Dziewojka


Warszawa Zachodnia. Otwarty dworzec. Dworzec w plenerze. Rozrzucone jak kępki trawy grupki ludzi rozmawiają, gwarzą… Wspólnie spoglądają ze zmęczeniem w kierunku mającego nadjechać pociągu. Stoję i ja. Samotna trawka. Rozglądam się, czy nie odnajdę gdzie znajomej twarzy, sylwetki, ubrania, szczegółu. Nie, nikogo. Nieznośne czekanie. Znów lekkie opóźnienie pociągu. Standard…   Jest. Pilawa. Kilka kroków ku przodowi wagonu. -Och, nie zauważyłam cię! – zawołałam zdziwiona – I w życiu bym cię nie poznała! Ten kolor włosów… -Nie podoba ci się? -Och, nie! Świetnie ci w nim. Że też ja nigdy nie mam ochoty, ni czasu, żeby takie eksperymenty robić na własnej koafiurze… – Wsiadłyśmy obie do wagonu, w pośpiechu poszukując wygodnego miejsca, ukrytego przed natręctwem słońca. Gadu gadu, od słowa do słowa, nie widziałyśmy się długo, a tematów mnóstwo… zauważyłam jednak w pewnym momencie ciekawą postać dziewczęcą. Dziewojka… Taka sobie dziewojka. Siedziała naprzeciwko mnie. Od dawna? Kiedy usiadła? Nie wiedziałam. Oh, co z twoją uważnością, moja droga! – zganiłam samą siebie. Hmm, kobiece paplanie przynosi czasem rozkosz tak wysokiej miary, że zmysł obserwacji zanika lub obniża znacznie swoją czujność.   Dziewojka… Dziewojka siedziała w postawie półschylonej, pogrążona w jakowejś lekturze. Dlaczego dziewojka? Dla czego? Dla jakiej jej (dziewojkowatej) cechy… Cóż, moje słowotwórcze skojarzenie wypłynęło zapewne pod wpływem (wypływ, wpływ… jakoś mokro się tu robi ) jej wyglądu. Była niewątpliwie wysoka… długie nogi, obute w sandały bez rajstop oczywiście, gładkie, aż korciło dotknąć i pogłaskać (Czy takie pragnienie jest naturalne u kobiety – ja nią jestem chyba… – hmm, o tym w innej bajce). Te dłuuugie nogi śledzącego je od stóp ku górze wścibskiego obserwatora rozczarowywały w pewnym momencie prostym brzegiem spódniczki wpół uda i ani milimetra wyżej. Aczkolwiek dla pocieszenia otwierał się malutki z boku uda rozporek. Spódniczka koloru nijakiego, do tego stopnia, że za skarby świata nie przypomnę sobie tego szczegółu. Brąz, czerń, beż? Nie wiem.   Postać cała dziewojki schowana była w przepastnym do granic możliwości, rozciągniętym, czarnym, ręcznie zapewne robionym (bo żaden zakupiony produkt wełniany takich możliwości rozciągania nie posiada), swetrze. To wielgachne swetrzysko nie było jedyną warstwą okrywającą ponętne zapewne ciało dziewojki. Długie, za-długie były ramiona czarnego wełnianego wdzianka i jego szerokość nadmierna, tak że dwie dziewojki bliźniaczki ze swobodą zmieściłyby się w nim…, i długość nie ta, a dekolt ogromny, tak, że jedno nagie ramię odsłonięte było bez żenady, a seksownie. Ten dekolt pozwalał wyzierać spod spodu czarnej, zabawnej koszulce bez rękawów. Czemu zaczęłam opis od stóp dziewojki, podczas gdy czekacie zapewne na wizerunek jej twarzy? Och, bagatelka! To manewr pisarski… celem wzrostu napięcia i doprowadzenia czytelnika do stanu nieopisanej ciekawości i  niecierpliwości itp itd etc … Pomińmy więc szybko szczegóły ciała niewidoczne, niezależnie od tego, jak bardzo byłyby ciekawe… Cóż to ja mówiłam? Ach, tak… ramiona, ramię jedno odsłonięte, seksowne, asymetryczne zsunięcie swetra, koszulka, szyjka i twarz. No właśnie… Od kiedy to kobiety przestały nosić kapelusze? Od kiedy to odkrycie głowy przez kobietę pozbawione zostało wymiaru moralnego, etycznego, estetycznego…?? Białogłowa nie jest już nią, bo chusty białej nie wdziewa. Aczkolwiek zdarzają się jeszcze (gatunek wymierający) paniusie, gustujące w kapelusikach i te, które odważą się założyć chustę w chłodne, jesienne dni, bez obawy usłyszenia komentarzy na temat ich rustykalnej genealogii, czy antychrześcijańskich, religijnych przekonań. I zdarzają się takie, jak ta oto dziewojka, która siedziała wówczas na wprost mnie w pociągu, nieświadoma, że staje się łupem dla mojej ciekawości i wyobraźni. Jej głowę, zgrabną głowę, okrywała śmieszna, z długim daszkiem, czarna, chłopięca czapeczka. To ta czapka tworzyła szczególny styl dziewojki… wyluzowany i sexi zarazem. Byłam, nie zaskoczona oczywiście, lecz…  ujęta i rozbawiona odważnym odsłonięciem, wyeksponowaniem dla świata długich, zgrabnych nóg z jednoczesnym zakryciem twarzy. Tak, bo czapeczka o bardzo długim daszku tę twarz, o delikatnych rysach, niemal przysłaniała. Dla nieodgadnionej przyczyny…   Nie mogły chronić jej krótko przystrzyżone włosy. Chroniła ją przed wzrokiem ludzkim czapka z daszkiem. Zastanowiła mnie perwersja tej młodej dziewczyny, świadome? nieświadome? połączenie wyzywającego, śmiałego odsłonięcia ciała z jednoczesnym skrywaniem oczu – jak to mówią , zwierciadeł duszy i osobowości zarazem… Jej niedbałość i kokieteria. Intelektualizm (książka, o której, najwidoczniej zainteresowana, nie odrywała oczu!) i, w jakimś sensie, prostota, by nie rzec prostactwo… ot i dziewojka, nie jedyna chyba wśród dzisiejszych nastolatek.