Chcesz otrzymać prezent?

Up for a gift?

Zapisz się do newslettera!
Subscribe!

    * Sprawdź na co się zgadzasz (Privacy policy)

     

     

     

    polska

    1. an(g)ielski głos Tracy Chapman drży
    2.leśna orgia
    3.koncert
    4,***dziękuję
    5 ***tęsknię za tobą
    6 ***popadam
    7***przyśniłeś mi się na jawie
    8 zielonek
    9 Madredeus
    10 ***gdybym teraz odeszła
    11 ***?jak to było
    12pani pozna pana czyli Syndrom Alicji w Krainie Czarów
    13 modlitwa bluźniercza
    14 wyznanie nihilizmu
    15 ***wiersz
    16 dylematy
    17 żart w złym guście
    18 miłość z rozsądku
    19 słowa
    20 dekadent milenijny
    21 ***to prawda
    22 ***nic nikogo
    23***jeśli jest się
    24 ***jestem
    25 ***po prostu
    26 czas
    27 ***on prosi
    28 ***sekunda przed zaśnięciem
    29 ***zawsze jest coś
    30 ***nie wiem ile muszę jeszcze przejść
    31 ***list do ciebie rozpoczynam
    32 short message
    33 dialektyka
    34 ***znów odwiedziła mnie
    35 ***mam ochotę na dotyk
    36 słowo
    37 życie
    38 pewna odmiana wierności
    39 ***i masz wrażenie że nie wszystko
    40 ***kiedyś
    41 spotkanie z Venus Khoury-Ghata – „Wiosna Poetów” Warszawa 2001 – impresje
    42 wykład z informatyki
    43 ***jestem niewierna
    44 ***na zewnątrz
    45 portret pamięciowy w lustrze
    46 ***bolało mnie tam głęboko
    47 ***wiersze są lekkie
    48 ***wstyd
    49 ***a wiersze rodzą się jak niechciane dzieci
    50 erotyk
    51 esej o wyższości kobiety nad mężczyzną
    52 ***dano mi w przedświatach
    53 ***chcę być w ciąży
    54 kobiety-mumii podróżna refleksja
    55 ***wsiąkam
    56 ***oswoiłam mój komputer
    57 plan trzyletni
    58 Zimą
    59 ***dawno dawno temu
    60 ***przed milczeniem zakłopotanym

    usa
    2001- 2003

    61 ***uwięziona wciśnięta
    62 „accused of improper behavior in a public place…”
    63 ***nudna jest ameryka
    64 ***gdyby nie marzenia
    65 ***za oknem szaro
    66 czas przecieka mi przez słowa
    67 ***gdzie jest ta mnogość
    68 ***wszystko mam
    69 ***nie płakać
    70 ***dlaczego zawsze jest
    71 ***nie jest miłym
    72 ta druga jeszcze nie-przyjaciółka
    73 ramadan
    74 ***coś kruchego przesuwa się we mnie
    75 ***wiersze
    76 odkurzanie historii
    77 ***nie czuję
    78 ***nie potrafię powiedzieć czego chcę
    79 z Ironią
    80 ***jest to coś
    81 ***myślałam że nienawiść
    82 ***coś chciałam powiedzieć
    83 ***uciążliwy zapach dziecięcego płaczu
    84 islam – inicjacja
    85 ***dotknięcie ciepłej dłoni
    86 ***za ścianą ona
    87 optymizm nie zawsze jest płaski
    88 ***nic-nie-rozumiem
    89 ***dopiero trzecia
    90 ***nic nowego się już nie rodzi
    91 fajr
    92 ***zagłusza myśli samotne
    93 ***nienawiść?
    94 ***zagubił mi się język

    polska
    od 2002

    95 w pustym nocnym pociągu – obsesja
    96 autoironia
    97 ***na granicy
    98 ***uczyńmy
    99 ***kiedy możemy to zrobić
    100 odsłoniła delikatnie
    101 ballada romantyczna
    102 na szczęście
    103 ***tęsknię za tobą
    104 ***czekać na ciebie
    105 **kiedy odchodzi obecność
    106 ***czasami jest zbyt dużo
    107 ***nikt mnie nigdy nie widzi
    108 format c
    109 ***to boli
    110 *** ?wiersz radosny
    111 spektakl Circo da madrugada
    112 ***najpierw
    113 ***tęsknotę pamiętam
    114 Łowca snów
    115 *** powoli
    116 – taka jesteś głupia –
    117 *** to jest już drugi
    118 ***dziś jest ten dzień
    119 mój grzech aż po siedem pokoleń
    120 to jest on
    121 wiersz młodopolski
    122 ***miłość należy dawkować
    123 ***z nicnierobienia z bezruchu
    124 ***samotna moja prawa pierś
    125 Emiraty II
    126 Emiraty I
    127 WASZ SYN
    128 hinduska dziewczynka w księgarni
    129 ***pożyczyłeś mi swoje serce
    130 Emiraty III ( w ksiegarni nad podrecznikiem dla poetow)
    131 Emiraty IV
    132 ***pomiędzy jednym krokiem
    133 zachód słońca w emiratach
    134 ***upału ręce lepkie są od potu
    135 ***popołudnie jednym dotknięciem dłoni
    136 ***już od kilku dni staram się
    137 ***jestem martwa
    138 catharsis
    139 ***powiedz mi
    140 ***dwa jajka gotowane na twardo***
    141 ***porzucasz mnie
    142 ***rzeczywistość w lustrze
    143 w autobusie rano
    144 testament
    145 ***jestem pusta
    146 ***dzień bezowocny
    147 improwizacja na temat starego przysłowia
    148 zapisane na odwrocie emirackiej wizy
    149 ***jestem kobietą
    150 ***jestem zmęczona
    151 rozmowa
    152 kolacja we dwoje
    153 ***spotykałam się z tobą
    154 ***moja matka nie istnieje
    155 dyskusja z braćmi Grimm
    156 kocham cię bez powodu
    157 ***przestańcie trzeszczeć
    158 ***jesienna depresja***
    159 ***trzeba by się nawrócić
    160 ***tęsknię za tobą spokojną tęsknotą
    161 ***polska depresja ***
    162 ***zawieszona pomiędzy
    163 ***świt dziś nareszcie brzydki
    164 trójkąt
    165 ***ślisko
    166 jak się starzeją moje stopy
    167 jeszcze tylko kilka dni do wiosny
    168 wspomnienie z Emiratów
    169 ***morskie rytuały
    170 list ojca z polski do córki w pensacola na florydzie na wieść o atakach
    rekinów i

    terrorystów
    171 [kto widział ostatnio trójcę świętą i wie gdzie obecnie przebywa proszony
    jest o

    zgłoszenie się na komisariat Michała Archanioła]
    172 reinkarnacja
    173 Męża pamięci żałobny…

    1.
    an(g)ielski głos Tracy Chapman drży

    ktoś prosił bym napisała piosenkę
    piosenkę.. to proste i słów potrzeba niewiele
    ktoś prosił… lecz jak obdarzyć je dźwiękiem
    to słowo, które gdzieś w moim ukryło się ciele
    bezradnie spojrzałam… ta szorstkość papieru
    jego biel obojętna i pusta odrażająca się zdała
    słuchałam głosu Tracy, słuchałam nut i plików transferu
    na ekranie peceta pasjanse tarot wirtualna kabała
    studiowałam wiedzę tajemną, może ona odkryje
    mojej egzystencji cel i istotę, może muzyka ukoi
    smutki, co gnieżdżą się we mnie może oswoi niczyje
    wyrozumie i wytłumaczy sens egzystencji mojej
    a może uda się zamknąć je, przysypać makiem druku
    wysłowić co niektóre, wykrztusić nad a cztery powierzchnią
    a wtedy błogi spokój w dalekim duszy zaułku
    na całą długość płyty – zamieszkałby na wieczność

    [for myself][2000]
    [mój pierwszy wiersz]

    2
    leśna orgia

    kiedy milczenie osiada
    cienką warstwą na powierzchni strachu
    pokrywa ciszę i smutek

    dotknięcia są lekkie i zimne
    kopulują aby ocucić
    resztki ciepła osowiałe i w powietrzu nieme
    bo nawet skrzypienia podłoża
    nie słychać tylko kukanie gdzieś wyżej
    i dzięcioła dotknięcia
    obsesyjne szybkie bolesne

    2000? 2001?
    3
    koncert

    to było środowego popołudnia
    biegłam na spotkanie Bacha
    praca praca siedemnasta uciekam
    autobus pociąg autobus kościół tłum bilety są
    oczekiwanie
    zimna cisza drewnianych ławek
    zagnieżdżają się w nich powoli różnej maści melomani
    jest
    nuta otwarcia
    jest
    robi wrażenie
    Bach
    pasja świętego jana
    [nc bardziej w chrześcijańskiej teologii nie oddaje napięcia pomiędzy duchem i
    ciałem]
    pasja
    cierpienie
    duch z niego uleciał
    duch czy Duch
    Chrystus cierpiący
    Chrystus cielesny
    Chrystus człowiek z ciała i duszy
    lecz człowiek nie Bóg
    umarł bo człowiek
    ?zmartwychwstał

    cóż pociąg wyszłam przed końcem ostatnia nuta stracona
    nie dowiem się może nigdy
    nie było mnie tam gdy on zmartwychwstawał
    pobiegłabym do grobu
    włożyłabym palec w ciało
    uwierzyłabym
    w prawdopodobienstwo

    [2000]

    4
    ***
    dziękuję
    za-bycie
    za-obecność tuż-obecność niekonieczną
    za-słowo
    tak..
    chętnie..
    za-dane
    tak
    chętnie
    za-pytanie
    za-dotknięcie intymne
    za-spojrzenie rozbrajające
    za-wahanie i za-troskanie
    za-myśl i za-uczucie
    za wszystko co niezauważalnie przepłynęło pomiędzy moim i twoim naskórkiem

    [for P.D.][2000]

    5
    ***
    tęsknię za tobą
    i odchodzę
    tęsknię za tobą
    i wciąż nie ma mnie tam
    tęsknię za tobą
    i pragnę i milczę i tłumię i łaknę
    lecz tęsknię naj-dalej
    z oddali
    tęsknię za tobą
    i kto inny mnie dotyka
    tęsknię
    i innemu mówię
    tak
    jeszcze…
    tęsknię za tobą
    i nie wracam
    niepewna
    czy
    tęsknię za tobą
    czy tylko tęsknię za tobą
    dalekim

    [forR.A.][2000]

    6
    ***
    popadam
    popadam
    popadam
    w grafomanię
    chory objaw
    zły skutek humanistycznego wykształcenia
    jak nimfomanka pożądam nowych wrażeń
    bez zaspokojenia
    bez końca
    bez spełnienia
    narkotyk nie niósłby większej radości
    narkotyk mój
    słowo moje
    wnika
    wchodzi
    syci
    wszystkie moje uzależnienia
    których efekt –
    słowo
    ja kobieta
    ja człowiek
    rodzę
    wydalam

    [formyself][2000]

    7
    ***
    przyśniłeś mi się na jawie
    i zapomniałam kim jestem
    przyszedłeś do mnie
    we śnie
    i utraciłam wizję świata
    nie żal mi
    świata i siebie
    tylko powiedz mi proszę
    kiedy
    już nie
    już nic
    już nikt nikogo
    kiedy zeskrobać warstewkę amnezji
    odgrzebać ocucić wskrzesić
    samotność

    [becauseofR.A.][2000]

    8
    zielonek

    konik polny głuptas
    nie powiem idiota bo w wierszu tak nie nada
    nie wypada
    ale głuptas konik
    zielone stworzenie długie nogi
    och gdyby był blondynką
    ale nie jest
    zielonek potuptał na daszek mojego peceta
    już jest na górze
    włazi skacze
    zniknął
    co robisz głuptasie?
    nie trawa tu
    znajdę cię
    wypatrzę
    zielonek
    zadomowił się u mnie
    bezczelnie zadreptał ścianę pokoju
    pionową
    (powiedzmy)
    białą
    tapetą krytą
    zadomowił się za granicą
    świata własnego
    okna mojego
    i został
    przypuszczam
    bo nie wiem
    chcę wierzyć że został
    chcę wierzyć że zostać można z dala od
    i żyć
    chciałam wierzyć nie wiedzieć
    wierzyć
    więc zgasiłam komputer lampkę światło drzwi
    zamknęłam
    spać poszłam
    za granicą drugiego pokoju

    [becauseofmyself][2000]

    9
    Madredeus

    teresa śpiewa
    docierają do mnie dźwięki
    harmonia wikła rytm popycha przyspiesza
    w-koło w-koło kołowrotkiem nut
    jeszcze raz
    śpiesznie
    zwolniła
    i teraz znów ona ten głos
    chcę rozumieć i nie potrafię
    czuję tylko jak wzrasta
    groteskowa trywialność nastroju
    obce słowa
    nie rozumiem
    dlaczego dotyka mnie i porusza to czego nie rozumiem
    doprowadza moje łzy do stanu wrzenia świadomość
    że jestem sentymentalna

    2000

    10
    ***
    gdybym teraz odeszła
    nie pozostałoby po mnie nic
    nikt nie zapamiętałby pustki przestrzeni wąskiej
    dwudziestu siedmiu lat nicości niekonsekwencji bezradności
    nikt nie zauważyłby odejścia kilku procent zwietrzałej samotności
    kto miałby zauważyć
    tylko miś pluszowy osowiały w kącie pokoju
    nie miałby siły bronić się przed kurzem
    tęskniłby za pieszczotą dłoni

    11
    ***
    ?jak to było
    te słowa z pamięci mi wyfrunęły
    ?jak to było nie pamiętam
    uroczo przenośna metafora przeniosła się nagle w
    niebyt nie pamiętam i nie wiem
    do którego zaułku pamięci sięgnąć powinnam
    niewątpliwie zagnieździły się tam
    dwie komórki zaułkowe dobra i zła
    w pierwszej wszystkie moje nie-wiersze myśli przeczucia
    które odeszły niechciane nie zapisane
    jak szkoda mi ich dziś
    może gdzieś tkwią na dnie pierwszej komórki
    zaułkowej
    lecz blask ich ledwie ledwie gdy spoglądam do wewnątrz
    siebie
    widzę tylko ciemność
    i boję się wyciągnąć dłoń
    w przeszłość
    a w drugiej komórce zaułkowej
    ugrzęzło to co niechciane nie zapisane
    co boli
    jego słowo odchodzę
    twoje słowo nie pragnę
    i zdanie listu długie bolesne “pani teksty nie warte nic porzucić proszę innym
    zostawić zapomnieć”
    słowa jegomościa pewnego profesora na stanowisku
    poważnym
    wiedzą i lat doświadczeniem uśmiechniętego
    złośliwie
    może nie warte nic
    wsiąknięte w tkankę umysłu
    moje słowa lecz nie warte nic
    wdeptane w podłogę świata moje życie
    bez wsiąkających w tkankę umysłu
    moich słów

    12

    pani pozna pana czyli Syndrom Alicji w Krainie Czarów

    wymagany jest pewien poziom wrażliwości
    niezbędny
    by uczucie w sferę moją odczuwania
    przeniknęło

    wymagany jest pewien sposób postrzegania
    nieodzowny
    by współrzędne naszych oczu przecięcie punkt wspólny
    znalazło

    wymagany jest istotny dar słuchania
    konieczny
    by ulotne słowa-myśli z kręgu zaklętego naszych jaźni nie
    umknęły

    wymagany jest wysoki wskaźnik poczucia humoru w sytuacjach zaułkowych
    upragniony
    by obawę kobiecą uśpić ciiiicho i pocałunkiem i słowem
    ukoić

    wymagany jest śmiertelnie niebezpieczny pruderyjnie zakazany poziom stężenia
    temperamentu seksualnego w krwi
    potrzebny
    by dnia biel szarówki szarość nocy cień zamieszać wstrząsnąć filtr nałożyć i
    grayscale w true color permanentny
    zamienić

    wymagany jest pewien współczynnik mądrości pod ciśnieniem zmiennej
    objętością gazu i barwą kameleona pod dotknięciem papierka lakmusowego
    jak płomień czystej jak powietrze lekkiej jak przeciwieństwo próżni nie-próżnej
    całkowicie niezastąpionej
    by pasma dni cierpienia
    związać
    dwa końce i pasmo mych włosów mych uczuć mych chander
    roz-dzielić roz-zumieć roz-plątać

    wymagana jest nieograniczona dawka bezcennej końskiej konika odporności
    morskiego
    użytecznej
    by przypływy odpływy księżyca wpływy na naturę kobiecą rybią sprzeczną wedle
    cykli miesiąca
    poznać

    wymagane jest ..

