polska
1. an(g)ielski głos Tracy Chapman drży
2.leśna orgia
3.koncert
4,***dziękuję
5 ***tęsknię za tobą
6 ***popadam
7***przyśniłeś mi się na jawie
8 zielonek
9 Madredeus
10 ***gdybym teraz odeszła
11 ***?jak to było
12pani pozna pana czyli Syndrom Alicji w Krainie Czarów
13 modlitwa bluźniercza
14 wyznanie nihilizmu
15 ***wiersz
16 dylematy
17 żart w złym guście
18 miłość z rozsądku
19 słowa
20 dekadent milenijny
21 ***to prawda
22 ***nic nikogo
23***jeśli jest się
24 ***jestem
25 ***po prostu
26 czas
27 ***on prosi
28 ***sekunda przed zaśnięciem
29 ***zawsze jest coś
30 ***nie wiem ile muszę jeszcze przejść
31 ***list do ciebie rozpoczynam
32 short message
33 dialektyka
34 ***znów odwiedziła mnie
35 ***mam ochotę na dotyk
36 słowo
37 życie
38 pewna odmiana wierności
39 ***i masz wrażenie że nie wszystko
40 ***kiedyś
41 spotkanie z Venus Khoury-Ghata – „Wiosna Poetów” Warszawa 2001 – impresje
42 wykład z informatyki
43 ***jestem niewierna
44 ***na zewnątrz
45 portret pamięciowy w lustrze
46 ***bolało mnie tam głęboko
47 ***wiersze są lekkie
48 ***wstyd
49 ***a wiersze rodzą się jak niechciane dzieci
50 erotyk
51 esej o wyższości kobiety nad mężczyzną
52 ***dano mi w przedświatach
53 ***chcę być w ciąży
54 kobiety-mumii podróżna refleksja
55 ***wsiąkam
56 ***oswoiłam mój komputer
57 plan trzyletni
58 Zimą
59 ***dawno dawno temu
60 ***przed milczeniem zakłopotanym
usa
2001- 2003
61 ***uwięziona wciśnięta
62 „accused of improper behavior in a public place…”
63 ***nudna jest ameryka
64 ***gdyby nie marzenia
65 ***za oknem szaro
66 czas przecieka mi przez słowa
67 ***gdzie jest ta mnogość
68 ***wszystko mam
69 ***nie płakać
70 ***dlaczego zawsze jest
71 ***nie jest miłym
72 ta druga jeszcze nie-przyjaciółka
73 ramadan
74 ***coś kruchego przesuwa się we mnie
75 ***wiersze
76 odkurzanie historii
77 ***nie czuję
78 ***nie potrafię powiedzieć czego chcę
79 z Ironią
80 ***jest to coś
81 ***myślałam że nienawiść
82 ***coś chciałam powiedzieć
83 ***uciążliwy zapach dziecięcego płaczu
84 islam – inicjacja
85 ***dotknięcie ciepłej dłoni
86 ***za ścianą ona
87 optymizm nie zawsze jest płaski
88 ***nic-nie-rozumiem
89 ***dopiero trzecia
90 ***nic nowego się już nie rodzi
91 fajr
92 ***zagłusza myśli samotne
93 ***nienawiść?
94 ***zagubił mi się język
polska
od 2002
95 w pustym nocnym pociągu – obsesja
96 autoironia
97 ***na granicy
98 ***uczyńmy
99 ***kiedy możemy to zrobić
100 odsłoniła delikatnie
101 ballada romantyczna
102 na szczęście
103 ***tęsknię za tobą
104 ***czekać na ciebie
105 **kiedy odchodzi obecność
106 ***czasami jest zbyt dużo
107 ***nikt mnie nigdy nie widzi
108 format c
109 ***to boli
110 *** ?wiersz radosny
111 spektakl Circo da madrugada
112 ***najpierw
113 ***tęsknotę pamiętam
114 Łowca snów
115 *** powoli
116 – taka jesteś głupia –
117 *** to jest już drugi
118 ***dziś jest ten dzień
119 mój grzech aż po siedem pokoleń
120 to jest on
121 wiersz młodopolski
122 ***miłość należy dawkować
123 ***z nicnierobienia z bezruchu
124 ***samotna moja prawa pierś
125 Emiraty II
126 Emiraty I
127 WASZ SYN
128 hinduska dziewczynka w księgarni
129 ***pożyczyłeś mi swoje serce
130 Emiraty III ( w ksiegarni nad podrecznikiem dla poetow)
131 Emiraty IV
132 ***pomiędzy jednym krokiem
133 zachód słońca w emiratach
134 ***upału ręce lepkie są od potu
135 ***popołudnie jednym dotknięciem dłoni
136 ***już od kilku dni staram się
137 ***jestem martwa
138 catharsis
139 ***powiedz mi
140 ***dwa jajka gotowane na twardo***
141 ***porzucasz mnie
142 ***rzeczywistość w lustrze
143 w autobusie rano
144 testament
145 ***jestem pusta
146 ***dzień bezowocny
147 improwizacja na temat starego przysłowia
148 zapisane na odwrocie emirackiej wizy
149 ***jestem kobietą
150 ***jestem zmęczona
151 rozmowa
152 kolacja we dwoje
153 ***spotykałam się z tobą
154 ***moja matka nie istnieje
155 dyskusja z braćmi Grimm
156 kocham cię bez powodu
157 ***przestańcie trzeszczeć
158 ***jesienna depresja***
159 ***trzeba by się nawrócić
160 ***tęsknię za tobą spokojną tęsknotą
161 ***polska depresja ***
162 ***zawieszona pomiędzy
163 ***świt dziś nareszcie brzydki
164 trójkąt
165 ***ślisko
166 jak się starzeją moje stopy
167 jeszcze tylko kilka dni do wiosny
168 wspomnienie z Emiratów
169 ***morskie rytuały
170 list ojca z polski do córki w pensacola na florydzie na wieść o atakach
rekinów i
terrorystów
171 [kto widział ostatnio trójcę świętą i wie gdzie obecnie przebywa proszony
jest o
zgłoszenie się na komisariat Michała Archanioła]
172 reinkarnacja
173 Męża pamięci żałobny…
1.
an(g)ielski głos Tracy Chapman drży
ktoś prosił bym napisała piosenkę
piosenkę.. to proste i słów potrzeba niewiele
ktoś prosił… lecz jak obdarzyć je dźwiękiem
to słowo, które gdzieś w moim ukryło się ciele
bezradnie spojrzałam… ta szorstkość papieru
jego biel obojętna i pusta odrażająca się zdała
słuchałam głosu Tracy, słuchałam nut i plików transferu
na ekranie peceta pasjanse tarot wirtualna kabała
studiowałam wiedzę tajemną, może ona odkryje
mojej egzystencji cel i istotę, może muzyka ukoi
smutki, co gnieżdżą się we mnie może oswoi niczyje
wyrozumie i wytłumaczy sens egzystencji mojej
a może uda się zamknąć je, przysypać makiem druku
wysłowić co niektóre, wykrztusić nad a cztery powierzchnią
a wtedy błogi spokój w dalekim duszy zaułku
na całą długość płyty – zamieszkałby na wieczność
[for myself][2000]
[mój pierwszy wiersz]
2
leśna orgia
kiedy milczenie osiada
cienką warstwą na powierzchni strachu
pokrywa ciszę i smutek
dotknięcia są lekkie i zimne
kopulują aby ocucić
resztki ciepła osowiałe i w powietrzu nieme
bo nawet skrzypienia podłoża
nie słychać tylko kukanie gdzieś wyżej
i dzięcioła dotknięcia
obsesyjne szybkie bolesne
2000? 2001?
3
koncert
to było środowego popołudnia
biegłam na spotkanie Bacha
praca praca siedemnasta uciekam
autobus pociąg autobus kościół tłum bilety są
oczekiwanie
zimna cisza drewnianych ławek
zagnieżdżają się w nich powoli różnej maści melomani
jest
nuta otwarcia
jest
robi wrażenie
Bach
pasja świętego jana
[nc bardziej w chrześcijańskiej teologii nie oddaje napięcia pomiędzy duchem i
ciałem]
pasja
cierpienie
duch z niego uleciał
duch czy Duch
Chrystus cierpiący
Chrystus cielesny
Chrystus człowiek z ciała i duszy
lecz człowiek nie Bóg
umarł bo człowiek
?zmartwychwstał
cóż pociąg wyszłam przed końcem ostatnia nuta stracona
nie dowiem się może nigdy
nie było mnie tam gdy on zmartwychwstawał
pobiegłabym do grobu
włożyłabym palec w ciało
uwierzyłabym
w prawdopodobienstwo
[2000]
4
***
dziękuję
za-bycie
za-obecność tuż-obecność niekonieczną
za-słowo
tak..
chętnie..
za-dane
tak
chętnie
za-pytanie
za-dotknięcie intymne
za-spojrzenie rozbrajające
za-wahanie i za-troskanie
za-myśl i za-uczucie
za wszystko co niezauważalnie przepłynęło pomiędzy moim i twoim naskórkiem
[for P.D.][2000]
5
***
tęsknię za tobą
i odchodzę
tęsknię za tobą
i wciąż nie ma mnie tam
tęsknię za tobą
i pragnę i milczę i tłumię i łaknę
lecz tęsknię naj-dalej
z oddali
tęsknię za tobą
i kto inny mnie dotyka
tęsknię
i innemu mówię
tak
jeszcze…
tęsknię za tobą
i nie wracam
niepewna
czy
tęsknię za tobą
czy tylko tęsknię za tobą
dalekim
[forR.A.][2000]
6
***
popadam
popadam
popadam
w grafomanię
chory objaw
zły skutek humanistycznego wykształcenia
jak nimfomanka pożądam nowych wrażeń
bez zaspokojenia
bez końca
bez spełnienia
narkotyk nie niósłby większej radości
narkotyk mój
słowo moje
wnika
wchodzi
syci
wszystkie moje uzależnienia
których efekt –
słowo
ja kobieta
ja człowiek
rodzę
wydalam
[formyself][2000]
7
***
przyśniłeś mi się na jawie
i zapomniałam kim jestem
przyszedłeś do mnie
we śnie
i utraciłam wizję świata
nie żal mi
świata i siebie
tylko powiedz mi proszę
kiedy
już nie
już nic
już nikt nikogo
kiedy zeskrobać warstewkę amnezji
odgrzebać ocucić wskrzesić
samotność
[becauseofR.A.][2000]
8
zielonek
konik polny głuptas
nie powiem idiota bo w wierszu tak nie nada
nie wypada
ale głuptas konik
zielone stworzenie długie nogi
och gdyby był blondynką
ale nie jest
zielonek potuptał na daszek mojego peceta
już jest na górze
włazi skacze
zniknął
co robisz głuptasie?
nie trawa tu
znajdę cię
wypatrzę
zielonek
zadomowił się u mnie
bezczelnie zadreptał ścianę pokoju
pionową
(powiedzmy)
białą
tapetą krytą
zadomowił się za granicą
świata własnego
okna mojego
i został
przypuszczam
bo nie wiem
chcę wierzyć że został
chcę wierzyć że zostać można z dala od
i żyć
chciałam wierzyć nie wiedzieć
wierzyć
więc zgasiłam komputer lampkę światło drzwi
zamknęłam
spać poszłam
za granicą drugiego pokoju
[becauseofmyself][2000]
9
Madredeus
teresa śpiewa
docierają do mnie dźwięki
harmonia wikła rytm popycha przyspiesza
w-koło w-koło kołowrotkiem nut
jeszcze raz
śpiesznie
zwolniła
i teraz znów ona ten głos
chcę rozumieć i nie potrafię
czuję tylko jak wzrasta
groteskowa trywialność nastroju
obce słowa
nie rozumiem
dlaczego dotyka mnie i porusza to czego nie rozumiem
doprowadza moje łzy do stanu wrzenia świadomość
że jestem sentymentalna
2000
10
***
gdybym teraz odeszła
nie pozostałoby po mnie nic
nikt nie zapamiętałby pustki przestrzeni wąskiej
dwudziestu siedmiu lat nicości niekonsekwencji bezradności
nikt nie zauważyłby odejścia kilku procent zwietrzałej samotności
kto miałby zauważyć
tylko miś pluszowy osowiały w kącie pokoju
nie miałby siły bronić się przed kurzem
tęskniłby za pieszczotą dłoni
11
***
?jak to było
te słowa z pamięci mi wyfrunęły
?jak to było nie pamiętam
uroczo przenośna metafora przeniosła się nagle w
niebyt nie pamiętam i nie wiem
do którego zaułku pamięci sięgnąć powinnam
niewątpliwie zagnieździły się tam
dwie komórki zaułkowe dobra i zła
w pierwszej wszystkie moje nie-wiersze myśli przeczucia
które odeszły niechciane nie zapisane
jak szkoda mi ich dziś
może gdzieś tkwią na dnie pierwszej komórki
zaułkowej
lecz blask ich ledwie ledwie gdy spoglądam do wewnątrz
siebie
widzę tylko ciemność
i boję się wyciągnąć dłoń
w przeszłość
a w drugiej komórce zaułkowej
ugrzęzło to co niechciane nie zapisane
co boli
jego słowo odchodzę
twoje słowo nie pragnę
i zdanie listu długie bolesne “pani teksty nie warte nic porzucić proszę innym
zostawić zapomnieć”
słowa jegomościa pewnego profesora na stanowisku
poważnym
wiedzą i lat doświadczeniem uśmiechniętego
złośliwie
może nie warte nic
wsiąknięte w tkankę umysłu
moje słowa lecz nie warte nic
wdeptane w podłogę świata moje życie
bez wsiąkających w tkankę umysłu
moich słów
12
pani pozna pana czyli Syndrom Alicji w Krainie Czarów
wymagany jest pewien poziom wrażliwości
niezbędny
by uczucie w sferę moją odczuwania
przeniknęło
wymagany jest pewien sposób postrzegania
nieodzowny
by współrzędne naszych oczu przecięcie punkt wspólny
znalazło
wymagany jest istotny dar słuchania
konieczny
by ulotne słowa-myśli z kręgu zaklętego naszych jaźni nie
umknęły
wymagany jest wysoki wskaźnik poczucia humoru w sytuacjach zaułkowych
upragniony
by obawę kobiecą uśpić ciiiicho i pocałunkiem i słowem
ukoić
wymagany jest śmiertelnie niebezpieczny pruderyjnie zakazany poziom stężenia
temperamentu seksualnego w krwi
potrzebny
by dnia biel szarówki szarość nocy cień zamieszać wstrząsnąć filtr nałożyć i
grayscale w true color permanentny
zamienić
wymagany jest pewien współczynnik mądrości pod ciśnieniem zmiennej
objętością gazu i barwą kameleona pod dotknięciem papierka lakmusowego
jak płomień czystej jak powietrze lekkiej jak przeciwieństwo próżni nie-próżnej
całkowicie niezastąpionej
by pasma dni cierpienia
związać
dwa końce i pasmo mych włosów mych uczuć mych chander
roz-dzielić roz-zumieć roz-plątać
wymagana jest nieograniczona dawka bezcennej końskiej konika odporności
morskiego
użytecznej
by przypływy odpływy księżyca wpływy na naturę kobiecą rybią sprzeczną wedle
cykli miesiąca
poznać
wymagane jest ..
