Chcesz otrzymać prezent?

Up for a gift?

Zapisz się do newslettera!
Subscribe!

    * Sprawdź na co się zgadzasz (Privacy policy)

    I jestem w Ankarze…, w Krakowie, rozmawiając z czarującym, miłym  człowiekiem…i przystojnym ;  Jak wiele musiała mu zawdzięczać…
    …..Gdy odszedł Pierre, jej chłopak…, została sama. Była całkowicie wytrącona z równowagi, było to widoczne, nawet dla mnie, który przecież nie znałem jej dobrze.. Była na granicy kryzysu nerwowego.
    …Zastanawiałem się dlaczego w ogóle zgodziłą się ze mną spotkac. Nie myślę o pierwszym spotkaniu w Krakowie, które było całkiem niewinne. Myślę o drugim spotkaniu w Krakowie, tydzień później. Zadzwoniłem. Była w domu. Musiało poruszyć ją moje opowiadanie. Rzeczywiście wówczas wielką ochotę aby przytulić ją, pocałować.. To był wieczór, późny wieczór. Dworzec kolejowy, pociąg spóxniony o pół godziny. Nie chciałem, by odjeżdżała. Lecz ja miałem prace i ona miała pracę i następnym dniem był poniedziałek. Okazała się tak miłą, zywą, radosną kobietą.. Wiedziałem, że to już początek myśli i fantazji seksualnych na jej temat.. Taak,. no tak, wchodził tu w grę fakt, że abstynencja trzytygodniowa dała mi się we znaki.. i rzeczywiścxie miałem ochotę na seks. Ale z nią.. wiedziałem, że mogło być nam dobrze, szczególnie, niepowtarzalnie.. I było. W tydzień póxniej, gdy zgodziła się, przyjechała.. Przekonałem się, że była cudowna.. Ha ha, gdyby tylko była taka możliwość – zdaje się, że powiedziałem jej to, nie, napisałem w liście.. , mógłbym spędzać z nią każdą kolejną noc.. Ale nie mieszkała w Krakowie, na szczęście może , dla niej, dla mnie…. Nie wiem co mogłoby z tego wyniknąć.. Może coś, czego oboje nie pragnęliśmy…Potrzebowaliśmy krótkiej, intensywnej wspólnej nocy.. To się spełniło, i nie zapomnę tego.. Mam nadzieję, że ona też nie..
    -Spotkaliście się powtórnie?
    -Nie.. nigdy…Utrzymujemy tylko.. rzadką.. korespondencję..

    Wciąż samotna, znajduje zrozumienie u Marii Kornelii, znajduje zaspokojenie…
    Maria (będę Kornelię nazywac Marią, znacznie bardziej wolę jej drugie imię…) jest śmiała w swoich pamiętnikach… Odnalazłam jakieś luxne zapiski na temat jej małżeństwa ze znacznie starszym od niej mężczyzną, fragmenty o jej zyciu uczuciowym i zmysłowym…. Nie zapisała ich wprost , nie wplotła w całość , wstydliwie ukrryła gdzieś na końcu rękopisu.. Dobrze, że mam zwyczaj czytać na raz od początku i końca… Dlacego wyszła za mąż? Czuła się bezpiecznie.. Przy nim mogła swobodnie oddać się pisaniu, ulubionym zajęciom,, nie myśleć o pieniądzach, pracy, zarabianiu na życie… „Otrzymałam wychpwanie jak każda młoda panienka, ogólne rozwinięcie w talentach wszelakiej miary. Uczyłam się rysunku, malarstwa, muzyki.. , miałam ładny choć słaby głos, uczyłam się języków. Francuszczyznę opanowałam ze wszech miar dobrze, modnym było mówienie po francusku w salonach, na przyjęciach… Wszelakie rozwinęłam talenty, i w gospodarstwie dobrze dawałam sobie rade – zadbała o to matka – stanowiłam dobrą partię.. I dobrą partię mi podsunięto. Pewnego dnia, gdy skończyłam dwadzieścia lat przedstawiono mi postawnego mężczyznę, inzynier, majętny, a czterdziestego lata jeszcze nie policzył – jak mówiła moja matka , a roczek brakował – powtarzałam sobie w duchu ja… Ale rozważyłam za i przeciw i powiedziałąm „tak”. Bo jaki cel inny mogła mieć młoda panienka jak nie swietne zamążpójście? Powtarzała matka, powtarzałam za nią, a jaki cel miałam rzeczywiście ja, młoda panienka? Chciałam pisać pisać pisać..”
    Chciałam pisac pisac pisać.. Ja też. Gdy spotkałam Bulenta miałam napisanych już kilka pierwszych opowiadań, zwiastunki małe przyszłych opowieści. Ciekawe że i ja rpzwijałam się jeszcze w dzieciństwie we wszelakich talentach.. Rysowałam nieźle, spiewałam w chórze, jakieś szycie, hafty, gry teatralne…, i zawsze lubiłam pisać…Wszystkiego po trochu, czyli to co stanowi o wykształceniu panienki, ale czy w wieku dwudziestym można z tych ochłapów niedopracowanych telentów uczynic jaki zawód? Humanistka! Zawsze już pogardzac będę swoim nijakim ogólnym wykształcveniem. Szukaj świetnej partii, droga Magdaleno! Może pomylił się pan Bóg każąc ci się narodzić w wieku XX nie zaś wiek wcześniej, w sąsiedztwie Marii Kornelii…. Moze… Ale doprawdy  zazdrościłam Marii jej zdecydowania i determinacji. Chciała pisac, jedyną droga by osiągnąc spokój i bezpieczeństwo finansowe i wszelkie inne było zamążpójście, więc… wyszła za mąż.. Tuż przed slubem rozstała się ze swoim kochankiem, była rozdarta pewnie tak, jak ja byłam po odejściu Pierre’a ale ona cel miała wciąż jeden: pisać. A miłość? Była drogą do celu.. A ja nie potrafiłam się pozbierać i celu znaleźć. Praca nie dawała mi satysfakcji, choć dobrze płatna, zdwałoby się interesująca.. Nie interesowało mnie nic poza moim uczuciem do Pierre’a a gdy mi to uczucie rozpękło się na dwoje nie zostało mi nic, a zwłaszcza nie zopstał mi żaden cel w zyciu. Chciałam kochać i dać mu wszystko.. Nie wziął .. Więc wtedy zaczęłam pisać..żeby cokolwiek zrozumieć i jego i siebie i wszytsko. I żeby cel odnaleźć, bo ja wciąż nie wiedziałam gdzie on i jaki jest. Czy to życie samo? Czy miłość? Czy wiara? Czy twórczość? I wciąż nie jestem do końca pewna czy cel znalazłam moejgo życia, nawet w momencie gdy do ciebie i dla ciebie mówię, Lucasie.
    Widział to Bulent jak bardzo byłam zagubiona, jak bardzo potrzebowałam czulości i jednocześnie ciepła, nam,iętności zmysłowosci .. Dał mi to wszystko przez tę jedną noc . i w listach .. też.. Noc spędziliśmy cudowną , długo, długo kochaliśmy się, kilkakrotnie i znów.. bez końca, bez całkowitego zaspokojenia…Bo nie chcieliśmy zaspokojenia, ja nie chciałam…. ha ha, nie ma to jak kobieta, potrzebuje czasu i czasu, mnóstwa czasu i cierpliwości,
    A kochalismy się aż do zmęczenia, aż do kresu sił…