    to już wszystko
    proszę o złożenie w terminie jak naj
    późniejszym
    swojego cv w językach polskim peruwiańskim chińskim francuskim
    w formie wirtualnej trzy d ulotnej jak email w przestrzeni kosmicznego bagna
    internetu serwerów protokołu tcpip
    swojego aktu urodzenia na dowód że się urodził urodził znaczy istnieje więcej
    niż wirtualnie
    dyplomów świadectw świadectw dyplomów dowodów
    ukończenia podjęcia osiągnięcia zajęcia pozycji opuszczenia dopuszczenia misji
    dymisji
    badań medycznych
    psychiatrycznych testów analiz psychofizjologicznych
    zaświadczenia o niekaralności płodności społecznej akceptowalności
    zaswiadczenia o
    zaświadczenia na
    zaswiadczenia za i przeciw ..
    to wszystko

    zapewnia się całkowitą dyskrecję

    13
    modlitwa bluźniercza

    czy dziewictwo może być cnotą?

    pustka która uzdrawia chroni jałowa otacza
    wydętym gotycko płaszczem opieki madonna niby
    z godzinek wołania i różańca seplenionych paciorków
    poczęta w pełni jawnie pustka z której przelewam w próżne dzbany weselne
    błogosławiona ta która zamknięta nietknięta
    rozkoszą przenikania do wnętrza
    która zasklepiona w sobie czysta
    tajemnicę poczęła samorodnie
    bez dotyku bez potu orgazmu spermy bez krzyku
    płodność niezapłodniona błogosławiona
    anty
    bezpłodność
    począć była w stanie
    i to
    zapłodnione myślą zaistniało

    czy bezpłodność może być cnotą?

    zawsze myślałam
    że jest mi przeznaczone wyjałowienie wnętrza
    niemoc mikroskopia szczegółu
    zasklepiła się ta myśl w mojej głowie
    wczepiła wessała z krwi czerpie życie
    zapłodniłam ją sama o bezpłodności refleksją
    i wierzę
    jestem bezpłodna
    więc nie lękam się przenikania wejścia spełnienia
    jak anty-madonna
    otwarta rozwarta bezpłodna
    i wszystko mi wolno i duszo hulaj bo piekła
    nie

    ma-
    donno
    otwarta zawsze na prośby
    niepokalanie poczęta
    nie pozwól

    14
    wyznanie nihilizmu

    sytuacja
    gdy to się jeszcze nie zaczęło
    a tamto jeszcze trwa
    nigdy nic do końca
    zawsze tuż przed i jeszcze nie
    pomiędzy
    zawsze kłamstwo fałszywe spojrzenie
    nic rzeczywistego nic co trwać by zechciało
    nic na czym stanąć by można
    bez obawy że wciągnie
    bagno grząskie zarwie się lodem
    nic niczego nikomu nigdy
    w postaci czystej
    przeziębiony chłodem
    bezczelny smutny wstydliwy
    mój osobisty
    nihilizm

    15
    ***
    wiersz
    to trochę inny rodzaj myślenia
    delikatniejszy w spojrzeniu
    to ostrzejsze zbliżenie na obiekt
    precyzyjniejsze dopracowanie rzutu okiem
    doskonalsze wygładzenie uczucia
    pełniejsze nasycenie barwą
    w porównaniu do myślenia naturalnego
    do niemyślenia

    ale może się mylę

    przecież niezupełnie wiem czym jest wiersz
    niewiersze skrobię po cichu
    więc nic nie wiem o wierszy pisaniu
    a niewiersz
    to trochę inny rodzaj myślenia
    delikatniejszy
    w spojrzeniu…
    intencję zawiera
    egoistyczną potrzebę
    zapisania

    ale może się mylę

    co o poezji wiedzieć może niewierszy grafopis
    tylko tak mało
    że myślenia wciąż tyle
    że przepełnia i dławi więc dzielić się trzeba
    i niedobre oddzielić
    od dobrego
    jedno w sercu zachować
    drugie wystukać wydrukować przeczytać
    oddać innym
    zapomnieć

    16
    dylematy

    to niby takie proste
    wyjechać opuścić połączyć odnaleźć i być
    niby takie proste
    być zostać zrozumieć wytrwać i kochać
    takie proste
    kochać oddać wszystko zrezygnować i żyć
    proste
    żyć nie posiadać nic nigdy do końca ciebie nie mieć na zawsze lecz
    kochać
    gdy na pytanie masz kogoś mówię nie nie mam nigdy miała nie będę
    dylemat posiadania rozterka przynależności
    nie nie mam ciebie
    bo nie ma ciebie
    dla mnie
    mówisz jestem dla ciebie zawsze zawsze i ty jesteś dla mnie
    zawsze
    ale rozterka podwójności
    istnieje
    jak można należeć i nie należeć być i nie być
    jak można
    można
    i tak jest
    więc nie nie mam
    ciebie
    bo nie ma
    ciebie
    dla mnie
    na zawsze będziesz cały
    zaborczo
    niemój

    [becauseofR.A.][2000]

    17
    żart w złym guście

    miłość od pierwszego wejrzenia
    tak
    to się nazywa miłość
    ale od pierwszego wejrzenia
    jest pomyłką już po chwili
    uwiera
    i jest
    jak buty które kupiłem od pierwszego wejrzenia
    przyciągnęło mój wzrok to coś
    czego nie miały inne
    krótko-trwała jednak ekstaza
    po chwili była już odciskiem na delikatnym naskórku
    mojej lewej połówki serca

    [?][2000]

    18

    miłość z rozsądku
    miłość z-myśli-ona
    niespontaniczna krytyczna nieswoja
    cudza we mnie zalęga się zlega
    miłość z rozsądku pomyślałam
    odnaleźć trzeba by
    serce chore zasklepiło się skrzepło
    pod lodowatą skorupą śluzówki poniżej dna
    rozsądku

    a nie wie nic niech nie wie ten który mnie pokochał którego ja pokochałam na
    nowo
    z rozsądku
    po co szukać daleko znam swoją duszną trudność
    kochać miłością prawdziwą po co
    wszystko topnieje
    zostaje popiołu garść cynowo-cynicznego w kolorze
    rozsądku
    więc zdam się na los na wszystko
    zgodzę się na tę drugą
    usnę w pustym samotnym łóżku
    wezmę na kolana jego syna jej syna
    przeklnę pocałuję czarne loki córeczki
    nocą w pracowni poświatą monitora zalanej
    zapomnę wybaczę zrozumiem
    ucichnę spowszednieję wysnuję
    prostą refleksję kobiety z rozsądku w miłości oddanej
    że nie czas już
    nie czas obecny miniony spóźniony
    na łzy pragnienia sumienia wyrzuty
    na dzieci rodzenie
    z miłości rozsądek wykluję zklonuję i tą myślą zapłodnię na zawsze

    więc zrozum dlatego ta miłość z rozsądku
    by ciszą otoczyć ostudzić moją dla ciebie
    miłość z serca i duszy wszechwładną zaborczą zazdrosną
    ostudzić rozsądkiem by ciało trzydzieści sześć i sześć miało nie więcej
    gdy przy niej dotkniesz mnie dłonią
    ostudzić rozsądkiem by zmarło mi serce i zimnem trupiarni taiło podskórną
    gorączkę
    gdy przy niej dotkniesz mnie myślą
    i jeszcze dlatego że nadmiar jest we mnie
    miłości dla ciebie
    i rozsądniej przy tobie dla ciebie mieć miłość z rozsądku
    niż usychać z serdecznej miłości do ciebie
    samotnie

    [for myself][2000]

    19

    słowa

    znów pada
    to męczące
    obserwować upadłe nagie
    przytuliły się do ziemi
    wszystko im jedno
    czy ktoś je podniesie
    odklei od mokrej powierzchni
    wszystko im zimno
    czy ktoś je ogrzeje
    ochucha osuszy
    dojrzy

    znów pada
    to męczące
    przygarniać wciąż drżące zziębnięte
    rozpuszczą się w deszczu
    spłyną do ścieku
    wsiąkną w trawę
    trudno
    wtedy już tylko
    przyłożyć ucho i słuchać

    [4 myself][2000]

    20
    dekadent milenijny

    żyć
    rzyć
    rzygać
    brzydkie
    brzydka
    brzydko
    słowa w słowie słowem
    słowo rzygać brzy..
    dzę się..
    bie samej
    rzyć..archaizm..rzyć nabrzmiała
    żyć obrzydło
    co mam zrobić by ocucić porzucone i obrzydłe już marzenia
    nic
    porzucić żal i wyrzut
    zrzec się
    żądzy marzeń
    żądzy życia
    umrzeć

    [2000]

    21
    ***
    to prawda
    nie jestem w najlepszym humorze mój drogi
    to prawda ochoty na humor dziś nie mam
    to prawda to prawda zanudzę cię prawdą
    masz rację nie robię tu nic
    nic nie wiem niczego już nie chcę
    zapadam się w nudę
    cieplutko
    zanurzam się w nudzie
    przyjemnie
    nie myślę o niczym

    to kłamstwo
    to kłamstwo co mówię
    bo prawdą jest to że już nie wiem co prawdą jest żywą
    bo kłamstwo od wewnątrz pochłania otoczką
    pół prawdy
    pół kłamstwa
    gdzieś wewnątrz mnie
    na dnie jest

    [for P.D. ][2001]

    22
    ***
    nic nikogo
    winić
    nic nikomu
    winna nie chcę
    być niczyją nie należeć do nikogo
    nie przemawiać nic ni słowem czułym nie
    chcę obiecywać nic nikomu by nikomu obietnicy
    i nadziei nie odbierać
    i – nie – na nic mówię
    zranić za nic umiem
    przecież
    za nic na nic mówię i przysięgam
    gorzko nocą niecnotliwie za nic nicość która mnie opadła
    oddam

    [R.A.][2000]

    23
    ***
    jeśli jest się
    jakby poetą
    niecałkiem pisarzem
    obłudnie kobietą
    pół-złudzeń malarzem
    technikiem niejako
    a w duszy nijaką
    to kim w istocie się jest?

    [becauseofM.M.][2001]

    24
    ***
    jestem
    kim jestem
    jestem polonistką humanistką informatykiem technikiem specjalistą
    do spraw suportu sekretarką asystentką standardystką kłamczuchą profesjonalną z
    obowiązku
    i z potrzeby prywatnej
    nieufną zamkniętą w sobie wobec ludzi szczerą uśmiechniętą panienką
    przed komputerem pracy oddaną i aktywną z konieczności i poczucia obowiązku
    znudzoną nie w humorze zdemoralizowaną pracownicą uparcie i rozpaczliwie
    pragnącą wyrwać się z
    jestem
    pesymistką zawiedzioną tracącą wiarę w swe możliwości zdecydowanie dążącą do
    celu
    obojętną na czas przestrzeń i otoczenie pozbawioną złudzeń
    zapalonym twórcą stron internetowych pracoholikiem pozaprofesjonalnym
    nałogowcem sieci webowej fanem grafiki komputerowej o aspiracjach
    profesjonalnych
    perfekcjonistką i bałaganiarzem artystką o wrażliwej duszy poetką pisarką
    grafomanem
    uzależnioną od pióra i wyznań na papierze ekshibicjonistką prezentującą duszę i
    twórczość
    otwarcie online potrzebującą uznania i uwagi nie znoszącą wścibstwa i pytań
    kandydatką
    na fotel psychiatry ofiarą postepu techniki i elementem ludzkim przynależącym do
    e generacji
    kobietą jestem
    kobietą dwudziestosześcioletnią jak głosi metryka kobietą o dziecinnej buzi
    i naiwnym postrzeganiu świata dziewczynką lubiacą spać z misiem nimfomanką
    nastolatką
    niedojrzałą pod spojrzeniem mężczyzny o polskich rysach i charakterze kobietą
    młodą
    o wybujałym temperamencie seksualnym i nigdy niezaspokojonym pożadaniu
    kobietą kobietą kobietą jestem
    o podwyższonym poziomie hormonów męskich w organizmie więc chorą o zaburzonej
    równowadze
    czynników fizycznych i psychicznych zagrożoną w krótkim czasie uwidocznieniem
    i dominacją cech męskich a więc wypadaniem włosów chociażby i utratą
    delikatności i gładkości
    skóry pryszczatą nastolatką brzydulą kaczątkiem pięknością słodką lalką barbie o
    figurze
    a-idealnej i kształtach półobfitych i kim
    jestem nie wiem lecz jestem
    czterdziestostokilkuletnią zgorzkniałą starą panną samotną z wyboru i z przymusu
    oszalałą z tęsknoty za
    oszalałą w pogoni za niezaleznością i prawdą kobiecości wyzwolonej lecz kobietą
    uległą
    w miłości i miłości pragnącą wiernie tej jednej jedynej wielkiej miłości
    idealnej którą znaleźć tak trudno
    jestem
    zakochaną kobietą w tym jednym jedynym którego nie ma tu
    zakochaną nie tak i nie w porę i głupią naiwną pierwszą lepszą idiotką jestem
    zagubioną
    osobą o duszy nadczułej na nieszczęście cudze i obojętną i bierną niemą i
    aktywną pasjonatką
    i trzeźwo reagującą w potrzebie własnej i cudzej jestem wszystkim tym każdą z
    nich jestem
    bezustannie i wciąż taka jestem niezmiennie jestem tak zmienna kobietą przecież
    jestem
    co mnie nie usprawiedliwia zupełnie nie ja po prostu
    sobą jestem

    [becauseofmyself][2000]

    25
    **
    po prostu
    powiedz mi to czego nie chcesz powiedzieć
    powiedz mi to co chcesz ukryć
    zaufaj mi posłucham cię i nie będę płakać
    zaufaj mi pójdę za twoim maleńkim dalekim dzwoneczka głosem
    obiecuję ci że tak
    obiecuję ci że nie
    obiecuję ci że dotknę ciszy twojego oddechu
    obiecuję że nie przerwę szeptu twoich snów
    tylko
    powiedz mi czego naprawdę potrzebujesz
    teraz

    [tłumaczenie powyższego w. 2000]

    26
    czas

    czas coraz krótszy
    dni
    dni letnie wydłużyły się tak mówili
    nie
    nie zauważyłam
    dla mnie czas wciąż za krótki
    potrzebowałabym jeszcze ciut
    jeszcze kilka centymetrów czasoprzestrzeni
    minuty na miarę kupię
    godziny na łokcie niech kto mi odmierzy
    minut kilka zostało
    taka samotna reszta kilku minut
    gdyby nie one zaganiane wskazówką dłuższą w prawo w prawo
    aż do dwunastej
    byłaby już była wybiła piąta
    minut siedem sześć pięć..
    sekundowa chudzina sprinterka przegoniła leniwą minutówkę
    która zastygła bez ruchu bo na nią patrzę
    udaje nieżywe zwierzątko
    liczy że nie zauważę jej ruchu jej życia
    czas wciąż coraz krótszy
    przestrzeń czarna czasu między linearnością wskazówki i kropkowatością kropki
    dwunastej
    zmniejsza się
    zmniejsza
    jest minimalna…
    nie istnieje
    wybiła piąta

    [for myself][2000]

    27
    ***
    on prosi
    bezgłośnie
    wszystko jest naturalne i jasne
    bezgłośne
    przyjdź przyjedź zostaw opuść zmień
    adres mieszkania pracy rodziny myśli
    że prosto jest zmienić adres
    mieszkania pracy osobowości
    nie chcę zmieniać a jednak
    wyszłam wyjechałam opuściłam zmieniłam
    adres nazwisko imię przyzwyczajenia
    bezgłośnie

    2001

    28
    ***
    sekunda przed zaśnięciem
    moment w którym już cię nie ma
    zaćmiony blask pochmurnego nieba
    sekunda przed wejściem w nowe
    tam gdzie nigdy jeszcze nie
    otwierałam powiek
    które na sekundę przed zaśnięciem
    były tak ciężkie
    całkowita amnezja
    pamięć wyjęta spod kontroli
    rejestruje
    ciemność zamkniętą i blask liter
    -brak miejsc
    wracaj
    za wcześnie

    [becauseofmyaccident][II-2001]