to już wszystko
proszę o złożenie w terminie jak naj
późniejszym
swojego cv w językach polskim peruwiańskim chińskim francuskim
w formie wirtualnej trzy d ulotnej jak email w przestrzeni kosmicznego bagna
internetu serwerów protokołu tcpip
swojego aktu urodzenia na dowód że się urodził urodził znaczy istnieje więcej
niż wirtualnie
dyplomów świadectw świadectw dyplomów dowodów
ukończenia podjęcia osiągnięcia zajęcia pozycji opuszczenia dopuszczenia misji
dymisji
badań medycznych
psychiatrycznych testów analiz psychofizjologicznych
zaświadczenia o niekaralności płodności społecznej akceptowalności
zaswiadczenia o
zaświadczenia na
zaswiadczenia za i przeciw ..
to wszystko
zapewnia się całkowitą dyskrecję
13
modlitwa bluźniercza
czy dziewictwo może być cnotą?
pustka która uzdrawia chroni jałowa otacza
wydętym gotycko płaszczem opieki madonna niby
z godzinek wołania i różańca seplenionych paciorków
poczęta w pełni jawnie pustka z której przelewam w próżne dzbany weselne
błogosławiona ta która zamknięta nietknięta
rozkoszą przenikania do wnętrza
która zasklepiona w sobie czysta
tajemnicę poczęła samorodnie
bez dotyku bez potu orgazmu spermy bez krzyku
płodność niezapłodniona błogosławiona
anty
bezpłodność
począć była w stanie
i to
zapłodnione myślą zaistniało
czy bezpłodność może być cnotą?
zawsze myślałam
że jest mi przeznaczone wyjałowienie wnętrza
niemoc mikroskopia szczegółu
zasklepiła się ta myśl w mojej głowie
wczepiła wessała z krwi czerpie życie
zapłodniłam ją sama o bezpłodności refleksją
i wierzę
jestem bezpłodna
więc nie lękam się przenikania wejścia spełnienia
jak anty-madonna
otwarta rozwarta bezpłodna
i wszystko mi wolno i duszo hulaj bo piekła
nie
ma-
donno
otwarta zawsze na prośby
niepokalanie poczęta
nie pozwól
14
wyznanie nihilizmu
sytuacja
gdy to się jeszcze nie zaczęło
a tamto jeszcze trwa
nigdy nic do końca
zawsze tuż przed i jeszcze nie
pomiędzy
zawsze kłamstwo fałszywe spojrzenie
nic rzeczywistego nic co trwać by zechciało
nic na czym stanąć by można
bez obawy że wciągnie
bagno grząskie zarwie się lodem
nic niczego nikomu nigdy
w postaci czystej
przeziębiony chłodem
bezczelny smutny wstydliwy
mój osobisty
nihilizm
15
***
wiersz
to trochę inny rodzaj myślenia
delikatniejszy w spojrzeniu
to ostrzejsze zbliżenie na obiekt
precyzyjniejsze dopracowanie rzutu okiem
doskonalsze wygładzenie uczucia
pełniejsze nasycenie barwą
w porównaniu do myślenia naturalnego
do niemyślenia
ale może się mylę
przecież niezupełnie wiem czym jest wiersz
niewiersze skrobię po cichu
więc nic nie wiem o wierszy pisaniu
a niewiersz
to trochę inny rodzaj myślenia
delikatniejszy
w spojrzeniu…
intencję zawiera
egoistyczną potrzebę
zapisania
ale może się mylę
co o poezji wiedzieć może niewierszy grafopis
tylko tak mało
że myślenia wciąż tyle
że przepełnia i dławi więc dzielić się trzeba
i niedobre oddzielić
od dobrego
jedno w sercu zachować
drugie wystukać wydrukować przeczytać
oddać innym
zapomnieć
16
dylematy
to niby takie proste
wyjechać opuścić połączyć odnaleźć i być
niby takie proste
być zostać zrozumieć wytrwać i kochać
takie proste
kochać oddać wszystko zrezygnować i żyć
proste
żyć nie posiadać nic nigdy do końca ciebie nie mieć na zawsze lecz
kochać
gdy na pytanie masz kogoś mówię nie nie mam nigdy miała nie będę
dylemat posiadania rozterka przynależności
nie nie mam ciebie
bo nie ma ciebie
dla mnie
mówisz jestem dla ciebie zawsze zawsze i ty jesteś dla mnie
zawsze
ale rozterka podwójności
istnieje
jak można należeć i nie należeć być i nie być
jak można
można
i tak jest
więc nie nie mam
ciebie
bo nie ma
ciebie
dla mnie
na zawsze będziesz cały
zaborczo
niemój
[becauseofR.A.][2000]
17
żart w złym guście
miłość od pierwszego wejrzenia
tak
to się nazywa miłość
ale od pierwszego wejrzenia
jest pomyłką już po chwili
uwiera
i jest
jak buty które kupiłem od pierwszego wejrzenia
przyciągnęło mój wzrok to coś
czego nie miały inne
krótko-trwała jednak ekstaza
po chwili była już odciskiem na delikatnym naskórku
mojej lewej połówki serca
[?][2000]
18
miłość z rozsądku
miłość z-myśli-ona
niespontaniczna krytyczna nieswoja
cudza we mnie zalęga się zlega
miłość z rozsądku pomyślałam
odnaleźć trzeba by
serce chore zasklepiło się skrzepło
pod lodowatą skorupą śluzówki poniżej dna
rozsądku
a nie wie nic niech nie wie ten który mnie pokochał którego ja pokochałam na
nowo
z rozsądku
po co szukać daleko znam swoją duszną trudność
kochać miłością prawdziwą po co
wszystko topnieje
zostaje popiołu garść cynowo-cynicznego w kolorze
rozsądku
więc zdam się na los na wszystko
zgodzę się na tę drugą
usnę w pustym samotnym łóżku
wezmę na kolana jego syna jej syna
przeklnę pocałuję czarne loki córeczki
nocą w pracowni poświatą monitora zalanej
zapomnę wybaczę zrozumiem
ucichnę spowszednieję wysnuję
prostą refleksję kobiety z rozsądku w miłości oddanej
że nie czas już
nie czas obecny miniony spóźniony
na łzy pragnienia sumienia wyrzuty
na dzieci rodzenie
z miłości rozsądek wykluję zklonuję i tą myślą zapłodnię na zawsze
więc zrozum dlatego ta miłość z rozsądku
by ciszą otoczyć ostudzić moją dla ciebie
miłość z serca i duszy wszechwładną zaborczą zazdrosną
ostudzić rozsądkiem by ciało trzydzieści sześć i sześć miało nie więcej
gdy przy niej dotkniesz mnie dłonią
ostudzić rozsądkiem by zmarło mi serce i zimnem trupiarni taiło podskórną
gorączkę
gdy przy niej dotkniesz mnie myślą
i jeszcze dlatego że nadmiar jest we mnie
miłości dla ciebie
i rozsądniej przy tobie dla ciebie mieć miłość z rozsądku
niż usychać z serdecznej miłości do ciebie
samotnie
[for myself][2000]
19
słowa
znów pada
to męczące
obserwować upadłe nagie
przytuliły się do ziemi
wszystko im jedno
czy ktoś je podniesie
odklei od mokrej powierzchni
wszystko im zimno
czy ktoś je ogrzeje
ochucha osuszy
dojrzy
znów pada
to męczące
przygarniać wciąż drżące zziębnięte
rozpuszczą się w deszczu
spłyną do ścieku
wsiąkną w trawę
trudno
wtedy już tylko
przyłożyć ucho i słuchać
[4 myself][2000]
20
dekadent milenijny
żyć
rzyć
rzygać
brzydkie
brzydka
brzydko
słowa w słowie słowem
słowo rzygać brzy..
dzę się..
bie samej
rzyć..archaizm..rzyć nabrzmiała
żyć obrzydło
co mam zrobić by ocucić porzucone i obrzydłe już marzenia
nic
porzucić żal i wyrzut
zrzec się
żądzy marzeń
żądzy życia
umrzeć
[2000]
21
***
to prawda
nie jestem w najlepszym humorze mój drogi
to prawda ochoty na humor dziś nie mam
to prawda to prawda zanudzę cię prawdą
masz rację nie robię tu nic
nic nie wiem niczego już nie chcę
zapadam się w nudę
cieplutko
zanurzam się w nudzie
przyjemnie
nie myślę o niczym
to kłamstwo
to kłamstwo co mówię
bo prawdą jest to że już nie wiem co prawdą jest żywą
bo kłamstwo od wewnątrz pochłania otoczką
pół prawdy
pół kłamstwa
gdzieś wewnątrz mnie
na dnie jest
[for P.D. ][2001]
22
***
nic nikogo
winić
nic nikomu
winna nie chcę
być niczyją nie należeć do nikogo
nie przemawiać nic ni słowem czułym nie
chcę obiecywać nic nikomu by nikomu obietnicy
i nadziei nie odbierać
i – nie – na nic mówię
zranić za nic umiem
przecież
za nic na nic mówię i przysięgam
gorzko nocą niecnotliwie za nic nicość która mnie opadła
oddam
[R.A.][2000]
23
***
jeśli jest się
jakby poetą
niecałkiem pisarzem
obłudnie kobietą
pół-złudzeń malarzem
technikiem niejako
a w duszy nijaką
to kim w istocie się jest?
[becauseofM.M.][2001]
24
***
jestem
kim jestem
jestem polonistką humanistką informatykiem technikiem specjalistą
do spraw suportu sekretarką asystentką standardystką kłamczuchą profesjonalną z
obowiązku
i z potrzeby prywatnej
nieufną zamkniętą w sobie wobec ludzi szczerą uśmiechniętą panienką
przed komputerem pracy oddaną i aktywną z konieczności i poczucia obowiązku
znudzoną nie w humorze zdemoralizowaną pracownicą uparcie i rozpaczliwie
pragnącą wyrwać się z
jestem
pesymistką zawiedzioną tracącą wiarę w swe możliwości zdecydowanie dążącą do
celu
obojętną na czas przestrzeń i otoczenie pozbawioną złudzeń
zapalonym twórcą stron internetowych pracoholikiem pozaprofesjonalnym
nałogowcem sieci webowej fanem grafiki komputerowej o aspiracjach
profesjonalnych
perfekcjonistką i bałaganiarzem artystką o wrażliwej duszy poetką pisarką
grafomanem
uzależnioną od pióra i wyznań na papierze ekshibicjonistką prezentującą duszę i
twórczość
otwarcie online potrzebującą uznania i uwagi nie znoszącą wścibstwa i pytań
kandydatką
na fotel psychiatry ofiarą postepu techniki i elementem ludzkim przynależącym do
e generacji
kobietą jestem
kobietą dwudziestosześcioletnią jak głosi metryka kobietą o dziecinnej buzi
i naiwnym postrzeganiu świata dziewczynką lubiacą spać z misiem nimfomanką
nastolatką
niedojrzałą pod spojrzeniem mężczyzny o polskich rysach i charakterze kobietą
młodą
o wybujałym temperamencie seksualnym i nigdy niezaspokojonym pożadaniu
kobietą kobietą kobietą jestem
o podwyższonym poziomie hormonów męskich w organizmie więc chorą o zaburzonej
równowadze
czynników fizycznych i psychicznych zagrożoną w krótkim czasie uwidocznieniem
i dominacją cech męskich a więc wypadaniem włosów chociażby i utratą
delikatności i gładkości
skóry pryszczatą nastolatką brzydulą kaczątkiem pięknością słodką lalką barbie o
figurze
a-idealnej i kształtach półobfitych i kim
jestem nie wiem lecz jestem
czterdziestostokilkuletnią zgorzkniałą starą panną samotną z wyboru i z przymusu
oszalałą z tęsknoty za
oszalałą w pogoni za niezaleznością i prawdą kobiecości wyzwolonej lecz kobietą
uległą
w miłości i miłości pragnącą wiernie tej jednej jedynej wielkiej miłości
idealnej którą znaleźć tak trudno
jestem
zakochaną kobietą w tym jednym jedynym którego nie ma tu
zakochaną nie tak i nie w porę i głupią naiwną pierwszą lepszą idiotką jestem
zagubioną
osobą o duszy nadczułej na nieszczęście cudze i obojętną i bierną niemą i
aktywną pasjonatką
i trzeźwo reagującą w potrzebie własnej i cudzej jestem wszystkim tym każdą z
nich jestem
bezustannie i wciąż taka jestem niezmiennie jestem tak zmienna kobietą przecież
jestem
co mnie nie usprawiedliwia zupełnie nie ja po prostu
sobą jestem
[becauseofmyself][2000]
25
**
po prostu
powiedz mi to czego nie chcesz powiedzieć
powiedz mi to co chcesz ukryć
zaufaj mi posłucham cię i nie będę płakać
zaufaj mi pójdę za twoim maleńkim dalekim dzwoneczka głosem
obiecuję ci że tak
obiecuję ci że nie
obiecuję ci że dotknę ciszy twojego oddechu
obiecuję że nie przerwę szeptu twoich snów
tylko
powiedz mi czego naprawdę potrzebujesz
teraz
[tłumaczenie powyższego w. 2000]
26
czas
czas coraz krótszy
dni
dni letnie wydłużyły się tak mówili
nie
nie zauważyłam
dla mnie czas wciąż za krótki
potrzebowałabym jeszcze ciut
jeszcze kilka centymetrów czasoprzestrzeni
minuty na miarę kupię
godziny na łokcie niech kto mi odmierzy
minut kilka zostało
taka samotna reszta kilku minut
gdyby nie one zaganiane wskazówką dłuższą w prawo w prawo
aż do dwunastej
byłaby już była wybiła piąta
minut siedem sześć pięć..
