozaiczny
    – taka jesteś głupia –
    nie wiesz
    jak deszczu chwytać odrobiny w melonik
    jak na skrzydłach z migotania wody wyczarować tęczę
    – taka jesteś głupia –
    nic nie wiesz o życiu joanno
    [21 lipca 2004 domnr2ursus]
    117
    ***
    to jest już drugi
    a może nawet trzeci wiersz
    w którym chciałam tobie jednej
    coś istotnego powiedzieć
    a pierwszy mówił o tym że ja nic nie wiem
    i że kobietą-ważką ty jesteś
    a drugiego nie było wcale
    myśl tylko
    w trzecim chcę ci
    coś istotnego powiedzieć
    wymyka mi się jednak spod palców
    to słowo o tobie
    najwłaściwsze
    ugłaskać się nie da
    migotliwe płomienne jest całe
    dotknąć oswoić się nie pozwoli
    przemówić czasem doń można
    otwarcie czule łagodnie
    lecz migotliwość cała
    jak mgła się unosi jak bańka
    ulatuje
    i ponad-to
    jest
    21/22 lipca 2004 noc
    dla I.R.
    118
    ***
    dziś jest ten dzień
    mojego niewyjechania
    ustalona była data i czas i walizki
    szczelnie milczące
    w oczekiwaniu
    rzędem na korytarzu
    powiadomieni smutni szczęśliwi
    znajomi
    rodzice
    i sympatyczny pan
    w aeroflocie z nonszalancją sprzedał bilet
    na samolot którego wizję natrętną
    [a-doskonały kadłub rozpada się w locie i ja maleńka
    w strzępy]
    tworzyłam
    i drżałam
    przyjmując ostatnie wieści
    namaszczenie
    ostatnie z mężem rozmowy odbywając
    wizy nie ma powiedział
    you’ve got denied
    ach przygnębienie i ulga
    lecz wizę wkrótce dostaniesz
    więc mąż tam i aeroflot czeka
    bilet otwarty
    22 lipca 2004
    119
    ***
    mój grzech aż po siedem pokoleń
    sięga żarłocznie
    ah nie!
    !nieprawda
    nienasycenie to błąd
    teologii zawikłanie
    czemu cierpieć miałabym
    za cudze błędy
    czemu cierpieć mieliby
    za moje błędy
    czuję strumień potu na karku
    struchlała
    lecz wina moja
    na mnie
    i nie na dzieci moje
    bo winy pierworodnej
    nie ma
    22 lipca 2004
    120
    ***
    to jest on
    innego nie będzie
    z nim się zestarzeję
    jeno dziecko jedno spłodzi
    i zalęgnie się we mnie
    okruszek ciała
    to jest on
    dziś zrozumiałam
    22 lipca 2004
    121
    wiersz młodopolski
    moja miłość jest brutalna
    bije mnie po twarzy
    wspomnieniami pocałunków
    obelgi pragnień seksualnych
    miota
    ognie namiętności oddechem
    o smaku spirytusu
    wypluwa
    skowycze cały wieczór
    a potem
    niespodziewanie
    wyszarpuje ze mnie bez znieczulenia
    słowa
    kawał mięsa
    rana goić się nie chce
    jest gangrena i znachorów
    pożądliwych nad moim bezwładnym ciałem
    chmara
    i swąd aplikowanych sercu baniek
    miłość moja jest nieśmiała
    jak dziewica
    podryguje zaczerwieniona na odgłos
    jego kroków w korytarzu
    – wpadłem tylko na chwilę –
    a prostytutka moja miłość
    woła podniecona
    dobrze kochanie już jestem gotowa
    23/4 lipca 2004 noc
    122
    ***
    miłość należy dawkować
    nie upajać się
    i nie upijać do bólu
    dziąseł abstynencja czasowa
    wskazana jest palcem
    jak najbardziej trafnie
    w stanie wskazującym na spożycie
    dawki wykraczającej poza ogólnie przyjętą
    normę upojenia miłosnego
    miłośnicy protestują
    i po co?
    zobaczą sami
    miłość należy dawkować
    rozsądnie zostawić
    na potem
    mrozić i wekować
    pocałunki orgazmy westchnienia
    ostrożnie zdjąć z warg
    wsypać do słoika
    jeszcze pijane ze szczęścia
    palcem pokrywą
    przytrzymać
    24 lipca 2004 rano
    123
    ***
    z nicnierobienia z bezruchu
    wykluwa się wiersz
    żółciutki puszysty dziobatek
    nieopierzony i głupi
    nic nie ma do powiedzenia
    właściwie potrafi tylko
    delikatnie się do skorupki mojej
    jeszcze na chwilę przytulić
    i język ptaśkowaty
    pośród pisków
    wystawić
    ślepotek nie potrafi jeszcze otworzyć
    sklejonych błoną oczu
    chce jeść
    żarłoczny mięsożerca kanibal
    z nicnierobienia wykluł się
    bez sensu
    po co
    znów trzeba będzie czekać aż usamodzielni się
    brzydkie kaczątko
    potem podrzucać porzucać
    ?kto by go chciał
    aż pofrunie poczekać
    na sam koniec
    teczki
    gdzie wiele podobnych efektów
    nicnierobienia
    bez-ruchu
    bez śpiewów
    i skrzydeł
    umarło
    24 lipca 2004
    124
    ***
    samotna moja prawa pierś
    opada bezradnie
    schudła i zbladła
    bez słońca oddechu
    bez wiary w siebie
    i we mnie
    i w ciebie
    osunęła się
    jeszcze o kilka lat
    niżej
    o patrz
    staruszka moja pierś
    melancholiczka samotnica
    naiwnie wzdycha i tęskni
    za dotykiem twoich rąk
    jedynie
    wtedy nabrzmiewa
    matka karmiąca bogini płodności venus
    pęcznieje z dumy
    twardnieje z podniecenia
    pod twojego
    wzroku ciepłem
    pod twoich
    warg oddechem
    ——–
    25 lipca 2004
    125
    Emiraty II
    chustka
    spięta nie pod brodą
    gorący dotyk tkaniny powietrza podrażnia skórę
    puszczone luźno rogi trójkąta
    bezradne
    ściągnięte decyzją tasiemek niqabu
    jedynie oczy otwarcie nieśmiało spoglądają
    pod stopy aby nie upaść nie przydeptać nie zaplątać
    przeszkadza
    chustki czerń stopiona w jedno
    z suknią od stóp do dłoni
    stopy i dłonie moje białe nie czarne
    przyciągają wzrok
    jak niegdyś chustka
    w innym kraju
    15-16 sierpnia 2004
    niqab – zasłona na twarz
    126
    ————-
    Emiraty I
    to miasto
    ociekające wodą której brak
    kroplami z niedołężnych maszyn
    A/C wciśniętych bezwstydnie pupą ku ulicy w niedorosłe okno
    to miasto
    szarosprane niebieskawoniczyje shalvar kamiz
    na sznurze pomiędzy gwoździami
    niemal horyzontalnie przy ścianie
    slumsów zapach
    i światło spostrzeżone z zaskoczenia z zaułka
    przez okrągły wywietrznik
    cywilizacja w epoce płodu
    gwałtownie strusią głowę podnosi
    wieżowcami w górę
    niby pnącze wzwyż wzwyż
    ku słońcu które nie pozwoli ani łzy
    uronić chmurom
    ku słońcu nie w piasek
    gdzie piasek? na parkingach pod stopami dźwigów
    pustynia unieszkodliwiona
    rabatkami kwiatów
    ——————-
    15 sierpnia 2004
    shalvar kamiz – strój hinduski, spodnie i tunika
    127
    ——-
    WASZ SYN
    dlaczego nie porusza mnie uśmiech tego dziecka
    o skórze ciemnej i oczach
    dlaczego nie bawią mnie zabawne wystające zęby
    nieustanny potok słów
    i psoty
    w obcym języku
    przecież nie brak mu niczego w co Hindusów standardowo hojnie wyposażył Bóg
    przecież nawet jego brwi czesane są w ten sam filuterny sposób
    a jednak nie porusza mnie uśmiech tego dziecka
    tak jak porusza mnie
    durny płytki pusty każdy
    śmiech i uśmiech
    twego-syna-twojej-żony
    który nie jest moim
    ————–
    16 sierpnia 2004
    128
    ———————-
    hinduska dziewczynka w księgarni
    szept siedzącej obok w pełnym świetle lampy
    półgłos bajki słowa które się spełniło
    w pięć a może sześć minut
    po pierwszym rak uniesieniu
    do/z góry
    widziałam cień w załamaniu
    ciemnej skory palców i łokci
    i kwiaty szkliste jak światło
    jak fiolet przełożony kremem
    kiczowate
    nie zamierzała skończyć następna następna
    bajka po angielsku wprost irytująco
    wzniesiona do góry tuż pod ciemne oczy
    światła lampy pełne jasno artykułowanych
    słów
    z zakamarków łokci przemieścił się cień
    po drabinie palców wyżej wyżej wyżej
    bah! wzniesione rzęsy cień spłoszyły upadł
    na sukience szkliste kwiaty mniej bezczelnie
    lśniły
    ——————
    15 sierpnia 2004
    129
    ***
    pożyczyłeś mi swoje serce
    a właściwie tylko pół
    w ratach spłacam ci je naprędce
    włókno po włóknie po pęcherzyku
    pęcherzyk. usiądź proszę w fotelu
    ratan trzeszczy ja wiem
    to nie jest żaden fortel u-
    wierz mi prawda przed Bogiem
    zmęczony jesteś usiądź. kto wie
    kiedy w całości serce odzyskasz
    nie tylko ja dłużnikiem ci jestem
    ta pierwsza chciałaby wszystko
    nie pół ale serce mieć całe
    a ja zawsze okruchem miłości cieszyć się umiałam
    dlaczego wstałeś z fotela tęsknię za tobą
    nie wolno ci się przemęczać wyłącz ten telewizor
    nawet spoza dwu granic słyszę dobrze złowrogą
    angielszczyznę wojaków w iraku. ten schizol
    prezydent na nerwy mi działa już raczej
    wsłucham się w waszych dzieci krzyk jasny
    spojrzę na te tutaj których nikt nie odrobacza
    w slumsach pod palmami pół-szczęśliwe co noc zasną
    będę kochać twoje dzieci i ją także akceptuję
    każde dziecko kocham. twoje. własne. proszę wróć!
    pozwól mi pożyczkę spłacić sercem dziecka gdy zabije
    w moim ciele tuż pod skórą cząstkę ciebie pragnę czuć
    ————–
    17 sierpnia 2004 (z ex. Wziąć 1 słowo z gazety, 1 z tv, 1 z pomieszczenia gdzie się jest, jedno z zewnątrz. Stworzyć wiersz rymowany. Moje słowa: raty, wojna w iraku, fotel ratanowy, slumsy)
    130
    Emiraty III ( w ksiegarni nad podrecznikiem dla poetow)
    wybawieniem jest w tym kraju cud klimatyzacji
    drzwi więc wchodzę źródło chłodu obok jewish cooking seafood
    u podnóża książki widzą biblioteczki stóp bród
    siadam – biały lód podłogi myślę – szpital na wakacjach
    chustka zjada chłód powietrza dusi usiłując jak
    najbardziej zmniejszyć moją postać wychudzoną czernią. powód?
    jasny jest w tym kraju w którym ścieżki płci odmienne są i trud-
    no dłoni białej dotknąć w oczy spojrzeć nie przerażając ich
    trzeci dzień nawiedzam tę lekturę która blisko
    serca składa jaja słowa jasne krągłe wielkiej wagi
    dodać ująć nic nie trzeba głos wuja z dzieciństwa
    matki polskich słów i wierszy polskich brak i
    tylko Madame Libery angielska zdziwiona mówi: szaleństw to
    nie dość już Joanno? rzuć to pisanie bo talent masz byle jaki
    ——
    16 sierpnia 2004. ( z ex. Wymyślić rymy – abbaabba cdcdcd – najpierw potem stworzyć wiersz
    131
    Emiraty IV
    facet w samochodzie będzie śledził wzrokiem
    twoje białe stopy
    oczy spuścisz jednocześnie
    wznosząc brodę
    potkniesz się
    w pogoni za telefoniczną budką
    która i tak
    nie przyjmie twojej karty
    pocić będziesz się pod chmarą
    oblepiającej cię czerni
    plątać stopy w abai i dusić
    pod dotykiem niqabu
    zastraszone zwierzę chować
    w kąt będziesz głowę
    aby napić się wody
    patrzeć na mężczyzn
    rozbierających cię wzrokiem
    będziesz
    z pogardą
    która samopoczucia ci
    nie poprawi
    —————
    18 sierpnia 2004 sharjah
    abaya – długa suknia albo płaszcz zwykle czarna
    niqab – zasłona na twarz

    132
    ***
    pomiędzy jednym krokiem
    a drugim
    gestem
    w pośpiechu niechcący
    rozkładam się
    na części
    nieświeżo
    skomplikowana struktura ciała
    śmierdzi
    kobieco
    rozregulowany mechanizm
    cyklicznie
    zacina się
    zaciera
    złożyć nie może
    w całość
    nie pasują elementy
    trudno uwierzyć a jednak
    zardzewiał
    —–
    30 sierpnia 2004
    pol
    133
    zachód słońca w emiratach
    tuż przed siódmą
    zmęczona arabka na chwilę twarz odsłoni
    nareszcie
    wśród swoich
    wciąż zaróżowiona od upału pozwoli spojrzeć sobie w oczy
    potem odwróci się bez słowa
    bez najlżejszego ruchu dłoni
    na pożegnanie
    każe przymknąć powieki powietrzu które stoi
    odwrócić w stronę oceanu
    wiatr poczuć
    i gwałtowną czułość wody
    około siódmej piętnaście zniknie
    za zasłoną
    sierpień 2004
    UAE
    134
    ***
    upału ręce lepkie są od potu
    jak zrozpaczony samiec
    mojego ciała głodny
    dotyka
    rozpaloną dłonią
    przytula
    gwałci
    zniewala
    sierpień 2004
    UAE
    135
    ***
    popołudnie jednym dotknięciem dłoni
    przesuwa się ku pierwszej
    trzydzieści
    minut nasączonych niepokojem
    zawiesza się
    w moim oddechu
    i wraz z niewypowiedzianymi słowami
    milknie
    czas znużony
    zwalnia kroku
    na chwilę przysiada
    na progu sypialni
    nie będę ci przeszkadzał
    szepce
    nie będę cię zanudzać
    odszeptuję
    już wstań proszę i idź
    choćby powoli
    proszę obiecuję
    już nie będę cię przeklinać
    już nie będę płakać
    wstań idź nie zatrzymuj się
    i weź mnie ze sobą
    sierpień 2004
    UAE
    136
    ***
    już od kilku dni staram się
    powiedzieć ci jak bardzo
    jestem szczęśliwa
    dzisiaj przecieram oko
    i pocieram je znowu bo łzy
    nie przestają spływać
    wciąż jestem szczęśliwa
    lecz nic już nie powiem
    bo okres
    nadszedł
    niespodziewanie
    trudny
    spóźniony
    żal że tych kilka dni nie trwało
    wiecznie
    przez dziewięć miesięcy
    żal w imieniu własnym i
    nie-poczętego
    że nie mogę być szczęśliwa
    za dwoje
    14 sept 2004
    137
    ***
    jestem martwa
    nawet poczucie braku
    bezcenne źródło natchnienia
    wyschło
    zawiązal się na supeł
    koci ogon
    moj wizerunek świata
    jest martwy
    podeszłam
    nie ofuknął mnie
    nie dotknął zimnym nosem
    nie polizał to ja
    go polizałam
    był słony i zimny
    nie płakał gdy wyrywałam mu wąsy
    20 września 2004 poniedziałek
    138
    catharsis
    po ośmiu latach
    dostaję list
    czytam
    bez zdziwienia
    ze spokojem stoika
    cynicznie wykrzywiam maskę
    spoglądam z wyższością koturnów na mój laptop
    płata mi figle
    gubi się w słowach
    których blady odblask z przeszłości
    zajaśniał nagle
    jak odbicie lusterka
    – wciąż cię jeszcze kocham
    20 września 2004 później w poniedziałek
    because of P.M.
    139
    ***
    powiedz mi
    gdzie jesteś
    gdy znikasz niespodziewanie
    w hałasie kawiarenki i rozmów
    do których hasło i login
    bez-szczelnie utajnione
    nie rozumiem o czym mówisz
    i co odpowiada ci twój przyjaciel michał –
    michaił o twarzy arystokraty i alexander pierwszy
    i drugi palą
    !to terror caryca nie krzyczy
    w szyfrowanym slangu techintelektualistów
    to chaos
    nad moją głową
    to nic
    kochanie
    mów nie do mnie jeszcze
    ja sobie tu w rogu stołu
    niezrozumiałym wam wersem
    wiersz napiszę
    środa 22 wrz 2004
    Czuly Barbarzynca, Warszawa
    140
    ***dwa jajka gotowane na twardo***
    wykipiało jajko
    na twardo
    osnuty pajęczyną białka
    metal
    i jajko
    panna młoda
    chrześcijańskiego obrządku
    płacze
    podobno ze szczęścia
    ja tam nie wiem
    stanęła dęba
    z białą firanką welonu
    która kryje oczy
    spokojnie
    da się jeszcze uratować
    nadmiar białej sukni falban
    i koronek
    i pod skorupką ciała serca
    zółtkowatość dziewiczą
    pocieszający jest również fakt
    że pan młody trzyma fason
    już już pękał i
    pękł i miał się rozlać białymi łzami
    podobno ze szczęścia
    ja tam nie wiem
    lecz oniemiała go zewsząd
    biel małżonki
    zawity zabielony
    zamilkł
    i żyli długo i..
    smacznego
    (dziś. 23 września 2004 )
    141
    ***
    porzucasz mnie
    sto razy dziennie
    odwracasz się
    w połowie mojej monoeksplozji
    ?ranię cię
    och wielkie rzeczy
    i w czym lepsza jest twoja strategia uników
    – hello jestem online no goodbye
    już cię nie ma
    porzucasz mnie
    milion razy dziennie
    umieram
    na twoje zawołanie
    i budzę się noc później
    kociak na śmietniku
    ty obok przechodzisz
    zamyślony
    – miau
    – kochanie czy coś się stało?
    (6.12pm 24 sept. 2004
    dom)
    142
    ***
    rzeczywistość w lustrze
    jest inna
    trochę jakby
    szersza
    pojemniej-
    szaaa nie mówmy o tym głośno
    mniejsza o ten kawałek
    łóżka i koca i złotego świecznika który
    ujawnia tylko jeden
    z wielu swoich bytów
    i tak wiem
    rzeczywistość w lustrze
    jest pojemniejsza
    pojmuje w lot moje marzenia
    pomniejsza cienie i zakamarki
    obaw
    nie ma i złudzeń
    w lustrze
    nawet moje włosy są dłuższe
    (wciąż 24 września 2004)
    143
    w autobusie rano
    odbicie w szybie natrętnie
    głosi: taka jesteś brzydka
    spójrz na te wykrzywione usta i zmarszczki
    na te oznaki dojrzewania nie w porę
    moja droga żadna
    nic nie prowadzi do celu
    nawet nie czytasz już tylko podglądasz
    okej Francoise Sagan zmarła
    no cóż jeszcze jednej
    duszy brak nie poznasz ani Eliade
    ani Nietzschego
    ani jej
    siebie samej tym bardziej
    nie
    do poznania zresztą co tam
    prostota czy ból
    co za różnica
    zamknij oczy puść wodze
    obsesji wystaw dłonie
    i poczuj jak zdzierają się i łamią paznokcie
    do krwi
    pod dotknięciem betonu
    to lubię
    to już coś znaczy
    nareszcie cholerna rzeczywistość
    i proza
    25 września 2004
    144
    testament
    gdy odnajdziecie moje ciało
    proszę rzućcie monetą
    bo nie zdołałam zdecydować
    na jakim cmentarzu chcę leżeć
    podobno byłam muzułmanką
    więc chowajcie mnie nago
    w całunie
    podobno byłam chrześcijanką
    więc zapalcie mi znicz
    tylko jeden
    i niech nikt się nie modli
    będzie za późno
    25 sept 2004
    145
    ***
    jestem pusta
    jakby ktoś pożyczył sobie zawartość
    i zapomniał oddać na czas
    wymarłe jezioro
    bagno
    bulgoce wrogo na odgłos trywialnych metafor
    o karłowatych płetwach
    plusk raz
    i dwa już do góry brzuchem
    zarybienie
    ?rzecz prosta?
    zaludnienie
    ?wystarczy przestać stosować prezerwatywy i hormony?
    wciąż jestem pusta
    w macicy i w koniuszkach palców
    [wczoraj 27 sept 2004]
    146
    ***
    dzień bezowocny
    milczący
    bez słowa jednego
    i czy tak nie lepiej
    nie marnotrawić słów na wiatr
    nie zrzucać z kamieniem
    u szyi
    własnej muzy a raczej własnego muza
    przynajmniej po twoim z ziemi zejściu
    zakładając że ktokolwiek zlituje się zemści się wyda
    wypociny wyobraźni
    gadatliwa pani na straganie książek na banacha
    nie będzie cię poniewierać
    gorliwie gderliwie
    wymieniając twoje nazwisko
    na końcu przesadnie długiej kobiecej listy
    płaczek
    patriotek
    pla pla
    panien pełnych pocałunków
    popapranych przedwcześnie zmarłych
    poważanych lekce dnem pudła kurzem uniesieniem ramion
    poetek
    28 sept 2004
    147
    improwizacja na temat starego przysłowia
    spod lasu
    spod liści spomiędzy drzew
    ot tak wysunęły się
    powoli
    dwa odgłosy
    końskich kopyt
    rżenie
    i wiśta wio wiśta wio
    natrętne
    z wozu
    baba wychyli się i po chwili
    chowa
    czepek biały i falbanek szelest
    z wozu znowu ozwie się
    natrętne
    wiśta wio i wiśta wio Bartek obok
    robi bokami Kasztana szturcha to na nic
    baba z wozu
    nie zejdzie
    30 sept 2004

    148
    zapisane na odwrocie emirackiej wizy
    berlin
    uśmiech
    stewardessy
    dubaj
    widok
    z okna
    z siedzenia
    samolotu
    nic nie widać
    widok
    karachi
    z samolotu
    suchy kraj brak zieleni
    w samolocie ścisk
    nieprzyjemne stewardesy
    bez uśmiechu pomiędzy
    mężczyznami
    plucie do torebki
    noga na nogę
    brudne stopy
    smród
    stewardessy
    z warkoczykami
    znów
    karachi
    dubaj
    berlin
    ziemia
    nareszcie
    2004

    149
    ***
    jestem kobietą
    gdy gwałcę
    wymuszam po raz kolejny –
    kocham
    gdy pochylam się nad tobą delikatnie rano
    i unoszę
    naga
    gdy nacinam w poprzek
    zsiadłą mlekiem jasność okien
    bez pokrywki zasłon
    jestem nią wciąż
    jestem
    gdy rozczulam się nad sobą w lustrze
    imituję orgazm
    gdy nie pragnę nic już
    ciebie chwytam odblask wkładam
    ściśle błogosławiąc w ramki zdjęcia – amen
    zamęt
    kiedy zrzucam
    z krzyża z piersi z powiek
    nieprzydatne już symbole koronki i rzęsy
    wtedy jestem sobą
    5 oct 2004

    149
    I’m a woman
    when I rape
    I force once again –
    I love you
    as I bend over you gently in the morning
    and I lift
    naked
    when I cut across
    milky curdled windows’ brightness
    without curtains’
    cover
    I am still her
    I am
    when I sweeten over myself in the mirror
    imitating an orgasm
    when I want nothing
    ever
    i catch you. putting the reflection
    strictly blessing in the picture frames – amen
    mayhem
    when i drop
    from the cross from the breast from the eyelids
    no longer useful. symbols lace and eyelashes
    then I am myself
    149 b
    Je suis une femme
    quand je viole
    Je force encore une fois –
    Je t’aime
    alors que je me penche doucement sur toi le matin
    et je me soul?ve
    nue
    quand je coupe
    la luminosité des fen?tres en lait caillé
    sans housse de rideau
    Je suis toujours elle
    je suis
    quand je m’attarde avec nostalgie devant le miroir
    J’imite un orgasme
    quand je ne veux plus rien
    je t’attrape. la réflexion. je la mets
    strictement la bénissant dans le cadre – amen
    chaos
    quand je laisse tomber
    de la croix de la poitrine de mes paupi?res
    inutiles deja. symboles dentelle et cils
    alors je suis moi-m?me
    150
    ***
    jestem zmęczona
    moimi Tak
    na wyrost jakby
    sumienie idiotka mrugająca dlugimi rzęsami popychało od wewnątrz
    wypielęgnowanym palcem
    jestem zmęczona udawaniem
    erudycji która już dawno pierzchła
    gdzie pieprz się suszy a może
    nigdy nie musiała
    nigdy nie była mi pisana nie zawieszono karteczki
    rozum
    nad łóżeczkiem moich urodzin
    dobra wróżka zaspała
    ja też
    jestem zmęczona chcę spać
    ostatecznie
    nie jestem wróżką kochanką ostatnio też nie matką stróżem nocnym prostytutką
    nie jestem
    mogę spać
    jestem zmęczona czekaniem
    na głupców których kocham
    całe życie
    jest czekaniem
    trywializmem zaś powyższe ale przecież nie jestem erudytką więc
    po prostu zakończę ten wiersz bez pointy
    i pójdę spać
    myślenie pozostawiam opublikowanym poetom
    dobranoc
    6 oct 2004
    151
    rozmowa
    Nie Nie znam cię O czym ty mówisz
    Jesteś mi najzupełniej obcy
    Jak mogę coś cokolwiek…
    Nie Zupełnie nic o tobie powiedzieć nie mogę
    Dlatego wciąż opowiadasz o sobie?
    Tak
    Właśnie dlatego wciąż krążę po własnej orbicie
    Madame Bovary to
    ja
    wciąż o tym samym
    Ta sama monotonia od
    pięciu lat
    Ten sam wciąż mężczyzna i ta sama
    Anna ten sam układ gwiazd rozkład lotów i relacji
    Co za nuda
    Ah tak! Ah tak?
    Ty zdrajco brutusie ostatni jedyny domniemany czytelniku
    Judaszu
    Niech cię nie znam
    No właśnie
    6 oct 2004
    152
    kolacja we dwoje
    zimne dłonie kobiece pociły się
    perfum poczuła
    dotyk
    przypalonego królika
    w dali
    krzesło zaskrzypiało niedotknięte myślą
    zapomniane
    przy drzwiach
    pojawił się
    miał buty na obcasach które
    stukały o drewno
    zbyt głośno
    nieoceniona jednym rzutem
    uśmiechu odległość
    pomiędzy widelcem i nożem
    pusta przestrzeń
    uszu
    królika nie podano
    gdzie są i jak smakują
    włochate i miękkie
    14 oct 2004

    153
    ***
    spotykałam się z tobą
    potajemnie nocą nie raz
    dotykałam cię
    bezgłośnie nago z bliska
    teraz jednak
    nie przywołam nic
    poza wspomnieniem namiętności żalu
    gorzkosłodkich pierwszych
    pięciu minut
    co ja wiem o tobie
    zdrado
    [pomiędzy 1am a 5am, 15 oct 2004, z przerwą na sen]
    154
    ***
    moja matka nie istnieje
    w moich wierszach
    nie wspominam ani
    słowem
    jestem sierotą
    a przecież
    jest
    dlatego dzwonię
    po raz drugi
    pytam
    nie jesteś na mnie zła?
    mamo
    – n i e
    po raz pierwszy myślę że kłamie
    2004
    155
    dyskusja z braćmi Grimm
    teraz jest już za późno
    juź książę w twoim łóżku
    już obietnica dana
    i kareta
    czeka
    i co z tego że książę wciąż jest żabą
    a pocałunek mokry
    na odległość
    co z tego że on staw woli
    a od stawu do zamku
    daleko
    obietnica dana związek zawarty
    to książę
    jakiego wybrałaś
    za późno na fochy
    28 oct 2004

    156
    ***
    kocham cię bez powodu
    nie jesteś przystojny
    kiedyś
    byłeś
    nie jesteś czuły
    nie rozumiesz moich uczuć i aspiracji
    nie
    stoisz obok
    nie szepczesz mi do ucha
    kocham cię zawsze możesz na mnie liczyć
    nie to nie ty
    choć taki kiedyś byłeś
    niedelikatny egoistyczny nieczuły
    jesteś
    nie bez powodu
    cię nienawidzę
    nie mniej
    niż cię kocham
    28 oct 2004

    157
    ***
    przestańcie trzeszczeć
    kochankowie
    na czwartym piętrze o czwartej nad ranem
    miłosierdzie miejcie
    dla tej młodej pustelnicy z dołu
    która samotnie co noc
    kładzie głowę
    na małej poduszce której ledwie ledwie
    starcza dla
    starej
    pannie
    mężatce
    opuszczonej
    wdowie
    zakonnicy na urlopie
    wybaczcie złośliwość
    i wścibstwo
    i ten anonim pod drzwiami
    „zmieńcie kochani łóżko lub mieszkanie – zatroskani
    sąsiedzi”
    4 nov 2004
    158
    ***jesienna depresja***
    byle jaka muzyka byle jak
    próbuje zagłuszyć
    krople deszczu ostre
    jak ukłucia szpilek
    udaję że nie zauważam cię
    bólu
    tępy jak skarga zęba
    natrętna
    od miesiąca
    przykro mi
    dlaczego wzruszyć ma mnie ona
    skoro nieprofesjonalna bolesna akupunktura serca
    dolega bardziej
    ruch dłoni i cisza
    nareszcie
    za późno
    bo wiersz i tak już złożył sztalugi
    i odszedł obojętnie
    a wraz z nim wpomnienie obrazu
    ból pozostał
    i cóż
    skoro i tak nie potrafię go wyrazić nazwać ujarzmić
    7 nov 2004

    159
    ***
    trzeba by się nawrócić
    na wiersze
    ostatnią linijkę
    ostatniego poematu
    schwycić za duży palec
    i choć z bólu krzyknie
    siłą na bok brutalnie
    nurt rzeki wyobraźni
    odwrócić
    uda się mówię ci
    powróci do ciebie
    trzeba tylko odrobinę
    chcieć potem
    podlać aby urosło ziarenko małe
    nowy wiersz
    [styczeń 2005]
    160
    ***
    tęsknię za tobą spokojną tęsknotą
    nie tak
    jak dawniej szalona
    z drgającym umysłem i sercem
    bez tchu
    we śnie i na jawie
    nie tak
    lecz spokojnie wspominam
    tam jesteś
    kochany twoja krew twoje ciało
    twoje oczy twój penis twoje palce
    i paznokcie
    i żona
    i dzieci tam
    jesteś
    to wystarczy
    [22 stycznia 2005]
    161
    ***polska depresja ***
    odwracam głowę do okna
    kawa już kipi
    po turecku tymczasem
    smak włoskich orzechów
    wciąż
    w ustach złość przygryzam przekleństw słowa
    bo wykipiało holender
    bo w orzechach łupiny
    bo słoneczny poranek przygnębia świeżością
    nie w porę
    to słońce tu ten śnieg ci przyjaciele rodzina współlokatorka jej matka
    to pisanie i praca
    2005

    162
    ***
    zawieszona pomiędzy
    nad oceanem
    na nitkach babiego lata skąd ono tu
    zaczepiona pękniętym paznokciem
    o falbankę gęsiego klucza
    nie spadam
    ani tu ani tam
    słysze tsunami brutalnie szepce
    uciekaj
    ty krzyczysz online do ucha
    wróć
    luty 2005
    163
    ***
    świt dziś nareszcie brzydki
    bladziutki
    schorowany
    anemicznie rozprasza się w powietrzu
    postrzępiły mu brzeg czernią
    złośliwe wrony
    nie ma im końca
    wylatują czy wracają
    to nie ma znaczenia
    bo wspominać nie wolno
    bo wschód zachód czas miłość nienawiść tabu
    bo psują debiutantom wiersze
    164
    trójkąt
    powiedziałam kilka lat temu:
    ?zazdrość?
    to zbyt intymne
    chleba skórkę od miąższu oddzielić
    można
    na siłę
    zazdrość od miłości
    trudno
    tak jak nas –
    – jest ich zawsze dwie
    ale dziś gdy odeszłam:
    zazdrość odpada z łatwością
    jak w gorszym gatunku pieczywa
    sztywna i sucha skóra
    a miłości okruchy
    2005
    165
    ***
    ślisko
    porosły piaszczystą sierścią chodniki
    utkwiły po kostki w wodzie drzewa
    przemarznięte brzydkie kaczątka
    wołają przysuńcie się bracia
    skurcz się ziemio
    tak
    zimno
    te same co rano współrzędne chodnika
    człowiek w kapturze przekracza
    ten sam zmrożony pustką woźnica
    otula się w ciepły dym
    z papierosa
    i wszystko pod batem zimy o czasie
    otula przekracza tkwi
    tylko słońce boży idiota zaczerwienione ze wstydu –
    – półśpi
    2005
    166
    jak się starzeją moje stopy
    fioletowa siateczka krwi
    na granicy podeszwy
    po wewnętrznej stronie trójkąta
    hipotetyczna góra atlantydy
    na granicy podeszwy
    szukam wyraźnych dowodów
    hipotetyczna góra atlantydy
    nareszcie naga naoczna
    szukam wyraźnych dowodów
    podglądam swoją kostkę
    nareszcie naga naoczna
    zgodnie z chudonormą estetyki
    podglądam swoją kostkę
    apogeum doskonałości
    zgodnie z chudonormą estetyki
    fioletowa siateczka krwi
    [pantum, 5 marca 2005]
    167
    jeszcze tylko kilka dni do wiosny
    zapeszysz nie wchodź
    pomiędzy uda drewnianych staroświeckich słupów
    rzucisz urok nie patrz
    w oczy bezszybym ramom
    uczynisz nieczystymi nie dotykaj
    nieobecnych białych skrzydeł wiśni
    nadchodzę
    w rytm trzepotania dywanów
    który masz uszy – słuchaj
    19 marca 2005
    168
    wspomnienie z Emiratów
    szłam obok niej
    posłusznie
    w poprzek miasta Sharjah
    odwracała się do mnie z uśmiechem
    który był doskonale widoczny
    w kącikach jej oczu
    gdy zostawałam w tyle
    ostrożnie wymijając szarych robotników
    przykucniętych na krawędziach ulic
    jak udomowione czaple
    przed każdym miseczka warzywnego czatni
    jej abaja łopotała cicho przy każdym kroku i oddechu
    unosiła się lekko czarna zasłona
    Jefre jest już na pewno na miejscu powiedziała
    na pewno westchnęłam dmuchając w swój kawałek nylonu
    na pewno
    my też tam dotrzemy
    za pięć bezimiennych bloków
    kwiecień 2005
    uae
    169
    **
    morskie rytuały
    lekko nacinam wysypuję słone paluszki
    wkładam dłonie
    w morze czerwone
    nasiąkają miękną
    bardzo słone
    ssać chcę jeden po drugim dziesiąty dotykam językiem
    jest mi smutno i dobrze
    naści harpie i syreny
    ofiara z ciała i krwi
    jesteśmy zespolone
    2005 maj
    170
    list ojca z polski do córki w pensacola na florydzie na wieść o atakach rekinów i terrorystów
    znów milczysz asiula
    nie opowiadasz mi nic
    w tej ameryce
    ilu jest białych raperów
    ilu idiotów wysadzających drapacze chmur
    ilu farmerów i domków na prerii
    i ranch
    znów milczysz asiula
    kochanek praca
    na plaży na czarno
    nic nie wiem
    ile jest willi emerytowanych komandosów
    ile jachtów niedoskładanych jak nasz
    ile slumsów i gangów
    i odgryzionych rąk
    ile pór deszczowych na florydzie ile centymetrów śniegu
    zatopi i zakryje twój
    z czułością nienapisany list
    2005
    171
    [kto widział ostatnio trójcę świętą i wie gdzie obecnie przebywa proszony jest o zgłoszenie się na komisariat Michała Archanioła]
    świergolący wniebogłosy niemowa duch
    znów wyskoczył z niebieskiego okna
    osamotnił odwiecznie pustą suterenę
    olaboga
    wzywamy gorąco na pomoc
    lokatorskie po sąsiedzku co to nigdy pustostan
    nie-niebieskie diabelskie
    olaboga
    właściciel sutereny od wieków niewidziany
    po bożemu
    jego syn samozwaniec kiedyś wróci do niej
    zaprowadzi niebieski porządek
    niech tylko raz na wieczność ucieknie europejczykom spod gwoździ
    w trzydziestym trzecim
    olaboga
    PL ok 2003
    172
    reinkarnacja
    co by było gdyby moje włosy
    należały do kogoś innego do tej
    kobiety w przyszłości
    której dusza moja tylko trochę
    później
    ta sama
    co by było gdyby ten papier
    nie wchłonął moich myśli teraz
    lecz kilka tysięcy lat przedtem
    papirus przodek to samo
    widział spisane
    niepotrzebnie
    co by było gdyby słowa dwugarbne
    nie nosiły jak dziś znaczenia
    nie
    byłaby już tylko myśl scalona-przekazywalna
    a słowa – anachronizmem
    23.10.2005 warszawa
    173
    Męża pamięci żałobny…
    [Czemu, Cieniu, odjeżdżasz […]
    w niedzielę posprzątam
    w pokoju i w kuchni on
    posprzątam zdecydowanie
    zobaczę
    co pozostało
    co się jeszcze może przydać. co wyrzucić
    w niedzielę się nie sprząta?
    w sobotę nie kiwnie palcem?
    w piątek pójść do meczetu?
    już nie trzeba
    już posprzątane
    nic nie zostało
    174
    plan noworoczny
    będzie tak będzie taki
    tekst
    głęboki
    tak jak wcięcie jego ud
    jak wygięcie noża
    który ostrzony wczoraj
    z miękkiej stali niekruchej
    niełamliwej nietwardej
    będzie tekst o dwu kobietach
    i o nim
    raz
    na trzy pas będzie
    będzie tak będzie
    taki tekst o trójkącie prawiesielskim
    cierpkim jak muśnięcie jej ust
    30 listopada
    175
    wczoraj i dziś – herbata
    powierzchnia dwudniowej herbaty naznaczona suszą
    dotykam torebki
    marszczy się jak stopiony czekoladowy batonik
    tęsknię napisałam po namyśle
    kożuch poruszył się zniecierpliwiony
    drgnął znudzony telefon od dwu dni zimny
    wypluł leniwą odpowiedź – we mnie
    brak uczuć
    dziwnie
    herbata zmienia smak
    176
    Samotne spojrzenie w okno
    zabielony śniegiem dach śmietnika
    krata – szarości biel
    szyba – światła brud
    w okna ramionach
    głowa
    dziób
    skrzydła
    z prawej
    z lewej
    podwojone
    fragment słowa w kuchni mieszam z mlekiem
    na czekoladę
    gołębie odchody są niewidoczne
    tylko szare skrzydła dotykają mnie szybko
    gdy łyżeczką mieszam
    oddech ciszy
    20 lutego 2006-02-22
    177
    dusza – moment kreacji
    wpełznij
    powoli
    niech cię przykryje jak liść
    przycisz żaby i anioły stróże
    wejdź
    ostrożnie zasuń
    jak śpiwór namiot las
    rzeczywistość
    zasupłaj od wewnątrz
    ściśle jak kokon
    błękitną nitką na szczęście
    ćwicz oddechy to proste
    jak joga
    i
    zrozum
    że ona jest macicy skórką na zewnątrz
    czemu szukasz jej w środku?
    9 june 2006

    178
    ***
    zaprawdę powiadam wam jest Bóg
    stoi na krawędzi nibynieba w rozkroku bierze rozmach
    popycha
    spadamy
    razem
    on wyrasta skrzydłami
    które są niebieskie jak smuga dymu
    ja krzyczę
    gdy razem dotykamy nibyziemi
    grząska powierzchnia ugina się
    znikam w bagnie
    wypływam
    tylko dlatego że łaskotał mnie w stopy
    od środka
    ok 2006

    179
    na szczyt
    schodek
    dwa
    niżej
    zadzieram głowę i uśmiecham się
    do ciebie
    winda otwarcie zaprasza
    ale ja się rozsypię w nierozumiejący uśmiech
    i będę musiała zakryć oczy przed blaskiem
    widzisz
    ja
    nie

    180
    tak
    zaprzecz
    wszystkiemu co wiesz
    a pojawi się wszystko czego pragniesz
    pozornie
    oceany statki dzieci słonie
    i jeden człowiek będzie w stanie
    unieść cię na dłoni
    zgasić świat i
    zdmuchnąć
    płomień róż
    i oddech pelargonii
    ok 2006

    181
    dlaczego nie
    boli mnie
    na palcach otwierane niebo
    wikła się i supła
    siepie i przycina
    nie mogę rozsunąć
    zresztą po co
    do reszty niepotrzebne wąskie ulice
    koła powozów i gołębniki
    adresat umarł
    utnijmy skrzydła ptakom
    182
    zobacz
    zobacz tyle słów
    człapią za nami
    cierpliwie
    okrywają się kocem
    przysypiają po kątach
    czuwają
    nie opuszczają mieszkania jak kot
    podmieciesz pod wycieraczkę pod dywan
    z trzepotem wyfruną jak tylko pozwoli
    twoja dłoń
    na balkon na wiatr
    motyle
    ok 2007

    183
    niebo
    niebo dziś moje włosy
    równiutkie linie
    pracowicie wyczesane pasma chmur
    leniwe i martwe
    czasem postrzępione
    niesforne końcówki szukają intymności
    w kwiatach jabłoni
    życia
    w opiekuńczych grzebieniach jesionów
    2.03.2007

    184
    ale czy
    zapomniałam
    dźwięki fortepianu jednak płyną
    piano piano
    szeptem
    ciszej jeszcze
    nie słyszę
    powtórz
    co mówiłeś
    aa tak
    racja
    taka jestem taka jestem
    bo ja właśnie jestem taka
    piano
    cicha
    zamykam drzwi na palcach na dywanie
    wsiąka woda
    zapominam
    zapomniałam
    oczywiśćie
    możesz otworzyć
    wypłynie wszystko
    „ale czy, ale czy..”
    a dźwięki fortepianu płyną
    30.05.2007
    186
    świątynia miłości
    In the temple of love: shine like thunder
    ciemność
    podkurczone nogi
    splecione ramiona
    kolana pod brodą
    nogi zapuściły korzenie w fotel
    noże wbijają się w stopy
    głębiej
    od spodu
    czarownica podoceaniczna skrzeczy z radości
    śpiewa nareszcie
    paradoks
    syrenki Andersenowskiej
    modliła się o księcia
    serce
    i stopy
    In the temple of love: cry like rain
    a każdy krok sprawiał jej ból
    czym jednak ból
    czym utrata pięknych kształtów ogona łusek i płetw
    jeśli biec mogła do niego
    i kochać
    bez słów
    In the temple of love: hear my calling
    biegnij
    czym prędzej
    przecież
    nie zawołasz
    the temple of love is falling
    Down the temple of love is falling
    Downthe temple of love is falling
    Downthe temple of love is falling
    Downthe temple of love is falling
    Downthe temple of love is falling
    Downthe temple of love is falling
    Down
    2007
    …………….
    187
    ***
    i pozostaje tylko być
    przy nim
    i czekać
    nie odchodzić
    przecież w końcu coś powie
    da znać
    zaskamle chociaż
    i mieć nadzieję warto
    bo czemu
    nadziei się pozbywać
    w końcu to nie ten jedyny
    nie pierwszy i nie ostatni
    wiersz nieśmiało zaczynam
    2007

    188
    ***
    wierzb niemrawe czułki
    pochylają się gdy przechodzę
    chcą dotknąć nie potrafią
    zbyt nieśmiałe zbyt młode
    chwieją sięz ruchem wody
    niby
    nieprzejrzyste ukwiały
    zieleń to lecz nie zielen jeszcze
    przy niej ciemność brunatnej kory
    absurdem
    liście wierzb tęsknią za ziemią
    pragną jej ciepła gałęzie
    a wszystko faluje i wiatr
    ponad powierzchnią
    bo podnieś tylko wzrok – tu jest wodnista noc
    tam suche jasne gwiazdy
    bezsłowie cisza wieczność
    2007

    189
    „Suzanne
    zabiera cię
    …nad rzekę
    …wiesz że jest prawie szalona
    ale właśnie dlatego chcesz być przy niej
    …spędzić z nią noc
    …a gdy chcesz jej powiedzieć że nie ma w tobie milości..
    …rzeka odpowiada
    że zawsze byłeś jej kochankiem
    …i chcesz z nią podróżować
    … wiesz że ona ci zaufa
    bowiem ciała jej dotknąłeś
    myślą swą”
    noc i jedenaście po dwunastej
    moja kawa staruszka
    ma zapach tytoniu
    cohena głos jest spokojny
    nad rzeką ani jednej łodzi
    zuzanna się oddala
    samotna
    weźmie cię za rękę
    jeśli jej zaufasz
    weźmiesz ją za rękę
    jeśli ci zaufa
    2007
    190
    przeglądając słownik wyrazów obcych i historię szkolnictwa
    trywialny
    z łaciny trivium
    trywialny
    czyli dotyczący szkoły powszechnej
    trywialny czyli banalny w złym guście
    trywialny
    czyli stojący na skrzyżowaniu trzech dróg
    jedna prowadzi do ciebie
    druga do mnie
    trzecia…
    pójdę trzecią
    2007

    191
    przypuśćmy że jest taka możliwość
    że powiem
    a moje słowa całkowicie okrągłe
    w ciągach podrzędnie złożonych – pełne
    przecinków przemilczeń i spacji
    uporządkują się w całość
    jeśli zechcesz
    a ja pozwolę
    zamkniemy je w zbiór i funkcję
    przypuśćmy że jest taka
    możliwość
    że powiem a ty mnie zrozumiesz
    przypuśmy
    że odłożę na chwilę pióro
    i ołówkiem powiem szeptem
    że wśród tysiąca możliwości
    ta jedna jest
    niewiadomą
    2007 kwiecień?