    29
    ***
    zawsze jest coś
    czego nie jestem zdolna wypowiedzieć i pojąć
    rodzaj wewnętrznej blokady
    czekam abyś sprawił że ona zniknie
    czekam na próżno
    tak, wiem
    byłam kiedyś małym ptakiem
    odlatującym cicho
    w samą porę
    teraz jestem małą rybą
    zimną niemą niemiłą w dotyku
    ale dotknij mnie
    wciąż potrzebuję
    nawet teraz gdy wiem że coś na zawsze zasklepiło się pomiędzy nami
    płatki skrzeli płatki ust może
    nie mam racji bo jedyne co mam
    to zimny wiatr i odrobina światła w twoich oczach

    [forR.A.][2000]

    30
    ***
    nie wiem ile muszę jeszcze przejść
    aby dojść do ciebie na dnie
    dotyk budzi mnie i jestem
    dla ciebie
    cała
    ale wciąż nie ma mnie
    pragnę abyś obudził mnie z głębi wyciągnął co nieme
    i dotknął
    potrzebuję cię tak po prostu
    bez wiersza bez słów bez gestu
    potrzebuję byś dotknął mnie głęboko wyłowił rybę
    utopioną we własnym śluzie
    potrzebuję cię przyjdź przyjść musisz
    nie żyję
    do góry brzuchem śnięta rybka
    wyłów mnie zlituj się
    spełnię twoje trzy życzenia
    ty pocałujesz moją łuskę
    i obudzę się ze snu
    i długo i szczęśliwie

    [becauseofR.A.][2000]

    31
    ***
    una carta para ti
    eu escrivo
    porque as minhas palavras nao voam longe
    uma carta para ti
    eu nao sendo
    porque ja nao conheco teu lugar hoje
    mas
    uma carta para ti
    eu comeco
    por que eu queria te dizer

    uma carta
    nao termino
    por que eu queria nao estar enamorada de ti

    [becauseofR.A.][2000]

    ***
    list do ciebie rozpoczynam
    bo chciałabym byś wiedział
    list do ciebie piszę
    bo dźwięk moich słów nie dotrze tak daleko
    listu do ciebie nie wyślę
    bo nie znam twojego adresu
    listu do ciebie nie kończę
    tak pragnęłabym już nie być w tobie zakochana

    (fromthebadportugueseabove)

    32
    short message

    i skąd te cudze słowa
    dlaczego
    w cudzą chronisz się mowę
    dlaczego
    artysta
    niewolnik
    ujęty podwójnie
    ze stron dwu otoczony
    milimetrami tuszu
    elektrycznie za podświetloną szybką
    artysta za-chwycony pod łokcie wyciągnięty
    za uszy
    spinaczami apostrofów
    zawisł groteskowo
    pomiędzy propozycją spotkania
    a zapytania znakiem
    bielizna
    przyszpilona na sznurze
    wygląd ma radośniejszy
    więc mój artysto najdroższy
    uśmiechnij się dla mnie
    choć może nie do mnie
    i cudzych słów myśli
    w cudzołożnej stuacji zapożyczeń
    pozbądź się
    a wtedy
    na pytanie ?czy chcę się spotkać z „artystą”?

    z artystą być może kiedyś
    z „artystą” na pewno nigdy
    chcę z tobą się spotkać zaiste

    odpowiem

    [forM.M.][III-2001]

    33
    dialektyka

    historie moje wszystkie
    historią są jedną
    chcę wierzyć w spójnię
    lecz historie moje
    sprzecznością są
    dlaczego istnieją gdy wszystko zaczyna się
    a nie kończy nic
    oni przychodzą mówią żegnaj odchodzą wracają i są
    sprzeczności rybie
    w kierunkach przeciwstawnych zgodnie splatają się w okrąg
    moje yin i yan
    moje ja i anty-ja
    ona joanna i ja jan
    chaos zaklęty krąg antagonizmów
    trwa
    trwasz ty i on
    ten który przyszedł po mnie wczoraj na dworzec
    i ten który dziś z wilgoci się śmiał
    ten który jutro zapomnieć pozwoli
    i który rozmową oddali mój lęk
    nie znam dziś jutra wczorajszych dni nie znam
    wiem jedno
    w wielości istnieję tu teraz po bezczas
    historie moje wszystkie niech trwają
    podsycać je będę
    bo mi wielość potrzebna by żyć

    [becauseofM.M.][2001]

    34
    ***
    znów odwiedziła mnie
    najukochańsza przyjaciółka
    chandra
    z powagą spoglądam jej w oczy
    głos podkulił tchórzliwie język
    skomlą uporczywie boleśnie
    słowa już nie chcę
    rozpoczynać historii narodzin od nowa
    znów te same znudzeniem oklapłe
    za oknem obrazy stuliły uszy
    zszarzałe szarówka zagarnia niemo
    mi w ustach niemoje słowa mokro przylgnęły do mózgu
    niemową chciałabym stać się
    nie musieć nad myślą ślęczeć
    która wypowiedzieć nieskłonna
    ogrom mojej bezradności

    gdybym niemową była
    część mowy jawnej odebrana by mi była
    lecz pozostałaby mowa we mnie zamknięta
    zamilkły język wypowiedziałby co we mnie najgłębsze

    nie jestem niemową lecz doskonałym przejawem kalectwa
    ukarałeś mnie
    a może moja to wina przedwcześnie spełniona
    dziś dopełnia się ostatecznie
    i jestem niedokończonym posągiem
    który grek artysta niemo intymnie dotknął
    nie dotknął lecz musnął dotykiem
    by żył posąg i żyję

    kaleka doskonałością kobiety o talentach
    widocznych wyraźnie pod wartwą apatii
    brzęczących na dnie sakiewki dziurawej
    trwonionych skrupulatnie co do jednego
    zgodnie z rachunkiem prawdopodobieństwa
    z losu podszeptem

    dlaczego nie czytam nie myślę nie chodzę
    do! z! na! nie gromadzę pieczołowicie
    obrazów ciągów dźwięków szeregów
    po nitce po nitce do kłębka
    w labiryncie korytarzy Louvrów zaklęte rzędy płócien
    nawleczone na nić teoretycznych powiązań i myśli

    dlaczego nie jestem jednością ciągłą cieczą czystą obiektem
    pod próżniowym kloszem ze szkła
    pełni nie tworzę i jedności z sobą samą
    odwieczny chaos we mnie nie-spójnia logiczna
    dlaczego

    dlatego
    nigdy nigdzie nie dojdę w chaotycznym ruchu cząstek gazu
    może kiedyś
    poza obszarem mi znanym dostrzegę ciebie
    nieznaną kometę i zbliżysz się nie ominiesz
    lecz zbliżysz i dotkniesz i spłonę
    i jedność odzyskam i całość i myśli prostotę
    a sens będzie w jedności nas dwojga

    [becauseofmyself &forMM] [III-2001]

    35
    ***
    mam ochotę na dotyk
    gdzie jesteś
    twoje włosy jeżykowate
    twoje dłonie ciemne zmęczone
    twój kciuk dziwnie wygięty
    twoje długie rzęsy spuszczone
    które mówiłeś
    lubiły dotykać wszystkie twoje kobiety

    nie potrafię przypomnieć w pełni
    przywołuję jednak szczegóły
    gdzie jesteś
    nie potrafię przywołać całości
    rozpadłeś mi się w atomy
    gdzie jesteś
    umiłowane miejsce w nieoswojonej przestrzeni
    poza horyzontem dotyku
    gdzie jesteś
    czy nie chciałbyś znów być całością ze mną
    i wewnątrz

    [forR.A.][2001]

    36
    słowo

    Wiem, że to nigdy nie będzie wiersz,
    który godnie tutaj zwać mógłby się wierszem.
    Wiem że poezja kryje się gdzie-ż
    ja śmiałabym o niej pojęcie mieć szersze.
    Także wiem, że wierszy klasycznych nie lubię,
    bo nim myśl mą schwytam i zamknę
    w słowie, bezpowrotnie się ona zagubi
    w spekulacjach nad rymem kształtem i taktem.
    I wiem, że dziś czuję się niby
    Jean Babtiste Racine na Court Royal przed wieki.
    Nic w darze nie miałby gdyby
    nie słowo, które nawet w stylu kalekim
    perłą być musi w łonie małży zamknietą
    bo z myśli mej szczerej – łzy piasku poczęte.

    [forM.K][2001]

    37
    życie

    życie jest uroczym urojeniem przeźroczy
    pstryk klatka w ciemności na ścianie
    i druga
    pstryk zdjęcie zabarwione iluzjami
    obłuda w negatywie
    w niej na opak
    żyję fałszywie
    nie potrafię już żyć inaczej
    w sztuce łgarstwa jestem coraz lepsza
    bez drgnienia powieki kłamstwo ciche jak wyplucie powietrza
    w wydechu
    wydalam
    delikatnie
    bez lęku
    tylko niezauważalnie drży i kurczy się na moim ręku linia życia
    gdy kontroler przyłapie bez biletu na przejazd
    przez ten maly kawałek kilku stacji
    jadę na gapę
    z rozdartym niechcący paszportem
    z dziesięcioletnią wizą do stanów
    jadę na gapę
    bezczelnie beztrosko bez planu
    może i Ty znajdziesz odrobinę braku czasu
    dla mnie
    jak kontroler biletów
    „tym razem się pani udało”
    i gdy stanę przed Tobą
    dostrzeżesz drżenie mych palców
    potrzesz czoło
    ręką machniesz na znak
    zakłopotania
    „jeszcze jedna bezczelna duszyczka
    z wilczym biletem ulgowym do nieba
    do spisania”

    [?13-03-2001]

    38
    pewna odmiana wierności

    środowisko mieszane
    nas czworo
    faithless
    melodia którą lubię
    jedyna
    ciasto
    ochłapy kolacji
    moje urodziny
    jego urodziny
    on pierwszy
    on drugi
    ona jego dziewczyną
    ja jego dziewczyną
    !nie nazywaj mnie
    nie jestem nie chcę
    przynależność niezrozumiała
    przynależność spóźniona
    ?dlaczego miałabym do niego należeć
    leżeć-przy
    leżeć-obok
    pod-legać
    uległa nie jestem
    dawno przynależności między nami już nie ma
    więc czemu ulegam
    więc czemu nalega
    z oddali pokorne śle listy
    i widzieć mnie chce
    i poddanka przebiegam kilometrów odległość
    i jestem nieopodal
    tuż obok
    wierna w rytm rave’u
    niewierna w rytm łkań

    [becauseofP.R.][11-13-III-2001 Budapeszt-Otwock]

    39
    ***
    i masz wrażenie że nie wszystko
    oddałam ci
    i gdzieś w tobie przeczucie że nie zupełnie szczerą
    ofiarowałam ci
    mojej myśli część
    czy nie-wiersze wierszami są pytasz
    że nie-wiersze nie-wierszami są wątpisz
    czymże jest ufność
    intruzem
    pomiędzy
    nami
    którzy nie znamy się nieomal
    zupełnie
    poczułeś wilgotne dotknięcie myśli mojej
    w nie-wierszu
    nie-całym
    skąd ten żal
    czy nie-myśli oddechu
    lecz serca
    oczekiwałeś

    [forM.M.][?31-03-2001]

    40
    ***
    kiedyś
    to było dawno
    miałam nadzieję
    i wiarę
    a miłości
    nie miałam
    ale nadzieję
    miałam i wiarę
    że ci którzy przychodzą
    nie przychodzą bez celu
    i cnoty
    pustkę
    więc moją zapełnią i brak
    miłości odrobinę
    zasypał
    oby tę
    pustkę
    a ja nie tylko
    wiarę i
    nadzieję miałabym

    [forM.M.][31-03-2001]

    41
    spotkanie z Venus Khoury-Ghata – „Wiosna Poetów” Warszawa 2001 – impresje

    wszystko przez jej twarz piękną
    (z oddali ostatniego rzędu krzeseł)
    o cerze nieoczekiwanie uwiędłej
    (z oddali dwudziestu centymetrów wydechu i perfum)
    wszystko przez tę której słowa
    lekkie pewne siebie okrągłofrancuskie gardłowoarabskie

    z zakłopotaniem wydukałam pytanie
    -czy?
    spojrzała
    skrzywienie ust kształtnych pełnych niezauważalne
    – nie nie!
    ale ja
    myślałam sądziłam
    niemądra

    nie chcę otwierać ust bo słowo odejdzie ode mnie ułomne
    nie chcę otwierać oczu bo światło przeniknie i odkryje
    nie chcę dotykać na palcach pył rzeczy błahych
    nie chcę myśleć powierzchnia świata śliska

    paradoksalnie bezczelnie wciąż jednak
    mówię patrzę dotykam myślę
    i szukam uśmiechu w zmarszczkach Venus

    [06-04-2001świder][leprintempsdespoetesfrancophones]

    42
    wykład z informatyki

    wykład był nudny
    flegmowata substancja blokowała przełyk
    podchodziło do gardła
    nie spływała na język ślina
    której zabrakło
    bo cała wilgoć szczypała rzęsy

    wykład był nudny
    uświadamiałam sobie własną nieobecność
    fałszywą przynależność do świata w którym się zawieruszyłam
    gdzie był mój lotnik narrator rysownik
    nie pomyślałam go jeszcze więc nie istniał
    jak moja książka
    informatyka technika samolot astrologia istniały
    i wszystko wokół
    tylko moje ja
    nie
    może kiedyś
    dziś Chrestomatia pendżabska i Mały Książę
    za plecami potajemnie

    wykład był nudny

    43
    ***
    jestem niewierna
    nikomu niczemu wiary nie dochowuję
    cokolwiek spływa do wnętrza
    wysącza się szczelinami obojętności
    wysycha i paruje i uwalniają się krople
    rzeczywistości obiekty wilgotne zostają bez cienia
    istoty nieistotne o skórze wysuszonej z szelestem
    jak pergamin na którym próbuję zapisać resztki siebie
    nie istnieję
    niechcący rozdarty fragment zapisu
    okruchy tabliczek glinianych
    to ja
    w rachunku nieobecna
    lecz nade wszystko niewierna
    otaczającemu
    niewierna sobie
    bo siebie nie mam
    bo mnie nie ma

    [2001,kwiecień]

    44
    ***
    na zewnątrz
    naskórek chodnika
    pachniał mięsem rozdeptanych dżdżownic
    gdy weszłam
    rozbolały oczy
    przez zakratowane żaluzjami okno
    nadwrażliwość zmysłów nie pozwalała skupić myśli
    monotonny dźwięk trąbki Ali Khana wypełniał szczelnie mój pokój
    doskwierał daleki brak
    pakistanu

    [forR.A.][11-04-2001]

    45
    portret pamięciowy w lustrze

    tak
    przyjrzałem się jej dobrze
    gdy przeglądała się po raz pierwszy
    rzuciłem okiem
    gdy i ona na mnie spojrzała
    nie mogłem oderwać wzroku
    pamiętam dobrze
    małą zgrabną głowę
    twarz kształtną
    włosy proste nijakie zmęczone blond
    czoło ani wysokie ani szerokie
    nos rasowy z arystokratycznym wygięciem
    wąskie usta zaciśnięte milcząco
    oczy
    oczu nie pamiętam
    może nie obejrzałem dość dokładnie
    portret pamięciowy – więc mówię
    nie dojrzałem
    były półprzymknięte
    gdyby otworzyła je wówczas byłyby niebieskie
    jestem pewne
    wtedy moje odbicie w jej oczach zobaczyłobym
    a potem
    aby spojrzeć po raz ostatni
    musiałem się nad nią pochylić
    horyzontalnie zawisłem
    ponad jej twarzą ustami arystokratycznym nosem
    aby ona mogła odetchnąć i skroplić
    aby mogła spojrzeć spod powieki
    która fałdowała się nienaturalnie uniesiona grubym paznokciem
    koronera
    lecz źrenica zaszła białkiem
    bezradna
    ukryta niebieskość pozostała ukryta

    46
    ***

    bolało mnie tam głęboko
    tam gdzie linie schodzą się ud
    tam gdzie zapada się czucie w wilgoci

    bolało po prawej stronie
    bardziej niż po lewej
    zakłuło i przestało
    i znów

    pochyliłam się nad swoim bólem
    ale nie mogłam dojrzeć jego barwy
    dotknięcie bolało jeszcze głębiej
    zostawiało czerwone ślady

    a wystarczyło pociągnąć za pokryty śluzem ogonek
    myszki z ligniny i włókien
    pazyfae – wydałam na świat zwierzęco ślepy
    kawałek martwego nie mojego nie ciała
    osobista aborcja
    osobista auto-dezynfekcja
    auto-deratyzacja