sekundowa chudzina sprinterka przegoniła leniwą minutówkę
która zastygła bez ruchu bo na nią patrzę
udaje nieżywe zwierzątko
liczy że nie zauważę jej ruchu jej życia
czas wciąż coraz krótszy
przestrzeń czarna czasu między linearnością wskazówki i kropkowatością kropki
dwunastej
zmniejsza się
zmniejsza
jest minimalna…
nie istnieje
wybiła piąta
[for myself][2000]
27
***
on prosi
bezgłośnie
wszystko jest naturalne i jasne
bezgłośne
przyjdź przyjedź zostaw opuść zmień
adres mieszkania pracy rodziny myśli
że prosto jest zmienić adres
mieszkania pracy osobowości
nie chcę zmieniać a jednak
wyszłam wyjechałam opuściłam zmieniłam
adres nazwisko imię przyzwyczajenia
bezgłośnie
2001
28
***
sekunda przed zaśnięciem
moment w którym już cię nie ma
zaćmiony blask pochmurnego nieba
sekunda przed wejściem w nowe
tam gdzie nigdy jeszcze nie
otwierałam powiek
które na sekundę przed zaśnięciem
były tak ciężkie
całkowita amnezja
pamięć wyjęta spod kontroli
rejestruje
ciemność zamkniętą i blask liter
-brak miejsc
wracaj
za wcześnie
[becauseofmyaccident][II-2001]
29
***
zawsze jest coś
czego nie jestem zdolna wypowiedzieć i pojąć
rodzaj wewnętrznej blokady
czekam abyś sprawił że ona zniknie
czekam na próżno
tak, wiem
byłam kiedyś małym ptakiem
odlatującym cicho
w samą porę
teraz jestem małą rybą
zimną niemą niemiłą w dotyku
ale dotknij mnie
wciąż potrzebuję
nawet teraz gdy wiem że coś na zawsze zasklepiło się pomiędzy nami
płatki skrzeli płatki ust może
nie mam racji bo jedyne co mam
to zimny wiatr i odrobina światła w twoich oczach
[forR.A.][2000]
30
***
nie wiem ile muszę jeszcze przejść
aby dojść do ciebie na dnie
dotyk budzi mnie i jestem
dla ciebie
cała
ale wciąż nie ma mnie
pragnę abyś obudził mnie z głębi wyciągnął co nieme
i dotknął
potrzebuję cię tak po prostu
bez wiersza bez słów bez gestu
potrzebuję byś dotknął mnie głęboko wyłowił rybę
utopioną we własnym śluzie
potrzebuję cię przyjdź przyjść musisz
nie żyję
do góry brzuchem śnięta rybka
wyłów mnie zlituj się
spełnię twoje trzy życzenia
ty pocałujesz moją łuskę
i obudzę się ze snu
i długo i szczęśliwie
[becauseofR.A.][2000]
31
***
una carta para ti
eu escrivo
porque as minhas palavras nao voam longe
uma carta para ti
eu nao sendo
porque ja nao conheco teu lugar hoje
mas
uma carta para ti
eu comeco
por que eu queria te dizer
…
uma carta
nao termino
por que eu queria nao estar enamorada de ti
[becauseofR.A.][2000]
***
list do ciebie rozpoczynam
bo chciałabym byś wiedział
list do ciebie piszę
bo dźwięk moich słów nie dotrze tak daleko
listu do ciebie nie wyślę
bo nie znam twojego adresu
listu do ciebie nie kończę
tak pragnęłabym już nie być w tobie zakochana
(fromthebadportugueseabove)
32
short message
i skąd te cudze słowa
dlaczego
w cudzą chronisz się mowę
dlaczego
artysta
niewolnik
ujęty podwójnie
ze stron dwu otoczony
milimetrami tuszu
elektrycznie za podświetloną szybką
artysta za-chwycony pod łokcie wyciągnięty
za uszy
spinaczami apostrofów
zawisł groteskowo
pomiędzy propozycją spotkania
a zapytania znakiem
bielizna
przyszpilona na sznurze
wygląd ma radośniejszy
więc mój artysto najdroższy
uśmiechnij się dla mnie
choć może nie do mnie
i cudzych słów myśli
w cudzołożnej stuacji zapożyczeń
pozbądź się
a wtedy
na pytanie ?czy chcę się spotkać z „artystą”?
z artystą być może kiedyś
z „artystą” na pewno nigdy
chcę z tobą się spotkać zaiste
odpowiem
[forM.M.][III-2001]
33
dialektyka
historie moje wszystkie
historią są jedną
chcę wierzyć w spójnię
lecz historie moje
sprzecznością są
dlaczego istnieją gdy wszystko zaczyna się
a nie kończy nic
oni przychodzą mówią żegnaj odchodzą wracają i są
sprzeczności rybie
w kierunkach przeciwstawnych zgodnie splatają się w okrąg
moje yin i yan
moje ja i anty-ja
ona joanna i ja jan
chaos zaklęty krąg antagonizmów
trwa
trwasz ty i on
ten który przyszedł po mnie wczoraj na dworzec
i ten który dziś z wilgoci się śmiał
ten który jutro zapomnieć pozwoli
i który rozmową oddali mój lęk
nie znam dziś jutra wczorajszych dni nie znam
wiem jedno
w wielości istnieję tu teraz po bezczas
historie moje wszystkie niech trwają
podsycać je będę
bo mi wielość potrzebna by żyć
[becauseofM.M.][2001]
34
***
znów odwiedziła mnie
najukochańsza przyjaciółka
chandra
z powagą spoglądam jej w oczy
głos podkulił tchórzliwie język
skomlą uporczywie boleśnie
słowa już nie chcę
rozpoczynać historii narodzin od nowa
znów te same znudzeniem oklapłe
za oknem obrazy stuliły uszy
zszarzałe szarówka zagarnia niemo
mi w ustach niemoje słowa mokro przylgnęły do mózgu
niemową chciałabym stać się
nie musieć nad myślą ślęczeć
która wypowiedzieć nieskłonna
ogrom mojej bezradności
gdybym niemową była
część mowy jawnej odebrana by mi była
lecz pozostałaby mowa we mnie zamknięta
zamilkły język wypowiedziałby co we mnie najgłębsze
nie jestem niemową lecz doskonałym przejawem kalectwa
ukarałeś mnie
a może moja to wina przedwcześnie spełniona
dziś dopełnia się ostatecznie
i jestem niedokończonym posągiem
który grek artysta niemo intymnie dotknął
nie dotknął lecz musnął dotykiem
by żył posąg i żyję
kaleka doskonałością kobiety o talentach
widocznych wyraźnie pod wartwą apatii
brzęczących na dnie sakiewki dziurawej
trwonionych skrupulatnie co do jednego
zgodnie z rachunkiem prawdopodobieństwa
z losu podszeptem
dlaczego nie czytam nie myślę nie chodzę
do! z! na! nie gromadzę pieczołowicie
obrazów ciągów dźwięków szeregów
po nitce po nitce do kłębka
w labiryncie korytarzy Louvrów zaklęte rzędy płócien
nawleczone na nić teoretycznych powiązań i myśli
dlaczego nie jestem jednością ciągłą cieczą czystą obiektem
pod próżniowym kloszem ze szkła
pełni nie tworzę i jedności z sobą samą
odwieczny chaos we mnie nie-spójnia logiczna
dlaczego
dlatego
nigdy nigdzie nie dojdę w chaotycznym ruchu cząstek gazu
może kiedyś
poza obszarem mi znanym dostrzegę ciebie
nieznaną kometę i zbliżysz się nie ominiesz
lecz zbliżysz i dotkniesz i spłonę
i jedność odzyskam i całość i myśli prostotę
a sens będzie w jedności nas dwojga
[becauseofmyself &forMM] [III-2001]
35
***
mam ochotę na dotyk
gdzie jesteś
twoje włosy jeżykowate
twoje dłonie ciemne zmęczone
twój kciuk dziwnie wygięty
twoje długie rzęsy spuszczone
które mówiłeś
lubiły dotykać wszystkie twoje kobiety
nie potrafię przypomnieć w pełni
przywołuję jednak szczegóły
gdzie jesteś
nie potrafię przywołać całości
rozpadłeś mi się w atomy
gdzie jesteś
umiłowane miejsce w nieoswojonej przestrzeni
poza horyzontem dotyku
gdzie jesteś
czy nie chciałbyś znów być całością ze mną
i wewnątrz
[forR.A.][2001]
36
słowo
Wiem, że to nigdy nie będzie wiersz,
który godnie tutaj zwać mógłby się wierszem.
Wiem że poezja kryje się gdzie-ż
ja śmiałabym o niej pojęcie mieć szersze.
Także wiem, że wierszy klasycznych nie lubię,
bo nim myśl mą schwytam i zamknę
w słowie, bezpowrotnie się ona zagubi
w spekulacjach nad rymem kształtem i taktem.
I wiem, że dziś czuję się niby
Jean Babtiste Racine na Court Royal przed wieki.
Nic w darze nie miałby gdyby
nie słowo, które nawet w stylu kalekim
perłą być musi w łonie małży zamknietą
bo z myśli mej szczerej – łzy piasku poczęte.
[forM.K][2001]
37
życie
życie jest uroczym urojeniem przeźroczy
pstryk klatka w ciemności na ścianie
i druga
pstryk zdjęcie zabarwione iluzjami
obłuda w negatywie
w niej na opak
żyję fałszywie
nie potrafię już żyć inaczej
w sztuce łgarstwa jestem coraz lepsza
bez drgnienia powieki kłamstwo ciche jak wyplucie powietrza
w wydechu
wydalam
delikatnie
bez lęku
tylko niezauważalnie drży i kurczy się na moim ręku linia życia
gdy kontroler przyłapie bez biletu na przejazd
przez ten maly kawałek kilku stacji
jadę na gapę
z rozdartym niechcący paszportem
z dziesięcioletnią wizą do stanów
jadę na gapę
bezczelnie beztrosko bez planu
może i Ty znajdziesz odrobinę braku czasu
dla mnie
jak kontroler biletów
„tym razem się pani udało”
i gdy stanę przed Tobą
dostrzeżesz drżenie mych palców
potrzesz czoło
ręką machniesz na znak
zakłopotania
„jeszcze jedna bezczelna duszyczka
z wilczym biletem ulgowym do nieba
do spisania”
[?13-03-2001]
38
pewna odmiana wierności
środowisko mieszane
nas czworo
faithless
melodia którą lubię
jedyna
ciasto
ochłapy kolacji
moje urodziny
jego urodziny
on pierwszy
on drugi
ona jego dziewczyną
ja jego dziewczyną
!nie nazywaj mnie
nie jestem nie chcę
przynależność niezrozumiała
przynależność spóźniona
?dlaczego miałabym do niego należeć
leżeć-przy
leżeć-obok
pod-legać
uległa nie jestem
dawno przynależności między nami już nie ma
więc czemu ulegam
więc czemu nalega
z oddali pokorne śle listy
i widzieć mnie chce
i poddanka przebiegam kilometrów odległość
i jestem nieopodal
tuż obok
wierna w rytm rave’u
niewierna w rytm łkań
[becauseofP.R.][11-13-III-2001 Budapeszt-Otwock]
39
***
i masz wrażenie że nie wszystko
oddałam ci
i gdzieś w tobie przeczucie że nie zupełnie szczerą
ofiarowałam ci
mojej myśli część
czy nie-wiersze wierszami są pytasz
że nie-wiersze nie-wierszami są wątpisz
czymże jest ufność
intruzem
pomiędzy
nami
którzy nie znamy się nieomal
zupełnie
poczułeś wilgotne dotknięcie myśli mojej
w nie-wierszu
nie-całym
skąd ten żal
czy nie-myśli oddechu
lecz serca
oczekiwałeś
[forM.M.][?31-03-2001]
40
***
kiedyś
to było dawno
miałam nadzieję
i wiarę
a miłości
nie miałam
ale nadzieję
miałam i wiarę
że ci którzy przychodzą
nie przychodzą bez celu
i cnoty
pustkę
więc moją zapełnią i brak
miłości odrobinę
zasypał
oby tę
pustkę
a ja nie tylko
wiarę i
nadzieję miałabym
[forM.M.][31-03-2001]
41
spotkanie z Venus Khoury-Ghata – „Wiosna Poetów” Warszawa 2001 – impresje
wszystko przez jej twarz piękną
(z oddali ostatniego rzędu krzeseł)
o cerze nieoczekiwanie uwiędłej
(z oddali dwudziestu centymetrów wydechu i perfum)
wszystko przez tę której słowa
lekkie pewne siebie okrągłofrancuskie gardłowoarabskie
z zakłopotaniem wydukałam pytanie
-czy?
spojrzała
skrzywienie ust kształtnych pełnych niezauważalne
– nie nie!
