Chcesz otrzymać prezent?

Up for a gift?

Zapisz się do newslettera!
Subscribe!

    * Sprawdź na co się zgadzasz (Privacy policy)




    niebo

    niebo

     

    niebo dziś moje włosy

    równiutkie linie

    pracowicie wyczesane pasma chmur

    leniwe i martwe

    czasem postrzępione

    niesforne końcówki szukają intymności

    w kwiatach jabłoni

    życia

    w opiekuńczych grzebieniach jesionów

    2.03.2007

     



    ale czy

     

     

    zapomniałam
    dźwięki fortepianu jednak płyną
    piano piano
    szeptem
    ciszej jeszcze
    nie słyszę
    powtórz
    co mówiłeś
    aa tak
    racja
    taka jestem taka jestem
    bo ja właśnie jestem taka
    piano
    cicha
    zamykam drzwi na palcach na dywanie
    wsiąka woda
    zapominam
    zapomniałam

    oczywiśćie

    możesz otworzyć
    wypłynie wszystko
    "ale czy, ale czy.."

    a dźwięki fortepianu płyną

     

    30.05.2007



    świątynia miłości

     

     

    In the temple of love: shine like thunder

    ciemność
    podkurczone nogi
    splecione ramiona
    kolana pod brodą
    nogi zapuściły korzenie w fotel
    noże wbijają się w stopy
    głębiej
    od spodu
    czarownica podoceaniczna skrzeczy z radości
    śpiewa nareszcie
    paradoks
    syrenki Andersenowskiej
    modliła się o księcia
    serce
    i stopy

    In the temple of love: cry like rain

    a każdy krok sprawiał jej ból
    czym jednak ból
    czym utrata pięknych kształtów ogona łusek i płetw
    jeśli biec mogła do niego
    i kochać
    bez słów

    In the temple of love: hear my calling

    biegnij
    czym prędzej
    przecież
    nie zawołasz

    the temple of love is falling
    Down the temple of love is falling
    Downthe temple of love is falling
    Downthe temple of love is falling
    Downthe temple of love is falling
    Downthe temple of love is falling
    Downthe temple of love is falling
    Down

    2007

    …………….



    ***

    i
    pozostaje tylko być
    przy nim
    i czekać
    nie odchodzić
    przecież w końcu coś powie
    da znać
    zaskamle chociaż
    i mieć nadzieję warto
    bo czemu
    nadziei się pozbywać
    w końcu to nie ten jedyny
    nie pierwszy i nie ostatni
    wiersz nieśmiało zaczynam

     

    2007

    ***

     

    wierzb niemrawe czułki
    pochylają się gdy przechodzę
    chcą dotknąć nie potrafią
    zbyt nieśmiałe zbyt młode
    chwieją sięz ruchem wody
    niby
    nieprzejrzyste ukwiały

    zieleń to lecz nie zielen jeszcze
    przy niej ciemność brunatnej kory
    absurdem
    liście wierzb tęsknią za ziemią
    pragną jej ciepła gałęzie
    a wszystko faluje i wiatr
    ponad powierzchnią

    bo podnieś tylko wzrok – tu jest wodnista noc
    tam suche jasne gwiazdy
    bezsłowie cisza wieczność

     

    2007

    "Suzanne

    zabiera
    cię
    …nad rzekę
    …wiesz że jest prawie szalona
    ale właśnie dlatego chcesz być przy niej
    …spędzić z nią noc
    …a gdy chcesz jej powiedzieć że nie ma w tobie milości..
    …rzeka odpowiada
    że zawsze byłeś jej kochankiem

    …i chcesz z nią podróżować
    … wiesz że ona ci zaufa
    bowiem ciała jej dotknąłeś
    myślą swą
    "

    noc i jedenaście po dwunastej
    moja kawa staruszka
    ma zapach tytoniu
    cohena głos jest spokojny
    nad rzeką ani jednej łodzi
    zuzanna się oddala
    samotna
    weźmie cię za rękę
    jeśli jej zaufasz
    weźmiesz ją za rękę
    jeśli ci zaufa