    Grass i Rabelais mają rację:
    moje ciało jest mi najbliższe
    boję się ostrego metalu i myszy

    47
    ***
    wiersze są lekkie
    ciążą na duszy tylko trochę
    tylko chwilę pozwalają się nosić
    pod sercem
    tylko przez moment przeglądają się w moim wzroku
    i już ich nie ma
    jakby nigdy nie było
    ale są
    pod ostatnią piwniczną płytą sutereny
    w komorze
    prawej lub lewej

    i tylko aby znów otworzyły oczy
    bardzo długo trzeba je prosić

    48
    ***
    wstyd
    podobieństwa
    u jednych większy
    u innych mniej
    widoczny
    choćby u mnie
    istniejący niemal
    wstyd
    identycznej sukienki
    zachowań gestów i spojrzeń
    nieoczekiwanie
    jednakowych w chwili tej samej
    wstyd
    i hańba
    o oryginalności zapomnieć
    pogrzebać ideę jedyną geniusza
    w tłumie szarym komórek
    szarych
    myśli
    wstyd
    słowem
    jednym

    a innym
    nie wstyd
    i nie hańba

    49
    ***
    a wiersze rodzą się jak niechciane dzieci
    kartka zapłodniona nieostrożnym słowem
    zabawa piórem
    bez intencji pisania
    co za niedojrzałość
    gdzie mi do wieszcza narodu roli
    niechcący coś zapisałam
    ogłoszenie telefon refleksję nad kształtem nosa przygnębionej staruszki
    spojrzałam za okno i stało się
    i dotknęło mnie boleśnie
    spotkanie dwu okoliczności jednego wydarzenia
    u zbiegu myśli
    na Wschodnim
    musiałam więc zapisać
    taki precedens

    piszę niewiersze niechciane
    które nie zasługują na miano
    poezji czystej
    dotykalne z dusznej fizjologii poczęte

    kiedy narodzi się ze mnie erotyk
    nazwę go bękartem

    50
    erotyk

    równomiernie rozłożony
    na płaszczyźnie ciała
    dotyk
    równomiernie padające
    na stok wschodni piersi
    światło
    równomiernie spływająca
    po kotliny ściankach
    wilgoć sperma

    przytul mnie
    zimno
    a potem zróbmy znów trzęsienie ziemi i potop

    51
    ***
    esej o wyższości kobiety nad mężczyzną
    inteligencja emocjonalna
    wojna plemników
    wszystko wiruje wokół obsesyjnej relacji
    kobieta – mężczyzna

    jak bardzo się potłukę i rozsypię
    wypadając z wirującej karuzeli
    co ze mnie zostanie
    jeśli składam się cała
    z uczuć

    chcę być modliszką
    modlę się boże pozwól
    oddal ode mnie ten kielich
    jedno twoje słowo
    bo nie wiedzą co czynią

    chcę być modliszką

    [becauseofR.A.][25.04.2001]

    52
    ***
    dano mi w przedświatach
    wyłupiaste oczy muchy
    spojrzenie Klee wielodzielne
    patrzę więc
    na jego-mój Wybuch śmiechu ołówkiem
    pastelami czy tuszem
    na moje myśli rozsypane
    w drobny mak ziarno gołębiom
    na niemój labirynt dziurawy chodników
    na klatki okien

    rozpada mi się świat na cząstki
    nawet po zamknięciu
    powiek nie mają oczy musze
    podzielone ostrym konturem na wielokąty
    rozkładają się powoli
    obumarłe i zaślepione lepem
    sklejam fragmenty
    dostrzeżone podczas jazdy tramwajem
    lecz sklejony obraz rozpada mi się na głoski

    co będzie mi dane w za-światach

    53
    ***
    chcę być w ciąży
    ciążową założyć sukienkę mogę i teraz
    podobać się sobie w obszernym wymiarze
    wyobrażeń
    nie
    dosyć
    chcę być w ciąży
    namacalnie doświadczyć
    uczynności mężczyzn w pociągu
    donikąd
    zaznać poniekąd
    błogosławieństwa płodności obłości
    podłości ociężałości ciała przez dziewięć okrągłych miesięcy
    chcę być macicą (mówiono kiedyś)
    macicę chcę mieć szeroką pełną i ciężką
    od wód i ciała-naczynia
    ze mną połączonego
    wąsko przepływa pokarm
    w kierunku potrzebującego
    każdy wspomoże
    w dziewiątym miesiącu

    chcę być w ciąży
    nie-matką

    54
    kobiety-mumii podróżna refleksja

    musze tam pojechać
    aby tutaj wrócić
    oderwać zdjąć płatki lniane z oczu łuski
    choćbym tkankę papieru miała naruszyć
    choćby rozedrzeć trzeba sklejoną warstwę skóry
    oddalić muszę stąd ciało
    odpaść od kości rdzeń
    kręgosłupa ideą innej kultury
    odnowić

    2002?2001?

    55
    ***
    wsiąkam
    w twoje wiersze, Emily
    zapominam
    jak skreślić krzyżyk koślawo
    pod idealnie równą drukarki kaligrafią
    zacieram
    i rozmazać próbuję kciukiem zleżałe
    prastare moje sprzed miesiąca wiersze
    nie potrafię
    piórem pisać, Emily
    gubię
    długopisy poetka niezależna od pióra
    nie wiem
    jak pachnie atrament , Emily
    słowa z drukarki wyplute
    wysuszone są na
    kartkę nawet pod długopisem
    a twoje i w druku mokre i świeże
    czy może dlatego że
    wsiąkam
    w twoje wiersze, Emily

    [pamięci Emily Dickinson]
    ?2001

    56
    ***
    oswoiłam mój komputer
    przestał nareszcie wierzgać
    mój bzik mój konik
    pod palcami
    rozluźnione mięśnie
    klik ostrogi mysiej dotyk
    napięcie
    działa
    w małym palcu miałam
    (teoretyczne)
    reguły gier
    komputerowych
    przyjaznych pojedynków
    i agresywnych flirtów
    oswoiłam mój komputer

    a może to on mnie oswoił

    2001?

    57
    plan trzyletni

    a teraz czas już coś zmienić
    chcę dokonać nowych odkryć
    własny kontynent
    być może kolejną amerykę
    chcę biegle władać portugalskim i urdu
    zawsze przecież chodzi o to by język giętki
    wieloznaczność i niezależność zachował
    chcę zdobyć tytuł doktorski
    a potem pisać i nie
    jakiś magazyn redakcja
    najlepiej na własność
    żadnych podporządkowań
    potem
    chcę jeszcze urodzić dziecko
    koniecznie córkę by feminizm obrysować konturem
    a mężczyznę wycieniować gdzieś w tle

    mam czas naprawdę mam czas na prawdy mówienie
    mam czas dojrzewa kobieta balzaca mam czas do trzydziestu lat dotrzeć powoli
    mam czas u schyłku utracony ułowić mam czasu trzy lata

    2001

    58
    ***
    Zimą

    odkłada się we mnie warstwami
    zeszłoroczna zieleń trawy
    brud peronów
    szarobura bryja zdarzeń
    anemiczne opadanie rzęs bezbronnych
    narkomanów dzieci w wózkach zwilgotniały oddech
    wąski tunel wukade i pośpiech
    czyjś krok nerwowy świst i odjazd
    kaczkowaty małych stópek ruch
    nagły dłoni dwu-dotyk zaborczy
    pocałunek i okrzyk

    odkłada się we mnie

    wierzchem dłoni ścieram

    [formyself][30-03-2001]

    59
    ***
    dawno dawno temu
    napisałam wiersz
    wierszy kilka
    są wciąż istnieją
    oderwanym istnieniem
    lecz są
    choć trochę nie-moje
    potem
    zapomniałam czym jest wiersz
    i wciąż nie wiem
    i wciąż pisać nie umiem
    taka pustka taki marazm i takich nie-wierszy garstka
    wszystko razem wysmarowane klejem na brzegach
    palce chaotycznie brudzą czysty papier
    collage
    kawałki mojego ciała papierowo rozmokły w kleju i farbie
    trudno oddzielić mnie
    od świata
    świata od
    prze-świtującej przed-świtem w-powietrzu kartki

    podnieś przewróć mi świat dnem do góry i dotknij
    tak by poczuć na wylot
    jego wilgoć
    i twoją

    61
    ***
    przed milczeniem zakłopotanym
    uchroń mnie Panie
    przed ciszą bezoddechu przestraszonego
    uchroń mnie Panie
    przed niejasnością myli niewypowiedzianych
    uchroń mnie Panie
    przed półsłowem nietakim
    uchroń mnie Panie
    uchroń mnie
    przed sobą
    przede mną
    i za mną
    się wstaw
    u niego
    piastuna milczenia
    władcy przestrzeni ciszy
    mojego serca
    Anioła Stróża

    [forB.L][2000]

    usa
    2001- 2003

    61
    ***
    uwięziona wciśnięta
    [pomiędzy mężczyznami]
    w fotel samolotu opadam metr w dół
    może więcej
    spada temperatura gorąco mi
    rośnie podniecenie
    [pomiędzy mężczyznami]
    spada ciśnienie poza
    samolotu szybą
    ulatuje nadzieja wraz
    z przylotem do miejsca docelowego
    zapowiadają opady
    nie spadł dziś żaden samolot

    [lipiec 2001]

    62

    „accused of improper behavior in a public place…”

    połóż tylko dłoń
    tuż ponad powierzchnią
    przesuń delikatnie
    żółta linia poprowadzi cię
    szosą ameryki on-line
    osiemdziesiąt mil za dużo
    by uciec przed spojrzeniem ciekawych oczu
    niebieskich oficerów
    w pościgu za nami aż tam
    gdzie dotknąć mogłeś mnie tylko ty
    gdzie dotknąłeś mnie tylko
    wtedy on
    zajrzał przez brudną szybę

    2001

    63
    ***
    nudna jest ameryka
    nie potrafię jej objąć
    wzrokiem za dużo i nie w porę
    do powiedzenia ma ameryka
    nie do objęcia
    pozycja potrzebuję może więcej czasu
    może wiatru więcej
    i ciebie wciąż
    tyle
    nie do objęcia
    a przecież jestem tuż obok
    w ameryce nie do
    objęcia
    nudna jest
    perspektywa
    ameryki nie do objęcia

    2001

    64
    ***
    gdyby nie marzenia
    wszystko byłoby prostsze
    nie-biała suknia nie-welon
    ten dzień i miodu miesiąc po dniu
    nie
    tylko
    ty

    2001

    65
    ***
    za oknem szaro
    dopóki nie nadejdzie burza
    szaro
    dopóki nie pojawi się tornado
    szarość
    powietrza przenika do wnętrza
    szaro
    mówiłam ci uchyl szerzej okno
    szarość
    z deszczem spadnie

    2001 atmore

    66
    ***
    czas przecieka mi przez słowa
    palcem dotknąć chciałabym
    namacalną obecność wyczuć
    wysuszonym naskórkiem dłoni w niedostatku kremu

    czas przepuszczam beztrosko
    na loterii słowami żongluję
    wybieram nic albo wszystko
    nie wszystko czas albo bezczas
    wyciągam los bingo
    wygrałam czasowy pobyt na ziemi
    z poczuciem czasu upływu
    z wyczuciem i taktem ostrożnie po cichu
    wyrzucam los do śmieci
    przykrywam kołderką
    czasu przepuszczać przez palce
    nie chcę

    2001 usa

    67
    ***
    gdzie jest ta mnogość
    we mnie
    umarła idea jedna i
    za nią druga i dalsze
    gdzie jest bogactwo
    wnętrza zapadły się
    ścianki schudły i wklęsły
    zasklepiła się dusza
    w klatce maleńkiej serce
    otwory zamknęło dopływu
    krwi wzbrania i tlenu
    brak
    duszę się bezradna i sama
    nie wiem
    gdzie jest ta mnogość energia
    i oddech pełen radości
    we mnie może
    otworzyć trzeba okno
    na zewnątrz mnie
    świata jest mnogość

    2001 usa

    68
    ***
    wszystko mam
    czego pragnęłam tak bardzo przed miesiącem jeszcze
    wszystko a jednak
    nieustannie brakuje mi niezidentyfikowanej części
    przestrzeni mojej i twojej
    jakaś ograniczona płaszczyzna ślisko wymyka się spod kontroli
    dostrzegam kątem oka jej nieobecność a przecież
    istnieć musiała tu kiedyś

    wszystko mam
    tylko nieokreślonego obiektu
    poza mną i tobą tu nie ma
    wszystko mam
    i ciebie i mnie
    i pustkę i gdzieś tu w powietrzu
    świadomość braku
    niczego

    2001/2002 usa

    69

    ***
    nie płakać
    nie otwierać oczu
    nie odmykać okien
    żyć
    dreptać bezsensownie w koło
    pozostawić za oknem
    krople
    szczypać
    istnieć
    po zamknięciu powiek

    70
    ***
    dlaczego zawsze jest
    odrobina mej przestrzeni niezajęta
    dlaczego zawsze ktoś
    w przestrzeni odrobinę wnosi
    hałas własnych
    myśli sobie znanych innym nie
    potrzebnych jest
    tych kilka myśli dla
    czego kogo zawsze jest
    za dużo w odrobinie tej przestrzeni
    czuję
    nie wiem

    2001

    71
    ***
    nie jest miłym
    gościem w moim
    sercu złość
    zmarszczoną dłoń
    podaję jej co
    dziennie co
    mam robić
    nie wiem witam
    gość
    nie
    miłym jest…
    ze złością memu
    sercu drzwi zamykam

    2001

    72
    ta druga jeszcze nie-przyjaciółka

    ona jest nieskończenie cicha
    nieobecnie delikatna
    nieobecność jej dotyka
    nieskończoność na w-pół zdania
    nie warkocz zaplata
    lecz luźnym opaść pozwala pasmom
    czerni nieskończenie długiej
    dotknąć chciałabym jej
    włosów dłoni i ciała
    nie-
    śmiałość przeszkadza

    czy ona jest równie
    skończenie
    nieśmiała

    [5dec2001]

    73
    ramadan

    roza- zaczyna się o świcie
    gdy świtanie jest jeszcze nocą
    gdy światło niczym jak błyskiem źrenicy spod przymknietych powiek
    o piątej piętnaście jeszcze okno zasłania mi szarobura zasłonka
    nie spojrzę w tę stronę przez godzinę
    na odgłos angielszczyzny koguta głowę podniosę
    szósta
    szarobura zasłonka rzadszym tkana ściegiem

    roza- zamykana zimowym zmierzchem
    gdy słońce i tak nie widoczne jeszcze bardziej chce stać się nieobecne
    nie teraz
    gdy zmierzch nadejdzie
    zmierzch opowiem

    [3dec2001Nyork]

    74
    ***
    coś kruchego przesuwa się we mnie
    ostrożnie rozprasza się zmienia miejsce
    tak abym zauważyć nie mogła
    uchodzi uwadze ale wyczuwam wiem
    że tak ostrożnie
    coś drobnego przesypuje się wewnątrz mnie
    jak piasek mówię jemu sobie jak piasek załaskotało i
    – ..dotknęło mnie to bardzo wiesz .. –
    zabolało i znów nie dostrzegam czuję jednak wyraźnie
    i wiem już coś kruchego
    przesunęło się znów we mnie trochę na zewnątrz
    do dołu szczeliną wąską z jednej szklanej bańki
    do drugiej myślałam nad ranem nie pamiętam
    jak nazywa się to naczynie ukrwione załzawione
    brudne we mnie tam przesypuje się i przesuwa
    coś kruchego piasek może zeskrobana
    może skruszona wiara nadzieja miłość

    [?październik 2001]

    75
    ***
    wiersze
    czasem w-gniewie po-wstają
    w-zburzeniem ruin ogniem pod-niecone
    chaotyczne niejasne
    same nie wiedzą co ważnego chciały cudzym
    ludziom przekazać
    czasem w złości macicy śluzie
    nienawiść je rodzi w bólach
    nie zawsze są smutne
    czasem cyniczne
    pokrywają się patyną
    z czasem

    2001?