ale ja
myślałam sądziłam
niemądra
nie chcę otwierać ust bo słowo odejdzie ode mnie ułomne
nie chcę otwierać oczu bo światło przeniknie i odkryje
nie chcę dotykać na palcach pył rzeczy błahych
nie chcę myśleć powierzchnia świata śliska
paradoksalnie bezczelnie wciąż jednak
mówię patrzę dotykam myślę
i szukam uśmiechu w zmarszczkach Venus
[06-04-2001świder][leprintempsdespoetesfrancophones]
42
wykład z informatyki
wykład był nudny
flegmowata substancja blokowała przełyk
podchodziło do gardła
nie spływała na język ślina
której zabrakło
bo cała wilgoć szczypała rzęsy
wykład był nudny
uświadamiałam sobie własną nieobecność
fałszywą przynależność do świata w którym się zawieruszyłam
gdzie był mój lotnik narrator rysownik
nie pomyślałam go jeszcze więc nie istniał
jak moja książka
informatyka technika samolot astrologia istniały
i wszystko wokół
tylko moje ja
nie
może kiedyś
dziś Chrestomatia pendżabska i Mały Książę
za plecami potajemnie
wykład był nudny
43
***
jestem niewierna
nikomu niczemu wiary nie dochowuję
cokolwiek spływa do wnętrza
wysącza się szczelinami obojętności
wysycha i paruje i uwalniają się krople
rzeczywistości obiekty wilgotne zostają bez cienia
istoty nieistotne o skórze wysuszonej z szelestem
jak pergamin na którym próbuję zapisać resztki siebie
nie istnieję
niechcący rozdarty fragment zapisu
okruchy tabliczek glinianych
to ja
w rachunku nieobecna
lecz nade wszystko niewierna
otaczającemu
niewierna sobie
bo siebie nie mam
bo mnie nie ma
[2001,kwiecień]
44
***
na zewnątrz
naskórek chodnika
pachniał mięsem rozdeptanych dżdżownic
gdy weszłam
rozbolały oczy
przez zakratowane żaluzjami okno
nadwrażliwość zmysłów nie pozwalała skupić myśli
monotonny dźwięk trąbki Ali Khana wypełniał szczelnie mój pokój
doskwierał daleki brak
pakistanu
[forR.A.][11-04-2001]
45
portret pamięciowy w lustrze
tak
przyjrzałem się jej dobrze
gdy przeglądała się po raz pierwszy
rzuciłem okiem
gdy i ona na mnie spojrzała
nie mogłem oderwać wzroku
pamiętam dobrze
małą zgrabną głowę
twarz kształtną
włosy proste nijakie zmęczone blond
czoło ani wysokie ani szerokie
nos rasowy z arystokratycznym wygięciem
wąskie usta zaciśnięte milcząco
oczy
oczu nie pamiętam
może nie obejrzałem dość dokładnie
portret pamięciowy – więc mówię
nie dojrzałem
były półprzymknięte
gdyby otworzyła je wówczas byłyby niebieskie
jestem pewne
wtedy moje odbicie w jej oczach zobaczyłobym
a potem
aby spojrzeć po raz ostatni
musiałem się nad nią pochylić
horyzontalnie zawisłem
ponad jej twarzą ustami arystokratycznym nosem
aby ona mogła odetchnąć i skroplić
aby mogła spojrzeć spod powieki
która fałdowała się nienaturalnie uniesiona grubym paznokciem
koronera
lecz źrenica zaszła białkiem
bezradna
ukryta niebieskość pozostała ukryta
46
***
bolało mnie tam głęboko
tam gdzie linie schodzą się ud
tam gdzie zapada się czucie w wilgoci
bolało po prawej stronie
bardziej niż po lewej
zakłuło i przestało
i znów
pochyliłam się nad swoim bólem
ale nie mogłam dojrzeć jego barwy
dotknięcie bolało jeszcze głębiej
zostawiało czerwone ślady
a wystarczyło pociągnąć za pokryty śluzem ogonek
myszki z ligniny i włókien
pazyfae – wydałam na świat zwierzęco ślepy
kawałek martwego nie mojego nie ciała
osobista aborcja
osobista auto-dezynfekcja
auto-deratyzacja
Grass i Rabelais mają rację:
moje ciało jest mi najbliższe
boję się ostrego metalu i myszy
47
***
wiersze są lekkie
ciążą na duszy tylko trochę
tylko chwilę pozwalają się nosić
pod sercem
tylko przez moment przeglądają się w moim wzroku
i już ich nie ma
jakby nigdy nie było
ale są
pod ostatnią piwniczną płytą sutereny
w komorze
prawej lub lewej
są
i tylko aby znów otworzyły oczy
bardzo długo trzeba je prosić
48
***
wstyd
podobieństwa
u jednych większy
u innych mniej
widoczny
choćby u mnie
istniejący niemal
wstyd
identycznej sukienki
zachowań gestów i spojrzeń
nieoczekiwanie
jednakowych w chwili tej samej
wstyd
i hańba
o oryginalności zapomnieć
pogrzebać ideę jedyną geniusza
w tłumie szarym komórek
szarych
myśli
wstyd
słowem
jednym
a innym
nie wstyd
i nie hańba
49
***
a wiersze rodzą się jak niechciane dzieci
kartka zapłodniona nieostrożnym słowem
zabawa piórem
bez intencji pisania
co za niedojrzałość
gdzie mi do wieszcza narodu roli
niechcący coś zapisałam
ogłoszenie telefon refleksję nad kształtem nosa przygnębionej staruszki
spojrzałam za okno i stało się
i dotknęło mnie boleśnie
spotkanie dwu okoliczności jednego wydarzenia
u zbiegu myśli
na Wschodnim
musiałam więc zapisać
taki precedens
piszę niewiersze niechciane
które nie zasługują na miano
poezji czystej
dotykalne z dusznej fizjologii poczęte
kiedy narodzi się ze mnie erotyk
nazwę go bękartem
50
erotyk
równomiernie rozłożony
na płaszczyźnie ciała
dotyk
równomiernie padające
na stok wschodni piersi
światło
równomiernie spływająca
po kotliny ściankach
wilgoć sperma
przytul mnie
zimno
a potem zróbmy znów trzęsienie ziemi i potop
51
***
esej o wyższości kobiety nad mężczyzną
inteligencja emocjonalna
wojna plemników
wszystko wiruje wokół obsesyjnej relacji
kobieta – mężczyzna
jak bardzo się potłukę i rozsypię
wypadając z wirującej karuzeli
co ze mnie zostanie
jeśli składam się cała
z uczuć
chcę być modliszką
modlę się boże pozwól
oddal ode mnie ten kielich
jedno twoje słowo
bo nie wiedzą co czynią
chcę być modliszką
[becauseofR.A.][25.04.2001]
52
***
dano mi w przedświatach
wyłupiaste oczy muchy
spojrzenie Klee wielodzielne
patrzę więc
na jego-mój Wybuch śmiechu ołówkiem
pastelami czy tuszem
na moje myśli rozsypane
w drobny mak ziarno gołębiom
na niemój labirynt dziurawy chodników
na klatki okien
rozpada mi się świat na cząstki
nawet po zamknięciu
powiek nie mają oczy musze
podzielone ostrym konturem na wielokąty
rozkładają się powoli
obumarłe i zaślepione lepem
sklejam fragmenty
dostrzeżone podczas jazdy tramwajem
lecz sklejony obraz rozpada mi się na głoski
co będzie mi dane w za-światach
53
***
chcę być w ciąży
ciążową założyć sukienkę mogę i teraz
podobać się sobie w obszernym wymiarze
wyobrażeń
nie
dosyć
chcę być w ciąży
namacalnie doświadczyć
uczynności mężczyzn w pociągu
donikąd
zaznać poniekąd
błogosławieństwa płodności obłości
podłości ociężałości ciała przez dziewięć okrągłych miesięcy
chcę być macicą (mówiono kiedyś)
macicę chcę mieć szeroką pełną i ciężką
od wód i ciała-naczynia
ze mną połączonego
wąsko przepływa pokarm
w kierunku potrzebującego
każdy wspomoże
w dziewiątym miesiącu
chcę być w ciąży
nie-matką
54
kobiety-mumii podróżna refleksja
musze tam pojechać
aby tutaj wrócić
oderwać zdjąć płatki lniane z oczu łuski
choćbym tkankę papieru miała naruszyć
choćby rozedrzeć trzeba sklejoną warstwę skóry
oddalić muszę stąd ciało
odpaść od kości rdzeń
kręgosłupa ideą innej kultury
odnowić
2002?2001?
55
***
wsiąkam
w twoje wiersze, Emily
zapominam
jak skreślić krzyżyk koślawo
pod idealnie równą drukarki kaligrafią
zacieram
i rozmazać próbuję kciukiem zleżałe
prastare moje sprzed miesiąca wiersze
nie potrafię
piórem pisać, Emily
gubię
długopisy poetka niezależna od pióra
nie wiem
jak pachnie atrament , Emily
słowa z drukarki wyplute
wysuszone są na
kartkę nawet pod długopisem
a twoje i w druku mokre i świeże
czy może dlatego że
wsiąkam
w twoje wiersze, Emily
[pamięci Emily Dickinson]
?2001
56
***
oswoiłam mój komputer
przestał nareszcie wierzgać
mój bzik mój konik
pod palcami
rozluźnione mięśnie
klik ostrogi mysiej dotyk
napięcie
działa
w małym palcu miałam
(teoretyczne)
reguły gier
komputerowych
przyjaznych pojedynków
i agresywnych flirtów
oswoiłam mój komputer
a może to on mnie oswoił
2001?
57
plan trzyletni
a teraz czas już coś zmienić
chcę dokonać nowych odkryć
własny kontynent
być może kolejną amerykę
chcę biegle władać portugalskim i urdu
zawsze przecież chodzi o to by język giętki
wieloznaczność i niezależność zachował
chcę zdobyć tytuł doktorski
a potem pisać i nie
jakiś magazyn redakcja
najlepiej na własność
żadnych podporządkowań
potem
chcę jeszcze urodzić dziecko
koniecznie córkę by feminizm obrysować konturem
a mężczyznę wycieniować gdzieś w tle
mam czas naprawdę mam czas na prawdy mówienie
mam czas dojrzewa kobieta balzaca mam czas do trzydziestu lat dotrzeć powoli
mam czas u schyłku utracony ułowić mam czasu trzy lata
2001
58
***
Zimą
odkłada się we mnie warstwami
zeszłoroczna zieleń trawy
brud peronów
szarobura bryja zdarzeń
anemiczne opadanie rzęs bezbronnych
narkomanów dzieci w wózkach zwilgotniały oddech
wąski tunel wukade i pośpiech
czyjś krok nerwowy świst i odjazd
kaczkowaty małych stópek ruch
nagły dłoni dwu-dotyk zaborczy
pocałunek i okrzyk
odkłada się we mnie
wierzchem dłoni ścieram
[formyself][30-03-2001]
59
***
dawno dawno temu
napisałam wiersz
wierszy kilka
są wciąż istnieją
oderwanym istnieniem
lecz są
choć trochę nie-moje
potem
zapomniałam czym jest wiersz
i wciąż nie wiem
i wciąż pisać nie umiem
taka pustka taki marazm i takich nie-wierszy garstka
wszystko razem wysmarowane klejem na brzegach
palce chaotycznie brudzą czysty papier
collage
kawałki mojego ciała papierowo rozmokły w kleju i farbie
trudno oddzielić mnie
od świata
świata od
prze-świtującej przed-świtem w-powietrzu kartki
podnieś przewróć mi świat dnem do góry i dotknij
tak by poczuć na wylot
jego wilgoć
i twoją
61
***
przed milczeniem zakłopotanym
uchroń mnie Panie
przed ciszą bezoddechu przestraszonego
uchroń mnie Panie
przed niejasnością myli niewypowiedzianych
uchroń mnie Panie
przed półsłowem nietakim
uchroń mnie Panie
uchroń mnie
przed sobą
przede mną
i za mną
się wstaw
u niego
piastuna milczenia
władcy przestrzeni ciszy
mojego serca
Anioła Stróża
[forB.L][2000]
usa
2001- 2003
61
***
uwięziona wciśnięta
[pomiędzy mężczyznami]
w fotel samolotu opadam metr w dół
może więcej
spada temperatura gorąco mi
rośnie podniecenie
[pomiędzy mężczyznami]
spada ciśnienie poza
samolotu szybą
ulatuje nadzieja wraz
z przylotem do miejsca docelowego
zapowiadają opady
nie spadł dziś żaden samolot
[lipiec 2001]
62
„accused of improper behavior in a public place…”
połóż tylko dłoń
tuż ponad powierzchnią
przesuń delikatnie
żółta linia poprowadzi cię
szosą ameryki on-line
osiemdziesiąt mil za dużo
by uciec przed spojrzeniem ciekawych oczu
niebieskich oficerów
w pościgu za nami aż tam
gdzie dotknąć mogłeś mnie tylko ty
gdzie dotknąłeś mnie tylko
wtedy on
zajrzał przez brudną szybę
2001
63
***
nudna jest ameryka
nie potrafię jej objąć
wzrokiem za dużo i nie w porę
do powiedzenia ma ameryka
nie do objęcia
pozycja potrzebuję może więcej czasu
może wiatru więcej
i ciebie wciąż
tyle
nie do objęcia
a przecież jestem tuż obok
w ameryce nie do
objęcia
nudna jest
perspektywa
ameryki nie do objęcia
2001
64
***
gdyby nie marzenia
wszystko byłoby prostsze
nie-biała suknia nie-welon
ten dzień i miodu miesiąc po dniu
nie
tylko
ty
2001
65
***
za oknem szaro
dopóki nie nadejdzie burza
szaro
dopóki nie pojawi się tornado
szarość
powietrza przenika do wnętrza
szaro
mówiłam ci uchyl szerzej okno
szarość
z deszczem spadnie
2001 atmore
66
***
czas przecieka mi przez słowa
palcem dotknąć chciałabym
namacalną obecność wyczuć
wysuszonym naskórkiem dłoni w niedostatku kremu
czas przepuszczam beztrosko
na loterii słowami żongluję
wybieram nic albo wszystko
nie wszystko czas albo bezczas
wyciągam los bingo
wygrałam czasowy pobyt na ziemi
z poczuciem czasu upływu
z wyczuciem i taktem ostrożnie po cichu
wyrzucam los do śmieci
przykrywam kołderką
czasu przepuszczać przez palce
nie chcę
2001 usa
67
***
gdzie jest ta mnogość
we mnie
umarła idea jedna i
za nią druga i dalsze
gdzie jest bogactwo
wnętrza zapadły się
ścianki schudły i wklęsły
zasklepiła się dusza
w klatce maleńkiej serce
otwory zamknęło dopływu
krwi wzbrania i tlenu
brak
duszę się bezradna i sama
nie wiem
gdzie jest ta mnogość energia
i oddech pełen radości
we mnie może
otworzyć trzeba okno
na zewnątrz mnie
świata jest mnogość
2001 usa
68
***
wszystko mam
czego pragnęłam tak bardzo przed miesiącem jeszcze
wszystko a jednak
nieustannie brakuje mi niezidentyfikowanej części
przestrzeni mojej i twojej
jakaś ograniczona płaszczyzna ślisko wymyka się spod kontroli
dostrzegam kątem oka jej nieobecność a przecież
istnieć musiała tu kiedyś
wszystko mam
tylko nieokreślonego obiektu
poza mną i tobą tu nie ma
wszystko mam
i ciebie i mnie
i pustkę i gdzieś tu w powietrzu
świadomość braku
niczego
2001/2002 usa
69
***
nie płakać
nie otwierać oczu
nie odmykać okien
żyć
dreptać bezsensownie w koło
pozostawić za oknem
krople
szczypać
istnieć
po zamknięciu powiek
70
***
dlaczego zawsze jest
odrobina mej przestrzeni niezajęta
dlaczego zawsze ktoś
w przestrzeni odrobinę wnosi
hałas własnych
myśli sobie znanych innym nie
potrzebnych jest
tych kilka myśli dla
czego kogo zawsze jest
za dużo w odrobinie tej przestrzeni
czuję
nie wiem
2001
71
***
nie jest miłym
gościem w moim
sercu złość
zmarszczoną dłoń
podaję jej co
dziennie co
mam robić
nie wiem witam
gość
nie
miłym jest…
ze złością memu
sercu drzwi zamykam
2001
72
ta druga jeszcze nie-przyjaciółka
ona jest nieskończenie cicha
nieobecnie delikatna
nieobecność jej dotyka
nieskończoność na w-pół zdania
nie warkocz zaplata
lecz luźnym opaść pozwala pasmom
czerni nieskończenie długiej
dotknąć chciałabym jej
włosów dłoni i ciała
nie-
śmiałość przeszkadza
czy ona jest równie
skończenie
nieśmiała
[5dec2001]
73
ramadan
roza- zaczyna się o świcie
gdy świtanie jest jeszcze nocą
gdy światło niczym jak błyskiem źrenicy spod przymknietych powiek
o piątej piętnaście jeszcze okno zasłania mi szarobura zasłonka
nie spojrzę w tę stronę przez godzinę
na odgłos angielszczyzny koguta głowę podniosę
szósta
szarobura zasłonka rzadszym tkana ściegiem
roza- zamykana zimowym zmierzchem
gdy słońce i tak nie widoczne jeszcze bardziej chce stać się nieobecne
nie teraz
gdy zmierzch nadejdzie
zmierzch opowiem
[3dec2001Nyork]
74
***
coś kruchego przesuwa się we mnie
ostrożnie rozprasza się zmienia miejsce
tak abym zauważyć nie mogła
uchodzi uwadze ale wyczuwam wiem
że tak ostrożnie
coś drobnego przesypuje się wewnątrz mnie
jak piasek mówię jemu sobie jak piasek załaskotało i
– ..dotknęło mnie to bardzo wiesz .. –
zabolało i znów nie dostrzegam czuję jednak wyraźnie
i wiem już coś kruchego
przesunęło się znów we mnie trochę na zewnątrz
do dołu szczeliną wąską z jednej szklanej bańki
do drugiej myślałam nad ranem nie pamiętam
jak nazywa się to naczynie ukrwione załzawione
brudne we mnie tam przesypuje się i przesuwa
coś kruchego piasek może zeskrobana
może skruszona wiara nadzieja miłość
[?październik 2001]
75
***
wiersze
czasem w-gniewie po-wstają
w-zburzeniem ruin ogniem pod-niecone
chaotyczne niejasne
same nie wiedzą co ważnego chciały cudzym
ludziom przekazać
czasem w złości macicy śluzie
nienawiść je rodzi w bólach
nie zawsze są smutne
czasem cyniczne
pokrywają się patyną
z czasem
2001?