    W Berlinie, poznaję Mateusza, Polaka…
    Miasto jest ciekawe… nie piekne, męczyzna jest  ciekawy, przystojny… 
    Dlaczego Magda za niego nie wyszła…?
    -…Spotkaliśmy się tylko raz w rzeczywistości, wizualnie, dotykalnie.. A mam wrażenie że znam Magdę bardzo dobrze…To było w Warszwie, byłem tam przejazdem, bo w istocie mieszkam w Gdańsku, tam pracuję, w tej chwili jeżdże również często do Berlina. Współpracuje tu z jedną z firm.. Dlatego udało się panu mnie tu zastać – rozesmiał się – Ale w sumie to czysty przypadek. Nie wiem jak udało się panu odnaleźć moje dane.. Czyżby Magda była aż tak gadatliwa..
    -Znam ją niexle.. Lepiej zapewne niż ona sądzi. I umiem  czytać jej książki….- uśmiechnął się wymownie tym razem Lucas. – To spotkanie.. Powie mi pan coś więcej.?
    -hmm, to było krótkie dwie godziny, w jakiejś kawiarence na starym mieście wypilismy kawę, początek wiosny był, cholerne zimno. A wie pan, najciekawszy jest sposób w jaki poznaliśmy się! Drogą telefoniczno-e mailową. Dzwoniłem do jej firmy, nie pamiętam już w jakiej sprawie. Dział informatyczny. Ona odebrała telefon..Taki miły ciepły zmysłowy głos.. – Lucas milczał, wspominał sposób w jaki pozanł on Magdę.. Internet.. Nie był jedynym mężczyzną, którego poznała w ten sposób. Zawsze otwarta, odważna, tak.. miała odwagę poznawać ludzi, szukać miłości daleko…poza granicami wybrażalnej i bezpiecznej bliskości dotykalnego kontaktu ludzkiego…
    -Zamyślił się pan.. Domyślam się, że magda była bliską panu osobą.. – znów ten jego miły usmiech. Lucas poczuł się zakłopotany.. nie odpowiedział.. – Jak blisko pan ją zna?
    -To moja przyjaciółka, bardzo dobra przyjaciółka.. Ale nie było między nami nawet namiastki intymnego kontaktu.. Jestem żonaty, wie pan… Jest wspaniałą kobietą, bardzo wrażliwa, inteligentna.. Tak wrażliwa, że nie dziwię się, że trudno jej odnaleźć szczęście w życiu. Tacy ludzie rzadko potrafią być szczęśliwi. Zbyt wymagający wobez siebie i świata, patrzą na rzeczywistość nadwrażliwym spojrzeniem, nigdy prosto, zawsze dostrzegają to, co zawiłe i dziwne, odwrotną stronę świata.. tę ukrytą przed większością ludzi.. Taka jest, myslę, ale i ja nie znam jej naprawdę dobrze. Ona sama nie zna się dobrze. Moim zdaniem, ona pisze, bo chce siebie i otoczenie objąć i zrozumiec.. Łączy nas wciąż zamiłowanie do literatury i zamiłowanie do pisania.. Nie, – przenicował mnie pan tym swoim spojrzeniem – rozesmiał się Mateusz – nie piszę książek, listy.. tak, kiedyś jakieś artykuły.. lecz na te ostatnie nie mam dziś czasu.. Ale nasza korespondencja zawsze była długa, obfita. Lubię pisać listy, ona też.. Rozumiemy się.. Wiem, że z Pierrem, jej ex, jest zdaje się Francuzem połączyło ją przede wszystkim lub hmm, raczej między innymi… zamiłowanie do literatury i pisania.. On też, jak mówiła kiedyś, pisze.. i dobrze pisze..
    -Rozumiem… Myślę, że był pan.. jest.. idealnym mężczyzną, idealnym, za którego wyszła by zapewne bez mrugnięcia okiem, bez sekundy wahania..
    -ha ha, co mogę rzec na takie dictum.. Zdaje się, że napisała to w jednej z książek.. Kurcze, jak mi bylo wtedy głupio i nijako… Z pewnością byłaby, będzie , myślę.. , świetną  żoną…

    Magdo, Magdo, jesteś niesamowicie dziwną kobietą…
    Widzisz, Lucas, nie czuję się dziś dobrze.. psychicznie.. Taki psychiczny dołek, jak to często bywa w moim przypadku… Jestem typowo kaprysną kobietą a ponadto nadwrażliwą, jak mówiło mi to wielu..Pocieszjące jest, że moje alter ego również posiadało te cechę .. – Lucas słyszy jej dźwięczny smiech..- Posłuchaj tylko: ” Pokłóciłam się dziś z małżonkiem. Uważa, że jestem nadmiernie wrażliwa, prze-wrażliwiona, nadpobudliwa.. być może tak.. Czyż nie jest to moje kobiece prawo? Sama już nie wiem.. Czy nie jestem normalna? Czy istniałabym bez tego daru wrażliwości na świat? Czy istniałabym ja, Kornelia, która nie odnajduję większej radości nad pisanie.. piórem opisywanie świata..? Ja Kornelia, która nieśmiało smiem nazywać siebie pisarką..? On nie rozumie..niegdy nie rozumiał mnie, mój mąż. ”
    …On nie rozumie.. Jakże to jest, że ci mężczyźni, którzy tak doskonale potrafili mnie zromumieć, mnie, Magdalenę, mnie kobietę,  … nie byli dla mnie, nie dla mnie stworzeni.. Związki z nimi były efemeryczne , potajemne, amoralne… I tylko.. tylko, posłuchaj uważnie, gdy pojawiłeś się ty… dostrzegłam, że jesteś tym, który może zarazem zrozumieć moje pisarskie, twórcze, artystyczne potrzeby, podzielić wrażliwość spojrzenia… a jednocześnie zaspokoić moje w pełni fizyczne, silne, namacalne, zmysłowe potrzeby kobiety z krwi kości ciała wrażliwego na dotyk, drgającego podnieceniem na samą myśl o miłości i seksie. Tak. Tak myślałam…
    A ty potem zapadłeś się w pustkę i nicość i niewiedzę..