     

    2007

    przeglądając słownik wyrazów obcych i historię szkolnictwa

     

    trywialny
    z łaciny trivium
    trywialny
    czyli dotyczący szkoły powszechnej
    trywialny czyli banalny w złym guście
    trywialny
    czyli stojący na skrzyżowaniu trzech dróg

    jedna prowadzi do ciebie
    druga do mnie
    trzecia…

    pójdę trzecią

    2007

    przypuśćmy że jest taka możliwość

    że
    powiem
    a moje słowa całkowicie okrągłe
    w ciągach podrzędnie złożonych – pełne
    przecinków przemilczeń i spacji
    uporządkują się w całość
    jeśli zechcesz
    a ja pozwolę
    zamkniemy je w zbiór i funkcję
    przypuśćmy że jest taka
    możliwość

    że powiem a ty mnie zrozumiesz

    przypuśmy
    że odłożę na chwilę pióro
    i ołówkiem powiem szeptem
    że wśród tysiąca możliwości
    ta jedna jest

    niewiadomą

     

    2007 kwiecień?

    ***

     

    a starałam się tak ostrożnie
    chodzić po tym ogrodzie
    tak aby nie dostrzegła mnie róża
    żeby mały książę spokojnie bawił się tam
    za horyzontem
    starałam się nic nie dotykać nie ubrudzić
    dłoni pyłem białych lilii i żonkili
    żółtych śmiertelnie poważnych nie kusić
    nie mieć udziału w groteskowej sprawie
    zapylania
    starałam się niedbać-niepodchodzić-nieprzyglądać się
    nieistniećwcale

    ale się nie udało

     

    2007

    comment faire

    spoglądając sobie w oczy, czego szukamy
    wypowiadając słowa, co chcemy osiągnąć

    on mówi – to lubię
    ja myślę – czy znam?
    potem szukam czegoś w pamięci, w sieci, u przyjaciół, odkrywam. no tak
    kupuję kradnę tę jego muzykę i słowa i myślę
    podoba mi się

    nie patrząc sobie w oczy, czego szukamy
    milcząc, co chcemy osiągnąć

    ja mówię – nie znamy się
    on mówi – za jakiś czas
    potem szukamy się się bez sensu. i znajdujemy. no tak
    wątpliwości mam milion i myślę
    czekamy

    tylko jak?

     

    2007



    spojrzysz na nią

    z
    początku
    zmarszczona i nieurokliwa
    skulona
    oschła
    dotkniesz ją opuszkami palców
    przygotujesz jej wrzątek
    odczekasz
    delikatnie ciepłem otoczysz
    rozpływać się będzie z rozkoszy
    unosić na powierzchni
    w ekstazie
    opadnie w końcu
    zmęczona
    otworzy
    rozluźni
    smaczna

    zielona

    2007



    bardzo

     

    będę cię bardzo kochać

    powiedziała

    bardzo – powiedziała głośniej

    tylko tykanie zegara wciąż tak samo potakujące w ciszy

    przekrzyczeć – bardzo

    długo cię będę poznawać

    dlugo nie będę ufać

    chodzić własnymi drogami

    tęsknić

    za aleksandrem z pluszu

    w łóżku

    za nocami samotnego pisania

    za ciszą

    szaleństwem tańca bez świadków

    za sobą dla siebie zaborczo

    ale gdy już

    bardzo będę cię kochać

    zobaczysz – powiedziała

    będę…



    farbami

     

    a gdy naprawdę poważnie chcesz o czymś pomyśleć
    nigdy nie ma pod ręką
    czystej kartki
    słowa odpowiedniego
    pióra
    kredki
    koloru
    uczuć
    trudno się dopatrzeć
    ale dziecko w tobie
    czuwa
    już jest już
    wspina się na palce
    wyciąga z szafki nowe farby
    próbuje pędzlem i palcami
    na podłodze na ścianach
    wymieszało pomarańcze błękity zielenie i brązy
    i nie widać już nic
    jednak podpis
    tak
    tak tak to ja
    namalowałam cię gdy szukałaś tej kartki
    smutna