76
***
odkurzanie historii
której półki pełne
bolesna archeologia zdrapywanie strupów
trochę bólu
dużo niespodziewanie przyjemnego masochizmu
nieoczekiwanej satysfakcji
a myślałaś że to poza tobą
tobie niepotrzebne
zbędne jak kurz który i tak
rzadko spomiędzy kartek historii
(bo nie lubiłaś wymiatać) wymiatałaś
już nie jak maturzystka z apetytem na szóstkę
jak ktoś inny
kogo do tej pory skutecznie
zalewałaś potokiem a-historycznej
spreparowanej przemyślnie
filozofii religii literatury
(poniewierały się tylko gdzieś tam głębiej
u podnóża zmysłów
po dekapitacji głowa
wydłubane oczy wyrwany język
pani historii
– pani od historii
nigdy nie lubiłaś)
udawało się utrzymać archaiczny system do
dziś
przejdę świadomie przez szereg
pokojów lat wspomnień moich nie moich
portretów wojen
zimnych gorących
niedomówienia domówię
niedoczytania doczytam
może dopiero wtedy
na nowo
nieśmiało
ośmielę się znów prozą pisać
?2002?
77
***
nie czuję
swojego zapachu
swojsko brzmiących słów
nie chcę mieszać się do tego
z tłumem zmieszana
nie potrafię być osobą na nowo
myśleć gdzie jesteś mój świecie
gdzie moi przyjaciele
jesteście tu obco-
krajowcami bez domu
i ja bez kraju i..
mam ciebie tylko
wybacz mi
niedojrzała
chęć we mnie chce stad uciec
lecz dojrzeje
odejdę
nie dojrzysz gdzie kiedy
[wrzesień 2002]
78
***
nie potrafię powiedzieć czego chcę
chcę powiedzieć to czego nie potrafię
słyszę dziwne dźwięki
słowa
sprawiają że czuje się obco
zwykłam myśleć w pożyczonym na chwilę
języku
to było łatwe
ale teraz czuje coś innego
nie znam tej cząstki
siebie
?jak mogę nauczyć
są we mnie słowa
które muszą być wypowiedziane
muszę nauczyć się nowego języka
zagubionego
zapomnianego przez lata
martwego we mnie języka
ciszy
2001? [ poprawki 2004
79
***
z Ironią
ty
który jesteś obok
patrzysz
ja
która nie rozumiem
śmieję się
nie wiem z czego
wysnuwam nerwowy uśmiech
wysuwam optymistyczne wnioski
wystukuję odruchowo tanecznie
stopą w rytm
serca
nie rozumiem
ile potrzeba cierpliwości
by zdzierżyć
to co zdzierżyć ciężko
potrzeba cierpliwości
by wytrwać
w tym co ciąży
wytrzymać przyjdzie
ile ile
gdy patrzysz ty który jesteś obok z
Ironią
[?][2001]poprawki 2004
80
***
jest to coś
zakopane głęboko pod sercem
w kiszkę najwęższą zapadłe
połknięte skonsumowane niedotrawione
powoduje mdłości i zgagę
nie chce opuścić twojego
ciała progi ciepłe i miłe
nie chce opuścić cię
uczucie nadmiaru i niedosytu
zarazem uczucie miłości
nieomal spełnionej
81
***
myślałam że nienawiść
rodzi się nienagle
mówią że z miłości
niezaspokojonej
myślałam że nienawiść
nie pojawi się nigdy
ale nie!
ona przemyślnie
zasupłała mi się w sumienie
przysnęła
cicho
wiem że jest
pod progiem myśli wieczornej
gdy zagęszcza się we mnie ze zmierzchem
samotność szeroka na dwa pokoje
i rozczarowanie na święty spokój
82
***
coś chciałam powiedzieć
niechcianego jednak słowa
w twoim wzroku przeraziło mnie
odbicie
i chciałam już
nie powiedzieć nic
zamilczeć powiedziane niesłowa
zakląć
zaklęcie oddziać
po drugiej stronie
alicji
bazyliszka
zostać
[5dec2001]
83
***
uciążliwy zapach dziecięcego płaczu
nie wykrzesa ze mnie odrobiny żalu
współ-
-nie-czuję
nie poczuwam
się do współ-
czuję tylko
mocny zapach dziecięcego płaczu
[7dec2001]
84
islam – inicjacja
pomieszane pamięci
pomieszane pojęcia
pomieszane
nie-całkiem
nie-znane
skłaniam ciało i
czoło
przytulam do źdźbeł włókien dywanu
pachnie
nie mogę się skupić
umykają nie-uchwycone nigdy w pełni
modlitwy
słowa
[?dec 2001, pensacola]
85
***
dotknięcie ciepłej dłoni
delikatnie miękka skóra
nie zastąpi mi rozmowy
chociaż..
dotknięcie ciepłych warg
gorycz-słodycz pod językiem
nie zastąpi mi rozmowy
chociaż..
rozmowa w obcych słowach
pół wartości bywa miewa
chociaż..
rozmowa pół i w pełni wartościowa
nie zastąpi mi dotyku
chociaż..
dotyk i rozmowa niczym
ciebie nie ma
[14dec 2001,pensacola]
86
***
za ścianą ona
upada co chwila
metaliczny hałas
potem cisza
wiatrem pachnie i mięsem halal
w sosie
trywialnie szaroburym
za ścianą wciąż ona
nieskończona historia
niegotowa kolacja
daleko jeszcze do piątej
za ścianą cicho
wiem jednak
że jest
ta historia nieskończona i smutna
bez dobrego rozwiązania
przygnębiona
w kuchni
w ciąży
jego żona
[15dec2001. pensacola]
87
***
optymizm nie zawsze jest płaski
nie zawsze ścieka szybko
warstwą cieniutką jak przeźrocze
przykleja się
ostatnio na dłużej
łaskawie
do powierzchni stóp
odwrotnej do kierunku rośnienia
spodniej
zmartwychwstają przygięte końce trawy
lżej im
a ja wierzę że dalej zadeptać mogę
[16dec 2001 , pensacola]
88
***
nic-nie-rozumiem
nic-nie-rozumienie przerasta na wylot
i bolą
końcówki spojrzeń
89
***
dopiero trzecia
popołudnie rozwlekłe i nudne
po modlitwach w meczecie nie dzieje się już nic
kilka kłótni tylko
dopiero trzecia
dziesięć minut mniej do początku ciszy
ona ujawnia się
łaskawie
gdy on zamyka oczy i usta
połknąwszy słodkie słowa i czekoladowe lody
cisza
dopiero trzecia
noc ją przyniosła
więc nie płoszę
czekam
usa 2002
90
***
nic nowego się już nie rodzi
pusto
nie starcza miejsca dla wolnych myśli
w domu
gdzie dzieci małe nie moje i płacz wciąż
o!
coś nowego się rodzi
a pusto
w szczelinach mózgu
i samotnie
bezideowo
rodzinnie
[6 sept 2002]
91
fajr
On budził mnie dziś
Kilkakrotnie
Dotykał niewidzialnie
Czułam że pragnie bym otworzyła oczy
Świadomie
Stanęła przed Nim
Pochyliła głowę oddała Mu pokłon
Czterokrotnie
Otwierałam oczy
Nieświadomie zamykałam je szybko z powrotem
W ciemności słyszałam w pół śnie
Nawoływanie do modlitwy
Czwarta trzydzieści
Szósta Siódma Ósma
On cierpliwie czekał do dziewiątej
Prysznic
Modlitwa w dwu rakatach
Po śniadaniu dostrzegłam
Spełnił moją prośbę
Znów stałam się kobieta
Tuż po porannej modlitwie
Cierpliwy
Czekał od wschodu słońca …
Zrezygnowany
kazał odpocząć
2002 usa
[fajr – czas porannek modlitwy
[rakat – część modlitwy
92
***
zagłusza myśli samotne
przejasne prześwietlone
w dwu-ekranie odbite
telewizji zapłakanej
alfabetem zmiennych klatek
światła
?porozumie się z laptopem
szszaaaa jak nie wie nie potrafi
zasnąć
cicha
noc
93
***
nienawiść?
spojrzałam mu prosto w oczy
taki spokój
kpina może
ironia i spokój..
i odrobina zaciekawienia
nienawiść?
obce zupełnie wrażenie
zimne
ręce i palce u stop zdrętwiały
gdy siedziałam nieporuszona
wzrok zawieszony na jego rzęsach
nienawiść.. nienawidzę.. nie zniosę dłużej już
jego wzroku
gdzie pojawiło się cos jeszcze obok kpiny ironii spokoju
ach wiec tak wygląda nienawiść..
2003
94
***
zagubił mi się język
w obcej przestrzeni rozległej
gdzieś aż po horyzont zamglone wzgórza meksyku
como estas i wokół hiszpański ocean
ciemne oczy i dłonie
madonny dworcowej
que hora es wskazuję zegarek
z przepraszającym uśmiechem
dłoń wyciągają wyraźnie i głośno ocho veinte
pół godziny oczekiwania
przestrzenny dworzec mexico ciudad
niepoliczeni sprzątacze i taksówkarze w koszulkach z numerami
niczym gracze baseballu
i jeszcze ta amerykańska książka na moich kolanach
zagubił mi się język
polski w świadomości przycichł
i usnął
więc budzę szybko w panice
tym wierszem
2003 marzec, mexico ciudad
polska
2002- 200
95
w pustym nocnym pociągu – obsesja
obawa przed nim
tym który naprzeciwko usiadł przed chwilą
niezaproszony nie przejął się niechętnym spojrzeniem tej
która naprzeciwko
obawa w nim nie powstała
że zechce ona gryźć jęczeć krzyczeć skarżyć się
uciec
nie uciekła tak wiec
siedzieli oboje naprzeciwko
na ławkach czerwonych
grzejniki słychać było tylko
jego chrząknięcia nerwowe
jej siąkanie nosem z którego stróżką kapał katar
to normalne to gorąco to wstyd
braku chusteczki
nie mieli odwagi ogarnąć wzrokiem swych sylwetek
naprzeciwko skierowanych ciał stóp i nóg
głowy i wzrok prostopadle
hipnotycznie
nieruchomo
w okno
dostrzegły z westchnieniem ulgi stację docelową
on wstał i wysiadł
wstała wysiadła i ona
2003 maj
96
autoironia
podglądanie pająka ma w sobie cos z perwersji
widzę go
czarny maleńki korpus do którego w sposób
niewiarygodny
przylepione są
czarnym klejem
łapki
haczyki
perwersja w najwyższym stopniu
spoglądanie jak przebiera wszystkimi sześcioma
na raz
bezradne maleństwo
jedno z niewielu
jakie potrafi wywołać we mnie głęboki odruch
obrzydzenia i fascynacji
jednocześnie
oglądam w hipnozie wyobrażając okaz w powiększeniu
dlaczego nigdy nie miałam okazji obejrzeć tarantuli czarnych wdów
dlaczego nigdy nie miałam okazji stwierdzić
jak bardzo poważna jest moja przypadłość
perwersja podglądactwo
osobników
w najróżniejszych odcieniach czerni
o wysokim procencie powierzchni ciała pokrytej włosem
wedle ogólnie przyjętej normy estetycznej
brzydkich
maj 2003
97
***
na granicy
grzechu nie umiem określić
stąpam boso i nago
niepotrzebnie pocą mi się opuszki palców i zagłębienia pomiędzy
przyjaźni miłości już nie ma
na granicy
kochanka etap kolejny stopień niższy
degradacja destrukcja destytucja
(poliglotom ufam
rozumieją destitution – ubóstwo pozbawienie bóstwa idei nadziei)
upadek
a przecież przyjaźń-przyjaciel
szlachetna forma początkowa
przyjaciółka wciąż szlachetna ?
choć obnażona z
obrażona za
naga nijaka zredukowana wywłaszczona
z zaufania zwierzeń spotkań sekretów kawy parzenia
malowania wspólnego sufitów i opowieści o tych tam
innych
trochę niepotrzebna
trochę jeszcze – tak spotkajmy się
trochę już – nie nie mogę nie chcę
interakcja damskomęska teraźniejsza
przeszła podniecająco obco obnażając nijakość
jejmości niktości
na granicy uczuć
17 dec 2003
98
***
uczyńmy
nareszcie
to co uczynić należy
wstańmy powiedzmy wyznajmy
odwagi zbierzmy
zbutwiałe resztki po zeszłej
pozostałe zimie
kupmy świeże niekwiaty na centralnym
w przejściu liście zeschłe wyrzućmy
dotknijmy płatków splamionych mrozem i brudem
minęła zima
już wiosna
deszczu nasiąka westchnieniem
nareszcie
choć jeden krok ku sobie uczyńmy
skomleniu żądzy
zadość
w ciepłym pół zgięciu ciał
spokój płatków
stulenie
noc
uspokojenie
ran
ranek
nareszcie
18 dec 2003
99
***
kiedy możemy to zrobić
kiedy
nie wiem odpowiadam
nie
wiem wiedzieć nie chcę
czyż nie mężczyzna to właśnie postawiony jest przed
szafotem szubienicą szeregiem konieczności przymusów decyzyjnych
posunięć
potknięć potłuczeń
czyż nie kobieta to właśnie uwolniona jest od
szzzzzaa !
szacunku wobec podjęcia szeregu
nieomylnych nieodzownych tak zwanych
decyzji
tak
nie
nie wiem
kiedy możemy to zrobić
czy nie prościej nie myśleć więcej niż czuć
nie czuć więcej niż przeczuwać
tak
zróbmy to dziś wreszcie kochanie
18 dec 2003
100
***
odsłoniła delikatnie
sukni
czerwone
winne flirtu
faliste wykończenie
obramowanie dłoni
średniowiecze przywołując
poniekąd
delikatny ażur jasną odsłonił skórę
nie dość długie palce nieśmiało
wieczne nie pióro chwytały
długi przezroczysty długopis
dla zapisania myśli
czerwonych
skwierczących namiętnością i pasją
winne flirtu?