    Ponownie Wrocław, nareszcie udaje mi się zaaranżowac spotkanie z Jakubem… Co to za nieznośnie zasadniczy, niemiły człowiek! Gdybym był kobietą.. Gdyby była tu Magda.. 
    -Mam tylko chwilę. O co chodzi?
    -Jak dobrze zna.. znał pan Magdalenę Łubieńską?
    -Słabo.. Co chciałby pan wiedzieć? Czy chce pan przeprowadzić wywiad?
    -Tak, jestem dziennikarzem.. – Jakub spojrzał nieufnie w oczy Lucasa.. Rozmawiali po francusku.. Nie czuł się pewnie.. Lucas mówił świtnie, jego zaś francuski kulał odrobinę, zaciągał akcentem jaki posiadają francuskojęzyczni Arabowie.. Rozbawiło to poczatkowo Lucasa.. Nie uszła ta reakcja uwadze Jakuba.. Był szalenie spostrzegawczy. Jego uwaga zawsze w pełnej gotowości, jakby oczekiwał zewsząd i w każdej chwili ataku, agresji, zagrożenia.. Co za dziwny człowiek, ciekawa.. problematyczna osobowość.. Lucas odgadł od razu, że najprawdopodobniej to właśnie pociagało Magdę.. Nie lubiła tego co łatwe i proste i jasne.. Szukała komplikacji, również w charakterach mężczyzn, z ktorymi się wiązała.. Odkrywała ich dewiacje, a te nie przerażały jej.. Trwała między mężczyznami chwilowa cisza..
    -Prosze mi powiedzieć jak pan poznał Magdę..
    -Pracowalismy w tej samej firmie, jedynie w innych miastach, iinych działach.. inne mieliśmu funkcje i stanowiska.. Nie wiem, czy pan wie, ale… my niegdy nie spotkaliśmy się..  – Lucas zdawał się być zaskoczony. Jakub kontynuował – Nie, pozostawaliśmy zawsze na etapie korespondencji..
    -Ah tak..
    -Wielokrotnie planowaliśmy spotkanie, ale… Nie składało się..
    -Hmm..
    -Wie pan, nie wiem co właściwie mam powiedzieć, tu nie ma wiele do opowiedzenia, właściwie nie znaliśmy się.. Tak, mogę powiedzieć o niej kilka słów zaledwie… Co myśle.. Myslę, że jest cholernie naiwna – rozesmiał się..
    -Nie rozumiem.
    -Wie pan.. prowadziliśmy taką jakby grę.. Flirt korespondencyjny, e mailowy…, telefoniczny.. Często proponowałem jej spotkanie w Krakowie, kusiłem…
    -Potem się pan wycofywał..
    -Tak.. I było „game over” w ostatniej chwili..Właściwie nie chciałem się z nią spotkać, podniecała mnie sama myśl o spotkaniu, sam flirt na odleg łość..
    -Bał się pan spotkania..- Jakub spojrzał na niego wrogo. Po chwili jednak jego wzrok zmiękł jakby.. Najwraxniej wahał się z wypowiedzeniem jakiejś frazy..
    -To nie takie proste…. Ja, ja wiem jaki jestem, cyniczny, amoralny, interesuje mnie tylko seks.. nie uczucia… Bałem się jej rozczarowania, jej żadań zbyt wysokich…
    -Nie żałuje pan teraz?
    -Czego – znów jego głos zabrzmiał agresywnie i wrogo
    -Braku zaangażowania… niespotkania… niespełnienia….
    Jakub milczał.. Lucas nie zadał już ani jednego pytania.. Pożegnał się cicho i wyszedł. Tamten nawet go nie odprowadził, wytrącony najwyraźniej z równowagi, bezpiecznego.. , bezmyślnego stanu ducha..

    O naiwnosci kobieca!
    „Nie wiem jakim trafem niechcianym wpadł w ręce mojego małżonka ten list..List dawno już odebrany od moejgo ukochanego, z którym rozstałam sie tuż przed slubem…Nie zwymyslał mnie, nie.. lecz zrozumiałam w jego ustach slowo, które zmiął nie chcąc splamic się jego wypowiedzeniem… – awanturnica.”
    Maria! Nie była awanturnicą! Jak ja poszukiwała po prostu miłości, zawsze i za wszelką cene, i nazywano ją awanturnicą, nazywano łatwowierną, nazywano naiwną.. Gdy spostrzegła jednak, że, czego nie może dać jej miłość, jakiej pragnęła, miłość młodzieńcza, szalona do czlowieka, którego pragnęła – bezpieczeństwa psychicznego i fizycznego, materialnego – dac jej może małżeństwo z mężzyzną dużo starszym ale kochającym ją i czułym, inteligentnym zdecydowała się na to małżeństwo. Naiwna , naiwna… ja jestem również naiwna.. chcę byc, chce wierzyć ślepo w miłość… póki co… póki nie zdecyduję się na to, na co zdecydowała się Maria..
    I wtedy każę już jedynie wierzyć w milość kobietom ,które zamieszkają stronice moich książek…

    Moje poszukiwania prowadzą mnie do Holandii… Poznaję Iana… szalenie otwarty człowiek…
    -Poznalismy się dzięki Internetowi.. Tak.. Zaskakuje to pana? Hmm, widzę, że raczej bawi.. – Nie bawiło mnie – myślał Lucas, – a jednak gdy przypomniałem sobie moje własne spotkanie online z Magdą… – Nigdy nie wierzyłem, że kontakt w ten sposób nawiązany może być naturalny i trwały.. A jednak był. Wciąż mam kontakt z Magdaleną, mimo że moja dziwczyna mieszka już ze mną od jakiegoś czasu.. Zresztą. – żachnął się.. – nigdy nie mówiłem jej o Magdzie ani o tym jakie relacje mnie z nią łączyły..
    -Własnie..Czy mogę zapytac, jaka to była relacja?
    -Mam nadzieję, że Magdalena uważała i wciąż uważa mnie za swego przyjaciela… – spojrzał wyczekująco na Lucasa.. ten poczuł się zobowiązany przytaknąć..
    -To prawda, że nie pozostajemy już wtak bliskim kontakcie… Widzilismy się zresztą w rzeczywistości.. hmm, na palcach jednej reki mógłbym policzyć nasze spotkania…I właściwie to pierwsze spotkanie było szczegolne.. magiczne .. – roześmiał się zakłopotany słowkiem, które bezwiednie przyszło mu na myśl i które wypowiedział spontanicznie.. Podczas pierwszej jej wizyty w Holandii spedziliśmy razem tydzień.. Mieszkała u mnie.. Jak samotne i puste wydało mi się moje mieszkanie po jej wyjeździe…
    -Przepraszam, jeśli to pytanie wyda się panu zbyt prywatne…, czy… czy była to rzeczywiście znajomość jedynie na przyjacielskich utrzymywana zasadach?
    -Hmm, pytanie, rzekłbym, kłoptliwe.. Wie pan, ja nie wiem, czy mogę takie rzeczy wyjawiać..
    -Pan decyduje.. Ale nie ukrywam, że pewne informacje mam już i z innych źródeł..
    -Doprawdy? – jego oczy wyrażały szczere bezgraniczne dziecinne i naiwne zdziwienie. Lucas przytaknął – Hmm, doszło między nami do zbliżenia, które nie można nazwać jedynie przyjacielskiem, to fakt.. – Ian był najwyraźniej zakłopotany sytuacją.. Najchętniej zapewne skończyłby roxmowę.. był jednak za mało stanowczy i zbyt dobrze wychowany by po prostu wyprosić gościa.. który ingerował nieprawnie w jego zycie osobiste.
    -Proszę mi powiedzieć coś o magdalenie, co pan o niej sądzi.. – Ian milczał dłuższą chwilę, najwyraźniej teraz już ważąc każde słowo
    -Jest bardzo otwarta, zawsze tryska energię.. poza dniami gdy popada w chandrę, ha ha! Jest szalenie zmienna i to jest trudne do zniesienia.. Hmm, mówię o sobie.. Ale zawsze podziwiałem jej łatwość wypowiedzi i znajdywania słów.. jej umiejętność wypowiedzenia własnych uczuć, myśli.. Wie pan, myślę że mężczyźni.. no.. ja, z pewnością, mają większe trudności z wypowiedzeniem swoich uczuć .. tego co siedzi w nich wewnątrz.. Ja pan sądzi?
    -Częściowo się z panem zgadzam, ale.. niezupełnie, ale to już inny temat.. A jako kobieta?
    -Czy … mi się podoba jako kobieta? Hmm…. ja mam narzeczoną, kocham ją, ale fakt, że Magda jest kobietą ładną i oryginalną, tak… pociaga mnie jej uroda mimo że nie jest idealna.. Ma cudowne ciało.. no i..
    -Jest swietną kochanka.. tak?
    -Nie zaprzeczę. Ma w sobie taką siłę i energię seksualną.. Jest cudowna.. – Ian rozesmiał się .. podczas gdy Lucas uważnie go obserwował. Czuł jak kolejne rozmowy, wypowiedzi wzbudzały jego rozdrażnienie i .. tęsknotę za nią, za Magdą i zazdrość.. Był tego coraz bardziej świadomy, a jednocześnie nie potrafiłw sobie stłumić , przygasić tych odczuć.. Domyslał się wiele w przypadku magdy, nie wiedział jednak, że taki efekt wywrze na nim spotkanie z jej znajomymi przyjaciólmi kochankami.. Nie sądził, że aż tak mu na niej zależało… Tam.. po prostu o niej nie myślał… zapominał.. tu, czuł jak ogarnia go pasja i złość… i żal, że ją …. utracił? W to nie mógł uwierzyć..
    Niedlugo potem pożegnał się z Ianem i wyszedł, nie mógł znieść jego lekkiego, niemal rubasznego tonu.. Jego prostoty myślenia i zachowania…