    76
    ***
    odkurzanie historii
    której półki pełne
    bolesna archeologia zdrapywanie strupów
    trochę bólu
    dużo niespodziewanie przyjemnego masochizmu
    nieoczekiwanej satysfakcji

    a myślałaś że to poza tobą
    tobie niepotrzebne
    zbędne jak kurz który i tak
    rzadko spomiędzy kartek historii
    (bo nie lubiłaś wymiatać) wymiatałaś
    już nie jak maturzystka z apetytem na szóstkę
    jak ktoś inny
    kogo do tej pory skutecznie
    zalewałaś potokiem a-historycznej
    spreparowanej przemyślnie
    filozofii religii literatury
    (poniewierały się tylko gdzieś tam głębiej
    u podnóża zmysłów
    po dekapitacji głowa
    wydłubane oczy wyrwany język
    pani historii
    – pani od historii
    nigdy nie lubiłaś)
    udawało się utrzymać archaiczny system do

    dziś

    przejdę świadomie przez szereg
    pokojów lat wspomnień moich nie moich
    portretów wojen
    zimnych gorących
    niedomówienia domówię
    niedoczytania doczytam
    może dopiero wtedy
    na nowo
    nieśmiało
    ośmielę się znów prozą pisać

    ?2002?

    77
    ***
    nie czuję
    swojego zapachu
    swojsko brzmiących słów
    nie chcę mieszać się do tego
    z tłumem zmieszana
    nie potrafię być osobą na nowo
    myśleć gdzie jesteś mój świecie
    gdzie moi przyjaciele
    jesteście tu obco-
    krajowcami bez domu
    i ja bez kraju i..
    mam ciebie tylko
    wybacz mi
    niedojrzała
    chęć we mnie chce stad uciec
    lecz dojrzeje
    odejdę
    nie dojrzysz gdzie kiedy

    [wrzesień 2002]

    78
    ***

    nie potrafię powiedzieć czego chcę
    chcę powiedzieć to czego nie potrafię
    słyszę dziwne dźwięki
    słowa
    sprawiają że czuje się obco

    zwykłam myśleć w pożyczonym na chwilę
    języku
    to było łatwe
    ale teraz czuje coś innego
    nie znam tej cząstki
    siebie
    ?jak mogę nauczyć

    są we mnie słowa
    które muszą być wypowiedziane
    muszę nauczyć się nowego języka
    zagubionego
    zapomnianego przez lata
    martwego we mnie języka
    ciszy

    2001? [ poprawki 2004

    79
    ***
    z Ironią
    ty
    który jesteś obok
    patrzysz
    ja
    która nie rozumiem
    śmieję się
    nie wiem z czego
    wysnuwam nerwowy uśmiech
    wysuwam optymistyczne wnioski
    wystukuję odruchowo tanecznie
    stopą w rytm
    serca
    nie rozumiem
    ile potrzeba cierpliwości
    by zdzierżyć
    to co zdzierżyć ciężko
    potrzeba cierpliwości
    by wytrwać
    w tym co ciąży
    wytrzymać przyjdzie
    ile ile
    gdy patrzysz ty który jesteś obok z
    Ironią

    [?][2001]poprawki 2004

    80
    ***
    jest to coś
    zakopane głęboko pod sercem
    w kiszkę najwęższą zapadłe
    połknięte skonsumowane niedotrawione
    powoduje mdłości i zgagę
    nie chce opuścić twojego
    ciała progi ciepłe i miłe
    nie chce opuścić cię
    uczucie nadmiaru i niedosytu
    zarazem uczucie miłości
    nieomal spełnionej

    81
    ***
    myślałam że nienawiść
    rodzi się nienagle
    mówią że z miłości
    niezaspokojonej
    myślałam że nienawiść
    nie pojawi się nigdy
    ale nie!
    ona przemyślnie
    zasupłała mi się w sumienie
    przysnęła
    cicho
    wiem że jest
    pod progiem myśli wieczornej
    gdy zagęszcza się we mnie ze zmierzchem
    samotność szeroka na dwa pokoje
    i rozczarowanie na święty spokój

    82
    ***
    coś chciałam powiedzieć
    niechcianego jednak słowa
    w twoim wzroku przeraziło mnie
    odbicie
    i chciałam już
    nie powiedzieć nic
    zamilczeć powiedziane niesłowa
    zakląć
    zaklęcie oddziać
    po drugiej stronie
    alicji
    bazyliszka
    zostać

    [5dec2001]

    83
    ***
    uciążliwy zapach dziecięcego płaczu
    nie wykrzesa ze mnie odrobiny żalu
    współ-
    -nie-czuję
    nie poczuwam
    się do współ-
    czuję tylko
    mocny zapach dziecięcego płaczu

    [7dec2001]

    84

    islam – inicjacja

    pomieszane pamięci
    pomieszane pojęcia
    pomieszane
    nie-całkiem
    nie-znane
    skłaniam ciało i
    czoło
    przytulam do źdźbeł włókien dywanu
    pachnie
    nie mogę się skupić
    umykają nie-uchwycone nigdy w pełni
    modlitwy
    słowa

    [?dec 2001, pensacola]

    85
    ***
    dotknięcie ciepłej dłoni
    delikatnie miękka skóra
    nie zastąpi mi rozmowy
    chociaż..

    dotknięcie ciepłych warg
    gorycz-słodycz pod językiem
    nie zastąpi mi rozmowy
    chociaż..

    rozmowa w obcych słowach
    pół wartości bywa miewa
    chociaż..

    rozmowa pół i w pełni wartościowa
    nie zastąpi mi dotyku
    chociaż..

    dotyk i rozmowa niczym

    ciebie nie ma

    [14dec 2001,pensacola]

    86
    ***

    za ścianą ona
    upada co chwila
    metaliczny hałas
    potem cisza
    wiatrem pachnie i mięsem halal
    w sosie
    trywialnie szaroburym

    za ścianą wciąż ona
    nieskończona historia
    niegotowa kolacja
    daleko jeszcze do piątej

    za ścianą cicho
    wiem jednak
    że jest
    ta historia nieskończona i smutna
    bez dobrego rozwiązania
    przygnębiona
    w kuchni
    w ciąży
    jego żona

    [15dec2001. pensacola]

    87
    ***
    optymizm nie zawsze jest płaski
    nie zawsze ścieka szybko
    warstwą cieniutką jak przeźrocze
    przykleja się
    ostatnio na dłużej
    łaskawie
    do powierzchni stóp
    odwrotnej do kierunku rośnienia
    spodniej
    zmartwychwstają przygięte końce trawy
    lżej im
    a ja wierzę że dalej zadeptać mogę

    [16dec 2001 , pensacola]

    88
    ***
    nic-nie-rozumiem
    nic-nie-rozumienie przerasta na wylot
    i bolą
    końcówki spojrzeń

    89
    ***
    dopiero trzecia
    popołudnie rozwlekłe i nudne
    po modlitwach w meczecie nie dzieje się już nic
    kilka kłótni tylko
    dopiero trzecia
    dziesięć minut mniej do początku ciszy
    ona ujawnia się
    łaskawie
    gdy on zamyka oczy i usta
    połknąwszy słodkie słowa i czekoladowe lody
    cisza
    dopiero trzecia
    noc ją przyniosła
    więc nie płoszę
    czekam

    usa 2002

    90
    ***
    nic nowego się już nie rodzi
    pusto
    nie starcza miejsca dla wolnych myśli
    w domu
    gdzie dzieci małe nie moje i płacz wciąż
    o!
    coś nowego się rodzi
    a pusto
    w szczelinach mózgu
    i samotnie
    bezideowo
    rodzinnie

    [6 sept 2002]

    91

    fajr

    On budził mnie dziś
    Kilkakrotnie
    Dotykał niewidzialnie
    Czułam że pragnie bym otworzyła oczy
    Świadomie
    Stanęła przed Nim
    Pochyliła głowę oddała Mu pokłon
    Czterokrotnie
    Otwierałam oczy
    Nieświadomie zamykałam je szybko z powrotem
    W ciemności słyszałam w pół śnie
    Nawoływanie do modlitwy
    Czwarta trzydzieści
    Szósta Siódma Ósma
    On cierpliwie czekał do dziewiątej
    Prysznic
    Modlitwa w dwu rakatach
    Po śniadaniu dostrzegłam
    Spełnił moją prośbę
    Znów stałam się kobieta
    Tuż po porannej modlitwie
    Cierpliwy
    Czekał od wschodu słońca …
    Zrezygnowany
    kazał odpocząć

    2002 usa
    [fajr – czas porannek modlitwy
    [rakat – część modlitwy

    92
    ***
    zagłusza myśli samotne
    przejasne prześwietlone
    w dwu-ekranie odbite
    telewizji zapłakanej
    alfabetem zmiennych klatek
    światła
    ?porozumie się z laptopem
    szszaaaa jak nie wie nie potrafi
    zasnąć
    cicha
    noc

    93
    ***
    nienawiść?
    spojrzałam mu prosto w oczy
    taki spokój
    kpina może
    ironia i spokój..
    i odrobina zaciekawienia
    nienawiść?
    obce zupełnie wrażenie
    zimne
    ręce i palce u stop zdrętwiały
    gdy siedziałam nieporuszona
    wzrok zawieszony na jego rzęsach
    nienawiść.. nienawidzę.. nie zniosę dłużej już
    jego wzroku
    gdzie pojawiło się cos jeszcze obok kpiny ironii spokoju
    ach wiec tak wygląda nienawiść..

    2003

    94
    ***
    zagubił mi się język
    w obcej przestrzeni rozległej
    gdzieś aż po horyzont zamglone wzgórza meksyku
    como estas i wokół hiszpański ocean
    ciemne oczy i dłonie
    madonny dworcowej
    que hora es wskazuję zegarek
    z przepraszającym uśmiechem
    dłoń wyciągają wyraźnie i głośno ocho veinte
    pół godziny oczekiwania
    przestrzenny dworzec mexico ciudad
    niepoliczeni sprzątacze i taksówkarze w koszulkach z numerami
    niczym gracze baseballu
    i jeszcze ta amerykańska książka na moich kolanach
    zagubił mi się język
    polski w świadomości przycichł
    i usnął
    więc budzę szybko w panice
    tym wierszem

    2003 marzec, mexico ciudad

    polska
    2002- 200

    95

    w pustym nocnym pociągu – obsesja

    obawa przed nim
    tym który naprzeciwko usiadł przed chwilą
    niezaproszony nie przejął się niechętnym spojrzeniem tej
    która naprzeciwko
    obawa w nim nie powstała
    że zechce ona gryźć jęczeć krzyczeć skarżyć się
    uciec
    nie uciekła tak wiec
    siedzieli oboje naprzeciwko
    na ławkach czerwonych
    grzejniki słychać było tylko
    jego chrząknięcia nerwowe
    jej siąkanie nosem z którego stróżką kapał katar
    to normalne to gorąco to wstyd
    braku chusteczki
    nie mieli odwagi ogarnąć wzrokiem swych sylwetek
    naprzeciwko skierowanych ciał stóp i nóg
    głowy i wzrok prostopadle
    hipnotycznie
    nieruchomo
    w okno
    dostrzegły z westchnieniem ulgi stację docelową
    on wstał i wysiadł
    wstała wysiadła i ona

    2003 maj

    96
    autoironia

    podglądanie pająka ma w sobie cos z perwersji
    widzę go
    czarny maleńki korpus do którego w sposób
    niewiarygodny
    przylepione są
    czarnym klejem
    łapki
    haczyki
    perwersja w najwyższym stopniu
    spoglądanie jak przebiera wszystkimi sześcioma
    na raz
    bezradne maleństwo
    jedno z niewielu
    jakie potrafi wywołać we mnie głęboki odruch
    obrzydzenia i fascynacji
    jednocześnie
    oglądam w hipnozie wyobrażając okaz w powiększeniu
    dlaczego nigdy nie miałam okazji obejrzeć tarantuli czarnych wdów
    dlaczego nigdy nie miałam okazji stwierdzić
    jak bardzo poważna jest moja przypadłość
    perwersja podglądactwo
    osobników
    w najróżniejszych odcieniach czerni
    o wysokim procencie powierzchni ciała pokrytej włosem
    wedle ogólnie przyjętej normy estetycznej
    brzydkich

    maj 2003

    97

    ***
    na granicy
    grzechu nie umiem określić
    stąpam boso i nago
    niepotrzebnie pocą mi się opuszki palców i zagłębienia pomiędzy
    przyjaźni miłości już nie ma
    na granicy

    kochanka etap kolejny stopień niższy
    degradacja destrukcja destytucja
    (poliglotom ufam
    rozumieją destitution – ubóstwo pozbawienie bóstwa idei nadziei)
    upadek
    a przecież przyjaźń-przyjaciel
    szlachetna forma początkowa
    przyjaciółka wciąż szlachetna ?
    choć obnażona z
    obrażona za
    naga nijaka zredukowana wywłaszczona
    z zaufania zwierzeń spotkań sekretów kawy parzenia
    malowania wspólnego sufitów i opowieści o tych tam
    innych
    trochę niepotrzebna
    trochę jeszcze – tak spotkajmy się
    trochę już – nie nie mogę nie chcę
    interakcja damskomęska teraźniejsza
    przeszła podniecająco obco obnażając nijakość
    jejmości niktości
    na granicy uczuć

    17 dec 2003

    98

    ***
    uczyńmy
    nareszcie
    to co uczynić należy
    wstańmy powiedzmy wyznajmy
    odwagi zbierzmy
    zbutwiałe resztki po zeszłej
    pozostałe zimie
    kupmy świeże niekwiaty na centralnym
    w przejściu liście zeschłe wyrzućmy
    dotknijmy płatków splamionych mrozem i brudem
    minęła zima
    już wiosna
    deszczu nasiąka westchnieniem

    nareszcie
    choć jeden krok ku sobie uczyńmy
    skomleniu żądzy
    zadość
    w ciepłym pół zgięciu ciał
    spokój płatków
    stulenie
    noc
    uspokojenie
    ran
    ranek

    nareszcie

    18 dec 2003

    99

    ***
    kiedy możemy to zrobić
    kiedy
    nie wiem odpowiadam
    nie
    wiem wiedzieć nie chcę
    czyż nie mężczyzna to właśnie postawiony jest przed
    szafotem szubienicą szeregiem konieczności przymusów decyzyjnych
    posunięć
    potknięć potłuczeń
    czyż nie kobieta to właśnie uwolniona jest od
    szzzzzaa !
    szacunku wobec podjęcia szeregu
    nieomylnych nieodzownych tak zwanych
    decyzji
    tak
    nie
    nie wiem
    kiedy możemy to zrobić
    czy nie prościej nie myśleć więcej niż czuć
    nie czuć więcej niż przeczuwać
    tak
    zróbmy to dziś wreszcie kochanie

    18 dec 2003

    100

    ***
    odsłoniła delikatnie
    sukni
    czerwone
    winne flirtu
    faliste wykończenie
    obramowanie dłoni
    średniowiecze przywołując
    poniekąd
    delikatny ażur jasną odsłonił skórę
    nie dość długie palce nieśmiało
    wieczne nie pióro chwytały
    długi przezroczysty długopis
    dla zapisania myśli
    czerwonych
    skwierczących namiętnością i pasją
    winne flirtu?
    niewinne poddane pod dyktando
    fantazji średnio
    wiecznych
    przemijających
    zakazanych

    18 dec 2003

    101

    ballada romantyczna

    to była historia tymczasowa
    tym słodsza im
    którym ciastek błyskawic z bitej śmietany
    i czekolady i kawy w kawiarniach
    nad wyraz nadmiar
    nadnieumiarkowanie

    u źródła u początku się nie rozpleniła
    lecz nagle
    nieoczekiwanie
    pomiędzy związkami moimi
    rozrosła i trwać zapragnęła

    jak płomień płocha
    strachliwa jak wiatr
    wiecznie wielokrotnie niestała
    a teraz ot tak
    zwietrzała

    i nie chce mnie już kochanek
    przelotny przewrotny
    historia on mówi mi jeszcze trwa lecz
    gdzie tam
    zwietrzała

    kochanie
    iskry i wdzięku już brak nam
    nie
    miłości nigdy nie dałeś
    odrobiny choćby na cień włosa
    więc ukryłam już dawno uderzenia serca zbyt mocne
    twoja czułość mnie zwiodła lecz
    nie chcę już
    historia zwietrzała
    niech rozproszy się z wschodem

    niech na policzku wody nie znajdę
    niech z wiatrem odpłynie
    niech od tak
    minie

