W Warszawie, nie, pomyłka, to było w Bydgoszczy zdaje się czy Szczecinie… , oko w oko z mężczyzną z pozoru zympatycznym i wyluzowanym, a oschłym i dziwnym przy bliższym poznaniu…  

– …. Uważała, że byli dla siebie stworzeni. I zerwała z Andre, odeszła aby być z Pierrem. Ale to wszystko odbywało się właściwie bardzo niezdecydowanie. Zdaje się, że oszukiwała go przez dłuższy czas.. Przedłużała pobyt w polsce.. odsuwała termin wyjazdu do Francji.. Powiedziała w końcu o kochanku nowym.. półsłówkami.. bo nigdy Andre nie poznał całej prawdy, tylko jej część wyznała mu w końcu, ale i to, jakoś tak nie w porę.. w chwili, gdy zaangażowana już była poważnie w związek z Pierrem.. Wtedy, gdy juz było to sine qua non, musiała zerwać… nie mogła twać taka sytuacja na dwa fronty.. Andre wyczuwał zresztą jej dziwne zachowanie, jej wzrastający dystans, niechęć.. nadchodzące dla niego, niesczzęście.. – Marek był wyraźnie zdegustowany. Niechętnie opowiadał o tym.. Sytuaja była dziwna.. Lucas starał się wmówić młodemu mężczyźnie swe dziennikarskie zamierzenia i prawa.. Nie dał temu Marek wiary. Odwróicła się sytuacja. Lucas, widząc już na początku rozmowy, że nie wyciągnie z niego ani śłowa, sam wyznał jaki jest sens i powód tych poszukiwań i pytań.. Dopiero gdy tamten usłyszał całą historię dziwaczną znajomości Magdy i Lucasa dał się namówić na krótkie zwierzenia.. Krótkie, bo nie lubił i nie chciał najwyraźniej o tych zdarzeniach mówić..
– Ona jak zwykle posłuchała podszeptu impulsu, pochopna jak zawsze w swoim wyborze…, pośłuchała instynktu.. Nie potrafiła oceniać sytuacji, nie potrafiła na chłodno wybierać. Uczucia pozostawały uczuciami, nawet gdy w grę wchodziło podjęcie decyzji o małżeństwie.. Porzuciła André, wybrała Pierre’a. Nie wiem.. myśle, że pociagał ją swoją szaloną osobowością, nagłymi smiałymi decyzjami, kaprysną wolą.. Miał wszystkie cechy, które posiadała i ona, a jednak osobowość jego była o wiele silniejsza.. Nawet dla kaprysu zdolny był pobudzac się do intensywnego działania i mobilizować całą słę woli. Bez wahania… W niej zaś wciąż istniała filozofia wahania.., filozofia niepewności, nieśmiałości i może nawet.. tchórzliwości zajęczej…
-Nie lubił pan, Pierre’a, czy nie mam racji? – Marek spojrzał tylko wymownie w twarz Lucasa. Milczał. Nie potrzebne były słowa, zdawali się wzajemnie nieźle rozumieć..
– Jak długo byli ze sobą?
-Kilka miesięcy, lecz to był bardzo intensywny związek, wydarzeia zmieniały się jak w kalejdoskopie, nie nadążałem za nimi. Nie byłem nigdy na czasie… Zresztą, nie spotykaliśmy się wówczas często z Magdą.. Jakoś tak… Pamiętam tylko świetnie tę pierwszą naszą rozmowę, już po..po rozstaniu.
..Kara…Mówiła o karze..Nigdy nie pomyślałbym o tym wydarzeniu w perspektywie kary, to była jej obsesja i jej myśl. – Zarejestrowana nawet w pamietnikach.. – przypomniał sobie Lucas.
-Gdy odszedł Pierre, porzucił ją bezradną i poddaną losowi, odczuła to jak karę.. Karę za co? – pytałem – Nie potrafiła mi tego jasno sprecyzowac. Domyślałem się jednak, że odczuwała karę jak to mityczne fatum, przeznaczenie slepe, którym skądinąd była od dawna zafascynowana.. Mówiła mi kiedyś… „spójrz na Boga….” Kłóciliśmy się wtedy… w gruncie rzeczy zgadzała się ze mną, lecz gdzieś tam tkwiła też przekora i mówiła : „spójrz na Boga; pogardzony, porzucony w swych zasadach i tradycjach i czystości i bezgrzeszności i naiwności, odsunął ode mnie i inne , wszelkie inne namiastki zdecydowania i trwałości i niewinności i wiary, autorytetu… I miłość mi odebrał.. ten Bóg…”
-Był pan w niej zakochany? Kochaliście się?
Ouhmm, ale pytanie! Nie sądziłem ,zę interesuje pana moja relacja do Magdy, nie dałbym się wyciągnąc na tę rozmowę.