    A ona wciąż myśli o jednym… Magdaleno!

    „Przepłakałam całą noc, nie zmrużyłam oka.. Rano spojrrzałam na swoją twarz w lustrze – Cóż za brzydula!.. I cóż za głuptas z ciebie… Stanęły mi przed oczyma obrazy  wczorajszego wieczoru.. Byliśmy zmęczeni oboje.. Przygotowania trwały już od wielu tygodni.. potem msza w katedrze, tłum zaproszonych gości i przyjęcie… kręci mi się w glowie… xle czułam się już wówczas.. Słyszałam tylko wokół siebie – Panna młoda jaka blada.. – To najpewniej z przejęcia – zapewniali inni.. – Tak, byłam zdenerwowana i przejęta.. bo jakże i nie być w tak wielkim dla panienki dniu.. Cieszyłam się tylko, że nikt nie domyśla się jak bardzo się boję.. jak bardzo bałam się tego sam na sam, które nastąpić miało w nocy.. sam na sam z nim, z moim mężem.. Starałam odsuwać od siebie te myśli, oddać przygotowaniom, i zabawie, i zabawianiu gości.. A gdy zostalismy w końcu sami, w sypialni.. Panie Boże, pamietam tylko, że czułam…. odrazę, do jego ciała i jego oddechu przesyconego alkoholem.. jego dłoni.. szorstkich.. niedelikatnych.. Starał się, być może starał się być delikatny.. a jednak musiałam zacisnąć zęby by nie wyć z bólu.. Zbliżył się do mnie dwa razy.. i jeszcze raz, potem. Odwracałam głowę, gdy próbował mnie pocałowac.. Nie mogłam znieść jego oddechu.. Odczułam ulgę, gdy dostrzegłam, że zmęczył się wreszcie, zaspokoił za trzecim razem.. Odsunął w końcu i zasnął natychmiast.. Boże, Boże… zastanawiałam się już tylko rozczarowana i zrozpaczona, czy zbliżenie mężczyzny i kobiety zawsze wyglądało tak samo.. boleśnie niemile odrażająco… Starałam się wyobrazić sobie nagą postać mojego ukochanego Piotra.. Nie, on nie był taki.. Nasze uczucie i nasza relacja była piękna wzniosła idealna, czuła….. duchowa.. ”
    Biedna Maria.. Zaszokował mnie ten opis, Lucas.. Wyobrażasz sobie, te czasy.. kobieta bezwzględnie uległa mężczyxnie, żadnego prawa do własnego zdania, a szczególnie w sprawach .. łóżkowych.. od razu uznano by ją za puszczalską, kobietę lekkich obyczajów.. Stanisław zapewne rozwiódł by się z taką, która ośmieliłaby się otwarcie powiedzieć co sądzi o jego delikatności i umiejętnościach kochanka, ha ha! Cóż, jej wcale nie było do smiechu, wystarczająco wiele odwagi trzeba zapewne by doznania te i doświadczenia zapisać w pamiętniku.. Pamiętasz co powiedziałam ci kiedyś? O tej rzekomej pomyłce Boga, który o wiek później wysłał mnie na świat z całym potencjałem intelektualno-psychicznym epoki dziewiętnastego czy nawet osiemnastego wieku.. Talenta niedopracowane, skłonności wielokierunkowe ulubienicy salonów, utalentowanej słodkiej grzecznej panienki, potem zonki jakiegoś mieszczucha czy arystokraty.. Ot tak mówiłam, tak, ale .. pozostał ten jeden istotny element.. Skłonności zmysłowej energicznej żywotnej natury, które w tych wspomnianych wiekach niechybnie zaprowadziłyby mnie na ulicę w najgorszym przypadku, otoczyły złą sławą w przypadku pośrednim, lub skazały na rozdwojenie osobowości i wieczny niedosyt i skarłowacenie charakteru w przypadku najlepszym … najlepszym? No cóż, nie wiem, co byłoby sytuacją najlepszą.. O to mniejsza.. otóż te sklonności pozwalają mi własnie czuć się w pelni kobietą, z ciała krwi i kości…i duszy.. bo ta też zmysłowa być może. Wiem, że potrafię być świadoma swego ciała, czego dopiero bardzo późno doznała Maria.. Ale .. są chwile, gdy przeklinam cały wiek dwudziesty i siegam myslą nie do pruderii mieszczańskiej moralności.. a raczej głeboko ku sredniowieczu albo ku siedemnastemu stuleciu.. wówczas potrafiono tak silnie odczuwać wiarę i wszystko, co z duszy pochodzi, jak silnie doznawano pokus ciała i jego zmyślowości.. I post i karnawał, współistniały obie skrajności.. tylko każda miała sobie właściwy czas…
    Ale dzisiaj ja jestem Marią … Marią Magdaleną.. Jestem katoliczką, jestem Polką, jestem kosmopolitką i Francuzką.. pisarką artystką i informatykiem… Nie ma mnie jednej..
    Pamiętasz… nigdy nie powiedziałeś, że mnie kochasz.. bo nie wierzysz w miłość.. niezmienną, stałą…
    Pamietasz.. powiedziłam ci, że cię kocham i że kocham wielu mężczyzn, każdy daje mi coś innego, coś czego potrzebuje inna za każdym razem moja część osobowośći .. i kocham każdego inaczej.. bo wierzę w miłość.. niezmienną, stałą, która nie kończy  się i nie wygasa nawet gdy związek się kończy….