    192
    ***
    a starałam się tak ostrożnie
    chodzić po tym ogrodzie
    tak aby nie dostrzegła mnie róża
    żeby mały książę spokojnie bawił się tam
    za horyzontem
    starałam się nic nie dotykać nie ubrudzić
    dłoni pyłem białych lilii i żonkili
    żółtych śmiertelnie poważnych nie kusić
    nie mieć udziału w groteskowej sprawie
    zapylania
    starałam się niedbać-niepodchodzić-nieprzyglądać się
    nieistniećwcale
    ale się nie udało
    2007

    193
    comment faire
    spoglądając sobie w oczy, czego szukamy
    wypowiadając słowa, co chcemy osiągnąć
    on mówi – to lubię
    ja myślę – czy znam?
    potem szukam czegoś w pamięci, w sieci, u przyjaciół, odkrywam. no tak
    kupuję kradnę tę jego muzykę i słowa i myślę
    podoba mi się
    nie patrząc sobie w oczy, czego szukamy
    milcząc, co chcemy osiągnąć
    ja mówię – nie znamy się
    on mówi – za jakiś czas
    potem szukamy się się bez sensu. i znajdujemy. no tak
    wątpliwości mam milion i myślę
    czekamy
    tylko jak?
    2007

    194
    spojrzysz na nią
    z początku
    zmarszczona i nieurokliwa
    skulona
    oschła
    dotkniesz ją opuszkami palców
    przygotujesz jej wrzątek
    odczekasz
    delikatnie ciepłem otoczysz
    rozpływać się będzie z rozkoszy
    unosić na powierzchni
    w ekstazie
    opadnie w końcu
    zmęczona
    otworzy
    rozluźni
    smaczna
    zielona
    2007

    145
    bardzo
    będę cię bardzo kochać
    powiedziała
    bardzo – powiedziała głośniej
    tylko tykanie zegara wciąż tak samo potakujące w ciszy
    przekrzyczeć – bardzo
    długo cię będę poznawać
    dlugo nie będę ufać
    chodzić własnymi drogami
    tęsknić
    za aleksandrem z pluszu
    w łóżku
    za nocami samotnego pisania
    za ciszą
    szaleństwem tańca bez świadków
    za sobą dla siebie zaborczo
    ale gdy już
    bardzo będę cię kochać
    zobaczysz – powiedziała
    będę…

    146
    farbami
    a gdy naprawdę poważnie chcesz o czymś pomyśleć
    nigdy nie ma pod ręką
    czystej kartki
    słowa odpowiedniego
    pióra
    kredki
    koloru
    uczuć
    trudno się dopatrzeć
    ale dziecko w tobie
    czuwa
    już jest już
    wspina się na palce
    wyciąga z szafki nowe farby
    próbuje pędzlem i palcami
    na podłodze na ścianach
    wymieszało pomarańcze błękity zielenie i brązy
    i nie widać już nic
    jednak podpis
    tak
    tak tak to ja
    namalowałam cię gdy szukałaś tej kartki
    smutna
    05.06.07

    147
    na balkonach
    na wyciągnięcie dłoni
    na sznurkach
    spódnica jej w płatkach jaśminu
    niebieska halka obok i biały biustonosz
    pranie co drugi dzień świeże
    i kwiaty cynii w powijakach
    fioletowe
    wychodzi w negliżu legginsach koszulce z dekoltem
    porozmawiać
    o niedorozwiniętych różowych pelargoniach
    i moich
    które kupiłam dorosłe prawda? i piękne
    pąsowe
    zazdrości bratków które już przekwitają
    i warkoczy długich
    i lat
    ale kwiaty będzie podlewać
    opowieści
    o rodzinie uzdolnionej córce i wnuczku co do tej anglii
    o alkoholikach z pierwszego ich psach i kotach
    i synu co się ostatnio nie pojawia bogu dzięki
    o aureolach świateł nad piastowem i uroku zieleni
    działkowych drzew
    zachowa
    przecież ja nie na długo
    na tydzień
    i znów jej wszystko od nowa o sobie pracy studiach zmęczeniu
    i o kwiatach
    pomiędzy dwoma wierszami
    powiem
    8.06.07

    148
    ***
    to tak jakby
    unosić się
    a jednocześnie stąpać twardo po ziemi
    trywialnie i dosłownie
    słuchać go
    a jednocześnie nie słyszeć
    bicie serca przecież bywa kłamstwem
    które szeptane
    sto razy może uwierzyć
    w siebie samo
    że istnieje
    a to tak jakby
    wyznać –
    jednocześnie mam świadomość wiedzę złe przeczucia obawy
    i duszę
    ale ty
    powiedz skąd jesteś
    taki
    i skąd tyle o mnie wiesz
    8.06.07

    149
    dziś od rana
    pod starym żyrandolem ciotki królestwo much
    w planie dnia
    wyścigi akrobacje powietrzne pokazy lotów klasy juniorów
    nowonarodzonych
    w pękniętej ceramicznej misce
    przydźwiganej z francji przed dziesięciu laty
    botwina czysta – z chrzanem
    ideał purpurowego piękna
    dwie zabielane kawy
    truskawki w bitej śmietanie
    zapach tymianku i kwiatów oregano
    ptaki za oknem na zmianę
    z ćwierkaniem autobusów
    niegroźne burze samolotów
    zbyt nisko
    i szuranie pociągów tuż obok
    dużo twoich esemesów
    niewiele mojej nauki
    tylko jakiś artykuł Twaina kiedyś zaniedbany
    o tym że rasa ludzka jako jedyna ma skłonność do okrucieństwa
    bez powodu
    rozpłakałam się
    leniwa niby-sielanka
    tylko szkoda że ciebie tu nie ma
    9.06.07

    150
    tak naprawdę
    jesteś tylko ty
    nie uciekniesz
    donikąd
    do nikogo
    do kogo
    tak naprawdę
    masz tylko siebie
    jak ostatnią przystań
    może jeszcze trochę muzyki
    może za duże ale rozumiejące oczy jezusa
    z plakatu Wanted
    za którego głowę nagroda stu srebrników
    może pocieszające słowa matki
    z daleka
    ale tak naprawdę
    tylko ty możesz sobie wytłumaczyć
    o co ci chodzi
    i ty musisz zdecydować
    czy uciec przed
    czy nie pić
    kawy
    usnąć
    a jutro włożyć w to ręce z którejkolwiek strony
    rozwiązać problemy uporządkować życie odpocząć nie pozwolić
    nie pozwolić nie pozwolić żeby szczęście po raz kolejny
    rozpłynęło się w deszczu
    i nieporozumieniach
    9.06.07

    151
    patrz
    na wszystko można spojrzeć
    dwa razy na dwa
    sposoby
    clouds in focus
    or out of
    :
    lubię patrzeć
    z bliska
    w okno w oczy
    czasem jednak
    z bliska
    widać tylko szybę
    zaplutą deszczem
    a dalekowidz dostrzeże
    resztki słońca
    w chmurach
    10.06.07

    152
    pod-wieczór
    paradoks
    gdy jednocześnie nie pragnę nic powiedzieć
    i nic nie mam do powiedzenia
    a jednak grafomańskim nawykiem pożądam i szukam kartki ołówka
    czarna liściasta wystygła po raz drugi podgrzeję ją w mikrofali
    straci szlachetny smak białoruskiej księżniczki herbaty
    jeszcze jeden dalekobieżny po lewej po torach przez wiadukt
    jeszcze jeden autobus i psia kłótnia pod balkonem nieznośna
    jeszcze jeden kawałek Vatagi odsłucham
    jeszcze zmarznę trochę
    jeszcze jedna mrówka przejdzie szerokość kartki
    i dopiero wtedy stracę nadzieję
    jest mi dziś dobrze spokojnie bezmyślnie
    nic nie bulwersuje nic nie zachwyca nic nie prowokuje nic nie jest
    naprawdę
    nie potrafię dziś nic napisać
    14.06.07

    153
    ***
    dotyk skrzydeł anioła
    – euforia
    ten spokój cisza rozsądek i umiar
    – to ona?
    trafisz za nią pod wodę
    przyjmie cię ujmie zapragnie
    otworzy ci oczy i serce
    pozwoli pieścić się naga
    zrzuci łuski bezbronna i dotknąć pozwoli
    także i tej
    jednej
    która jest źródłem
    szaleństwa marzeń i wierszy

    kompleksów i niepewności?
    niemoty?
    proszę zrozum
    pływam w głębokich wodach
    nie boję się oceanu
    unoszę się z prądem
    lub płynę pod prąd
    lub jednocześnie w kierunkach obu
    jestem uśmiechem szczęściem i wierszem
    ale czasami jestem
    nie-mową
    10.06.07

    154
    tak
    siedzieć tak w słońcu
    leniwie podnosić dłoń i opuszczać na papier
    senne powieki
    letarg letniego popołudnia
    zmęczenie nabrzmiałe niechęcią
    przy nadziei
    myśl-i-oczekiwanie
    pół-leżeć tak o zmierzchu
    nakrywać dłonią kubek herbaty
    wilgotnym dotykiem gorącej parzyć usta
    trywialnie zupę gotować
    przy dźwiękach beethovena
    czuwać
    a potem tak leżeć po zmroku
    nasłuchiwać – już takty dziewiątej
    intensywnie i czysto
    nie spać i myśleć nareszcie
    kiedy ty będziesz obok
    15.06.07

    155
    22 czerwca – zakończenie roku szkolnego
    ten dzień ma w sobie gwałtowność i lęk
    niepokojący koniec i coś jeszcze czego nie umiem nazwać
    nie wzięłam dziś dziennika
    i moje ręce w autobusie wydają się niepotrzebne
    za dużo małych parasolek
    uszate misie i biedronki
    pod nimi czarno-białe dziewczynki z dobieranymi warkoczykami
    wesoło mruczą piosenki w drodze na akademię
    angielska mżawka równiutko nawilża mi makijaż
    zawijam się w biały szal z czerwonymi koralikami i czuję
    jak bardzo krwiste wilgotne mam wnętrze
    zaciśnięte z żalu gardło i bezradne dłonie
    upuszczam telefon z wiadomością od niego
    – pragnę
    byś była jedyną i pierwszą
    – ?dziewicą która oddaje się z żalem
    i niecierpliwością?
    – pragnę
    na wyłączność i pełnię
    na zawsze
    – !truchleję
    z radości!
    oto on. oto ja. oto ciało moje. oto moje wszystko.
    po wielokrotnych przemienieniach
    ?którego mojego wcielenia szukasz
    i czy nadal mam jeszcze to czego pragniesz?
    22.06.07

    156
    light
    mówię – światło
    i zapalam sztuczne ognie na lekcji angielskiego z dziećmi
    brzdące zamierają na moment
    potem rzucają się na mnie w ekstazie
    !ja chcę potrzymać!
    mówię – świeci się
    i każę zaglądać przez otwór do pudełka po butach
    pobłyskuje srebrzysta folia
    wewnątrz
    mówię – zbyt jasno
    on przekręca lampę
    by nie raziła mnie w oczy
    myślę – ogień
    i spoglądam na obrazek anioła z płonącymi skrzydłami
    nie wiem – co to jest światło?
    czy już jeszcze
    jest we mnie
    delikatne i lekkie

    157
    pierwsza strona
    powiedziałam
    otwórz i przeczytaj
    na którejkolwiek stronie
    to jedna z moich ulubionych
    wziął ode mnie książkę
    otworzył i przeczytał
    – ale z drugiej strony
    powiedział
    nie znam się na poezji

    158
    ***
    to kłamstwo
    ekstaza i zakochanie
    euforia zachwyt i gwiazdy
    księżyce skowronki i róże
    to bałaganiarstwo języka
    który zapomina sam siebie
    i pozwala pokoleniom powtarzać się do znudzenia
    to schizofrenia gaworzenia kochanków
    przyprawia mnie o ból zębów
    [czasem jednak tak trudno
    uniknąć słowa Kocham]

    159
    w drugiej fazie
    rogaliku
    tyjesz i świecisz za jasno
    przestań
    zasłoń się drzewem
    zniknij
    patrz tamten komin w oddali
    on to potrafi istnieć
    tylko co drugą sekundę
    nie częściej
    błagam pozwól mi zasnąć
    być częścią ciemności jak dawniej
    płaszczką na dnie oceanu
    meduzą niewidoczną na fali
    kameleonem w kolorze zgilizny
    patyczakiem chudym jak patyk
    być bezdźwięczną bardziej niż głoska
    w z dawien dawna zapomnianym języku
    bardziej martwą niż rozkładające się ciało
    niewidoczną
    powszechnie nieznaną
    w sen jedwabisty jak w kokon
    zasupłaną

    160
    ***
    ktoś przeklął za ścianą
    sobota
    ósma dwadzieścia sześć
    czekam na ciebie
    rano
    martyna jakubowicz przestała śpiewać
    gdzie jest moje pióro i papier
    słowa z komputera są mechaniczne i słone
    brak w nich uczucia
    a może we mnie
    a może to senność
    wakacji których tydzień minął
    jak miesiąc
    zabierz mnie stąd
    spakować się i uciec
    od siebie
    bez wyrazu
    różowy królik i prążkowany kot mają w sobie więcej czułości
    a ja jestem oschła i pusta
    jak mucha po kilku dniach lata
    30.06.2007

    161
    jestem
    cała
    jednym wielkim znakiem zapytania
    żeby chociaż można odwrócić na chwilę do góry nogami
    jak w hiszpanii
    usiąść na nim
    jak na huśtawce
    raz do przodu raz do tyłu
    i znów
    to uspokaja
    „kobiety są nieustannym wahaniem”
    dobrze. niechby choć usiąść
    ta przestrzeń jest zdecydowanie zbyt duża
    nieogarnięta
    niechby choć usiąśc
    albo zatańczyć
    29.06.2006

    162
    ***
    to wszystko nieprawda
    jeden równiuteńki granatowy kwadrat na kołdrze
    nie wystarczy
    by zbudować harmonię
    łóżka
    pośrodku dziennego pokoju
    nie wystarczy cisza
    aby naprawić zerwane nici pajęcze
    palce moje za krótkie
    poranione
    w głowie
    tylko ty tylko ty
    harmonia nie gra. stukanie za oknem.
    i nie wystarczy sama sobie
    miłość
    14.07.2007

    163
    ***
    zapatrzyć się w okno
    intensywnie
    stopić się w jedno z szybą chmurami
    niebem karmić się
    połykać
    wnikać
    tęsknić za tą przyszłością w oddali
    nasłuchiwać
    bać się jej
    niepotrzebnie
    zanim nadejdzie jak burza
    teraz
    14.07.2007

    164
    (…)dzień lata
    korony drzew jak łowicka wycinanka
    poranne godziny sznurowane burzami
    deszcz przezroczyste warkocze
    zaplata ze śmiechem
    w słońcu
    ty. jesteś. twoje słowa online.
    jasno mi biało
    w plątaninie materiałów na dywanie
    dla ciebie chcę być czysta i jasna
    lekka jak to co się z serca odrywa
    i chce ulecieć na skrzydłach
    – szczęśliwa
    23.06.2007

    165
    a moja babcia myśli o śmierci
    i powiada tak:
    przeżyłam z mężem ponad pięćdziesiąt lat i ani razu się nie pokłóciliśmy
    wiedziałam że on musi zrobić to co sobie umyśli a ja mu nie przeciwkowałam
    oczywiście do ślubu nie było żadnych kontaktów seksualnych.
    oczywiście stosunki tylko w sposób klasyczny.
    oczywiście pracowała tylko w domu przy dzieciach.
    oczywiście ona zawsze się z nim zgadzała.
    oczywiście to co powiedziała jest prawdą.
    tak wyglądał kiedyś świat 🙂
    czy tak bardzo się zmienił?
    mój mężczyzna gra na pianinie.
    na pewno nie będę mu w tym przeszkadzać.
    mój mężczyzna pisze doktorat.
    pozwolę mu godzinami siedzieć samotnie w pokoju za zamkniętymi drzwiami.
    z moim mężczyzną kłóciłam się już/dopiero trzy razy w ciągu pięciu miesięcy.
    mój mężczyzna hoduje kwiaty. pnącza buszują pod sufitem tak, że niedługo przestaniemy widzieć jaki ma kolor. na korytarzu trawiasta wykładzina, która ociera się o kicz, odrobinę. ale ja już rozumiem. to ta tęsknota za zielenią i naturą w ścianach mieszkania na blokowisku, w betonie, w zaczadziałym od spalin mieście.
    mój mężczyzna chciałby się przenieść kiedyś w Bieszczady.
    o Jezusicku…co ja tam pocznę?
    no jak to co?
    26.08.07

    166
    w kuchni
    zatańcz ze mną tak
    żebym zapomniała
    jak bardzo jestem rzewna
    zanuć bym zamknęła powieki
    kołysz na uspokojenie
    zawiruj mi w głowie do spodu do bólu do cna
    aby oczy pełne cebuli
    przestały się szklić i skomleć
    usta
    potrząśnij moimi ramionami
    niech opadnie histeria
    abym pochylona z nożem nad szafką nad koszem
    obierając warzywa patrzyła widząc
    jak spomiędzy palców
    matowobrudnej skórki
    rodzi się kolor
    abym nie pragnęła nigdy nic więcej
    ponad to miejsce na podłodze w kuchni
    obok starego zeszytu
    gdzie zaczyna się smak i kolor i wiersz
    pocałuj mnie dotknij
    po oczach poznam jak bardzo boli nas
    dwoje
    słów
    – nie
    – tak
    26.08.07

    167
    blokowisko
    spoglądam przez okno i mam ochotę
    liczyć
    liczyć
    okna balkony
    poruszenia firanek
    ilość szmat na sznurkach
    odpowiednio
    kolorami
    babcie w obcisłych seledynowych sweterkach
    z rozwianym siwym włosem
    w pochyleniu
    w ekstazie
    nad praniem
    spoglądam przez okno i tylko tyle
    o!
    tyle tyciusieńko
    brakuje mi woli
    aby uciec stąd na zawsze
    ale jest jeszcze ta matka bez twarzy
    której dłoń rytmicznie gładzi głowę dziecka
    przy drzwiach balkonu
    na podłodze
    przestaję liczyć
    patrzę
    ona nie ucieka
    26.08.07

    169
    wiersz wulgarny
    nie nazbyt lubię
    gdy świat rozcapierza mi się w meduzy
    i parzy
    rzyga słonymi kroplami
    zalewa usta i nos
    znów scylla charybda
    i potop
    to niemiłe
    gdy szukam z tęsknotą spotkania jego oczu
    lecz ten jasny uśmiechnięty wzrok
    patrzy na przedmioty za moimi plecami
    na przestrzał
    trudno zaakceptować
    prostą świadomość że obojętność i żal
    zafiksowanie na jednym słowie
    jednako mieści się w sferze – miłość
    jednak padalcowata cisza
    niedomówień pełna
    które tkwią
    bolą i drażnią
    i już odchodzą wszak
    w tempie żółwia
    prozaicznie i absurdalnie mnie
    (…)
    7.09.07

    170
    lew w niedosycie
    po obiedzie nie dość obfitym
    urażony
    wściekły
    z rozwichrzoną czupryną
    rzucił cierpki komentarz
    jak ochłap
    ogryzioną kość
    ślinę wymieszaną z krwią
    – głodnym
    zmarszczka pomiędzy oczami
    usta wąskie bez reszty
    ciepła
    uczucia tylko burzliwe się w nim kłębiły
    na dnie. bo tłumił
    i gniewny. gotowy do skoku. po jeszcze.
    już przy drzwiach jednak mruk
    boleśniejszy niż uderzenie
    – myślałem że ty miałaś się troszczyć o …
    – twój zawsze pełny żołądek lwie?
    – myślałem że ty miałaś się troszczyć
                                                        o mnie
    7.09.07

    172
    ona
    jest tam pod stołem w kuchni
    rzecz obok rzeczy
    obszernie i cicho
    jest
    na tym zdjęciu maleńkim
    z długimi włosami
    na którym napisała – twoja
    żona
    jest w jego słowach
    coraz mniej
    jednak
    we wszystkich naszych kłótniach
    pod spodem
    na dnie
    jest
    i nawet gdy na chwilę zapomnę pomyślę
    nie ma
    w dedykacji ciekawej książki
    znów
    jest
    7.09.7

    173
    Marianna
    ona tam siedzi przy kaloryferze
    nawet latem
    też
    tam
    tylko wtedy podchodzi również do okna. pielęgnować niemrawo
    rozkwitające pelargonie
    ona tam czeka na spotkanie z mężem
    bardzo cicho. niedosłyszalnie
    porusza ustami. jak tykanie to brzmi jakoś tak.
    tak tak. takie pacierze
    ona by chciała już
    być tam przy nim
    wybrała sobie już przecież miejsce
    na cmentarzu sadzi kwiaty białe
    dla siebie. bo takie właśnie lubi
    i chyba gust jej się nie zmieni
    po śmierci
    ona mnie pragnie zobaczyć
    uzbierała tysiące groszy. dar.
    więc jadę do niej. czym prędzej. za chwilę. nie chcę
    pieniędzy
    ale wiem że je wezmę.
    a potem. to ważne to ważne. potem
    usiądę
    i będziemy siedzieć przy kaloryferze
    pielęgnować pelargonie
    poruszać ustami. i czekać. i patrzeć patrzeć bez końca
    9.09.2007

    174
    w domu
    świat jest wąski jak wanna
    odbijam się
    od brzegu do brzegu
    dziecinny statek
    świat jest
    pojemny biały i chłodny
    jak szpital
    od drzwi do drzwi
    krew i sutanna
    ale pamiętasz? można pójść brzegiem
    rzeki. jak kiedyś. dawno.
    w tym miasteczku o skórze porośniętej sosnami
    ostro i boleśnie. oddycham tamtym powietrzem
    i kłują igiełki drzew
    bose stopy
    ale jest dobrze. już dobrze
    lepiej
    w domu w domu nareszcie
    blisko wody i ziemi
    i kto mówi że nie mogę tutaj na zawsze pozostać?
    na zawsze
    na zawsze
    na zawsze
    9.9.07

    175
    rozwieść się
    rozwieść się – odzyskać moje pół twarzy z rozbitego w czasie kłótni lustra
    rozwieść się – umalować rzęsy, zmrużyć oczy, być kocicą bez pana i władcy
    rozwieść się- pozwolić by loki po trwałej rozkręcały się powoli, chaotycznie i nijak
    rozwieść się – założyć bluzkę z odważnie głębokim dekoltem, czarną mini, wysokie obcasy i stringi
    rozwieść się – wyjść na ulicę sama. godzinami oglądać sklepowe wystawy. kupować. przesiadywać w kawiarniach. rozmawiać. wymieniać. wyrażać.wierzyć po prostu. i grzeszyć
    rozwieść się – z sobą samą sprzed chwili. z nim. z tamtym życiem bez wytchnienia i sensu
    rozwieść się – nie umrzeć i nie załamać. nie żalić się i nie mieć żalu. zrobić to. ot tak.
    rozwieść się – wreszcie
    12.01.08

    176
    grawituję
    grawituję
    ciało moje tak płaskie
    że nieomal wklęsłe
    śródstopie zawsze doskonałe i kształtne
    teraz wciska się w ziemię
    z siłą łapy słonia
    otoczenie moje tak płaskie
    niezauważalnie nieistotne
    ciśnienie w uszach skroniach
    niebezpiecznie blisko
    omdle…
    nie nie: potrząsnąć twardo głową
    nie mogę sobie na to pozwolić
    życie moje tak płaskie
    zmęczone i niedospane
    zganione
    o krok od
    na granicy
    na krawędzi
    u progu
    rozstania
    9.12.07

    177
    **
    łączy dwa odległe punkty
    jedna prosta linia
    zbliża scala jednoczy
    trwa w bezczasie
    w akcie
    w afekcie

    …i traci ciągłość
    – przerwanie
    – przer(y)wana ciągłość
    komunikacji
    brak
    a przecież było tak…
    dobrze już dobrze
    ciiii… cicho
    nie płacz
    miej nadzieję
    to się domaluje dopowie dociągnie
    to się nawiąże
    tylko czy
    jedność akt i afekt
    naprawdę wróci?
    9.12.07

    178
    Słowo
    słowo to
    zdrajca
    złoczyńca
    źródło wszelkiego zła
    zbrodniarz i
    złodziej
    zapalczywy czarownik
    za nic za nic! już nigdy mu nie zaufam
    zaprawdę! nienawidzę go
    całą duszą
    zapewniam! doprowadzi mnie do fiksacji
    samospalenia. do szału
    kiedyś
    wiem ale to wszystko
    zajedno…
    przecież nie mogę
    przecież nie mogę nie mogę nie mogę
    nie pisać?
    9.12.07

    179
    Mickiewiczowskim wierszem
    Nie wiem czy się podobna okazyja zdarzy
    Aby ten wiersz wam, panie, ofiarować w darze
    Nie wiem na ile jeszcze starczy mi żywota
    Aby zwlekać i milczeć, fortunę kłopotać
    Niechże więc to ten moment bardzo uroczysty
    Przyjmie owoc mych myśli, zrodzony w ojczystym
    poemacie sławnego pana Mickiewicza
    – ten wiersz tak idealny, bowiem wiersz o niczym.
    A wiersz ten jedna strofa, lecz niebagatelna
    Niewykwintna niepiękna, ale dość rzetelna
    Strofa o twórczej wenie i twórczych spotkaniach
    Nic wam więcej nie powiem, słuchajcie z oddaniem:
    Zgromadzone przy stole pełne entuzjazmu
    trzy kobiety pisały, nie znosząc marazmu.
    Rozpusta, miłość, nicość, kapelusze z piórek.
    Pełno różnych tematów, ot korali sznury.
    12.09.07

    180
    ono i on
    samotność
    radość jest w głosach innych cudownie gratulacje
    we mnie tylko niepokój i smutek
    on tam śpi sobie jakby za ścianą
    z mięsa i skóry
    gładzę ją. gładka
    nawet nie czuję nic
    cicho
    jest
    choć nie rozumiem jak oddycha
    słucham bajek dla niego
    może usłyszy maleńkie
    – czy chore też usłyszy? –
    osiemdziesiąt dwa milimetry
    to jednak rozczula
    samotność
    radość jest w głosach innych..
    we mnie…
    on tam śpi. za ścianą.
    nawet nie czuję już żalu. otępienie.
    cicho jest
    choć nie rozumiem czemu
    milczenie
    słucham go. może nie rozumiem.
    może usłyszy może..
    co ja czuję
    30.03.08

    181
    +++
    śniło mi się
    kładą mnie do grobu
    wąskiego jak blizna
    szybko
    przetnij mnie na pół
    i jeszcze
    łatwiej wsunąć jak list
    śniło mi się mnie pół
    i widziałam wszystko dokładnie
    jak na płytce którą dostałam w prywatnej klinice
    o jest
    porusza rączkami bije
    serce
    'wszystko dobrze tylko nosa nie widzę
    nie
    napiszę widzę jeśli nie’
    mówił doktor
    śniło mi się
    to sen
    mnie pół szlochało
    28.03.08

    182
    matka
    poszło o te wyrwane z albumu zdjęcia
    szare
    ecru
    misternie klejone
    przez matkę sprzed trzydziestu lat
    jeszcze widzę ją, skupioną i nieobecną
    jej szczupłe arystokratyczne palce
    i w owal idealnie spiłowane paznokcie
    jak dba. podpisuje i ślini
    koronkowe rogi dla tych czarno-białych zdjęć
    poszło o te wyrwane z albumu zdjęcia
    które oglądam zbyt często
    przy tobie mały
    i zapominam
    że czujesz być może to, co kiedyś ja
    wobec niej
    9.12.2016

    183
    powiedzieli „fotografia”
    a niech to!
    i wyskoczyło wspomnienie
    z pomarańczowego dziennika
    z albumów wciśniętych w kąt biurka
    ze stosu ćwiczeń Bradshawa *
    z kremowo-szarych zdjęć
    z brzucha z wątroby
    z urwanych snów, które pamiętam
    bo ja
    to te krzywe grube nogi
    grzywka, sińce pod oczami
    sznurowane juniorki w ciapki
    lalka cyganka lub
    inny obiekt przylepiony do rąk
    z potrzeby bezpieczeństwa
    na pół dnia
    9.12.2016
    *John Bradshaw. twórca teorii i ćwiczeń terapeutycznych pt odnajdywania wewnętrznego dziecka

    184
    ***
    podobno jest kostuchą
    podobno odpada od kości
    jej ciało
    skąd mogę wiedzieć
    nigdy jej jeszcze
    nie widziałam
    czy staje tuż na odległość milimetra od mojej
    skóry wilgotnej od potu
    milimetr od mojej dłoni
    skąd mam wiedzieć
    podobno w chwili gdy staje
    od ciebie
    o milimetr
    jesteś od śmierci
    nawet nie o krok
    podobno nie trzeba nic przekraczać
    wystarczy ten milimetr
    dotykiem przeistoczyć
    podobno zawsze zimne ma dłonie
    ?2016

    185
    Severus matrimonium rogationem
    Przychodzi i mówi: Przecież
    masz ten świat
    na wyciągnięcie ręki; mieszkanie kasę ja…
    nie będę długo obok
    tylko na wyciągnięcie ręki. Przecież
    masz ten świat
    więc po co gnać ci tam, gdzie niepewność
    w dal, za granic kilka. Strach
    o dzieci, o ciebie mi też strach
    No przecież masz ten świat
    ten polski swojski sielski świat
    Za moim wysokim płotem.
    Maj 2019 z powodu PLech

    186
    Gabinet luster
    rodzisz się
    w sieci utkanej z relacji
    w mat-ni
    w mat-ki uścisku ud
    ramion piersi i rąk
    jest tak blisko taka
    bliska
    a jednak lustrzanie obca
    jakbyś spojrzała na siebie od tyłu – to ja?
    NIE. to ona. twoja matka
    twoja siostra twój ojciec twój brat
    i twój mąż
    w gabinecie luster życia błądzimy
    to wypukłe to wklęsłe
    to wykrzywione
    a tamto
    hipnotyzuje cię wejdź we mnie wejdź och
    Och! Daj spokój. Nie bierz mnie za Alicję!
    Rodzisz
    w sieci utkanej z relacji
    w mat-ni
    mat-rixie
    w uścisku ud
    jest

    i myślisz. nareszcie.
    przecież znam swoje zasady. wychowam ich tak
    jak trzeba…
    być naiwnym no jak?
    by uwierzyć że oni
    twój syn. twoja córka.
    zwłaszcza ona!
    NIE będzie taka
    bliska
    i lustrzanie
    obca
    twoje lustro przekleństwo błogosławieństwo i cień
    JC 2.9.2018

    187
    oczekiwanie
    przez pół życia
    oczekiwanie
    że przyjdziesz przytulisz pokochasz pogadasz
    że odgrzejesz odbierzesz oddasz odejdziesz
    że narodzi się podrośnie samo zaśnie odessie
    że rzucą podwyższą obniżą zapewnią
    że potem na pewno naprawdę na zawsze
    przez pół życia
    i … nieoczekiwanie
    idziesz na regressing
    i piszesz wiersz
    i już wiesz
    żeś niepotrzebnie tyle czekała
    gdy kawa stygła
    włosy siwiały
    a masażysta patrzył na zegarek

    188
    scena czyli mam gdzieś te jasełka trans i metroseksualne
    scena mnie…
    nie inspiruje
    nigdy nie byłam
    na pokaz
    nawet i teraz
    wieszać swoje cenne imię na plakatowisku
    facebooka
    jest mi boleśnie
    scena mnie…
    nie inspiruje
    nigdy nie wkładałam
    koturnów i masek
    nawet i teraz
    moje trzy nazwiska, pięć imion i jeden
    pseudonim
    nie dookreśla
    mnie, bo życie to nie scena
    i nie teatr
    więc nie ściągam kiecki
    nie wkładam męskich spodni
    by pozwolili mi wystąpić
    w jednym akcie
    mister(yj)nej farsy
    jako prawdziwa kobieta

    189
    pajęczyna
    Utkałeś ogród z pomysłów
    rozpięty jak pajęczyna
    od wschodu do zachodu
    heksagram rolniczych marzeń
    tutaj północna gryka
    a tam na południu groch
    pot wsiąka w twoją ziemię
    przesycasz słowa treścią
    duch kręci ci szybko nad głową
    ósemki bez końca ósemki
    jesteś raz tu raz tam
    i jeszcze zaraz gdzieś dalej
    a wszędzie nieskończoność
    a wszędzie tyle tej treści
    zorałeś żyzne pola
    ścieżkami swoich myśli
    tysiąc ich
    sto tysięcy?
    trójkąty w zbożu nie kręgi…
    ale jest czas zastoju
    pokoju czas spokoju
    muzyki i napoju
    co więcej niesie treści?
    lecz
    mój boże
    czemu?
    czemu nie śpiewa nikt pieśni
    nie woła nikt perliście tych słów co odfruwają?
    gdzie jest ta dzika ta piękna
    długowłosa i czarna
    kobieta pająk zasnuta
    w pamięci pokoleń i krajów
    mówisz – „patrz – o tu, jej oko
    zagląda tu z chaty trójkątów
    o widzisz…
    tu ją schowałem”
    lecz gdzie miejsce na płaszcz jej
    krwisto-srebrzysty pod żurawiem
    u studni
    płaszcz księżycowych cykli
    gdzie jest przestrzeń oddechu
    na zapaski i szeroką hen chłopską
    spódnicę
    bruzdami życia własnoręcznie wyszywaną
    2019 Piaseczno

    190
    klucz do jej serca ma kształt róży
    zdecydowanie…
    nie czerwone ma ciało
    lecz i nie zimne śnieżne
    raczej kremowe
    albo herbaciane
    w porze słonecznej
    a nocą
    gry przykucną pod progiem wszystkie słowa
    dobranoc
    maleńka
    mój miły dobranoc
    półksiężyc drobny jak srebrne jej
    przykryte pajęczyną cieni
    piersi
    klucz do jej serca ma kształt róży
    zdecydowanie…
    a w sercu miłość
    dwa kielichy
    i dwa denary

    191
    ***
    boli mnie
    w żołądku
    pęknięty lęk
    przed jutrem
    we wtorek
    za dwieście pięćdziesiąt siedem
    dni

    192
    weszłam na tę świętą ścieżkę
    na góre na łysicę
    szło się po omacku z ogarkiem latarni eremity. ledwie
    ledwie widoczny
    knot i oliwy zabrakło
    zawsze dla którejś zabraknie. to normalne
    tym razem to musiałam być ja
    jednak szłam. dalej.
    ścieżka zarośnięta zielskiem. nikt nie kosił jej.
    nie było zielonej rewolucji. specjalnie poszłam przecież
    inną drogą
    niż wy
    poszłam z rozmysłem. kocham przecież to ziele
    to które przecięło mi nagą skórę stóp. i to
    które poparzyło do bólu. na zdrowie. i to
    które rozerwało sukienkę.
    nie żal. tylko
    tak myślę sobie czemu maliny mają kolce i więcej
    niż róże. o tak
    i myslę jeszcze, kim jestem Aliną czy
    Balladyną
    choć właściwie właściwie..
    odpowiedź znam
    szłam dalej tą świętą ścieżką
    na górę na łysicę
    jak rak powoli, ale
    do przodu jednak.
    pomimo szczekania i wycia
    wilka i psa
    pomimo pomimo
    strachu i lęku
    i traum
    szłam i drżałam cała może z zimna
    a może gdy.. pies podszedł polizał dłonie
    i nie wilk lecz wilczyca o sto kroków
    zległa na rozstaju patrząc tam
    w tę dal
    w tę właśnie, tę oświetloną wschodem poranka
    gdzie tylekroć w snach widziany –
    majestat mój, tęsknota moja, duma, siła i piękno –
    lew stał

    193
    Upadek podwójny albo spotkanie
    na granicy poezji prozy i prozaizmu
    ma ochotę skoczyć z balkonu. ma ochotę przestać myśleć. ukrecić sobie głowę, żeby nie kotłowały się myśli. znieczulić się
    upić. zapomnieć że ma dwoje dzieci. ukarać się
    jest zmęczona. jest głupią samotną matką
    pojechała z dziećmi na spotkanie
    bo opiekunka nie przyszła. bo chciała mieć z życia coś dla siebie. bo chciała się oderwać od domu. to jedyne wyjście w miesiącu
    dzieci po dwu godzinach miały dosyć. ona karze krzyczy. bardzo chce zostać do końca. na siłę
    to się tak cholernie łączy z brakiem kasy. to się tak cholernie łączy z potrzebą czegoś dla siebie. to się tak cholernie łączy z potrzebą odpoczynku
    a to dziecko na drodze?
    po prostu oślepiło ją słońce, nie widziała jak wjechało na pasy , skręcała, zatrzymała się w ostatniej chwili, matka złapała to dziecko…
    miała serce w gardle
    gdyby anioł stróż nie zdążył. nie chce myśleć. chce tylko płakać
    ale musi pójść zrobić kolację
    ………………………………………..
    ma ochotę skoczyć w balkonu. ma ochotę przestać myśleć. ukrecić sobie głowę, żeby nie kotłowały się myśli. znieczulić się
    upić. zapomnieć że ma dwoje dzieci. ukarać się
    jest zmęczona. jest głupią samotną matką
    poszła z dziećmi na spotkanie, mały na rowerze
    bo opiekunka nie przyszła. bo chciała mieć z życia coś dla siebie. bo chciała się oderwać od domu. to jedyne wyjście w miesiącu
    dzieci po dwu godzinach miały dosyć. ona karze krzyczy. bardzo chce zostać do końca. na siłę
    to się tak cholernie łączy z brakiem kasy. to się tak cholernie łączy z potrzebą czegoś dla siebie. to się tak cholernie łączy z potrzebą odpoczynku
    a ten samochód?
    po prostu mały przyspieszył na rowerze widząc zielone, pobiegła, biorąc córkę na ręce, zobaczyła samochód, złapała go tuż przed
    miała serce w gardle
    gdyby anioł stróż nie zdążył. nie chce myśleć. chce tylko płakać
    ale musi pójść zrobić kolację

    194
    List DO NIEJ
    Droga Kobieto, która doprowadzasz mnie do szału,
    Kobieto, której nienawidzę,
    Kobieto, której często zazdroszczę,
    Kobieto, której mi żal
    Kobieto której często nie rozumiem…
    Ale teraz napiszę do ciebie ten list, i postaram się ciebie zrozumieć,
    Jesteś z tych kobiet, co tworzą wokół siebie aurę niedostępności. Nie tylko wówczas, gdy chodzi o mężczyzn, także kobiet.. Wchodzisz gdziekolwiek, jak na salony, dumna blada i naburmuszona. Nikt nie wie co się stało, i nikt nie śmie pytać.
    Jesteś niedostępna, odgradzasz się swoimi kształtami od świata, od dzieci, nawet czasem od męża.
    Jesteś potężną królową kobietą, która czasami się śmieje, rozdziela uśmiechy. Łaskawie odpowiada – nie, wszystko w porządku,
    dziękuję, gdy ktoś zapyta o powód smutnej miny…
    W bliższym kontakcie bywasz miła, jednak ta „miłość” jakoś tak źle po mnie spływa. Coś jest w tym.. hmm, coś czego nigdy nie
    mogłam ugryźć, rozgryźć. O co chodzi? Jest miła czy nie? Jest może tylko uprzejma, bo tak wypada.. Jest w tym mur, jest w tym
    chronienie swoich granic za wszelką cenę, jest gburowatość, wobec świata wobec rodziny wobec dzieci wobec męża..
    Taakk., każdy może zrobić sobie coś tam sam.. Taak, nie jesteś krzesłem, by siadać ci na kolanach… Zapewnie nie..
    Hmm.. Kobieto.. nie wyczuwam w tobie kobiecości, jest taka ostrość, choć jest i małomówność która może być delikatnością
    Jest serdeczność czasem która może być serdecznością z seca.
    Jednak jest to jakoś bolesne.. Kobieto..
    Kobiecość święta, której ja pragnę, do której ideału ja zmierzam, nie kaleczy, nie otacza się kolcami. Nie wywyższa się bez powodu.
    Jest szczodra i z tej szczodrości rozdaje. Broni swoich granic, ale nie brutalnie. Przychodzi mi na myśl karta Tarota, która ostatnio się w moich rozkładach pojawiała – Pięć buław.
    Ta karta pojawiła mi się też w lipcu, czyli teraz, gdy doszło do naszego starcia
    Jesteśmy obie kobietami. Ty jesteś numerologiczną 6, ja – 9. Ty dążysz do harmonii, nie przeczę. Stąd być może uprzejmość i delikatność. W końcu nie zrobiłaś mi karczemnej awantury, gdy twoim zdaniem zrobiłam coś źle, tylko zakomunikowałaś to w smsie..
    Przez posłańca innymi słowy. Kiedyś.. byłby to posłaniec. Kiedyś może po prostu jednak powiedziałabyś swoją prawdę w cztery oczy.
    Kobieto, nie nienawidzę cię dlatego że zbeształaś mnie, bo nie odkurzyłam i nie umyłam okien w twoim letnim domku, z którego korzystałam. Nienawidzę cie, choć nie mówiłiam tego nawet sobie nigdy głośno, bo tracisz swoje zycie i swój potencjał.
    Jesteś Kobietą, która rozmienia się na drobne. Jesteś królową, która króluje w domu, mnoży swoje domy, rozkazuje mężowi budowanie i przebudowanie. budujesz cudzymi siłami i cudzymi rękami. I wspaniale upiększasz swoje domy, także że stają się jak muzeum i swiętość. Wszystko jest trochę na pokaz. Czy ciebie to naprawdę żywi? Czy odczuwasz satysfakcję?
    Zapewne nie, skoro wciąż wszystko w przebudowie. Mieszkanie remontowane kilkakrotnie gruntownie, domek letni upiekszany do bólu. Ziemia leśna obsadzona kwiatami, które nie zdarzają się w lesie. Pnącza, pelargonie, i inne kaprysy, które próbują przemienić
    piękną dziką przyrodę w wybryk natury. Które wprowadzają cywilizacyjny sztuczny porządek w piękno naturalnego chaosu leśnego.
    Kobieto, której nie rozumiem, czemu nie skupisz się na czymś znacznie bardziej wartościowym, niż ozdabianie sztucznością swojego
    otoczenia. Czemu nie odnajdziesz prawdziwej wartości w życiu?
    Życie nie toczy się jedynie w mieszkaniu i domku letnim. Życie nie polega na sprzątaniu tak by nie leżał żaden paproszek, nie polega na używaniu chemii do bólu, i czyszczeniu każdej plamy na sukience twojej córki by zawsze była piękna i czysta.
    Hasło w twoich ustach – dzieci brudne to dzieci szczęśliwe, nie ma podłoża, skoro nie pozwalasz im się brudzić, sprzątasz im pokoje za ich plecami… Zamiast nauczyć dzieci odpowiedzialności za swoją czystość i porządek.
    Kobieto, kobieto która nie szukasz świętej kobiecości, czemu? czemu jej nie szukasz? Czemu gnuśniejesz w domu, czemu tracisz swój czas na jeżdżenie 200 kiilometrów pomiędzy domem a domkiem letnim co tydzień?
    Czemu tracisz czas na rzeczy materialne, czemu utykasz w konsumcjonizmie i tylko poprawiasz sobie samopoczucie
    organizując szlachetną paczkę i dając Orkiestrze Owsiaka raz na rok..
    Czemu ja do tej pory nieustannie odczuwałam przy tobie dziwny dyskomfort? Zupełnie jakbym czuła sie niedowartościowana ? Że ja nie zawsze na orkiestrę daję? Nie zawsze mam serduszko? A czasem nawet zastanawiam się jak ona działa i czemu Jurek bywa taki opryskliwy naburmuszony i snobistyczny, by nie powiedzieć materialistyczny i wkręcony w przekręty finansowe?
    Dociekam i stawiam pytania, choć nikogo nie przekreslam.. Jego też nie.
    Ależ ja ludziom nieustannie pomagam, bez wystawiania się na świecznik.. Ja daję z siebie ogromnie dużo. Bo absolutnie wierzę w
    świętą kobiecość, która uszlachetnia świat na codzień .
    Kobieto, której nie lubię, czemu gnuśniejesz w domu? Czemu szukasz i nie znajdujesz, bo.. nie szukasz naprawdę? Zaczynasz kursy , szkoły i porzucasz je. Chwalisz się nowo odkrytym talentem wszędzie w okół, ale przechodzisz dalej. Nie zamieniasz tego w pasję życia, w pracę, nie ubogacasz tym świata w okół tylko znów.. rozmieniasz się na drobne. Zachowujesz dla rodziny.. ? najbliższych?
    Wieszasz na ścianach piękne zdjęcia swoich dzieci i pejzaże.. To piękne, jeśli jest dodatkowym hobby, a treścią byłaby inna pasja, która wypełniałaby ci życie
    A co wypełnia ci życie? Gdzie ta treść? Jesteś żoną, szarą eminencją, która kręci głową swojego męża. Jesteś fanką wypucowanego domu z żurnala, doskonałą panią domu, lubisz robić przyjęcia co czas jakiś i pozwalać sie podziwiać za swój kunszt.. robienia przyjęć. Idealnie dopasowane serwetki i talerzyki… Wspaniałe, na wiek dziewiętnasty i czasy takich kobiet. Tylko one często również królowały na salonach, pisały, tworzyły i wychowywały dzieci… w domu.. Były gospodyniami, przy braku techniki i przemysłu takiego jak teraz. Ogarniały sztab służących i kucharzy, oraz guwernerów dla swoich dzieci.
    Albo same zajmowały się swoimi dziećmi w sensie wychowania i edukacji.
    Kobieto, której mi żal.. Czy ty wychowujesz swoje dzieci? Tak.. Ale one są niedopieszczone, są często smutne, odrzucone. Jest mi ciężko krytykować bo i moje są niedopieszczone, ale na litość boską, ja pracuję na full etat i moje dzieci są małe.
    A ty jesteś wolnym ptakiem, odwozisz dzieci do szkoły, nie gotujesz dla rodziny obiadów, masz czas dla siebie, który spędzasz na udoskonalaniu mieszkania sprzątaniu i kolejnych zakupach…
    To puste zycie. Czemu nie wychowywałaś .. bardziej? bez przedszkoli..
    Czemu nie edukujesz? bardziej? więcej z dziećmi nie odkrywasz, nie dajesz im więcej siebie, nie przekazujesz swojej pasji? skoro masz pasje artystyczne i językowe, czemu nie ty uczysz? Skoro jesteś w domu?
    A jeśli nie chcesz, nie umiesz , nie wybierasz tego, bo.. masz prawo.. Czemu nie przekształcisz swojego życia w coś bardziej
    szlachetnego i wartościowego? Zrób to, a nie będziesz chodzić tak sfrustrowana, naburmuszona.
    Gdy zaczniesz wchodzić na pewną ścieżkę idz nią do końca by przekonać się czy naprawdę jest dla ciebie czy nie
    Gdy idziesz do szkoły artystycznej, skończ ja, zacznij sprzedawać swoje dzieła, otwórz biznes.. Sprawdx się..
    Gdy zainteresujesz się numerologią, feng shui.. dietetyką.. Idź dalej, nie ślizgaj się po wierzchu..
    Bo to nie ubogaca.. Nie , nie jesteś mistrzowską 33 , tylko 6, .. to wynikło z nieprawidłowej wiedzy, niegłębokiej wiedzy, ślizgania się po wierzchu.. A przyniosło tylko dumę i snobizm.. Mistrzowskie cyfry to wyzwanie. Nawet gdyby.. żałowałabym cię jeszcze bardziej,
    aby byś mistrzem trzeba mistrzowsko przeżywać swoje życie..
    Szóstka numerologiczna szuka harmoniii. Znajdź ją w sobie. Harmonia to równowaga w zyciu. To, że prawie nigdy się nie denerwujesz, jesteś zamknięta w sobie, to nie harmonia.
    Harmonia to zrównoważenie pierwiastków. To zrównoważenie także powołań. Kobiecość zrównowazona odkrywa zarówno życie domowe, rodzinne jak i pracę.. Nie musi to być płatna praca. Ale musi być wartością samą w sobie. Może zająć się wychowaniem i edukacją dzieci samodzielnie. Można zająć się pracą zawodową.
    Na pewno jednak trzeba odnaleźć silną swoją życiową pasję i iść ścieżką pasji. Czy sie będzie z tego miało pieniądze czy nie.
    Gnuśnienie w domu, grzęźnięcie w konsumcjonistycznej postawie tego nie załatwi.
    To odcięcie od swojej kobiecej wartości. Od siebie.
    I szalony radykalny snobizm. Kobieto której nie rozumiem , która mnie nie rozumiesz.
    Nie, nie jesteś ponad mną. Ani ja nie jestem ponad tobą. Jesteś inna.
    Nie, nie jesteś mniej wartościowa, niż ta, która ma bogatszego męża i większy dom.
    Nie, nie zapełnisz sobie życia jeśli ubierzesz dzieci elegancko, wyślesz je do prywatnych szkół językowych ładnie się ubierzesz i pójdziesz do fryzjera. To tylko pozór, to otoczka.
    Co jest w środku? Pustka? Takie puste życie? Stad naburmuszenie i frustracja mówię..
    Kolejna zmiana w domu, piesek aby zapełnić wolne godziny, nie rozwiążą problemu.
    Gdzie jest esencja?
    Rozmieniasz się na drobne i przepuszczasz swoje życie..