     

    05.06.07



    na balkonach

     

     

    na wyciągnięcie dłoni

    na sznurkach

    spódnica jej w płatkach jaśminu

    niebieska halka obok i biały biustonosz

    pranie co drugi dzień świeże

    i kwiaty cynii w powijakach

    fioletowe

    wychodzi w negliżu legginsach koszulce z dekoltem

    porozmawiać

    o niedorozwiniętych różowych pelargoniach

    i moich

    które kupiłam dorosłe prawda? i piękne

    pąsowe

    zazdrości bratków które już przekwitają

    i warkoczy długich

    i lat

    ale kwiaty będzie podlewać

    opowieści

    o rodzinie uzdolnionej córce i wnuczku co do tej anglii

    o alkoholikach z pierwszego ich psach i kotach

    i synu co się ostatnio nie pojawia bogu dzięki

    o aureolach świateł nad piastowem i uroku zieleni

    działkowych drzew

    zachowa

    przecież ja nie na długo

    na tydzień

     

    i znów jej wszystko od nowa o sobie pracy studiach zmęczeniu

    i o kwiatach

    pomiędzy dwoma wierszami

    powiem

     

    8.06.07



    ***

     

    to tak jakby
    unosić się
    a jednocześnie stąpać twardo po ziemi
    trywialnie i dosłownie
    słuchać go
    a jednocześnie nie słyszeć
    bicie serca przecież bywa kłamstwem
    które szeptane
    sto razy może uwierzyć
    w siebie samo
    że istnieje
    a to tak jakby
    wyznać –
    jednocześnie mam świadomość wiedzę złe przeczucia obawy
    i duszę
    ale ty
    powiedz skąd jesteś
    taki

    i skąd tyle o mnie wiesz

     

    8.06.07



    dziś od rana



    pod starym żyrandolem ciotki królestwo much
    w planie dnia
    wyścigi akrobacje powietrzne pokazy lotów klasy juniorów
    nowonarodzonych
    w pękniętej ceramicznej misce
    przydźwiganej z francji przed dziesięciu laty
    botwina czysta – z chrzanem
    ideał purpurowego piękna
    dwie zabielane kawy
    truskawki w bitej śmietanie
    zapach tymianku i kwiatów oregano
    ptaki za oknem na zmianę
    z ćwierkaniem autobusów
    niegroźne burze samolotów
    zbyt nisko
    i szuranie pociągów tuż obok
    dużo twoich esemesów
    niewiele mojej nauki
    tylko jakiś artykuł Twaina kiedyś zaniedbany
    o tym że rasa ludzka jako jedyna ma skłonność do okrucieństwa
    bez powodu
    rozpłakałam się

    leniwa niby-sielanka

    tylko szkoda że ciebie tu nie ma

     

    9.06.07



    tak naprawdę

     

    jesteś
    tylko ty
    nie uciekniesz
    donikąd
    do nikogo
    do kogo
    tak naprawdę
    masz tylko siebie
    jak ostatnią przystań
    może jeszcze trochę muzyki
    może za duże ale rozumiejące oczy jezusa
    z plakatu Wanted
    za którego głowę nagroda stu srebrników
    może pocieszające słowa matki
    z daleka
    ale tak naprawdę
    tylko ty możesz sobie wytłumaczyć
    o co ci chodzi
    i ty musisz zdecydować
    czy uciec przed
    czy nie pić
    kawy
    usnąć
    a jutro włożyć w to ręce z którejkolwiek strony
    rozwiązać problemy uporządkować życie odpocząć nie pozwolić
    nie pozwolić nie pozwolić żeby szczęście po raz kolejny
    rozpłynęło się w deszczu
    i nieporozumieniach

     

    9.06.07



    patrz

    na wszystko można spojrzeć
    dwa razy na dwa
    sposoby
    clouds in focus
    or out of
    :  
    lubię patrzeć
    z bliska
    w okno w oczy
    czasem jednak
    z bliska
    widać tylko szybę
    zaplutą deszczem
    a dalekowidz dostrzeże
    resztki słońca
    w chmurach