    19 dec 2003

    102

    na szczęście

    na spacer chodzą ze mną drzewa
    stąpają o krok za
    skradają się
    próbuję uciec nie potrafię
    dotykają mnie ich macki długie i lepkie
    staram się stąpać ostrożnie
    pomiędzy cieniami liści
    stawiam stopy

    chodzą za mną myśli drzewa że to nie tak
    drzewią tajemnicę rozgryźć
    nie uciekać trzeba
    chodzić wokół cicho
    wiele razy krążyć miłosiernie i cierpliwie
    dotknąć szorstkiej kory dębu skóry brzozy
    wodzić palcem delikatnie w zagłębieniach starych sosen
    trzeba liście akacjowe bezboleśnie zrywać
    ostatni zachować w garści

    na szczęście

    na spacer chodzą ze mną drzewa
    tuż obok krok w krok dłoń dłoni dotyka
    milczący wierni mnisi mężczyźni
    szumem w uszach niespokojnie
    dotykają moich włosów
    są zawsze tuż obok

    na szczęście

    11 January 2004

    103
    ***

    tęsknię za tobą
    to zabawne jak
    pewna byłam powolnej śmierci
    jesieni nadejścia liści
    obumierania
    naszych uczuć powoli ruchem łagodnym falującym
    spadających z wysoka
    jak pewnie głosiłam w wierszu nie
    jednym lecz wielu
    do ucha szeptałam cichaczem
    spłoszona o przygasaniu płomienia
    uczuć naszych rozprawiałam bez końca
    o zakończeniu historii unhappy endzie tej
    która zamilknąć jednak nie raczy
    choć usta milczą
    szeptem szumią szeleszczą
    wszystkie ciała mojego komórki
    szare umysłu
    różowe myśli
    i nerwów wrażliwe zakończenia
    że zakończenia nie ma
    bo tęsknię za tobą

    [dla W. ] 19 stycznia 2004

    104

    ***
    czekać na ciebie
    w cierpliwości
    penelopę zrozumieć
    przeszłość i przyszłość teraźniejszości mijanie
    nie umrzeć uciec przed pokusą tego głosu
    czas zwodzić twoim szlakiem lat dziesięć
    błądzić aż tam gdzie krańce świata zbiegają się i łączą niebo
    z ziemią zespolić się i być tak blisko by oddech słyszeć
    podziemi wciągnąć swąd w nozdrza
    trawy zapach i gliny rozcieranej w palcach
    twardość i opór wyczuwać wyczekiwać
    wciąż wokół ciebie krążyć
    delikatniezauważalnie
    przyszyć cię nicią włosów
    przybliżyć się i oddalić znów gdy zechcesz
    niedaleko kłębek rozwinąć
    podążyć po śladach twoich
    i znów
    czekać cierpliwie
    na twój powrót do mojej itaki tej i takiej
    której
    -myślę czuję wierzę –
    nigdy opuścić nie chciałeś nigdy
    nie opuszczałeś

    23.1.2004

    105
    ***
    kiedy odchodzi obecność
    to zasklepia się w ciszy
    zasysa gdzieś wewnątrz i opada na dno
    i boli jeszcze zanim upadnie
    podnosić nie należy
    larum
    ani rąk do oczu
    lacrimosa powiedz sobie
    niech płynie słonosłodko pożegnanie
    niech tęsknota zapomni jak pachnie jego ciało
    niech wieczór nadejście następnego wieczora uprzedzi
    i stóp mokrych ślady pościera

    mrówki przemkną po zdrętwiałych dłoniach
    nie strząsaj ich bydląt bożych nie
    widocznych ran nie sprawią
    widocznych oznak nie ma
    w tę i z powrotem w tę i…
    podskórnym tunelem truchtem przed siebie
    bez opamiętania zbiegną zastraszone
    ciarki wspomnień
    wzdrygniesz się tylko
    tyle pozostanie
    kiedy odejdzie obecność

    30 may 2004

    106

    *** ***
    czasami jest zbyt dużo
    zbyt silnie przygniata to coś
    nadmiernie bolą skronie i pod niecierpliwymi palcami
    czuć dotyk zbyt szybko pulsującej krwi
    za bardzo wklęsło się to słowo
    zbyt długo niewymawiane
    i zapowietrzyło się gdzieś
    pomiędzy płucami tchawicą i strunami głosu
    zakleszczyło się zadławiło połknęło siebie samo i już w żołądku
    ot tkwi
    i ręka na podołku
    na nic
    nazbyt niekontrolowanie drgać zaczynają wargi dziecka
    układać będą się nad wyraz długo
    w podkówkę zbyt
    wygiętą kącikami nieszczęścia do dołu
    ogromnie szkliste i puste staną się oczy
    zbyt wielu osób nieobecność zaboli
    wprost nieproporcjonalnie do upływu chwili
    zbyt wiele osób nie pojawi się na czas
    przeogromnie pusty będzie znowu ten
    przesadnie przesamotny
    pokój

    30 may 2004

    107

    ***
    nikt mnie nigdy nie widzi
    gdy płaczę
    to samotność wędrowca
    to wyprawa w najdalsze rejony dziecięcej
    bezradności
    to potargane włosy i spuchnięte powieki
    to zamknięte drzwi na dwie zasuwki i cisza bezsłowia
    bez
    ruchu
    jednego gdy dzwonek
    gdy płaczę
    nic ponad moje bose stopy drżące z zimna
    ramiona i zaciśnięte w piąstki dziecka
    dłonie
    nic ponad bezmyślnie wpatrzone w dywan
    oczy
    i nikogo
    tu
    poza wpatrującymi się miłosiernie we mnie i słuchającymi uważnie
    sprzętami księżycową sonatą wczesnym popołudniem
    i wierszem
    nikt nigdy nie widzi
    gdy płaczę

    04-06-2004

    108

    format c

    po prostu o mnie
    zapomnij
    zamknij okienko messengera
    w tłumie wielu innych okienek
    niech zniknie
    na zawsze z twojego życia
    moje imion czułych tysiąc
    i nicków
    po prostu usuń jednym ruchem myszki
    wszystkie
    niepotrzebne ogonki wiadomości listów słów
    zablokuj zawieś zatrzymaj załóżmy że uda się
    więc
    zapomnij zamknij
    komputer
    komórkę pamięci w której chowa się ostatnia szara
    okruszyna wspomnienia
    o mnie
    zapomnij
    po prostu

    4 czerwca 2004

    109

    ***
    to boli
    jak igła pod paznokciem
    jak dorastanie jak gorycz
    boli codziennie co wieczór
    chcę by przestało i składam się w pół
    siadam tam na podłodze
    u stóp regału skulona
    mokre są policzki i oczy
    milczę
    – to boli
    z każdym dniem boli bardziej
    nie mniej
    z każdą godziną która śledzona zauważalnie
    mija
    i oddziela mnie nieodwracalnie
    od niego
    odwracalne po-wracające powtarzalne
    natrętne namiętne nudne są jednak
    jego słowa telefony i głos pełen tęsknoty
    wspomnienie pocałunków i jego twarz która nie znika
    spod powiek
    tragicznie jasno uświadamiają
    jak bardzo żałuję
    im bardziej jestem pewna słuszności decyzji
    tym bardziej
    tym dotkliwiej
    żałuję
    a to jeszcze bardziej boli

    08 june 2004, 2am

    110

    ***
    ?wiersz radosny
    nie nie nie
    ?dlaczego nie
    bo nie potrafię nie chcę
    ?czyż radość nie jest trywialna
    potoczna prozaiczna prostacka pusta
    przychodzi i znika
    nagle i bez przyczyny
    nie zostawiając odcisków stóp
    na piasku a przecież stopy ma nagie bose
    lekkie
    ?tak lekkie że nie odciska się nic
    na piasku
    latem na plaży pod językiem oceanu
    żadnego śladu
    myśli refleksji tworu
    wyobraźni
    żadnego
    ot radość
    tak lekka delikatna taktowna
    że niemal nie zauważam jej
    obecności
    ignoruję
    radość
    przeciwieństwo smutku
    na pozór

    11 june 2004 22hrs

    111
    spektakl Circo da madrugada

    czerwień i fiolet szarf
    marzenia ujawniły swoją realność
    poziomkowa delikatność odzienia
    i odcienie bieli
    dowodziły istnienia niebieskiego smaku
    łopot skrzydeł aniołów ucichł muzyka była
    wszechobecna
    niebo brazylijskie
    wciągnęłam w nozdrza zapach zmroku
    godzinę później
    gdy odeszli akrobaci anielscy stałam
    wdychając pot zmieszany z deszczem
    wcześniej spłoszony
    powracał księżyc po śladach wody
    aniołów zapragnęłam obecności
    gdy odeszły
    jeszcze długo oczekiwałam
    tańca na linach rytmu brazylijskiej samby tupotu stóp
    w białych sandałach

    9 lipca 2004

    112
    ***
    najpierw
    rozsiewam wersy wierszyki wiersze
    jak nasiona które tkwią
    bez zmian
    bez objawów wzrostu
    w miejscach różnorakich
    oddalonych o krok o kilometry o kawałek
    o kraj
    przez granice ciągną się
    kable fale radiowe sieć porozumienia
    pępowina
    łączę moje rozsypane w roztargnieniu
    wiersze
    ratuje mnie natura kukułki kokoszki roztargnionej kumoszki
    rozdaję rozsyłam podrzucam
    wiersze
    kiełkują na cudzych komputerach
    w cudzych skrzynkach emailowych

    potem
    zbieram je odzyskuję żądam zwrotu
    w panice
    po latach
    po katastrofie kolejnego komputera kosmicznej
    wszechogarniającej wszystkie kiedykolwiek wyprodukowane
    pliki wiersz-cz-e

    8 lipca 2004

    113
    ***
    tęsknotę pamiętam
    jak szum wiatru w powrotach fal
    szarości bezkres pokrzykiwań mew bezustanny chrobot
    milkły stłumione
    sól na wargach i dłoniach
    słone ślady na nogawkach dżinsów
    muszli zapiaszczonych zapach
    nocą
    na plaży w Clifton
    brutalny dotyk ostrych kamieni i piasku
    okrzyk i urwana rozmowa
    nas troje

    pamiętam
    jak dziś
    nawoływanie dzieci i czerwoną sukienkę Mominy

    8 july 2004
    Clifton, Karachi, Pakistan

    114

    Łowca snów

    chwyta się sen
    za wystający kawałek
    historii
    za nitkę wiążącą
    dwa życia twoje
    bezsenne i senne
    za wątek wątły
    bo narrator w połowie przedstawienia
    usnął
    w śnie niegłębokim ponagla się ciało
    nieme morfeuszowe
    – senne marzenie szybko szybko
    wij się snuj skończ waść opowieść
    !tuż
    przed otwarciem oczu
    chwyta się sen
    za pod poduszką notatnik
    za pod długopisem słowo

    4? lipca 2004

    115
    ***
    powoli
    otwiera się we mnie
    pudełko nie-Pandory nie-zła
    jedna mała klapka
    spada z oczu
    druga z ostatnią łzą
    uśmiechu
    odrobina wysącza się kącikiem
    ust
    zaciśniętych szeroko i jasno
    w grymasie radości
    zastawka uchyla się w sercu i
    krwi napływa
    nadmiar z brzegów
    występuje rumieniec
    policzków sięga i czoła
    wstyd mi
    uśmiechu radości ekstazy eh!
    to mija patrz! spływa
    ze wstydem wstydu rumieniec lecz
    uśmiech i radość
    trwają
    nareszcie
    długo czekałam
    jesteś

    15 july 2004

    116
    ***
    – taka jesteś głupia –
    pomiędzy palcami pośród stu westchnień
    przełazi prześliczna stonoga
    z łatwością stado mrówek czmycha
    z ulgą zastraszonych motyli przefruwa chmara
    pluszowych skrzydeł poszum
    umyka ode mnie czym dalej
    tabun koników polnych w susach
    – taka jesteś głupia –

    spotykam mijam kobiety o ruchach ważki
    których migotania
    z oka spuścić nie wolno
    nawet na chwilę
    spotykam mijam mężczyzn w melonikach manierach
    marzeniach umoczonych od stóp do głów
    deszcz mówią
    woda
    ale deszcz tak romantyczny ?nieprawda
    nieprozaiczny

    – taka jesteś głupia –
    nie wiesz
    jak deszczu chwytać odrobiny w melonik
    jak na skrzydłach z migotania wody wyczarować tęczę
    – taka jesteś głupia –

    nic nie wiesz o życiu joanno

    [21 lipca 2004 domnr2ursus]

    117
    ***
    to jest już drugi
    a może nawet trzeci wiersz
    w którym chciałam tobie jednej
    coś istotnego powiedzieć
    a pierwszy mówił o tym że ja nic nie wiem
    i że kobietą-ważką ty jesteś
    a drugiego nie było wcale
    myśl tylko
    w trzecim chcę ci
    coś istotnego powiedzieć
    wymyka mi się jednak spod palców
    to słowo o tobie
    najwłaściwsze
    ugłaskać się nie da
    migotliwe płomienne jest całe
    dotknąć oswoić się nie pozwoli
    przemówić czasem doń można
    otwarcie czule łagodnie
    lecz migotliwość cała
    jak mgła się unosi jak bańka
    ulatuje
    i ponad-to
    jest

    21/22 lipca 2004 noc
    dla I.R.

    118
    ***
    dziś jest ten dzień
    mojego niewyjechania
    ustalona była data i czas i walizki
    szczelnie milczące
    w oczekiwaniu
    rzędem na korytarzu
    powiadomieni smutni szczęśliwi
    znajomi
    rodzice
    i sympatyczny pan
    w aeroflocie z nonszalancją sprzedał bilet
    na samolot którego wizję natrętną
    [a-doskonały kadłub rozpada się w locie i ja maleńka
    w strzępy]
    tworzyłam
    i drżałam
    przyjmując ostatnie wieści
    namaszczenie
    ostatnie z mężem rozmowy odbywając
    wizy nie ma powiedział
    you’ve got denied
    ach przygnębienie i ulga
    lecz wizę wkrótce dostaniesz
    więc mąż tam i aeroflot czeka
    bilet otwarty

    22 lipca 2004

    119
    ***
    mój grzech aż po siedem pokoleń
    sięga żarłocznie
    ah nie!
    !nieprawda
    nienasycenie to błąd
    teologii zawikłanie
    czemu cierpieć miałabym
    za cudze błędy
    czemu cierpieć mieliby
    za moje błędy
    czuję strumień potu na karku
    struchlała
    lecz wina moja
    na mnie
    i nie na dzieci moje
    bo winy pierworodnej
    nie ma

    22 lipca 2004

    120
    ***
    to jest on
    innego nie będzie
    z nim się zestarzeję
    jeno dziecko jedno spłodzi
    i zalęgnie się we mnie
    okruszek ciała
    to jest on
    dziś zrozumiałam

    22 lipca 2004

    121
    wiersz młodopolski

    moja miłość jest brutalna
    bije mnie po twarzy
    wspomnieniami pocałunków
    obelgi pragnień seksualnych
    miota
    ognie namiętności oddechem
    o smaku spirytusu
    wypluwa
    skowycze cały wieczór
    a potem
    niespodziewanie
    wyszarpuje ze mnie bez znieczulenia
    słowa
    kawał mięsa
    rana goić się nie chce
    jest gangrena i znachorów
    pożądliwych nad moim bezwładnym ciałem
    chmara
    i swąd aplikowanych sercu baniek

    miłość moja jest nieśmiała
    jak dziewica
    podryguje zaczerwieniona na odgłos
    jego kroków w korytarzu
    – wpadłem tylko na chwilę –
    a prostytutka moja miłość
    woła podniecona
    dobrze kochanie już jestem gotowa

    23/4 lipca 2004 noc

    122
    ***
    miłość należy dawkować
    nie upajać się
    i nie upijać do bólu
    dziąseł abstynencja czasowa
    wskazana jest palcem
    jak najbardziej trafnie
    w stanie wskazującym na spożycie
    dawki wykraczającej poza ogólnie przyjętą
    normę upojenia miłosnego
    miłośnicy protestują
    i po co?
    zobaczą sami
    miłość należy dawkować
    rozsądnie zostawić
    na potem
    mrozić i wekować
    pocałunki orgazmy westchnienia
    ostrożnie zdjąć z warg
    wsypać do słoika
    jeszcze pijane ze szczęścia
    palcem pokrywą
    przytrzymać

