Chłoptasie
 Wracałem do domu. Pociągiem. Późny wieczór. Godzina? Z pewnością minęła już wtedy ósma. Wagony, wszystkie poza pierwszym, do którego zresztą nie wsiadłem, dla niewyjaśnionych bliżej powodów, były niemal puste. Kolej traci swych klientów. Już jedynie tam, gdzie połączenie autobusem jest utrudnione korzysta się z PKP.
Usiadłem gdzieś tam w zaułku siedzenia, z dala od innych, licząc na możliwość rozmyślań i lektury w spokoju. I cóż, ledwie opuściliśmy Warszawę już po chwili słyszę głosy wsiadających do pociągu młodzieńców. Głosy, przyznajmy, w ich słownictwie nieszczególnie miłe dla najbardziej odpornego na wulgaryzmy ucha. Weszli do wagonu obok. Odetchnąłem z ulgą. Mogłem widać, mimo wszystko, liczyć na podróż w spokoju… Ale nie! Przedefilowali kilkakrotnie przez cały pociąg, w żadnym z przedziałów nie pozostając dłużej. Dochodziły do mnie jedynie odgłosy demolowanych przedziałów, wybijanych szyb… – Boże – westchnąłem – Czemu nie siadłem w pierwszym przedziale, gdzie więcej ludzi, spokojniej i bezpieczniej. Nie czułem się zagrożony. Bagatelka. Chłoptasie zdawali się nie zwracać nijakiej uwago na obserwujących ich z obawą ludzi. Zajęci byli sobą i między sobą wymieniali pikantne komentarze. Jednak w pewnym momencie ze zdziwieniem usłyszałem słowa jednego z nich skierowane do jakiejś osoby…, kobiety… Sytuacja rozgrywała się dwa siedzenia za mną. Mogłem dostrzec czupryny i barki nastolatków ponad barierkami siedzeń, lecz nie widziałem tej osoby. Oni stali, ona siedziała. Pomyślałem, że musi to być młoda, ładna, nieśmiała może trochę kobieta. Jeden z nich przysiadł się do niej. Potem usiadło dwu innych. Pozostali stali chwile i zaraz znudzeni najwyraźniej przemieścili się do dalszych wagonów, by kontynuować przerwane, wciągające zajęcie dewastowania własności publicznej. Usłyszałem rozmowę. Padło najpierw standardowe pytanie o jej imię. Odpowiedziała cicho. Nie usłyszałem. Bała się być może, może zawsze mówiła tak cicho… Ja zaczynałem się o nią obawiać. Przebiegły mi przez głowę wyobrażenia wszelkich możliwych sposobów nadejścia jej z pomocą, zerwania się z miejsca na najmniejszy znak jej przerażenia, jej krzyk… Lecz, póki  co, czekałem i najbezczelniej w świecie podsłuchiwałem tę rozmowę. A rozmowa trwała… Młodzieniec, jeden i wciąż ten sam zagadywał kobietę. Inni przysłuchiwali się i zaśmiewali tylko, gdy ten puścił jakiś żart.  Usłyszałem w pewnym momencie z zaskoczeniem bezczelne jego pytanie. – Czy chciałabyś się ze mną kochać? – Cisza. Próbowałem wyobrazić sobie minę i reakcję tej kobiety. O, to nie była żadna prowincjonalna gąska najwidoczniej, która na takie dictum poderwałaby się spłoszona w panice i z wielkim krzykiem zwiała, i nie była to cnotka, niewiniątko… Usłyszałem jej cichy, lekki śmiech. Śmiała się! Potem padły jej słowa… – Doprawdy, chciałbyś? A czemu to? Nie masz dziewczyny? – I on, sympatyczny w pewien sposób łobuz, na to – Oj, lubię to robić ze starszymi kobietami. – Ile ona mogła mieć lat? – zastanawiałem się.
-Hmm – ona znów. – Niestety, ktoś bardzo by się na mnie pogniewał, gdybym to zrobiła – znów jej śmiech. Ktoś – pomyślałem. Ma kogoś albo to wymyślone na poczekaniu kłamstwo. Ale odpowiedź dobra.
– Ma pani bardzo ładne piersi – znów on. – Ha ha! Na pewno się zaczerwieniła, ale ma tupet, gówniarz. Ona tylko na to – Dziękuję. Wiem o tym. Zapewne uśmiechnęła się… a może przybrała kamienną maskę na twarz, chcą pokryć zażenowanie…
-Więc nie chcesz? – on znów powracał do swojego pytania?
-przykro mi.
-Dobra. Nie będę się narzucał. I nie będziemy pani przeszkadzali – O! Cóż za nieoczekiwane maniery! – zakpiłem w myślach – spływamy, chłopaki!
-Co to jest? Piszesz list? – odezwał się jakiś nowy głos.
-Nie, pisze książkę.
-Książkę? – zdziwił się.
-Książkę? – zdziwiony pomyślałem. Wow! Intrygujące.
-Naprawdę piszesz książkę? O czym?
-O miłości, o samotności i o innych jeszcze ludziach i rzeczach…
-Aha, jaki tytuł?
-Spójrz tu… – No, nie dane mi było usłyszeć jaki to był tytuł, chłopak coś tam odczytywał pod nosem, a ona najwyraźniej nie miała ochoty wypowiadać go na głos.
-Idziemy chłopaki! Zostawcie tę panią w spokoju – zadecydował w końcu ów rezolutny, prowadzący wcześniej rozmowę, chłopak. – Cześć – rzucił jej.
-Cześć – odpowiedziała.
Przeszli do następnego wagonu. Pojawili się jednak jeszcze raz w swej pielgrzymce od początku ku końcowi i od końca ku początkowi pociągu. Rzucił jeszcze jedno pytanie ten sam chłopak w stronę tej samej kobiety – Nie boi się pani sama podróżować pociągiem? Różne rzeczy się przydarzają…kradzieże czy co inne – zabrzmiało to jak groźba.
– Zaśmiała się znów, lecz tym razem wyczułem w jej głosie nutę obawy i drżenie.
-Oh… Ja nie mam przy sobie nic cennego. Nie zarabia się wiele pisaniem książek… – urwała.
Odeszli. Wysiedli z pociągu na następnej stacji. Tuż przed odjazdem pociągu już po sygnale ostrzegającym przed zamknięciem drzwi, usłyszałem hałas. To ten sam młody chłopak. Uchwycił się otwartego okna po zewnętrznej stronie pociągu na wprost siedzenia kobiety i krzyknął w jej kierunku z zabawnym entuzjazmem – cześć cześć cześć!!! – Rozbawiło mnie to… Oryginalny łobuz, a jednak łobuz. Dziwaczna cała ta historia…
Młoda kobieta wysiadła na kolejnej stacji. Rzuciłem jej spojrzenie, gdy wychodziła. Miła, wrażliwa twarz, jasne oczy, lekki makijaż… I odeszła. Spoglądałem przez ono odjeżdżającego pociągu na jej oddalającą się sylwetkę… aż znikła.