     

    10.06.07



    pod-wieczór

     

    paradoks
    gdy jednocześnie nie pragnę nic powiedzieć
    i nic nie mam do powiedzenia
    a jednak grafomańskim nawykiem pożądam i szukam kartki ołówka
    czarna liściasta wystygła po raz drugi podgrzeję ją w mikrofali
    straci szlachetny smak białoruskiej księżniczki herbaty
    jeszcze jeden dalekobieżny po lewej po torach przez wiadukt
    jeszcze jeden autobus i psia kłótnia pod balkonem nieznośna
    jeszcze jeden kawałek Vatagi odsłucham
    jeszcze zmarznę trochę
    jeszcze jedna mrówka przejdzie szerokość kartki
    i dopiero wtedy stracę nadzieję
    jest mi dziś dobrze spokojnie bezmyślnie
    nic nie bulwersuje nic nie zachwyca nic nie prowokuje nic nie jest
    naprawdę
    nie potrafię dziś nic napisać

    14.06.07

    ***

    dotyk skrzydeł anioła


    euforia

    ten
    spokój cisza rozsądek i umiar


    to ona?

    trafisz
    za nią pod wodę

    przyjmie
    cię ujmie zapragnie

    otworzy
    ci oczy i serce

    pozwoli
    pieścić się naga

    zrzuci
    łuski bezbronna i dotknąć pozwoli

    także
    i tej

    jednej

    która
    jest źródłem

    szaleństwa
    marzeń i wierszy

    kompleksów
    i niepewności?

    niemoty?

     

    proszę
    zrozum

    pływam
    w głębokich wodach

    nie
    boję się oceanu

    unoszę
    się z prądem

    lub
    płynę pod prąd

    lub
    jednocześnie w kierunkach obu

    jestem
    uśmiechem szczęściem i wierszem

    ale
    czasami jestem

    nie-mową

     

    10.06.07



    tak

     

    siedzieć
    tak w słońcu
    leniwie podnosić dłoń i opuszczać na papier
    senne powieki
    letarg letniego popołudnia
    zmęczenie nabrzmiałe niechęcią
    przy nadziei
    myśl-i-oczekiwanie

    pół-leżeć tak o zmierzchu
    nakrywać dłonią kubek herbaty
    wilgotnym dotykiem gorącej parzyć usta
    trywialnie zupę gotować
    przy dźwiękach beethovena
    czuwać

    a potem tak leżeć po zmroku
    nasłuchiwać – już takty dziewiątej
    intensywnie i czysto
    nie spać i myśleć nareszcie
    kiedy ty będziesz obok

     

    15.06.07



     

    22 czerwca – zakończenie roku szkolnego

     

     

    ten dzień ma w sobie gwałtowność i lęk

    niepokojący koniec i coś jeszcze czego nie umiem nazwać

    nie wzięłam dziś dziennika

    i moje ręce w autobusie wydają się niepotrzebne

    za dużo małych parasolek

    uszate misie i biedronki

    pod nimi czarno-białe dziewczynki z dobieranymi warkoczykami

    wesoło mruczą piosenki w drodze na akademię

    angielska mżawka równiutko nawilża mi makijaż

    zawijam się w biały szal z czerwonymi koralikami i czuję

    jak bardzo krwiste wilgotne mam wnętrze

    zaciśnięte z żalu gardło i bezradne dłonie

    upuszczam telefon z wiadomością od niego

    – pragnę

    byś była jedyną i pierwszą

    – ?dziewicą która oddaje się z żalem

    i niecierpliwością?

    – pragnę

    na wyłączność i pełnię

    na zawsze

    – !truchleję

    z radości!

    oto on. oto ja. oto ciało moje. oto moje wszystko.

    po wielokrotnych przemienieniach

    ?którego mojego wcielenia szukasz

    i czy nadal mam jeszcze to czego pragniesz?