    Islamabad. Odnalazłem Harena Ahmeda…zwanego Peterem.. Co za dziwaczna zbitka imion… Dostrzegalne mieszane pochodzenie jego rodziców. Przyjety jestem z wielką otwartością.. Mężczyzna małomówny, ale szczery, cholernie inteligentny… umysł ścisły..
    -To było zupełnie przypadkowe spotkanie, w Amsterdamie, w cyber-café, nie pamietam już zbyt dobrze okoliczności.. sytuacji samej.. Pamiętam ją. Była ubrana w czarne spodnie, nie dżinsy.., bluzka granatowa ze śmiesznym rozcięciem u szyi i sznureczkami zamiast guzików.. potem jakiś płascz, czy kurtkę miała, tego już nie pamietam.. i plecak, czarny plecak..
    Oboje chcielismy sprawdzić swoje skrzynki pocztowe. Ona zrobiła to w pietnascie minut, mi zajęło opróżnianie skrzynki z korespondencji ponad pół godziny.. Dostaję mnóstwo listów..
    -Tak, prowadzi pan firmę komputerową.. Jest znana nawet w Portugali – Lucas usmiechnął się.. Od-usmiechnął się Haren i kontynuował opowiadanie..
    -wczesniej, no tak.. właściwie to zaczęła się znajomość dzięki rozmowie, przy barze.. Miejsce obok niej było wolne, przysiadłem się.. Potem zgaduj zgadula – z jakiego jestem kraju, z jakiego ona.. Oboje widzielismy w sobie obcokrajowców w kraju Holendrów.. Oboje wyczulismy jak bardzo od siebie muszą być oddalone nasze własne państwa.. A jednak łączyło nas wiele..Magdalena spoglada na świat tak jak ja.. otwarcie odważnie wyzywająco.. Odrzuca obawę, wychodzi naprzeciw światu.. Spotyka się z ludźmi, których kocha i którzy ją fascynują,, niezależnie od ich swiatopoglądu, przynależności narodowej.. pozycji społecznej… Osobiście wierze, że w dużej mierze własnie Inernet pozwolił myśleć w ten sposób wielu ludziom.. młodym ludziom, tym którzy nie boją się zmian i wyzwań.. Oni.. hmm, my patrzymy na świat ponad granicami.. Internet nie ma granic, są salony gdzie można pogawędzić, są salony narodowe… ale najczęsciej ludzie odnajdują się dzieki wspólnym zainteresowaniom.. i niezależnie od języka ich rodzimego potrafią porozumieć się .. zazwyczaj po angielsku.. angieslki dominuje..
    -Widzę, że jest pan rzeczywiwscie zafascynowany rzeczywistoscią wirtualną.. Przyznaję że i mnie ona ogromnie pociaga..
    -Cóż, ja  z tego żyję – roześmiał się głośno.. – poza tym, wierzę, że ten rodziaj komunikacji, wymiany informacji, usług.. nawizaywania znajomości, współpracy, handlu.. ma po prostu przyszłość..
    -dobrze, chciałbym jednak aby powiedział mi pan kilka słów o pana spotkaniu z Magdą… Hmm , wydawało mi się, że ona określiła pana gdzieś w swojej książce jako osobę małomówną… – Haren dostrzegł delikatny ironiczny półusmieszek Lucasa..
    -Pan kpi ze mnie..
    -O nie.. – zdawało się szczerze zaprzeczył Lucas
    -O internecie.. to w końcu moja praca, moje życie.. mogę mówić o tym więcej niż mówię zazwyczaj na inne tematy.. I dlatego.. dlatego trudno mi będzie opowiedzieć panu o moim związku z Magdą..   Pamiętam, że z początku nie zwróciłem na nią uwagi.. taka niepozorna dziewczyna.. Potem pomyślałem, że nie jest w moim stylu, że sama zresztą nie zwróci na mnie uwagi.. Ale jednak.. Więc.. rozmawialiśmy, przy barze.. potem.. przeszlismy do jakiejś innej kafei w okolicach placu Dam. Zjedliśmy kolację w chińskiej restauracji.. Pamietam, że nie mogłem oczu oderwać od jej piersi.. Przez bluzkę dostrzegałem jej wystające sutki.. nie wiem, może była podniecona.. może po prostu zmarznięta.. było zimno.. mnie podniecał ten widok ogromnie..i miałem ochotę ją pocałowac. ….
    .. szliśmy wcześniej wzdłuż Damrak, kupiłem jej różę.. sztuczna.. nie było tam innych.. widziałem , jak zrzuciła ją niechcący pod stół w tej chińskiej restauracji.. Nie zauważyła.. Nic nie powiedziałem.. Była rozczulająca potem, gdy przepraszała mnie za tę zgubioną różę .. – Lucas obserwował oczy Harena, ciemne, żywe.. Czuł , że ten mężczyzna był jego prawdziwym rywalem.. Domyślał się że jego własnie Magda kochała rzeczywiście głęboko.. domyślał się pasji, z jaką musiało ogarniać ich pożądanie.. Wiedział, że u Harena jak i u niego samego Magda odnalazła to własnie – spełnienie seksualnych potrzeb i pasję namiętności i zrowumienie pełne jej cielesności tak nierozerwalnie złączonej z duchowością.. Lucas czuł jak wzrasta w nim zazdrość i nienawiść niemal w miarę jak siedzący naprzeciw niego mężczyzna opowiadał swą historię.. A jednocześnie był świadomy że tamten domyśla się jego i uczuć i osobistego stosunku do Magdy.. Jeszcze jeden, który ani odrobinę nie uwierzył w dziennikarskie rzemiosło Lucasa. Starał się zachować powagę, zachować kamienną twarz i słuchał nieporuszenie dalej..
    -W Magdzie odkryłem moje własne pragnienie akceptacji i miłości pełnej.. akceptacji mojego ciała i fizycznych seksualnych potrzeb.. Odczuwaliśmy tę sferę w ten sam sposób, jako głęboko związaną z naszym „ja”, z naszą osobowością.. JA nie potrafię niemal funkcjonować bez zaspokojenia fizycznego.. nie potrafię, nie chcę szukać środków zastępczych.. bez niej,, teraz gdy jest daleko, gdy spootykamy się rzadziej.. – rzadziej?? – więc jednak spotykają się! – zaskoczyła Lucasa ta kwestia, nie rzekł jednak nic, nie dał po sobie poznać zdziwienia wewnetrznego nawet jednym mrugnięciem oka.. – hmm, czuję się jak.. jak spragniony, głodny, jak narkoman na głodzie… ha ha, no, nie studiowałem literatury jak Magda, nie potrafię się obrazowo wypowiadac.. – speszył się.. do tej pory lucas widział, że opowieść o Magdzie całkowicie pochłonęła Harena.. teraz nagle zaciął się.. widoczne było, że nie ma ochoty już mówić o niej..
    czy tęsknota czy scztuczność sytuacji zraziła go.. milczał.. po długiej dopiero chwili, której Lucas nie chciał przerywać, sam również pogrązony w zamyśleniu.. , wyobrażeniu o niej.. Haren wypowiedział jedno zdanie..
    -Ona, jak i ja… po prostu szukała rozpaczliwie pełni miłości.. tej idealnej, która syci i zaspokaja.. i rani jednocześnie.. ale o tym, że rani zapomina się, bo jest zaspokojenie…