    195
    pada dziś…
    a Ty jesteś trochę jak burza
    jak tajfun
    otworzyłam okno
    wpadają słowa liście i wiatr
    zakręciło mi się w głowie
    wymieszały się wszystkie uczucia-myśli
    potem siedzę
    i wpycham je na siłę do tych starych szufladek
    ale
    nie da się

    196
    to tylko 45 lat – karma
    jest taki moment że wiesz
    najważniejsze już w życiu zrobiłaś
    i wcale nie myślisz o synach domu i drzewie
    o nie
    ciebie
    interesowały zawsze nieco bardziej korzenie
    niż korona
    choć i ona – złoto i zieleń – na twojej głowie
    tkwiła widoczna dla wielu
    bo dumna i odległa byłaś
    w spojrzeniu co przenika na wylot
    i w sercu królewskim mięciutkim jak miał
    Lady – mówili o tobie. ironicznie lecz słodko
    jest żal. tamtych młodzieńczych czasów
    religijnych uniesień i cielesnych drgań
    ale jest taki moment że wiesz
    najważniejsze za tobą
    cierpienie ból radość ekstaza depresja i znój
    płatki karmy opadły. warstwy z pięciu pokoleń
    rozwarstwiły się. rozdeptałaś je przerobiłaś przebrałaś
    przeżyłaś je
    są. w swoim miejscu. w latach i pokoleniach
    minionych. tobie został ich podmuch wspomnienie…
    nie żal
    przyszłość okna otwiera szeroko
    tamte róże kwitną upojnie
    lawendowo-majerankowa przestrzeń cię woła
    twój raj
    2019

    197
    na pożegnanie domu
    odklejam się
    już mi stopy nie pasują
    do kształtu podłogi
    chucham i dmucham może
    odpadnie ten maleńki
    przeszkadzający paproszek
    odpadł i ja
    o(d)padam z sił
    przykurczonym ramionom nie w takt
    idzie. i prania składanie
    i gitary dźwięki źle pod palcami brzmią
    odsuwam kciuk. może
    to on przeszkadza
    że nie unisono a nietaktownie

    poukładane w mieszkaniu rzeczy
    a przecież jeszcze niedawno były
    zupełnie jak struny zupełnie jak
    w gitarze gdy gra
    niby każda oddzielnie inaczej.
    a razem
    nie tak. jednak jestem nietaka nieswoja
    i śmierdzi obcości swąd
    nad ranem. gdy budzi prześwit w zasłonie
    i sen
    odklejony w astralu obrazek
    pod powieką zawisł jak znak
    że mój świat jest w rozpadzie
    i jeśli nie… nie chcę
    nie widzę – oczy zamknę
    mój anioł mi powie – to fakt
    2019 24 maja rano piaseczno pawia

    198
    Letni przepis alchemiczny
    (komentarz do zdjęcia)
    zahaczyć kijkiem słońce
    w rzece zanurzyć
    rozbełtać
    na drobne granulki
    świetliste
    kosmiczne
    mleko
    włożyć zapiaszczony palec
    oblizać
    i czekać
    i długo jeszcze
    mieszać i mieszać
    aż w wirze rzecznej mlecznej
    drogi
    rozpuści się piasku słodycz
    powstanie jedność żywiołów
    na dole – jako na górze
    2019 Świder

    199
    wiedzeni obowiązkiem wobec ojczyzny
    odruchem serc
    lecieli skłonić głowę nad grobem ojców
    i wylać łzę
    ofiarowali więcej
    zbyt dużo
    śmierć
    jak zwykle absurdalna

    200
    tęsknota
    szaroniebieska wilgoć twoja
    złote w odcieniach słońca
    fale
    szeroki i hojny twoich ramion i ud
    uścisk
    złość i spienionych obelg
    bluzg
    a potem milczenie. cisza po horyzont
    i miękki czuły dotyk
    wciąż widzę cię pod powiekami
    gdy tęsknotą przepływasz
    nieogarnięte
    moje
    morze

    201
    arabskie kobiety na pikniku na plaży w Dubaju o zachodzie słońca
    tuż przed siódmą
    zmęczona arabka na chwilę twarz odsłoni
    nareszcie
    wśród swoich
    wciąż zaróżowiona od upału pozwoli spojrzeć sobie w oczy
    potem odwróci się bez słowa
    bez najlżejszego ruchu dłoni
    na pożegnanie
    każe przymknąć powieki powietrzu które stoi
    odwróci się w stronę oceanu
    by wiatr poczuć
    i gwałtowną czułość wody
    około siódmej piętnaście zniknie
    za zasłoną

    202
    kiedyś. zimą. gdzieś na wsi
    ślisko
    porosły piaszczystą sierścią chodniki
    utkwiły po kostki w lodzie drzewa
    przymarznięte brzydkie kaczątka
    wołają przysuńcie się bracia
    skurcz się ziemio
    zimno
    te same co rano współrzędne chodnika
    człowiek w kapturze przekracza
    ten sam zmrożony pustką woźnica
    otula się w ciepły dym
    z papierosa
    i wszystko pod batem zimy o czasie
    otula. przekracza. tkwi
    tylko słońce boży idiota zaczerwienione ze wstydu –
    – półśpi

    203
    international suspence
    zawieszona pomiędzy
    nad oceanem
    na nitkach babiego lata. skąd ono tu
    zaczepiona pękniętym paznokciem
    o falbankę gęsiego klucza
    nie spadam
    ani tu ani tam
    słyszę, tsunami brutalnie szepce
    uciekaj
    ty krzyczysz online do ucha
    wróć

    20 4
    W mojej poezji
    .
    w mojej poezji Okudżawy ślad
    okruch Wysockiego, Achmatowej łza
    Świrszczyńskiej cielesność i baroku skraw
    stoję im na ramionach
    wdycham z fajek dym
    woń perfum, tabaki ostrej pył
    starodruków kurz, Morsztyna co dba
    o czar oksymoronów, u kuzyna zaś
    sarmackiego konceptu inspiruje świat
    w mojej poezji prochu ojców ślad
    szczypta Prowansji, lawendowy szał
    egzotyka arabska i słowiański kraj
    2018 Pias

    205
    świątecznie
    zwłoki choinki ciągnęła po chodniku
    posrebrzane stopy ocierały się boleśnie
    rano
    odrąbali jej zielone ramiona Lavinii
    nie miała ust by wykrzyczeć
    żal
    gdy otworzyły się ciężkie drzwi
    i na chodniku został tylko
    zielony drobny ślad
    2018

    206
    Drzewo genealogiczne
    1
    Rozłożyłam tę kartkę. szeroką na metr.
    I podniosłam do oczu. i dotknęłam – tu brzeg.
    Przezroczysta koronkowa jak koszuli babci ścieg
    Lecz to mało, tak mało
    Choć ich trzy były, cztery
    Wciąż niedobór widziałam
    by pomieścić te krzewy
    te gałęzie te liście
    te praszczurów korzenie
    i te szczątków winne kiście
    2
    Rozłożyłam tę kartkę. Szeroką na metr.
    Popatrzyłam. Tak dobrze. Tu utniesz, tu sklej.
    A tu moja kochana swój na środku liść miej.
    I zaczęłam pracowicie
    szkic rodziny odtwarzać.
    Osiem drzew i praojców,
    chaotyczny gąszcz liści
    piął się w górę jak bluszcz
    Do pasynków do szczątków
    sześć pokoleń kwitło już
    3
    Popatrzyłam na tę kartkę. Szeroką na metr.
    Gdzież ja jestem w tej rodzinie. Gdzie jest życia mego bieg ?
    patrzę piszę odnajduję, ale drzewo przykrył śnieg
    W gnieździe ojca obok brata
    tłum kuzynów czule obcych
    gdzie jest stopy mojej odcisk
    powołanie, życie, plany?
    Rok siedemdziesiąty czwarty
    to łóżeczko i ten żłobek
    Wzrastać było tu czy warto
    kochać, milczeć, pasje tłumić…
    4
    Popatrzyłam na tę kartkę. Szeroką na metr.
    Uczuć przypływ oczy zalał. Mżawka myśli… Zdrada skąd?
    Moja inność skąd? pozorna? Myślę, nie wiem. Patrzę wciąż.
    Prawa strona miecza ślad
    czci porządek i czci ład
    święta chrzciny i wesela
    katolicy: pradziad dziad.
    prawa strona, ojca strona
    chłop rzemieślnik lekarz cieśla
    wszyscy grzecznie zachód czczą
    mazowieckie pole, Bałtyk
    to nie dla mnie, ja nie stąd
    5
    Zapłakałam nad tą kartką. Szeroką na metr.
    Jest Joanna, pierworodna. Jest i mężów moich trzech.
    Jest przychówek, acz niewielki, przeszła młodość, został wdzięk
    Chaotyczny powiew liści
    lewej strony po kądzieli
    kartkę pieści i szeleści
    jak wezwanie, jak pokusa
    Tu Podlasie prawosławne
    tu twej babki chaty ślad
    Matki matka tu mieszkała
    dziada „była” i twój dziad.
    6
    Zapłakałam nad tą kartką. Szeroką na metr.
    Dziwnie splata się liść z liściem. Czasem chaos, czasem ład
    Moje życie tak się plecie – raczej wschód niż zachód mam.
    Prawa strona, miecza ślad
    czci porządek i czci ład.
    Lewa strona po kądzieli
    melancholia przy niedzieli
    Cerkiew pełna, cerkiew pusta
    przed nią rzadko stopy ślad
    ale życie takie żyzne
    ciało, usta, wolność prawd
    7
    Klękam teraz nad tą kartką. Szeroką na metr.
    Garść pasteli w mojej ręce. Zieleń liści, retusz ciał.
    Co pokazać co zrozumieć, by genogram sens swój miał?
    ja – rodzina. ja w rodzinie
    karczma kościół cerkiew absynt
    pola krowy zboża łan
    mix pomysłów jak żyć warto,
    dużo zbłąkań, śmierci szał
    tak nierówno, tak pod górkę
    a na górce wisi wuj
    czasem płaczą nad tym wujkiem
    częściej szklanki prawie pół
    8
    Klękam teraz nad tą kartką. Szeroką na metr.
    Widzę w myślach moją chatę. Na Podlasiu drogi bieg
    na podlasiu malowanie, chaty z bajki, moja gdzie?
    Widzę książki. widzę wiersze.
    Zioła drzewa. warzyw gaj
    widzę – szczęście moje pierwsze
    trzeci mąż, synkowie dwaj
    widzę korzeń sosny w lesie
    na cmentarzu dziada ślad
    widze wenę jak mnie niesie
    i na rękach mąż, bóg daj 🙂
    9
    Medytuję nad tą kartką. Szeroką na metr.
    ktoś nie zmieścił się, ktoś wdrapał – wyżej niż pokoleń ścieg
    czuję radość, czuję pełnię, tyle rąk dotyka mnie
    pozdrowienia, pocałunki,
    pożegnania, skype i tel
    jestem wdzięczna za ten tłum
    choć jedni tu, a drudzy gdzie?
    trochę znam ich, trochę nie…
    …nawidzę gniewów, ściem
    milczeń, przekleństw,
    skrętów w złe
    ale są, i ja wśród nich
    i ślady naszych stóp na mchu
    2018

    207
    dialog dwojga, na temat sukcesu
    On – Sukcesywnie depresyjnie zapadasz się w fotel. głębiej
    Ona – Sukcesja nie jest mi pisana. w testamencie, tudzież do tronu
    On – Sukcesem byłby waćpanny tomik. wierszy. i wolność
    Ona – Sukcesy święcić szampany pić. nie dla mnie, nie teraz
    On – Sukcesu żądni inni obok idą. ich wielu
    Ona – Sukces zamazany szminką podobno jest. ja nie wiem, szminki nie mam
    On – Sukces i sława to słowa syczące szpanem. męskie szalenie
    Ona –  Sukcesu synonimy wolę. mniej z węża mają i z angielskiego „wow”
    On  –  Pięknie prostodusznie i miękko po polsku – Powodzenie
    Ona – Podobnie – Pomyślność.Jest w tym Prawda i Piękno
    On    – Zapewne, ale sukces to zarówno Zwycięstwo Zasługa i Wzlot

    209
    SUKCES
    S ekundę przed dotarłam na brzeg
    U godził tylko stare drzewo, na skraju krawężnika
    K oncert dwóch ciał unisono brzmiał
    C ierpliwie czekał mój kochanek. Prezerwatywa nie tak…
    E meryt świeży w podróż życia bieży
    S ekund kilka po starcie cisza wybuch metafizyka
    210
    Opowiadanie pierwsze – „Kawa po turecku”, z cyklu „Oni i coś na ząb”
    na zadany podczas KPS temat – sukces
    … dobrze gdy kuchnię i sypialnię dzielą tylko dwa kroki
    dobrze jest nawet gdy mamy dwa w jednym
    dobrze gdy na chwilę łóżko staje się stołem a stół łóżkiem
    …źle gdy w kuchni zabraknie czułej i delikatnej ręki kucharza
    źle gdy w sypialni zabraknie ciepła i pikantności

    211
    ***
    korytarz pełen złotych myśli
    liźnięte strachem czoło blade
    naprawdę nie wiesz czy jest czyściej
    czy jad pająków przed obiadem
    Bazyla sczyścił
    i Eldoradem
    przestała być jaskinia mroku…
    Lecz to nie pierwsza i nie ostatnia
    jaskinia książka poczwara przygoda
    gdy Potter kluczy w zaułkach matni
    swych lat dwunastu z dużą swobodą
    wykuwa archetyp wszem i wokół
    Bo to co było jest i będzie
    bezczasiem nazwać można śmiało
    Rowling Lewisa Tolkiena orędzie
    Lema i Verne’a jasno brzmiało
    Chcesz wiedzieć czym dobro a w czym tkwi licho
    zejdź w czeluść po stopniach w zaułki psyche
    Tam w ślepych kiszkach
    w korytarzach mysich
    w fałdach szarej masy
    cień wydłubiesz mnisi
    Pełnię ja odzyskasz
    spokój po wsze czasy

    212
    czemu
    noc
    olbrzymi hipnotyzujący księżyc
    rozpędzony samochód
    w nim ja, Salif Keita, „Je t’aime mi amore” i afrykańskie kobiety
    do wtóru
    słyszałam ich połyskujące nocą ciało
    czułam krople żaru afrykańskiego słońca
    na skórze
    jego złudzenie owiewało mi stopy i twarz
    miałam ochotę zdjąć buty lecz jak
    widziałam ponad horyzontem maski samochodu złudzenie słońca –
    krwisty księżyc
    dlaczego nie mieszkam
    ? tam gdzie słońce całuje codziennie chropowatą lecz widoczną, rozpaloną linię horyzontu ?
    ? gdzie kobiety tańczą w kręgu półnagie asertywne i piękne
    2019

    213
    kochanie to ja
    chłopiec w krótkich spodenkach podnosi dłoń
    biegnie ku niej
    wesoło woła
    kochanie to ja
    chłopiec w krótkich spodenkach podnosi ramię
    biegnie ku niej
    i krzyczy
    otwierają się usta jak otchłań
    paszcza scylli
    szczęki charybdy
    syreny uwodzą
    kirke tańczy z różdżką w dłoni
    och jak duży jest jego dwór
    pełen mocy
    czarów i czarownic
    matek macoch i byłych zaklinaczek
    pościeli i patelni
    och jak duży jest jego arsenał
    kusz kałasznikowów armat
    i proc
    chłopiec w krótkich spodenkach podnosi rękę
    w geście pożegnania
    i biegnie
    o tysiąc kilometrów stąd
    wesoły i wolny
    2018

    214
    Lhasa, Frida, Vargas Llosa – w kobiecym kręgu łez
    sztalugi w polu
    strugi płaczu
    mokre kosmyki
    llorona tańczy
    llorona zawodzi
    wśród traw
    llorona tańczy
    jej oddech łka
    odgłosy bębnów
    brzdęk strun gitary
    podryguje płaczka
    w deszczu takt
    brzdęk strun gitary
    nic nie widać
    obraz zabluzgany
    jej lament? dzieci skowyt?
    czy krwiste krople
    farb?
    2018

    ————
    2015
    tęsknota jak wilczy skowyt
    wezwanie z wnętrza jelit
    otwarty zeszyt i ekran…
    cóż z tego
    cóż
    gdy obok zwichrzona główka dziecka
    podnosi się wielokrotnie
    daleko wgłąb wieczoru jest
    niespokojna
    im więcej we mnie oczekiwania gniewu i chęci
    tym
    północ
    za oknem stukanie
    i wiatr
    i dobranoc kochanie
    od ciebie z daleka
    drzwi otwarte, bo wciąż
    nasłuchuję. oddechy czy równe
    czy śpią
    za oknem stukanie. mój balkon.
    pójdę sprawdzę, lecz po co…
    bo wiatr?
    jednak nie
    nie mam siły
    i ciebie mi brak
    2018

    ————–
    216
    ***
    mój wiersz codzienny
    zaczyna się od spodu
    od stopy
    od dna
    niechęć tam taka wielka
    apatia i łza
    jednak w miarę jak wznosi się
    wyżej i wznioślej
    na duszy, lżej mi
    choć wiersz, cóż
    wciąż łka

    ——————–
    217
    Po co?
    JEDNA kobieta potrzebuje być może wielu mężczyzn, choć
    LINIJKA jej ust zbyt często mówi – Odejdź już, bo to
    JEST nieznośne, to co robisz – i on odchodzi, a ona
    POZOSTAWIONA samej sobie, zostaje
    NA tarasie, natarczywie tu i teraz, trwa.
    ZAPISANIE potoku jej myśli w takich chwilach, bo jest ich wiele,
    OCZEKIWANYCH i nie, jest niemożliwe, tak jak niemożliwe jest kombinację
    CECH jej charakteru zrozumieć, i po co zresztą, przecież
    MĘŻCZYZNY cech oczekiwanych również nie sposób zapisać w jednej linijce

    ———————-
    218
    Brat PITa CIT
    Cwany i Twardy był
    a przy tym jednak
    Całkiem Inteligentny Typ
    przebojem szedł przez życie
    a żył wedle motta CIT
    Czułość Ironia Twórczość
    miał deklaracje pełne pustych słów
    lecz Corporate Income Tax
    złożony zawsze na czas
    gdzie trzeba miał
    i Krótko Powiem że KaPowniczek
    w Kasie Pancernej trzymał, zaś
    Amerykankę szeroką i niską
    indagował aktywnie co dzień
    czy Kasa jeszcze Przyjmie…
    …………….
    ze spotkania z grupą literacką Korale
    zabawa polegała na napisaniu wiersza z maksymalną ilością słów „księgowych’
    ————————–
    219
    znużenie stóp na stokówkach bez widnokręgu
    wżynające się w delikatne ramiona paski ciężkiego plecaka
    trawy po pas na Tworylnem
    wyblakła ich zieleń
    i soczysta tak bardzo soczysta ich trawiastość. i brzęczenie chmary gzów
    i życiodajny chłód rzeki w kolorze roztopionego srebra
    to wszystko i dużo jeszcze
    i będzie inne. będzie świrszczyńska i pieśni hafiza bo je położyłam właśnie na nocleg obok moich wierszy. w plecaku
    i będzie kici cici i kocikoci czy kosikosi Milusińskiego
    i widok jego główki zmęczonej we śnie. w nosidle
    w górach
    będzie wszystko co kocham
    niech tylko będzie. proszę
    —————————–
    220
    ale tak już chyba będzie
    i nie pomogą mi fajne poranki z orkiestrą rumunów pod blokiem pod oknami
    skoczne melodie południowo słowiańskie nieznane
    weekendy wolne których będzie już coraz więcej
    a moze nawet całe wakacje moje
    tylko że to wszystko może równie dobrze nie mieć znaczenia
    może być pełne słonca i wygrzewania się w cieple na balkonie
    może być przerywane leniwym zajadaniem truskawek
    a jednocześnie może nie mieć żadnego głębszego sensu
    może od początku nie miało mieć żadnego sensu
    takie życie po prostu
    po nic
    może już tak będę sobie siedzieć na tym balkonie nocą na zawsze
    z pupą na dywanie i stopami na ciepłej terakocie
    do osiemdziesiątki albo i do lat stu
    bo przecież będę długo żyła
    żeby nie było tak łatwo
    jeszcze kilka razy
    jeszcze i jeszcze i jeszcze
    żeby nie było że nie mam nadziei
    bo siły to już nie
    ale nadziei najtrudniej się pozbyć
    no więc potem i tak do tej osiemdziesiątki
    z tymi wierszami które są jak zwykle tylko problemem i nie są
    nikomu potrzebne
    ani też ten element charakteru do niczego nie jest
    potrzebny to całe zwariowane pisanie ten intelektualizm i perfekcjonizm
    tylko przeszkadza
    a przecież możnaby być kimś fajnym normalnym jak one
    nie chcieć studiować w nieskonczoność i nie pragnąć kompleksów ukryć
    nie chcieć nieustannie czegoś sobie i innym
    udowadniać
    no mogłoby tak być
    ale to chyba nie w tym życiu
    a w tym jest tak właśnie jak jest
    popierdolone
    ———————-
    221
    ***
    ty i ja jesteśmy te stare
    drzwi balkonowe
    ty okno-drzwi prawe ja lewe
    a może odwrotnie. ja prawe a ty…
    przylegaliśmy ściśle do siebie
    kiedyś
    ale potem –
    [bo nie były idealne te drzwi – my ]
    letnie burze pioruny jesienna plucha i natrętność
    liści
    wiosenne mrzenie i zimowa kurzawa
    śnieg
    i wiatru nienawiść
    rozszczelniły nas. wysmagały jak batem. uderzyły
    odepchnęły i już
    ty ode mnie zawsze metr. nie dotykasz i ja nie
    dotykam
    tylko wciąż skrzypię i krzyczę
    dygocę. uderzam się tępo o ścianę i drżę
    bo
    droga wolna
    droga wolna
    droga wolna
    można już wyjść
    —————————
    222
    wiatr
    wiatr otwiera mnie
    wnika
    przez maleńkie dziurki w cienkiej jak płótno
    skórze
    zakładam chustkę
    zawijam
    potem szalik
    kurtkę
    zapinam szczelnie zasuwam zamki zapinki
    dziesięć minut tej troski
    starczy. jutro
    spadnie znów śnieg. gdzie wiosna
    ukryła się
    w mojej kieszeni. pod białą rękawiczką
    wrócę się. może te zielone jednak bardziej
    pachną trawą sprzed roku
    2007?

    ————————
    223
    ***
    niech tak się stanie
    tobie zaufam
    więc rozchyl palce i pozwól
    usiądę
    może zadrżę
    może z obawy
    a wtedy ty na poszukiwanie drugiej dłoni
    wyrusz
    i delikatnie powoli
    tak by nie spłoszyć
    zamknij mnie w dloniach obu
    odejść nie pozwól
    i tylko nie mów mi kocham
    ja wiem

    —————————
    224
    motyle
    dziecko. czerwone filiżanki. może kawy mamo?
    dzień dobry wieczór radio zet
    niskm basem
    dudni
    w brzuchu coś nieokreślonego. nie
    nie wiem jak to jest
    mieć motyle. stado motyli
    w brzuchu zawsze miałam supeł
    zasupłane w jelitach myśli pełne obaw
    strach lęk. dużo strachu
    teraz już nie
    nie motyle co prawda
    tylko taka lekka błogość
    gdy jego głos przy moim uchu
    co tam maleńka… i dłoń
    w moich włosach

    ——————————-
    225
    ***
    nie mów ty, która nie żyłaś w tamtych czasach pomoru
    w tamtych klatkach umysłu
    I ciała
    nie mów ty, która jesteś wolna
    teraz
    dzięki tym
    którzy żyli i kochali się w dźwiękach bomb
    tym, które rodziły w chatach w czasie gdy
    wieś obok
    płonie
    płonie
    płonie
    ludzi krzyk
    nie mów ty, ty matko
    że nie nauczysz swojego małego
    bohatera
    czci dla tamtych
    bo szkoda krwi
    poświęcenia narodu
    mesjanizmu misji i wizji
    Nie
    nie dość
    wolności
    więc wychowuj dziecko na bohatera
    wolnego Polaka
    silnego mężczyznę
    odważnego człowieka
    Polaka

    ———————————–
    226
    wierzę w reinkarnację
    widziałam wypadek
    migający strażak
    zwolnienie
    spokój
    zamyśl
    dusza w stopach
    dalej prowadzę
    rzęzi ciche w radio
    traktor w poprzek drogi
    słabo widoczna gąsienica
    z przyczepą
    szarówka
    ciemność
    prześwietlone oczy
    samochodów
    głęboko wbijają mi się ich fotony
    przylegają równo
    do siatkówki
    jade do tej chmury która tam
    przede mną zawieszona
    od spodu podlana szaroróżem od góry szarozielenią
    jade wyasfaltowanym drzew rowem
    po prawej
    cieżko się wydostać stąd
    lecz na zakręcie nie
    lekko mi i jasno
    a w mojej głowie myśl
    przecież ja to znam
    to przejście ten tunel to deja vu
    zbliżenie pocałunek świateł
    zaćmienie
    koniec
    2019 trasa Piaseczno -Góra K – Świder

    —————————————
    227
    a ja
    ty tu się wprowadzasz
    a ja
    akurat mówię goodbye
    a cóż to jest świat
    mała kulka błękitna
    która wciąż jeszcze się kręci
    w otoczeniu saturna i marsa
    w szacownym towarzystwie jowisza
    i przypadkowych skał
    a coż to jest świat. i o którym
    mowa
    z wszechmiaru równoległych
    prawdziwych ziemian niewielu
    gwiezdna mieszanka
    śmieciowy genotyp
    odpad i miał
    ty tu się wprowadzasz a ja
    akurat mówię goodbye
    a cóż to jest świat
    dzieciństwa mojego
    mała wstążka błękitna rzeki
    która wciąż jeszcze się kręci
    pośrodku ziół i traw
    ty tu się wprowadzasz
    a ja…
    2019 czerwiec

    —————————–
    228
    rzeka
    zrozumiałam
    że w świdrze jestem w domu
    tylko nad rzeką
    gdy opływa moje stopy
    od wiosny do późnego lata
    wśród jej zieleni jest moje ciało
    całkiem po prostu u siebie
    gdy moje upiaszczone stopy wśród pokrzyw
    a dzieci śmiechów szelest
    wśród traw
    zrozumiałam
    że zimą też jestem w domu
    obutą stoję stopą na białej żółwiej
    skorupie. naciskam
    i wypływa strumień.
    jesienią ubiera nas w buty na obcasach
    z błota. i wiatrem śpiewa
    w świdrze tam
    tylko nad rzeką jestem w domu
    2019 czerwiec 13

    —————————–
    229
    powrót do rodzinnego domu
    gdzie jest zeszyt gdzie książka
    i filiżanka
    gdzie krzesło
    postawić
    a gdzie stół
    a może sprzedać
    wszystko
    nawet ostatnią najmniejszą igłę
    na kaktusie
    matka byłaby zadowolona
    status quo
    w gościnnych na górze
    żadnych pierdół
    dwie wersalki jak trzeba
    i firanki
    po sam dół
    gdzie jest zeszyt mój
    gdzie żal
    mam wyrżnąć
    głęboki jak kolorado
    krwisty jak po corridzie koloseum piach
    gdzie jest zeszyt mój dziennik mój
    moja łza
    i czemu tak przenikliwie. tak karygodnie boleśnie
    utraty domu mi żal
    13 czerw 2019

    ——————————-
    230
    między pełnią w strzelcu a nocą kupalną
    idzie ku pełni
    taki był malutki całkiem
    niewidoczny
    nowy zarodek
    a teraz brzuch mu rośnie i idzie
    ku pełni
    a ja nie nadążam za tym
    nadmiarem
    i za tym tańcem barw
    emocji splątane nitki
    te od byłego sprzed lat
    te całkiem świeże
    a ja
    nie nadążam za tym
    rozpuścił się zakwas w przestrzeni
    energia seksu i szał
    a ja nie nadążam za tym
    zamykam wieko na siłę
    laptop się dusi
    od rąk penisów i ciał
    ja nie nadążam za tym
    i nadal chcę sama spać
    czerwiec 18 , 2019 r

    ———————————–
    231
    z siostrą babci MArysią 
    a miałam z nią jeszcze
    porozmawiać
    usiąść na schodkach ganku
    patrzeć
    jak pali papierosa
    jak popiół
    opada na jej wytarte spodnie
    a miałam z nią jeszcze popatrzeć
    jak odlatuje ptak
    miałam zerwać garściami ogórki
    i czarne kiście dzikiego bzu
    chciałam popatrzeć jak się śmieje
    z dziecięcych żali i strat
    jak opowiada z nutką ironii
    złamanej żalem “gdzie tamten świat”
    wierzbowe witki na tyłku dzieciaków sąsiadki
    i własne jej gadki do skutku i smutku
    po każdej z synowskich plag
    chciałam zrozumieć jak ciemnieje
    jej oczu źrenica gdy wspomni
    gdzie tamten drań
    co czterech mężnych synów jej dał
    ten silny drab
    co w polu robił kopcił i lał
    nieokreśloną ilość gorzałki w gardło
    jakby codziennie miał kończyć się świat
    a chciałam z nią jeszcze po-ciszyć
    o zmroku z cieniami poszeptać
    tak jak tylko potrafią
    kobiety odważne
    wiedźmy co czarną ziemię i dolę
    w podołku noszą
    w zapaskę łowią
    w koronkach i gazach przesieją
    by lżejszy dla stóp
    był świat
    19 czerwca 2019

    ———————————–
    232
    ***
    drzwi otwarte na oścież
    balkonowy powiew wita się
    z mrocznym smutkiem
    korytarza
    drzwi otwarte
    na roz-ścież na roz-stań
    ścieżyna wydeptana gdzieś hen
    w polu za miastem
    drzwi otwarte
    mój kwiat balkonowy przebiegł
    przez puste pokoje
    minął windę zbiegł
    po schodach jego zapach
    unosi się jeszcze
    zbieg. nie znajdzie już nikt
    i nigdy nie wyczujesz
    choćby najdelikatniejszym nozdrzem
    drzwi otwarte na roścież na rozstań
    na rozstaju dróg tam
    spoglądam
    skąd przyszła moja matka
    tam leżą tam śpią
    ich dusze
    tych najdroższych mi kobiet
    jeszcze nie czas by odlecieć z astralu
    one jeszcze tu są. tu śpią.
    czuwają wspierają i tkwią
    one szepczą mi słowa do uszu
    pięć pokoleń. ród matki
    każda silna. w duszy hart
    a ja jestem ta ostatnia
    ta co słyszy powiew sukni
    woń łachmanów węszy w dali
    i pot ciał
    ta co zamknie krąg kobiecy
    kwietny krąg. rodzinny szał
    a ja jestem ta ostatnia
    ta co włosy splecie w warkocz
    wszystkie nitki siwe cienkie
    sprzed dwóch setek lat
    ta co zszyje dziury w kieckach. przerwy w snach
    a ja jestem ta ostatnia
    która zamknie drzwi na oścież
    gdy już słowa wybrzmią wszystkie
    gdy litania matek polek
    w mądrość rodu sagę życia
    zmieni traumę
    ból zmęczenie poświęcenie
    oraz zwykły
    ludzki żal
    19 . 6. 2019

    ————————————–
    233
    (wiersz dla mojej Mamy)
    Mamo
    na poczęciu
    byłam na ciebie zła
    miało być ciepło
    a było ciasno
    miało być ciemno
    a było mniej
    ciebie dla mnie
    oddech twój płynął gdzie indziej
    i śpiew
    i łza
    jednak zostanę – zmyśliłam
    pożrę cię całą od środka
    na zawsze tobą zostanę
    komunia ciał
    lecz przyszedł czas dziewiąty
    i wielka wojna światów
    i dziesięć godzin krwi plwocin
    drgań szarpnięć
    i klątw
    nie chciałam otworzyć oczu
    powiedz mi – po co
    czyż nie witamy się już
    siedemnasty raz
    lecz twój pot i mleko pachniały tak słodko
    że zmyśliłam raz wtóry –
    to życie będzie najczulsze
    jakie dotychczas bóg nam dał

    —————————–
    234
    (mojemu bratu)
    Michał
    powiedz mi braciszku
    jak masz na imię
    kto słyszał zwać się tak chmurnie
    tak mocno
    że cha!
    chodziłeś swoją drogą
    na przepląt z rzeką moją –
    kobiecą strużką złości miłości i zasklepionych ran
    kochałam twoje drogi
    pełne śmiechu przyjaciół i głupoty na schwał
    tylko nie idź daleko
    tylko powiedz mi gdzie
    chociaż skrzydło anioła pożyczę gdy twój zaśpi
    a ty będziesz drżał
    i jeszcze
    powiedz mi braciszku
    jak masz na imię
    bo dla mnie na zawsze zostaniesz michasiem
    z małą dłonią w mej ręce
    sprzed lat

    ——————————–
    235
    medytacja i za-przeszłość
    zapalam świeczkę zamykam oczy
    i przychodzą obrazy
    śliskie kolorowe i wraże
    swędzą i palą
    tak łatwo ich odsunąć nie można
    a jeśli
    to we śnie przyjdą
    niechciane dzieci
    lęk kazirodztwo nerwice alkohol oszustwa i szał
    ucieczka bezdomność morderstwo pycha i bieda
    pożary wypadki samobójstwa swąd ciał
    wojna upadek moralny pokuta proch dłonie pod niebo
    okrutna wojowniczka dumna władczyni
    nauczycielka kochanka żona niewolnica
    liżąca stopy poddanka kaleka sierota szalona
    ofiara
    wiedźma czarownica miotająca klątwy
    i stos
    dzieci giną dom płonie świat płonie
    płonę ja
    a jednak ogień oczyszcza
    choć wrogo boleśnie
    rzucam mu na pożarcie list pełen skarg
    patrzę jak płonie a potem
    zbliżam włosy i usta
    oddycham
    a on umiera
    16.10.2019 Świder

    ——————————
    236
    reguły ścieżki
    wstałam
    i zatoczyłam
    krąg
    jak cyrklem jak patykiem w czasach słowiańskich
    na piasku
    zapaliłam świecę
    odetchnęłam przestrzenią
    i wyszeptałam
    na mocy
    reguł ścieżki
    i prawa miru
    zapraszam do współpracy
    Boga źródło najwyższe aniołów i archaniołów
    inne siły wykluczam
    z przejawiania się
    w moim miejscu i czasie czynienia
    i będę reagować obronnie
    jeśli tylko inna siła niż wymieniona przejawi się
    w moim miejscu czynienia
    moje prawo miru
    jest niezbywalne
    Na mocy trzech czasów trzech z mocą Boską i Anielską
    niech tak się stanie

    —————————-
    237
    pytania
    synu
    gdy otworzyłam oczy
    przy łóżku szpitalnym była moja matka
    pochylona. jej dłoń
    na mojej poduszce – już dobrze
    dławiło mnie pytanie
    mamo
    ?pić
    spójrz na mnie
    mamo
    – już dobrze. jest
    malutki
    żyje
    synu
    czemu dłoń twoja wzniesiona
    nie błogosławi lecz drwi
    mi
    serce obrasta skamieliną
    więc w dłoń biorę młot. tobie daję
    i mówię – wal. przecież tam
    musi być jakiś miąższ
    synu
    jeśli to nie był czas
    by przyjść na ten świat
    czemu po prostu
    mi nie powiedziałeś
    19. 10. 2019.

    ——————————
    238
    ***
    synu
    chciałam napisać dla ciebie wiersz
    choć kilka słów
    monosylab
    nic
    tylko dużo skreśleń. czerwony
    długopis jest taki okrutny
    zupełnie jak twój krwisty płacz
    w tamte otwarte noce
    na świat/ło

    ——————————–
    239
    ***
    szklane pudełko
    jak trumna królewny śnieżki
    tak samo cicho wokół
    tylko
    pikanie. stukanie. szum
    i czasem
    popiskiwanie z gniazd
    wolałabym
    powić cię w lesie
    na mchu
    z czarownicą położną
    co zaklina i otwiera
    mój brzuch
    a jednak szklane pudełko
    jak mała trumna
    gdy dziś na ciebie patrzę. jak śpisz
    to cud
    19.10.2019

    ————————–
    240
    ***
    Do dziesiątej rano
    Przeżyłam już dwa kataklizmy Dwie kłótnie Tysiąc skarg
    Koniec dnia pomyślałam
    To musi być już
    Koniec
    Czytałam ostatnio nie ma przypadków
    Artykuł w ktorym ktos udowadnia
    Samobojstwo nie stanie sie
    gdy ona Skarży sie wszem wokol
    I upust frustracji zna
    To kłam
    To tylko
    Kwestia czasu
    I natężenia
    Przezylam juz przynajmniej osiem Zyc
    zakonczonych samobojstwem
    Tak wynika z prostych wyliczen
    Wgladu
    Karmicznych analiz
    Wspomnien i snow
    Teraz nie pójdzie ci tak latwo
    Joanno
    Pytanie tylko
    Po co sie starac
    I czego poza swietym spokojem
    Tak naprawde ja chce
    Moze rano wstac ubrac sie
    I wyjsc
    Wsuasc w samochod lub do pocuagu z maryla
    Moze w gory na poludnie
    I wrocic lub nie
    Za niewiadoma ilosc dni
    ale przecież nie mogę
    za godzinę muszę odwieźć syna
    spotkanie literackie
    i kilka lekcji
    i tysiąc równie nieistotnych spraw
    i być tu muszę na ósmą by dzieci położyć spać
    może po prostu więc wyjdę
    nic nikomu nie mówiac
    i wrócę
    gdy przyjedzie czas
    tam zawsze był diabelski niepokój
    już wtedy
    gdy płyn płodowy ciekł mi po nogach
    za wcześnie
    za co. myślałam
    tak bardzo – nie
    mścicielu
    przyszedłeś i stała się jeszcze większa noc
    w moim świecie
    myślałam. nieprawda
    słodkie utrudzone maleństwo
    mój najukochańszy. mój kat
    siedem dziewięć jedenaście
    ten który w karmie przywlókł
    niechęć nienawiść i szał
    nerwice moje pustki nicości
    to na pewno we mnie jest brud i miał
    czy nie byłoby lepiej gdybym przestała
    jak Robbie Ian czy Woolf
    więc czemu gdy myślę o tym w sobotę
    w kuchni pod ścianą we łzach
    nogi ręce mam zmarłe kalekie
    ?jeszcze nie czas

    ————————
    241
    ***
    przecież do was woła
    łam/iąc paznokcie i drąc
    liście
    wniebogłosy
    przecież mówiłam
    zawsze między dwudziestym a ostatnim
    od dwudziestu lat

    —————————
    242
    Dziewczyna (i chłopak)
    inspirowane wierszem Leśmiana i baśnią braci Grimm
    Dwunastu braci -kruków mknie, a dusza w liliach ich poczęta*
    Lilii dwanaście, siedem lat – numerologia w baśń zaklęta
    Królewskie dziewczę, prawdę znasz? Wiesz jak przywołać chłopców głosy?
    Dwanaście miesięcy witało się z ziemią aż razy siedem,
    każdy anioła swego czcił, aniołów armia jak mąż jeden**
    Dziewczyna prawdę zna, bo jest istotą praw kosmosu
    Anioły pomóc spieszą, furkocą pióra białej husarii
    Gdzie drzewo jest, dziewczyna gdzie? Gdzie szarfa jej wiązana w talii?
    Czy prawdę niesie gminna wieść, że dziewczę ład stworzy z chaosu?
    Stół i dwanaście potraw, a książę całuje panny dłonie***
    Klęka, przysięga, błaga lecz – dziewicy stopy liże płomień
    Niepokalana, czysta jest; ogień też kocha jasne włosy
    U panny stóp dwanaście gwiazd, dwanaście iskier wokół głowy****
    Dwunastu braci iskry skrzą, mieczem ratując białogłowę
    Ona usta otwiera, by siedem milczenia lat rozproszyć
    Dwanaście plemion izraelskich z braci nastu jej zrodzonych
    Dwanaście lat mineło bowiem- anioły wiodły w różne strony.
    Kobietę anioł prawdy wiódł, bo prawdy w świecie nigdy dosyć
    Dwanaście planet – a każda wie, kto królem jej, kto dobrodziejem,
    Dwunastu braci w orbit kołach,jak różne były ich dzieje
    W sercu układu siostra trwa, ale nie zmieni planet losu *****
    Dwanaście znaków zodiaku co rok pozdrawia centrum świata
    Krzyż zawsze znaczy świata strony, gdy siostra spotyka brata ******
    Słońce to bóg, ale bogini rodzi światło – kres chaosu!
    Dwanaście godzin zegar tka, jak co dzień, jak co noc, prawdziwie
    W dzień słońce ,księżyc w noc, sine qua non, jak strzała i cięciwa
    Męskość – kobiecość, ying i yang, pełnia – stotą praw kosmosu.
    *patrz Baśń Grimmów – Dwunastu braci
    **patrz astrologia – miesiące i odpowiadające im anioły
    ***aluzja – dwanaście potraw wigilijnych
    ****patrz – teologia, kult Maryjny
    *****12ta planeta – teoria Zacharii Sitchina, książka o tym samym tytule
    ******patrz – krzyż i nawiązanie do stron świata oraz dni równonocy i przesileń = astroteologia
    polska
    1. an(g)ielski głos Tracy Chapman drży
    2.leśna orgia
    3.koncert
    4,***dziękuję
    5 ***tęsknię za tobą
    6 ***popadam
    7***przyśniłeś mi się na jawie
    8 zielonek
    9 Madredeus
    10 ***gdybym teraz odeszła
    11 ***?jak to było
    12pani pozna pana czyli Syndrom Alicji w Krainie Czarów
    13 modlitwa bluźniercza
    14 wyznanie nihilizmu
    15 ***wiersz
    16 dylematy
    17 żart w złym guście
    18 miłość z rozsądku
    19 słowa
    20 dekadent milenijny
    21 ***to prawda
    22 ***nic nikogo
    23***jeśli jest się
    24 ***jestem
    25 ***po prostu
    26 czas
    27 ***on prosi
    28 ***sekunda przed zaśnięciem
    29 ***zawsze jest coś
    30 ***nie wiem ile muszę jeszcze przejść
    31 ***list do ciebie rozpoczynam
    32 short message
    33 dialektyka
    34 ***znów odwiedziła mnie
    35 ***mam ochotę na dotyk
    36 słowo
    37 życie
    38 pewna odmiana wierności
    39 ***i masz wrażenie że nie wszystko
    40 ***kiedyś
    41 spotkanie z Venus Khoury-Ghata – „Wiosna Poetów” Warszawa 2001 – impresje
    42 wykład z informatyki
    43 ***jestem niewierna
    44 ***na zewnątrz
    45 portret pamięciowy w lustrze
    46 ***bolało mnie tam głęboko
    47 ***wiersze są lekkie
    48 ***wstyd
    49 ***a wiersze rodzą się jak niechciane dzieci
    50 erotyk
    51 esej o wyższości kobiety nad mężczyzną
    52 ***dano mi w przedświatach
    53 ***chcę być w ciąży
    54 kobiety-mumii podróżna refleksja
    55 ***wsiąkam
    56 ***oswoiłam mój komputer
    57 plan trzyletni
    58 Zimą
    59 ***dawno dawno temu
    60 ***przed milczeniem zakłopotanym
    usa
    2001- 2003
    61 ***uwięziona wciśnięta
    62 „accused of improper behavior in a public place…”
    63 ***nudna jest ameryka
    64 ***gdyby nie marzenia
    65 ***za oknem szaro
    66 czas przecieka mi przez słowa
    67 ***gdzie jest ta mnogość
    68 ***wszystko mam
    69 ***nie płakać
    70 ***dlaczego zawsze jest
    71 ***nie jest miłym
    72 ta druga jeszcze nie-przyjaciółka
    73 ramadan
    74 ***coś kruchego przesuwa się we mnie
    75 ***wiersze
    76 odkurzanie historii
    77 ***nie czuję
    78 ***nie potrafię powiedzieć czego chcę
    79 z Ironią
    80 ***jest to coś
    81 ***myślałam że nienawiść
    82 ***coś chciałam powiedzieć
    83 ***uciążliwy zapach dziecięcego płaczu
    84 islam – inicjacja
    85 ***dotknięcie ciepłej dłoni
    86 ***za ścianą ona
    87 optymizm nie zawsze jest płaski
    88 ***nic-nie-rozumiem
    89 ***dopiero trzecia
    90 ***nic nowego się już nie rodzi
    91 fajr
    92 ***zagłusza myśli samotne
    93 ***nienawiść?
    94 ***zagubił mi się język
    polska
    od 2002
    95 w pustym nocnym pociągu – obsesja
    96 autoironia
    97 ***na granicy
    98 ***uczyńmy
    99 ***kiedy możemy to zrobić
    100 odsłoniła delikatnie
    101 ballada romantyczna
    102 na szczęście
    103 ***tęsknię za tobą
    104 ***czekać na ciebie
    105 **kiedy odchodzi obecność
    106 ***czasami jest zbyt dużo
    107 ***nikt mnie nigdy nie widzi
    108 format c
    109 ***to boli
    110 *** ?wiersz radosny
    111 spektakl Circo da madrugada
    112 ***najpierw
    113 ***tęsknotę pamiętam
    114 Łowca snów
    115 *** powoli
    116 – taka jesteś głupia –
    117 *** to jest już drugi
    118 ***dziś jest ten dzień
    119 mój grzech aż po siedem pokoleń
    120 to jest on
    121 wiersz młodopolski
    122 ***miłość należy dawkować
    123 ***z nicnierobienia z bezruchu
    124 ***samotna moja prawa pierś
    125 Emiraty II
    126 Emiraty I
    127 WASZ SYN
    128 hinduska dziewczynka w księgarni
    129 ***pożyczyłeś mi swoje serce
    130 Emiraty III ( w ksiegarni nad podrecznikiem dla poetow)
    131 Emiraty IV
    132 ***pomiędzy jednym krokiem
    133 zachód słońca w emiratach
    134 ***upału ręce lepkie są od potu
    135 ***popołudnie jednym dotknięciem dłoni
    136 ***już od kilku dni staram się
    137 ***jestem martwa
    138 catharsis
    139 ***powiedz mi
    140 ***dwa jajka gotowane na twardo***
    141 ***porzucasz mnie
    142 ***rzeczywistość w lustrze
    143 w autobusie rano
    144 testament
    145 ***jestem pusta
    146 ***dzień bezowocny
    147 improwizacja na temat starego przysłowia
    148 zapisane na odwrocie emirackiej wizy
    149 ***jestem kobietą
    150 ***jestem zmęczona
    151 rozmowa
    152 kolacja we dwoje
    153 ***spotykałam się z tobą
    154 ***moja matka nie istnieje
    155 dyskusja z braćmi Grimm
    156 kocham cię bez powodu
    157 ***przestańcie trzeszczeć
    158 ***jesienna depresja***
    159 ***trzeba by się nawrócić
    160 ***tęsknię za tobą spokojną tęsknotą
    161 ***polska depresja ***
    162 ***zawieszona pomiędzy
    163 ***świt dziś nareszcie brzydki
    164 trójkąt
    165 ***ślisko
    166 jak się starzeją moje stopy
    167 jeszcze tylko kilka dni do wiosny
    168 wspomnienie z Emiratów
    169 ***morskie rytuały
    170 list ojca z polski do córki w pensacola na florydzie na wieść o atakach rekinów i
    terrorystów
    171 [kto widział ostatnio trójcę świętą i wie gdzie obecnie przebywa proszony jest o
    zgłoszenie się na komisariat Michała Archanioła]
    172 reinkarnacja
    173 Męża pamięci żałobny…
    176 samotne spojrzenie w okno