-Ale już się stało.. A więc? Naprawdę będę wdzięczny za szczerą odpowiedx..
-Odpowiem szczerze, albo wcale….- Marek zdawał się być urażony. Lucas jednak milczał, więc ten powoli zaczął odpowiadać na pytanie…. – Czy byłem? Tak, z pewnością.. Dawno.. Bylismy w sobie zakochani, myślę, ale bardzo naiwnie i niewinnie, że tak powiem… nie , to złe słowo, ale nie mam innego… To stało się w trakcie jej pobytu w Polsce, tuż przed wyjazdem do Francji.
-Miała wkrótce wyjechać do Andre? Była z nim wtedy?
-Właśnie.. Dlatego.. nic się nie stało.. Była dla mnie nietykalna. Była moją księżniczką.. Ha ha, tak ją nazywałem. To takie tam… szcznięce znów lata… Ale trudno, wie pan, jednak trudno było mi o niej zapomnieć, gdy wyjechała na długie kilka letnich miesięcy do Francji, do niego…. Ona też z pewnością starała się zapomnieć. Żadne z nas nie pomyślało nawet przez chwilę zapewne że nasz związek mógłby być realny.. Gdybym wiedział, że zerwie z Andre dla Pierre’a! Dla tego …. oo, przepraszam, nie będę kląc.. A pana to wszystko nagrywa, no ładnie..
Nie było więc wówczas między nami nic.. Czysta niewinność, i tylko to magiczne przyciąganie. Jakieś w spólne spacery, rozmowy, libacje.. ha ha, no tak.. bylismy dla siebie parą przyjaciół, choć dobrze wiedzieliśmy, że to było coś więcej niż przyjaźń..
-A potem? Gdy rozstała się z pierrem.? Nie próbował pan…
-? Cóż, właściwie żadne z nas nie dążyło do tego, ale .. tak, przyznaję i nawet ze wstydem, że pewnej nocy zdarzyło nam sie … pójść razem do łóżka… Znów po jakiejś nocnej długiej imprezie.. W sumie wstyd.. że tak to wyszło, nieświadomie.. głupio, głupio się czułem .. A ona znów coś tam wspominała o przeznaczeniu.. Może i tak, może było nam to pisane.. Staliśmy się w końcu parą nieformalnych, przypadkowych kochanków.. Ot, taki wolny związek, ale przyjaźń.. szczególna i w jakiś sposób intymna, wcześniejszego okresu naszej znajomości uleciała gdzieś sobie. Zmieniliśmy się oboje, to też prawda…
-Wiedział pan, że spotykała się też z innymi?
-Co pan ma na myśli? Oh, była wolna, jest wolna….  Nie byliśmy w stosunku do siebie zazdrośni, mnie odpowiadał taki związek, jej też…
-Może liczyła na coś więcej..
-Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie, przykro mi.. – Marek patrzył w okno, uparcie kryjąc wzrok przed spojrzeniem natarczywym Lucasa…- Biedna Magdalena, zawsze nie w pore, zawsze nie ten…. Ona cię kochała, idioto… – Lucas zamyśłił się, i trwali już obaj w milczeniu….
Samotna, na skraju zmęczenia psychicznego.. wciąż czytająca pamiętniki Marii.. 

„Mój małżonek od tej chwili zawsze twierdził już, że ja nic tylko komplikuję życie sobie.. i jemu.. ” Jakbym słyszała Marka… Zawsze to powtarzał, czasem ze śmiechem, czasem ironicznie.. I to bolało, ale oczywiście udawałam, że ic sobie z tych uwag nie robię. Doskonale byłam świadoma zresztą tych skłonności mojej dzikiej natury. Jestem rybką, spod znaku ryb. Jedna z nich zawsze płynie w stronę przeciwną do drugiej. Nigdy zgodnie. Jedna zawsze przeczy drugiej, jedna niszczy to, co zaplanowała druga.. Jedna komplikuje proste spojrzenie na swiat, bo spojrzenie z odwrotnej strony zawsze jest przecież komplikacją. Że niby taki niechciany obiektywizm? Ta podwójność spojrzenia? Nie, bo jedno przeczyło drugiemu a nie dopełniało obrazu rzeczywistości. I tak, nie wiem jak, egzystowały we mnie te dwie Magdaleny, skłócone ze sobą, idealistka i realistka, katoliczka i zmysłowa liberalistka… i inne jeszcze magdalenie odmianki.. A może była to po prostu Maria Magdalena.. grzesznica i święta, czyli zmysłowa i czysta…
Ale ty zapewne nic nie wiesz o Marku.. I .,, nie będę ci opowiadać. Tylko tyle, że dobrze że był, gdy ciebie nie było… gdy zaginąłeś bez wieści w tej swojej Portugalii.. Bez znaku życia. A on, choć często obojętny, po prostu przyjaciel i kochanek , bardziej przyjaciel niż kochanek, był..