     

     

    22.06.07



    light

     

    mówię
    – światło
    i zapalam sztuczne ognie na lekcji angielskiego z dziećmi
    brzdące zamierają na moment
    potem rzucają się na mnie w ekstazie
    !ja chcę potrzymać!

    mówię – świeci się
    i każę zaglądać przez otwór do pudełka po butach
    pobłyskuje srebrzysta folia
    wewnątrz

    mówię – zbyt jasno
    on przekręca lampę
    by nie raziła mnie w oczy

    myślę – ogień
    i spoglądam na obrazek anioła z płonącymi skrzydłami

    nie wiem – co to jest światło?
    czy już jeszcze
    jest we mnie
    delikatne i lekkie



    pierwsza strona

     

    powiedziałam
    otwórz i przeczytaj
    na którejkolwiek stronie
    to jedna z moich ulubionych
    wziął ode mnie książkę
    otworzył i przeczytał
    – ale z drugiej strony
    powiedział
    nie znam się na poezji



    ***

     

    to kłamstwo
    ekstaza i zakochanie
    euforia zachwyt i gwiazdy
    księżyce skowronki i róże
    to bałaganiarstwo języka
    który zapomina sam siebie
    i pozwala pokoleniom powtarzać się do znudzenia
    to schizofrenia gaworzenia kochanków
    przyprawia mnie o ból zębów
    [czasem jednak tak trudno
    uniknąć słowa Kocham]



    w drugiej fazie

     

    tyjesz
    i świecisz za jasno
    przestań
    zasłoń się drzewem
    zniknij
    patrz tamten komin w oddali
    on to potrafi istnieć
    tylko co drugą sekundę
    nie częściej
    błagam pozwól mi zasnąć
    być częścią ciemności jak dawniej
    płaszczką na dnie oceanu
    meduzą niewidoczną na fali
    kameleonem w kolorze zgilizny
    patyczakiem chudym jak patyk
    być bezdźwięczną bardziej niż głoska
    w z dawien dawna zapomnianym języku
    bardziej martwą niż rozkładające się ciało
    niewidoczną
    powszechnie nieznaną
    w sen jedwabisty jak w kokon
    zasupłaną



     

    ***

     

    ktoś przeklął za ścianą
    sobota
    ósma dwadzieścia sześć
    czekam na ciebie
    rano
    martyna jakubowicz przestała śpiewać
    gdzie jest moje pióro i papier
    słowa z komputera są mechaniczne i słone
    brak w nich uczucia
    a może we mnie
    a może to senność
    wakacji których tydzień minął
    jak miesiąc
    zabierz mnie stąd
    spakować się i uciec
    od siebie
    bez wyrazu
    różowy królik i prążkowany kot mają w sobie więcej czułości
    a ja jestem oschła i pusta
    jak mucha po kilku dniach lata

     

    30.06.2007



    jestem

     

    cała
    jednym wielkim znakiem zapytania
    żeby chociaż można odwrócić na chwilę do góry nogami
    jak w hiszpanii
    usiąść na nim
    jak na huśtawce
    raz do przodu raz do tyłu
    i znów
    to uspokaja
    "kobiety są nieustannym wahaniem"
    dobrze. niechby choć usiąść
    ta przestrzeń jest zdecydowanie zbyt duża
    nieogarnięta
    niechby choć usiąśc

    albo zatańczyć

     

    29.06.2006



    ***

     

    to wszystko nieprawda

    jeden równiuteńki granatowy kwadrat na kołdrze

    nie wystarczy

    by zbudować harmonię

    łóżka

    pośrodku dziennego pokoju

    nie wystarczy cisza

    aby naprawić zerwane nici pajęcze

    palce moje za krótkie

    poranione

    w głowie

    tylko ty tylko ty

    harmonia nie gra. stukanie za oknem.

    i nie wystarczy sama sobie

    miłość

     

    14.07.2007

     