    243
    ***
    myślałam
    bo tak radzili. tutaj masażyk nowy ciuch kwiatek
    medytacja i cisza
    a we mnie księżyc
    dwa tajfuny bomba atomowa i szał
    od czterdziestu pięciu lat
    wstaję rano prysznic kawka śniadanko
    a potem mam ochotę zakręcić kiecką
    świat
    w drobny mak wszystko w zasięgu wzroku
    w drobny kurrrrrwa mak
    siwa shiwa jaga się obudziła
    nareszcie
    to za mój podobno zły los
    karmę kobiet idiotek które uwiesiły
    się na mnie tak. od pokoleń
    bo podobno sama sobie to zrobiłam
    w którejś tam inkarnacji albo i studiach
    więc taka malutka koincydencja w czasoprzestrzeni
    no nic tak wyszło kochana
    a ja anioł po prostu z nieba. biorę to na klatę
    sto noży we mnie wbij. no dawał. w końcu mamy wesołe
    miasteczko i raj.
    próbuj. w końcu zestrzelisz to jabłko
    na mojej głowie.
    ja wszystko przetrzymam
    moja wina moja wina trudno tak wyszło
    oni nie wiedzieli
    to wszystko ja
    ja sobie zrobiłam
    sama
    przemoc niemoc emocjonalne bagno
    dda alkohol i gwałt jeden czy dwa
    moja wina moja wielka wina
    śluby rozwody konwersje nóż na gardle obietnice wymuszone
    abstynencje picie nieobecność milczenie dotyk
    i śmieszny kurrrwa żart
    do wyrzygania
    wszszszszszszystko
    jak zaczęłam wyjmować z życia wszystko
    po jednym out
    okazało się że została tylko
    Siwa
    i musi wyczyścić wszystko do spodu
    tylko
    nasza cywilizacja zniszczenia nie kocha. boi się lasu.
    Shiwy Arymana Diabła i Szatana
    gdzie mogę pójść na polowanie
    gdzie ten niewycięty kurrrwa
    gdzie mogę wrzeszczeć tak
    by nikt mnie w kaftan nie ubrał
    krąg kobiecy – no tak, mamy aż dwie i pół godzinki
    ach! aż!
    psycholog – to by było na tyle 50 minut jak to szybko zleciało prawda?
    terapia dda. to zacznijmy od diagnozy… a b c ..
    o i jeszcze nerwica. to proszę najpierw codziennie
    dziennik uczuć
    robię to kurrrrwa od 25 lat
    coś gdzieś się uleje
    a potem wstyd przez kolejne tysiąc dni
    taka jestem grzeczna taka jestem grzeczna
    tak szamańsko grzeczna. jak te laski z Syberii
    no po prostu biorę go na spacer tra la la
    i wyciszam ten szał
    wrzucam do studni
    niech trwa. a ja
    światy równoległe światy równoległe
    światy równoległe
    gratulacje cywilizacjo. umiesz rozpierdolić
    szkoda że do kupy. nie umiesz złożyć
    albo przynajmniej pozwolić po swojemu
    nie mówiąc mi KURRRRRRRWA jak
    2020
    ——————
    244
    It s not a poem because you do not swear in a poem
    I was thinking. right
    because they advised so. here the masseur flowers new clothes
    meditation and silence
    and inside me the moon
    two typhoons atomic bomb and frenzy
    for forty-five years
    I get up in the morning, shower a small coffee breakfast
    and then I want to twist
    with my dress
    the whole world
    blow to the tiniest bits
    everything in sight
    Shiwa The Grey Lady Yaga woke up
    finally
    it’s for my supposedly bad fate
    for the karma of foolish women from my line
    who have gripped on me like this
    for generations
    because I supposedly did it to myself
    in some incarnation or a hundred of them
    so such a tiny coincidence in space-time
    well, nothing happened, honey
    and I’m an angel just from heaven. I take it on my head
    stick a hundred knives in me. come on. it’s a funfair. a paradise.
    after all
    come on! you
    keep trying. you’ll shoot that apple eventually
    on my head.
    I can survive everything
    my fault, my fault. sorry it just happened
    they didn’t know
    it’s all me
    i did it to myself
    alone
    violence, powerlessness, emotional swamp
    ACOA alcohol and rape one or two
    my fault is my great fault
    weddings divorces conversions. forced promises knife on the throat
    abstinence drinking absence silence and touch
    and a funny FUCKING joke
    to spew up
    it all
    when I started taking everything out of my life
    one by one. Everything OUT
    I saw that she was the only to stay
    The Grey One. Shiva
    and she has to clean underneath. everything
    but
    our civilization does not love destruction. Is afraid of the forest.
    Of Shiva Ahriman the Devil and Satan
    where can I go hunting
    where is this uncut fucking hurst
    where can I scream wild
    and no one would put me in a straitjacket
    women’s circle. oh yes, we have two and a half hours
    ah! so much!
    psychologist – that would be. 50 minutes. How it flew by, right?
    therapy. let’s start with the diagnosis … a. b . c .
    oh and also neurosis. then please every day first
    feelings. in a diary
    i’ve been doing this for 25 fucking years
    something will transpire somewhere
    and then shame for another thousand days
    I’m so good I’m so good
    so shamanically polite. like those Siberian chicks
    well i just take it for a walk tra la la
    and silence this frenzy
    I throw it into the well
    let it last. and I
    parallel worlds parallel worlds
    parallel worlds
    congratulations civilization. you know how to fuck
    it up
    it’s a pity that put together
    is unheard
    of
    but at least you could let me do it my way
    not telling me FUCKING how
    245
    Ce n’est pas un poeme car on n’y jure pas
    je le pensais
    car ils l’ont conseillé. ici une fleur de nouveaux v?tements masseur
    méditation et silence
    et en moi
    la lune
    deux typhons bombe atomique fureur et folie
    depuis quarante-cinq ans
    Je me l?ve le matin, douche, ptit-dej et petit cafe
    et puis je veux re-turner avec ma robe
    le monde entier
    réduire putain en miettes
    tout en vue
    Shiva Yaga La dame Grise s’est réveillé
    enfin
    c’est pour mon supposé mauvais destin
    pour le karma des femmes imbéciles qui se sont accrochées
    ? moi comme ça. depuis des générations.
    parce que je l’ai fait moi-m?me. on dit
    dans une incarnation ou une centaine d’elles
    donc une si petite co?ncidence dans l’espace-temps
    Eh bien, rien ne s’est passé, chérie
    et je suis un ange juste du ciel. je le prends sur moi
    mets cent couteaux en moi. Fais le! enfin nous sommes a la f?te foraine
    et paradis.
    continue d’essayer. tu finiras par tirer sur cette pomme
    sur ma t?te
    je peux survivre ? tout
    ma faute, ma faute, rien que ma faute
    ils ne savaient pas
    c’est tout moi
    et je l’ai fait moi-m?me.moi seule
    violence, impuissance, marais émotionnel
    disfunction en famille l’alcool et viol un ou deux
    ma faute c’est ma grande faute
    mariages divorces conversions couteau sur la gorge promesses forcées
    abstinence alcool absence silence toucher
    et une drôle putain de blague
    a vomir
    tout
    quand j’ai commencé ? tout retirer de ma vie
    un par un. OUT
    il s’est avéré qu’il ne restait que
    Madame Shiva. la Grise.
    elle doit nettoyer en dessous de tout
    remettre les compteurs ? zéro
    seulement
    notre civilisation n’aime pas la destruction. a peur de la for?t.
    De Shiva d’Ahriman de diable et Satan
    o? puis-je aller chasser
    o? est non coupé putain bosquet
    o? puis-je crier. sauvage.
    que personne ne me mettrait dans une camisole de force
    cercle des femmes – oui, nous avons deux heures et demie
    ah! jusqu’? ce que!
    psychologue – ce serait 50 minutes. comme ça volait vite, non?
    thérapie. commençons par le diagnostic … a b c ..
    oh et aussi la névrose. alors s’il te plait tous les jours d’abord
    journal des sentiments
    je fais ça depuis putain 25 ans
    quelque chose échappera quelque part
    et puis honte pendant encore mille jours
    Je suis si bonne je suis si bonne
    si chamaniquement polie. comme ces filles slaves – sibériens
    je l’emmene faire une promenade tra la la
    et faire taire
    cette frénésie
    Je la jette dans le puits
    laisse-la durer. et moi
    mondes parall?les mondes parall?les
    mondes parall?les
    félicitations civilisation. tu sais baiser
    c’est dommage que recoller les morceaux
    tu ne peux pas
    ou au moins me laisser faire ? ma mani?re.
    en se taisant. putain. pour une fois.

    ———————-
    246
    ***
    nie ma już żadnej
    starej rodowej matki. bezzębnej
    staruchy Jagi
    nie ma u czyich
    kolan koślawych przytulić
    policzek
    i w ciszę zanurzyć
    uszy
    zbolałe od mądrych rad
    odeszły za wcześnie
    wyrwa brunatna w czasoprzestrzeni
    jak niezakopany grób
    w ogrodzie
    zmarznięte ogórki
    w pokoju
    aloes i geranium na popiół
    pęknięty anioł i zakurzone okulary
    o grubych szkłach
    zastygłe wahadło zegara
    czarny w sieni i koci
    żal
    a ja stoję bezradna i czekam
    aż zachichoczesz
    zaciągniesz się papierosem
    rozprostujesz dłońmi fałdy fartucha
    pokiwasz się w zamyśleniu na taborecie
    i powiesz magicznie w przestrzeń
    najmędrsze dwa słowa
    – No tak
    25.11.2019 Świder. w kuchni babci Mani

    ————————
    247
    ***
    nie jestem królową
    nie jestem wiedźmą
    nie jestem pisarką
    poetką też nie
    ale przed śmiercią dali mi wieniec
    jestem więc liściem i drzewem
    i wiatrem jestem co w liście dmie
    dali mi oczy dali mi ręce
    bogowie co lat i imion setki mają
    dali mi usta co płaczą śpiewem
    ale nie dali słów pieśni tej
    powiem ci nie wiem
    gdzie sens i prawda
    wiem że jest ciężko
    na duszy dnie
    wolność – przejrzyste skrzydła owada
    popatrz wyrywam
    i nie ma mnie
    20.03.2020

    ————————-
    248
    ***
    koniec świata
    ile ich już było
    nawet nie pamiętam
    wszystkie ważnie fantastycznie hermetycznie
    inne
    za każdym razem myślałam z ulgą
    och no nareszcie. koniec
    wątroba już nie odrośnie. głaz
    nie stoczy się znów
    w przepaść
    a demony. cóż. demony. na łańcuchu
    u króla jaśnie pana
    Welesa. i Chrystusa
    pod czujnych oczu ośmiorgiem
    Wijącego Światło
    koniec świata
    ile ich już było. ile den
    śliskich płaskich grząskich gruntów
    i gnojówki
    w otchłani przepaści
    ? czy można się od niej odbić
    a jednak odbijałam się. walczyłam
    jak Amazonka. Lara Croft
    game over. brak żyć
    restart
    koniec świata
    miałam jechać. kochać. poznawać
    żyć
    miałam być przecież chociaż raz w życiu
    choć raz jeden
    wolna
    game over
    przecież miałaś tyle szans
    w tylu krajach mogłaś zostać
    wróciłaś wiedziona obowiązkiem
    zupełnie jakby w Polsce
    było to jedyne
    najprawdziwsze
    dno
    koniec świata
    jutra nie będzie
    zbyt dużo fałszywych ruchów
    zbyt dużo klęsk
    zbyt dużo nadmiaru
    empatii ekshibicjonizmu ognia megalomanii
    i łez
    zbyt ostro wdepnęłaś
    w gniazdo os
    a może nie tak. ale jednak
    „a kto mi odda moje zapatrzenie
    i ten cień co za tobą odszedł”
    kto mi odda moje wypalenie
    i ten puch ten pyłek
    ze skrzydeł ćmich
    a może to nie gniazdo os. no dobrze
    więc żmij
    psss. i pójdą spać
    lecz nie ruszysz się. nie
    drżyj
    i stój tam
    koniec świata
    ale może jednak. może coś pod spodem
    jest
    pod tym piekielnym Welesowym
    dnem
    wydłubać korzeń jeden. wydłubać dwa
    podziemne zejście w głąb
    w duszę ziemi. w jej gardła żar
    w końcu jesteś tak bardzo ognista
    to czegóż ci jeszcze żal
    dlaczego boisz się śmierci
    śmierć jest najczulsza
    najwierniejsza ze wszystkich
    ?ja?
    ja nie boję się śmierci. codziennie
    rozmawiam z nią
    pytam czy już
    a ona odmawia
    nie. nie bój się śmierci
    korona ci głowy nie strąci
    po prostu ją zdejmij
    i zejdź
    obok tronu też przestrzeń jest
    miękka i gładka
    a za blokiem za miastem – rzeka
    i na wolności pękają kwiaty
    koniec świata jest jutro
    wyrżną w ząbek wam skrzydła aniele
    kusy Czort i Domowik nie pisną
    a ja pisząc to wicią srebrzystą
    koniec świata zobaczę
    ogłoszę
    wezmę dzieci za ręce
    i na skraj słupów Herkula
    pójdziemy piechotą
    naszych skrzydeł nikt jeszcze nie uciął
    21.03. 2020

    ——————–
    249
    jeszcze nigdy nie byłam szczęśliwa – powiedziała Ofelia
    gdy miałam dwadzieścia lat to uczucie
    też było nieprzyjemne
    wstawałam i czułam że pod stopą chwieje się świat
    ale nic to. tańczyłam
    potem wyjeżdżałam w podróż
    bez planu. byłam młoda
    nawet gdy pluł na mnie świat
    a ziemia polska raniła kolcami
    nie czułam. myślałam że tak
    że każdy tak właśnie ma
    i owszem. widziałam że ludzie
    bywają szczęśliwi. a nawet niektórzy
    po prostu zwyczajnie są. że ziemia
    się do nich uśmiecha
    listonosz kłania
    a pani w urzędzie nieba przychyla od lat
    nie dostrzegałam
    jak na potęgę wokół piętrzą się domy
    mnożą biznesy. pieniądze
    i cudzym dzieciom uśmiecha się świat
    nie dostrzegałam za magiczną granicą
    jak dobrze mi tam. jak lekko
    i francuski listonosz się kłania
    a pani w angielskim urzędzie nieba przychyla od lat
    nie dostrzegałam że ziemia tutejsza mnie szczuje wilczurem
    i rzuca przez zęby codziennie
    spadaj stąd kurwa to nie twój świat
    śluby rodowe twardsze. niby kajdany
    choć próchno to próchno sprzed setek lat
    zew obowiązku nad wszystkim
    choć stopy coraz bardziej ranione
    na tej ziemi nieczułej
    i drzwi zamykane przed nosem
    hejt klątwy przekleństwa i przemoc
    i dzieciom też
    nielekki tu świat
    tak lata mijają w katuszach
    coraz więcej drzwi zatrzaśniętych
    kłótni. wrzasków. widoku pleców i online error time out
    coraz mniej siły
    choć wojownik walczy do zgonu
    a miłość do dzieci i świata
    i siebie
    jak nić cienka jak szkło przezroczysta
    jak nie
    istnienie
    jak brak
    i codziennie spływa łzami
    gdy modlę się
    aby nie zemstą i krwią
    17.04.2020

    ——————-
    250
    Smak nieba
    sosna za oknem ma kształt
    realny
    obrysowany konturem komina i domu
    i nieba
    widzę jak pachnie w łagodnym poruszeniu
    brak mi
    smaku
    a przecież łączą się
    w uniesieniu
    błękitu i prześwietlonej zieleni
    jak jing i jang
    kto nim kto
    nią. w lesie
    bo poszłam tam. nienasycona
    i zobaczyłam jej szczerbę
    jej ranę
    smakowałam pachnącą jej gorzką żywiczną słodycz
    wyglądała jak spocony nagi Chrystus
    ?a może ta ukochana co pod krzyżem
    ze łzami
    naprawdę nie wiem
    sosna za oknem ma kształt
    realny. i smak
    tęsknię za smakiem nieba
    9.4.2020

    ————-
    251
    ***
    leżysz u spodu
    hamak cię huśta
    a to drzewo wyrasta
    z trzewi
    huśtacie się razem
    z powiewem wiatru
    w rytm kosmicznych zegarów
    tak taka
    synchronia
    za tobą dom
    pojemny słoneczny
    pamiętasz jeszcze jak bluzgali
    na niego
    baranek a potem złotą i śliska farbę
    a on się śmiał
    i stał
    nieporuszony
    tak się huśtamy
    z powiewem wiatrów
    i wyrastają kolejne drzewa z naszych trzewi
    i kolejne przepływają chmary
    białych. czesanych do dołu
    chmur
    i wszystkiego istotą jest ruch
    a on
    zbudowany w czas wojny ostatniej
    ze swoją drewnianą duszą
    i twardą skórą cegieł i farb
    głuchy i obojętny na świata ruchy
    najczulej niewzruszony
    długo tak będzie. a może zawsze
    i pomimo wszystko. stały
    i nieporuszony
    stał
    9.04,2020

    ———-
    252
    ***
    Et tu, Brute?
    Gdy On z nami, któż przeciwko nam?
    słowom nie ufaj
    słowa kłamią
    kuszą i wabią
    zaufasz – omamią
    czy odpowiednie dasz rzeczy słowo
    czy też nie takie
    daję słowo
    ból będzie wielki
    trzewi i głowy
    serce zamilknie
    na znak odmowy
    zobaczysz długi pleców szereg
    wzruszenie ramion
    i kilka zachęt – do-tłumacz – śmielej !
    czuć – sprawa jedna
    myśleć – już inna
    wy-słowić – pokusa
    wy-mówić – pragnienie
    wy-szczerzyć – radość
    lecz zawsze pamiętaj
    a nigdy nie zabyj
    słowo ma ostrze
    ma siłę realu
    i oby cesarski wyrzut pokoleń
    tylko cię drasnął
    gdy w dobrej wierze z serca wyjmujesz
    sztylet na-prawy
    miej na uwadze chichot Szekspira
    gdy skreśla tuszem dobre intencje
    sentencją mocy – even you
    ty JĄ masz w głowie gdy myślisz !zdradził!
    bo tam gdzie pokusa – przekleństwo Brutusa
    ~16 h
    25 czerwca 2020r

    ——————
    253
    BYĆ TWÓRCĄ I ARTYSTĄ
    * NIE WYTWORZYSZ NIC NOWEGO CZEGO JUŻ NIE WYMYŚLIŁ BÓG
    * NIE WYTWORZYSZ NIC NOWEGO CZEGO JUŻ KTOŚ GDZIEŚ NIE WYMYŚLIŁ W TEJ CZY INNEJ CYWILIZACJI
    * TWORZENIE ORYGINALNE POLEGA NA TWORZENIU TYLKO WEDLE SWOJEGO CIAŁA I POSTRZEGANIA I DUCHA W TYM KONKRETNYM ŻYCIU
    * CZYLI TWORZENIE ORYGINALNE – ORYGINALNE JEST TYLKO W SPOJRZENIU ZE SWOJEGO PUNKTU.
    * JAK W DANYM PUNKCIE STOISZ TY – TO NIKT NA ŚWIECIE TAM NIE STOI TYLKO TY
    * TWORZENIE NIE POLEGA NA WYMYŚLANIU CHOWANIU I CZEKANIU
    * TWORZENIE JEST JAK OBIEG GOTÓWKI – MUSI BYĆ W RUCHU
    * WYTWORZYSZ – WYPUŚĆ NA ŚWIAT
    * NIE TWÓRZ ZA DŁUGO ŻEBY SIĘ NIE ZDEFORMOWAŁO. NIE PRZEGRZAŁO. NIE WYZIĘBIŁO. I NIE ROZLENIWIŁO
    * TWORZENIE NIE MA KOŃCA. TWORZENIE jednego DZIEŁA NIE MA KOŃCA.
    * TY DECYDUJESZ KIEDY NAPISAĆ KROPKĘ NAD I. W TRAKCIE PROCESU TWORZENIA
    * PRZED TWORZENIEM DUŻO OGLĄDAJ CUDZEGO TWORZENIA. ALE NIE ZA – DUŻO
    * W CZASIE TWORZENIA NIE OGLĄDAJ NIC CUDZEGO
    ALBO – PRAWIE
    * PO TWORZENIU – ŚWIĘTUJ WYTWORZENIE I ODPUSZCZENIE. I UWOLNIENIE. SIĘ.
    OD TWORZENIA.
    ŻEBY – SIĘ – ODTWORZYĆ

    ————
    254
    Opowieść o połówkach dusz
    CZYLI WIELKA POMYŁKA.
    ALE TAK CHCIAŁY MOJE ANIOŁY 🙂
    gdy skończyłam lat dziewięć miałam tylko skrzydlate
    przeczucie
    że jesteś
    bo czegoś nieustannie czegoś mi brak
    jak mówi Platon. jesteś w połowie
    serca i drogi
    gdzieś tam
    kolejnych dziewięć przysłało Madame Alexandra
    i francuskie koniugacje po lekcjach w liceum
    nie wiedziałam po co mnie gna
    w tę zachodnią stronę. Napoleon już dawno w grobie
    a Walewska biust miała nieco
    obfitszy
    gardłowe r wychodziło jednak z wdziękiem
    i lepiej niż polskie. naturalnie
    wolałam więc kląć po francusku
    do circa trzydziestu sześciu lat
    gdy skończyłam dwudziesty trzeci powiedziałam assez
    ach ta niecierpliwość co wówczas nie daje
    wyczekać spokojnie moich dwudziestu siedmiu lat
    w tajemnicy kupiłam więc bilet i pracę
    i rodzinie
    jak Głupiec na moment przed krokiem w przepaść powiedziałam
    jadę
    o tam
    i pojechałam do Nimes. nie wiedziałam dlaczego
    dziś wiem. tam rodził się mały Julien. o pieć lat później niż ja
    w datach utkanych w dziewiątki ósemki i czwórki
    to mistrz
    co ręką karateki
    jednym ruchem myśli w materii
    otwiera sobie drzwi na ten świat
    więc we francji był Nimes i lawenda. była gitara i dzieci
    i ten Maur co pragnął co mnie mieć. codziennie. zachłannie. raz dwa
    NIM obejrzałam go jednak w ciemności
    już wiedziałam że on nie jest NIM

    rozpuszczało mi się serce jak cukier
    w płodnej wodzie tych wszystkich co chcieli mnie mieć
    lecz wśród nich Ciebie jeszcze nie było Julien
    jeszcze a może już nie
    żyliśmy oddzielnie ale wciąż jakby razem
    na współ
    gdy urodził mi się syn tobie też rodził się
    to te same były gorące i tak trudne dni
    ten sam rok? przeczucie mi mówi że SI
    gdy otwierałam swój biznes
    w tym samym roku swój otwierałeś ty
    czytam i czytam
    życiorys online. sławny człowiek. mężczyzna i mag.
    zdumienie oczy otwiera ale serce mi tak rzewnie łka
    płakała mi dusza w połowie i braku
    lecz cóż
    mężowie prace dzieci śluby rozwody
    kopniaki w tyłek bez końca !ogarnij się! świat
    nie jest bajką ni magią
    pluli mi prawdy swe ludzie
    w twarz i naprzestrzał
    a w oczy drwiąco nahalnie wiał wiatr
    trzydzieści sześć się spełniło i od tej chwili
    płynie już żwawo
    ciąg przepowiedni i wizji podwójnych cyfr znaków
    widziadeł i mar
    może nigdy nie byliśmy obok
    lecz działaliśmy wartko na schwał
    jednym nurtem jedną duszą choć serce i głowę
    każdy swoje oddzielnie gdzieś miał
    ty materię obracasz jak sztukmistrz jak mag
    ja człowiecze serca zaklinam i wyjmuję z ust kobiet ich żal
    nie słuchamy się świata o nie
    raczej głęboko się wsłuchujemy
    co w sekrecie mówi NAM świat
    a wiesz robiłam tę mapę
    pełną marzeń i tekstów i zdjęć
    tnę wybieram wyklejam o mam
    ten mężczyzna dojrzały z zarostem
    nie wiedziałam
    a przecież wyglądał zupełnie jak ty
    odtąd będzie dwa lata
    patrzy na mnie codziennie i warczy i skamle
    idź już idź już
    już czas
    bo to ty znaleźć musisz
    ty umiesz
    świat na końcu przetrząsnąć i wrzasnąć
    lecz radości i wiary nie stracić
    że tam być razem i pić wino będziemy
    przez kolejne sto dwieście lat
    no więc jadę
    dosyć znaków
    po dziurki ich w nosie
    wstaję oczy otwieram i jest
    spada anioł co co serca dwa niesie
    jakiś film jakieś imię
    zbieg zbiegów
    i cyferki cyferki
    aż mdli
    13.7.2020

    ———————
    255
    Je ne suis plus
    je ne suis plus
    mais
    j’étais née dans une maison
    o? la haleine était morte
    d’angoisse
    et percée d’alcool
    comme un animal
    je pretendais
    non-existance
    de peur d’?tre vue
    saisie perçue
    et
    jetée pour tojours
    dans ce puits
    de l’an-amour et de l’oubli
    les nuits étaient grises épaisses
    et claires
    ma main sur les yeux d’une poupée
    aux cheveux d’or –
    „oh. dors. ce n’est qu’elle
    la peur
    avec son épée sombre
    Lui. oh. il viendra
    plus tard”
    plus tendre que mes mains
    étaient mes livres et mon coin
    bien bien au fond de notre jardin
    et les – bas – dites pri?res douces
    de ma grand-m?re
    au temple
    toutes matinées grises
    je me noyais dans ce silence
    dans ce cri
    ne m’reproche pas
    mon dieu mon grand
    c’est moi c’est moi
    coupez mes ailes
    coupez mes os
    que pouvais-je faire
    l?. ? ce temps
    o? toi encore
    n’existais pas
    c’est moi c’est moi
    ma faute ma peine
    mon péché dur
    mon éternel
    j’respire trop lourd
    je sanglotte et trop
    de place je prends
    dans cet espace
    touffu tout fou
    tout dense
    dans cet espace des pensées
    clos
    je me vainquais
    c’est moi c’est moi
    surtout pas eux
    c’est front de mes
    coussins – humide
    salé ? fond
    c’est moi c’est moi
    qui d’mande et gronde
    dans les voix cent
    c’est moi qui fuis
    ? pas dansants
    la danse macabre
    et farandole
    c’est moi qui jure
    ne boire que d’eau
    moi qui sourie
    „ah. vous ?tes bons.
    et ma folie
    est toujours folle”
    dans cette maison
    je suis la bouche
    gros mot. mépris
    malédiction
    je suis la voix
    des silencieux
    avec leurs sourires
    bien bus bien grands
    je suis la honte
    je suis enfer
    je suis fureur ouverte sortie
    du noir cellier
    des coeurs qui pleurent
    des âmes qui souffrent
    mais n’en savent rien
    23.9.2020

    ——————-
    256
    *** (en famille)
    il voulait bien. elle voulait bien
    il disait „viens”. elle n’a dit rien
    mais elle est venue. ils ont vécu
    ensemble tout
    des peurs. des joies
    une balançoire. un carrousel
    balance de peines. et de douleurs
    tout inégal. tout fort trop mal
    ils étaient jeunes. noircis de graine
    semée centaines. et des centaines
    de si?cles avant
    d’une graine d’horreur
    de haine en vain
    d’absinthe qui fonce
    dans crânes et veines
    il était jeune. moi j’étais p’tite
    aucun cadeau. aucun sourire
    n’m’a soulagé. quand nuit s’so?lait
    tantôt joyeux. tantôt brumeux
    blagues rigolades. suivaient col?res
    fureurs violances. chassaient douceur
    y a rien ? dire. ? chuchoter
    surtout au coeur. de ton p’tit fr?re
    surtout au dessus. des cahiers blancs
    clués de fautes. et de gros mots
    ? cette grande table. ? ta t?te blonde
    surtout au fond
    de ton cerveau
    o? creusé soit
    pour éternel
    pour chiffres – la haine
    elle était jeune. moi j’étais p’tite
    elle disait rien. elle n’a rien dit
    elle laissait faire. elle a sourit
    avec ses l?vres. tellement jolies.
    fallait vingtaine. et encore dix
    d’annés de peine. violances et vices
    pour que les bouches. s’ouvrent et pleurent
    mais trop c’est trop
    peut pas tout dire
    générations coulaient sans mot
    c’est inou?
    car trop c’est trop
    24.9.2020

    ————–
    257
    ***
    cet amour cet amour
    elle n’existe pas
    elle est triste elle est sombre
    n’y a pas de temps pour ca
    fallait pas
    fallait pas tant donner
    fallait pas
    tu est vague tu es flue
    pas de photo
    pas de voix
    tout est juste
    sommeil
    j’ai reve tout ca
    sauf que le mal au coeur est bien vrai
    tu n’as pas de force
    pas de temps
    pas d’energie
    faut que je me calme c’est vrai
    sauf que ce n’est que le debut
    ca devrait etre gaie parlant
    joie
    mais ce n’est pas comme ca
    ou peut-etre tu veux quelqu’un silencieux
    serieux
    ce n’est pas moi
    les mots dans le texte
    sont transparents
    il faut donner les sentiments
    je ne sais pas ce que tu penses
    surement je le devine mal
    et puis je me perds dans mes pensees
    ca fait mal
    ca fait mal de savoir rien
    patience?
    Je t’ai vu trois heures. c’est tout
    tombee amoureuse
    je veux plus
    mais ne peux pas
    donc ca fait mal
    surtout que je t’ai montre beaucoup
    trop de moi
    c’est inegal
    c’est inegal c’est inegal
    et ca fait vachement mal
    disons. si tu es toujours comme ca
    sombre lointain silencieux
    ca va
    peut-etre que tu est comme ca
    mais je ne peux pas etre sure
    j’en sais rien moi
    je ne veux pas t’inventer
    car apres ca sera faux
    et ca va me faire mal
    si tu ne veux pas te montrer plus
    okey
    mais il faut que j’arrette de montrer
    moi
    tu me manques
    c’est comme si tu etais dans un canion
    dans un cratere ou je ne peux pas aller
    je me sens comme un rouisseau
    je coule la dedans et coule
    et toujours ne peux pas te toucher ou
    sentir
    ou voir
    et je deviens seche
    inexistante
    ce n’est pas possible
    l’amour doit donner la force pas la
    douleur
    si tu me clairement dis quoi faire
    je le ferai moi
    ecrire?
    Pas ecrire?
    Je l’impression que je perds ton
    temps precieux
    bon
    voila
    c’est mon cote du monde
    ma vue
    de femme
    t’est plus age que moi
    devrait le savoir
    fallait pas commencer
    fallait pas declancher ce volcan
    mais ca s’est fait tout seul
    le temps est venu
    voila
    je ne voulais pas
    je n’etais pas prete
    mais tout disait qu’il faut le faire
    le temps passe
    le temps passe
    le bonheur se gache
    j’ai senti que ca va me faire mal
    si on faisaint l’amour
    maintenant je serais
    morte de peine
    ou peut-etre pas
    je saurais plus de toi
    le corps au moins
    n’est silencieux
    le corps ne mend pas
    de toute facon ca m’a saisie
    je pouvais pas resister
    j’ai coule avec ce volcan
    j’etais chaude et bouillante
    mais tu restais la bas
    tres loin de moi
    et puis tu a bouche le volcan
    au moins chez toi
    ca va
    tout se calme
    magma devient magma
    cool froide
    lisse
    silente
    tant pis
    peut etre ca doit etre ca
    c’est comme une amitie
    entre deux hommes
    ou femme et homme
    qui font du sexe
    et puis merci au revoir
    je suis incapable de ca
    et l’amitie
    Amour sans se parler
    aucune idee
    je dois apprendre tout ca
    je peux imaginer que
    nous sommes morts
    dans ce volcan
    ca arrive
    voila
    si au moins je pouvais pleurer
    ca ferait du bien
    a moi
    mais non
    tout sec toute seche
    dur
    magma c’est magma
    peut-etre plus tard
    choses vont pousser
    elle est tres fertile
    cette femme
    ce debordage
    cette creativite
    ce joie
    magma
    mais pour l’instant je rentre dans ma coquille
    comme avant
    je serre ce creux
    terrier
    trou
    chatte
    bouche
    coeur ?
    l’automne vient
    l’hiver vient
    la neige vient
    ca m’aidera
    je vais t’aimer
    sans sortir au de la
    je vais
    t’en fais pas
    en fait tu etais plus sage
    tu as ouvert ta sexualite
    mais le reste tu tenais
    au sombre
    a l’ombre
    ah pourquoi je ne faisais pas
    comme ca
    peut etre car
    il est impossible
    de couper ma sexualite
    de ma creativite
    de ma personalite
    ma verite
    de moi
    2020
    ——————
    258
    ***
    Parfois attendre c’est une peine telle
    Qui brule dedans en moi
    Et si je dois
    L’aneantir en poivre
    en poudre cendre
    Ou
    appeller tonnerre au secours
    et vivre vivre
    sentir ce feu
    Le regarder des yeux nus
    Sans peur sans craindre
    Se mettre au dessous
    Je n’en suis sure…
    Parfois attendre c’est une douleur
    Mon coeur s’reduit
    en petits morceaux
    Ca fond ca s’gache
    Ca des-existe
    Mais pourquoi est-ce que corps n’arrette
    Seulement se pose
    A un endroit
    Tout fixe tout droit
    Tout attentif
    Comme animal qu’pretend etre mort
    Parfois attendre c”est
    N’qu’un grand manque
    Desir
    Langueur
    Nihilisme
    Peur
    Que
    Jamais jamais
    Je ne vivrais si long
    Pour attendre assez
    Sentir enfin
    Tes yeux toucher mes seins
    Tes levres parler au miens
    Parfois attendre c’est une galere
    Les yeux qui r’gardent aux dessus de vie
    Les mains toutes pleines mais pourtant vides
    La peau qui creve
    Les cuisses qui se serrent
    La tete qu’s’arrette
    A tout moment a toute besogne
    Devant le mur en verre
    En verre bien invisible
    Avec la petite
    Toute miniscule
    Trace de ton sourire
    Parfois attendre ce n’que remords
    De vivre apart
    Vivre A cote
    Hors vie d’present
    Ame en double
    Coeur a moitie
    Esprit s’envole
    Pensee se perd
    Le monde se plaint
    Serais-je unie enfin
     un jour
    Unie a toi
    Unie a moi
    Unie a nous
    tous
    Re-unies
    au monde de notre futur…
    10.2020

    ——————
    259
    ***
    Dans le coin gris et grand
    De ma solitude
    Je te dis viens
    Viens pour un toucher de mon
    Petit morceau de sein
    Petit morceau de levres
    Petit invisible bout
    De coeur
    Attache au tien
    Si loin
    Si loin
    A l’autre bout du monde
    Viens
    Mais viens
    Ne tarde pas ne tais..
    Tous les silences sont silentes deja
    Ne tarde pas
    Et ne touche rien
    Oh rien ne touche
    Que moi
    2020 wrzesien
    ——————–
    260
    ***
    trop de mots
    trops de maux
    pas d’arret
    pas d’dodo
    trop de trop
    ah c’est tres tot
    je le pense
    je le jure
    plus de souci
    plus d’amour
    trop de trop
    ah c’est tres tot
    pourquoi dis donc
    mon corps est faux
    mon coeur est fou
    mes mains sont vides
    mes yeux sont floues
    et trop de trop
    ah c’est tres tot
    j’me perds dans mots
    car c’est tres tot
    que le cerveau
    ecoute Jojo
    le reste de moi
    galoppe en sursauts
    j’ai beau leur dire
    que c’est tres tot
    mon coeur est sot
    mon corps salaud
    mon ame me comprend
    elle sait ce qu’il faut
    il faut Te voir
    et bien bien tot
    2020 10

    —————
    261
    ***
    ***
    les lettres a la lune
    lettres au paradis
    jupitre saturne pluton..
    je suis pas sure
    addresse perdue
    avec empreinte de la fortune
    une goute de larmes
    dessin de levres-
    memoire de brillant
    avec l’sueur avec parfum
    pleures petales paroles..
    j’envois chaque jours
    a mon amour
    a mon ami
    a cet homme sombre
    de coeur de peau
    a mon ami a mon amour
    a cet homme triste
    au coeur profond
    j’envois chaque jour
    a la longeur
    poemes de rages
    poemes tous doux
    ils ont sa voix. sa volonte
    ils disent -je t’aime
    meme quand je pleure
    les lettres a la lune
    lettres de chaos
    j’envois chaque jour
    et tout mon corps
    chante les louanges
    de sensations qui naissent en moi
    quand je m’souviens
    de son sourire
    de ses levres bien plaines
    silhuette de Titan
    sa peau-cafe chaud
    oh mon amour oh mon ami
    mon homme si sombre
    de coeur. de peau
    a mon ami a mon amour
    j’ai promis deux mains
    pas seulement une
    il demandais rien
    silent patient
    seul son regard pose sur moi
    me prenait entiere
    et faisait l’amour
    tout invisible
    tout plus que vrai
    mon corps ouvert
    ma jupe soulevee
    je suis la tienne
    a tout jamais
    ces lettres de promesse
    lettres a la lune
    j’envois bien vite
    elles m’brulent la peau
    les lettres a la lune
    lettres au paradis
    je copie pour Dieu
    a sa boite privee
    – je veux tes anges a mes cotes
    je veux l’messanger
    invisible mais vrai
    qu’il aille qu’il vole
    qu’il fasse des miracles
    a cet homme si sombre
    de coeur de peau
    qui s’attriste a ses troubles
    qui s’accroche a sa terre
    ses pieds mains en detresse
    viennent et vont sans paresse
    savant pas s’apaiser
    je l’attire. raison cesse
    a cet ami a cet amour
    j’envois ces lettres
    et l’ange guardien
    a l’heure de sagesse
    quand lune – soleil chevauchant en amour
    montrent tous secrets
    de notre tristesse
    et peu apres
    sur mes propres ailes
    je suis pres de lui
    en un clin d’oeil
    l’oeil eternel
    car temps est venu
    car temps n’existe

    ———————
    263
    ***
    ah plans de Dieu
    tout est remplie
    mes cent ans d’age
    d’matin au minuit
    chaque mon talent
    comme robe se plie
    comme puzzle s’attache a son copain
    fais grand image
    n’y a pas de craquelure
    n’y a pas de blanches pages
    n’y a pas de pause
    pas d’conge chez Dieu
    bosse bosse bosse
    un point c’est tout
    mais si tu veux une craquelure
    on la fera
    lumiere y passe
    l’amour viendra
    mais n’attends trop
    ca heurte ca pleure
    t’es romantique
    t’es trop naive
    tu pense aux cieux
    ils pensent au sexe
    l’amour pour toi ca sert de terre
    un peu de terre pour tes idees
    pour que tu tombes bas
    pour que tu pleures
    pour que tu puisse comprendre humain
    pour que tu puisse comprendre la mort
    la suicide. la nuit d’enfer
    pour que tu puisse marcher sur cendres
    bruler d’envie
    mais pas s’effondre
    c’est pas possible. tant de gens ont perdu
    je sais mon chou
    essaye tant qu’tu peux
    moitie de vie. ca nous soufit

    ——————
    264
    ***
    je veux survivre
    je veux survivre
    je veux aimer
    je veux donner
    je veux sentir mon corps gemir
    je veux tes levres aux creux de mes cuisses
    tes mains rapeuses
    sur ma peau lisse
    je veux tout ca
    et je veux plus
    maintenant je meurs
    quand le temps viens
    que Fenix naisse
    ————–
    265
    ***
    prends moi mon Dieu
    faits de moi outil
    je veux te servir
    je veux etre d’aide
    -veux tu vraiment
    mon ame si douce
    veux-tu m’ faire tout
    ce que j’ai prevu
    veux-tu mener
    la vie grossiere
    salie charnue
    somptueuse de malheurs
    veux-tu couper tes ailes d’angelus
    c’est brute. ca heurte..
    -je l’veux
    je suis prete…
    un peu fâché
    il crache sur scene
    il prend la scie
    ils les arrache
    je m’evanouis
    il m’soigne
    Vierge pleure
    j’attends cent ans
    d’eternite
    j’apprends la langue d’humanite
    t’est prete – me dit
    vas-y fais-le
    quoi faire mon Dieu
    je n’en sais rien
    juste sois utile

    ————–
    266
    ***
    et si je pleurais du bon matin
    sans une seconde de pause en peine
    mes yeux n’seraient
    que puits tous secs
    grands aveuglants
    bas-fonds de couleur
    ou peut-etre meme
    n’y aurait plus de ca
    juste faible l’empreint
    de regard de passe
    juste les sourcils
    cinq pauvres cils
    deux paupieres creuses
    abimes steriles
    267
    ***
    je suis en reve
    j’suis tout sommeil
    deja paupieres sont plaines de geurres
    de toiles en sang
    qui me font mal
    je les serre. je rale
    j’veux pas les voir
    je chasse: „a kysz”
    va-t-en penibles
    pourquoi cette vaine
    inspiration d’Sysiphe
    qui tourne la pierre
    lourde de peine
    pourquoi autant
    pourquoi sans cesse
    quel est le sens
    ou est sagesse
    j’suis acouchere
    d’  blessés images
    de Christ en croix
    d’enfants qui valent
    moins de trente deniers
    de Judas qui embrasse…
    je veux que ca passe..
    mais ils meurent en croix
    cote Jesus
    p’tites tetes toutes noires
    j’ vois tout j’sais tout
    ils naissent a chaque heure
    je n’en peux plus
    je veux qu’ils meurent
    t’en va t’en va
    chez quelqu’un d’autre
    j’suis pas utile
    j’engendre et tue
    je veux le silence
    je veux avorter
    j’suis mere meurtriere
    fermez le prison
    fermez les portiers
    prenez mon coeur prenez ma voix
    je ne veux plus
    mon Dieu mon grand
    t’m’as fait confiance
    je t’ai trahi
    ———————–
    268
    **
    en troisieme heure
    s’ouvre l’enfer
    s’ettaignent les lampes
    se gachent bougies
    sortent toutes peurs
    sans lune ni flaire
    jailli au coeur
    pauvre peu de feu
    on va l’etteindre
    n’y a rien a faire
    on voit mieux au sombre
    quand tes yeux de chatte
    s’enflamment et grondent
    quand t’cours a la lune
    'vec ta riviere pas tres profonde
    et tu ne sens guere
    et tu n’es guere
    2020
    ————————
    269
    ***
    au premier carrefour de cet amour
    je n’voulais pas
    tu n’osais pas
    on s’est connu
    on s’est quitte
    est-ce un amour
    ou l’amitie
    ?
    au douxieme carrefour de cet amour
    on s’est peu lu
    encore moins vu
    tu n’voulais pas
    je n’osais pas
    si tient au coeur
    si on oublie
    ?
    au dernier carrefour de cet amour
    pour peu que soit
    pour peu qu’ils veuillent
    Dieu vient et d’mande
    y a t’il de l’accord

    s’il n’y en a pas
    j’suis pas d’accord
    ——————————
    270
    ***
    en crayon j’ecris amour
    tout est doux
    tout est beau
    l’amour chante
    crayon chuchotte
    mais voila
    coupe gache
    plus de crayon
    pas de taille de crayon
    en plaine forme
    vient le stylo
    sort toute sorte des malheurs
    tache ecrase
    souligne tout haut
    que fait tu mon vieux bonhonme
    – j’suis le diable
    j’remplie mon role
    ou trouver mon equilibre
    ?
    jette les deux
    silence rend libre
    ————————
    271
    ***
    Et quand le soir arrive enfin… 
    tu entres tu poses
    ton regard
    tes cles chaussures blouson vacarme
    tes yeux mi-clos et moi
    a part toute ma langueur
    qu’elle parte qu’elle parte
    enfin en vein
    de chair des choses
    qui restent qui sortent
    de ma bouche de mon corps
    j’suis toute en pause
    je me leve je viens
    je m’ouvre je pose
    mon regard
    mes yeux plains de soleil
    et toi
    a part toute ta fatigue
    de chair des choses
    qui restent qui sortent
    de ta bouche de ton corps
    tu t’aproches
    tu me prends
    tes bras autours
    mains dans les mains
    les yeux dans les yeux
    on respire le meme air
    tu me souris tu me charmes
    tu me parles
    a l’oreille
    aux cheveux
    a mes yeux
    a mes mains
    je te souris je te charme
    je ne parle
    je te chante
    les chansons sans paroles
    melodies de nos jours
    contes cois de notre amour
    pas un seul bruit nous engoisse
    les horloges se taisent et meurent
    tournent en valse les chaises et vases
    quand tu me souleves
    quand je ris
    quand on s’embrasse
    les pas de valse s’accroche a ma tete
    accelere et tourne en rond
    notre chambre a pas de danse
    je ne sais quand j’y suis
    a l’ombre
    tes yeux au dessus
    qui brillent si pres
    ardants sinceres
    ivres de desir
    il n’y a que ca. le monde s’arrete
    mais doucement
    c’est comme il faut
    il nous attend au bout de l’ombre
    un univers tout parallel
    tout plus puissant
    que terres et mondes
    juste sois patiente
    – tes bas paroles
    glissent sur ma peau
    a mi chemin
    entre toi et moi
    chemin etroit
    qui se cree en secret
    entre tes levres
    et mon corps chaud
    a mi chemin.a mi chemin
    j’te perds de vue
    ou vas tu mon cher
    j’pars en voyage
    pelerinage
    j’suis Odyssee
    en vagabondage
    en dix epoques
    en cent embrasses
    je connaitrai tout
    ton paysage
    je dessinerai toute ta carte en memoire
    collines coteaux
    bas-fonds canyons
    et la au loin
     ta douce source d’eau
    et a partir de ce moment
    je visiterai
    meme les yeux clos
    jardins d’ merveil
    de ton corps blanc
    car ma cherie je te l’avoue
    apres toute la journee d’epreuve
    apres cent milles d’angoisses et l’creve
    je sombre je m’effondre
    j’ai soif j’ai faim
    je creve ta voix tes mots en fleurs
    je perds la raison
    sans l’gout de ton Eden
    vas donc amour
    j’ecartes mes portes
    je veux le sentir
    j’veux qu’ca me porte
    aupres des cieux
    bien paralles
    les quetes de ta langue
    sur l’bord de ma riviere
    les brises toutes douces
    de tes levres contre mes levres
    mais promets moi
    mon roi mon cher
    de ne boire tout
    de boire que peu
    a chaque instant d’eternite
    a chaque siecle de notre histoire
    et promets moi
    d’ rentrer bien tot
    aupres d’mes yeux
    ou mon coeur-cloche
    bats toujours fort
    je laisse ma voix
    comme un echo
    je t’appelle doux
    mais viens bien tot
    par le trajet entre mes coteaux
    entre mes seins
    qui languissent trop
    cette perte bien longue
    d’ tes mains doigts et peau
    mets ton doigt sur mes levres
    viens tout pres. en silence
    je sens ton coeur
    ta peau est lisse
    je caresse ton corps
    tu me souris
    il fait chaud
    les levres glissent
    je te veux
    tu me desires
    ta peau vibre
    mes levres tremblent
    t’as bu de ma source
    touche mon tresor
    ma riviere innonde
    dans corps profond
    je porte le feu
    il veux la naissance
    nos corps fremissent
    nos mains s’accrochent
    oh secours oh viens
    mon roi
    mon roi d’ epee
    soit doux
    soit grand
    sans gene
    viens viens
    entre moi
    entre mes reigns
    apaise enfin
    toutes mes peines
    aller retour
    la chasse la guerre
    l’amour la mort
    jugement
    les cieux
    aller retour
    a perdre haleine
    soyons volcan
    soyons enfer
    soyons unis
    a tout jamais
    jusqu’a prochaine eternite
    que tous fremissent
    jusqu’a s’etteindre
    que les sources coulent
    et meurent en paix
    soyons heureux
    a chaque bat de nos coeurs
    soyons fideles
    aux voeux de nos chairs
    17.10.2020