    24 lipca 2004 rano

    123
    ***
    z nicnierobienia z bezruchu
    wykluwa się wiersz
    żółciutki puszysty dziobatek
    nieopierzony i głupi
    nic nie ma do powiedzenia
    właściwie potrafi tylko
    delikatnie się do skorupki mojej
    jeszcze na chwilę przytulić
    i język ptaśkowaty
    pośród pisków
    wystawić
    ślepotek nie potrafi jeszcze otworzyć
    sklejonych błoną oczu
    chce jeść
    żarłoczny mięsożerca kanibal
    z nicnierobienia wykluł się
    bez sensu
    po co
    znów trzeba będzie czekać aż usamodzielni się
    brzydkie kaczątko
    potem podrzucać porzucać
    ?kto by go chciał
    aż pofrunie poczekać
    na sam koniec
    teczki
    gdzie wiele podobnych efektów
    nicnierobienia
    bez-ruchu
    bez śpiewów
    i skrzydeł
    umarło

    24 lipca 2004

    124
    ***
    samotna moja prawa pierś
    opada bezradnie
    schudła i zbladła
    bez słońca oddechu
    bez wiary w siebie
    i we mnie
    i w ciebie
    osunęła się
    jeszcze o kilka lat
    niżej
    o patrz
    staruszka moja pierś
    melancholiczka samotnica
    naiwnie wzdycha i tęskni
    za dotykiem twoich rąk
    jedynie
    wtedy nabrzmiewa
    matka karmiąca bogini płodności venus
    pęcznieje z dumy
    twardnieje z podniecenia
    pod twojego
    wzroku ciepłem
    pod twoich
    warg oddechem

    ——–
    25 lipca 2004

    125

    Emiraty II

    chustka
    spięta nie pod brodą
    gorący dotyk tkaniny powietrza podrażnia skórę
    puszczone luźno rogi trójkąta
    bezradne
    ściągnięte decyzją tasiemek niqabu
    jedynie oczy otwarcie nieśmiało spoglądają
    pod stopy aby nie upaść nie przydeptać nie zaplątać
    przeszkadza
    chustki czerń stopiona w jedno
    z suknią od stóp do dłoni
    stopy i dłonie moje białe nie czarne
    przyciągają wzrok
    jak niegdyś chustka
    w innym kraju

    15-16 sierpnia 2004
    niqab – zasłona na twarz

    126
    ————-
    Emiraty I

    to miasto
    ociekające wodą której brak
    kroplami z niedołężnych maszyn
    A/C wciśniętych bezwstydnie pupą ku ulicy w niedorosłe okno
    to miasto
    szarosprane niebieskawoniczyje shalvar kamiz
    na sznurze pomiędzy gwoździami
    niemal horyzontalnie przy ścianie
    slumsów zapach
    i światło spostrzeżone z zaskoczenia z zaułka
    przez okrągły wywietrznik
    cywilizacja w epoce płodu
    gwałtownie strusią głowę podnosi
    wieżowcami w górę
    niby pnącze wzwyż wzwyż
    ku słońcu które nie pozwoli ani łzy
    uronić chmurom
    ku słońcu nie w piasek
    gdzie piasek? na parkingach pod stopami dźwigów
    pustynia unieszkodliwiona
    rabatkami kwiatów

    ——————-
    15 sierpnia 2004
    shalvar kamiz – strój hinduski, spodnie i tunika

    127
    ——-
    WASZ SYN

    dlaczego nie porusza mnie uśmiech tego dziecka
    o skórze ciemnej i oczach
    dlaczego nie bawią mnie zabawne wystające zęby
    nieustanny potok słów
    i psoty
    w obcym języku
    przecież nie brak mu niczego w co Hindusów standardowo hojnie wyposażył Bóg
    przecież nawet jego brwi czesane są w ten sam filuterny sposób
    a jednak nie porusza mnie uśmiech tego dziecka
    tak jak porusza mnie
    durny płytki pusty każdy
    śmiech i uśmiech
    twego-syna-twojej-żony
    który nie jest moim

    ————–
    16 sierpnia 2004

    128
    ———————-
    hinduska dziewczynka w księgarni

    szept siedzącej obok w pełnym świetle lampy
    półgłos bajki słowa które się spełniło
    w pięć a może sześć minut
    po pierwszym rak uniesieniu
    do/z góry
    widziałam cień w załamaniu
    ciemnej skory palców i łokci
    i kwiaty szkliste jak światło
    jak fiolet przełożony kremem
    kiczowate

    nie zamierzała skończyć następna następna
    bajka po angielsku wprost irytująco
    wzniesiona do góry tuż pod ciemne oczy
    światła lampy pełne jasno artykułowanych
    słów
    z zakamarków łokci przemieścił się cień
    po drabinie palców wyżej wyżej wyżej
    bah! wzniesione rzęsy cień spłoszyły upadł
    na sukience szkliste kwiaty mniej bezczelnie
    lśniły

    ——————
    15 sierpnia 2004

    129
    ***
    pożyczyłeś mi swoje serce
    a właściwie tylko pół
    w ratach spłacam ci je naprędce
    włókno po włóknie po pęcherzyku
    pęcherzyk. usiądź proszę w fotelu
    ratan trzeszczy ja wiem
    to nie jest żaden fortel u-
    wierz mi prawda przed Bogiem
    zmęczony jesteś usiądź. kto wie
    kiedy w całości serce odzyskasz
    nie tylko ja dłużnikiem ci jestem
    ta pierwsza chciałaby wszystko

    nie pół ale serce mieć całe

    a ja zawsze okruchem miłości cieszyć się umiałam

    dlaczego wstałeś z fotela tęsknię za tobą
    nie wolno ci się przemęczać wyłącz ten telewizor
    nawet spoza dwu granic słyszę dobrze złowrogą
    angielszczyznę wojaków w iraku. ten schizol
    prezydent na nerwy mi działa już raczej
    wsłucham się w waszych dzieci krzyk jasny
    spojrzę na te tutaj których nikt nie odrobacza
    w slumsach pod palmami pół-szczęśliwe co noc zasną
    będę kochać twoje dzieci i ją także akceptuję
    każde dziecko kocham. twoje. własne. proszę wróć!
    pozwól mi pożyczkę spłacić sercem dziecka gdy zabije
    w moim ciele tuż pod skórą cząstkę ciebie pragnę czuć

    ————–
    17 sierpnia 2004 (z ex. Wziąć 1 słowo z gazety, 1 z tv, 1 z pomieszczenia gdzie
    się jest, jedno z zewnątrz. Stworzyć wiersz rymowany. Moje słowa: raty, wojna w
    iraku, fotel ratanowy, slumsy)

    130

    Emiraty III ( w ksiegarni nad podrecznikiem dla poetow)

    wybawieniem jest w tym kraju cud klimatyzacji
    drzwi więc wchodzę źródło chłodu obok jewish cooking seafood
    u podnóża książki widzą biblioteczki stóp bród
    siadam – biały lód podłogi myślę – szpital na wakacjach
    chustka zjada chłód powietrza dusi usiłując jak
    najbardziej zmniejszyć moją postać wychudzoną czernią. powód?
    jasny jest w tym kraju w którym ścieżki płci odmienne są i trud-
    no dłoni białej dotknąć w oczy spojrzeć nie przerażając ich

    trzeci dzień nawiedzam tę lekturę która blisko
    serca składa jaja słowa jasne krągłe wielkiej wagi
    dodać ująć nic nie trzeba głos wuja z dzieciństwa
    matki polskich słów i wierszy polskich brak i
    tylko Madame Libery angielska zdziwiona mówi: szaleństw to
    nie dość już Joanno? rzuć to pisanie bo talent masz byle jaki

    ——
    16 sierpnia 2004. ( z ex. Wymyślić rymy – abbaabba cdcdcd – najpierw potem
    stworzyć wiersz

    131

    Emiraty IV

    facet w samochodzie będzie śledził wzrokiem
    twoje białe stopy
    oczy spuścisz jednocześnie
    wznosząc brodę
    potkniesz się
    w pogoni za telefoniczną budką
    która i tak
    nie przyjmie twojej karty
    pocić będziesz się pod chmarą
    oblepiającej cię czerni
    plątać stopy w abai i dusić
    pod dotykiem niqabu
    zastraszone zwierzę chować
    w kąt będziesz głowę
    aby napić się wody
    patrzeć na mężczyzn
    rozbierających cię wzrokiem
    będziesz
    z pogardą
    która samopoczucia ci
    nie poprawi

    —————
    18 sierpnia 2004 sharjah
    abaya – długa suknia albo płaszcz zwykle czarna
    niqab – zasłona na twarz

    132

    ***
    pomiędzy jednym krokiem
    a drugim
    gestem
    w pośpiechu niechcący
    rozkładam się
    na części
    nieświeżo
    skomplikowana struktura ciała
    śmierdzi
    kobieco
    rozregulowany mechanizm
    cyklicznie
    zacina się
    zaciera
    złożyć nie może
    w całość
    nie pasują elementy
    trudno uwierzyć a jednak
    zardzewiał

    —–
    30 sierpnia 2004
    pol
    133

    zachód słońca w emiratach

    tuż przed siódmą
    zmęczona arabka na chwilę twarz odsłoni
    nareszcie
    wśród swoich
    wciąż zaróżowiona od upału pozwoli spojrzeć sobie w oczy
    potem odwróci się bez słowa
    bez najlżejszego ruchu dłoni
    na pożegnanie
    każe przymknąć powieki powietrzu które stoi
    odwrócić w stronę oceanu
    wiatr poczuć
    i gwałtowną czułość wody

    około siódmej piętnaście zniknie
    za zasłoną

    sierpień 2004
    UAE

    134
    ***
    upału ręce lepkie są od potu
    jak zrozpaczony samiec
    mojego ciała głodny
    dotyka
    rozpaloną dłonią
    przytula
    gwałci
    zniewala

    sierpień 2004
    UAE

    135
    ***
    popołudnie jednym dotknięciem dłoni
    przesuwa się ku pierwszej
    trzydzieści
    minut nasączonych niepokojem
    zawiesza się
    w moim oddechu
    i wraz z niewypowiedzianymi słowami
    milknie
    czas znużony
    zwalnia kroku
    na chwilę przysiada
    na progu sypialni
    nie będę ci przeszkadzał
    szepce
    nie będę cię zanudzać
    odszeptuję
    już wstań proszę i idź
    choćby powoli
    proszę obiecuję
    już nie będę cię przeklinać
    już nie będę płakać
    wstań idź nie zatrzymuj się
    i weź mnie ze sobą

    sierpień 2004
    UAE

    136
    ***
    już od kilku dni staram się
    powiedzieć ci jak bardzo
    jestem szczęśliwa
    dzisiaj przecieram oko
    i pocieram je znowu bo łzy
    nie przestają spływać
    wciąż jestem szczęśliwa
    lecz nic już nie powiem
    bo okres
    nadszedł
    niespodziewanie
    trudny
    spóźniony
    żal że tych kilka dni nie trwało
    wiecznie
    przez dziewięć miesięcy
    żal w imieniu własnym i
    nie-poczętego
    że nie mogę być szczęśliwa
    za dwoje

    14 sept 2004

    137
    ***
    jestem martwa
    nawet poczucie braku
    bezcenne źródło natchnienia
    wyschło
    zawiązal się na supeł
    koci ogon
    moj wizerunek świata

    jest martwy
    podeszłam
    nie ofuknął mnie
    nie dotknął zimnym nosem
    nie polizał to ja
    go polizałam
    był słony i zimny
    nie płakał gdy wyrywałam mu wąsy

    20 września 2004 poniedziałek

    138

    catharsis

    po ośmiu latach
    dostaję list
    czytam
    bez zdziwienia
    ze spokojem stoika
    cynicznie wykrzywiam maskę
    spoglądam z wyższością koturnów na mój laptop
    płata mi figle
    gubi się w słowach
    których blady odblask z przeszłości
    zajaśniał nagle
    jak odbicie lusterka
    – wciąż cię jeszcze kocham

    20 września 2004 później w poniedziałek
    because of P.M.

    139
    ***
    powiedz mi
    gdzie jesteś
    gdy znikasz niespodziewanie
    w hałasie kawiarenki i rozmów
    do których hasło i login
    bez-szczelnie utajnione
    nie rozumiem o czym mówisz
    i co odpowiada ci twój przyjaciel michał –
    michaił o twarzy arystokraty i alexander pierwszy
    i drugi palą
    !to terror caryca nie krzyczy
    w szyfrowanym slangu techintelektualistów
    to chaos
    nad moją głową
    to nic
    kochanie
    mów nie do mnie jeszcze
    ja sobie tu w rogu stołu
    niezrozumiałym wam wersem
    wiersz napiszę

    środa 22 wrz 2004
    Czuly Barbarzynca, Warszawa

    140
    ***dwa jajka gotowane na twardo***

    wykipiało jajko
    na twardo
    osnuty pajęczyną białka
    metal
    i jajko
    panna młoda
    chrześcijańskiego obrządku
    płacze
    podobno ze szczęścia
    ja tam nie wiem
    stanęła dęba
    z białą firanką welonu
    która kryje oczy
    spokojnie
    da się jeszcze uratować
    nadmiar białej sukni falban
    i koronek
    i pod skorupką ciała serca
    zółtkowatość dziewiczą
    pocieszający jest również fakt
    że pan młody trzyma fason
    już już pękał i
    pękł i miał się rozlać białymi łzami
    podobno ze szczęścia
    ja tam nie wiem
    lecz oniemiała go zewsząd
    biel małżonki
    zawity zabielony
    zamilkł
    i żyli długo i..
    smacznego

    (dziś. 23 września 2004 )

    141
    ***
    porzucasz mnie
    sto razy dziennie
    odwracasz się
    w połowie mojej monoeksplozji
    ?ranię cię
    och wielkie rzeczy
    i w czym lepsza jest twoja strategia uników
    – hello jestem online no goodbye
    już cię nie ma
    porzucasz mnie
    milion razy dziennie
    umieram
    na twoje zawołanie
    i budzę się noc później
    kociak na śmietniku
    ty obok przechodzisz
    zamyślony
    – miau
    – kochanie czy coś się stało?