niewinne poddane pod dyktando
fantazji średnio
wiecznych
przemijających
zakazanych
18 dec 2003
101
ballada romantyczna
to była historia tymczasowa
tym słodsza im
którym ciastek błyskawic z bitej śmietany
i czekolady i kawy w kawiarniach
nad wyraz nadmiar
nadnieumiarkowanie
u źródła u początku się nie rozpleniła
lecz nagle
nieoczekiwanie
pomiędzy związkami moimi
rozrosła i trwać zapragnęła
jak płomień płocha
strachliwa jak wiatr
wiecznie wielokrotnie niestała
a teraz ot tak
zwietrzała
i nie chce mnie już kochanek
przelotny przewrotny
historia on mówi mi jeszcze trwa lecz
gdzie tam
zwietrzała
kochanie
iskry i wdzięku już brak nam
nie
miłości nigdy nie dałeś
odrobiny choćby na cień włosa
więc ukryłam już dawno uderzenia serca zbyt mocne
twoja czułość mnie zwiodła lecz
nie chcę już
historia zwietrzała
niech rozproszy się z wschodem
niech na policzku wody nie znajdę
niech z wiatrem odpłynie
niech od tak
minie
19 dec 2003
102
na szczęście
na spacer chodzą ze mną drzewa
stąpają o krok za
skradają się
próbuję uciec nie potrafię
dotykają mnie ich macki długie i lepkie
staram się stąpać ostrożnie
pomiędzy cieniami liści
stawiam stopy
chodzą za mną myśli drzewa że to nie tak
drzewią tajemnicę rozgryźć
nie uciekać trzeba
chodzić wokół cicho
wiele razy krążyć miłosiernie i cierpliwie
dotknąć szorstkiej kory dębu skóry brzozy
wodzić palcem delikatnie w zagłębieniach starych sosen
trzeba liście akacjowe bezboleśnie zrywać
ostatni zachować w garści
na szczęście
na spacer chodzą ze mną drzewa
tuż obok krok w krok dłoń dłoni dotyka
milczący wierni mnisi mężczyźni
szumem w uszach niespokojnie
dotykają moich włosów
są zawsze tuż obok
na szczęście
11 January 2004
103
***
tęsknię za tobą
to zabawne jak
pewna byłam powolnej śmierci
jesieni nadejścia liści
obumierania
naszych uczuć powoli ruchem łagodnym falującym
spadających z wysoka
jak pewnie głosiłam w wierszu nie
jednym lecz wielu
do ucha szeptałam cichaczem
spłoszona o przygasaniu płomienia
uczuć naszych rozprawiałam bez końca
o zakończeniu historii unhappy endzie tej
która zamilknąć jednak nie raczy
choć usta milczą
szeptem szumią szeleszczą
wszystkie ciała mojego komórki
szare umysłu
różowe myśli
i nerwów wrażliwe zakończenia
że zakończenia nie ma
bo tęsknię za tobą
[dla W. ] 19 stycznia 2004
104
***
czekać na ciebie
w cierpliwości
penelopę zrozumieć
przeszłość i przyszłość teraźniejszości mijanie
nie umrzeć uciec przed pokusą tego głosu
czas zwodzić twoim szlakiem lat dziesięć
błądzić aż tam gdzie krańce świata zbiegają się i łączą niebo
z ziemią zespolić się i być tak blisko by oddech słyszeć
podziemi wciągnąć swąd w nozdrza
trawy zapach i gliny rozcieranej w palcach
twardość i opór wyczuwać wyczekiwać
wciąż wokół ciebie krążyć
delikatniezauważalnie
przyszyć cię nicią włosów
przybliżyć się i oddalić znów gdy zechcesz
niedaleko kłębek rozwinąć
podążyć po śladach twoich
i znów
czekać cierpliwie
na twój powrót do mojej itaki tej i takiej
której
-myślę czuję wierzę –
nigdy opuścić nie chciałeś nigdy
nie opuszczałeś
23.1.2004
105
***
kiedy odchodzi obecność
to zasklepia się w ciszy
zasysa gdzieś wewnątrz i opada na dno
i boli jeszcze zanim upadnie
podnosić nie należy
larum
ani rąk do oczu
lacrimosa powiedz sobie
niech płynie słonosłodko pożegnanie
niech tęsknota zapomni jak pachnie jego ciało
niech wieczór nadejście następnego wieczora uprzedzi
i stóp mokrych ślady pościera
mrówki przemkną po zdrętwiałych dłoniach
nie strząsaj ich bydląt bożych nie
widocznych ran nie sprawią
widocznych oznak nie ma
w tę i z powrotem w tę i…
podskórnym tunelem truchtem przed siebie
bez opamiętania zbiegną zastraszone
ciarki wspomnień
wzdrygniesz się tylko
tyle pozostanie
kiedy odejdzie obecność
30 may 2004
106
*** ***
czasami jest zbyt dużo
zbyt silnie przygniata to coś
nadmiernie bolą skronie i pod niecierpliwymi palcami
czuć dotyk zbyt szybko pulsującej krwi
za bardzo wklęsło się to słowo
zbyt długo niewymawiane
i zapowietrzyło się gdzieś
pomiędzy płucami tchawicą i strunami głosu
zakleszczyło się zadławiło połknęło siebie samo i już w żołądku
ot tkwi
i ręka na podołku
na nic
nazbyt niekontrolowanie drgać zaczynają wargi dziecka
układać będą się nad wyraz długo
w podkówkę zbyt
wygiętą kącikami nieszczęścia do dołu
ogromnie szkliste i puste staną się oczy
zbyt wielu osób nieobecność zaboli
wprost nieproporcjonalnie do upływu chwili
zbyt wiele osób nie pojawi się na czas
przeogromnie pusty będzie znowu ten
przesadnie przesamotny
pokój
30 may 2004
107
***
nikt mnie nigdy nie widzi
gdy płaczę
to samotność wędrowca
to wyprawa w najdalsze rejony dziecięcej
bezradności
to potargane włosy i spuchnięte powieki
to zamknięte drzwi na dwie zasuwki i cisza bezsłowia
bez
ruchu
jednego gdy dzwonek
gdy płaczę
nic ponad moje bose stopy drżące z zimna
ramiona i zaciśnięte w piąstki dziecka
dłonie
nic ponad bezmyślnie wpatrzone w dywan
oczy
i nikogo
tu
poza wpatrującymi się miłosiernie we mnie i słuchającymi uważnie
sprzętami księżycową sonatą wczesnym popołudniem
i wierszem
nikt nigdy nie widzi
gdy płaczę
04-06-2004
108
format c
po prostu o mnie
zapomnij
zamknij okienko messengera
w tłumie wielu innych okienek
niech zniknie
na zawsze z twojego życia
moje imion czułych tysiąc
i nicków
po prostu usuń jednym ruchem myszki
wszystkie
niepotrzebne ogonki wiadomości listów słów
zablokuj zawieś zatrzymaj załóżmy że uda się
więc
zapomnij zamknij
komputer
komórkę pamięci w której chowa się ostatnia szara
okruszyna wspomnienia
o mnie
zapomnij
po prostu
4 czerwca 2004
109
***
to boli
jak igła pod paznokciem
jak dorastanie jak gorycz
boli codziennie co wieczór
chcę by przestało i składam się w pół
siadam tam na podłodze
u stóp regału skulona
mokre są policzki i oczy
milczę
– to boli
z każdym dniem boli bardziej
nie mniej
z każdą godziną która śledzona zauważalnie
mija
i oddziela mnie nieodwracalnie
od niego
odwracalne po-wracające powtarzalne
natrętne namiętne nudne są jednak
jego słowa telefony i głos pełen tęsknoty
wspomnienie pocałunków i jego twarz która nie znika
spod powiek
tragicznie jasno uświadamiają
jak bardzo żałuję
im bardziej jestem pewna słuszności decyzji
tym bardziej
tym dotkliwiej
żałuję
a to jeszcze bardziej boli
08 june 2004, 2am
110
***
?wiersz radosny
nie nie nie
?dlaczego nie
bo nie potrafię nie chcę
?czyż radość nie jest trywialna
potoczna prozaiczna prostacka pusta
przychodzi i znika
nagle i bez przyczyny
nie zostawiając odcisków stóp
na piasku a przecież stopy ma nagie bose
lekkie
?tak lekkie że nie odciska się nic
na piasku
latem na plaży pod językiem oceanu
żadnego śladu
myśli refleksji tworu
wyobraźni
żadnego
ot radość
tak lekka delikatna taktowna
że niemal nie zauważam jej
obecności
ignoruję
radość
przeciwieństwo smutku
na pozór
11 june 2004 22hrs
111
spektakl Circo da madrugada
czerwień i fiolet szarf
marzenia ujawniły swoją realność
poziomkowa delikatność odzienia
i odcienie bieli
dowodziły istnienia niebieskiego smaku
łopot skrzydeł aniołów ucichł muzyka była
wszechobecna
niebo brazylijskie
wciągnęłam w nozdrza zapach zmroku
godzinę później
gdy odeszli akrobaci anielscy stałam
wdychając pot zmieszany z deszczem
wcześniej spłoszony
powracał księżyc po śladach wody
aniołów zapragnęłam obecności
gdy odeszły
jeszcze długo oczekiwałam
tańca na linach rytmu brazylijskiej samby tupotu stóp
w białych sandałach
9 lipca 2004
112
***
najpierw
rozsiewam wersy wierszyki wiersze
jak nasiona które tkwią
bez zmian
bez objawów wzrostu
w miejscach różnorakich
oddalonych o krok o kilometry o kawałek
o kraj
przez granice ciągną się
kable fale radiowe sieć porozumienia
pępowina
łączę moje rozsypane w roztargnieniu
wiersze
ratuje mnie natura kukułki kokoszki roztargnionej kumoszki
rozdaję rozsyłam podrzucam
wiersze
kiełkują na cudzych komputerach
w cudzych skrzynkach emailowych
potem
zbieram je odzyskuję żądam zwrotu
w panice
po latach
po katastrofie kolejnego komputera kosmicznej
wszechogarniającej wszystkie kiedykolwiek wyprodukowane
pliki wiersz-cz-e
8 lipca 2004
113
***
tęsknotę pamiętam
jak szum wiatru w powrotach fal
szarości bezkres pokrzykiwań mew bezustanny chrobot
milkły stłumione
sól na wargach i dłoniach
słone ślady na nogawkach dżinsów
muszli zapiaszczonych zapach
nocą
na plaży w Clifton
brutalny dotyk ostrych kamieni i piasku
okrzyk i urwana rozmowa
nas troje
pamiętam
jak dziś
nawoływanie dzieci i czerwoną sukienkę Mominy
8 july 2004
Clifton, Karachi, Pakistan
114
Łowca snów
chwyta się sen
za wystający kawałek
historii
za nitkę wiążącą
dwa życia twoje
bezsenne i senne
za wątek wątły
bo narrator w połowie przedstawienia
usnął
w śnie niegłębokim ponagla się ciało
nieme morfeuszowe
– senne marzenie szybko szybko
wij się snuj skończ waść opowieść
!tuż
przed otwarciem oczu
chwyta się sen
za pod poduszką notatnik
za pod długopisem słowo
4? lipca 2004
115
***
powoli
otwiera się we mnie
pudełko nie-Pandory nie-zła
jedna mała klapka
spada z oczu
druga z ostatnią łzą
uśmiechu
odrobina wysącza się kącikiem
ust
zaciśniętych szeroko i jasno
w grymasie radości
zastawka uchyla się w sercu i
krwi napływa
nadmiar z brzegów
występuje rumieniec
policzków sięga i czoła
wstyd mi
uśmiechu radości ekstazy eh!
to mija patrz! spływa
ze wstydem wstydu rumieniec lecz
uśmiech i radość
trwają
nareszcie
długo czekałam
jesteś
15 july 2004
116
***
– taka jesteś głupia –
pomiędzy palcami pośród stu westchnień
przełazi prześliczna stonoga
z łatwością stado mrówek czmycha
z ulgą zastraszonych motyli przefruwa chmara
pluszowych skrzydeł poszum
umyka ode mnie czym dalej
tabun koników polnych w susach
– taka jesteś głupia –
spotykam mijam kobiety o ruchach ważki
których migotania
z oka spuścić nie wolno
nawet na chwilę
spotykam mijam mężczyzn w melonikach manierach
marzeniach umoczonych od stóp do głów
deszcz mówią
woda
ale deszcz tak romantyczny ?nieprawda
nieprozaiczny
– taka jesteś głupia –
nie wiesz
jak deszczu chwytać odrobiny w melonik
jak na skrzydłach z migotania wody wyczarować tęczę
– taka jesteś głupia –
nic nie wiesz o życiu joanno
[21 lipca 2004 domnr2ursus]
117
***
to jest już drugi
a może nawet trzeci wiersz
w którym chciałam tobie jednej
coś istotnego powiedzieć
a pierwszy mówił o tym że ja nic nie wiem
i że kobietą-ważką ty jesteś
a drugiego nie było wcale
myśl tylko
w trzecim chcę ci
coś istotnego powiedzieć
wymyka mi się jednak spod palców
to słowo o tobie
najwłaściwsze
ugłaskać się nie da
migotliwe płomienne jest całe
dotknąć oswoić się nie pozwoli
przemówić czasem doń można
otwarcie czule łagodnie
lecz migotliwość cała
jak mgła się unosi jak bańka
ulatuje
i ponad-to
jest
21/22 lipca 2004 noc
dla I.R.
118
***
dziś jest ten dzień
mojego niewyjechania
ustalona była data i czas i walizki
szczelnie milczące
w oczekiwaniu
rzędem na korytarzu
powiadomieni smutni szczęśliwi
znajomi
rodzice
i sympatyczny pan
w aeroflocie z nonszalancją sprzedał bilet
na samolot którego wizję natrętną
[a-doskonały kadłub rozpada się w locie i ja maleńka
w strzępy]
tworzyłam
i drżałam
przyjmując ostatnie wieści
namaszczenie
ostatnie z mężem rozmowy odbywając
wizy nie ma powiedział
you’ve got denied
ach przygnębienie i ulga
lecz wizę wkrótce dostaniesz
więc mąż tam i aeroflot czeka
bilet otwarty
22 lipca 2004
119
***
mój grzech aż po siedem pokoleń
sięga żarłocznie
ah nie!