    ***

     

    zapatrzyć się w okno

    intensywnie

    stopić się w jedno z szybą chmurami

    niebem karmić się

    połykać

    wnikać

    tęsknić za tą przyszłością w oddali

    nasłuchiwać

    bać się jej

    niepotrzebnie

    zanim nadejdzie jak burza

    teraz

     

    14.07.2007

     



    (…)dzień lata


    korony drzew jak łowicka wycinanka
    poranne godziny sznurowane burzami
    deszcz przezroczyste warkocze
    zaplata ze śmiechem
    w słońcu
    ty. jesteś. twoje słowa online.
    jasno mi biało
    w plątaninie materiałów na dywanie

    dla ciebie chcę być czysta i jasna
    lekka jak to co się z serca odrywa
    i chce ulecieć na skrzydłach
    – szczęśliwa

     

    23.06.2007



    a moja babcia myśli o śmierci

     

    i powiada tak:
    przeżyłam z mężem ponad pięćdziesiąt lat i ani razu się nie pokłóciliśmy

    wiedziałam że on musi
    zrobić to co sobie umyśli a ja mu nie przeciwkowałam

    oczywiście do ślubu nie było żadnych kontaktów seksualnych.
    oczywiście stosunki tylko w sposób klasyczny.
    oczywiście pracowała tylko w domu przy dzieciach.
    oczywiście ona zawsze się z nim zgadzała.
    oczywiście to co powiedziała jest prawdą.
    tak wyglądał kiedyś świat 🙂

    czy tak bardzo się zmienił?

    mój mężczyzna gra na pianinie.
    na pewno nie będę mu w tym przeszkadzać.
    mój mężczyzna pisze doktorat.
    pozwolę mu godzinami siedzieć samotnie w pokoju za zamkniętymi drzwiami.
    z moim mężczyzną kłóciłam się już/dopiero trzy razy w ciągu pięciu miesięcy.
    mój mężczyzna hoduje kwiaty. pnącza buszują pod sufitem tak, że niedługo
    przestaniemy widzieć jaki ma kolor. na korytarzu trawiasta wykładzina, która
    ociera się o kicz, odrobinę. ale ja już rozumiem. to ta tęsknota za zielenią i
    naturą w ścianach mieszkania na blokowisku, w betonie, w zaczadziałym od spalin
    mieście.
    mój mężczyzna chciałby się przenieść kiedyś w Bieszczady.
    o Jezusicku…co ja tam pocznę?

    no jak to co?

     

    26.08.07



    w kuchni

     

    zatańcz ze mną tak
    żebym zapomniała
    jak bardzo jestem rzewna
    zanuć bym zamknęła powieki
    kołysz na uspokojenie
    zawiruj mi w głowie do spodu do bólu do cna
    aby oczy pełne cebuli
    przestały się szklić i skomleć
    usta
    potrząśnij moimi ramionami
    niech opadnie histeria
    abym pochylona z nożem nad szafką nad koszem
    obierając warzywa patrzyła widząc
    jak spomiędzy palców
    matowobrudnej skórki
    rodzi się kolor
    abym nie pragnęła nigdy nic więcej
    ponad to miejsce na podłodze w kuchni
    obok starego zeszytu
    gdzie zaczyna się smak i kolor i wiersz

    pocałuj mnie dotknij
    po oczach poznam jak bardzo boli nas
    dwoje
    słów
    – nie
    – tak

     

    26.08.07



    blokowisko

     

    spoglądam przez okno i mam ochotę
    liczyć
    liczyć
    okna balkony
    poruszenia firanek
    ilość szmat na sznurkach
    odpowiednio
    kolorami
    babcie w obcisłych seledynowych sweterkach
    z rozwianym siwym włosem
    w pochyleniu
    w ekstazie
    nad praniem

    spoglądam przez okno i tylko tyle
    o!
    tyle tyciusieńko
    brakuje mi woli
    aby uciec stąd na zawsze
    ale jest jeszcze ta matka bez twarzy
    której dłoń rytmicznie gładzi głowę dziecka
    przy drzwiach balkonu
    na podłodze

    przestaję liczyć
    patrzę
    ona nie ucieka

     