    ———————–
    272
    ***
    je suis nee un jour de mars
    en cette fissure secrete et mousse
    en ce passage entre deux saisons
    dojo couloir comme chinois disent
    entre printemps hiver et vie
    je suis destinee a la rennaissance
    je suis mariee au roi de souterrain
    hiver neant est mon nom deuxieme
    joie de printemps mon nom sur le front
    nuits viennent d’hiver l’aube donne claire vue
    y a un chateau dans mon cerveau
    dans mon psyche immense profond
    quatre joannas logent aux niveaux
    il y en a quatre.comme directions comme etages d’ vie
    chaque d’elles conduit son propre chariot
    chevaux de desirs different beaucoup
    elles se croisent parfois envoyent des colombes
    mais pas un mot tombe de peur de secousse
    univers paralleles.laissent mourir et engendrent
    matin etait gris quand je naissais
    ma mere en avait hate je ne voulais sortir
    heures eternelles de guerilla et ennuis
    petite femme en chair couvree d’ sang impure et salie
    femme sauvage nue haissant trop d’ lumiere
    pitoyant sa mere faible meprisant son pere soul
    voyant tout comme voyante
    comme chatte noire dont s’yeux brillent
    je suis sortie. mere pleurait. pere tardait de venir
    j’ suis soeur ainee savante sorciere
    j’ suis la premiere de quatre soeurs belles
    j’habite le caveau d’immense chateau
    j’pas peur de noir je crains les gens
    je demeure sombre je me cache je me couvre
    je possede des tresors au sein dans ma matrice
    je suis la demeure de toutes joannas
    la source d’Eden la souce d’eaux de vie
    me connaitre – difficile. me comprendre – un defi
    je suis joanna au corps bien lisse
    de la peau pale ou suer glisse
    ou parfum se mele au souffle doux de brise
    ou les seins chantent berceuses de nuit
    mes senses sont  en allerte
    le corps sait ce qu’il desire
    je suis nee fin de jour cheveau noirs visage doux
    doigts bien longs de petite araignee
    je voulais servir d’aide du fond d’ cave silencieuse
    cher voyageur mon cher ami
    tu me vois et tu trembles je suscite des envies
    y’a quatres soeurs quatre bien belles chaque occupe un etage
    la sociable au premier le soleil sur son visage
    c’est elle la souriante elle viens a l’instant
    elle te fera du the elle te chante et te parle
    elle cuisine elle travaille
    les gens aiment ses airs gais
    elle habite pres de jardins et des fleurs qui sentent bien
    mais reste pas toute ta vie
    avec celle des jardins
    monte plus haut connais toutes
    mere d’enfants fais tous sourire
    elle t’apaise elle te berce
    va nourir va soigner
    y a des enfants y a des jeux
    le monde est clair et rit tout le temps
    mais n’ demeure pas toutes tes journees
    dans chambres claires plaines de jouets
    monte au grenier elle t’attends la
    la femme artiste dont l’ame rend hereux
    elle sait charmer elle sait creer
    c’n’est pas une sorciere c’est une pure fee
    le son de sa voix et de sa guitare
    te prendra loin aux dessus de soucis au dessus de toits
    mais quand tu vois que soleil se couche
    retourne chez moi y a passage louche
    y a l’escallier qui te prends dans mes caves
    au soir bien gris je t’attends je te creve
    mon coeur soupire mon corps te ressens
    mes penses t’attirent comme le fil d’Ariane
    mes cheveux c’est notre couette douce
    mes mains blanches c’est notre coussin
    tarde pas viens rentre couche toi pres de moi
    j’suis la source de tout. ne me rejette pas

    —————–
    273
    ***
    j’monte et descend comme l’ascenseur
    pas rapides sur l’escalier
    je vais je viens je vais je viens
    entre face et pile d’ma personalite
    tantot je ris tantot j’deprime
    angoisse bonheur bonheur marasme
    ou suis-je qui suis-je a quoi je tiens
    mon ame est claire elle ne craint rien
    que craindre? la mort? c’est inutile
    l’ame toujours libre et eternelle
    meme quand le soleil se cache sous la neige
    quand tombe en puits ou regnent les etoiles
    meme quand tout meurt s’necrose pourrit
    y a les petits bouts de fruit de sorbe
    perles rouges uniques qui jaillissent comme sang pure
    quand dans le monde n’y a que du bruit
    vacarme de mensonges de paroles mal cousues
    j’prends mon ascenseur aux caves de mes reins
    chair et sang – bases de vie me diront l’essentiel
    je goute la soupe j’avale de l’eau
    j’entends des oiseaux je me noye en silence
    j’respire ton amour je me mets au chaud
    copyright@joannacholuj

    —————–
    274
    ***
    wjeżdżam i zjeżdżam jak winda
    kroki szybkie na schodach
    tam i z powrotem tam i z powrotem
    pomiędzy orłem i reszką mojej osobowości
    czasami śmiech czasami depresja
    stres szczęście szczęście marazm
    gdzie jestem kim jestem na czym mi zależy
    moja dusza jest jasna i nie boi się nieczego
    czego się bać? śmierci? bez sensu
    dusza na zawsze wolna i wieczna
    nawet gdy słońce się chroni pod śniegiem
    gdy wpada do studni gdzie królują gwiazdy
    gdy wszystko umiera rozpada się gnije
    są małe drobiny owoc jarzębiny
    te rzadkie czerwone perły co świecą się jak czysta krew
    gdy w świecie jest tylko hałas
    harmider kłamstw słów źle uszytych
    wsiadam do windy do piwnic w mych lędźwiach
    ciało i krew – podstawa życia – powiedzą mi co najważniejsze
    smakuję zupę przełykam wodę
    słyszę śpiew ptaków i tonę w ciszy
    oddycham twoją miłością i chronię się w jej cieple
    copyright@joannacholuj

    —————–
    275
    Terre et Feu
    je suis le feu je suis la flamme
    tantot petite tantot en drame
    feu d’ joie de vivre. feu de catastrophe
    je saute partout. a l’instant j’brule
    une femme d’orgeuil. une telle qu’on veut
    aux yeux d’etincelles. sourire d’soleil
    mais mes yeux grondent. arrive la tonnere
    tu ne t’attends pas. nuages plains d’eau
    les sentiments lourds. souffles par le vent
    remplissent les nuages dans moi femme-cieux
    ah je suis le feu je suis la flamme
    tantot pettite tantot en drame
    tu m’as connu en apres-midi
    le jour etait beau pourtant t’as senti
    les etincelles qui naissent dans ton coeur
    est-ce la douleur est-ce le bonheur
    j’ai arrive a l’horizon d’ ta dure vie de tes desirs
    moi femme en feu si colerique
    je voulais paraitre comme synoptique
    comme point sur i comme petit bout
    mais est-ce possible quand je brule tout
    ah je suis le feu je suis la flamme
    tantot pettite tantot en drame
    mon dieu ma vie est plaine d’envies
    parfois je meurs parfois je crie
    je n’me contente de petits succes
    je veux le sommet et crise et chute
    je veux glisser je veux monter
    en milliers de pas en a une longe prise
    je suis alpiniste je suis skier
    j’ai la force de volcan je la force de riviere
    ah je suis le feu je suis la flamme
    tantot pettite tantot en drame
    puisque j’t’ai dit je suis les cieux
    je suis tes cieux ton paradis
    mais n’attends pas qu’y a que des anges
    c’est le paradis d’Inde „loca” de melanges
    c’est les cieux d’ Mere Nature ou volent les colombes
    c’est la siege de foudres eclaires et eaux de monde
    tout se marie pour un seul but
    pour rendre fertile mon cerveau et mon corps
    ah je suis le feux je suis la flamme
    tantot pettite tantot en drame
    tu m’as connu un apres-midi le ciel a souri sorti le soleil
    les feux de ta terre jaillissaient enfin
    si long prisonnes si long infertiles
    pourtant rien on a vu rien apercu
    ta terre etait lisse tes reins apaises
    seuls tes yeux doux chantaient les louanges
    seule ta vue desirait mes cieux et mes anges
    to regard s’est pose sur ma peau sur mes cuisses
    tu voulais que j’explode je suis restee sage et lisse
    j’attendais je sentais les terribles feux d’enfer
    qui se cachaient dans ton corps au loin sein de ta terre
    sois patiente t’as dit au feu et toi la terre m’apaisais
    tu m’enfermait en seul regard en grandes mains en bras de Titan
    mais je savais que le feu va sortir
    on serra volcan et la magma qui decoule
    on fera les secousses tremblement de la terre
    je suis le feu je suis la flamme
    tantot pettite tantot en drame
    mon feu de mes cieux descendra en tonnerre
    ton corps en alerte le volcan qui explode
    c’est le feu qui rend terre bien contente et bien gaie
    c’est le feu qui s’apaise devenant cendres sur terre
    je t’excite je te ressuscite
    j’ te donne mes eaux je suis ton paradis
    tu m’apaises tu me supportes
    le seul homme sous ces cieux
    je te raconte je t’envahi
    je t’invente je te decris
    j’suis cieux plains d’images et de mirages de deserts
    j’apporte pluie de larmes tu prends tout ce qui descend
    j’suis impatiente t’est un calme de miracles
    je suis au dessus je suis hors tu es dedans en choses a fond
    tu es solide dur et patient t’est un magicien t’es un sorcier
    personne n’as pu tu me tiens adroit
    tantot en etrainte tantot libre comme le vent
    je suis le feu je suis la flamme
    tantot pettite tantot en drame
    tu es ma terre bien promise
    ma demeure douce mon eternelle
    pazdziernik 2020

    —————-
    276
    ***
    laisse toi sentir
    cet abime
    dans coeur
    rempli de l’ocean
    des vents des houragans
    laisse toi couper
    laisse toi blesser
    laisse toi vivre
    foudre sur la tete
    chaque fois qu’il vient
    et ne dit rien
    laisse toi
    sentir ce neant
    de feuilles mortes
    qui tombent
    et disparaiessent
    tu sais pas ou
    casseroles tombent
    colere dans l’air
    chanteuse chante
    papier n’est meme pas
    mouille
    laisse toi pleurer
    ou sont tes larmes
    parties
    avec autumne
    avec la pluie
    Listopad 2020

    —————–
    277
    TLUM POL
    ***
    pozwól sobie czuć
    tę przepaść
    w sercu
    wypełnioną oceanem
    wiatrem huraganem
    pozwól sobie kaleczyć
    pozwól sobie ranić
    pozwól sobie żyć
    blyskawica nad glową
    zawsze gdy przychodzi
    i nic nie mówi
    pozwól sobie
    poczuć tę nicość
    martwe liście
    które spadają
    i znikają
    nie wiesz gdzie
    garnki spadają
    również
    złość jest w powietrzu
    piosenkarka śpiewa
    a papier nawet nie jest
    mokry
    pozwól sobie płakać
    gdzie są twoje łzy
    odeszły
    z jesienią
    z deszczem
    Copyright@joannachołuj
    2020 listopad

    ———————
    278
    ***
    la lune est sortie
    la lune au visage plain
    il ne faut pas se plaindre
    il ne faut pas la craindre
    faut la regarder
    droit
    tout droit dans les yeux
    oh lune oh plaine lune
    qu’est-ce que tu decouvrit
    elle me repond toute douce
    ecoute mais ne pleure puis
    je decouvre les secrets
    je decouvres sentiments
    ce qui se cache dans le coeur
    ce qui se cache dans le temps
    je dis tout je cache plus rien
    pour le mauvais ou pour le bien
    dis la lune ah la lune
    que se cache en profondeur
    dans mon coeur
    dans son coeur
    elle sourit elle heurte paroles
    inaudibles invisibles
    et pourtant ah est-ce possible
    ?
    bien vrais
    :
    tu es fragile tu es naive
    tu fais plus forte que tu le suis
    il es fragile il es blesse
    il t’aime plus qu’il te le dit
    tu voudrais croire mais tu ne crois pas
    tu crois plus aux anges
    qu’a sa parole
    il fait semblant semblant d’etre calme
    y a de la colere
    profond dans son ame
    tu es comme vent par ci par la
    meme si tu l’aimes
    et aimes fort
    s’il restes insensible
    tu le fuiras
    il es blesse il es meurtri
    il se force au calme
    mais son corps surgit
    a chaque moindre souvenir de toi
    ca le fait craindre
    ca fait hair
    est-ce meme possible
    est-ce supportable
    etre addicte
    et autant en amour
    tu es attristee
    tu es deprimee
    tu te fais calme
    mais tu ne l’es pas
    ton corps surgit
    a la moindre pensee
    et est-ce possible
    de vivre ainsi
    subir sans cesse
    ce feu interieur
    ce feu qui brule
    les reins
    le vagin
    et est-ce possible
    mener une vie
    bien simple vie d’famille
    avec fou feu
    toute la vie
    il espere d’oublier
    il pense qu’son corps s’adoucisse
    il pense qu’son coeur s’adurcisse
    il veux attendre
    encore plus
    et encore plus
    tu esperes te noyer
    noyer a fond
    dans travail qui n’a pas de fin
    que ton corps se silence
    que ton coeur meure enfin
    tu plus rien attendre
    jamais plus
    jamais plus rien
    chut ma lune oh ma lune
    ne parle plus
    oh ne dit rien
    ce n’est pas moi
    ce sont vos coeurs
    ce sont vos coeurs
    qu’ils parlent
    enfin
    listopad 5 2020

    ————————-
    279
    ***
    ca sent comment
    de ne plus sentir
    couper la main
    serait plus facile
    un design tout neuf
    bien polonais
    sur ma belle jupe
    blanche
    tachee de coquelicots
    ca sent comment
    de ne plus sentir
    ma main
    qui n’est plus
    la mienne
    oh j’imagine
    ca me reveillerait
    a la realite
    a cette vrai reine d’epee
    cette reelle sorciere
    cette Narnia
    ou les rivieres coulent
    rouges
    apres la bataille
    ca sent comment
    de ne plus sentir
    petits boulots
    de petit train train
    le quotidien nous arrache la haleine
    mais
    ca sent comment de ne plus sentir
    2020

    —————-
    280
    ****
    Disons si…
    je suis la femme d’un magicien
    mes paroles se voyent
    ses paroles se ressentent
    je suis la femme d’un guerrieur
    des mois sans lettres
    eternites sans vue
    je suis la femme d’un travailleur
    a l’aube comme oiseau
    a crepuscule meme n’arrete
    je suis la femme d’un homme d’honneur
    dont mot d’or – cher
    et sacrifice de vie est claire
    je suis la femme d’un homme amoureux
    est-ce cet amour qui l’tient debout
    je n’en suis sure
    je suis la femme ..plus rien
    pas de guerre miracle pas trop d’honneur
    pourtant je sais
    je sais que le mien le fera
    tout court
    car ma croyance est plus forte qu’mon amour

    ——————-
    281
    ***
    on ira un jour
    plain de soleil
    au bord de riviere
    main dans la main
    tu vas sourire
    mon ame chantera
    on va s’embrasser
    millions de fois
    ————————
    282
    **!
    j’appelle a vie ton corps
    j’ai ouvert ton coeur
    y a un escalier
    y a un grand lit dedans
    je descends je me pose
    tout au fond je suis secure
    je t’attends et tu viens
    nous sommes unis enfin
    tu ressouscites mon corps
    tu as ouvert mon coeur
    je te donne volontiers
    tout tresors bien gardes
    mes eaux surgissent
    mes poemes deverrouillent
    pour descendre y a echelle et tu te debrouilles
    nous sommes un a jamais
    2020

    ——————
    283
    ***
    je suis au brin du pays vert
    couvert d’ coquelicots
    couverts de neige
    toi dans royaume de sombres nuages
    ou vierge a faux noire
    enleve le soleil 
    entre nous l’ocean
    ocean de paroles
    elles sont douces elles sont muettes
    elles murmurent dans nos cerveaux
    conte d’espoir
    priere d’amants
    ———————-
    284
    ***
    je veux survivre
    je veux survivre
    je veux aimer
    je veux donner
    je veux sentir mon corps gemir
    je veux tes levres aux creux de mes cuisses
    tes mains rapeuses
    sur ma peau lisse
    je veux tout ca
    et je veux plus
    maintenant je meurs
    quand le temps viens
    que Fenix naisse

    ——————-
    285
    ***
    ne me touche ne me tue
    toute tetue tout tant pis
    un gouffre dans memoire
    un abime dans le corps
    baignoire de larmes et du sang
    priere aveugle muette et sourde
    empreinte de mains nues dans marecage
    secondes apres
    plus rien
    la vie

    ——————-
    286
    ***
    Recemment
    La ou y a toujours Soleil
    Les gens sont devenus noirs en coeurs et sombres
    Peur et mort entra les coeurs
    Le soleil s’ettaint
    Et tu es la
    Tu deprime et tu sombre
    La ou pas de Soleil
    Ou la Mort regne toujours l’hiver
    On la connait depuis des siecles
    La, les yeux brillent de couleurs des automnes dores
    Les yeux etincellent de la neige
    Sous toucher du ciel
    Les femmes ont toujours un feu interieur pour survivre
    Guerre hiver horreur
    Les femmes chez toi l’ont oublie?
    Je leur l’envoi…
     Je t’envois, a toi surtout
    La lumiere
    Pour que tu puisse allumer
    Ton soleil
    Chez Toi
    2020
    —————-
    287
    ***
    J ai envie etre noire
    j ai envie etre toute sombre
    peindre en sombre toutes murs de chambre
    parler silencer
    murmurer mots qui fondrent
    j ai envie de cheveux teints
    tout au noir tout au sombre
    en robe noire
    je veux me vetir
    mais pourquoi merde pourquoi
    ma peau triche d etre en joie
    toute ma vie je veux etre noire
    mais je ne peux
    je suis juste triste
    et juste morte
    listopad 4 . 2020

    ——————-
    288
    ***
    je ne suis pas ma mere
    je ne suis pas grand mere
    je ne suis pas ma grand grand mere
    je ne veux plus souffrir
    je ne veux plus mourir
    de peine
     de graine de soleil
    trop petite pour eclaircir
    le noir de ma vie
    je ne veux plus de tristesse
    de haine de trahison
    je veux je veux ouvrir
    la porte de paradis
    je veux la joie
    bonheurs rires
    est-ce que tu vas m’aimer
    est-ce que tu vas me croire
    est-ce que tu vas me prendre dans tes bras
    est-ce que tu vas me proteger
    des fois
    meme contre moi meme contre moi…
    est-ce que tu seras toujours
    present
    dans ma vie
    dans ma foi
    est-ce que tu vas remplir
    souvent
    mes penses avec de la joie
    est-ce que tu veux la femme
    vraie femme
    pas juste amante fille de joie…
    est-ce que tu es serieux
    connais-tu le moyen
    de realiser l’amour
    en couple
    et pourtant
    rester en soi
    sais-tu encore etre pere
    pour tous enfants qu’on a
    meme pour celui
    dans potentiel bien irreel
    er pourtant possible..
    qui viendra
    que feras tu pour moi
    que surement tu ne feras pas
    qu’est-ce qui est raisonnable
    qu’est-ce qui est fou
    et pourtant on le fera…
    est-ce que tu crois en moi
    est-ce que tu crois en toi
    est-ce que tu veux le futur
    rempli de nos reves d’amour
    realises cent milles de fois
    est-ce que tu veux tout ca
    si fort
    que moi
    est-ce que tu veux etre avec moi
    et seras-tu fidele
    serieux
    brave
    gentil
    un homme d’honneur
    et de foi…
    est-ce que tu seras
    a cote de moi
    meme quand je suis vieille et pas tant belle
    mais toujours fort
    amoureuse de toi
    reponds moi
    List 2020

    ————–
    289
    ***
    je me reveille
    je me douche
    ma tete est plaine
    de mots qui secoussent
    pourquoi pourquoi
    des le petit matin
    questions sans reponses
    inconnues inconscientes
    t’est fixe dans un espace
    dans un puits d’ou voix
    ne s’entend
    fermés les volets
    moi je dors…
    ! et tu dors
    suis-je importune
    a chaque seconde
    y a t’il une place
    pour moi dans ton monde
    -c’est etrange
    oh comme c’est etrange-
    quoi pour autant
    que je reve
    ?que je viens
    est-ce bizarre de vouloir etre
    les milimetres de ta peau
    est-ce inoui est-ce inaudible
    larmes d’une femme
    fracas de son drame
    ou peut-etre etrange
    est plutot tout simple
    de batir les murs si hauts
    si hauts autours de son corps
    de fonder un prison
    prison pour son pauvre coeur
    ne verser jamais rien
    meme pas une seule larme
    5 list 2020

    ———————-
    290
    ***
    on pense
    on ne pense pas
    on parle
    on ne parle pas
    que est-ce
    que est-ce
    que est-ce qui blesse plus
    silence
    ou paroles
    on aime
    on n’aime pas
    on hesite
    on n’hesite pas
    que est-ce
    que est-ce
    que est-ce qui touche plus
    amour
    ou amitie
    on veut
    on ne veut pas
    on prouve
    on ne prouve pas
    que est-ce
    que est-ce
    que est-ce qui change plus
    vivre
    ou mourir
    j’suis desolee
    aux bouts de mes pauvres doigts
    a chaque toucher de papier
    demons y sortent et grondent
    je suis desolee de si etre
    intense
    insensee
    et sensible
    si moi
    en soie
    soutenue
    a chaque carrefour de paroles
    si simple
    en soi meme
    5 list 2020

    ———————–
    291
    ***
    tu penses que vivre
    en tete s’est sufisant..
    ou surement
    ? tu ne penses pas
    loi d’attraction je veux y croire
    mais va-t-on aussi
    le jouer en reel
    l’hiver l’hiver
    ca souffle du vent
    glacant ton coeur
    et mes paroles
    mon cher roi
    mon roi d’epee
    quelle strategie as-tu invente
    notre jeu d’echecs
    n’est plus de joie
    notre jeu ne nous joint
    mais nous separe
    mon cher roi
    mon amoureux
    sois plus en amour
    sois moins dans le jeu
    5 list 2020

    —————–
    292
    ***
    il fait nuit sous la terre
    il est noir dans un tombe
    mais soleil
    tout egal
    brille pareil
    pour sous-terrains
    pour les sortants
    je veux y aller
    je veux y aller
    sortons de la
    sortons de la
    tu etais mort
    moi j’etais morte
    roi poignarde
    belle au bois dormant
    est-ce fin du monde
    est-ce fin du monde
    ?
    je n’en sais guere
    la rose dans les dents
    la graine dans la main
    le germe dans la terre
    le vent dans les cheveux
    bateau sous les voiles
    c’est un commencement
    c’est un commencement
    c’est un commencement

    5 nov 2020

    ———————–
    293
    **
    j’etais au fond de ton royaume
    la belle vue
    sur bateaux ivres
    l’azur
    vents
    vagues innocentes
    oiseaux sous tables
    miettes de tresors
    doux calineux
    sucres
    dans le gout
    un metre carre
    de paroles et de phrases
    non-violantes
    mais pressees
    chaudes comme vents
    a midi
    attrapes entre nos mains
    a un metre
    et pas moins
    et pas un pas
    vers
    ou re-vers
    pourtant je savais
    que tu etais la
    touchant mon corps
    a cote de moi
    je sortais
    debout
    au millieu
    de ton royaume
    les yeux souleves
    les yeux baisses
    paroles basses
    sourires se touchaient
    de si loin
    dix centimentres
    j’etais a la porte
    de ton royaume
    oh est-ce au revoir
    ou est-ce adieu
    a la sortie
    a la porte d’espoir
    les mains se frottaient
    de peur de calin
    laissant
    milimetres
    nous diffuser
    nous faire croire
    que c’est trop
    qu’eternite
    que fin
    n’est pas possible
    fin de ce conte
    avant la fin
    ils vivent longtemps
    toujours ensemble
    toujours heureux
    meme si ca heurte
    meme si ca blesse
    avant la fin
    y a toujours tendresse
    6 nov 2020

    ——————–
    294
    ***
    quand vient ton energie
    je sens que tu penses a moi
    ou tu as pense
    que c’etait fort
    tu m’as desire
    tu m’as fait l’amour
    je t’ai manque
    c’est le soir ou
    au millieu de ma nuit
    ou le matin
    ou dans la journee
    ..
    quand cette energie vient
    elle m’envahit
    elle m’attrappe
    partout
    ou que je sois
    je me sens prise
    totallement
    completement
    je sens tes mouvements
    j’entends presque ta voix
    qui murmure
    qui parle
    qui touche ma peau
    tu me dit viens
    et je viens
    je suis toute desir
    je suis toute excitation
    pression a l’interieur
    chaud
    brulant
    je n’y peux rien
    mouillee completement
    ma halaine est rapide
    changeante
    aux vas et viens
    tu es presque a cote
    de moi
    tu es au dessus
    tu es dedans
    ..
    des fois
    tu me reveilles
    je dors
    sur mon ventre
    tu me prends
    comme ca
    tu souleves mes fesses
    entres
    je suis toute remplie
    je suis toute en reve
    en reve bien reelle
    ton esprit est ici
    ton corps est invisible
    et pourtant je te sens
    dedans
    autours
    a cote de moi
    quand tes mains touchent mes mains
    tu es fort
    tu vient
    tu me pousses
    et je recule
    et je m’ouvre
    encore
    et encore
    tu es la tu es la
    je suis toute mouvement
    tu me tournes
    m’ecartes
    tu m’as pris
    encore
    encore
    encore
    ca ralenti
    ca va plus vite
    tu es pres
    tu es loin
    puis encore
    de cote
    c’est fort
    c’est fort
    c’est fini
    ma respiration se calme
    on se calme

    c’est pas fini
    jamais fini
    c’est agreable
    c’est desagrable
    je suis fatiguee
    je pleure
    je te veux
    c’est irresistible
    excitation est toujours la
    tu me caresse
    avec ma main
    ah viens
    viens
    viens

    ——————–
    296
    ***
    il y a les femmes
    autours de toi
    elles t’aiment
    elles exigent
    elles demandent
    elles te font confiance
    il est difficile
    de faire un choix
    ca blesse
    ca demande
    courage
    mots nues
    vue claire
    oreille debouche
    plus cher qu’or
    mais qui veut ‘or
    s’il y a de l’argent
    6 nov 2020

    ————————
    297
    ***
    les Venus maudites
    celles qui rencontrent les hommes
    pour leur donner plaisir
    tel qu’ils n’ont jamais eu
    pour les provoquer
    toucher
    profond
    en ame
    pourrie
    et morte
    coincee en oubliance
    et honneur
    les Venus maudites
    elle actent
    nues
    ou meme pas
    juste
    avec le fait d’exister
    d’etre presentes
    dans espace
    en peu de temps
    oui
    ca fait sauver
    oui
    ca fait soufrir
    est-ce bonheur possible
    est-ce bonheur possible
    est-ce possible
    quand les corps
    souffrent
    30 list 2020

    —————
    298
    ***
    je viens
    je pose
    mes mains toutes plaines
    morceaux du coeur
    sourires paroles
    dans cette chambre
    dans cette secrete
    cachee du monde
    pourtant sans toit
    puis je me sauve
    je ferme je clos
    tu te reveilles
    tu viens tres tot
    je n’suis plus la
    mais mon parfum si
    il vole la
    libre
    tu peux le sentir
    je suis et je ne suis
    tu es
    tu te reposes
    tu laisses ton empreinte
    le souffle d’la pensee
    les traces de tes pieds
    les traces de tes mains
    tu sors fermes la porte
    je viens
    et encore
    je me pose
    je souris
    j’ouvre le coeur
    je me repose
    ces vas et ces viens
    ces viens et ces vas
    comme pas de danse
    mouvements de joie
    de nos corps qui attendent
    de nos yeux qui patientent
    de nos coeurs qui se silencent
    jusqu’au la
    jusqu’au la…
    5 gru 2020

    ——————
    299
    ***
    parfois je vais au bout du monde
    juste pour savoir
    si je suis la
    la vraie femme Jo
    la naturelle
    celle qui ne ment pas
    et ne croit pas
    a tes paroles
    a chaque instant
    celle qui comprend
    qu’elle ne comprend pas
    parfois ma logique
    seduit un homme
    ..qu’est-ce que c’est bon
    je la comprends…
    et il me suit
    des heures
    et des heures
    pour percevoir
    perplexe un peu
    que sciences physique et la chimie
    se melangent si bien
    que la cause est effet
    la logique n’est qu’un circle
    contre-these manque de raison
    mi chemin donc il recule
    raison d’etre dans l’ocean
    n’est plus clair
    car la surface
    n’est plus claire
    comme raisonnement
    parfois je reviens du bout du monde
    je l’apercois
    je lui souris
    son bateau a voile
    est bien joli
    a l’air secure calme et poli
    donc j’ai envie
    envie d’y etre
    mais est-ce utile
    pour trop longtemps?
    mes eaux me tantent
    ocean attire
    bateau meme joli
    est trop lisse et carre
    et cela m’ennuie
    et cela va me nuir
    mais mi chemin
    il y a des iles
    il y a des terres
    si tres solides
    on se retrouvent
    on bat la maison
    on vit ensemble
    pieds bien sur sol
    cheveux au vent
    les yeux a l’horizon
    de l’ocean
    de l’ocean
    de l’ocean
    25 gru 2020

    ———————-
    300
    ***
    je te deteste je te deteste
    j’envie de te tuer
    briser mes promesses
    te faire mal droit au coeur
    te faire mal profondement
    suite a ca
     tu te reveilles
    ou tu meurs
    ou tu meurs
    j’ecoute Cohen
    j’entends anglais
    je pense francais
    je frie l’onion
    je bois du cafe
    there’s no cure for love
    bien sur que non…
    tout se melange
    peine quotidien
    la heine
    l’amour
    l’amour
    et la heine
    je veux mourir
    et je veux vivre
    si j’etais la
    si j’etais la
    je t’aurais dit
    je te crierais dessus
    je te batterais
    comment je peux
    je te dirais tout
    tout en pleurant
    ? pourquoi tout ca
    pourquoi autant
    pourquoi donc m’appeler
    pourquoi m’aimer
    pourquoi tant d’effort
    pour rien pour rien
    mon coeur est brise
    je suis en colere
    je suis impatiente
    je suis en tristesse
    je ne te veux plus
    je t’aime a mourir
    ca me rend triste
    ca me rend folle
    je te deteste
    je te deteste
    pourquoi tu me tues
    pourquoi tu m’ voulais
    pourquoi tu m’appelais
    si tu ne me veux
    j’appelle la silence
    j’appelle la patience
    mais elles ne veulent venir
    et bien
    je te dirai secret
    quand je ferme ma bouche
    c’veut dire que fini
    que je ne t’aime plus
    si j’suis en colere
    si mon coeur panique
    si mon coeur surgit
    veut dire que je t’aime
    je t’aime fort et fort
    je veux te tuer
    et puis faire amour
    25 gru 2020

    ————————-
    301
    ***
    je me reveille
    nuit dans la fenetre
    nuit en moi
    mon corps dort
    pourtant je veux
    je veux aller
    marcher sur l’ocean
    venir chez toi
    sonner la sonnette
    dire – tu m’attendais?
    tu me voulais?
    si fort que moi
    chaque nuit
    en reve dans ton lit
    tu me souris
    tu prends ma main
    tu me mene chez toi
    mais qui tu es
    mon empereur
    est tu le roi d epee
    celui de raison
    et mots durs..
    je te connais
    toi si lointain
    je t’ai tout dit
    c’etait a toi mes mots si durs
    plains de reproche
    sarcasme cruel
    envie de tuer
    envie de faire mal
    je te connais
    je te respecte
    je ne t’aime pas tant
    mais je suis contente
    que tu existes
    un homme de secret
    un homme de raison
    mais ce n’est pas toi
    que cette nuit
    je suis venue voir
    est-ce roi de deniers
    que je veux ici
    ce lent raisonnable
    mais tres poli
    ce responsable qui sait tout batir
    oui j’aime cet homme
    est-ce qu’il est la?
    est-ce qui il est dans ta peau
    mais je veux maintenant
    le roi de batons ..
    en feu tres actif
    qui me prendra bien
    qui me prendra vite
    avec qui je perds haleine
    avec qui je perds la tete
    mais..peut etre .. ca ne soufit
    ohh on sait bien que ca ne soufit
    doit etre en toi
    mon empereur
    un etre plus doux
    plus delicat
    n y a que lui
    qui va me faire sourire
    il etait la au premier vue
    c’est lui qui m’a charme
    c’est lui
    qui mon coeur a pris
    est-ce qu il est la
    est ce qu il est en toi?
    je veux le voir
    c est lui que je veux voir
    et tu m a sourit
    et je t’ai sourit
    je sais ce n’est pas facile..
    le coeur est brise
    la pensee est triste
    pourtant je suis la
    ou…
     suis je?…
    ou tu m’a mis?
    dans quelle partie de ton grand corps
    y a Joanna
    ou tu m’a mis?
    ou tu m a mis
    ou tu m a mis
    25 gru 2020

    —————————
    302
    ***
    et quand la nuit tombe enfin
    les diables dorment
    les sarcastiques
    mon esprit dort
    pensees se couchent
    je me caline entre mes coussins
    je cherche tes bras
    je ne trouve rien
    „je suis petit si tout petit”
    mais j’ne trouve pas
    es tu parti?
    pourtant promis
    etre dans mon lit
    reviens
    oh reviens
    reviens
    reviens
    et je te sens
    ta peau
    muscles durs
    je te pardonne
    tu me pardonnes
    je te souris
    tu me souris
    nous sommes couches
    dans mon petit lit
    tes yeux si pres
    si pres tes yeux
    mais nuit tomba
    de quelle couleur
    de quelle couleur
    de quelle couleur
    sont tes yeux
    ils sont si grands
    si pres de moi
    si doux souriants
    les rides autours
    rides de sourire
    que j’aime bien
    tu me regarde
    tu me regarde
    est ce que tu sais
    de quelle couleur
    de quelle couleur
    de quelle couleur
    sont les miens
    ou tu sais guere
    on se regarde
    on se sourit
    longtemps longtemps
    et je regarde
    intensivement
    tes grandes levres
    fonces comme ta peau
    tu prends ta main
    tu touche les miens
    delicatement
    delicatement
    comment tu sais
    comment tu peux..
    tu dessines leur contour
    tes doights mes chatouillent
    je te souris tu me souris
    tu enleves mes cheveux
    qui tombent sur visage
    comment tu sais
    comment tu peux
    si delicat
    tellement
    si
    doux
    tes mains si grandes
    tes doights fatigues
    comment tu sais
    comment tu peux
    tu me souris
    car tu sais tout
    je ferme les yeux
    je sens tes levres
    qui frottent les miens
    si delicats
    c’est tellement doux
    c’est va et vient
    j’ouvre mes yeux
    tu arrete un peu
    on se sourit
    quelle belle silence
    j’ecoute ton coeur
    tu me regardes que je respire
    un peu plus vite
    qu’il y a un instant
    nos levres se joignent
    encore et encore
    qu’est-ce que c’est bon
    qu’est-ce que c’est long
    les levres sont chaudes
    les langues se touchent
    ma tete tourne
    nos mains se caressent
    puis on se separent
    mais on veut plus
    mais pas tout de suite
    mais pas tout de suite
    tu me regardes
    tes grands yeux rirent
    je suis toute rouge
    comme une petite
    petite fille
    et tu aimes bien
    et puis encore
    encore
    encore
    tu prends ta main
    caresse mon joue
    on se souris
    on se presse pas
    on aime attendre
    on a appris
    puisque on sait
    la nuit est longue
    la vie est longue
    25 gru 2020

    ————————–
    303
    ***
    d’abord tu as tue la poesie
    francaise
    quand elle viendra plus
    chez moi
    me parler d’elle
    je serais calme
    et en paix
    tu pensais
    et elle
    elle mouriras plus tard
    et
    ce ne sera pas
    ma faute
    [18.11, 08:16] Joanna: ***
    la roue a tourne
    un homme juste est assis
    pres de sa bete
    pres de la foret
    tout bien en soi
    tout calme et majeur
    pensa grievement
    pourtant rien fait
    encore moins dit
    chevalier est parti
    a recherche quoi perdu
    shaman toujours veut
    voir
    abundance de l eau
    que peut on faire avec
    peut etre changer en or
    le coeur toujours brise
    ne se plus pleigne trop
    de peur de n’etre que cendres
    jetais la nuit profond
    sous ailes des corbeaux
    [18.11, 08:41] Joanna: tu vis dans ta tete
    tu n’a meme pas apercu
    que j’ai pris ton coeur
    je lui ai mis un bandage
    il est avec moi
    et va mieux
    je t’aime
    18 list 2020

    —————————
    304
    &&&
    moi je reste ici
    et toi mon amour
    tu va a la guerre
    tu combats des guerriers
    tu combats des dragons
    je suis seule impatiente
    car je patiente
    pour enfants
    pas
    toi mon cher
    mon fort mon roi
    tu m’excite trop
    tu me mets a limites
    tu me poussent aux frontiers
    tu enlevent ce qui me couvre
    peurs
    vetements
    follie jalouse
    tu m’emmene a la foret
    tu me prends tout au fond
    rien ne se passe
    rien ne voit
    les arbres rirent
    je crie de joie
    toi mon amour
    va a la guerre
    va au travail
    au monde aux gens
    va faire tes choses
    va sois tout brave
    sois fou fourieux
    fache toi crie dessus
    parle de voix grave
    sois ce mari
    a l’horizon
    marin marinier
    qu’on voit juste peu
    qui n’vigue oceans
    qui fait face
    qui n’a pas peur
    qui si lointain ne voit que eau
    qui ne pense qu’a ca
    et ca seulement
    coupé
    solitaire
     dans ces pensees il se noye
    alors moi
    mon amour
    moi j’reste ici
    au petit coin du monde
    je suis
    je demeure
    je bouge
    je fais mes choses
    je navigue tous jours
    mes oceans propres
    millions de pensees
    idees soupirs sentiments
    doutes a mourir
    soucis a faire fondre..
    complaintes a crier
    sourires rires joies pleures
    je ne me coupe
    je navigue
    tantot si tantot la
    je ne me coupe de moi femme
    parfois je meurs parfois je vis
    parfois je crie parfois je silence
    pas de patience
    pas de patience
    juste douceur
    juste amour
    juste ardeur
    juste saveur
    je presse au sein je fais calin
     je saute aux yeux
    je gronde grendement
    enfants comprennent
     enfants connaissent
    les femmes se tiennent
    les femmes en rient
    mais pas les hommes
    mais pas les hommes
    ils ne supportent
    ou juste un peu
    toi mon amour
    va a la guerre
    ferme cette petite boite
    soutitre – femme d’amour
    sois en guerre
    travaille bien
    pense pas a moi
    je ferme les portails
    je mets cent jupes et je boutonne
    et je navigue mes oceans
    moi
    ils ne me troublent
    moi je les aime
    parfois en haut parfois en bas
    les vagues me tiennent
    la mer me chante
    j’ai mille de mains oreillent et jambes
    je suis partout
    je fais tout en meme temps
    et oui bien sur
    je pense et a toi
    je te chante
    ou crie dessus
    toute en meme seconde
    fais faut que je la boutonne
    cette robe feminine
    faut que je tiens tout au fond
    ce coeur sot
    faut que je garde
    mes eaux pour moi
    et des flots
    et des combats
    tu les verras
    tu les as vu
    mais faut pas trop
    mais faut pas trop
    toi mon amour
    va a la guerre
    je me calme ici
    je me tiens je demeure
    impatiente
    folle d’amour
    mais puis viens
    viens mon doux
    embrasse moi
    prends moi de force
    je veux mourir
    mourir d’amour
    26 gru 2020

    ————————-
    305
    ***
    et quand je suis moi
    quand je parle femme
    mon chaos te hurle
    volcans surgissent
    tu viens
    approche toi
    vois moi
    apercois aime adore
    je suis belle telle que je suis
    inouie
    inattendue
    je suis sauvage
    primordiale
    et tu me decouvres
    recherches des tresors
    mets dedans
    tes yeux et tes sondes
    femme n’est fatale
    femme est sauvage
    c’est tout potentiel marié au chaos
    je suis tout le monde
    je suis monde entier
    je suis ocean
    je suis terre profonde
    toi rechercheur
    speleologue
    botaniste aventurieur
    chasseur pionieur
    alpiniste
    plongeur d’eaux profondes
    on est fait pour courir
    tout en circle
    on s’encircle on s’apercoit
    on se joint on se separe
    tu me donnes l’amour
    je te donne la joie
    on n’est pas fait pour s’apartenir
    c’est jeu de chaos
    pas jeu d’echecs
    c’est va et vient
    c’est va et vient
    parfois tu me tiens
    parfois je t’enfuis
    on s’apartient
    et on n’apartient pas
    trop differents
    tres concordants
    et l’un sans l’autre
    ne peut vraiment vivre
    mais pas de constance
    mais pas de ciment
    la seule equilibre est dans le mouvement
    c’est va et vient
    et va et vient
    tu m’ouvre et je m’ouvre
    tu entres et je te laisse
    mais pas pour longtemps
    c’est pas terre veincue
    chaque jour la reprise
    se perdre et trouver
    tantative a nouveau
    decouvrir des debut
    amoureux de premier vue … 
    26 gru 202 0

    ———————
    306
    ***
    czuję spokój
    czuję wdech
    czucie z czucia
    ot na chwilę
    czuję bardzo ciche dźwięki
    w głębi ucha
    w głębi ręki
    czuję ciebie choć cię nie ma
    czuję dal
    i oddal
    nieba
    szarość czuję
    cichość śniegu
    czuję czuciem
    tuż u brzegu
    tam gdzie nie ma
    tam gdzie jest
    poświst wiatru
    boski świt
    czuję dotyk
    wiatr mnie czuje
    mnie dotyka mnie całuje
    czuję dłonie chropowate
    ponad głową ponad światem
    tak ot czuję
    całe dnie
    trochę w środku
    trochę w śnie
    11.3.2021
    …..
    ad rem

    powstało bezpośrednio w komputerze.
    gdy po przesłuchaniu filmu o tym jak kobiety nie potrafią komunikować swoich uczuć, zastanowiłam się nad sobą…
    ale nie doszłam do wniosków
    poczułam że
    nie wiem

    ——————–
    307
    ***
    je me reveille
    nuit dans la fenetre
    nuit en moi
    mon corps dort
    pourtant je veux
    je veux aller
    marcher sur l’ocean
    venir chez toi
    sonner la sonnette
    dire – tu m’attendais?
    tu me voulais?
    si fort que moi
    chaque nuit
    en reve dans ton lit
    tu me souris
    tu prends ma main
    tu me mene chez toi
    mais qui tu es
    mon empereur
    est tu le roi d epee
    celui de raison
    et mots durs..
    je te connais
    toi si lointain
    je t’ai tout dit
    c’etait a toi mes mots si durs
    plains de reproche
    sarcasme cruel
    envie de tuer
    envie de faire mal
    je te connais
    je te respecte
    je ne t’aime pas tant
    mais je suis contente
    que tu existes
    un homme de secret
    un homme de raison
    mais ce n’est pas toi
    que cette nuit
    je suis venue voir
    est-ce roi de deniers
    que je veux ici
    ce lent raisonnable
    mais tres poli
    ce responsable qui sait tout batir
    oui j’aime cet homme
    est-ce qu’il est la?
    est-ce qui il est dans ta peau
    mais je veux maintenant
    le roi de batons ..
    en feu tres actif
    qui me prendra bien
    qui me prendra vite
    avec qui je perds haleine
    avec qui je perds la tete
    mais..peut etre .. ca ne soufit
    ohh on sait bien que ca ne soufit
    doit etre en toi
    mon empereur
    un etre plus doux
    plus delicat
    n y a que lui
    qui va me faire sourire
    il etait la au premier vue
    c’est lui qui m’a charme
    c’est lui
    qui mon coeur a pris
    est-ce qu il est la
    est ce qu il est en toi?
    je veux le voir
    c est lui que je veux voir
    et tu m a sourit
    et je t’ai sourit
    je sais ce n’est pas facile..
    le coeur est brise
    la pensee est triste
    pourtant je suis la
    ou…
     suis je?…
    ou tu m’a mis?
    dans quelle partie de ton grand corps
    y a Joanna
    ou tu m’a mis?
    ou tu m a mis
    ou tu m a mis
    25.gru 2020

    ——————–
    308
    ***
    j’ai rencontre un homme
    il etait tres gentil
    ses yeux si souriants
    ses mots qui chatouillent
    mais c’est il y a longtemps
    mais ce n’etait qu’un reve
    j’ai parle a un homme
    il me disait mots doux
    il me charmait si bien
    disait que je suis belle
    qu’y a tout en moi
    pourtant
    ce n’etait qu’un reve
    c’etait il y a longtemps
    je le voyait en reve
    cet homme si souriant
    plain d’energie de desir
    et je le voit tout le temps
    pourtant
    mes reves ne sont que reves
    ils s’melangent en reverie
    c’etait il y a longtemps
    tellement longtemps que
    que je n’sais plus
    si je vis la vie en reves
    ou reves vivent en ma vie
    ca pourait bien mourir
    ce reve doux souriant
    mais c’etait il y a longtemps
    trop longtemps pour se souvenir
    trop longtemps
    pour qu’il puisse mourir
    25 gru 2020