!nieprawda
nienasycenie to błąd
teologii zawikłanie
czemu cierpieć miałabym
za cudze błędy
czemu cierpieć mieliby
za moje błędy
czuję strumień potu na karku
struchlała
lecz wina moja
na mnie
i nie na dzieci moje
bo winy pierworodnej
nie ma
22 lipca 2004
120
***
to jest on
innego nie będzie
z nim się zestarzeję
jeno dziecko jedno spłodzi
i zalęgnie się we mnie
okruszek ciała
to jest on
dziś zrozumiałam
22 lipca 2004
121
wiersz młodopolski
moja miłość jest brutalna
bije mnie po twarzy
wspomnieniami pocałunków
obelgi pragnień seksualnych
miota
ognie namiętności oddechem
o smaku spirytusu
wypluwa
skowycze cały wieczór
a potem
niespodziewanie
wyszarpuje ze mnie bez znieczulenia
słowa
kawał mięsa
rana goić się nie chce
jest gangrena i znachorów
pożądliwych nad moim bezwładnym ciałem
chmara
i swąd aplikowanych sercu baniek
miłość moja jest nieśmiała
jak dziewica
podryguje zaczerwieniona na odgłos
jego kroków w korytarzu
– wpadłem tylko na chwilę –
a prostytutka moja miłość
woła podniecona
dobrze kochanie już jestem gotowa
23/4 lipca 2004 noc
122
***
miłość należy dawkować
nie upajać się
i nie upijać do bólu
dziąseł abstynencja czasowa
wskazana jest palcem
jak najbardziej trafnie
w stanie wskazującym na spożycie
dawki wykraczającej poza ogólnie przyjętą
normę upojenia miłosnego
miłośnicy protestują
i po co?
zobaczą sami
miłość należy dawkować
rozsądnie zostawić
na potem
mrozić i wekować
pocałunki orgazmy westchnienia
ostrożnie zdjąć z warg
wsypać do słoika
jeszcze pijane ze szczęścia
palcem pokrywą
przytrzymać
24 lipca 2004 rano
123
***
z nicnierobienia z bezruchu
wykluwa się wiersz
żółciutki puszysty dziobatek
nieopierzony i głupi
nic nie ma do powiedzenia
właściwie potrafi tylko
delikatnie się do skorupki mojej
jeszcze na chwilę przytulić
i język ptaśkowaty
pośród pisków
wystawić
ślepotek nie potrafi jeszcze otworzyć
sklejonych błoną oczu
chce jeść
żarłoczny mięsożerca kanibal
z nicnierobienia wykluł się
bez sensu
po co
znów trzeba będzie czekać aż usamodzielni się
brzydkie kaczątko
potem podrzucać porzucać
?kto by go chciał
aż pofrunie poczekać
na sam koniec
teczki
gdzie wiele podobnych efektów
nicnierobienia
bez-ruchu
bez śpiewów
i skrzydeł
umarło
24 lipca 2004
124
***
samotna moja prawa pierś
opada bezradnie
schudła i zbladła
bez słońca oddechu
bez wiary w siebie
i we mnie
i w ciebie
osunęła się
jeszcze o kilka lat
niżej
o patrz
staruszka moja pierś
melancholiczka samotnica
naiwnie wzdycha i tęskni
za dotykiem twoich rąk
jedynie
wtedy nabrzmiewa
matka karmiąca bogini płodności venus
pęcznieje z dumy
twardnieje z podniecenia
pod twojego
wzroku ciepłem
pod twoich
warg oddechem
——–
25 lipca 2004
125
Emiraty II
chustka
spięta nie pod brodą
gorący dotyk tkaniny powietrza podrażnia skórę
puszczone luźno rogi trójkąta
bezradne
ściągnięte decyzją tasiemek niqabu
jedynie oczy otwarcie nieśmiało spoglądają
pod stopy aby nie upaść nie przydeptać nie zaplątać
przeszkadza
chustki czerń stopiona w jedno
z suknią od stóp do dłoni
stopy i dłonie moje białe nie czarne
przyciągają wzrok
jak niegdyś chustka
w innym kraju
15-16 sierpnia 2004
niqab – zasłona na twarz
126
————-
Emiraty I
to miasto
ociekające wodą której brak
kroplami z niedołężnych maszyn
A/C wciśniętych bezwstydnie pupą ku ulicy w niedorosłe okno
to miasto
szarosprane niebieskawoniczyje shalvar kamiz
na sznurze pomiędzy gwoździami
niemal horyzontalnie przy ścianie
slumsów zapach
i światło spostrzeżone z zaskoczenia z zaułka
przez okrągły wywietrznik
cywilizacja w epoce płodu
gwałtownie strusią głowę podnosi
wieżowcami w górę
niby pnącze wzwyż wzwyż
ku słońcu które nie pozwoli ani łzy
uronić chmurom
ku słońcu nie w piasek
gdzie piasek? na parkingach pod stopami dźwigów
pustynia unieszkodliwiona
rabatkami kwiatów
——————-
15 sierpnia 2004
shalvar kamiz – strój hinduski, spodnie i tunika
127
——-
WASZ SYN
dlaczego nie porusza mnie uśmiech tego dziecka
o skórze ciemnej i oczach
dlaczego nie bawią mnie zabawne wystające zęby
nieustanny potok słów
i psoty
w obcym języku
przecież nie brak mu niczego w co Hindusów standardowo hojnie wyposażył Bóg
przecież nawet jego brwi czesane są w ten sam filuterny sposób
a jednak nie porusza mnie uśmiech tego dziecka
tak jak porusza mnie
durny płytki pusty każdy
śmiech i uśmiech
twego-syna-twojej-żony
który nie jest moim
————–
16 sierpnia 2004
128
———————-
hinduska dziewczynka w księgarni
szept siedzącej obok w pełnym świetle lampy
półgłos bajki słowa które się spełniło
w pięć a może sześć minut
po pierwszym rak uniesieniu
do/z góry
widziałam cień w załamaniu
ciemnej skory palców i łokci
i kwiaty szkliste jak światło
jak fiolet przełożony kremem
kiczowate
nie zamierzała skończyć następna następna
bajka po angielsku wprost irytująco
wzniesiona do góry tuż pod ciemne oczy
światła lampy pełne jasno artykułowanych
słów
z zakamarków łokci przemieścił się cień
po drabinie palców wyżej wyżej wyżej
bah! wzniesione rzęsy cień spłoszyły upadł
na sukience szkliste kwiaty mniej bezczelnie
lśniły
——————
15 sierpnia 2004
129
***
pożyczyłeś mi swoje serce
a właściwie tylko pół
w ratach spłacam ci je naprędce
włókno po włóknie po pęcherzyku
pęcherzyk. usiądź proszę w fotelu
ratan trzeszczy ja wiem
to nie jest żaden fortel u-
wierz mi prawda przed Bogiem
zmęczony jesteś usiądź. kto wie
kiedy w całości serce odzyskasz
nie tylko ja dłużnikiem ci jestem
ta pierwsza chciałaby wszystko
nie pół ale serce mieć całe
a ja zawsze okruchem miłości cieszyć się umiałam
dlaczego wstałeś z fotela tęsknię za tobą
nie wolno ci się przemęczać wyłącz ten telewizor
nawet spoza dwu granic słyszę dobrze złowrogą
angielszczyznę wojaków w iraku. ten schizol
prezydent na nerwy mi działa już raczej
wsłucham się w waszych dzieci krzyk jasny
spojrzę na te tutaj których nikt nie odrobacza
w slumsach pod palmami pół-szczęśliwe co noc zasną
będę kochać twoje dzieci i ją także akceptuję
każde dziecko kocham. twoje. własne. proszę wróć!
pozwól mi pożyczkę spłacić sercem dziecka gdy zabije
w moim ciele tuż pod skórą cząstkę ciebie pragnę czuć
————–
17 sierpnia 2004 (z ex. Wziąć 1 słowo z gazety, 1 z tv, 1 z pomieszczenia gdzie
się jest, jedno z zewnątrz. Stworzyć wiersz rymowany. Moje słowa: raty, wojna w
iraku, fotel ratanowy, slumsy)
130
Emiraty III ( w ksiegarni nad podrecznikiem dla poetow)
wybawieniem jest w tym kraju cud klimatyzacji
drzwi więc wchodzę źródło chłodu obok jewish cooking seafood
u podnóża książki widzą biblioteczki stóp bród
siadam – biały lód podłogi myślę – szpital na wakacjach
chustka zjada chłód powietrza dusi usiłując jak
najbardziej zmniejszyć moją postać wychudzoną czernią. powód?
jasny jest w tym kraju w którym ścieżki płci odmienne są i trud-
no dłoni białej dotknąć w oczy spojrzeć nie przerażając ich
trzeci dzień nawiedzam tę lekturę która blisko
serca składa jaja słowa jasne krągłe wielkiej wagi
dodać ująć nic nie trzeba głos wuja z dzieciństwa
matki polskich słów i wierszy polskich brak i
tylko Madame Libery angielska zdziwiona mówi: szaleństw to
nie dość już Joanno? rzuć to pisanie bo talent masz byle jaki
——
16 sierpnia 2004. ( z ex. Wymyślić rymy – abbaabba cdcdcd – najpierw potem
stworzyć wiersz
131
Emiraty IV
facet w samochodzie będzie śledził wzrokiem
twoje białe stopy
oczy spuścisz jednocześnie
wznosząc brodę
potkniesz się
w pogoni za telefoniczną budką
która i tak
nie przyjmie twojej karty
pocić będziesz się pod chmarą
oblepiającej cię czerni
plątać stopy w abai i dusić
pod dotykiem niqabu
zastraszone zwierzę chować
w kąt będziesz głowę
aby napić się wody
patrzeć na mężczyzn
rozbierających cię wzrokiem
będziesz
z pogardą
która samopoczucia ci
nie poprawi
—————
18 sierpnia 2004 sharjah
abaya – długa suknia albo płaszcz zwykle czarna
niqab – zasłona na twarz
132
***
pomiędzy jednym krokiem
a drugim
gestem
w pośpiechu niechcący
rozkładam się
na części
nieświeżo
skomplikowana struktura ciała
śmierdzi
kobieco
rozregulowany mechanizm
cyklicznie
zacina się
zaciera
złożyć nie może
w całość
nie pasują elementy
trudno uwierzyć a jednak
zardzewiał
—–
30 sierpnia 2004
pol
133
zachód słońca w emiratach
tuż przed siódmą
zmęczona arabka na chwilę twarz odsłoni
nareszcie
wśród swoich
wciąż zaróżowiona od upału pozwoli spojrzeć sobie w oczy
potem odwróci się bez słowa
bez najlżejszego ruchu dłoni
na pożegnanie
każe przymknąć powieki powietrzu które stoi
odwrócić w stronę oceanu
wiatr poczuć
i gwałtowną czułość wody
około siódmej piętnaście zniknie
za zasłoną
sierpień 2004
UAE
134
***
upału ręce lepkie są od potu
jak zrozpaczony samiec
mojego ciała głodny
dotyka
rozpaloną dłonią
przytula
gwałci
zniewala
sierpień 2004
UAE
135
***
popołudnie jednym dotknięciem dłoni
przesuwa się ku pierwszej
trzydzieści
minut nasączonych niepokojem
zawiesza się
w moim oddechu
i wraz z niewypowiedzianymi słowami
milknie
czas znużony
zwalnia kroku
na chwilę przysiada
na progu sypialni
nie będę ci przeszkadzał
szepce
nie będę cię zanudzać
odszeptuję
już wstań proszę i idź
choćby powoli
proszę obiecuję
już nie będę cię przeklinać
już nie będę płakać
wstań idź nie zatrzymuj się
i weź mnie ze sobą
sierpień 2004
UAE
136
***
już od kilku dni staram się
powiedzieć ci jak bardzo
jestem szczęśliwa
dzisiaj przecieram oko
i pocieram je znowu bo łzy
nie przestają spływać
wciąż jestem szczęśliwa
lecz nic już nie powiem
bo okres
nadszedł
niespodziewanie
trudny
spóźniony
żal że tych kilka dni nie trwało
wiecznie
przez dziewięć miesięcy
żal w imieniu własnym i
nie-poczętego
że nie mogę być szczęśliwa
za dwoje
14 sept 2004
137
***
jestem martwa
nawet poczucie braku
bezcenne źródło natchnienia
wyschło
zawiązal się na supeł
koci ogon
moj wizerunek świata
jest martwy
podeszłam
nie ofuknął mnie
nie dotknął zimnym nosem
nie polizał to ja
go polizałam
był słony i zimny
nie płakał gdy wyrywałam mu wąsy
20 września 2004 poniedziałek
138
catharsis
po ośmiu latach
dostaję list
czytam
bez zdziwienia
ze spokojem stoika
cynicznie wykrzywiam maskę
spoglądam z wyższością koturnów na mój laptop
płata mi figle
gubi się w słowach
których blady odblask z przeszłości
zajaśniał nagle
jak odbicie lusterka
– wciąż cię jeszcze kocham
20 września 2004 później w poniedziałek
because of P.M.
139
***
powiedz mi
gdzie jesteś
gdy znikasz niespodziewanie
w hałasie kawiarenki i rozmów
do których hasło i login
bez-szczelnie utajnione
nie rozumiem o czym mówisz
i co odpowiada ci twój przyjaciel michał –
michaił o twarzy arystokraty i alexander pierwszy
i drugi palą
!to terror caryca nie krzyczy
w szyfrowanym slangu techintelektualistów
to chaos
nad moją głową
to nic
kochanie
mów nie do mnie jeszcze
ja sobie tu w rogu stołu
niezrozumiałym wam wersem
wiersz napiszę
środa 22 wrz 2004
Czuly Barbarzynca, Warszawa
140
***dwa jajka gotowane na twardo***
wykipiało jajko
na twardo
osnuty pajęczyną białka
metal
i jajko
panna młoda
chrześcijańskiego obrządku
płacze
podobno ze szczęścia
ja tam nie wiem
stanęła dęba
z białą firanką welonu
która kryje oczy
spokojnie
da się jeszcze uratować
nadmiar białej sukni falban
i koronek
i pod skorupką ciała serca
zółtkowatość dziewiczą
pocieszający jest również fakt
że pan młody trzyma fason
już już pękał i
pękł i miał się rozlać białymi łzami
podobno ze szczęścia
ja tam nie wiem
lecz oniemiała go zewsząd
biel małżonki
zawity zabielony
zamilkł
i żyli długo i..
smacznego
(dziś. 23 września 2004 )
141
***
porzucasz mnie
sto razy dziennie
odwracasz się
w połowie mojej monoeksplozji
?ranię cię
och wielkie rzeczy
i w czym lepsza jest twoja strategia uników
– hello jestem online no goodbye
już cię nie ma
porzucasz mnie
milion razy dziennie
umieram
na twoje zawołanie
i budzę się noc później
kociak na śmietniku
ty obok przechodzisz
zamyślony
– miau
– kochanie czy coś się stało?