    26.08.07



    wiersz wulgarny

     

    nie nazbyt lubię
    gdy świat rozcapierza mi się w meduzy
    i parzy
    rzyga słonymi kroplami
    zalewa usta i nos
    znów scylla charybda
    i potop

    to niemiłe
    gdy szukam z tęsknotą spotkania jego oczu
    lecz ten jasny uśmiechnięty wzrok
    patrzy na przedmioty za moimi plecami
    na przestrzał

    trudno zaakceptować
    prostą świadomość że obojętność i żal
    zafiksowanie na jednym słowie
    jednako mieści się w sferze – miłość

    jednak padalcowata cisza
    niedomówień pełna
    które tkwią
    bolą i drażnią
    i już odchodzą wszak
    w tempie żółwia
    prozaicznie i absurdalnie mnie
    (…)

     

    7.09.07



    lew w niedosycie

     

    po obiedzie nie dość obfitym
    urażony
    wściekły
    z rozwichrzoną czupryną
    rzucił cierpki komentarz
    jak ochłap
    ogryzioną kość
    ślinę wymieszaną z krwią
    – głodnym
    zmarszczka pomiędzy oczami
    usta wąskie bez reszty
    ciepła
    uczucia tylko burzliwe się w nim kłębiły
    na dnie. bo tłumił
    i gniewny. gotowy do skoku. po jeszcze.
    już przy drzwiach jednak mruk
    boleśniejszy niż uderzenie
    – myślałem że ty miałaś się troszczyć o …
    – twój zawsze pełny żołądek lwie?
    – myślałem że ty miałaś się troszczyć
                   
                   
                   
        o mnie

     

    7.09.07



    ona

     

    jest
    tam pod stołem w kuchni
    rzecz obok rzeczy
    obszernie i cicho
    jest
    na tym zdjęciu maleńkim
    z długimi włosami
    na którym napisała – twoja
    żona
    jest w jego słowach
    coraz mniej
    jednak
    we wszystkich naszych kłótniach
    pod spodem
    na dnie
    jest
    i nawet gdy na chwilę zapomnę pomyślę
    nie ma
    w dedykacji ciekawej książki
    znów
    jest

     

    7.09.7

     



    Marianna

     

     

    ona tam siedzi przy kaloryferze
    nawet latem
    też
    tam
    tylko wtedy podchodzi również do okna. pielęgnować niemrawo
    rozkwitające pelargonie
    ona tam czeka na spotkanie z mężem
    bardzo cicho. niedosłyszalnie
    porusza ustami. jak tykanie to brzmi jakoś tak.
    tak tak. takie pacierze
    ona by chciała już
    być tam przy nim
    wybrała sobie już przecież miejsce
    na cmentarzu sadzi kwiaty białe
    dla siebie. bo takie właśnie lubi
    i chyba gust jej się nie zmieni
    po śmierci
    ona mnie pragnie zobaczyć
    uzbierała tysiące groszy. dar.

    więc jadę do niej. czym prędzej. za chwilę. nie chcę
    pieniędzy
    ale wiem że je wezmę.
    a potem. to ważne to ważne. potem
    usiądę
    i będziemy siedzieć przy kaloryferze
    pielęgnować pelargonie
    poruszać ustami. i czekać. i patrzeć patrzeć bez końca

    9.09.2007



    w domu

     

     

    świat jest wąski jak wanna
    odbijam się
    od brzegu do brzegu
    dziecinny statek
    świat jest
    pojemny biały i chłodny
    jak szpital
    od drzwi do drzwi
    krew i sutanna
    ale pamiętasz? można pójść brzegiem
    rzeki. jak kiedyś. dawno.
    w tym miasteczku o skórze porośniętej sosnami
    ostro i boleśnie. oddycham tamtym powietrzem
    i kłują igiełki drzew
    bose stopy
    ale jest dobrze. już dobrze
    lepiej
    w domu w domu nareszcie
    blisko wody i ziemi
    i kto mówi że nie mogę tutaj na zawsze pozostać?
    na zawsze
    na zawsze
    na zawsze