    (6.12pm 24 sept. 2004
    dom)

    142
    ***
    rzeczywistość w lustrze
    jest inna
    trochę jakby
    szersza
    pojemniej-
    szaaa nie mówmy o tym głośno
    mniejsza o ten kawałek
    łóżka i koca i złotego świecznika który
    ujawnia tylko jeden
    z wielu swoich bytów
    i tak wiem
    rzeczywistość w lustrze
    jest pojemniejsza
    pojmuje w lot moje marzenia
    pomniejsza cienie i zakamarki
    obaw
    nie ma i złudzeń
    w lustrze
    nawet moje włosy są dłuższe

    (wciąż 24 września 2004)

    143
    w autobusie rano

    odbicie w szybie natrętnie
    głosi: taka jesteś brzydka
    spójrz na te wykrzywione usta i zmarszczki
    na te oznaki dojrzewania nie w porę
    moja droga żadna
    nic nie prowadzi do celu
    nawet nie czytasz już tylko podglądasz
    okej Francoise Sagan zmarła
    no cóż jeszcze jednej
    duszy brak nie poznasz ani Eliade
    ani Nietzschego
    ani jej
    siebie samej tym bardziej
    nie
    do poznania zresztą co tam
    prostota czy ból
    co za różnica
    zamknij oczy puść wodze
    obsesji wystaw dłonie
    i poczuj jak zdzierają się i łamią paznokcie
    do krwi
    pod dotknięciem betonu
    to lubię
    to już coś znaczy
    nareszcie cholerna rzeczywistość
    i proza

    25 września 2004

    144
    testament

    gdy odnajdziecie moje ciało
    proszę rzućcie monetą
    bo nie zdołałam zdecydować
    na jakim cmentarzu chcę leżeć
    podobno byłam muzułmanką
    więc chowajcie mnie nago
    w całunie
    podobno byłam chrześcijanką
    więc zapalcie mi znicz
    tylko jeden
    i niech nikt się nie modli
    będzie za późno

    25 sept 2004

    145

    ***
    jestem pusta
    jakby ktoś pożyczył sobie zawartość
    i zapomniał oddać na czas
    wymarłe jezioro
    bagno
    bulgoce wrogo na odgłos trywialnych metafor
    o karłowatych płetwach
    plusk raz
    i dwa już do góry brzuchem
    zarybienie
    ?rzecz prosta?
    zaludnienie
    ?wystarczy przestać stosować prezerwatywy i hormony?
    wciąż jestem pusta
    w macicy i w koniuszkach palców

    [wczoraj 27 sept 2004]

    146
    ***
    dzień bezowocny
    milczący
    bez słowa jednego
    i czy tak nie lepiej
    nie marnotrawić słów na wiatr
    nie zrzucać z kamieniem
    u szyi
    własnej muzy a raczej własnego muza
    przynajmniej po twoim z ziemi zejściu
    zakładając że ktokolwiek zlituje się zemści się wyda
    wypociny wyobraźni
    gadatliwa pani na straganie książek na banacha
    nie będzie cię poniewierać
    gorliwie gderliwie
    wymieniając twoje nazwisko
    na końcu przesadnie długiej kobiecej listy
    płaczek
    patriotek
    pla pla
    panien pełnych pocałunków
    popapranych przedwcześnie zmarłych
    poważanych lekce dnem pudła kurzem uniesieniem ramion
    poetek

    28 sept 2004

    147

    improwizacja na temat starego przysłowia

    spod lasu
    spod liści spomiędzy drzew
    ot tak wysunęły się
    powoli
    dwa odgłosy
    końskich kopyt
    rżenie
    i wiśta wio wiśta wio
    natrętne
    z wozu
    baba wychyli się i po chwili
    chowa
    czepek biały i falbanek szelest
    z wozu znowu ozwie się
    natrętne
    wiśta wio i wiśta wio Bartek obok
    robi bokami Kasztana szturcha to na nic
    baba z wozu
    nie zejdzie

    30 sept 2004

    148
    zapisane na odwrocie emirackiej wizy

    berlin
    uśmiech
    stewardessy
    dubaj
    widok
    z okna
    z siedzenia
    samolotu
    nic nie widać
    widok
    karachi
    z samolotu
    suchy kraj brak zieleni
    w samolocie ścisk
    nieprzyjemne stewardesy
    bez uśmiechu pomiędzy
    mężczyznami
    plucie do torebki
    noga na nogę
    brudne stopy
    smród
    stewardessy
    z warkoczykami
    znów
    karachi
    dubaj
    berlin
    ziemia
    nareszcie

    2004

    149
    ***
    jestem kobietą
    gdy gwałcę
    wymuszam po raz kolejny –
    kocham
    gdy pochylam się nad tobą delikatnie rano
    i unoszę
    naga
    gdy nacinam w poprzek
    zsiadłą mlekiem jasność okien
    bez pokrywki zasłon
    jestem nią wciąż
    jestem
    gdy rozczulam się nad sobą w lustrze
    imituję orgazm
    gdy nie pragnę nic już
    ciebie chwytam odblask wkładam
    ściśle błogosławiąc w ramki zdjęcia – amen

    zamęt
    kiedy zrzucam
    z krzyża z piersi z powiek
    nieprzydatne już symbole koronki i rzęsy
    wtedy jestem sobą

    5 oct 2004

    150
    ***
    jestem zmęczona
    moimi Tak
    na wyrost jakby
    sumienie idiotka mrugająca dlugimi rzęsami popychało od wewnątrz
    wypielęgnowanym palcem
    jestem zmęczona udawaniem
    erudycji która już dawno pierzchła
    gdzie pieprz się suszy a może
    nigdy nie musiała
    nigdy nie była mi pisana nie zawieszono karteczki
    rozum
    nad łóżeczkiem moich urodzin
    dobra wróżka zaspała
    ja też

    jestem zmęczona chcę spać
    ostatecznie
    nie jestem wróżką kochanką ostatnio też nie matką stróżem nocnym prostytutką
    nie jestem
    mogę spać

    jestem zmęczona czekaniem
    na głupców których kocham
    całe życie
    jest czekaniem
    trywializmem zaś powyższe ale przecież nie jestem erudytką więc
    po prostu zakończę ten wiersz bez pointy
    i pójdę spać
    myślenie pozostawiam opublikowanym poetom
    dobranoc

    6 oct 2004

    151
    rozmowa

    Nie Nie znam cię O czym ty mówisz
    Jesteś mi najzupełniej obcy
    Jak mogę coś cokolwiek…
    Nie Zupełnie nic o tobie powiedzieć nie mogę

    Dlatego wciąż opowiadasz o sobie?

    Tak
    Właśnie dlatego wciąż krążę po własnej orbicie
    Madame Bovary to
    ja
    wciąż o tym samym
    Ta sama monotonia od
    pięciu lat
    Ten sam wciąż mężczyzna i ta sama
    Anna ten sam układ gwiazd rozkład lotów i relacji

    Co za nuda

    Ah tak! Ah tak?
    Ty zdrajco brutusie ostatni jedyny domniemany czytelniku
    Judaszu
    Niech cię nie znam

    No właśnie

    6 oct 2004

    152
    kolacja we dwoje

    zimne dłonie kobiece pociły się
    perfum poczuła
    dotyk
    przypalonego królika
    w dali
    krzesło zaskrzypiało niedotknięte myślą
    zapomniane
    przy drzwiach
    pojawił się
    miał buty na obcasach które
    stukały o drewno
    zbyt głośno
    nieoceniona jednym rzutem
    uśmiechu odległość
    pomiędzy widelcem i nożem
    pusta przestrzeń
    uszu
    królika nie podano
    gdzie są i jak smakują
    włochate i miękkie

    14 oct 2004

    153

    ***
    spotykałam się z tobą
    potajemnie nocą nie raz

    dotykałam cię
    bezgłośnie nago z bliska

    teraz jednak
    nie przywołam nic
    poza wspomnieniem namiętności żalu
    gorzkosłodkich pierwszych
    pięciu minut

    co ja wiem o tobie
    zdrado

    [pomiędzy 1am a 5am, 15 oct 2004, z przerwą na sen]

    154
    ***
    moja matka nie istnieje
    w moich wierszach
    nie wspominam ani
    słowem
    jestem sierotą
    a przecież
    jest
    dlatego dzwonię
    po raz drugi
    pytam
    nie jesteś na mnie zła?
    mamo
    – n i e
    po raz pierwszy myślę że kłamie

    2004

    155
    dyskusja z braćmi Grimm

    teraz jest już za późno
    juź książę w twoim łóżku
    już obietnica dana
    i kareta
    czeka
    i co z tego że książę wciąż jest żabą
    a pocałunek mokry
    na odległość
    co z tego że on staw woli
    a od stawu do zamku
    daleko
    obietnica dana związek zawarty
    to książę
    jakiego wybrałaś
    za późno na fochy

    28 oct 2004

    156
    ***
    kocham cię bez powodu
    nie jesteś przystojny
    kiedyś
    byłeś
    nie jesteś czuły
    nie rozumiesz moich uczuć i aspiracji
    nie
    stoisz obok
    nie szepczesz mi do ucha
    kocham cię zawsze możesz na mnie liczyć
    nie to nie ty
    choć taki kiedyś byłeś
    niedelikatny egoistyczny nieczuły
    jesteś
    nie
    bez powodu
    cię nienawidzę
    nie mniej
    niż cię kocham

    28 oct 2004

    157
    ***
    przestańcie trzeszczeć
    kochankowie
    na czwartym piętrze o czwartej nad ranem
    miłosierdzie miejcie
    dla tej młodej pustelnicy z dołu
    która samotnie co noc
    kładzie głowę
    na małej poduszce której ledwie ledwie
    starcza dla
    starej
    pannie
    mężatce
    opuszczonej
    wdowie
    zakonnicy na urlopie
    wybaczcie złośliwość
    i wścibstwo
    i ten anonim pod drzwiami
    „zmieńcie kochani łóżko lub mieszkanie – zatroskani
    sąsiedzi”

    4 nov 2004

    158

    ***jesienna depresja***

    byle jaka muzyka byle jak
    próbuje zagłuszyć
    krople deszczu ostre
    jak ukłucia szpilek
    udaję że nie zauważam cię
    bólu
    tępy jak skarga zęba
    natrętna
    od miesiąca

    przykro mi

    dlaczego wzruszyć ma mnie ona
    skoro nieprofesjonalna bolesna akupunktura serca
    dolega bardziej

    ruch dłoni i cisza

    nareszcie
    za późno
    bo wiersz i tak już złożył sztalugi
    i odszedł obojętnie
    a wraz z nim wpomnienie obrazu
    ból pozostał
    i cóż
    skoro i tak nie potrafię go wyrazić nazwać ujarzmić

    7 nov 2004

    159
    ***
    trzeba by się nawrócić
    na wiersze
    ostatnią linijkę
    ostatniego poematu
    schwycić za duży palec
    i choć z bólu krzyknie
    siłą na bok brutalnie
    nurt rzeki wyobraźni
    odwrócić

    uda się mówię ci
    powróci do ciebie
    trzeba tylko odrobinę
    chcieć potem
    podlać aby urosło ziarenko małe
    nowy wiersz

    [styczeń 2005]

    160
    ***
    tęsknię za tobą spokojną tęsknotą
    nie tak
    jak dawniej szalona
    z drgającym umysłem i sercem
    bez tchu
    we śnie i na jawie
    nie tak
    lecz spokojnie wspominam
    tam jesteś
    kochany twoja krew twoje ciało
    twoje oczy twój penis twoje palce
    i paznokcie
    i żona
    i dzieci tam
    jesteś
    to wystarczy

    [22 stycznia 2005]

    161
    ***polska depresja ***

    odwracam głowę do okna
    kawa już kipi
    po turecku tymczasem
    smak włoskich orzechów
    wciąż
    w ustach złość przygryzam przekleństw słowa
    bo wykipiało holender
    bo w orzechach łupiny
    bo słoneczny poranek przygnębia świeżością
    nie w porę
    to słońce tu ten śnieg ci przyjaciele rodzina współlokatorka jej matka
    to pisanie i praca
    po prostu nie w porę się dziś
    urodziłam

    2005

    162
    ***
    zawieszona pomiędzy
    nad oceanem
    na nitkach babiego lata skąd ono tu
    zaczepiona pękniętym paznokciem
    o falbankę gęsiego klucza
    nie spadam
    ani tu ani tam
    słysze tsunami brutalnie szepce
    uciekaj
    ty krzyczysz online do ucha
    wróć

    luty 2005

    163

    ***
    świt dziś nareszcie brzydki
    bladziutki
    schorowany
    anemicznie rozprasza się w powietrzu
    postrzępiły mu brzeg czernią
    złośliwe wrony
    nie ma im końca
    wylatują czy wracają

    to nie ma znaczenia

    bo wspominać nie wolno
    bo wschód zachód czas miłość nienawiść tabu
    bo psują debiutantom wiersze

    164

    trójkąt

    powiedziałam kilka lat temu:
    ?zazdrość?
    to zbyt intymne
    chleba skórkę od miąższu oddzielić
    można
    na siłę
    zazdrość od miłości
    trudno
    tak jak nas –
    – jest ich zawsze dwie

    ale dziś gdy odeszłam:
    zazdrość odpada z łatwością
    w gorszym gatunku pieczywa
    sztywna i sucha skóra
    a miłości okruchy

    2005
    165

    ***

    ślisko
    porosły piaszczystą sierścią chodniki
    utkwiły po kostki w wodzie drzewa
    przemarznięte brzydkie kaczątka
    wołają przysuńcie się bracia
    skurcz się ziemio
    tak

    zimno
    te same co rano współrzędne chodnika
    człowiek w kapturze przekracza
    ten sam zmrożony pustką woźnica
    otula się w ciepły dym
    z papierosa

    i wszystko pod batem zimy o czasie
    otula przekracza tkwi
    tylko słońce boży idiota zaczerwienione ze wstydu –
    – półśpi

    2005

    166

    jak się starzeją moje stopy

    fioletowa siateczka krwi
    na granicy podeszwy
    po wewnętrznej stronie trójkąta
    hipotetyczna góra atlantydy

    na granicy podeszwy
    szukam wyraźnych dowodów
    hipotetyczna góra atlantydy
    nareszcie naga naoczna

    szukam wyraźnych dowodów
    podglądam swoją kostkę
    nareszcie naga naoczna
    zgodnie z chudonormą estetyki

    podglądam swoją kostkę
    apogeum doskonałości
    zgodnie z chudonormą estetyki
    fioletowa siateczka krwi

    [pantum, 5 marca 2005]

    167
    jeszcze tylko kilka dni do wiosny

    zapeszysz nie wchodź
    pomiędzy uda drewnianych staroświeckich słupów
    rzucisz urok nie patrz
    w oczy bezszybym ramom
    uczynisz nieczystymi nie dotykaj
    nieobecnych białych skrzydeł wiśni

    nadchodzę
    w rytm trzepotania dywanów
    który masz uszy – słuchaj

    19 marca 2005

    168
    wspomnienie z Emiratów

    szłam obok niej
    posłusznie
    w poprzek miasta Sharjah
    odwracała się do mnie z uśmiechem
    który był doskonale widoczny
    w kącikach jej oczu
    gdy zostawałam w tyle
    ostrożnie wymijając szarych robotników
    przykucniętych na krawędziach ulic
    jak udomowione czaple
    przed każdym miseczka warzywnego czatni

    jej abaja łopotała cicho przy każdym kroku i oddechu
    unosiła się lekko czarna zasłona
    Jefre jest już na pewno na miejscu powiedziała
    na pewno westchnęłam dmuchając w swój kawałek nylonu
    na pewno
    my też tam dotrzemy
    za pięć bezimiennych bloków

    kwiecień 2005

    169
    **
    morskie rytuały

    lekko nacinam wysypuję słone paluszki
    wkładam dłonie
    w morze czerwone
    nasiąkają miękną
    bardzo słone
    ssać chcę jeden po drugim dziesiąty dotykam językiem
    jest mi smutno i dobrze
    naści harpie i syreny
    ofiara z ciała i krwi
    jesteśmy zespolone

    2005 maj

    170
    list ojca z polski do córki w pensacola na florydzie na wieść o atakach rekinów
    i terrorystów

    znów milczysz asiula
    nie opowiadasz mi nic
    w tej ameryce
    ilu jest białych raperów
    ilu idiotów wysadzających drapacze chmur
    ilu farmerów i domków na prerii
    i ranch

    znów milczysz asiula
    kochanek praca
    na plaży na czarno
    nic nie wiem
    ile jest willi emerytowanych komandosów
    ile jachtów niedoskładanych jak nasz
    ile slumsów i gangów
    i odgryzionych rąk

    ile pór deszczowych na florydzie ile centymetrów śniegu
    zatopi i zakryje twój
    z czułością nienapisany list

    171
    [kto widział ostatnio trójcę świętą i wie gdzie obecnie przebywa proszony jest o
    zgłoszenie się na komisariat Michała Archanioła]

    świergolący wniebogłosy niemowa duch
    znów wyskoczył z niebieskiego okna
    osamotnił odwiecznie pustą suterenę
    olaboga

    wzywamy gorąco na pomoc
    lokatorskie po sąsiedzku co to nigdy pustostan
    nie-niebieskie diabelskie od bólu
    olaboga

    właściciel sutereny od wieków niewidziany
    po bożemu
    jego syn samozwaniec kiedyś wróci do niej
    zaprowadzi niebieski porządek
    niech tylko raz na wieczność ucieknie europejczykom spod gwoździ
    w trzydziestym trzecim
    olaboga

    172
    reinkarnacja

    co by było gdyby moje włosy
    należały do kogoś innego do tej
    kobiety w przyszłości
    której dusza moja tylko trochę
    później
    ta sama

    co by było gdyby ten papier
    nie wchłonął moich myśli teraz
    lecz kilka tysięcy lat przedtem
    papirus przodek to samo
    widział spisane
    niepotrzebnie

    co by było gdyby słowa dwugarbne
    nie nosiły jak dziś znaczenia
    znaczący i oznaczony jeżdzieć i ujeżdżony
    nie
    byłaby już tylko myśl scalona-przekazywalna
    a słowa – anachronizmem

    23.10.2005 warszawa

    173

    Męża pamięci żałobny…

    [Czemu, Cieniu, odjeżdżasz […]

    w niedzielę posprzątam
    w pokoju i w kuchni on
    posprzątam zdecydowanie
    zobaczę
    co pozostało
    co się jeszcze może przydać. co wyrzucić

    w niedzielę się nie sprząta?
    w sobotę nie kiwnie palcem?
    w piątek pójść do meczetu?

    już nie trzeba
    już posprzątane
    nic nie zostało