    Jej wokalna pamiętnikarska opowieść zdała mi się kontynuacją wypowiedzi Petera…

    Zupełnie mi się nie podobał.. to nie ten styl.. a jednak było w jego sylwetce, w jego ciele coś.. rozbrajającego, coś dziecinnego, jakaś bezradność…Nie twierdzę, że nie jest przystojny, nie.. Mężczyzna całkiem, całkiem, do rzeczy.. – słyszę jej .. dość…beztroski frywolny..bo trudno to inaczej określić, smiech.. – Oczy ciemne piwne to oczy uwodziciela, łągodne i bezczelne zarazem.. pożadliwe i delikatne, nieśmiałe.. słowem mieszkanka jaką lubię, miesznaka sprzeczności, które usiłują dojść do porozumienia, kształtowac wspólnie osobowość. Hmm, wiem, za abstrahuję i rozwodze siębez celu.. Ale nie, chcę ci tylko, Lucasie, dać do zrozumienia, tak, chcę właśnie abyś ty jeden wiedział, jak bardzo ten mężczyzna zapadł mi w serce.. On nadszedł w momencie gdy moje poszukiwanie miłości, jej potrzeba były tak wielkie że lada chwila eksplodowałabym szaleństwem, jakimś uczynkiem niezrównoważonej psychicznie romantyczki.. Znasz mnie.. Ale poawił się. We właściwym momencie.. A ja po prostu nie wierzę w przypadki, które rzekomo chodzą po ludziach.. ja wierzę w przeznaczenie i w fatum i w opatrzność.. w mojego prywatnego boga i anioła stróża który i strzeże mnie i karze… pociąga za sznurki.. zatrzyma mnie nieraz  i niemal słysze jego „stój, wariatko, gdzie podążąsz?” albo poluzuje mi cugle, wydłuży sznurki kukiełce.. i czuję się silna i wolna i samodzielna..
    Ale wciąż wiem że jestem i kukiełką i lalką i maską…zwierzeciem dzikim i oswojonym zarazem…
    Wciąż czytam pamietniki Kornelii Marii.. Niemal kończę je już. Najciekawsze fragmenty niestety są mało wyraxnymi zapiskami na marginesach i na okładce i na ostatnich kartach każdego z zeszytów.. drobnym maczkiem.. szalenie niewyraxne… Poznałam już niexle tę kobietę.. Jak żałuje, że nie odnalazło się wciąż jej tłumaczenie Andromachy.. Nie odnalazłam na kartach pamietnika żadnej o tym wzmianki.. może wykonała tłumaczenie później? Może może może.. gubię się w domysłach…. Andromacha byłaby ciekawym kontekstem dla losów Marii.. która wierna-niewierna.. nie mogła się zdecydować czego sama chce.. Ha ha, może przetłumaczyła Andromachę jako podporę duchową dla swoich rozterek małżeńskich? Andromacha – wierna zona, wierna aż po grób.. no, Racine ją tego zejscia do grobu pozbawił…. Ale po coż ja ci to opowiadam.. historii Andromachy, którą ci po wielekroć opowiadałam,  na pewno już znów nie pamiętasz.. a miejsca na kasecie mojej już tyci.. mało.. Nie przerażaj się tym, co powiem i moimi skojarzeniami.. ale… czuję się chwilami właśnie jak Andromacha… Nie ze wzglęu na jej wierność.. którą mam ochotę nazwać nieczystą cnotliwością i tchórzostwem.. ale ze względu na jej samotność i umiejetność utrzymania duchowego kontaktu z umarłym ukochanym Hektorem.. I myślę sobie, że tak tworzę dla ciebie mój oralny pamiętnik .. jakby zza grobu.. i nie wiem które z nas jest już po tamtej stronie.. I jeszcze … tylko chciałabym wierzyć w zmartwychwstanie ciała z duszą razem… w twój powrót..
    Gdybym choć miała przy sobie twoje dziecko.. jak Andromacha.. Ale, bardzo uwazałismy, aby to dziecko się nie wydarzyło w naszej historii.. – lucas usłyszał jej gorzki smiech, który wiedział.. tłumił  łzy..

    Ankara… Pamiętnik Magdaleny pozostawił mi istotny trop.. Domyśliłem się, gdzie przebywa.. pomogła mi również wypowiedź niezamierzona jej matki.. – żachnęła się w mojej obecności „tylko jej w głowie te Turcje i Ameryki.. A nas nieczęsto odwiedza!” 
    Tylko jej w głowie Turkowie i Amerykanie i.. Francuzi i Holendrzy.. – dodałem sobie w myślach.. – A gdzie miejsce dla Portugalczyka? Tak bardzo już za nią teskniłem…
    -Szuka pan Magdaleny? Jest pan jej przyjacielem? Nie ma jej na razie, wróci wieczorem.. Ale proszę, zapraszam do środka.. Napiję się pan czegoś? Kawa? Kieliszek martini.. wino?
    -Poproszę kawę, mocną…
    -Expresso.. Aha, pan z Portugalii? Hmm, my tu też lubimy mocną krótką.. Magdalena zawsze ją rozrzedza wodą.. – skrzywił się komicznie.. – albo mlekiem.. A więc martini się pan nie napije?
    -No dobrze, poprosze.. o, już, pół kieliszka.. Nie pijam w zasadzie alkoholu.. Hmm, pana martini jest wyśmienite..
    -tu jest lód.. – chwilę pili w milczeniu.. zaterkotała w kuchni zaparzona kawa w imbryczku wloskim.. Hakan wstał, po chwili przyniósł dwie aromatycznie pachnące filiżanki gorącej kawy.. Kontemplowali smolisty mocny napój.. Lucas w końcu przerwał ciszę..
    -Proszę mi powiedzieć coś o Magdalenie.. Tak dawno się nie widzielismy.. Będzie z pewnością zaskoczona..
    -Ucieszy się , to pewne.. Uwielbia wizyty przyjaciół.. Ma ich tylu.. Pojawia się co jakiś czas jakaś osoba z jakiegoś odległego lub bliższego zakątka swiata.. Witam ją ze zdziwnieniem w progu.. tak, jak pana – jego oczy śmiały się dobrodusznie i ciepło w momencie gdy opowiadał – a ona, Magda rzuca się jej na szyję.., sciska całuje.. na początku byłem zażenowany.. zdziwiony.. ale przyzwycziłem się.. Wydae mi się zresztą, że poznałem już większość jej przyjaciół, ale .. nie, chyba nie doceniam w tym momencie jej niezrozumiałej dla mnie łatwości nawiązywania kontaktów wciąż nowych .. Ale cóż, obawiam się , że jestem w stanie wszystko wybaczyć Magdalenie.. Taką ma naturę, otwartą.. ja mówię też, że naiwną.. ale ona irytuję się słysząc tę moją opinię..
    -Myslę, że to w pewien sposób prawda.. jest naiwna.. tylko jakby.. rozsądnie.. Ona lubi być naiwna,,
    -A może tylko chce przekonać tę drugą osobe, że taka jest.. Hmm, nie imała się jeszcze aktorstwa, ale kłamać potrafi doskonale i bez zmruzenia oka.. Przejrzałem ją.. – rozległ się znów ten soczysty rubaszny niski smiech Hakana.. – Zdążylismy się już nieźle oboje poznać.. Ostatecznie to już rok, jak jesteśmy razem.. A właściwie, gdyby policzyc tamte dni niespełnionych spotkań, obietnice i listy i rozmowy online.. Ale pierwsze nasze spotkanie miało miejsce rok temu.. Wkrótce mija rok..
    -Czy..zamierzają się państwo pobrać? – proszę wybaczyć to osobiste pytanie .. – Lucas od kilku chwil zbierał w sobie siły i odwage by zadać to właśnie pytanie, które nurtowało go nieustannie… Nie był pewien.. Magdalena nigdy nie wspominała o tym w swoim pamiętniku oralnym, nigdy nie napomykała o ewentualności małżeństwa z Hakanem, a jednak Lucas domyślał się, że o nim właśnie myślała… Był, nie tym, którego najbardziej kochała, lecz tym, który najwieksze zapewniał jej bezpieczeństwo.. oparcie, którego potrzebowała. – Ona zawsze była typem romantyczki praktycznej, przyziemnej idealistki…- dlaczego nagle zebrało się w nim tyle złości, dlaczego myślał o niej negatywnie.. ? Zamknął się na słowa Hakana, przepływały obok.. do tego stopnia, że w pewnym momencie, wyrwany z zamyślenia, musiał poprosić o powtórzenie odpowiedzi.. I ułyszał
    -Tak, ja bardzo chciałbym by przyjęła moja dawno wysuniętą juz propozycję, ale Magda.. nie wiem, waha się.. Wiem, że chce byc niezalezna, nie da sie łatwo wpędzić w klatkę domowej egzystencji domowej żony.. Ha ha! nawet nie wyobrażam sobie takiej mozliwości!
    -Hmm, chyba miło jest mieć żonę, która codziennie przygotowuje smakowite obiadki na czas, sprząta.. – pokusił się o ironię Lucas.. Hakan spojrzał jednak na niego ze zdziwieniem..Lucas zrozumiał, że ma przed sobą inteligentnego dojrzałego człowieka.. Zrozumiał wybór Mgdaleny.. Poczuł coś na kształt żalu, zazdrości.. roczarowania.. Wciąż wierzył, że Hakan okaże się mierną osobowością, mężczyzną, który nierozumiejąc jej potrzeb jedynie stłamsi jej osobowość.. Wierzeył że nieskończenie łatwo będzie mu „uwieść ją na nowo”, skłonić do opuszczenie Hakana.. zmiany planów.. Dostzregł teraz z całą wyrazistościa jak bardzo się mylił.. Pozostała mu jednak gdzieś w głębi serca nadzieja na zachowane może resztki jej miłości do niego….Hakan tymczasem nie dostzregając jakby zamyślenia i zakłopotania Lucasa podtrzymywał rozmowę..
    -cóż, ja nie wymagam od nie j by była przykładną żonusią w kuchni i w sypialni.. Nigdy takiej nie miałem, moja poprzednia zona była typem niezależnej feministki – roześmiał sięjakoś gorzko.. – Wiem, że Magda również ceni niezależność.. Wszystkie niemal kobiety współczesne tak się zachowują? Czy nie mam racji.. – nie oczekiwał najzupełniej na reakcję ze strony Lucasa.. mówił dalej.. myśl o magdalenie, gdy juz raz skupiona na niej, najwyraźniej potrfiła zawładnąć całkowicie jego uwagą.. – I ja właśnie taką ją kocham, niezależną, oryginalną, naturalną.. piekną..
    -Nigdy nie uważała się za piękność, nieprawda? – podchwytliwe pytanie? Lucas sam nie wiedział czemu je zadał.. Usłyszał odpowiedź Hakana.
    – Ja ją za taką uważam, jest piękna.. śliczna twarz, ciało.. ale to jej osobowość daje jej to coś ciekawego i niezidentyfikowanego co kocham.. – Lucas zamyślił się nad jego słowami, złapał się na tym, że myśli w sposób całkowicie podobny. Dziwne uczucie.. Lucas zastanawiał się na ile Hakan domyślał się jego uczuć w obecnej sytuacji.. i jego stosunku do Mgdaleny.. Ze swej strony odczuwał rodzaj dziwnego współodczuwania  z tym mężczyzną, starszym od niego, przystojnym.. o równie jak jego własne kruczoczarnych włosach, i ciemnych oczach….