     

    9.9.07



    rozwieść się

     

    rozwieść się – odzyskać moje pół twarzy z rozbitego w czasie
    kłótni lustra
    rozwieść się – umalować rzęsy, zmrużyć oczy, być kocicą bez pana i władcy
    rozwieść się- pozwolić by loki po trwałej rozkręcały się powoli, chaotycznie i
    nijak
    rozwieść się – założyć bluzkę z odważnie głębokim dekoltem, czarną mini,
    wysokie obcasy i stringi
    rozwieść się – wyjść na ulicę sama. godzinami oglądać sklepowe wystawy. kupować.
    przesiadywać w kawiarniach. rozmawiać. wymieniać. wyrażać.wierzyć po prostu. i
    grzeszyć
    rozwieść się – z sobą samą sprzed chwili. z nim. z tamtym życiem bez
    wytchnienia i sensu
    rozwieść się – nie umrzeć i nie załamać. nie żalić się i nie mieć żalu. zrobić
    to. ot tak.
    rozwieść się – wreszcie

     

    12.01.08



    grawituję

     

     

     

    grawituję

    ciało moje tak płaskie
    że nieomal wklęsłe
    śródstopie zawsze doskonałe i kształtne
    teraz wciska się w ziemię
    z siłą łapy słonia

    otoczenie moje tak płaskie
    niezauważalnie nieistotne
    ciśnienie w uszach skroniach
    niebezpiecznie blisko
    omdle…
    nie nie: potrząsnąć twardo głową
    nie mogę sobie na to pozwolić

    życie moje tak płaskie
    zmęczone i niedospane
    zganione
    o krok od
    na granicy
    na krawędzi
    u progu

    rozstania

     

    9.12.07



    **

     

    łączy dwa odległe punkty
    jedna prosta linia
    zbliża scala jednoczy
    trwa w bezczasie
    w akcie
    w afekcie

    …i traci ciągłość
    – przerwanie
    – przer(y)wana ciągłość
    komunikacji
    brak
    a przecież było tak…
    dobrze już dobrze
    ciiii… cicho
    nie płacz
    miej nadzieję
    to się domaluje dopowie dociągnie
    to się nawiąże

    tylko czy
    jedność akt i afekt
    naprawdę wróci?

     

    9.12.07



    Słowo

     

     

     

    słowo to
    zdrajca
    złoczyńca
    źródło wszelkiego zła
    zbrodniarz i
    złodziej
    zapalczywy czarownik
    za nic za nic!
    już nigdy mu nie zaufam
    zaprawdę! nienawidzę go
    całą duszą
    zapewniam! doprowadzi mnie do fiksacji
    samospalenia. do szału
    kiedyś
    wiem ale to wszystko
    zajedno…
    przecież nie mogę
    przecież nie mogę nie mogę nie
    mogę

    nie pisać?

     

    9.12.07



    Mickiewiczowskim wierszem

     

     

    Nie wiem czy się podobna okazyja zdarzy
    Aby ten wiersz wam, panie, ofiarować w darze
    Nie wiem na ile jeszcze starczy mi żywota
    Aby zwlekać i milczeć, fortunę kłopotać

    Niechże więc to ten moment bardzo uroczysty
    Przyjmie owoc mych myśli, zrodzony w ojczystym
    poemacie sławnego pana Mickiewicza
    – ten wiersz tak idealny, bowiem wiersz o niczym.

    A wiersz ten jedna strofa, lecz niebagatelna
    Niewykwintna niepiękna, ale dość rzetelna
    Strofa o twórczej wenie i twórczych spotkaniach
    Nic wam więcej nie powiem, słuchajcie z oddaniem:

    Zgromadzone przy stole pełne entuzjazmu
    trzy kobiety pisały, nie znosząc marazmu.
    Rozpusta, miłość, nicość, kapelusze z piórek.
    Pełno różnych tematów, ot korali sznury.

     

    12.09.07