Chcesz otrzymać prezent?

Up for a gift?

Zapisz się do newslettera!
Subscribe!

    * Sprawdź na co się zgadzasz (Privacy policy)




    93

    93

    ***

    nienawiść?

    spojrzałam mu prosto w oczy

    taki spokój

    kpina może

    ironia i spokój..

    i odrobina zaciekawienia

    nienawiść?

    obce zupełnie wrażenie

    zimne

    ręce i palce u stop zdrętwiały

    gdy siedziałam nieporuszona

    wzrok zawieszony na jego rzęsach

    nienawiść.. nienawidzę.. nie zniosę dłużej już

    jego wzroku

    gdzie pojawiło się cos jeszcze obok kpiny ironii spokoju

    ach wiec tak wygląda nienawiść..

     

    2003

     

     



    94

    ***

    zagubił mi się język

    w obcej przestrzeni rozległej

    gdzieś aż po horyzont zamglone wzgórza meksyku

    como estas i wokół hiszpański ocean

    ciemne oczy i dłonie

    madonny dworcowej

    que hora es wskazuję zegarek

    z przepraszającym uśmiechem

    dłoń wyciągają wyraźnie i głośno ocho veinte

    pół godziny oczekiwania

    przestrzenny dworzec mexico ciudad

    niepoliczeni sprzątacze i taksówkarze w koszulkach z
    numerami

    niczym gracze baseballu

    i jeszcze ta amerykańska książka na moich kolanach

    zagubił mi się język

    polski w świadomości przycichł

    i usnął

    więc budzę szybko w panice

    tym wierszem

    2003 marzec, mexico ciudad

     



    polska

    2002- 200

    95

     

    w pustym nocnym pociągu – obsesja

     

    obawa przed nim

    tym który naprzeciwko usiadł przed chwilą

    niezaproszony nie przejął się niechętnym spojrzeniem tej

    która naprzeciwko

    obawa w nim nie powstała

    że zechce ona gryźć jęczeć krzyczeć skarżyć się

    uciec

    nie uciekła tak wiec

    siedzieli oboje naprzeciwko

    na ławkach czerwonych

    grzejniki słychać było tylko

    jego chrząknięcia nerwowe

    jej siąkanie nosem z którego stróżką kapał katar

    to normalne to gorąco to wstyd

    braku chusteczki

    nie mieli odwagi ogarnąć wzrokiem swych sylwetek

    naprzeciwko skierowanych ciał stóp i nóg

    głowy i wzrok prostopadle

    hipnotycznie

    nieruchomo

    w okno

    dostrzegły z westchnieniem ulgi stację docelową

    on wstał i wysiadł

    wstała wysiadła i ona

     

    2003 maj

     



     

     

    96

    autoironia

     

    podglądanie pająka ma w sobie cos z perwersji

    widzę go

    czarny maleńki korpus do którego w sposób

    niewiarygodny

    przylepione są

    czarnym klejem

    łapki

    haczyki

    perwersja w najwyższym stopniu

    spoglądanie jak przebiera wszystkimi sześcioma

    na raz

    bezradne maleństwo

    jedno z niewielu

    jakie potrafi wywołać we mnie głęboki odruch

    obrzydzenia i fascynacji

    jednocześnie

    oglądam w hipnozie wyobrażając okaz w powiększeniu

    dlaczego nigdy nie miałam okazji obejrzeć tarantuli czarnych
    wdów

    dlaczego nigdy nie miałam okazji stwierdzić

    jak bardzo poważna jest moja przypadłość

    perwersja podglądactwo

    osobników

    w najróżniejszych odcieniach czerni

    o wysokim procencie powierzchni ciała pokrytej włosem

    wedle ogólnie przyjętej normy estetycznej

    brzydkich

     

    maj 2003

     



     

     

     

     

    97

     

    ***

    na granicy

    grzechu nie umiem określić
    stąpam boso i nago
    niepotrzebnie pocą mi się opuszki palców i zagłębienia pomiędzy
    przyjaźni miłości już nie ma
    na granicy