    ——————-
    309
    ***
    parfois je vais au bout du monde
    juste pour savoir
    si je suis la
    la vraie femme Jo
    la naturelle
    celle qui ne ment pas
    et ne croit pas
    a sa parole
    a chaque instant
    celle qui comprend
    qu’elle ne comprend pas
    parfois ma logique
    seduit un homme
    ..qu’est-ce que c’est bon
    je la comprends…
    et il me suit
    des heures
    et des heures
    pour percevoir
    perplexe un peu
    que sciences physique et la chimie
    se melangent si bien
    que la cause est effet
    la logique n’est qu’un circle
    contre-these manque de raison
    mi chemin donc il recule
    raison d’etre dans l’ocean
    n’est plus clair
    car la surface
    n’est plus claire
    comme raisonnement
    parfois je reviens du bout du monde
    je l’apercois
    je lui souris
    son bateau a voile
    est bien joli
    a l’air secure calme et poli
    donc j’ai envie
    envie d’y etre
    mais est-ce utile
    pour trop longtemps?
    mes eaux me tantent
    ocean attire
    bateau meme joli
    est trop lisse et carre
    et cela m’ennuie
    et cela va me nuir
    mais mi chemin
    il y a des iles
    il y a des terres
    si tres solides
    on se retrouvent
    on bat la maison
    on vit ensemble
    pieds bien sur sol
    cheveux au vent
    les yeux a l’horizon
    de l’ocean
    de l’ocean
    de l’ocean
    25 gru 2020

    —————–
    310
    ***
    je veux je veux je veux
    etre une avec ocean
    je veux sentir la force
    je veux sentir douceur
    toute delicate
    comme jouyeuse vague
    ou
    toute furieuse
    comme celle apres
    tout ce melange
    tout se noye
    tout nait
    je suis dedans
    je suis au milieu
    mon ame chante
    mon coeur surgit
    je suis hereuse
    oh que plainement
    plainement en vie
    je vis je vis je vis
    enfin
    y a l’eau en moi
    y a l’eau autour
    y a du bonheur
    y a de l’amour
    tout est bonheur
    tout est amour
    mon ocean
    oh mon si grand
    depasse mes peines
    depasse mon monde
    deborde de moi
    prends le avec
    je veux qu’il comprenne
    je veux qu’il nage
    qu’il n’aie pas peur
    de l’ocean
    y a de la douceur
    y a du bonheur
    y a des vagues grandes
    mais c’est nessaire
    est-ce qu’on peut vivre
    en eau qui meurt?
    l’eau entammee
    l’eau en barriere
    l’eau enfermee
    n’a plus de vie
    j suis pas marrecage
    j’suis l’ocean
    je suis la mer
    je suis riviere
    oh viens
    bois moi
    navigue
    entre
    sois brave sois pres
    n’essaye de comprendre
    c’est du chaos
    c’est profondeur
    sombresse tendresse
    la nuit d’enfer
    tempette de cris
    hurlement de desir
    mais ca nourit
    ca donne envie
    et jamais assez
    toujours envie
    oh viens sois homme
    et laisse moi etre femme
    25.12.2020

    ——————–
    311
    ***
    je te deteste je te deteste
    j’envie de te tuer
    briser mes promesses
    te faire mal droit au coeur
    te faire mal profondement
    suite a ca
     tu te reveilles
    ou tu meurs
    ou tu meurs
    j’ecoute Cohen
    j’entends anglais
    je pense francais
    je frie l’onion
    je bois du cafe
    there’s no cure for love
    bien sur que non…
    tout se melange
    peine quotidien
    la heine
    l’amour
    l’amour
    et la heine
    je veux mourir
    et je veux vivre
    si j’etais la
    si j’etais la
    je t’aurais dit
    je te crierais dessus
    je te batterais
    comment je peux
    je te dirais tout
    tout en pleurant
    ? pourquoi tout ca
    pourquoi autant
    pourquoi donc m’appeler
    pourquoi m’aimer
    pourquoi tant d’effort
    pour rien pour rien
    mon coeur est brise
    je suis en colere
    je suis impatiente
    je suis en tristesse
    je ne te veux plus
    je t’aime a mourir
    ca me rend triste
    ca me rend folle
    je te deteste
    je te deteste
    pourquoi tu me tues
    pourquoi tu m’ voulais
    pourquoi tu m’appelais
    si tu ne me veux
    j’appelle la silence
    j’appelle la patience
    mais elles ne veulent venir
    et bien
    je te dirai secret
    quand je ferme ma bouche
    c’veut dire que fini
    que je ne t’aime plus
    si j’suis en colere
    si mon coeur panique
    si mon coeur surgit
    veut dire que je t’aime
    je t’aime fort et fort
    je veux te tuer
    et puis faire amour
    25 gru 2020

    ——————–
    312
    ***
    je reste ici
    et toi mon amour
    tu va a la guerre
    tu combats des guerriers
    tu combats des dragons
    je suis seule impatiente
    car je patiente
    pour enfants
    pas
    toi mon cher
    mon fort mon roi
    tu m’excite trop
    tu me mets a limites
    tu me poussent aux frontiers
    tu enlevent ce qui me couvre
    peurs
    vetements
    follie jalouse
    tu m’emmene a la foret
    tu me prends tout au fond
    rien ne se passe
    rien ne voit
    les arbres rirent
    je crie de joie
    toi mon amour
    va a la guerre
    va au travail
    au monde aux gens
    va faire tes choses
    va sois tout brave
    sois fou fourieux
    fache toi crie dessus
    parle de voix grave
    sois ce mari
    a l’horizon
    marin marinier
    qu’on voit juste peu
    qui n’vigue oceans
    qui fait face
    qui n’a pas peur
    qui si lointain ne voit que eau
    qui ne pense qu’a ca
    et ca seulement
    coupé
    solitaire
     dans ces pensees il se noye
    alors moi
    mon amour
    moi j’reste ici
    au petit coin du monde
    je suis
    je demeure
    je bouge
    je fais mes choses
    je navigue tous jours
    mes oceans propres
    millions de pensees
    idees soupirs sentiments
    doutes a mourir
    soucis a faire fondre..
    complaintes a crier
    sourires rires joies pleures
    je ne me coupe
    je navigue
    tantot si tantot la
    je ne me coupe de moi femme
    parfois je meurs parfois je vis
    parfois je crie parfois je silence
    pas de patience
    pas de patience
    juste douceur
    juste amour
    juste ardeur
    juste saveur
    je presse au sein je fais calin
     je saute aux yeux
    je gronde grendement
    enfants comprennent
     enfants connaissent
    les femmes se tiennent
    les femmes en rient
    mais pas les hommes
    mais pas les hommes
    ils ne supportent
    ou juste un peu
    toi mon amour
    va a la guerre
    ferme cette petite boite
    soutitre – femme d’amour
    sois en guerre
    travaille bien
    pense pas a moi
    je ferme les portails
    je mets cent jupes et je boutonne
    et je navigue mes oceans
    moi
    ils ne me troublent
    moi je les aime
    parfois en haut parfois en bas
    les vagues me tiennent
    la mer me chante
    j’ai mille de mains oreillent et jambes
    je suis partout
    je fais tout en meme temps
    et oui bien sur
    je pense et a toi
    je te chante
    ou crie dessus
    toute en meme seconde
    mais faut que je la boutonne
    cette robe feminine
    faut que je tiens tout au fond
    ce coeur sot
    faut que je garde
    mes eaux pour moi
    et des flots
    et des combats
    tu les verras
    tu les as vu
    mais faut pas trop
    mais faut pas trop
    toi mon amour
    va a la guerre
    je me calme ici
    je me tiens je demeure
    impatiente
    folle d’amour
    mais puis viens
    viens mon doux
    embrasse moi
    prends moi de force
    je veux mourir
    mourir d’amour
    26 gru 2020

    ——————-
    313
    ***
    et quand je suis moi
    quand je parle femme
    mon chaos te hurle
    volcans surgissent
    tu viens
    approche toi
    vois moi
    apercois aime adore
    je suis belle telle que je suis
    inouie
    inattendue
    je suis sauvage
    primordiale
    et tu me decouvres
    recherches des tresors
    mets dedans
    tes yeux et tes sondes
    femme n’est fatale
    femme est sauvage
    c’est tout potentiel marié au chaos
    je suis tout le monde
    je suis monde entier
    je suis ocean
    je suis terre profonde
    toi rechercheur
    speleologue
    botaniste aventurieur
    chasseur pionieur
    alpiniste
    plongeur d’eaux profondes
    on est fait pour courir
    tout en circle
    on s’encircle on s’apercoit
    on se joint on se separe
    tu me donnes l’amour
    je te donne la joie
    on n’est pas fait pour s’apartenir
    c’est jeu de chaos
    pas jeu d’echecs
    c’est va et vient
    c’est va et vient
    parfois tu me tiens
    parfois je t’enfuis
    on s’apartient
    et on n’apartient pas
    trop differents
    tres concordants
    et l’un sans l’autre
    ne peut vraiment vivre
    mais pas de constance
    mais pas de ciment
    la seule equilibre est dans le mouvement
    c’est va et vient
    et va et vient
    tu m’ouvre et je m’ouvre
    tu entres et je te laisse
    mais pas pour longtemps
    c’est pas terre veincue
    chaque jour la reprise
    se perdre et trouver
    tantative a nouveau
    decouvrir des debut
    amoureux de premier vue …
    26 gru 2020

    ——————-
    314
    ***
    je suis ouverte
    toujours ouverte
    meme quand tu te fermes
    je suis a toi
    je suis a cote
    tu juste appelles
    je viendrai cheri
    sois sur de ca
    ta tete est ailleurs
    pensees strategiques
    pas de place pour amour
    pas de place pour la femme
    je sais je comprends
    je ne te reproche
    juste dis que je t’aime
    meme quand je hais ca
    cheri sois tout sur
    je suis a cote
    mes seins s’impatienent
    ma voix veut appeller
    t’en fais pas
    fais tes choses
    penses pas a moi
    je serai la…
    26 gru 2020

    —————–
    315
    ***
    et puisque je t’aime
    et puisque je t’aime
    je veux que tu sois fort
    invencu en stratagemes
    un homme faible ca me degoute
    je t’aime grand donc je t’ecoute
    donc je t’excite
    donc je te teste
    je te provoque
    je te souscite
    oh puisque je t’aime
    je t’aime tout si fort
    je veux te si fort
    plus fort que la mort
    mon homme invaincu
    mon homme si guerrier
    hercules siva grand
    tout puissant en galere
    un homme qui
    cede pas aux doutes
    un homme qui
    tourne pas de sa route
    qui n’entend mes cris de femme
    qui est sur
    qui ne recule
    meme en vue
    en vue de drame
    et puisque je t’aime
    je t’aime si fort
    je veux que tu aimes
    tout d’abord ton propre sort
    je veux que tu aime ton futur
    ton destin et ton armure
    j’ai beau pleurer
    tu fais tes choses
    tu tournes pas ta tete
    ou si tu la tournes
    je veux que tu rigoles
    je suis la femme
    ton source d’energie
    la puissance de ton ame
    le sourire de ta vie
    mais destin c’est ton monde
    liberte pour tes ailes
    puisque j’t’aime
    je veux que tu voles
    il faut que tu combat
    il faut que tu me prenne
    avec la force de tes bras
    si je pleure si je doute
    si je mords avec sarcasme
    c’est puisque je t’aime
    et je te veux fort
    26 gru 2020

    ——————–
    316
    ***
    et bienn oui et bien oui
    je suis un livre
    et tu me lis
    chaque jour tu m’ouvres
    a une autre page
    chaque jour tu decouvres
    profondeurs qui m’engagent
    tu es solide
    tu es mystere
    dense fort et dur
    monolitique
    je suis partout
    je m’etale volontiers
    faut me parcourir
    puis aller droit au coeur
    droit au source de plaisir
    par cent couches et cent cris
    par cent pages
    par cent pages
    de ce livre
     que tu lis
    26 gru 2020

    —————-
    317
    ***
    il y a les jours
    ou soleil ne se leve
    bien si nouveau
    tout sorti de neant
    il y a les jours ou tout est gris
    fonce et noir
    sombre et noirci
    il y a les jours
    ou il n y a pas d’espoir
    tu regrettes tes vies d’antan
    les vies des autres
    surtout les hommes
    etre femme n’est pas beau
    -que tu es belle –
    quand tu est tout au fond
    tout au fond
    de l’abime
    tout se tourne
    en rond et en rond
    tout se tourne
    autours de l’amour
    ou manque
    on peut en vouloir
    mais on peut etre maudit
    on peut vivre comme ca
    oui
    mais j’ n’ai plus envie
    j’ai pris trop sur moi
    je pensais etre forte
    avant la vie
    qu’est-ce qu’on sait
    tout est leger
    tout est propre
    tout clair
    mais sur la terre
    tout est fonce
    noir
    gris
    on peut vivre comme ca
    ou
    mais j’n’ai pas envie
    28 gru 2020

    ———————
    318
    ***
    on perd du temps
    on perd la route
    en permanence
    et coute que coute
    on veut tout de meme
    on veut toujours plus
    si loin soit destin
    si loin soit bonheur
    on veut vouloir plus
    si on n’a pas peur
    5 sty 2021

    ———————-
    319
    ***
    que est-ce le temps
    une petite machine
    a petites virgules
    et miettes
    et quelques croutons
    que est-ce le temps
    et peut-on savoir
    ce qu’il puisse vraiment
    Chorus vieux
    ce maitre sage
    pourtant malin
    coquin pourtant
    que est-ce le temps
    qu’un jeu d’au-revoirs
    tobogan des gamines
    Moira chouette
    Moira brune
    et la plus agee
    mais la plus jolie
    elle n’ouvre des yeux
    elle tue en embrassant
    que est-ce le temps
    collecte des fleurs
    quelques memoires
    quelques bonheurs
    un brin d’amour
    histoire des fous
    6 sty 2021

    ——————–
    320
    ****
    un beau jour
    du fin d’ete
    elle s’est posee
    avec son cafe
    toute relaxee
    cheveux au vent
    et quand est-ce qu’il vient
    quand vient le temps
    un bon moment
    une longue pose
    il l’a regarde
    il a eu sa dose
    est-ce vrai mon cher?
    est-ce ca tout tu veux?
    ou est-ce pas assez?
    ou tu veux beaucoup?
    il n’a repondu
    il repond jamais
    mais il faut savoir
    il le faut sentir
    son coeur a sourit
    son ame a chante
    car il garde l’espoir
    qu’il viendra un jour
    pas au paradis
    nullepart loin ni pres
    un jour plain de soleil
    un jour d’entrevue
    6 sty 2021

    —————–
    321
    ***
    ce ne sont
    que les oppositions
    ta silence vaut bien
    toutes mes paroles
    plus tu te fermes
    plus tu es ferme
    plus je m’ouvre
    plus je suis ouverte
    si tu es homme
    et es bien homme
    cinq cent pour cent de l’homme
    va de meme
    que je suis femme
    cinq cent pour cent de femme
    tu reflechit
    tu t’enfermes en toi
    je m’emotionne
    tout est dehors
    tu es precis tu es exacte
    je suis si floue vague et bavarde
    je suis chaos
    tu es pur ordre
    je suis douceur
    tu es fraicheur
    je suis romantisme
    tu es raison
    je ne suis bien sans toi
    tu ne seras bien sans moi
    certes ca s’attire
    certes ca se bataille
    faut pas se comprendre
    faut s’attirer
    puis se toucher
    puis reculer
    puis s’eloigner
    faut se melanger
    comme terre et l’eau
    mais jamais pour toujours
    juste pour un temps
    je seche. j’evapore
    je suis libre voila
    je m’evade je me passionne
    je suis en tout
    je suis partout
    tu es solide tu es essentiel
    tu es structure
    mais que puisse tu sans moi
    terre seche ne batit
    faut de l’eau qui s’evade
    mais aussi aide  batir
    tu es sec sans moi
    tu n’est dur sans moi
    je suis floue sans toi
    je deborde sans toi
    faut se melanger
    faut s’eloigner
    ne faut pas se comprendre
    surement beaucoup aimer…
    un peu quand meme melanger
    faut une reaction chimique
    peut etre
    apprendre quelque chose
    echanger nos elements
    j’ai beaucoup appris
    meme si je n’ai rien compris
    est-ce que tu apprends?
    sans meme me comprendre?
    ne me deteste
    ne me comprends
    ecoute moi
    comme du souffle du vent
    ecoute moi
    comme du bruit de vagues
    je suis la mer
    je suis la mer
    je change je m’evade
    ne me deteste
    je veux que tu m’aimes
    je veux que tu m’embrasses
    et fais moi l’amour
    fais moi l’amour
    je veux que tu me fasse l’amour
    si je veux que tu comprenne
    je prendrai mes ressources
    j’emprunterai de ta raison
    je puiserai en moi meme
    je mettrai mes lunettes
    je deviendrai toute propre
    serree et raisonnable
    je te dirai trois mots
    qui importent
    mais juste pour un moment
    juste une seconde
    apres je veux encore
    encore etre mer grande
    je veux chuchoter
    je veux faire du bruit
    je veux que tu m’ecoute
    comme des oiseaux
    et les cycades dans la nuit
    n’essaye de comprendre
    je veux que tu m’aime
    je veux que tu m’embrasse
    et surtout et surtout
    fais moi toujours l’amour
    fais moi toujours l’amour
    j’veux que tu me fasse l’amour
    oui je suis ecrivaine
    oui je suis fort bien slave
    oui je suis romantique
    mes emotions debordent
    oui je suis creative
    je suis volcan d’idees
    faut pas suivre leurs cours
    meme moi je n’sais ou elles vont
    oui je suis potentiel
    je suis l’art incarne
    mais tout d’abord cheri
    tout d’abord mon bien aime
    je suis femme feminine
    et quand on va se voir
    n’essaye de me changer
    je suis toute raisonnable
    toute en lunettes l’esprit
    quand j’enseigne et quand je logique
    tu ne veux pas cette femme
    cette femme est pour les autres
    cette femme est pour moi meme
    tu veux celle que tu detestes
    celle que tu ne comprends
    celle qui t’irrite grand
    qui parle ecrit et parle
    celle qui est melange de tout
    qui change instantament
    qui est l’ocean d’idees
    d’emotions bien vivantes
    c’est celle la qui t’attire
    c’est celle la qui t’excite
    c’est celle la qui te fais dur
    c’est pour celle que tu perd la tete
    c’est celle-la la sorciere
    de la foret des emotions
    c’est elle qui te charme
    c’est elle qui t’aimera toujours
    parfois mes emotions sont dures
    parfois je suis tempete
    je dis les mots qui brulent
    je heurte paroles qui hurlent
    est-ce que le plaisir change?
    certes tu te sens irrite
    mais cheri cheri mon doux
    va a ta mer la nuit
    a ta mer dans ton pays
    va la dans la tempete
    c’est moi a cet instant
    je suis belle
    meme quand je t’irrite
    puis quoi
    que veux tu faire
    regarde la l’ocean
    c’est beau
    n’y a rien a faire
    au sommet de furie
    rien a faire
    juste voir
    et s’eloigner
    mais
    juste pour l’instant
    car tu sais bien
    car tu es puissant
    tu trouveras le moment
    tu viens tu me calmes
    je suis la mer mais je t’ecoute
    t’as pouvoir du Moses
    oui j’avoue
    ca veut pas dire me changer
    je ne changerai pas ma nature
    mais je peux te donner espace
    je peux grand m’ecarter
    je peux te donner la paix sacre
    je peux te donner plaisir
    la bonne vie que tu desire
    11 sty 2021

    ———————
    322
    ***
    a cinq heure du matin
    tu es venu
    tu es venu dans mes reves
    tu es venu de ton monde
    mon bien aime
    mon etre si cher
    tu m’a parle
    et tu m’as fait
    toutes ces choses
    dont j’ai besoin
    est-ce que tu sais
    comment est tristesse
    est-ce que tu sais
    comment solitude
    je me caline seule
    dans mon lit
    je meurs de vouloir
    ces touts petits gestes
    je veux
    je veux je veux je veux
    je veux sentir tes mains sur ma peau
    je veux que tu m’embrasse
    me caline me touches
    que tu me frottes
    que tu me suces
    que tu me souffles sur mon cou
    que tu me chuchotte
    de mots si doux
    que tu me couvre avec ton corps
    que tu me ferme dans un grand calin
    que je sois bien
    bien dans tes bras
    que tu m’enfermes
    ne me laisse pas aller
    que je sens la force des tes muscles
    quand tu me fais l’amour
    que je sente le poid de ton corps
    quand tu viens sur moi
    que tu me presses et pousses
    quand tu me fais l’amour
    que tu sois doux que tu sois doux
    que tu sois furieux
    et tout fou d’amour
    que tu me desires
    que tu me trouves belle
    que je vois ton desir profond
    profond dans tes yeux
    que je te sente resprirer
    rapidement et lourd
    et que j’entende
    quand ca te fait plaisir
    je veux la vie de reves
    je veux la vie d’amour
    je veux tout le bonheur
    que je n’ai pas tant eu
    c’est bien gagne
    j’ai merite tu as merite
    on a tout fait pour en avoir
    on etait si braves
    si bien et gentils
    Dieu n’est si malin
    nous avons merite
    je te veux je te veux
    follement dans mon lit
    quand je suis seule
    je pleure de solitude
    je pleure de me faire patiente
    quand mon corps me reveille la nuit
    quand tout mon corps souffre
    et brule d’envie
    je veux je veux etre touchee
    delicatement
    brusquement
    je veux sentir ta peau
    elle est comment ta peau
    quand elle glisse de suer
    est-ce qu’elle est rapeuse
    ou il y a endroits
    ou s’est delicat
    tu es comment en amour
    tu es comment dans la vie
    j’ai un souvenir fort dans ma tete
    mais
    ?
    je te connais ou je ne te connais pas
    je connais pourtant si bien ton ame
    elle vient me parler souvent
    j’essaye de lire entre tes paroles
    la silence est trop lourde
    je te connais ou est-ce une autre personne
    ?
    mais
    pourtant pourtant
    je sais fort en moi
    que je ressens comme toi
    tout pareil
    tout pareil
    je pensais connaitre ton ame
    ta solitude ta tristesse
    est-ce que la vie va le verifier?
    puisse ca changer
    puisse ca changer
    puisse la facon tu poses tes pieds
    ou l’endroit ou tu poses
    ta brosse a dents
    avoir tant d’importance
    si moi
    moi je connais ton ame
    je sais que tu es doux et serieux
    tu es calme
    et pourtant tu es
    volcan d’energie et de forces
    je veux entendre
    t’entendre rire
    je veux ecouter ton accent
    les melodies de tes paroles
    je veux francais je veux creoles
    je veux voir comment tu fais
    ou est ta langue quand tu prononces tes consonnes
    je veux t’embrasser quand
    tu me dis mots doux
    je veux frotter mes levres
    contre tes levres
    je veux te lecher
    je veux faire sotte
    dans la vie dans le lit
    je veux te faire rire
    te sortir de ta silence
    et solitude
    je veux te prendre avec moi
    sous l’ocean
    dans mon pays de reves
    je veux que tu nages
    nages dans me sentiments
    je veux sentir les tiens
    je veux le tout
    je veux te voir doux sentimental
    et je te veux fache
    je vais le provoquer
    je vais etre maline
    je veux voir ta colere
    je veux ton calme detruit
    par ma force feminine
    je veux le silence
    et je veux la tempete
    je veux regarder comment tu es
    comment tu te faches
    et ou sont tes mains
    ou sont tes manifiques
    masculins sourcils
    je veux sentir ton pouvoir de l’homme
    je veux avoir peur
    puis regarder te calmer
    je veux voir comment tu fais
    comment tu parles a tes emotions
    je veux voir
    comment et quand
    elles me parlent
    je veux t’embrasser le bout de ton nez
    pour voir si ca te chatouille
    je veux lecher tes levres
    avec le bout de ma langue
    je veux te provoquer
    je veux t’exciter grand
    puis courir
    me sauver et cacher
    je veux que tu devient
    enfant enfant
    dans tes reves
    je veux que tu me rejoignes
    je veux etre legere
    je veux du bonheur
    je veux du bonheur
    bonheur quotidien
    bonheur pur d’enfance
    je veux qu’on rire
    fasse blagues
    je veux te regarder
    quand tu ne me vois pas
    je veux t’observer
    quand tu travailles
    quand tu lis regardes et dors
    je veux m’allonger sur ton corps
    ecouter ton coeur
    te sentir respirer
    je veux dormir
    dormir fatiguee et relaxee
    pres de toi pres de toi
    je veux que tu me regardes
    quand je dors
    et que tu m’aimes
    que tu m’aimes
    je veux que tu saches
    que tu es heureux
    le plus heureux homme au monde
    et que tu me fasse pareil
    je veux que tu rit
    rit avec mes enfants
    je veux te regarder
    quand tu serre ton fils
    tres fort dans tes bras
    et comment tu lui parles
    je veux voir emotions dans tes yeux
    je l’apprecie
    je veux que tu fasse le fou
    fou avec les enfants
    tu sais le faire?
    je veux que tu sorte de ton serieux
    je veux les batailles d’hommes
    je veux les rires blagues rigolades
    je veux ca regarder
    je veux avoir maison
    maison toute plaine des hommes
    des hommes que je tant aime
    et je veux etre la seule
    la seule femme dans cette maison
    je veux etre aimee
    et vous donner l’amour
    je veux bonheur
    du calme serain
    Michel
    oh Michel
    je veux tout ca quand
    ton energie chez moi vient
    est-ce que j’ai peur?
    oui j’ai beaucoup de peurs
    je me demande pourquoi
    pourquoi j’invente tout ca
    est-ce que j’invente la vie
    est-ce je j’invente nous…
    est-ce que j’invente le futur
    est-ce que j’efface le passe
    pourquoi tu ne pouvais
    connaitre moi en jeune fille
    mon corps etait si souple glissant
    si lisse si tendre bien ferme
    je me demande tout ca
    quand tu m’envois des videos
    je pense ah…
    je ne suis plus jeune
    on a rate tout ca
    mais est-ce mieux comme ca
    ma tete est bien rangee maintenant
    avant j’etais
    juste juste reveillee
    j’etais si profondement dans mon pays
    de reves
    et de peurs
    que tu n’aurais rien apprecie
    et rien vu de moi meme
    et toi tu etais comment
    est-ce important que je le saches
    j’apprecie ta periode de solitude
    silence et sacrifice
    j’apprecie ta periode de l’hermite
    tu es devenu sage
    je suis sure
    tu es devenu doux
    patient – je pensais que tu etais toujours
    tu as sorti de ta masculinite
    ton cote doux et feminin
    j’apprecie ca
    tu pourras me comprendre
    un peu
    peut-etre
    est-ce que
    nos esprits se comprennent
    nos ames se parlent

    est-ce que les corps vont parler
    est-ce que je peux nier
    toutes mes intuitions
    cartes de tarot
    prieres
    anges
    Dieu
    et sentiments
    est-ce que ca pourrait etre aussi faux
    tout ca qu’on ressent
    tous ces mois quand attendent
    on essaye ne pas le faire
    on essaye de rompre
    oublier
    nier
    et pourtant
    ca ne se fait pas
    c’est impossible a le detruire
    ou est-ce juste moi
    suis je encore dans mon pays de reves
    ?
    est-ce que tu as deja
    deja senti tout ca
    a une fille quiconque belle blanche et slave
    venue dans ton royaume
    ?
    suis la premiere comme ca
    premiere que tu rencontre
    si tu as vue dans ta vie
    millions de gens
    et millions de femmes
    ou est-ce tout ca destin
    si tu le ressent si moi je ressens
    si tu me veux fort
    si tu veux me boire et avoir
    suis-je ton obsession
    ou suis je ton bonheur
    ou est-ce la meme chose
    est-ce que le corps et l’esprit
    puissent tant se tromper
    pourtant je crois
    je crois a mon corps
    jamais
    jamais dans ma vie
    il ne m’a trompe
    je languis
    je veux ton embrasse tes bisous
    je reve qu’on le fait
    la. dans le cafe
    debout
    a cette table ou tu ecris des chiffres
    et pourtant rien n’etait
    oui
    j’apprecie
    l’etiquette
    et toi
    tu n’as pas dit non
    meme si tout ton corps
    vouler me manger
    ah Michel  mon doux Michel
    on se verra encore
    on se verra encore
    tu me diras – viens
    et on aura nos lecons
    lecons de la vie
    de l’amour
    de bonheur
    bientot
    quand j’aurai mes quarante sept ans
    finis
    15 sty 2021

    ———————–
    323
    ***
    je regarde la neige
    la neige qui est toute blanche
    elle se pose
    toute douce
    comme une femme qui se donne
    se donne aux calins
    je regarde le sol
    le sol qui est tout noir
    c’est un etre solide
    c’est un etre a qui on peut croire
    je regarde comme elle descend
    je regarde comme il la prend
    a chaque toucher le baiser
    ils font l’amour tout doucement
    27 sty 2021
    tłumaczenie mojego wiersza z francuskiego

    324
    **
    A kiedy wreszcie nadchodzi wieczór …
    wchodzisz kładziesz
    twoje spojrzenie
    twoje klucze buty kurtkę hałas
    twoje oczy na wpół zamknięte a ja
    oprócz całej mojej tęsknoty
    niech już odejdzie odejdzie
    na szczęście na darmo
    z ciała z rzeczy
    które pozostają które wychodzą
    z moich ust z mego ciała
    cała jestem oczekiwaniem
    wstaję podchodzę
    otwieram się kładę
    moje spojrzenie
    moje oczy pełne słońca
    a ty
    oprócz całego zmęczenia
    w ciele w rzeczach
    które pozostają którzy wychodzą
    z twoich ust z twojego ciała
    zbliżasz się
    bierzesz mnie
    wokół mnie twoje ramiona
    dłonie w dłoniach
    twoje oczy w moich
    oddychamy tym samym powietrzem
    uśmiechasz się do mnie oczarowujesz mnie
    mówisz do mnie
    do moich uszu
    do moich włosów
    do moich oczu
    do moich rąk
    uśmiecham się do ciebie oczarowuję cię
    nie mówię
    śpiewam dla ciebie
    piosenki bez słów
    melodie naszych dni
    ciche opowieści o naszej miłości
    żaden hałas nam nie przeszkadza
    zegary milkną i umierają
    wirują w walcu krzesła i wazony
    kiedy mnie podnosisz
    kiedy się śmieję
    kiedy się całujemy
    takty walca wnikają w moją głowę
    przyspieszają i kręcą się w koło
    nasz pokój w rytmie tańca
    nie wiem sama kiedy już jestem
    w cieniu
    twoje oczy nade mną
    lśnią tak blisko
    żarliwe i szczere
    pijane z pożądania
    jest tylko to. świat się zatrzymuje
    ale powoli
    jest tak jak ma być
    czeka na nas na końcu cienia
    wszechświat równoległy
    o tyleż większy
    niż ziemie i światy
    -tylko bądź cierpliwa-
    twoje ciche słowa
    ślizgają się po mojej skórze
    w połowie drogi
    między tobą a mną
    wąska ścieżka
    która tworzy się w sekrecie
    między twoimi ustami
    a moim gorącym ciałem
    -w połowie drogi w drogi połowie
    tracę cię z oczu
    gdzie zmierzasz mój drogi
    -wyruszam w podróż
    staję się pielgrzymem
    i Odyseuszem
    a po tej wędrówce
    przez dziesięć epok
    przez sto ucałowań
    poznam twój cały
    krajobraz twego ciała
    narysuję w pamięci całą twoją mapę
    zbocza wzgórz
    płytkie kaniony
    i tam w oddali
    twoje źródło żywej wody
    i od tego momentu
    będę odwiedzał
    nawet z zamkniętymi oczami
    cudowne ogrody
    twojego białego ciała
    bo kochanie przyznaję ci się
    po całym dniu wysiłków
    po stu milach niepokoju i zmęczenia
    zapadam się tonę upadam
    jestem spragniony jestem głodny
    pożądam twojego głosu twoich słów słodkich jak kwiaty
    tracę zmysły
    gdy brak mi smaku twojego Edenu
    Idź więc ukochany
    otwieram moje drzwi
    chcę to poczuć
    chcę by to mnie uniosło
    pod niebiosa
    w światach równoległych
    wędrówka twojego języka
    na brzegu mojej rzeki
    delikatne dotknięcia
    twoich warg na moich wargach
    ale obiecaj mi
    mój królu mój drogi
    nie pić wszystkiego
    wypić tylko trochę
    w każdej chwili wieczności
    w każdym wieku naszej historii
    i obiecaj mi
    wrócić do mnie szybko
    tu blisko moich oczu
    gdzie moje serce-dzwon
    bije zawsze głośno
    pozostawiam ci mój głos
    jak echo
    wzywam cię łagodnie
    ale wróć zaraz przyjdź niezadługo
    ścieżką sekretną między moimi wzgórzami
    między moimi piersiami
    którzy za bardzo tęsknią
    to rozstanie tak długie
    z twymi rękami, palcami i skórą
    połóż palec na moich ustach
    chodź do mnie. bezgłośnie
    czuję twoje serce
    twoja skóra jest gładka
    pieszczę twoje ciało
    uśmiechasz się do mnie
    jest gorąco
    wargi są mokre i śliskie
    pragnę ciebie
    ty mnie pożądasz
    twoja skóra wibruje
    moje usta drżą
    piłeś z mojego źródła
    dotknąłeś mojego skarbu
    moja rzeka wylewa
    w głębi mego ciała
    noszę ogień
    on chce narodzin
    nasze ciała całe w drżeniu
    dłonie nasze moje twoje
    och przytrzymaj
    och pomocy och przyjdź proszę
    królu mój
    mój król mieczy
    łagodny bądź
    być wielki
    bezwstydnie
    chodź chodź
    wejdź wejdź
    pomiędzy biodrami
    ucisz nareszcie
    wszystkie moje bóle
    tam i z powrotem
    polowanie wojna
    miłość umieranie
    sąd ostateczny
    niebiosa
    tam i z powrotem
    do utraty tchu
    bądźmy wulkanem
    niech będzie piekło
    bądźmy zjednoczeni
    na zawsze
    aż do następnej wieczności
    niech wszystko drży niech wszystko drga
    dopóki nie zgaśnie
    niech płyną źródła
    i umierają w pokoju
    bądźmy szczęśliwi
    przy każdym uderzeniu naszych serc
    bądźmy wierni
    życzeniom naszego ciała

    ———————–
    325
    ***
    silence d’horreur
    silence d’angoisse
    si peu je sais
    si peu se passe
    au fond de mon coeur
    douceur d’amour
    au fond de ma tete
    hurlement d’houragan
    mais calme toi
    ma puce ma petite
    mes mains t’attendent
    au creux de temps
    tout
    inedite
    30.3.21
    ————–
    326
    ***
    et meme si le monde tourne en rond
    meme si les jours semblent etre pareils
    les cercles ne s’encerclent
    spirales ne nous aspirent
    chaque petit bout de bébé foug?re
    se dénoue différemment
    une go?te d’eau en vérité
    ne ressemble pas une autre
    pareils ne sont les flocons
    de neige qui tombent
    sous nos pieds nos doigts
    nos corps visages paupi?res
    ils semblent se ressembler
    en verite
    ne se ressemblent quere
    ni partie droite
    vers partie gauche
    de mon visage
    n’est la meme
    donc oui donc oui
    ca donne espoir
    je t’attends toujours
    tu voyages toujours
    au bout de cette ligne
    toute diacronique
    a certain temps
    a certain moment
    a seconde propre
    de notre destin
    y a la sortie
    de ce cercle vicieux
    car meme si le cercle
    est la regle de ce monde
    plusieurs debuts
    et plusieurs fins
    marquent tout doucement
    les petis morceaux
    de chaque longue chemin
    2.4.2021
    a Toi
    ————————
    327
    ***
    je te choisis
    je t’ai choisi
    tant d’ fois en parlé
    tant de fois été dit
    et meme si paroles
    soient mon arme douce
    silence a le pouvoir
    du volcan et secousses
    ….
    2.4.2021
    a Toi

    ————————
    328
    ***
    tant de fois tant de fois
    tu pense oui
    c’est comme ca
    la vie te pousse
    anges te secoussent
    les yeux fermes
    les yeux ouverts
    la tete soumise
    la tete ouverte
    sous couverture
    sous l’ocean
    et pourtant non
    ecoute le son
    ecoute la voix
    ecoute la notre
    voix d’houragan
    chanson de volcan
    ne sois pas triste
    ne sois pas maline
    sois juste toi meme
    ?mais que veut ca dire
    ?que veut dire ceci
    anges se silencent
    et toi
    toi encore
    putain de merde
    tu en a assez
    tu veux etre sans ligne
    de temps
    outre mer
    outre vie
    outre temps
    ca souffit
    sans tous fils
    qui te tiennent
    sans fissures sans cassures
    sans remords sans pensees
    just etre la
    de l’autre cote
    24.3.2021
    ——————————
    329
    ***
    Świat ma uroki
    świat jest namiętny
    tu jakiś kwiatek
    tu jakiś pan
    wąchasz te kwiaty
    chodzisz po łąkach
    suknia twa długa
    dłoń muska wiatr
    chcesz albo nie chcesz
    pieśń niesie ptak
    bóg się uśmiecha
    anioł pochyla
    oddech głęboki
    nie czas na łzy
    wiosna za progiem
    baw się do woli
    tylko dlaczego
    myślisz dlaczego
    dlaczego kurwa
    miłość tak boli
    27.3.2021
    …………………..

    330
    Bo urodziłam się pewnego dnia… (12.3.1974=3339)
    BO każdy artysta mówi zawsze i tylko ..o sobie
    =================================
    taki to los. dziwaczny los.
    takie to sploty. te kosy i kosze.
    w numerologii trzy trójki noszę.
    trójki jak usta. trzy razy Tak.
    pocałuj mnie proszę.
    pokochaj na zabój.
    kochając nie zabij.
    kochaj mnie kochaj..
    choć nie wiem jak…
    bo skąd mam wiedzieć.
    wszystkiego się uczę.
    takie to życie.
    życie wciąż w skrusze.
    och.. jak kochałam. jak bardzo bardzo..
    te wieki temu. w tych życiach zaprzeszłych.
    kochałam miliony.. miliony mężczyzn.
    i za miliony
    cierpiałam katusze.
    a żeby jeszcze…
    to miało swój koniec…
    oooo nie tak łatwo.
    zakończyć te męki..
    gdy rozdawało się..
    stulecia i wieki
    wszem wobec i wszędy..
    rozliczne swe wdzięki
    śmiechu swego dźwięki
    perły z naszyjnika
    sypały się nie raz..
    perliście skrzyły w słońcu
    błyszczyki i kolczyki
    ooo nie tak łatwo
    kosze pleść z wikliny
    zamknąć linię w koło
    domknąć cykl karmiczny
    poczuć ulgę w duszy
    spocząć nago w ciszy
    ooo nie tak to prosto
    kwadraturę koła
    lekko choć naruszyć
    ooo nie tak to łatwo
    wyjść spod czaru liczby
    gdy czarować było
    najprościej pod słońcem
    gdy diadem na skroni
    sztylet tuż pod suknią
    a różdżka w twej dłoni
    magia codziennością
    kręgi zaś rutyną
    cóż że czas ten minął
    jeśli pęta tkwią
    skąpane w urokach
    powleczone czarem
    zamknięte w moc liczby
    koloru i gestu
    ooo nie prosto teraz
    nie prosto po prostu
    powiedzieć – już dosyć..
    dosyć bowiem nie ma…
    nigdy doświadczenia…
    sycić się nie wolno
    błahym rezultatem
    trzy trójki z urodzenia
    trzy trójki do śmierci
    pocałunki Parek
    pocałunki wiedźmie
    a co znaczą one
    wiedzieć warto teraz
    ciąg karmiczny znaczą
    trzy sześć dziewięć zliczysz
    pierwsza trójka jak kreacja
    czar i urok. artyzm nagi
    obraz prosi o uwagę
    płótno wzdycha kolor rządzi
    taniec ruch hen pod firmament
    druga trójka kocha słowa
    komunikat jest jej drogi
    tam gdzie idę wszędzie dźwięki
    mego głosu mej piosenki
    trzecia trójka jak kobiecość
    szelest sukni dotyk dłoni
    dotyk dotyk niech Bóg broni
    …gdzież Bóg serce me dogoni
    w tej pogoni
    w tym pożarze
    w tej pożodze
    w tym tajfunie
    a jak spadnę
    a jak spłonę
    to nie szkodzi
    wciąż umieram
    wciąż się rodzę
    wciąż na nowo
    drzwi otwieram:
    witaj jestem…. oo to trwało..
    tylko chwilę. tylko moment.
    ileż lat mnie tu nie było..
    czy pamiętasz?
    nie pomnę wcale…
    a co jeśli ja już nie chcę
    nie i koniec
    dosyć basta
    kręgi w koło
    obręcz ciasna
    tej niewoli kres już głoszę
    wyzwolenia pragnę… proszę…
    Bóg się schyli uśmiechnięty
    szelma stary
    szelma drogi
    aaaa… już dosyć..? moja miła
    nie tak łatwo. nie tak prosto
    … drogi kres … któż zna jej ściegi?
    .. a Ty? Ty nie znasz?
    ..oo niepodobna. Niech Bóg mnie broni!
    znać ściegi drogi..
    rzecz to jest Twoja
    ja tylko patrzę
    już sezon kolejny..
    ciekawie.. lub mniej..
    tajfun czy burza..
    czy cisza na morzu
    a oczywiście
    nikt mi nie broni..
    kilka kamyczków usunąć z Twej drogi
    więc je usuwam..
    bo lubię pomagać
    lecz nie za wiele
    to rzecz nie moja
    proś swe anioły
    Michał ci chętnie użyczy miecza
    Haiael zawsze skrzydłem otoczy
    lecz coś zrobiła odrobić musisz
    dziewiątki w szóstkę wszak nie obrócisz
    za jednym cięciem
    za jednym obrotem
    choćbyś ćwiczyła dwa życia i więcej
    szóstka powolną naturę ma swoją
    szóstka nie lubi być w wiecznej pogoni…
    …cóż więc mam robić? skaczę jak sroczka
    z trójki w dziewiątkę
    z dziewiątki w trójkę
    i świecidełka kradnę po trosze
    a nigdy szóstki
    choć tę zdobyć wyruszam
    kolejne życie
    kolejne wcielenie
    kolejną wędrówkę. i pokolenie…
    ….oo nie tak prosto. oo nie tak łatwo…
    by trójka się w szóstkę zamienić zechciała
    sześć wieków minie
    i miną twe ciała
    uroda ci minie
    by znów się odrodzić
    i tak wielokrotnie
    i tak do znudzenia
    aż szóstkę docenisz
    i rodziny rodzenie
    i rdzeń z urodzenia…
    …wszak to już zrobiłam
    i powielokrotnie…
    …o tak – powiem więcej
    tak ścięłaś ją mieczem
    tak ścięłaś doszczętnie
    że dziś znów dziewiątką
    i chwieje się smętnie
    i buja samotnie
    niby chatka w lesie
    niby stara Jaga
    rozmyślając czasem:
    czy ja jestem sobą?
    czy ja jestem lasem ?
    ….oo nie bądź złośliwy
    szelmo stary Boże…
    …ja? och nigdy w życiu
    sama tak o sobie
    myślisz co dzień rano
    ja tylko donoszę
    że stan twoich myśli
    jest stanem twej duszy…
    … i życia zapewne…
    ….tak. lecz czas to ruszyć
    wysuń z posad świat
    dotknij różdżką swoją
    zaśpiewaj im cicho
    zaśpiewaj swym liczbom
    one posłuchają
    one tego chcą
    możesz być wszystkimi
    czemu chcesz utraty?
    pełnię możliwości
    to ci obiecałem
    trzy sześć dziewięć błyszczy
    w słońcu jak i w cieniu
    trójka jest upojna
    szóstka harmonijna
    dziewięć to istota
    istota jedyna
    która samej siebie
    nigdy nie chce wiele
    szara eminencja
    moc prawdziwa lasu
    cóż las jest bez drzew?
    metafora sama
    dziewiątka jest wieczna
    wiecznie nieskończona
    wieszczy zawsze koniec
    a przecież zaczyna
    cokolwiek jej dodasz
    zawsze odda tobie
    cokolwiek jej powiesz
    to samo otrzymasz…
    ….kim więc jestem nie wiem
    kim chcę być – tym mniej
    takich rozmów wiele
    miewam całe dnie
    a przecież wciąż jestem
    i obok i w środku
    we śnie i na jawie
    w końcu i początku
    11.4.2021 po południu
    ……………………………