(6.12pm 24 sept. 2004
dom)
142
***
rzeczywistość w lustrze
jest inna
trochę jakby
szersza
pojemniej-
szaaa nie mówmy o tym głośno
mniejsza o ten kawałek
łóżka i koca i złotego świecznika który
ujawnia tylko jeden
z wielu swoich bytów
i tak wiem
rzeczywistość w lustrze
jest pojemniejsza
pojmuje w lot moje marzenia
pomniejsza cienie i zakamarki
obaw
nie ma i złudzeń
w lustrze
nawet moje włosy są dłuższe
(wciąż 24 września 2004)
143
w autobusie rano
odbicie w szybie natrętnie
głosi: taka jesteś brzydka
spójrz na te wykrzywione usta i zmarszczki
na te oznaki dojrzewania nie w porę
moja droga żadna
nic nie prowadzi do celu
nawet nie czytasz już tylko podglądasz
okej Francoise Sagan zmarła
no cóż jeszcze jednej
duszy brak nie poznasz ani Eliade
ani Nietzschego
ani jej
siebie samej tym bardziej
nie
do poznania zresztą co tam
prostota czy ból
co za różnica
zamknij oczy puść wodze
obsesji wystaw dłonie
i poczuj jak zdzierają się i łamią paznokcie
do krwi
pod dotknięciem betonu
to lubię
to już coś znaczy
nareszcie cholerna rzeczywistość
i proza
25 września 2004
144
testament
gdy odnajdziecie moje ciało
proszę rzućcie monetą
bo nie zdołałam zdecydować
na jakim cmentarzu chcę leżeć
podobno byłam muzułmanką
więc chowajcie mnie nago
w całunie
podobno byłam chrześcijanką
więc zapalcie mi znicz
tylko jeden
i niech nikt się nie modli
będzie za późno
25 sept 2004
145
***
jestem pusta
jakby ktoś pożyczył sobie zawartość
i zapomniał oddać na czas
wymarłe jezioro
bagno
bulgoce wrogo na odgłos trywialnych metafor
o karłowatych płetwach
plusk raz
i dwa już do góry brzuchem
zarybienie
?rzecz prosta?
zaludnienie
?wystarczy przestać stosować prezerwatywy i hormony?
wciąż jestem pusta
w macicy i w koniuszkach palców
[wczoraj 27 sept 2004]
146
***
dzień bezowocny
milczący
bez słowa jednego
i czy tak nie lepiej
nie marnotrawić słów na wiatr
nie zrzucać z kamieniem
u szyi
własnej muzy a raczej własnego muza
przynajmniej po twoim z ziemi zejściu
zakładając że ktokolwiek zlituje się zemści się wyda
wypociny wyobraźni
gadatliwa pani na straganie książek na banacha
nie będzie cię poniewierać
gorliwie gderliwie
wymieniając twoje nazwisko
na końcu przesadnie długiej kobiecej listy
płaczek
patriotek
pla pla
panien pełnych pocałunków
popapranych przedwcześnie zmarłych
poważanych lekce dnem pudła kurzem uniesieniem ramion
poetek
28 sept 2004
147
improwizacja na temat starego przysłowia
spod lasu
spod liści spomiędzy drzew
ot tak wysunęły się
powoli
dwa odgłosy
końskich kopyt
rżenie
i wiśta wio wiśta wio
natrętne
z wozu
baba wychyli się i po chwili
chowa
czepek biały i falbanek szelest
z wozu znowu ozwie się
natrętne
wiśta wio i wiśta wio Bartek obok
robi bokami Kasztana szturcha to na nic
baba z wozu
nie zejdzie
30 sept 2004
148
zapisane na odwrocie emirackiej wizy
berlin
uśmiech
stewardessy
dubaj
widok
z okna
z siedzenia
samolotu
nic nie widać
widok
karachi
z samolotu
suchy kraj brak zieleni
w samolocie ścisk
nieprzyjemne stewardesy
bez uśmiechu pomiędzy
mężczyznami
plucie do torebki
noga na nogę
brudne stopy
smród
stewardessy
z warkoczykami
znów
karachi
dubaj
berlin
ziemia
nareszcie
2004
149
***
jestem kobietą
gdy gwałcę
wymuszam po raz kolejny –
kocham
gdy pochylam się nad tobą delikatnie rano
i unoszę
naga
gdy nacinam w poprzek
zsiadłą mlekiem jasność okien
bez pokrywki zasłon
jestem nią wciąż
jestem
gdy rozczulam się nad sobą w lustrze
imituję orgazm
gdy nie pragnę nic już
ciebie chwytam odblask wkładam
ściśle błogosławiąc w ramki zdjęcia – amen
zamęt
kiedy zrzucam
z krzyża z piersi z powiek
nieprzydatne już symbole koronki i rzęsy
wtedy jestem sobą
5 oct 2004
150
***
jestem zmęczona
moimi Tak
na wyrost jakby
sumienie idiotka mrugająca dlugimi rzęsami popychało od wewnątrz
wypielęgnowanym palcem
jestem zmęczona udawaniem
erudycji która już dawno pierzchła
gdzie pieprz się suszy a może
nigdy nie musiała
nigdy nie była mi pisana nie zawieszono karteczki
rozum
nad łóżeczkiem moich urodzin
dobra wróżka zaspała
ja też
jestem zmęczona chcę spać
ostatecznie
nie jestem wróżką kochanką ostatnio też nie matką stróżem nocnym prostytutką
nie jestem
mogę spać
jestem zmęczona czekaniem
na głupców których kocham
całe życie
jest czekaniem
trywializmem zaś powyższe ale przecież nie jestem erudytką więc
po prostu zakończę ten wiersz bez pointy
i pójdę spać
myślenie pozostawiam opublikowanym poetom
dobranoc
6 oct 2004
151
rozmowa
Nie Nie znam cię O czym ty mówisz
Jesteś mi najzupełniej obcy
Jak mogę coś cokolwiek…
Nie Zupełnie nic o tobie powiedzieć nie mogę
Dlatego wciąż opowiadasz o sobie?
Tak
Właśnie dlatego wciąż krążę po własnej orbicie
Madame Bovary to
ja
wciąż o tym samym
Ta sama monotonia od
pięciu lat
Ten sam wciąż mężczyzna i ta sama
Anna ten sam układ gwiazd rozkład lotów i relacji
Co za nuda
Ah tak! Ah tak?
Ty zdrajco brutusie ostatni jedyny domniemany czytelniku
Judaszu
Niech cię nie znam
No właśnie
6 oct 2004
152
kolacja we dwoje
zimne dłonie kobiece pociły się
perfum poczuła
dotyk
przypalonego królika
w dali
krzesło zaskrzypiało niedotknięte myślą
zapomniane
przy drzwiach
pojawił się
miał buty na obcasach które
stukały o drewno
zbyt głośno
nieoceniona jednym rzutem
uśmiechu odległość
pomiędzy widelcem i nożem
pusta przestrzeń
uszu
królika nie podano
gdzie są i jak smakują
włochate i miękkie
14 oct 2004
153
***
spotykałam się z tobą
potajemnie nocą nie raz
dotykałam cię
bezgłośnie nago z bliska
teraz jednak
nie przywołam nic
poza wspomnieniem namiętności żalu
gorzkosłodkich pierwszych
pięciu minut
co ja wiem o tobie
zdrado
[pomiędzy 1am a 5am, 15 oct 2004, z przerwą na sen]
154
***
moja matka nie istnieje
w moich wierszach
nie wspominam ani
słowem
jestem sierotą
a przecież
jest
dlatego dzwonię
po raz drugi
pytam
nie jesteś na mnie zła?
mamo
– n i e
po raz pierwszy myślę że kłamie
2004
155
dyskusja z braćmi Grimm
teraz jest już za późno
juź książę w twoim łóżku
już obietnica dana
i kareta
czeka
i co z tego że książę wciąż jest żabą
a pocałunek mokry
na odległość
co z tego że on staw woli
a od stawu do zamku
daleko
obietnica dana związek zawarty
to książę
jakiego wybrałaś
za późno na fochy
28 oct 2004
156
***
kocham cię bez powodu
nie jesteś przystojny
kiedyś
byłeś
nie jesteś czuły
nie rozumiesz moich uczuć i aspiracji
nie
stoisz obok
nie szepczesz mi do ucha
kocham cię zawsze możesz na mnie liczyć
nie to nie ty
choć taki kiedyś byłeś
niedelikatny egoistyczny nieczuły
jesteś
nie
bez powodu
cię nienawidzę
nie mniej
niż cię kocham
28 oct 2004
157
***
przestańcie trzeszczeć
kochankowie
na czwartym piętrze o czwartej nad ranem
miłosierdzie miejcie
dla tej młodej pustelnicy z dołu
która samotnie co noc
kładzie głowę
na małej poduszce której ledwie ledwie
starcza dla
starej
pannie
mężatce
opuszczonej
wdowie
zakonnicy na urlopie
wybaczcie złośliwość
i wścibstwo
i ten anonim pod drzwiami
„zmieńcie kochani łóżko lub mieszkanie – zatroskani
sąsiedzi”
4 nov 2004
158
***jesienna depresja***
byle jaka muzyka byle jak
próbuje zagłuszyć
krople deszczu ostre
jak ukłucia szpilek
udaję że nie zauważam cię
bólu
tępy jak skarga zęba
natrętna
od miesiąca
przykro mi
dlaczego wzruszyć ma mnie ona
skoro nieprofesjonalna bolesna akupunktura serca
dolega bardziej
ruch dłoni i cisza
nareszcie
za późno
bo wiersz i tak już złożył sztalugi
i odszedł obojętnie
a wraz z nim wpomnienie obrazu
ból pozostał
i cóż
skoro i tak nie potrafię go wyrazić nazwać ujarzmić
7 nov 2004
159
***
trzeba by się nawrócić
na wiersze
ostatnią linijkę
ostatniego poematu
schwycić za duży palec
i choć z bólu krzyknie
siłą na bok brutalnie
nurt rzeki wyobraźni
odwrócić
uda się mówię ci
powróci do ciebie
trzeba tylko odrobinę
chcieć potem
podlać aby urosło ziarenko małe
nowy wiersz
[styczeń 2005]
160
***
tęsknię za tobą spokojną tęsknotą
nie tak
jak dawniej szalona
z drgającym umysłem i sercem
bez tchu
we śnie i na jawie
nie tak
lecz spokojnie wspominam
tam jesteś
kochany twoja krew twoje ciało
twoje oczy twój penis twoje palce
i paznokcie
i żona
i dzieci tam
jesteś
to wystarczy
[22 stycznia 2005]
161
***polska depresja ***
odwracam głowę do okna
kawa już kipi
po turecku tymczasem
smak włoskich orzechów
wciąż
w ustach złość przygryzam przekleństw słowa
bo wykipiało holender
bo w orzechach łupiny
bo słoneczny poranek przygnębia świeżością
nie w porę
to słońce tu ten śnieg ci przyjaciele rodzina współlokatorka jej matka
to pisanie i praca
po prostu nie w porę się dziś
urodziłam
2005
162
***
zawieszona pomiędzy
nad oceanem
na nitkach babiego lata skąd ono tu
zaczepiona pękniętym paznokciem
o falbankę gęsiego klucza
nie spadam
ani tu ani tam
słysze tsunami brutalnie szepce
uciekaj
ty krzyczysz online do ucha
wróć
luty 2005
163
***
świt dziś nareszcie brzydki
bladziutki
schorowany
anemicznie rozprasza się w powietrzu
postrzępiły mu brzeg czernią
złośliwe wrony
nie ma im końca
wylatują czy wracają
to nie ma znaczenia
bo wspominać nie wolno
bo wschód zachód czas miłość nienawiść tabu
bo psują debiutantom wiersze
164
trójkąt
powiedziałam kilka lat temu:
?zazdrość?
to zbyt intymne
chleba skórkę od miąższu oddzielić
można
na siłę
zazdrość od miłości
trudno
tak jak nas –
– jest ich zawsze dwie
ale dziś gdy odeszłam:
zazdrość odpada z łatwością
w gorszym gatunku pieczywa
sztywna i sucha skóra
a miłości okruchy
2005
165
***
ślisko
porosły piaszczystą sierścią chodniki
utkwiły po kostki w wodzie drzewa
przemarznięte brzydkie kaczątka
wołają przysuńcie się bracia
skurcz się ziemio
tak
zimno
te same co rano współrzędne chodnika
człowiek w kapturze przekracza
ten sam zmrożony pustką woźnica
otula się w ciepły dym
z papierosa
i wszystko pod batem zimy o czasie
otula przekracza tkwi
tylko słońce boży idiota zaczerwienione ze wstydu –
– półśpi
2005
166
jak się starzeją moje stopy
fioletowa siateczka krwi
na granicy podeszwy
po wewnętrznej stronie trójkąta
hipotetyczna góra atlantydy
na granicy podeszwy
szukam wyraźnych dowodów
hipotetyczna góra atlantydy
nareszcie naga naoczna
szukam wyraźnych dowodów
podglądam swoją kostkę
nareszcie naga naoczna
zgodnie z chudonormą estetyki
podglądam swoją kostkę
apogeum doskonałości
zgodnie z chudonormą estetyki
fioletowa siateczka krwi
[pantum, 5 marca 2005]
167
jeszcze tylko kilka dni do wiosny
zapeszysz nie wchodź
pomiędzy uda drewnianych staroświeckich słupów
rzucisz urok nie patrz
w oczy bezszybym ramom
uczynisz nieczystymi nie dotykaj
nieobecnych białych skrzydeł wiśni
nadchodzę
w rytm trzepotania dywanów
który masz uszy – słuchaj
19 marca 2005
168
wspomnienie z Emiratów
szłam obok niej
posłusznie
w poprzek miasta Sharjah
odwracała się do mnie z uśmiechem
który był doskonale widoczny
w kącikach jej oczu
gdy zostawałam w tyle
ostrożnie wymijając szarych robotników
przykucniętych na krawędziach ulic
jak udomowione czaple
przed każdym miseczka warzywnego czatni
jej abaja łopotała cicho przy każdym kroku i oddechu
unosiła się lekko czarna zasłona
Jefre jest już na pewno na miejscu powiedziała
na pewno westchnęłam dmuchając w swój kawałek nylonu
na pewno
my też tam dotrzemy
za pięć bezimiennych bloków
kwiecień 2005
169
**
morskie rytuały
lekko nacinam wysypuję słone paluszki
wkładam dłonie
w morze czerwone
nasiąkają miękną
bardzo słone
ssać chcę jeden po drugim dziesiąty dotykam językiem
jest mi smutno i dobrze
naści harpie i syreny
ofiara z ciała i krwi
jesteśmy zespolone
2005 maj
170
list ojca z polski do córki w pensacola na florydzie na wieść o atakach rekinów
i terrorystów
znów milczysz asiula
nie opowiadasz mi nic
w tej ameryce
ilu jest białych raperów
ilu idiotów wysadzających drapacze chmur
ilu farmerów i domków na prerii
i ranch
znów milczysz asiula
kochanek praca
na plaży na czarno
nic nie wiem
ile jest willi emerytowanych komandosów
ile jachtów niedoskładanych jak nasz
ile slumsów i gangów
i odgryzionych rąk
ile pór deszczowych na florydzie ile centymetrów śniegu
zatopi i zakryje twój
z czułością nienapisany list
171
[kto widział ostatnio trójcę świętą i wie gdzie obecnie przebywa proszony jest o
zgłoszenie się na komisariat Michała Archanioła]
świergolący wniebogłosy niemowa duch
znów wyskoczył z niebieskiego okna
osamotnił odwiecznie pustą suterenę
olaboga
wzywamy gorąco na pomoc
lokatorskie po sąsiedzku co to nigdy pustostan
nie-niebieskie diabelskie od bólu
olaboga
właściciel sutereny od wieków niewidziany
po bożemu
jego syn samozwaniec kiedyś wróci do niej
zaprowadzi niebieski porządek
niech tylko raz na wieczność ucieknie europejczykom spod gwoździ
w trzydziestym trzecim
olaboga
172
reinkarnacja
co by było gdyby moje włosy
należały do kogoś innego do tej
kobiety w przyszłości
której dusza moja tylko trochę
później
ta sama
co by było gdyby ten papier
nie wchłonął moich myśli teraz
lecz kilka tysięcy lat przedtem
papirus przodek to samo
widział spisane
niepotrzebnie
co by było gdyby słowa dwugarbne
nie nosiły jak dziś znaczenia
znaczący i oznaczony jeżdzieć i ujeżdżony
nie
byłaby już tylko myśl scalona-przekazywalna
a słowa – anachronizmem
23.10.2005 warszawa
173
Męża pamięci żałobny…
[Czemu, Cieniu, odjeżdżasz […]
w niedzielę posprzątam
w pokoju i w kuchni on
posprzątam zdecydowanie
zobaczę
co pozostało
co się jeszcze może przydać. co wyrzucić
w niedzielę się nie sprząta?
w sobotę nie kiwnie palcem?
w piątek pójść do meczetu?
już nie trzeba
już posprzątane
nic nie zostało