    Zapadał wieczór.. Promienie zachodzącego słońca wpadały do pokoju.. Hakan wstał, by pół-przysłonić drewniane żaluzje.. Lucas mrużąc oczy wpatrywał się w pomarańczowo czerwone światło..
    Powoli gasło.. kładł się cień na sofie..
    Trwało między nimi długie milczenie, obaj sączyli resztki martini z kieliszków, obaj trwali w zamyśleniu..Nie zwrócili początkowo uwagi na szczęk zamka i zaraz potem postać, która pojawiła się cicho w progu salonu..
    -Magdo, twój przyjaciel..- zaczął Hakan, urwał jednak zaraz,  widząc, że zachowanie kobiety odbiega znacznie od tego, jakie zwykł obserwowac wielokrotnie, w momencie, gdy w progu pojawiał się jeden z jej przyjaciół…
    Ten tu, przed nim, to nie był po prostu przyjaciel, to nie był najwidoczniej jedynie kochanek.. Hakan na początku już rozmowy z Lucasem wyczuł jego podekscytowanie, nerwowość.. Zastanawiał się jaki jest rzeczywisty cel jego wizyty.. A teraz.. teraz ona przyjmowała go w tak dziwny sposób.. Mgdalena.. Wierzył jej, miał do niej zaufanie.. Wstał wiec i zaproponował pozostawienie ich sam na sam..
    -O, nie, kochanie, to my wyjdziemy.. Pójdziemy na spacer.. Pokażę ci Ankarę nocą.. – zwróciła się do Lucasa i usmiechnęła się tajemniczo.. Nie znał tego jej uśmiechu..  Hakan czuł jak wzrasta w nim zazdrość, a jednak poskromił nerwy i skinął potakująco głową.. Stoicki spokój.. Lucas był pełen podziwu… w nim wrzała latynoska krew.. W sytuaci profesjonalnej zachować zimną krew i opanowanie? – zawsze.. Nigdy jednak gdy w grę wchodziła kobieta..
    Wyszli po chwili..