    ***
    et ta voix
    qui me chuchotte si bas
    m’ensorcele
    m’apaise
    me tient en etat
    de bonheur de joie
    si douce si calme
    que je veux rester la
    a jamais
    peux tu le faire
    encore
    et encore
    embrasse mes mains
    touche les avec pensees
    presse mes levres
    quand je souris a toi
    quand je reve silencieusement
    de ta voix
    qui me chuchotte si bas
    m’ensorcele
    m’apaise
    me tient en etat
    de bonheur de joie
    si douce si calme
    que je veux rester la
    a jamais
    peut tu me parler
    encore
    et encore
    envoie moi l’energie
    du desir de l’amour fou
    presse l’espace
    en m’embrassant
    quand je suis a kilometres
    quand je me calme patiement
    de ta voix
    qui me chuchotte si bas …
    9.4.2021
    ……………..
    331
    ***
    parfois je veux
    que tu comprennes
    les maux sont la
    d’ou les maux viennent
    une parole
    un simple mot
    me met en etat
    de joie
    ou de maux
    et quand tu jettes
    les mots en abime
    silence fait nous mal
    nous changent en mimes
    et pourtant j’te souris
    telle une etoile
    tel un soleil
    je m’etale je brille
    de milles feux
    car ca vole en espace
    de vitesse de lumiere
    c’plus rapide que les mots
    que les mots qui s’abiment
    JC
    10.4.2021
    ———————————–
    332
    ***
    le coeur est lourd
    le coeur s’effondre
    la solitude
    suce en néant
    mais d’l’autre côté
    d’ocean de peines
    y a une petite fée
    comme une bohémienne
    elle aime ?tre joyeuse
    pour peu de raison
    briller comme soleil
    de la m?me façon
    étendre ses charmes doux
    – plaisir innocent –
    ouvrir ses ailes blanches
    ou mettre des sabots
    elle danse et elle chante
    elle parle parfois trop
    mais si t’la regarde
    tu souriras bientot
    18.4.2021
    333
    ***
    Et tu peux penser
    puisque je suis
    intellectuelle
    j’en ai besoin
    de ces discussions
    les nuits et les jours
    les airs plains
    d’idees d’amour
    d’idees bien remplies
    bien aigues
    bien saisies
    et bien non
    j’en ai horreur
    ma tete est plaine
    d’idees bien saisies
    tout ce que je veux
    quand l’homme s’approche
    c’est de le sentir
    sentir que je suis proche
    tout ce que je veux
    c’est l’odeur de ta peau
    les halaines melangees
    tout profondement
    et tout ce que je veux
    c’est de pouvoir toucher
    ta peau male et bien dure
    tes mains fortes qui me tiennent
    quand je descends
    quand je me souleve
    tout ce que je veux
    c’est ton sourire
    le son de ta voix
    bien basse bien remplie
    tout ce que je veux
    c’est tes yeux qui me tiennent
    pres de la terre
    tout pres de tiens
    et tout ce que je veux
    c’est d’entendre chaque jour
    je suis la
    t’es la mienne
    te toucher le matin
    et entendre viens oh viens
    descends de tes cieux
    et sois toute la mienne
    et tu peux penser
    puisque je suis belle
    toute plaine dans mon elan
    toute saisie par le vent
    au pouvoir de mon ame
    – j’ai besoin de personne
    je me souffit a moi meme
    tellement forte
    tellement sure
    souriante eternelle
    et bien non
    j’en ai horreur
    mon visage souvent pleure
    mes yeux se ferment
    sourire s’efface
    et tout ce que je veux
    c’est d’etre bien pres
    de toi mon homme
    tout different
    et tout ce que je veux
    c’est de voir ton sourire
    et surtout mais bien sur
    surtout quand je pleure
    quand je descends en enfer
    et tout ce que je veux
    c’est d’etre en pair
    de sentir tes grandes mains
    sur mes jouent
    sur mes reins
    c’est de sentir que tu m’embrasses
    que tu leches que tu enleves
    toutes mes larmes
    toutes mes peines
    car plus je m’etale
    plus je deviens femme
    plus je suis forte
    plus je sais quoi faire
    plus aussi j’ai besoin
    j’ai besoin d’etre en pair
    echanger l’energie
    echanger les halaines
    m’appuyer sur ton corps
    sur tes mains plus fortes que miennes
    aussi plus j’ai besoin
    te donner tout ce qui deborde
    de mon corps bien feminin
    la creation comme riviere
    les sentiments qui vont a l’extreme
    et tout ce que je veux
    je veux que tu le prenne
    que ca te remplie
    que ca te soutienne
    que ca te donne
    la joie de vivre
    que tu puisses tout saisir
    tous tes buts meme tres evasifs
    ======================
    I możesz pomyśleć
    ponieważ jestem
    tak intektualna
    że jest mi to niezbędne
    te dyskusje
    dniem i nocą
    powietrze pełne
    idei czym miłość
    idei tak pełnych
    tak jasnych
    tak dobrze uchwyconych
    ale wiesz.. nie
    nie znoszę tego
    moja głowa i tak jest ich pełna
    tych idei dobrze uchwyconych
    wszystko czego chcę
    gdy mężczyzna się zbliża
    to poczuć go
    poczuć że jestem mu bliska
    wszystko czego chcę
    to zapach twojej skóry
    zmieszane oddechy
    najgłębiej jak się da
    wszystko czego chcę
    to móc dotknąć
    twojej skóry męskiej i bardzo twardej
    twoich rąk które mnie podtrzymują
    gdy opuszczam się
    i gdy się unoszę
    wszystko czego chcę
    to twój uśmiech
    dźwięk twojego głosu
    tak niskiego i pełnego
    wszystko czego chcę
    to twoich oczu które mnie przytrzymają
    blisko ziemi
    blisko twoich oczu
    i wszystko czego chcę
    to słyszeć każdego dnia –
    jestem tu
    ty jesteś moja
    dotykać cię rano
    i usłyszeć chodź och chodź
    zejdź ze swoich niebios
    i bądź cała moja
    i możesz pomyśleć
    ponieważ jestem piekna
    tak pełna sił
    tak uchwycona przez wiatr
    w mocy swojej duszy
    – że nie potrzebuję nikogo
    że wystarczę sobie sama
    tak silna
    tak pewna siebie
    uśmiechnięta i wieczna
    a więc nie
    nie znoszę tego
    moja twarz często płacze
    moje oczy są zamknięte
    uśmiech znika
    i wszystko czego chcę
    to być blisko
    ciebie mój mężczyzno
    tak odmienny
    i wszystko czego chcę
    to widzieć twój uśmiech
    i oczywiście ależ oczywiście
    oczywiście wtedy gdy płaczę
    gdy schodzę na dno piekła
    i wszystko czego chcę
    to być do pary
    czuć twoje wielkie dłonie
    na moich policzkach
    na moich biodrach
    czuć jak mnie całujesz
    jak zlizujesz jak zdejmujesz
    wszystkie moje łzy
    wszystkie moje bóle
    gdyż im bardziej się pokazuję
    im bardziej staję się kobieca
    im bardziej jestem silna
    im bardziej wiem co robić
    tym bardziej potrzebuję też
    potrzebuję być do pary
    wymieniać się energią
    wymieniać się oddechem
    opierać się na twoim ciele
    na twoich rękach silniejszych niż moje
    i tym bardziej potrzebuję
    dać ci to co ze mnie wypływa
    z mojego ciała tak kobiecego
    kreację jak rzeka
    uczucia które sięgają granic możliwości
    i wszystko czego chcę
    chcę żebyś to przyjął
    by to cię wypełniło
    by to cię podtrzymało
    by to ci dało
    radość życia
    abyś mógł uchwycić
    wszystkie cele nawet najbardziej nieuchwytne

    ——————-
    334
    JAKA JA JESTEM
    ————–
    (francais en bas )
    jaka ja jestem
    pytał poeta
    staropolskim wierszem
    pytał i Witkacy pytał i Gombrowicz
    zerkała Świrszczyńska z ciekawością w oczach
    nie chciała Osiecka
    szkło świeciło jasno
    Sęp Szarzyński szarzał
    przy każdym odstępstwie
    potakiwał cicho barokową ciszą
    gdy pisałam – wierzę
    wiesz przecież kochany
    tak samo jak ty
    tak samo zabłąkana
    tak samo splątana
    w oksymoron smaku
    trochę zbyt pokorna
    trochę zbyt bez taktu
    pytała Morsztynów
    rodzina niemała
    pytał zaś szczególnie mój umiłowany
    Stach nie Jan a jakże
    co nie chciał być znany
    co swą Andromachę
    pisał niestrudzenie
    pisał tak latami
    ja potakiwałam – pisz kochany pisz mi
    ile jeszcze kobiet
    ile jeszcze piśnie
    serce moje z bólu
    ile raz powiem
    to nie ty mój królu
    czy jestem niewierna
    pytał mnie Żeromski
    rzekę rwącą rzekę
    wiernie czczę co wieczór
    czy jej brzegi zwiedzam
    czy znam każdy kraniec
    czy uczucia rwące tak mnie pchają w taniec
    czy krwawię otwarcie
    czy raczej w ukryciu
    pytała i Gretkowska
    lecz jej nie odpowiem
    tak bardzo kochałam
    lecz to dni minione
    opowiem Anais
    mej umiłowanej
    o prozie wulgarnej
    jak to mówią chamy
    o prozie romantycznej
    do bólu wskroś ciała
    o prozie erotycznej
    i wierszach które żebrzą
    o chwilę uwagi
    u tych pruderyjnych
    co mają je za nic
    opowiem Anais
    bo wie co to tabu
    bo skorpion ją ściskał
    jak i mnie spuszczając
    z łańcucha emocje
    puszczając latawiec
    wolnych myśli w słowach
    wolnych niczym zamieć
    opowiem Anais
    bo zna tysiące granic
    które i ja poznałam
    bo byłam z drugiej strony
    księżycowej ciemni
    ale byłam przecież
    zawsze byłam w pełni
    opowiem mej Virginii
    która tak pisała
    ból był w każdym palcu
    w każdej części ciała
    ból tak poćwiartowany
    że nie dał się złożyć
    tak widziała życie
    i tak chciała tworzyć
    pokój był jej znany
    jej pokój samotny
    za drzwiami stał mąż
    wsparcie i opoka
    a jednak nie przeszła
    popłynęła wzrokiem
    hen na krańce rzeki
    rzeki bez odwrotu
    opowiem Marysi
    w surowych okularach
    o nocach bez grzechu
    nocach pełnych pełni
    gdy grały zmysły duszy
    marsza weselnego
    flow mojego ciała
    gdy wena spływała
    moc w noc się otwierała
    jeszcze jeszcze i jeszcze
    i wciąż było mało
    gdy wiedziałam wszystko
    to co wiedzieć miałam
    nawet jeśli oni
    pukali się w czoła
    wyczuwali dramat
    opowiem bo zrozumie
    bo Pierre stał tuż za nią
    bo szeptał jej – ja jestem
    bądź tam gdzie być miałaś
    opowiem Hildegardzie
    która tak mi bliska
    że z duszą się jej spajam
    gdy w modlitwie pływam
    opowiem mojej świętej
    bo przecież jest we mnie
    jest w każdej cząsteczce
    bo ja nie zapomniałam
    tak samo odważna
    tak samo nieśmiała
    dusza się się rozrasta
    lecz aż tak nie zmienia
    istota zostaje
    cały czas ta sama
    tak na wskroś słowiańska
    tak wpisana w ciało
    tak bez kompromisu
    tak cudnie łagodna
    tak głęboka w duszy
    tak mocno kochała
    to co najłatwiejsze
    artyzm śmiech i wzruszeń
    tysiące w obłokach
    ale popatrz Hilda
    nawet ty wiedziałaś
    jest czas na czekanie
    lecz i czas na prawdę całą
    komu dziś powiedzieć
    komu dziś zaufać
    tyle było żali
    tyle było skruchy
    cienie zmarłych błądzą
    co noc po mym pokoju
    wszystkim im opowiem
    opowiem niepokój
    opowiem tym najdalszym
    opowiem tym sprzed chwili
    wszystkich was tak kocham
    jakbyście tu byli
    przypominam siebie
    na koniu i z mieczem
    z warkoczem do ziemi
    przez stepy o zmroku
    przez lata przez tysiące
    obrazy przenikają
    pamiętam zapach piasku
    dźwięk indyjskich pieśni
    I szorstkość papieru
    nieruchomość ciała
    recytację i ciszę
    wszystko to wracało
    i wraca codziennie
    nieustannie wokół
    wszyscy których pragnę
    których tak kochałam
    którzy mnie kochali
    oni są tu cali
    wirują w oddali
    nigdy nie odejdą
    nasza mądrość cała
    splata się w tym tańcu
    sacrum i profanum
    granice są wszędzie
    granic nigdzie nie ma
    powiesz słowo
    wejdziesz
    na szczyt zrozumienia
    powiesz dwa
    upadniesz
    tak nisko że nie wiesz
    czy mówisz boś człowiekiem
    czy jak ptak mówisz śpiewem
    19.5.21
    ——————–
    przypis
    Sęp Szarzyński barokowy poeta sprzeczności cielesno duchowych
    Stanisław i JAn Andrzej Morsztyn barokowi poeci
    Stanisław tłumaczył genialnie po staropolsku tragedie Racine’a
    Manuela Gretkowska pisarka niepokorna
    Świrszczyńska Anna poetka .. ciała duszy i traumy
    Osiecka Agnieszka .. pisarka ciała duszy i swojej traumy nieszczęśliwa w miłości i uzależnieniu
    Gombrowicz pisarz niepokorny, prawda między oczy, dusza na zawsze wiernie krawiąco polska
    Witkacy szczęśliwy w swej twórczości nieszczęśliwy w swej polskości niedoskonały w swych eksperymentach uzaleznieniowo odlotowych
    Hildegarda z Bingen zakonnica pisarka poetka filozofka święta twórczyni muzyki zielarka twórczyni średniowiecznej spójnej koncepcji medycyny naturalnej
    Anais Nin pisarka niepokorna intelektualistka kobieta niezalezna femme fatale pisała dzienniki prozę romantyczną i erotyczną
    Virginia Woolf pisarka , twórczyni prozy nowoczesnej ,popełniła samobójstwo nigdy nie pokonała traumy dzieciństwa i młodości
    Maria Curie Skłodowska chemiczka pracoholiczka erudytka naukowczyni geniusz wychowywała dzieci niepokornie, miała cudne małżeństwo, przez chwilę prowadziła edukację dzieci metodą alternatywną
    Stefan Żeromski pisarz modernistyczno ekspresjonistyczny, dosadny czuły i zmysłowy, niedościgniony w mistrzostwie słowa, wierny sobie, sceptyczny wobec innych.. piękny w zmysłowych opisach seksualnosci nieprawości i zniewolenia
    ======================
    qui suis-je
    le po?te a demandé
    dans un vieux po?me polonais
    Witkacy a demandé et Gombrowicz a demandé
    Świrszczyńska regarda avec curiosité dans les yeux
    Osiecka – elle ne voulait pas
    le verre etait brillait de mille feux
    Sęp-Szarzyński grisouillait et s’attristait
    ? chaque mon départ
    il acquiesça doucement dans le silence baroque
    quand j’ai écrit – je crois
    tu sais mon cher
    m?me chose que vous
    tout aussi perdu
    tout aussi emm?lé
    en oxymore du go?t
    un peu trop humble
    un peu trop sans tact
    ils ont demandé toute la famille de Morsztyn
    une famille nombreuse
    et mon bien-aimée a demandé spécialement
    Stach pas Jan mais bien sur
    qu’il ne voulait pas ?tre connu
    qui son Andromaque
    il a écrit sans relâche
    il a écrit comme ça pendant des années
    j’acquiesçais – écris-moi ch?re, écris-moi
    combien de femmes de plus
    combien de plus sera publié
    mon coeur de douleur
    combien de fois vais-je dire
    ce n’est pas toi mon roi
    suis-je infid?le
    Żeromski m’a demandé
    est-ce qu’ une rivi?re qui coule
    j’adore fid?lement chaque soir
    est-ce que je visite ses rivages
    est-ce que je connais chaque extrémité
    Est-ce que les sentiments précipités me poussent tellement ? danser
    est-ce que je saigne ouvertement
    ou plutôt caché
    Gretkowska a demandé
    mais je ne lui répondrai pas
    Je l’ai tellement aimé
    mais ce sont des jours passés
    Je vais dire ? Anais
    ma bien-aimé
    ? propos de la prose vulgaire
    comme le disent les rustres
    sur la prose romantique
    ? travers le corps douloureusement
    sur la prose érotique
    et les po?mes qui mendient
    pour un moment d’attention
    chez les prudes
    ce qu’ils les ont pour rien
    je vais dire ? Anais
    parce qu’elle sait ce qu’est un tabou
    parce que le Scorpio la serrait dans ses bras
    et me laisser partir
    avec une chaîne d’émotions
    faire voler un cerf-volant
    pensées libres en mots
    libtr comme un blizzard
    je vais dire ? Anais
    parce qu’elle connaît des milliers de fronti?res
    que j’ai aussi traverse
    parce que j’étais de l’autre côté
    dans cette chambre noire lunaire
    mais j’étais
    j’étais toujours pleine
    je vais dire ? ma Virginie
    qui écrivait
    il y avait de la douleur dans chaque doigt
    dans chaque partie du corps
    douleur si démembrée
    qu’il ne pouvait pas ?tre plié
    c’est comme ça qu’elle a vu la vie
    elle voulait quand m?me créer
    la paix lui était famili?re
    sa chambre solitaire
    mon mari se tenait devant la porte
    soutien et rock
    et pourtant ça n’a pas passé
    elle jeta un coup d’?il
    aux extrémités de la rivi?re
    rivi?res sans retour
    je vais dire ? Marysia
    dans des lunettes severes
    sur les nuits sans péché
    nuits pleines de plénitude
    quand les sens de l’âme jouaient
    marche nuptiale
    le flux de mon corps
    alors que la veine coulait
    le pouvoir s’ouvrait pendant la nuit
    encore et plus
    et ce n’était toujours pas assez
    quand je savais tout
    ce que je devais savoir
    m?me s’ils
    ils se tapent le front
    ils ont senti le drame
    Je le lui dirai car elle comprendra
    parce que Pierre était juste derri?re elle
    parce qu’il lui a chuchoté – je suis avec toi
    tu est l? o? tu étais censé ?tre
    Je vais dire ? Hildegard
    qui est si proche de moi
    que je me lie avec son âme
    quand je nage dans la pri?re
    je vais dire ? ma sainte
    parce que c’est en moi
    est dans chaque molécule
    parce que je n’ai pas oublié
    toute aussi courageuse
    toute aussi timide
    l’âme grandit
    mais ça ne change pas tant que ça
    l’essence reste
    la m?me chose tout le temps
    si compl?tement slave
    tellement inscrite dans le corps
    oui pas de compromis
    si merveilleusement douce
    si profondément dans l’âme
    elle aimait tellement
    la chose la plus simple
    art, rire et émotions
    des milliers dans les nuages
    mais regarde Hilda
    m?me toi tu savais
    il est temps d’attendre
    mais aussi le temps de la vérité ouverte
    ? qui dire aujourd’hui
    ? qui faire confiance aujourd’hui
    il y avait tellement de regret
    il y avait tellement de repentir
    les ombres des morts s’égarent
    tous les soirs dans ma chambre
    je leur dirai tout
    je vais te dire de l’anxiété
    je vais dire aux plus éloignés
    je vais vous en parler il y a un instant
    je vous aime tous tellement
    comme si vous étiez ici
    je me souviens de moi
    ? cheval et avec une épée
    avec une tresse au sol
    ? travers les steppes au crépuscule
    pendant des années pour des milliers
    les images pén?trent
    je me souviens de l’odeur du sable
    le son des chansons indiennes
    et la rugosité du papier
    immobilité corporelle
    récitation et silence
    tout revenait sans cesse
    et revient tous les jours
    constamment autour
    tout ce que je veux
    j’ai tellement aimé
    ils m’ont tous aime
    ils sont tous ici
    tourner au loin
    ils ne partiront jamais
    toute notre sagesse
    entrelacés dans cette danse
    le sacré et le profane
    les fronti?res sont partout
    il n’y a de fronti?res nulle part
    tu dis le mot
    tu viendras
    ? la hauteur de la compréhension
    tu en dis deux
    tu vas tomber
    si bas que tu ne sais pas
    parlez-vous parce que vous ?tes humain
    ou vous chantez car devenu oiseau
    19.5.21
    ps
    Sęp Szarzyński est un po?te baroque des contradictions corporelles et spirituelles
    Stanisław et JAn Andrzej Morsztyn po?tes baroques
    Stanisław a brillamment traduit les tragédies de Racine en vieux polonais
    Manuela Gretkowska, une écrivaine provocante
    Świrszczyńska Anna, po?te .. des corps d’âme et des traumatismes
    Osiecka Agnieszka .. une écrivaine du corps de l’âme et de son traumatisme, malheureuse en amour et en dépendance
    Gombrowicz, un écrivain provocateur, la vérité entre les yeux, une âme fid?lement polonaise pour toujours
    Witkacy heureux dans son travail, malheureux dans sa politesse, imparfait dans ses expériences addiction-addiction
    Hildegarde de Bingen nonne écrivain po?te philosophe saint créateur de musique herboriste créateur d’un concept médiéval cohérent de médecine naturelle
    Anais Nin écrivaine rebelle femme intellectuelle indépendante femme fatale a écrit son journal en prose romantique et érotique
    Virginia Woolf, écrivaine, écrivaine de prose moderne, s’est suicidée n’a jamais surmonté le traumatisme de l’enfance et de la jeunesse
    Maria Curie Skłodowska, chimiste, génie scientifique érudite et bourreau de travail, a élevé des enfants de mani?re rebelle, a eu un mariage merveilleux, pendant un certain temps, elle a éduqué les enfants en utilisant une méthode alternative
    Stefan Żeromski un écrivain expressionniste moderniste, brutal, tendre et sensuel, inégalé dans la maîtrise des mots, fid?le ? lui-m?me, sceptique envers les autres .. beau dans les descriptions sensuelles de la sexualité, de l’iniquité et de l’esclavage

    ————————
    335
    MOJA RZEKA
    moja rzeka płynie
    całkiem tak jak trzeba
    zawsze płynie w lewo
    zawsze płynie w niebo
    i aż po horyzont
    wierna moja rzeka
    obmywa mi rany
    te których tak strzegłam
    rzeka niepokorna
    rzeka niepozorna
    latem liże stopy
    zimą liże brzegi
    trawy i zarośli
    korę drzew chropawą
    pokrzywy narośle
    polana zmieszane
    z popiołem wielu ognisk
    tak niedawno jeszcze
    tutaj rozpalonych
    moja rzeka płynie
    całkiem tak jak trzeba
    delikatnie czule
    obmywa u brzegu
    z ust moich granicy
    zlizuje wytrwale
    słowa które ranią
    słowa które trwają
    zbyt długo zbyt mocno..
    serca podtrzymuje
    łopotanie z taktem
    moja rzeka płynie
    całkiem tak jak trzeba
    przepływa przez środek
    serca mego domu
    wypluje niemiłość
    wycharcze rozsądek
    wydłubie niedbałosć
    oderwie skorupę
    zasklepionych na dnie
    zapomnianych z bólu
    wspomnień okruch duży
    o smaku łopianu
    moja rzeka płynie
    całkiem tak jak trzeba
    płynie zawsze w przeszłość
    w lewo zawsze płynie
    niechaj tak i będzie
    na zawsze na wieki
    niech tak płynie w przeszłość
    niech zamkną powieki
    pieśni oderwane
    pieśni czułe w bólu
    liście zeschłe stare..
    rany me i żale
    z prądem niech popłyną
    w przeszłość której granic
    nie zna nawet rzeka
    nie zna Bóg ni pamięć
    19.5.21

    ————-
    336
    DEUX RENCONTRES
    Et parfois on se rencontre
    a une seconde
    toute importune
    et on pense
    si pensivement
    qu’on avance
    qu’on avance
    mais cette riviere
    sentimentale
    ce fleuve d’emo
    et de regrets
    emporte que de la peine
    emporte encore
    encore
    et encore..
    et parfois on se rencontre
    juste pour savoir
    qu’il faut se dire au revoir
    et – attends moi
    mais attends moi
    et s’embrasser
    se retourner
    aller vers nos coeurs
    tout tout au fond
    tout profondement
    aller tout droit
    et en solitude
    bien dans le passe
    ou salles sont vides
    et pourtant tant de peur
    tant d’angoisse
    y habite
    faut tout nettoyer
    faut tout bien ranger
    faut tout bien calmer
    faut tout ventiler
    faut soupir
    faut pleurer
    faut sortir du fond de tripes
    ces mots durs
    ces mots qui brulent
    ces mots qui s’aggripent
    et puis
    fermer
    fermer bien fort
    bien verouiller
    a cles de sanglots
    faut fermer toutes ces portes
    une par une
    tout doucement
    pas de peine on y veut
    pas de fachement
    juste etre si bien
    juste tout bien precis
    et quand c’est bien clos
    quand nous nous sentons libres
    et bien ainsi
    les coeurs se reouvrent
    l’univers nous sourit
    les anges nous attendent
    tiennent nos mains tant fatiguees
    vers une rencontre
    nouvelle
    et bien seine
    et je dirai la que je suis prete
    et tu es pret
    et es-tu pret
    ?
    28.5.2021

    ———————–
    337
    ***
    Czy tylko chwila
    czy całe lata
    czy tylko moment
    muśnięcie lata
    czy byłeś blisko
    czy przez sto granic
    ja ciągle jestem
    wryłam się w pamięć
    bo mnie się nie zapomina
    cień rosy cień uniesienia
    bo mnie się nie zapomina
    zawsze zostanę jak lśniące wspomnienie
    czy takt muzyki
    drgania języka
    podróż bez kresu
    I bez nawyku
    czy byłeś obcy
    czy wskroś znajomy
    plotły się nici
    palił się płomień
    bo mnie się nie zapomina
    cień rosy cień uniesienia
    bo mnie się nie zapomina
    zawsze zostanę jak lśniące wspomnienie
    czy byłam nocą
    czy przeznaczeniem
    czy solą w oku
    czy przebaczeniem
    to co być miało
    przeplataliśmy
    oczy złączone
    naręcza wiśni
    bo mnie się nie zapomina
    cień rosy cień uniesienia
    bo mnie się nie zapomina
    zawsze zostanę jak lśniące wspomnienie
    czy gorzko tęsknisz
    czy się uśmiechasz
    wspomnienie słowa
    czy głosu echo
    tak być musiało
    przeplataliśmy
    wibracje duszy
    naręcza myśli
    bo mnie się nie zapomina
    cień rosy cień uniesienia
    bo mnie się nie zapomina
    zawsze zostanę jak lśniące wspomnienie
    ty który wrócisz
    na ciebie czekam
    dotkniesz mej ręki
    muśniesz powieki
    powiesz już czas nam
    czas zacząć życie
    długo czekałeś
    marząc ukrycie
    bo mnie się nie zapomina
    cień rosy cień uniesienia
    bo mnie się nie zapomina
    dla ciebie będę ciągłym istnieniem
    23.5.21. pod prysznicem
    ===================
    338
    Juste un moment
    ou années
    ou juste un instant
    un pinceau d’été
    étiez-vous proche
    ou plus d’une centaine de fronti?res
    je suis toujours
    Je me suis gravé dans votre mémoire
    parce que je ne suis pas facile a oublier
    l’ombre de la rosée l’ombre de l’exaltation
    parce que je ne suis pas facile a oublier
    je resterai toujours comme un souvenir brillant
    ou le rythme de la musique
    secousses de la langue
    un voyage sans fin
    et sans habitude
    étiez-vous un étranger
    ou parfaitement familier
    les fils s’emm?laient
    une flamme br?lait
    parce que je ne suis pas facile a oublier
    ombre de rosée ombre de joie
    parce que je ne suis pas facile a oublier
    je resterai toujours comme un souvenir brillant
    étais-je la nuit
    ou destin
    ou sel dans les yeux
    ou pardon
    ce qui était censé ?tre
    nous nous entrelions
    yeux conjoints
    bras plains de cerises
    parce que je ne suis pas facile a oublier
    l’ombre de la rosée l’ombre de l’exaltation
    parce que je ne suis pas facile a oublier
    je resterai toujours comme un souvenir brillant
    ça te manque am?rement
    souris-tu
    souvenir de la parole
    ou faire écho ? la voix
    il devait en ?tre ainsi
    nous nous entrelions
    vibrations de l’âme
    mains plaines de pensées
    parce que je ne suis pas facile a oublier
    l’ombre de la rosée l’ombre de l’exaltation
    parce que je ne suis pas facile a oublier
    je resterai toujours comme un souvenir brillant
    toi qui reviendras
    je t’ attends
    tu toucheras ma main
    tu caresseras mes paupi?res
    tu nous diras qu’il est temps
    il est temps de commencer la vie
    tu as attendu longtemps
    r?ve caches..
    parce que je ne suis pas facile a oublier
    l’ombre de la rosée l’ombre de l’exaltation
    parce que je ne suis pas facile a oublier
    pour toi je serai une existence continue
    23.5.21. sous la douche

    ———————
    339
    ***
    je t’ecris des lettres
    des lettres sous la lune
    lettres sous soleil
    ils sont mes complices
    ce sont mes compagnons
    de sentiments parfois
    trop durs pour supporter
    je t’ecris des lettres
    des longues
    comme tu n’aimais pas
    je les ecris souvent
    trop souvent pour toi
    je les ecris la nuit
    la matinee toute calme
    je les ecris longtemps
    tant que me doigts le supportent
    tant que le papier le souffre
    tant que mes yeux brulants
    n’ont plus envie
    envie de mourir
    je t’ecris des lettres
    des langues et paroles se melangent
    j’ecris comme si riviere
    coulait de mon ame a tete
    de tete au coeur
    a bouche
    et aux doigts ..
    et cette riviere violante
    me trempe toute entiere
    elle me noye et je suis morte
    je respire plus
    je ne plus pleure
    mais cette riviere me calme
    ce calme est tout si doux
    comme l’air des arbres de cimetiere
    ca ne bouge plus
    et pourtant vit ..
    deux cotes de cette riviere
    sont parsemes de fleurs
    ca sent trop fort trop fort
    ca me remplie de lumiere
    donc je marche la bas
    souvent
    ou meme toujours
    je marche de deux cotes
    car je n’suis plus la seule
    cette autre me sourit
    souvent
    fait signes si amicales
    donc on marche ensemble
    et on marche
    de cote gauche
    de cote droite…
    et puis je me fatigue
    comme ca..
    ca s’finit toujours pareil
    je ne plus de force de marcher
    donc je m’assois
    donc elle s’assoit
    je ne sais ou je suis
    qui sait ?
    pourquoi savoir ?
    je prends un nouveau papier
    j’ecris
    car je ne sais que ca
    ————–
    j9.m6. a5

    ——————
    340
    ***
    Un jour
    juste avant de naitre
    une ame parle au dieu
    et si on se separait
    on pourrait faire d’autant plus
    pour le monde
    pour les gens
    pour soi meme
    oui
    Dieu repondra
    pourquoi non
    quoique..
    c’est un peu risque
    risque? Ame demandera..
    pourquoi risque
    ah rien..
    on tout verra
    donc l’ame s’est separe
    les deux moities
    une tres belle femme
    autre tres beau homme
    se regardaient
    une derniere fois
    directe dans les yeux…
    qu’y a t’il dans ces yeux?
    Amour
    volonte
    liberte
    fidelite
    ?
    seras tu me fidele?
    Demanda la femme
    me chercheras tu?
    Demanda l’homme
    sauras tu m’aimer ?
    Demanda la femme
    sauras tu me croire ?
    Demanda l’homme
    oui
    oui
    mais oui
    l’homme a sourit
    la femme a sourit
    mais au dernier moment
    elle tourna la tete…
    attends..
    ou vas tu?
    comment te chercher?
    mais c’etait trop tard
    l’homme est descendu
    car il naissa en premier
    ils ont vecu des longues vies
    tous separes
    si loin l’un de l’autre
    ils travaillaient ah si si dur
    pour tout le monde
    le monde entier
    les gens autours
    leur vies de reves
    mais
    eux ..
    quoi eux
    les deux
    separes
    inutiles
    malheureux
    solitaires
    si perdus
    ils sentaient chaque jour
    chaque jour de leur vie
    qu’il leur manque
    manque beaucoup
    mais ne savait
    quoi
    pas du tout
    car oubliaient
    qui – ils etaient
    donc ils languissaient
    ils travaiellent
    souffraient
    solitude
    separation
    manque de savoir
    tristesses d’amour
    et puis un jour
    elle a senti
    – je dois aller
    aller je n’sais pas ou
    acheta un billet
    traversa l’ocean
    alla a ce cafe
    il etait la
    sentait so parfum
    entenda ses petits pas
    et voila
    ca a commence
    histoire d’amour
    histoire de peine
    ils l’ont vecu
    chaqu’un en douleur
    d’abord les promesses
    d’abord tant d’volonte
    apres trop de peine
    trop de kilometres
    trop de vie d’antan
    sera tu me fidele ?
    La femme se souvena
    me chercheras tu
    l’homme se souvena
    ils n’ont pas eu de reponse
    elle parta au lointain
    il a promis de venir
    elle attenda avec sourire
    qui fannait…
    le temps
    passait
    passait
    et passait
    -tu me trahiras jamais?
    question jamais pose
    question que dieu
    sentait necessaire ..
    la haut
    aux cieux
    avant
    avant tout
    mais il n’a rien dit
    rien dit
    n’a rien dit
    il laissa faire
    car
    ils ont choisi
    donc la femme attenda
    encore un peu
    elle senti que sa vie
    aboutit
    elle senti
    que plus rien
    ne vaut la peine
    elle voula reunion
    il ne savait comment faire
    le temps passa
    la femme attenda
    le monde se ferma
    elle ne savait quoi s’passe
    un jour ange lui a dit
    tout doucement
    tu lui a promis de venir
    l’aimer
    le soutenir
    il t’a promis de venir
    t’aider
    t’ouvrir toutes portes
    mais s’il t’aurai trahit
    le monde ne s’ouvrira
    votre plan de l’a prevu
    30.7.2021

    ——————-
    341

    ***
    la nuit etait profonde
    les anges etaient tout pres
    ils parlaient en meme temps
    a toi
    qu’a moi
    au loin
    – n’ecoute pas les etres noirs
    ils savent glisser tout doux
    ils chuchottent ils murmurent
    et puis
    tu ne sais plus
    ou la lumiere s’evade
    ou l’amour se gache
    comment ton l’oeil troisieme
    se ferme et
    tu descends en enfer
    n’ecoute pas les etres noirs
    meme si la nuit te suce
    meme si le desespoir
    semble etre le seul secours
    n’ecoute pas les etres noires
    mets la main sur ton coeur
    appelle nous
    appelle MArie
    elle descendra en enfer
    elle ne craint
    n’a peur
    elle te protegera sure
    recouvre ton oeuil troisieme
    regagne ton pouvoir
    n’ecoutes pas les etres noires
    n’ecoutes
    et crois qu’a nous
    30.7.2021
    —————————–
    342
    ***
    mon corps et ma voix
    c’est pas tout a fait la meme chose
    si je veux mon corps parler
    je dois me silencer
    toi et moi
    c’est pas tout a fait
    la meme chose
    meme si nos ames se sentent, languissent et comprennent
    si je veux t’entendre
    si… je veux t’entendre
    je dois me silencer
    18.7.2021
    ——————————–
    343
    ***
    on mangeant les cerises
    les larmes pleuraient
    arbres penchaient
    les tetes douces
    souriaient
    et souriaient
    ne savant
    que de meilleur faire
    le hamac
    comme Deesse mere
    la bercait
    et la bercait
    – n’essaye de voir
    tout en detail
    Dieu pere lui dit
    vivra vera
    tu tout
    crois moi
    repose tes pieds
    assez de marcher
    tu es delicate
    n’essaye d’le forcer
    repose tes yeux
    assez de pleurer
    repose tes oreilles
    n’ecoute que du vent
    puisqu’il te calme
    puisqu’il te berce
    puisqu’il te chante
    cette chanson
    toute eternelle
    cette chanson
    de ton coeur
    du temps
    d’antan
    quand mots
    etaient francs
    quand paroles
    etaient franches
    „on se
    reverra
    fait moi
    confiance”
    17.7.2021
    —————————————-
    344
    ***
    oh Azrael
    peux tu me serrer
    fort
    avec tes ailes
    cent
    pour que je ne sente
    plus rien
    au moins
    pendant
    minute
    toute
    entiere
    17.7.2021
    ————————————-
    345
    **
    i będę chciała
    oddawać ci się bez końca
    i będę chciała
    parzyć stopy na piasku
    bieżąc ku morzu i słońcu
    aż po horyzont zmysłowy
    twój palec na moich ustach
    ciszy pozwala wydobyć
    najbezdźwięczniejsze z dźwięcznych
    pragnienie naszych głosów
    pod spodem
    na dnie tego morza
    twoje palce wciąż delikatne
    a ja już nie wiem jak oczom
    powiedzieć
    dosyć …
    te przestrzenie w turkusach
    nie znikną
    pozwól naruszyć
    powłokę tych kruchych przeźroczy
    tak dalece jak zechce
    w schodzącym ku nocy słońcu
    na tej plaży be kresu
    twój cień i jego towarzysz
    ……………………
    trad.. google plus moi.. difficile a traduire..
    ***
    et je vais
    me donner ? toi sans fin
    et je vais
    bruler les pieds sur le sable
    courir vers la mer et le soleil
    jusqu’? l’horizon sensuel
    ton doigt sur mes l?vres
    le silence fait ressortir
    le plus sans voix des voix
    le désir de nos voix
    sous
    au fond de cette mer
    tes doigts encore délicats
    et je ne sais plus comment a mes yeux
    expliquer –
    ca suffit …
    ces espaces en turquoise
    ne disparaîtra pas
    laisse le casser
    le rev?tement de ces transparents cassants
    autant qu’il veut –
    au soleil descendant jusqu’? la nuit
    sur cette plage sans fin
    – ton ombre et son compagnon
    JC 6.7.5
    12.21

    ——————
    346
    „how old are u my dear”
    you ask me lazily
    not wanting verify
    what verify needs be
    therefore in those few words
    reply I to you
    my
    not so so dear
    man friend
    but still worthy reply
    reply for others to see
    acknowledgedly so
    I am
    old enough to play like a child
    old enough to look back at the past
    old enough to not look at last
    old enough to smile at my smile wrinkles
    old enough to know where pleasure lies
    old enough to know my ties
    old enough to not care about ur loves
    old enough to not shiver at each time
    old enough to wear an oldfashioned hat
    old enough to keep my head so high
    and for so long
    with gentle smile
    in front of your eyes
    that you finally will
    see oh so well so clear
    my eternal
    my visible-invisible crown
    and old enough I am
    to make your eyes
    and head
    carefully
    and slowly
    bow
    JC 6.7.5

    ———————
    347
    ***
    Tu penses et tu penses
    et tu ne fais
    la nuit te fonce
    au coin d’ton cerveau
    et moi j’attends
    j’attends patiemment
    un coup de fil
    une parole d’ouverture
    qui sonnerait dans mes oreilles
    comme Schumann
    comme Vivaldi
    ah je veux vivre
    ah je te veux
    voici
    je veux „merger”
    les images dans ma tete
    les visions en profondeur
    de mon ame
    qui me pousse
    qui n’ plus guette
    je veux coller la realite
    a cette energie toute presente
    qui se joue entre nous
    depuis longtemps

    cet amitie
    et cet amour
    brulant dans nos coeurs
    sans qu’on le voit
    revant toutes les nuits
    sans qu’on comprenne
    sans qu’on agisse

    tu me venais
    je te venais
    on se rencontrait
    tout en secret
    les mots ne parlaient
    les coeurs le savaient
    les corps le sentaient

    ni trop malheureux
    ni trop satisfaits
    mais le temps vient
    vient doucement
    assez des images
    nous dirons nous le dirons
    appelle le reel
    et chasse les mirages

    tu te poses des questions
    mille millions
    plus encore
    je te donne mille reponses
    oui et oui
    mille fois oui
    je suis la
    mais je suis la
    je suis la sure
    je t’en assure
    million de fois

    ———————-
    348
    ***
    Les arbres s’embrassent
    Ils bougent
    Se touchent
    S’eloignent
    S’approchent
    Frissonnent
    Chuchottent
    Emus
    Violents
    Perdus
    Si si
    Oh si
    Si insolents
    13.6.21

    —————————-
    349
    ***
    Quatre anges me parlent les jours
    la nuit envoyent images
    si je comprends c’est bien
    si non…
    tant pis
    cette case
    cette petite boite de temps
    se repete
    repete tout le temps
    et ils sont tellement patients
    patients comme tu ne penses meme
    patients plus que Dieu
    car Dieu est indifferent
    quatre anges me parlent chaque jour
    leurs ailes si longues si blanches
    émeuvent l’air autours
    sable moux
    glisse dans mes mains
    tout doux
    quatre anges aux noms si beaux
    s’arrettent devant moi chaque minute
    disent bonjour
    sourients si soudains
    si savants
    je sais plus
    ou ils sont
    ou ne sont
    quatre anges oh mes anges
    mes amis de mon voyage
    voyage si long
    voyage qui me tout prend
    qui m’engage qui m’emmene
    ou je ne sais
    seulement je devine
    Haiael qui est toujours
    mon ange de vie
    guardien de but
    guardien de mes pas
    ses ailes autours
    je suis si bien
    je suis en paix
    si protegee
    si plaine d’amour
    il me soutient
    me donne l’harmonie
    me dit – oh crois
    tout est bien
    tout va bien
    Azrael qui souvent vient
    toujours quand je suis
    une fleur bohemienne
    une fleur tres tres belle
    mais ca se fanne tres tres vite
    Azrael cet ange de mort
    il aime bien veuiller tout pret
    quand je suis belle
    et quand je devient
    aneantie
    pure Fenix
    Fenix d’enfer
    et voila .. rien ne reste
    il regarde. n’y a que le feux
    que les cendres
    bien moux bien gris
    et pourtant il sourit
    oh comme il sourit
    car il sait trop trop bien
    que demain.. ou lendemain
    nouvelle moi
    nouvelle vient
    encore plus belle
    plus fraiche
    plus seine
    plus bohemienne
    que toutes bohemiennes
    Metatron qui pas vraiment
    est la
    plutot au dessus
    et pourtant je le sens
    si pret que les autres
    il est l’enigme
    il est mistere
    pourtant je l’aime
    c’est lui qui me mene
    juste apres cendres
    apres l’enfer
    il me souleve
    il me ramene
    devant le pont
    au dessus de la riviere
    il me dit – tu vas la
    – ou je vais ? –
    oh tu verras
    va vers ton avenir
    tout s’ouvrira

    je n’irais jamais
    si loin si seule
    je n’aurai point
    de bravure
    de sang froid dans mes veines
    je n’irai nullepart
    si pas a pas
    ne marchait derriere
    cet autre
    cet ange dur c’est ange male
    son nom bizarre
    ne tient ma tete
    Jofiel ou Josiel
    que je suis bete
    de ne savoir
    savoir si peu
    mais il me pardonne
    pardonne toujours
    je suis juste fille
    je suis pure femme
    si feminine
    que masculin m’est bizarre
    mais j’en ai besoin
    Jofiel le sais bien
    sans cette energie
    je ne ferai que pleures
    aujourdhui il est la
    il est venu ce matin
    a pris ma main
    et l’autre Azrael
    ils m’ont montre
    tout devant moi
    une route si lointaine
    et pourtant tout droit
    a la fin de ce sentier
    tout au loin
    la, j’ai vu
    j’ai vu cet homme
    que j’aime tant
    malhereusement
    les anges ont sourit
    les ailes sont passes
    j’ai eu des frissons
    ce grand grand sentier
    devenait tout couvert
    couvert de pierres
    arbres nuages
    et de bruyere
    – oh non oh non
    mais qu’avez vous fait? –
    Pas nous ma chere..
    c’est vous
    c’est vous
    c’est a vous de le defaire
    je me suis assise
    sur cette route cloturee
    que faire que faire
    combien de peine
    a tout nettoyer
    sans mon Jofiel
    sans cet ange brave
    je ne saurais ni quoi
    ni comment tout defaire
    chaque heure nouvelle
    chaque en silence
    il me chuchotte
    me tout explique
    ca me fait douce
    et ca me fait dure
    comment c’est possible
    savoir – inutile
    je sais quoi faire
    je sais quoi porter
    quels mots enlevent pierres
    quels chansons chasse la bruyere
    quelle couleur de ma robe belle
    laisse trouver le trajet
    trajet parmi les fleurs
    les arbres et arbustiers

    14/15 . 6. 2021

    ———————————-
    350
    ***
    ?pardonner
    pardonner …
    ..pardonner
    par donner
    cette chance
    chance ? moi
    chance ? toi
    ? mon coeur
    ? ton coeur
    tu reouvres
    portes
    et mures
    tombent enfin
    par
    donner
    choses du passé
    qu’au passé
    et ? rien d’autre
    par donner
    ? cet amour
    un peu de douceur
    un doux don de coeur
    peut ?tre rempli
    comme un v?u
    notre amour
    enfin si libre
    de toutes ces chaînes
    de voir
    d’devoir
    de pardonner
    et pardonner
    et tout encore
    sans fin sans fin
    et si t’imagines
    que tout est l?
    je t’ai dit oui
    tu m’as dit oui
    tout pardonné
    de moi ? toi
    de toi ? moi
    peux tu imaginer
    qu’enfin enfin
    ce don de pardon
    serait gratifié
    de toi
    ? toi

    ——————–
    351
    tłumaczenie tekstu piosenki Kokab i Beatchild
    Take me down to the river full of fire
    I know, I know I’m jumping down with you
    Until there’s nothing left but our demons and desires
    I know I won’t be close enough to you
    I know the road is dark and heavy
    Leading to you
    But when I do
    I ll be getting to the bottom of you
    Doesn’t matter what I gotta go through
    Ain’t no matter where you go
    I go, left, right, up, down, down to the bottom, bottom
    Get into the bottom of you
    I’m gonna get to the bottom, bottom of you
    I’m gonna get to the bottom, bottom of you
    I’m gonna get to the bottom, bottom of you
    Prends moi a la riviere toute en flammes
    Je sais que je vais sauter avec toi
    Tant qu’il n’y a plus rien qu’nos demons desir et drame
    Je sais que je ne serais pres assez de toi
    Hmmm je sais qu’la route est noire et dure
    Menant a toi
    Mais quand je ferai ca
    J’atteindrai les profonds de ton coeur
    Peu importe tous mes maux et douleurs
    Ou que tu vas moi j’irai avec toi
    Gauche droite haut bas
    J’atteindrai les profondeurs de ton coeur
    J’atteindrai les profondeurs de ton coeur
    J’atteindrai les profondeurs de ton coeur

    —————————-
    352
    ***
    je suis si perdue
    aujourd’hui
    ah que ca vienne
    est-ce que ca vient?
    que ca vienne
    je reve de tes bras
    autours de moi
    noirs
    mes peines
    qu’elles s’ensoleillent
    qu’elles se dispercent
    q’ne m’ensorcellent
    je veux que ca vienne
    a peine
    oh tout a peine
    mais pourtant
    je te vois
    ah je te vois
    et tes bras
    autours de moi
    autours de miens
    en noir et blanc
    cette vieille pellicule
    que ca devienne
    en moi la joie
    moi blanche toi noir
    dans une etrainte
    toute eternelle
    21.7.2021
    ——————————
    353
    ***
    dans la tour
    elle attend
    toutes les murs
    ne veulent s’effondre
    cheveux longs
    poussent sans fin
    et pourtant
    il ne vient
    appelle le
    peux-tu non ?
    non je ne peux
    sirene me gronde
    sirene mouette
    sirene ma soeur
    me parle dans ma tete
    chanter c’est bien
    rever c’est bien
    silence est meilleur
    silence est meilleur
    pourtant je ne peux
    enfermer ma voix
    mon corps m’emprisonne
    ma voix veut liberte
    j’n’ecoute plus la sirene
    Andersen ferme les yeux
    j’heurte ma voix
    je chante en pleures
    doucement
    mais avec foi
    dans ma tour
    ma tresse dehors
    glisse sur murs
    touche des herbes
    patiement
    impatiement
    le vent siffle
    meurt le vent
    les temps viennent
    vont les temps
    et la au loin
    la je l’entends
    cette autre reine
    qui ses cent ans
    passe avec broche
    dans są p’tite main
    par terre dans la tour
    ou l’espoir etait mort
    est-ce qu’elle attend?
    est-ce qu’elle le guette?
    ce roi charmant
    qui serait moins poete
    et plus homme de chair
    est-ce qu’elle attend?
    Apres cent ans?
    Et pourquoi non
    le vrai secret
    de tours et murs
    de rois de reines
    d’attentes sans fin
    et de dormir
    dormir sans peine
    et vivre la vie
    tout a l’ancienne
    sans trop d’espoir
    sans trop de heine
    ————————–
    354
    ***
    śnił mi się pożar
    pożar na ścianie
    pożar w mej głowie
    niech już przestanie
    niech się ugasi
    lecz w ścianie lustro
    lustro maleńkie
    całkiem jak otwór
    i tam ten pożar
    pożar istotny
    pożar mój Boże !
    pożar bez celu
    bez krzyków – gorze!
    Boże mój Boże
    ja jednak krzyczę
    boję się stosów
    lasów o świcie
    w płomieniach słońca
    tak bardzo realnie
    boję się siebie
    boję swej duszy
    gdy rano budzi
    ciało szeptami
    wstawaj – czas ruszyć
    w podróż daleką
    wstawaj masz w duszy
    Lunę świetlistą
    siostrę Księżyca
    niech włosy twe płoną
    w słońca zenicie
    niech stopy stapają
    po zgliszczach po żarze
    niech ręce unoszą
    pochodnie w pieczarze
    niech iskra tli się
    niech ogień bucha
    wulgan nie zgaśnie
    choć jesteś krucha
    pożar nie spali
    włosów o cal lecz
    bądź zawsze wodą
    płyń dłońmi z tonią
    niech wianki płyną
    niech wianki płoną
    21.7.2021

