Piatek, 3 sierpnia 2001

 

Ile to dni uplynelo od naszego niepisania? Nie dni, mowisz, a godzin? Fakt, ze kontakujemy sie codziennie za posrednictwem emaili I messengerow I innej masci posrednikow , kotrych teraz tyle online. Ale zawsze tak mi brak naszych dlugich opowiesci. Wiec niech bedzie jeszcze I ten list. Moze znajdziesz chwile dla mojego marudzenia. Ostatecznie czyta sie moje slowa gladko – sam mowiels… Ach, I odpisa nie musisz.. Tak tylko, dla porzadku powtarzam.

A wiesz, jest w Stanach Zjednoczonych cala grupa restauracji, ktore dla pewnosci, zwiekszenia klienteli I innych samym Amerykanom wiadomym powodow, zrzeszaja sie w zgrupowania, lacza tworzac lancuchy, po angielsku zwane Chains.

Donnuts jest jedna z takich lancuszkowych struktur.

Do Donnuts’ baru?kawiarni? po prostu do Donnuts zagladamy niemal codziennie; zawsze, gdy jestesmy w “miescie” (to znaczy w Pesnacola, w stanie nobilitowanym Floryda). Nasz apartament miesci sie tuz za granica stanowa Florydy, kilka mil za kawalkiem metalu z napisem Alabama.

Miejscowosc nosi nazwe Atmore I jest malenkie, ale jednak mozna je znalezc jezdzac palcem po ekranie wzdluz linii maps.yahoo.com. (www.maps.yahoo.com – dla zainteresowanych).

Ale przejdzmy do rzeczy. Przejedzmy ponownie przez granice stanowa, ku Pensacoli, pod drzwi Donnuts, ktorych nie ma w Atmore. (choc sa inne lancuszki, jak chocby wszedobylski MacDonald). Przed nami lokal, ktorego ogniwo w duzo lepszym stanie I wyzszym mam wrazenie standardzie, znajduje sie chocby w Warszawie. Ale wciaz to Donnuts. Nazwa ta sama. Wyrob takowoz. Atmosfera jednak I obsluga niepowtazalna I daleka od wszystkiego, co udalo mi sie zaobserwowac kiedykolwiek w Polsce. Zazwyczaj akcja z udzialem moim I mojego towarzysza w rolach glownych rozgrywa sie nastepujaco: Podjezdza samochod (blagam o wybaczenie dociekliwych czytelnikow – nie jestem zdolna zapamietac najprostszej nazwy czterokolowego pojazdu..). Z samochodu wysiada .. z wahaniem, jedna osoba. Wysiada mezczyzna. Zamyka dzrzwi, dwa kroki od wejscia do Donuts zawraca – pada pytanie w kierunku towarzyszki w samochodzie – czy na pewno nic nie chce. Ona kiwa glowa. On bierze od niej pieniadze, o kotrych zapomnial. Wchodzi do baru. Po chwili pojawia sie I ona. Drzwi samochodu pozostaja niezamkniete.

Oboje w oczekiwaniu na swoja kolej patrza niecierpliwie kazde w inna strone baru. Ona obserwuje sytuacje w glebi po prawej, on tuz za lada I dalej, za szklanymi drzwiami, gdzie na ruchomych tasmach przesuwaja sie pachnace wytwory Donnuts. Jego wzroku nic nie jest w stanie oderwac od tych poruszjacych sie bez ustanku smakowitosci, jej uwage wciaz inna pochlania osoba I jej z gruntu zdaje sie obce jej przyzwyczajeniom socjologicznym zachowanie. Jego wzrok odrywa sie jednak od poczkow za szklanymi drzwiami na dzwiek glosu poteznych kraglych rozmiarow Murzynki za lada – How may I help you – domysla sie mezczyzna dzieki doswiadczeniu jezykowemu raczej niz bieglosci organu sluchu. Murzynka ma szalenie barwny, otwarty , ekspresyjny sposob wypowiadania sie, lecz jej akcent zdaje sie miazdzyc coniektore gloski, zgniatac je na korzysc innych , wydluzonych. Dla kobiety, towarzyszki mlodego mezczyzny jej wypowiedz byla raczej przyjemnoscia znow socjologiczna , niz jezykowa, muzycznym doznaniem raczej jak mentalnym. Mezczyzna poprosil o dwa swieze , FRESH!, doughnuts’y, co dla murzynskiej ekspedientki zdalo sie byc niemal afrontem. Padl glosny komentarz, po kotrym nastapil glosny smiech innych ekspedientem, lecz jakby wszystkie mowily w calkowicie unikalnym narzeczu, zrozumialym tylk dla nich. Tylko one sie smialy, tylko one wiedzialy kogo I jak wystawiaja na posmiewisko. Krecac nosem, Murzynka o krotkich, sztywnych , odstajacych na karku wlosach zniknela za szklanym drzwiami zaplecza, po chwili wrocila z goracymi pachnacymi poczkami. Cacko! Oba z dziurka. – to mezczyzna w strone kobiety, ktora juz kilka minut temu zajela miejsce w glebi baru na wysokich stolkach. –Hmmm… odpowiedziala. Uslyszal ja chyba jedynie towarzysz, a moze po prostu domyslal sie z jej usmiechu, o czym pomyslala. Ty tez wiesz o czym pomyslala, moj drogi. Zawsze odbieralismy na tej samej fali. Cieszy mnie to. Przeciez uwielbiam niedopowiedzenia, czy nie tak?

Podczas gdy oddawalam sie dygresjom, dwoje mlodych ludzi zdazylo usiasc po prawej stronie dlugiego baru, na wysokich barowych stolkach. Na rogu, tak, ze jego dzinsy dotykaly jej jasnozielonej wyszywanej pieknej sukni w stylu hinduskim, spod ktorej widac bylo dol nogawek rowniez zielonych , ciemno zielonych spranych nieco spodni plociennych. Ona w ciagu kilku sekund zjadla pol paczka I nagle podniosla sie, odwracajac ku drzwiom. Spojrzala jednak na jedzacego towarzysza I jego zlosliwy usmiech – wziela reszte niedojedzonego paczka w reke I wyszla z baru. Po chwili wrocila na swoje miejsce – po chwili, ktora odpowiadala kilku minutom jakich potrzea na zamkniecie drzwi samochodu. Oboje – ona roztargniona, o slodkiej slicznej jasnej naiwnej twarzy I on – o ciemnej karnacji, rozsadnym usmiechu pod krotkimi wasami , wydatnych wargach I pociagajaco ciemnych glebokich oczach, zdawali sie byc niespokojni, czyms poruszeni, podnieceni, pelni wahana a jednoczesnie I zmeczeni I znudzeni. Minelo niecale pol godziny. Para mlodych podniosla sie ociezale. Aby wyjsc z baru. Ona zgarnela resztki jedzenia, serwetki I kubki. Zamknely sie dzwni I otworzyly po chwili. Pchnela je energicznie mloda blondynka. Zjawiskowo szczupla. W szczuplosci podobna do tej, ktora przed chwila wyszla, kobiety. Och, Ameryka nie codzien widuje gustujace w donnutsach, S jak small I size Petite koebiety.

Zreszta nie zawracaj sobie tym glowy. Ameryka nie jest miesjcem dla ciebie, moj drogi. Nie, nie jestem zlosliwa, po prostu znam ciebie I poznawac zaczynam to tutaj miesjce.

Calusy I pozdrowienia. To nie ostatni moj list. Trzymaj sie ddzielnie.

Pa.

Maria