    Ankara tonęła w półmroku…

    Szli słabo oświetloną aleją w oddalonej od centrum dzielnicy miasta… Przystanek.. Dziesięć minut.. Dopiero za dziesięć minut podjechać miał ostatni wieczorny autobus, dochodziła dziesiąta. Mgdalena dostrzegła w głebi ulicy nadjeżdżającą w ich kierunku taksówke.. Machnęli, zatrzymała się, wsiedli..
    Szli jednym z szerokich deptaków w centrum miasta.. Lucas nie potrafił ocenić, czy podoba mu się to miejsce czy nie.. Zamknął całkowicie swą ostrozność zewnętrzną, wszystkimi zmysłami zwracając się ku niej, ku Magdalenie.. Ale ona.. nic nie mówiła, przez długi czas.. I on milczał.. To było jej prawo.. – pierwsza zacząć rozmowę.. Nie było mimo wszystko miedzy nimi wrażenia pustki, ciszy, niedopowiedzeń, zdziwienia.. Oboje wiedzieli ku czemu zmierzało to spotkanie, oboje pragnęli odnaleźć dawno nie słuyszane, dawno oczekiwane slowa drugiego…Oboje poszukiwali wewnatrz siebie i składali połamaną i pokruszoną w proch, zbutwiałą miłość.. Taką chorą ale jeszcze pragnącą istnieć, odnaleźli ją wreszcie w sobie.. Odnalazł ją Lucas w spojrzeniu Magdy gdy spojrzała na niego, prosto w oczy.. nieruchomo, jakby w hipnozie….
    -I odnalazłeś mnie…
    -I odnalazłem cię…
    -Długo, długo czekałam.. jak zaklęta księżniczka, chyba sto lat minęło.. a ja wciąż nie czułam twojego pocałunku.. I w końcu zdecydowałam, że nie chcę całe zycie przespac.. nie chcę wiecznie być ropuchą.. Chcę żyć..
    -Magdo.. Ja.. rozumiem.. Nie tłumacz się.. kochanie..
    -Nigdy nie nazywałeś mnie „my darling”, nie lubiłeś tego…
    -Tak? – Lucas uśmiechnął się delikatnie, kpiące ogniki zapaliły się w jeo źrenicach.. .. nie mógł mimo wszystko opanować uczucia rozbawienia na dźwięk jej pełnego rozmarzenia głosu, słuchając jej słów, które prawie zawsze składały się w żartobliwe bajki, słowa dziecka, słowa dobrej wróżki..
    -pocałuj mnie… – usłyszał jej… atmosfera zupełnie nie przypominała romantycznej scenerii z bajki.. Mimo późnej pory , śmigały obok nich samochody z niedopuszczalną prędkocia na liczniku.. przejeżdżały z wydłużonym świstem motory.. odzywała się muzyka z barów które mijali, nocnych clubów.. dyskotek…
    – pocałuj mni Łukaszu.. – zbliżyli usta.. jej były wilgotne, jego suche.. przełknął nerwowo slinę.. czuł że coraz bardziej jej pragnie.. Obsesyjnie wirował mu za każdym przymnknieciem poiwek jej obraz.. obraz nagiej kobiety.. tak jak ją ostatni raz zapamietał.. jak pochylała się nad nim.. naga.. nad nim, na nim.. w łagodnym ruchu przypływów i odpływów.. łagodnym ruchu zbliżania i oddalania, uniesienia i opadania.. od i ku jego ciału.. Czuł dotyk jej skóry, jej ud, jej rąk.. czuł jej pocałunek.. ten jedynie był realny w tej chwili..
    -chodź, pokażę ci mój instytut.. tu pisze mój doktorat…. spotykam się z ludźmi .. eh, całe to środowisko naukowców, do którego zresztą nie należę w pełni i nigdy należała nie będę.. pracuję tuż obok… Elle.. wydawnictwo.. ale … wiesz zawsze marzyłam o wirtualnym świecie… istnieją i wydawnictwa.. Dlatego cieszę się że jedziemy do New Yorku. Tam wreszcie będę mogła tworzyć online.. wydawać, kreowac, promowac..
    -Magdo..
    -I jeszcze…
    -Magdo… proszę…
    -Tak?
    -Mam wrażenie, że uciekasz mi, przestań, prosze.. nic nie mów, mów.. mów o tobie.. mów o ..o nas….
    -Co chcesz żebym powiedziała Lucas? Kocham cię.. Kocham cię wciąż, a teraz gdy znów cię zobaczyłam, wiem że kocham cię wciąż tak samo.. ale, twoja epoka już odeszła, jest zamknięta.. obudziłam się sama.. bez twojego pocałunku, ja.. księżniczka żaba, księżniczka niechciana..
    -Magdaleno.. – Nie miała siły podnieść już oczu ku jego twarzy, wiedziała jak smutne były jego oczy.. bała się ujrzeć w jego oczach tę zbyt przekonującą jeszcze nadzieję, bała się, ze zmusi ją ten wzrok do zmiany zdania .. i porzucenia tego, co z taką wytrwałością i takim uporem już zbudowała.. ten harmonijny przynajmniej z pozoru swiat szczęścia z Hakanem, świat spokoju i pracy.. Pisała ostatnio mniej własnych tekstów, poświęcała czas tekstom źródłowym niezbędnym dla powstania jej pracy doktorskiej.. Odnalazła rękopismienne tłumaczenie „Andromachy” Racine’a przez Kornelię Malczewską. Starała się o publikację pamiętników tłumaczki.. Starała się o publikacje własnych ksiązek.. Wciąż pisała swoje dzienniki, wciąż czytała cudze.. kobiece..
    A w Andromasze widziała i perwersję i wierność i nieludzkość i świętośc.. Chciała wykreować, z mozołem.. Andromachę o wielu literacko-translatorskich obliczach, Andromachę francuską polską angielską.. grecką.. .. choć najmniej już w sobie ta postać miała z Greczynki.
    Bo ta praca kazała wpatrywać się w Andromachę, a Andromacha była wierna..
    Bo pisanie jej własne, opowieści jej własne były przecież poszukiwaniem slepym jakichś zagubionych myśli i cieni przeszłości.. buszowaniem w świecie niespełnionych marzeń.. A tego nie chciała.. Żyć tu i teraz – tego chciała się nauczyć..
    -Magdaleno.. – znów usłyszała.. – znów oddalasz się ode mnie.. I tak jesteś daleko.. i jeszcze myślami oddpływasz.. jesteś dalej niż byłaś gdy cię nie było..
    -gdy ciebie nie było, mój Romeo.. – usmiech.. smutny. – Chodź, Lucas, dość mam ulicy, gwaru, miasta..
    Weszli do jednego z małych hotelików trójgwiazdkowych.. Cisza.. wybiła jedenasta..
    Pokoik był maleńki.. łózko zdawało się być ogromne..
    Młoda kobieta stała nieruchomo przy oknie, tyłem zwrócona do pomieszczenia, młoda kobieta, blondynka, szczupła, nie chuda.., niska, drobna, w niebieskim cieniutkim sweterku z wełny, w sukience długiej, której jedno wąskie ramiączko uparcie lekko opadało.. odsłaniając drugie cieńsze jeszcze koronkowe ramiączko stanika.. również błekitne.., blondynka, której rozjaśnione naturalnie przez słońce pasemka włosów opadały na twarz, podniosła dłonie, chciała poprawic spiete wysoko włosy.. poczuła na swoich dłoniach dotyk jego dłoni.. nie pozwolił spiąć.. wyjął spinki wyjął szpilki, rozsypały się pół-długie włosy na ramiona.. Poczuła pocałunek na szyi.. nie były już suche jego usta, były wilgotne, gorace..
    A potem już tylko spojrzenie na niego.. i pocałunek, i dotyk jego skóry, jego rąk, ust, jego ciało ciemne spalone, jego owłosienie na piersiach, nieznaczna szorstkość zarostu, miesnie które drgały nerwowo.. sprawgnione powstrzymywane siłą do tej chwili pożądanie.. później napięcie i ulga gdy wszedł do wewnątrz, gdy wszedł w nią, głęboko, wielokrotnie, delikatnie, silnie, delikatnie…. gdy długo długo czekał na nią, na jej spełnienie, gdy sam w końcu zmęczony zrezygnował z pełnego zaspokojenia.. Orgazm? Nie. Nie mogła dojść do końca.. nie mogła nie chciała nie potarfiła.. podświadomie bała się spełnienia, pełnego zaspokojenia i rozkoszy i szczęścia z nim…A przecież tak długo na to czekała.. Teraz ona na nią czekał.. Ale czekać musi dłużej..do końca
    Ale może nie ma początku ani końca, a początek jest może końcem zarazem….a koniec początkiem… nasza historia też nie ma końca, a początek jaki był .. zapomniałam…
    -A pamiętasz nasze pierwsze spotkanie? -zapytała cicho.
    -Hmm…noc w hotelu.. noc, wędrówka po mieście..
    -kąpiel..
    -A potem kochalismy się… długo..
    -I nie miałam orgazmu
    -I nie miałaś orgazmu..
    -Bo nie czekałeś dość długo..
    -Czy nie czekałem przed chwilą dość długo, Magdaleno?
    – A czy ja nie czekałam już dość długo na ciebie, Łukaszu? Tak. Już dość długo, już dość…

     

     

    Dogasało spokojnie lato. Zbliżał się wrzesień. Magdalena wróciła przed kilkoma dniami z Polski, krótka samotna wizyta u rodziców.. Od kilku miesięcy mieszkała w Nowym Jorku..

    Dogasał spokojnie sierpień. Lato jeszcze w całej pełni. Lizbona osłoneczniona, owiana podmuchem oceanu żegnała Lucasa. Za kilka godzin jego samolot miał lądować …