    —————————–
    355
    ***
    si je me coupe en morceaux
    dans quelle partie serait plus d’ame
    parait que ames sont en morceaux
    en petits bouts tels que atomes
    quelle partie d’ame serait plus en flamme
    quand coeur s’enflamme
    feu d’amour entame
    en tout
    partout
    surtout
    chez dame
    24.9.2021

    —————————-
    356
    NA PEWNO NA NIBY NA NIGDY NA ZAWSZE
    Na pewno jestem w doborowym towarzystwie
    desperatów aniołów bogiń femmes fatales
    tych co myślą o idei – boże broń – prozie
    wierzą wiarą niezłomną podsycaną szałem
    na pewno jestem w doborowym towarzystwie
    wzbudzam swoim urokiem entuzjazmu fale
    tam gdzie niebo wydaje się jechać na wozie
    i tam hen gdzie krzyż mały mierzy nieba skalę
    na pewno moje dłonie kryją mnie codziennie
    przed wzrokiem moim własnym kradzionym przez lustra
    nie wiem jak chronić duszę gdzie znaleźć opiekę
    myśl gubię przy studniach dusza jak wiadro pusta
    myślę Brassens miał łatwiej lat dziesięć codziennie
    czcił ciszę bibliotek ranił epoki gusta
    zmysły dusza i wolność sens bycia człowiekiem
    Jeanne czciła. i co dzień całowała go w usta
    myślę Camille żyła w raju. u boku Rodin
    mistrz uczył ją w nią wierzył. brał… tylko jej ciało
    jej geniusz rósł wbrew niemu. chmurnych myśli burza
    rzeźbić serce za wiele. rzeźbić zmysły – mało
    myślę cóż mam czego taki nie dawał Rodin
    matkę co brud w czyste czaruje dłoni parą
    ojca co gdy zamyślę gna z dziećmi w podróże
    ciszę i skrzyp hamaka pod brzozą niestarą
    zgaduję że pod niebem wystrojonym w lazur
    nuty się ustawiały w pieśni melancholii
    a Chopin je nawijał po jednej po krocie
    wkładając długie palce w loki George do woli
    zgaduję że Anais patrząc w morza lazur
    płynęła myślą gibką tam gdzie słowo boli
    by chwilę potem jęczeć w żarkim słońca złocie
    gdy ją Henry rozbierał namiętnie powoli
    zgaduję – mój kochanek marzy o mnie cicho
    czeka chwili stosownej by przybyć z oddali
    słowa me nie dość wieszcze sztuka zbyt prawdziwa
    tudzież może nie chce grać w to w co tamci grali
    i mogę się zapytać co łka we mnie cicho
    czy to Norwida strofy – daleki głos fali
    czy Piaf nuta w wydźwięku lekka acz nieżywa
    czy me serce w kosmicznej życiowej mandali
    22-24. 9 2021

    —————–
    357
    Co tydzień jestem
    Na sądzie ostatecznym
    Tu swiatlo
    Tam mrok
    Oni pytają
    Czy chcesz brnąć dalej?
    Czy czekac?
    Czy mieć nadzieję?
    Czy może już nie.
    Masz prawo być zmeczona.
    Wiemy jak trudny jest każdy krok.
    W zeszłym tygodniu jeszxze chciałam.
    Lecz każdy tydzień jak Brahmy rok
    2021

    NA PEWNO NA NIBY NA NIGDY NA ZAWSZE
    Na pewno jestem w doborowym towarzystwie
    desperatów aniołów bogiń femmes fatales
    tych co myślą o idei – boże broń – prozie
    wierzą wiarą niezłomną podsycaną szałem
    na pewno jestem w doborowym towarzystwie
    wzbudzam swoim urokiem entuzjazmu fale
    tam gdzie niebo wydaje się jechać na wozie
    i tam hen gdzie krzyż mały mierzy nieba skalę
    na pewno moje dłonie kryją mnie codziennie
    przed wzrokiem moim własnym kradzionym przez lustra
    nie wiem jak chronić duszę gdzie znaleźć opiekę
    myśl gubię przy studniach dusza jak wiadro pusta
    myślę Brassens miał łatwiej lat dziesięć codziennie
    czcił ciszę bibliotek ranił epoki gusta
    zmysły dusza i wolność sens bycia człowiekiem
    Jeanne czciła. i co dzień całowała go w usta
    myślę Camille żyła w raju. u boku Rodin
    mistrz uczył ją w nią wierzył. brał… tylko jej ciało
    jej geniusz rósł wbrew niemu. chmurnych myśli burza
    rzeźbić serce za wiele. rzeźbić zmysły – mało
    myślę cóż mam czego taki nie dawał Rodin
    matkę co brud w czyste czaruje dłoni parą
    ojca co gdy zamyślę gna z dziećmi w podróże
    ciszę i skrzyp hamaka pod brzozą niestarą
    zgaduję że pod niebem wystrojonym w lazur
    nuty się ustawiały w pieśni melancholii
    a Chopin je nawijał po jednej po krocie
    wkładając długie palce w loki George do woli
    zgaduję że Anais patrząc w morza lazur
    płynęła myślą gibką tam gdzie słowo boli
    by chwilę potem jęczeć w żarkim słońca złocie
    gdy ją Henry rozbierał namiętnie powoli
    zgaduję – mój kochanek marzy o mnie cicho
    czeka chwili stosownej by przybyć z oddali
    słowa me nie dość wieszcze sztuka zbyt prawdziwa
    tudzież może nie chce grać w to w co tamci grali
    i mogę się zapytać co łka we mnie cicho
    czy to Norwida strofy – daleki głos fali
    czy Piaf nuta w wydźwięku lekka acz nieżywa
    czy me serce w kosmicznej życiowej mandali

    ————————–
    358
    &&&
    czemu pytacie czy piszę
    pytajcie czy są dni gdy nie piszę
    nie
    nie ma takich
    obwieszczam wobec i wszem
    czemu pytacie czy napiszę
    czyż nie możecie
    sami sobie
    napisać
    trzynastozgłoskowym wierszem
    czemu pytacie czemu pisać
    gdy można przecież
    nie
    ach gdyby gdyby tak można
    ale nie można nie
    piszesz gdy czujesz w sercu
    gdy w sercu za dużo łez
    piszesz gdy myśli w głowie
    mącą ci życia bieg
    piszesz gdy nie pisać się nie da
    po prostu nie da się
    piszesz gdy świat jak ocean zalewa
    i plujesz choć jesteś na dnie
    piszesz czy trzeba nie trzeba
    co trzeba kto mówić ci śmie
    piszesz gdy jesteś poetą
    a czy jesteś sam wiesz
    piszesz tańczysz czy śpiewasz
    kreacja rozjaśnia dzień
    piszesz narcyza poemat
    a niszczysz wszechświata cień
    17.9.2021
    copyright@joannacholuj

    ——————–
    359
    +++
    i zdecydowałam
    że tym
    którzy nie życzą mi dobrze
    ja również życzę
    źle
    i zdecydowałam
    że to co kiedyś dałam
    niech wróci
    niech służy znów
    tylko mnie
    i zdecydowałam
    że poświęceń było dosyć
    ust żebrajacych !jeszcze!
    obietnic bez pokrycia
    i dosyć było łez
    zdecydowałam bez odwrotu
    bez żalu bez nadziei
    wszak czas najwyższy nastał
    nakreślić te granice
    I mur postawić tam
    gdzie wpływa tylko złe
    gdzie język tylko łże
    gdzie każdy wszystko wie
    gdzie nie dać a wziąć chce
    JC

    —————————
    360
    ***
    a kto by wytrzymał
    z taką jak ja
    co klnie tak łatwo
    jak pisze poezje
    co z zaskoczenia wpadła w szał
    choć prawda
    nie w ludzi strzela
    lecz puszcza na wiatr
    a kto by wytrzymał
    z taką jak ja
    co nigdy właściwie
    nie mówi dosyć
    a zawsze jeszcze
    och jeszcze proszę
    a potem taniec
    muzyka i gra
    a kto by wytrzymał
    z taką jak ja
    co z sercem na dłoni
    śmieje się w twarz
    kochając na zabój
    i na dnie ironii
    mówi – ?ach tak
    i znika w falach toni
    a kto by wytrzymał
    z taką jak ja
    kocha ją ocean
    kochają niebiosa
    ?a umiesz ją kochać
    na „nie” i na „tak”
    w okręgu i w poprzek
    i czy ją dogonisz
    ale jeden wytrzymał
    z taką jak ja
    bez trudu potrafił
    zamknąć płomień w ziemi
    nabrać wiatru w skrzydła
    zamknąć usta ciszą
    i było tego dosyć
    aby tańczyć wokół
    361
    ==========
    et qui se tiendrait
    avec une comme moi
    qui jure si facilement
    qu’elle écrit de la poésie
    qui tombe dans une frénésie par surprise
    bien que vrai
    elle ne tire sur les gens
    mais laisse aller au vent
    et qui se tiendrait
    avec une comme moi
    qui n’en a jamais assez
    ne dit assez jamais
    et toujours – encore
    oh encore – s’il te plait
    puis danse
    musique et jeu
    et qui se tiendrait
    avec une comme moi
    avec le coeur dans la paume de sa main
    elle rit au nez
    aimant ? mort
    et au fond de l’ironie
    elle dit -? oh oui ?
    et disparaît dans les vagues des eaux
    et qui pourrait supporter
    une comme moi
    l’océan l’aime
    aiment les cieux
    ? et peux-tu l’aimer
    ? „non” et ? „oui”
    en cercle et a travers
    et est-ce que tu la rattraperas
    mais un a tenu
    avec une comme moi
    il pouvait facilement
    fermer la flamme dans le sol
    attraper le vent dans ses ailes
    fermer les levres avec la silence
    et c’était assez
    pour danser autour

    362 =========
    and who could stand it
    with one like me
    who swears so easily
    as she writes poetry
    who fells into a frenzy by surprise
    though true
    is not shooting at people
    but lets it go to the wind
    and who could stand it
    with one like me
    who never actually
    does say – enough
    and always more
    oh more. oh please
    then dance
    music and game
    and who could stand it
    with one like me
    who with the heart in the palm of her hand
    laughs in your face
    loving to death
    and at the bottom of irony
    she says -? oh yes
    and disappears in the waves of the waters deep
    and who could stand it
    with one like me
    the ocean loves her
    love the heavens
    ? and you can you love her
    to „no” and to „yes”
    in a circle and across
    and whether you will catch up with her
    but one held
    with one like me
    he could easily
    close the flame in the ground
    draw wind into his wings
    close the lips with silence
    and it was enough
    to dance around
    26.9.2021

    ————————-
    363
    ***
    a gdy się światło syci niebem
    ziemia kwitnie
    na dnie ptasich gniazd
    gdzie puch piór
    gdzie pył ziemi
    i nakrapiane zielone skorupki
    które zostawił ten
    co wzniósł się
    na skrzydłach dwu
    pomiedzy konary
    w szeleście zieleni
    w zaciszu chmur
    odpływa wolny
    ruchem powolnym
    jak łódź na fali
    na wiatru dłoniach
    kołysz mnie kołysz
    unoś gdy spadam
    puść mnie gdy gonię
    i gdy to światło syci się niebem
    chcę być zielony
    na zawsze pomiędzy
    a jednak złączony
    26.9.2021
    ——————————
    364
    czasami życie bywa
    skurwysyńsko bezsensowne
    masz tę naturę
    fruwania w chmurach
    ale ciało tak cię boli
    gdy ktoś cię dotyka
    że musisz do niego zbyt często wracać
    i gdzieś tam w okolicy stóp
    czujesz siebie
    na dnie
    czasami życie bywa
    skurwysyńsko bezsensowne
    umiesz kochać ja nikt nigdy nie umiał
    lecz życie topi tę twoją miłość
    w oparach absyntu
    i depcze
    milion razy
    czasami życie bywa
    skurwysyńsko bezsensowne

    ———————-
    365
    ***
    ce jour la
    mes pieds etaient tant
    fatigues
    je desirais
    repos
    vue de la mer
    son de chants
    des oiseaux
    gout du cafe
    delicatesse du gateau
    ce jour la
    mes pieds etaient si
    fatigues
    que decidait d’eux memes
    ou aller
    pas loin alors
    etait ce cafe
    tout en lumiere
    d’air
    de la mer
    son nom etait
    lumiere meme
    et c’est la
    que je l’ai vu
    et c’est la
    qu’il m’a vu
    nous deux
    illumines
    pourtant qui
    vu
    surement pas nous
    ce ombre epais
    glissant lentement
    entre nos mains
    entre nos mots
    nous separant
    bien doucement
    comme par politesse
    ah ce jour la
    oh ce jour la
    qui nous revient
    un an apres
    oh! donne nous un peu
    juste un petit peu
    de cette lumierre
    de cet amour
    de cet espoir
    de mots qui tremblent
    de mains qui desirent
    de yeux qui veulent
    promesses qui tiennent
    la vue qui dure
    rencontre en amour
    avenir qui rassure…
    ———————————
    366
    ***
    gdy dziś rano okręcałam czakry
    wszystko świeciło do środka
    a potem przykryła mnie czerń
    i fioletowy welon
    tak
    może powinnam już
    przykryć się
    muszlą
    świat jest zbyt twardy
    dla mnie
    ja zbyt
    delikatna
    mówisz mężczyzna
    ja nigdy nie wiem
    kto wrogiem
    kto przyjacielem
    zawsze tak samo
    kocham
    wybaczam
    mówisz życie
    piękne jest
    tak
    i młodszy krasnoludek mówi
    a kto mnie będzie leczył
    mamo
    raz enty odpowiem na twoje pytanie
    choć nuży czasami przydługie gadanie
    czyś wolna?
    niewolna
    jam w duszy związana
    bo płonie w niej ogień
    od rana do rana
    wiec nie. jam niewolna
    choć czasem
    niewinnie
    niecalkiem
    swawolna

    ———————–
    367
    ***
    ne me dites pas
    que vous savez
    mieux
    vous n’etes pas moi
    et moi
    je ne suis pas comme les autres
    pas meme comme les autres
    qui disent
    que ne sont pas
    comme les autres
    meme si cela vous parait
    vaniteux
    que ca sera
    ainsi
    et je vous dis
    je suis unique
    il est unique
    et ce qui nous lie
    est tout unique
    pas beaucoup d’ames ici
    comme moi
    comme lui
    pas beaucoup d’histoires
    si similaire
    ne me dites pas
    que vous savez
    tout
    ah flammes jumelles
    et autres
    centaines d’elles
    au monde maintenant
    et tout le monde
    le veut
    le desire
    non non
    ne me dites pas
    que vous savez
    vous savez rien
    ou moins que rien
    l’ame partage
    vies qui se joignent
    desir qui se renforce
    d’etre pres
    pres l’un de l’autre
    ne me dites pas
    que vous vivez
    tout tout pareil
    la meme histoire
    ne me dites
    que le monde entier
    est plain d’histoires
    juste comme la notre
    et bien je dis non
    vous savez rien
    comprenez rien
    donc mieux est rester
    rester en silence
    j’accepte vos histoires
    j’entends vos conseils
    mais ca ne me touche
    ca ne me concerne
    c’est inutile
    c’est souvent louche
    personne ne peut
    savoir ce que je vis
    personne ne peut
    savoir que faut faire
    il n’y a que moi
    il n’y a que lui
    nous le savons
    meme eloignes
    savons le debut
    savons l’enfer
    savons la fin
    et tout ce qu’il faut faire
    pour s’entre-aider
    pour se reunir
    karma c’est autre chose

    vies de deux
    corps humains
    avec l’ame
    partagee
    c’est le destin si complique
    plain de nuanses
    dans ce boulot
    de s’entre-aider
    que vous ne pouvez
    null
    rien comprendre
    il n’y a que moi
    il n’y a que lui
    nous le savons
    et comprennons
    les anges sont tout pres
    nous menent en avant
    e

    ———————–
    369
    Ode aux HARICOTS

    J’ai brule les haricots
    bon
    ils etaient peut-etre deja
    morts
    depuis plusieurs jours
    dans le frigo
    tu ne voulais surement
    pas
    que je les mange
    dieu
    et puis
    ils n’etaient pas
    comme il faut
    vert de chakra de coeur
    est la couleur
    propre
    pour une femme
    tellement coeur
    sur la main
    tendue
    j’ai brule les haricots
    les couches d’odeur
    tellement epaisses
    qu’on peut les voir
    de l’oeil nu
    un peu de couleur
    fonce gris noir

    qui s’ souviendra
    de quelle couleur
    etaient ces fins
    tant deja morts
    haricots
    jaunes
    j’ai brule les haricots
    pourquoi mon dieu
    cette cuisine
    a kilometres
    de mes pensees
    de doigts longs d’ardeur
    et plains de travail
    sur ordinateurs
    je les ai brule
    meme pas une fois
    y a ange guardien
    special envoye
    pour garder cette femme
    d’accidents et d’oublis
    si quotidiens

    je les ai brule
    et je brule toujours
    d’envie de savoir
    pourquoi mon dieu
    putain pourquoi
    y a haricots
    a cuisiner
    et en meme temps
    visions et foi
    pourquoi haricots
    me sont quotidiens
    faire a manger
    a trois bouches grandes
    est un devoir
    et il me gronde
    quand je pense trop
    de livres poemes
    idees qui seconde
    ne veulent me attendre
    ecris mais ecris !
    dit le! exprime le!
    fait le! enfin
    pour nous tous
    nous humains
    te le demandent
    et puis
    haricots
    meurent tristes
    solitaires
    car je ne sais toujours
    comment joindre moi meme
    a cette autre
    moi meme
    haricots
    je les aime bien
    etre assise
    les couper
    sourier et faire que ca
    je voudrais
    oh que je voudrais
    etre une femme
    tellement simple
    tres a terre
    tres de raison
    tres tres mere
    tres tres
    heureuse
    d’etre juste la
    aux haricots
    avoir mari
    avoir enfants
    et meme beaucoup
    et cuisiner
    et cuisiner
    et faire plus rien
    et etre gaie
    casseroles plaines
    de joie de vivre
    plaines de sourire
    et d’haricots
    pourquoi mon dieu
    pourquoi explique
    tu me donne haricots
    et meme pas verts
    si une seconde
    apres avoir fait
    je n’suis plus la
    je suis sur mes ondes
    si tu me voulais
    tellement foi profonde
    si tu me voulais
    tellement visionaire
    pourquoi tu me donnais
    trop de gout
    de nature
    trop d’amour
    pour enfants
    trop de silence
    ou je dois dire „non”
    y a les femmes
    ou haricots
    sont tellement verts
    et tellement beaux
    leurs casserolles
    se font toutes seules
    aux mains d’cusinieres
    et femmes de menage
    y a certaines femmes
    leurs ongles sont longs
    maisons trop grandes
    maris tant absents
    et pourtant pas
    meme une seconde
    elles n’y pensent pas
    aux haricots
    et encore moins
    aux idees belles
    qu’humanite
    attendent en peine
    et moi toute petite
    que veux tu dieu
    oui surement oui
    tu m’a appris
    en incarnations
    et tant tant d’elles
    tu m’a appris
    appris a tout faire
    mais est-ce necessaire
    de faire ce tout
    quand sais tu…
    tu sais?
    parfois je veux
    ne faire qu’une chose
    rester en paix
    sans une pensee
    les voir tous beaux
    dans mon frigo
    sortir et cuire
    et rester la
    toute la journee
    avec mes beaux
    ah tellement beaux
    exclusivement
    juste haricots
    mes haricots
    10.8.2021 JC

    ————————
    370
    ***
    et quand je tends ma main a toi
    prends la
    et protege moi
    et quand je donne mon corps a toi
    prends le
    et protege moi
    et quand j’ouvre mon coeur a toi
    crois moi
    et aime moi
    mais quand je ne me rends pas
    docile
    dans mon ame
    ne la touche pas
    n’essaye de la garder par force
    pas besoin de la proteger
    je suis tres forte en moi
    profondement
    si forte qu’en mon ame
    c’est moi qui te protege
    comprends cela
    22.7.2021

    ——————
    371
    ***
    dans la tour
    elle attend
    toutes les murs
    ne veulent s’effondre
    cheveux longs
    poussent sans fin
    et pourtant
    il ne vient
    appelle le
    peux-tu non ?
    non je ne peux
    sirene me gronde
    sirene muette
    sirene ma soeur
    me parle dans ma tete
    – chanter c’est bien
    rever c’est bien
    silence est meilleur
    silence est meilleur
    pourtant je ne peux
    enfermer ma voix
    mon corps m’emprisonne
    ma voix veut liberte
    j’n’ecoute plus la sirene
    Andersen ferme les yeux
    j’heurte ma voix
    je chante en pleures
    doucement
    mais avec foi
    dans ma tour
    ma tresse dehors
    glisse sur murs
    touche des herbes
    patiement
    impatiement
    le vent siffle
    meurt le vent
    les temps viennent
    vont les temps
    et la au loin
    la je l’entends
    cette autre reine
    qui ses cent ans
    passe avec broche
    dans są p’tite main
    par terre dans la tour
    ou l’espoir etait mort
    est-ce qu’elle attend?
    est-ce qu’elle le guette?
    ce roi charmant
    qui serait moins poete
    et plus homme de chair
    est-ce qu’elle attend?
    apres cent ans?
    et pourquoi non
    le vrai secret
    de tours et murs
    de rois de reines
    d’attentes sans fin
    et de dormir
    dormir sans peine
    et vivre la vie
    tout a l’ancienne
    sans trop d’espoir
    sans trop de haine
    21.7.2021 copyright@joannacholuj
    ———————–
    372
    ***
    śnił mi się pożar
    pożar na ścianie
    pożar w mej głowie
    niech już przestanie
    niech się ugasi
    lecz w ścianie lustro
    lustro maleńkie
    całkiem jak otwór
    i tam ten pożar
    pożar istotny
    pożar mój Boże !
    pożar bez celu
    bez krzyków – gorze!
    Boże mój Boże
    ja jednak krzyczę
    boję się stosów
    lasów o świcie
    w płomieniach słońca
    tak bardzo realnie
    boję się siebie
    boję swej duszy
    gdy rano budzi
    ciało szeptami
    wstawaj – czas ruszyć
    w podróż daleką
    wstawaj masz w duszy
    Lunę świetlistą
    siostrę Księżyca
    niech włosy twe płoną
    w słońca zenicie
    niech stopy stąpają
    po zgliszczach po żarze
    niech ręce unoszą
    pochodnie w pieczarze
    niech iskra tli się
    niech ogień bucha
    wulkan nie zgaśnie
    choć jesteś krucha
    pożar nie spali
    włosów o cal lecz
    bądź zawsze wodą
    płyń dłońmi z tonią
    niech wianki płyną
    niech wianki płoną
    21.7.2021

    —————–
    373
    Prends moi a la riviere toute en flammes
    Je sais que je vais sauter avec toi
    Tant qu’il n’y a plus rien qu’nos demons desir et drame
    Je sais que je ne serais pres assez de toi
    Hmmm je sais qu’la route est noire et dure
    Menant a toi
    Mais quand je ferai ca
    J’atteindrai les profonds de ton coeur
    Peu importe tous mes maux et douleurs
    Ou que tu vas moi j’irai avec toi
    Gauche droite haut bas
    J’atteindrai les profondeurs de ton coeur
    J’atteindrai les profondeurs de ton coeur
    J’atteindrai les profondeurs de ton coeur
    Trad. Joanna Choluj.
    Bottom of you

    ————————-
    374
    ***
    mon corps et ma voix
    c’est pas tout a fait la meme chose
    si je veux mon corps parler
    je dois me silencer
    toi et moi
    c’est pas tout a fait
    la meme chose…

    ————————–
    375
    ***
    oh Azrael
    peux tu me serrer
    fort
    avec tes ailes
    cent
    pour que je ne sente
    plus rien
    au moins
    pendant
    minute
    toute
    entiere
    2001

    ————————-
    376
    ***
    Siadam na schodach i patrzę
    na wierzchołki drzew
    kołysanie brzozy
    ptaka który powyżej
    nie dotyka jej nawet cieniem
    i pomyśl że szukam cię już od tylu lat
    boję się
    zetknięcie ducha i materii może być
    bolesne
    ale nastąpi
    jak w niebo wzięcie
    września wrota
    uniesienie w lo(t)cie
    wejdę w swoje stare wcielenie
    rahu podniesie swój wielki łeb i złapie ketu
    za ogon
    odblokuje się energia przeszłości
    zetkną się dwa wierzchołki brzóz
    zejdzie się góra z górą

    a może inaczej
    nie stanie się nic
    absolutnie nic
    tylko wierzchołki drzew będą kołysać się trochę
    inaczej
    a ptak który powyżej
    zaśpiewa we mnie
    w obcym języku

    28.7.2020

    ———————-
    377

    ***
    mam maleńkie piersi
    i dotykam je codziennie
    wkładam w dłonie i pytam
    co wam trzeba

    mam maleńkie stopy
    i stawiam je ostrożnie
    jedna obok drugiej
    czy jest wam wygodnie
    bo nie wiem

    mam maleńkie dłonie
    i łapię nimi piórka
    ptaków co odfrunęły
    na brzeg tamtego podwórka

    nie chcę wielkiego domu
    bo mnie połknie i wessie
    chcę by miał wiele okien
    okien wielkich. I ogień
    niech się pali w kominie
    i niech pali się co dzień

    nie chcę drzwi zamykanych
    na sto spustów i więcej
    chcę haczyków i klamek
    i tych zaklęć niezbędnych
    dla otwarcia sezamu

    nie chcę księcia na koniu
    ani zamku z podzamczem
    i tym bardziej nie – wieży
    nawet gdybym ci miała
    włosy z wieży powierzyć

    chcę by oczy me wielkie
    ogrom świata przejrzały

    chcę mieć ogród jak przestrzeń
    i na przestrzał wspaniały

    chcę by drogi z ogrodu
    szły we wsze strony świata

    chcę móc wracać do domu
    w raju na krańcu świata

    chcę byś ty to zbudował
    dom i piec i kres świata
    4.2022

    ———————
    378
    ***
    dotknij świata delikatnie
    nie potrzeba mocnych wrażeń
    kropla wody łapa kocia
    na rozgrzanej w słońcu dłoni
    dotknij świata delikatnie
    nie hałasuj nie przywołuj
    przyjdą pieśni w cichym wietrze
    przyjdą gdy zapomnisz o nich
    dotknij świata delikatnie
    nie przyspieszaj biegu rzeki
    co nie twoje już odeszło
    co jest życiem wciąż jest w tobie

    24.4.2022

    ———————
    379

    *prawdziwie kobieco **

    nic nie zrozumiałeś
    nie pokazuję ud aby wpaść ci w oko
    nie zakładam falującej sukienki aby wzburzyć twoje morze
    nie staram się zaistnieć jakoś szczególnie
    w twoim świecie
    właściwie
    mam to głęboko w poważaniu
    jaki jest ten twój świat
    bywam tam
    przechadzam się
    wchodzę tam boso
    a jednak zostawiam ślady
    może dlatego że stopy zawsze mam
    mokre
    nic nie zrozumiałeś
    nie interesujesz mnie
    czasem zawieszę wzrok na tym zamku
    który zbudowałeś
    ma piękne kręte schody
    tak kręte jak moje wypowiedzi
    jak moje włosy gdy wreszcie je spuszczam z uwięzi
    warkoczy
    tak kręte jak moja dusza
    …czasem nawet chcę tam wejść i mieszkać
    zmieścić tam wszystko
    całą siebie
    ale nie da się
    lubię twoje zamki
    buduj je dla mnie
    na pewno kiedyś wejdziemy na te kręte schody
    przecież ktoś musi
    po nich chodzić
    i lubię siedzieć przy ogniu
    który rozpaliłeś w kominku
    i szczególnie lubię gdy moja suknia łagodnie zsuwa się
    ze stopni
    i gdy mnie dotykasz
    i jest spokojnie
    i wieje wiatr
    ale nie tu w zamku
    tylko tam
    nic nie zrozumiałeś
    nie dotykam się żebyś ty chciał mnie dotknąć
    nie wiem nawet co masz na myśli
    i po co
    te nalegania
    nie uwodzę cię bardziej niż mnie uwodzi wiatr
    nie śpiewam ci czulej
    niż czule śpiewa mi ptak
    ja tylko staram się być jak oni
    jak anioły nad głową
    jak mrówki pod stopami
    jak ptaki w niebie
    jak wiewiórki na gałęziach
    jak dzieci chlapiące się wodą
    nic nie zrozumiałeś
    i nie musisz
    możesz za mną iść jeśli chcesz
    nie mam wpływu na to co czujesz
    nie zawsze interesuje mnie to co myślisz
    w ogóle cię nie rozumiem
    po prostu jestem
    sobą
    po prostu chcę istnieć
    nic nie zrozumiałeś
    nie chodź za mną krok w krok
    tu jest granica
    a tu otwarte
    nic nie zrozumiałeś
    i nie zrozumiesz
    że ty chcesz czegoś ode mnie
    a ja po prostu chcę BYĆ

    22. 4. 2022
    ———————-
    380
    ***

    jaka ja jestem
    pytał poeta
    staropolskim wierszem
    pytał i Witkacy pytał i Gombrowicz
    zerkała Świrszczyńska z ciekawością w oczach
    nie chciała Osiecka
    szkło świeciło jasno
    Sęp Szarzyński szarzał
    przy każdym odstępstwie
    potakiwał cicho barokową ciszą
    gdy pisałam – wierzę
    wiesz przecież kochany
    tak samo jak ty
    tak samo zabłąkana
    tak samo splątana
    w oksymoron smaku
    trochę zbyt pokorna
    trochę zbyt bez taktu
    pytała Morsztynów
    rodzina niemała
    pytał zaś szczególnie mój umiłowany
    Stach nie Jan a jakże
    co nie chciał być znany
    co swą Andromachę
    pisał niestrudzenie
    pisał tak latami
    ja potakiwałam – pisz kochany pisz mi
    ile jeszcze kobiet
    ile jeszcze piśnie
    serce moje z bólu
    ile raz powiem
    to nie ty mój królu

    czy jestem niewierna
    pytał mnie Żeromski
    rzekę rwącą rzekę
    wiernie czczę co wieczór
    czy jej brzegi zwiedzam
    czy znam każdy kraniec
    czy uczucia rwące tak mnie pchają w taniec
    czy krwawię otwarcie
    czy raczej w ukryciu
    pytała i Gretkowska
    lecz jej nie odpowiem
    tak bardzo kochałam
    lecz to dni minione
    opowiem Anais
    mej umiłowanej
    o prozie wulgarnej
    jak to mówią chamy
    o prozie romantycznej
    do bólu wskroś ciała
    o prozie erotycznej
    i wierszach które żebrzą
    o chwilę uwagi
    u tych pruderyjnych
    co mają je za nic

    opowiem Anais
    bo wie co to tabu
    bo skorpion ją ściskał
    jak i mnie spuszczając
    z łańcucha emocje
    puszczając latawiec
    wolnych myśli w słowach
    wolnych niczym zamieć
    opowiem Anais
    bo zna tysiące granic
    które i ja poznałam
    bo byłam z drugiej strony
    księżycowej ciemni
    ale byłam przecież
    zawsze byłam w pełni
    opowiem mej Virginii
    która tak pisała
    ból był w każdym palcu
    w każdej części ciała
    ból tak poćwiartowany
    że nie dał się złożyć
    tak widziała życie
    i tak chciała tworzyć
    pokój był jej znany
    jej pokój samotny
    za drzwiami stał mąż
    wsparcie i opoka
    a jednak nie przeszła
    popłynęła wzrokiem
    hen na krańce rzeki
    rzeki bez odwrotu

    opowiem Marysi
    w surowych okularach
    o nocach bez grzechu
    nocach pełnych pełni
    gdy grały zmysły duszy
    marsza weselnego
    flow mojego ciała
    gdy wena spływała
    moc w noc się otwierała
    jeszcze jeszcze i jeszcze
    i wciąż było mało
    gdy wiedziałam wszystko
    to co wiedzieć miałam
    nawet jeśli oni
    pukali się w czoła
    wyczuwali dramat
    opowiem bo zrozumie
    bo Pierre stał tuż za nią
    bo szeptał jej – ja jestem
    bądź tam gdzie być miałaś
    opowiem Hildegardzie
    która tak mi bliska
    że z duszą się jej spajam
    gdy w modlitwie pływam
    opowiem mojej świętej
    bo przecież jest we mnie
    jest w każdej cząsteczce
    bo ja nie zapomniałam
    tak samo odważna
    tak samo nieśmiała
    dusza się się rozrasta
    lecz aż tak nie zmienia
    istota zostaje
    cały czas ta sama
    tak na wskroś słowiańska
    tak wpisana w ciało
    tak bez kompromisu
    tak cudnie łagodna
    tak głęboka w duszy
    tak mocno kochała
    to co najłatwiejsze
    artyzm śmiech i wzruszeń
    tysiące w obłokach
    ale popatrz Hilda
    nawet ty wiedziałaś
    jest czas na czekanie
    lecz i czas na prawdę całą
    komu dziś powiedzieć
    komu dziś zaufać
    tyle było żali
    tyle było skruchy
    cienie zmarłych błądzą
    co noc po mym pokoju

    wszystkim im opowiem
    opowiem niepokój
    opowiem tym najdalszym
    opowiem tym sprzed chwili
    wszystkich was tak kocham
    jakbyście tu byli
    przypominam siebie
    na koniu i z mieczem
    z warkoczem do ziemi
    przez stepy o zmroku
    przez lata przez tysiące
    obrazy przenikają
    pamiętam zapach piasku
    dźwięk indyjskich pieśni
    I szorstkość papieru
    nieruchomość ciała
    recytację i ciszę
    wszystko to wracało
    i wraca codziennie
    nieustannie wokół
    wszyscy których pragnę
    których tak kochałam
    którzy mnie kochali
    oni są tu cali
    wirują w oddali
    nigdy nie odejdą
    nasza mądrość cała
    splata się w tym tańcu
    sacrum i profanum
    granice są wszędzie
    granic nigdzie nie ma
    powiesz słowo
    wejdziesz
    na szczyt zrozumienia
    powiesz dwa
    upadniesz
    tak nisko że nie wiesz
    czy mówisz boś człowiekiem
    czy jak ptak mówisz śpiewem

    2021
    ————————–
    381
    ***

    i za co lubisz ty tę kobietę
    nieznośnie lekkie rzuca słowa
    które jednakoż dotknąć głęboko
    potrafią
    jak strzałka zatruta
    złośliwa nie całkiem
    to sen tylko sen
    no przecież spać lubisz
    nie krzywda to więc

    i czemu patrzysz w oczy tej kobiety
    zmienna jest niby
    światło w dzień słoneczny
    i prześwit
    gdy patrzysz poprzez swe palce złączone
    niewiele ratuje
    przeciwnie
    chce się to płynne złoto
    czerpać
    i łowić niby
    złotą
    migającą
    w rozbłyskach słońca i fal
    syrenę
    rybkę
    kobietę

    za co kochasz ty tę…
    ciemność głęboka
    nie znajdziesz dna
    w chaosie się kończy i nie wiesz gdzie
    sam
    uczucia splątane i myśli takowoż
    i po co ten napływ
    i gdzie tu dopowiedź
    najczęściej miejsca nie znajdziesz dla siebie
    bo mówi bez końca
    i w końcu do siebie
    bo ciebie rozumie
    a siebie
    ni trochę

    i po co słuchasz ty tej kobiety
    i wzrokiem tam wodzisz
    w myślach unosisz
    i płynąć chcesz razem
    nie myśleć co potem
    niestała jest w słowie
    niestała w obrazie
    archetyp tak zmienny
    jakby kuty w wodzie
    przyłożysz swe dłonie i usta
    i ginie
    a ty już myślałeś
    że choć w mroźnej zimie
    zatrzyma się w pędzie
    zatrzyma się w lodzie
    a gdzie tam zatrzyma !
    jest jeszcze tym bardziej
    och bardziej łyskliwa
    na śniegu odbija tysiącami wspomnień
    ostatnie olśnienia
    kryje nieprzytomnie
    w sercu zrozumienie
    i miłości płomień

    2021
    ———————–
    382

    ***

    taki to los. dziwaczny los.
    takie to sploty. te kosy i kosze.
    w numerologii trzy trójki noszę.
    trójki jak usta. trzy razy Tak.
    pocałuj mnie proszę.
    pokochaj na zabój.
    kochając nie zabij.
    kochaj mnie kochaj..
    choć nie wiem jak…
    bo skąd mam wiedzieć.
    wszystkiego się uczę.
    takie to życie.
    życie wciąż w skrusze.
    och.. jak kochałam. jak bardzo bardzo..
    te wieki temu. w tych życiach zaprzeszłych.
    kochałam miliony.. miliony mężczyzn.
    i za miliony
    cierpiałam katusze.
    a żeby jeszcze…
    to miało swój koniec…

    o nie tak łatwo.
    zakończyć te męki..
    gdy rozdawało się..
    stulecia i wieki
    wszem wobec i wszędy..
    rozliczne swe wdzięki
    śmiechu swego dźwięki
    perły z naszyjnika
    sypały się nie raz..
    perliście skrzyły w słońcu
    błyszczyki i kolczyki

    o nie tak łatwo
    kosze pleść z wikliny
    zamknąć linię w koło
    domknąć cykl karmiczny
    poczuć ulgę w duszy
    spocząć nago w ciszy
    o nie tak to prosto
    kwadraturę koła
    lekko choć naruszyć

    o nie tak to łatwo
    wyjść spod czaru liczby
    gdy czarować było
    najprościej pod słońcem
    gdy diadem na skroni
    sztylet tuż pod suknią
    a różdżka w twej dłoni
    magia codziennością
    kręgi zaś rutyną
    cóż że czas ten minął
    jeśli pęta tkwią
    skąpane w urokach
    powleczone czarem
    zamknięte w moc liczby
    koloru i gestu

    o nie prosto teraz
    nie prosto po prostu
    powiedzieć – już dosyć..
    dosyć bowiem nie ma…
    nigdy doświadczenia…
    sycić się nie wolno
    błahym rezultatem
    trzy trójki z urodzenia
    trzy trójki do śmierci
    pocałunki Parek
    pocałunki wiedźmie

    a co znaczą one
    wiedzieć warto teraz
    ciąg karmiczny znaczą
    trzy sześć dziewięć zliczysz
    pierwsza trójka jak kreacja
    czar i urok. artyzm nagi
    obraz prosi o uwagę
    płótno wzdycha kolor rządzi
    taniec ruch hen pod firmament
    druga trójka kocha słowa
    komunikat jest jej drogi
    tam gdzie idę wszędzie dźwięki
    mego głosu mej piosenki
    trzecia trójka jak kobiecość
    szelest sukni dotyk dłoni
    dotyk dotyk niech Bóg broni
    …gdzież Bóg serce me dogoni
    w tej pogoni
    w tym pożarze
    w tej pożodze
    w tym tajfunie
    a jak spadnę
    a jak spłonę
    to nie szkodzi
    wciąż umieram
    wciąż się rodzę
    wciąż na nowo
    drzwi otwieram:
    witaj jestem…. o to trwało..
    tylko chwilę. tylko moment.
    ileż lat mnie tu nie było..
    czy pamiętasz?
    nie pomnę wcale…

    a co jeśli ja już nie chcę
    nie i koniec
    dosyć basta
    kręgi w koło
    obręcz ciasna
    tej niewoli kres już głoszę
    wyzwolenia pragnę… proszę…
    Bóg się schyli uśmiechnięty
    szelma stary
    szelma drogi

    a… już dosyć..? moja miła
    nie tak łatwo. nie tak prosto
    … drogi kres … któż zna jej ściegi?
    .. a y? ty nie znasz?
    ..o niepodobna. Niech Bóg mnie broni!
    znać ściegi drogi..
    rzecz to jest twoja
    ja tylko patrzę
    już sezon kolejny..
    ciekawie.. lub mniej..
    tajfun czy burza..
    czy cisza na morzu
    a oczywiście
    nikt mi nie broni..
    kilka kamyczków usunąć z Twej drogi
    więc je usuwam..
    bo lubię pomagać
    lecz nie za wiele
    to rzecz nie moja
    proś swe anioły
    Michał ci chętnie użyczy miecza
    Haiael zawsze skrzydłem otoczy
    lecz coś zrobiła odrobić musisz
    dziewiątki w szóstkę wszak nie obrócisz
    za jednym cięciem
    za jednym obrotem
    choćbyś ćwiczyła dwa życia i więcej
    szóstka powolną naturę ma swoją
    szóstka nie lubi być w wiecznej pogoni…
    …cóż więc mam robić? skaczę jak sroczka
    z trójki w dziewiątkę
    z dziewiątki w trójkę
    i świecidełka kradnę po trosze
    a nigdy szóstki
    choć tę zdobyć wyruszam
    kolejne życie
    kolejne wcielenie
    kolejną wędrówkę. i pokolenie…
    ….o nie tak prosto. o nie tak łatwo…
    by trójka się w szóstkę zamienić zechciała
    sześć wieków minie
    i miną twe ciała
    uroda ci minie
    by znów się odrodzić
    i tak wielokrotnie
    i tak do znudzenia
    aż szóstkę docenisz
    i rodziny rodzenie
    i rdzeń z urodzenia…
    …wszak to już zrobiłam
    i powielokrotnie…
    …o tak – powiem więcej
    tak ścięłaś ją mieczem
    tak ścięłaś doszczętnie
    że dziś znów dziewiątką
    i chwieje się smętnie
    i buja samotnie
    niby chatka w lesie
    niby stara Jaga
    rozmyślając czasem:
    czy ja jestem sobą?
    czy ja jestem lasem ?
    ….o nie bądź złośliwy
    szelmo stary Boże…
    …ja? och nigdy w życiu
    sama tak o sobie
    myślisz co dzień rano
    ja tylko donoszę
    że stan twoich myśli
    jest stanem twej duszy…
    … i życia zapewne…
    ….tak. lecz czas to ruszyć
    wysuń z posad świat
    dotknij różdżką swoją
    zaśpiewaj im cicho
    zaśpiewaj swym liczbom
    one posłuchają
    one tego chcą
    możesz być wszystkimi
    czemu chcesz utraty?
    pełnię możliwości
    to ci obiecałem
    trzy sześć dziewięć błyszczy
    w słońcu jak i w cieniu
    trójka jest upojna
    szóstka harmonijna
    dziewięć to istota
    istota jedyna
    która samej siebie
    nigdy nie chce wiele
    szara eminencja
    moc prawdziwa lasu
    cóż las jest bez drzew?
    metafora sama
    dziewiątka jest wieczna
    wiecznie nieskończona
    wieszczy zawsze koniec
    a przecież zaczyna
    cokolwiek jej dodasz
    zawsze odda tobie
    cokolwiek jej powiesz
    to samo otrzymasz…
    ….kim więc jestem nie wiem
    kim chcę być – tym mniej
    takich rozmów wiele
    miewam całe dnie
    a przecież wciąż jestem
    i obok i w środku
    we śnie i na jawie
    w końcu i początku

    ——————–
    383
    ***

    czasem przychodzi wiersz
    myśli sie w glowie
    wers po wersie
    słowo po slowie
    w calosci
    i wiecej
    i łasi się
    i skamle
    a ja mu mówię
    idź sobie
    i czasem nie
    zupelnie nie wiem dlaczego

    10. 2021
    ——————–
    384
    ***
    myślałam
    bo tak radzili. tutaj masażyk nowy ciuch kwiatek
    medytacja i cisza
    a we mnie księżyc
    dwa tajfuny bomba atomowa i szał
    od czterdziestu pięciu lat
    wstaję rano prysznic kawka śniadanko
    a potem mam ochotę zakręcić kiecką
    świat
    w drobny mak wszystko w zasięgu wzroku
    w drobny kurwa mak
    Siwa Shiwa Jaga się obudziła
    nareszcie
    to za mój podobno zły los
    karmę kobiet idiotek które uwiesiły
    się na mnie tak. od pokoleń
    bo podobno sama sobie to zrobiłam
    w którejś tam inkarnacji albo i stu
    więc taka malutka koincydencja w czasoprzestrzeni
    no nic tak wyszło kochana
    a ja anioł po prostu z nieba. biorę to na klatę
    sto noży we mnie wbij. no dawaj. w końcu mamy wesołe
    miasteczko i raj.
    próbuj. w końcu zestrzelisz to jabłko
    na mojej głowie.
    ja wszystko przetrzymam
    moja wina moja wina trudno tak wyszło
    oni nie wiedzieli
    to wszystko ja
    ja sobie zrobiłam
    sama
    przemoc niemoc emocjonalne bagno
    dda alkohol i gwałt jeden czy dwa
    moja wina moja wielka wina
    śluby rozwody konwersje nóż na gardle obietnice wymuszone
    abstynencje picie nieobecność milczenie dotyk
    i śmieszny kurwa żart
    do wyrzygania
    wszystko
    jak zaczęłam wyjmować z życia wszystko
    po jednym out
    okazało się że została tylko
    Siwa
    i musi wyczyścić wszystko do spodu
    tylko
    nasza cywilizacja zniszczenia nie kocha. boi się lasu.
    Shiwy Arymana Diabła i Szatana
    gdzie mogę pójść na polowanie
    gdzie ten niewycięty kurwa gaj
    gdzie mogę wrzeszczeć tak
    by nikt mnie w kaftan nie ubrał
    krąg kobiecy – no tak, mamy aż dwie i pół godzinki
    ach! aż!
    psycholog – to by było na tyle 50 minut jak to szybko zleciało prawda?
    terapia dda. to zacznijmy od diagnozy… a b c ..
    o i jeszcze nerwica. to proszę najpierw codziennie
    dziennik uczuć
    robię to kurwa od 25 lat
    coś gdzieś się uleje
    a potem wstyd przez kolejne tysiąc dni
    taka jestem grzeczna taka jestem grzeczna
    tak szamańsko grzeczna. jak te laski z Syberii
    no po prostu biorę go na spacer tra la la
    i wyciszam ten szał
    wrzucam do studni
    niech trwa. a ja
    światy równoległe światy równoległe
    światy równoległe
    gratulacje cywilizacjo. umiesz rozpierdolić
    szkoda że do kupy. nie umiesz złożyć
    albo przynajmniej pozwolić po swojemu
    nie mówiąc mi kurwa jak
    2020

    —————-
    385

    LE MATIN
    le matin
    quand jour se leve
    dans mon univers
    bien loin du tiens
    je me leve
    je prends mes ailes
    je suis chez toi
    aussi legere sois-je…
    un brin d’ange minuscule
    je glisse
    je viens
    je t’embrasse
    je te fais des calins
    je te murmure a l’oreille
    les mots doux plains d’amour
    je souffle un reve
    sous tes paupieres
    un reve de nous
    unis enfin
    images intenses
    d’amour physique
    et des petits joies
    les quotidiens
    instants de sourire
    je me depeche
    le jour se leve
    dans ton univers
    bien loin du mien
    je quitte ton lit
    et toute en pleures
    je suis chez moi
    j’enleve mes ailes
    je fais mes prieres
    pour toi et moi
    et nos univers
    qui tournent autours

    10. 2020