     

    kochanka etap kolejny stopień niższy

    degradacja destrukcja destytucja

    (poliglotom ufam

    rozumieją destitution – ubóstwo pozbawienie bóstwa idei
    nadziei)

    upadek

    a przecież przyjaźń-przyjaciel

    szlachetna forma początkowa

    przyjaciółka wciąż szlachetna ?

    choć obnażona z

    obrażona za

    naga nijaka zredukowana wywłaszczona

    z zaufania zwierzeń spotkań sekretów kawy parzenia

    malowania wspólnego sufitów i opowieści o tych tam

    innych

    trochę niepotrzebna

    trochę jeszcze – tak spotkajmy się

    trochę już – nie nie mogę nie chcę

    interakcja damskomęska teraźniejsza

    przeszła podniecająco obco obnażając nijakość

    jejmości niktości

    na granicy uczuć

     

    17 dec 2003

     



     

     

    98

     

    ***

    uczyńmy

    nareszcie

    to co uczynić należy

    wstańmy powiedzmy wyznajmy

    odwagi zbierzmy

    zbutwiałe resztki po zeszłej

    pozostałe zimie

    kupmy świeże niekwiaty na centralnym

    w przejściu liście zeschłe wyrzućmy

    dotknijmy płatków splamionych mrozem i brudem

    minęła zima

    już wiosna

    deszczu nasiąka westchnieniem

     

    nareszcie

    choć jeden krok ku sobie uczyńmy

    skomleniu żądzy

    zadość

    w ciepłym pół zgięciu ciał

    spokój płatków

    stulenie

    noc

    uspokojenie

    ran

    ranek

     

    nareszcie

     

    18 dec 2003

     



     

    99

     

    ***

    kiedy możemy to zrobić

    kiedy

    nie wiem odpowiadam

    nie

    wiem wiedzieć nie chcę

    czyż nie mężczyzna to właśnie postawiony jest przed

    szafotem szubienicą szeregiem konieczności przymusów
    decyzyjnych

    posunięć

    potknięć potłuczeń

    czyż nie kobieta to właśnie uwolniona jest od

    szzzzzaa !

    szacunku wobec podjęcia szeregu

    nieomylnych nieodzownych tak zwanych

    decyzji

    tak

    nie

    nie wiem

    kiedy możemy to zrobić

    czy nie prościej nie myśleć więcej niż czuć

    nie czuć więcej niż przeczuwać

    tak

    zróbmy to dziś wreszcie kochanie

     

    18 dec 2003

     

     



     

    100

     

    ***

    odsłoniła delikatnie

    sukni

    czerwone

    winne flirtu

    faliste wykończenie

    obramowanie dłoni

    średniowiecze przywołując

    poniekąd

    delikatny ażur jasną odsłonił skórę

    nie dość długie palce nieśmiało

    wieczne nie pióro chwytały

    długi przezroczysty długopis

    dla zapisania myśli

    czerwonych

    skwierczących namiętnością i pasją

    winne flirtu?

    niewinne poddane pod dyktando

    fantazji średnio

    wiecznych

    przemijających

    zakazanych

     

    18 dec 2003

     

     



     

    101

     

    ballada romantyczna

     

    to była historia tymczasowa
    tym słodsza im
    którym ciastek błyskawic z bitej śmietany
    i czekolady i kawy w kawiarniach
    nad wyraz nadmiar
    nadnieumiarkowanie

    u źródła u początku się nie rozpleniła
    lecz nagle
    nieoczekiwanie
    pomiędzy związkami moimi
    rozrosła i trwać zapragnęła

    jak płomień płocha
    strachliwa jak wiatr
    wiecznie wielokrotnie niestała
    a teraz ot tak
    zwietrzała

    i nie chce mnie już kochanek
    przelotny przewrotny
    historia on mówi mi jeszcze trwa lecz
    gdzie tam
    zwietrzała

    kochanie
    iskry i wdzięku już brak nam
    nie
    miłości nigdy nie dałeś
    odrobiny choćby na cień włosa
    więc ukryłam już dawno uderzenia serca zbyt mocne
    twoja czułość mnie zwiodła lecz
    nie chcę już
    historia zwietrzała
    niech rozproszy się z wschodem

    niech na policzku wody nie znajdę
    niech z wiatrem odpłynie
    niech od tak
    minie

     

    19 dec 2003